Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2019, 21:14   #31
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację
Plotka szerzyła się niczym szarańcza i pustoszyła ludzkie umysły. A tyle razy mentor Volkmara powtarzał mu w przeszłości, że głupota człowiecza nie zna granic. Burmistrz nie jedno już widział i nie jedno przeżył, ale nadal trudno mu było uwierzyć, że ktoś specjalnie rozsiewa fałszywe informacje, panikę i podjudza ludzi. To, że tak było w oczach Volkmara nie ulegało żadnej wątpliwości. Osiedlając się w Gluckwunsch Volkmar miał nadzieję, że ludzie tutaj są choć odrobinę inni. Odrobinę uczciwsi. Odrobinę rozważniejszy.
- A tu taki chuj - burmistrz zaklął siarczyście pod nosem i waląc pięścią w stół.
To powinien być spokojny wieczór spędzony przy kieliszku wybornego czerwonego wina i lekturze dobrej powieści. Powinien, ale nie był.
Volkmar siedział w salonie i czekał na przybycie swego teścia, Gwidona. Musiał z nim omówić zawiłości całej sprawy.

Ostatnia świeca dopalała się już w kandelabrze, gdy Gwidon z mocno zafrasowaną miną rzekł:
- Masz racje synu - Volkmar nie lubił, gdy teść tak się do niego zwracał, ale co zrobić - Musimy działać. Gra idzie o wielką stawkę i nie mamy innego wyjścia, jak podjąć to ryzyko.
- Jeżeli plan nie wypali, to kto wie co się stanie.
Volkmar był przekonany, co do słuszności swego planu, ale wypowiadając te słowa chciał, aby teść pozbył się wszelkich wątpliwości i poparł go całkowicie.
- Zdaje sobie doskonale z tego sprawę. Jednak w obliczu tak podłych spisków i gierek, naprawdę nie mamy innego wyjścia. Musimy zagrać va bank i mieć nadzieję. że wszystko pójdzie jak należy.
- Należy liczyć się z oporem, a może nawet z rozlewem krwi. - podpuszczał dalej Volkmar.
Gwidon posmutniał i na chwilę skrył dłonie w twarzy. W końcu wziął głęboki oddech, wstał i rzekł:
- Do radzenia Volkmarze. Czas działać!
Woerfel miał się już podnieść i uścisnąć dłoń teścia, gdy do salonu ktoś zapukał.
- Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać - krzyknął.
- Proszę o wybaczenie panie, ale mam ważne wieści z bramy.

Wieści faktycznie okazały się ważne i przez chwilę Volkmar myślał, że jego plan spalił na panewce. Wystarczyła jednak chwila głębszego zastanowienia, by w tym nieprzychylnym zdawałby się wydarzeniu dostrzec wielką szansę i słaby błysk nadziei.

Volkmar przywidział uroczysty strój, pożegnał się z żoną i kazał jej pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu. Sługi uzbroi i przykazał, aby zabili każdego kto bez jego wyraźnego polecenia przekroczy próg domu.
Wysłał też młodego Hansa, syna kucharki, aby zaczął bić w dzwon alarmowy znajdujący się na rynku. Alarm miał sprawić, aby wszyscy mieszkańcy Gluckwunsch zebrali się przed ratuszem.
W tym czasie burmistrz w towarzystwie swego teścia czym prędzej udali się do ratusza. Volkmar kazał zabarykadować drzwi i na schodach prowadzących do nich ustawił dwóch strażników z nowego naboru. Dla zachęty i kurażu wsunął im po złotej monecie do kieszeni.
- Sprawcie się chłopaki, a to się wam na pewno opłaci.

Gdy drzwi ratusza zostały zatrzaśnięte, Volkmar wszedł do sali, gdzie zbierała się rada. W dłoni ściskał glejt, którym legitymowała się grupa łapserdaków, awanturników, zwanych dla niepoznaki Poszukiwaczami Przygód.
Volkmar spojrzał na strach malujący się na twarzy teścia. Położył mu dłoń na ramieniu, aby dodać otuchy i spytał:
- Jesteś gotowy Gwidonie?
- Już bardziej nie będę. Do dzieła!
Volkmar kiwnął głową i szerokim gestem otworzył drzwi prowadzące na taras, który wychodził na rynek.
Hans z wielkim zapałem szarpał sznur od dzwonu alarmowego, a tłum mieszkańców Gluckwunsch wyrwanych ze snu, powoli gęstniał na placu przed ratuszem.
Volkmar wziął głęboki oddech i wyszedł na balkon. W głowie miał już słowa przemowy, którą wygłosi. Teraz nie było już odwrotu.
- Niech się dzieje wola nieba - mruknął pod nosem burmistrz, powtarzając powiedzonko, swego mentora.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
PeeWee jest offline