Dzwony biją... Czeladnicy dopadli Małodobrego gdy wychodził od Jacka. Baryła się spisał, a Berg jakkolwiek miał ciężką rękę w wychowaniu to potrafił też docenić dobrze wykonaną robotę i tą samą ręką rozdać brzdęk, a co może i było dla chłopców ważniejsze, wyrazić uznanie poklepując po plecach.
A więc prawdę starzec bełkotał lepiąc figurki z łajna. Giez zaś dostał z liścia. Wielkie łapsko Berga odcisnęła się na twarzy chłopaka czerwonym śladem. Mistrz wysypał zawartość sakiewki na dłoń.
- Com mówił? - warknął. - Złapać mogli. Rękę odciąć.
- Przepraszam Mistrzu! - Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
Kat odsypał połowę, schował sobie do kapsy, po czym resztę oddał.
- Dobra robota! - Podsumował.
Kazał zaraz Baryle prowadzić się do kobiety. Była młoda i niebrzydka. Gdyby się umyła i oderwała od zasmarkanego bachora, który wisiał jej na cycku, może nawet byłaby ładna. Tutaj jednak, w dzielnicy portowej, z tobołami, smarkaczami i między drewnianymi, rozlatującymi się skrzyniami śmierdzącymi zdechłą rybą była obrazem nędzy i rozpaczy.
- Zabierajcie się - zawyrokował Berg.
Wydawać by się mogło, że dobre serce nie licuje do profesji Cichego. Lecz ci, dla których je otworzył mogli zaświadczyć o czymś z goła innym. Ten dualizm mógł wynikać z faktu, że Berg po prostu lubił przykładać się do roboty, lub że oddzielał ją od życia prywatnego, lub że szukał równowagi między złem i dobrem, lub że nie znaczyło zupełnie nic.
Kat zaraz wyłuszczył w prostych słowach propozycję i warunki.
Izbę jedną u niego dostaną, osobną, coby zgorszenia nie było. Do tego wikt. Żona, nieboszczka, co przy połogu zmarła szmaty jakieś po sobie zostawiła, więc i będzie w co się ubrać. Za utrzymanie oczekuje opieki nad Anej, bidulą jego kochaną (babkę, która do tej pory się dziewczyną zajmowała się zwolni - i tak utyskiwała, że kata nie ma całymi dniami - to i suma, tego summarum taniej wyjdzie) i utrzymanie chałupy w czystości. Jeśli zechcą odejść, droga wolna.
Oferta była atrakcyjna dla obu stron. W porcie dziewczyny mogły skończyć tylko w jeden sposób. Szczególnie młode, atrakcyjne córki kobiety. Gordhul tymczasem, wykorzystując ogólną panikę zasianą przez ludzi Ślachetnej Jagody, spieniężniał z niemałym zyskiem pracę ostatnich paru tygodni, co biorąc pod uwagę fakt, że nie zapowiadało się, jakoby ów towar miał trafić w najbliższym czasie w ręce zleceniodawcy, było okolicznością bardziej niż sprzyjającą. Widząc tak dobry utarg, w dwójnasób przewyższający spodziewany, wychylili po łyku gorzałki, którą to krasnolud trzymał na specjalne okazje i podzielili zysk. Swoją część Berg zabrał i po przyjściu do chałupy zakopał pod podłogą, w sobie tylko znanym miejscu. Przysiadł chwilę przy łóżku śliniącej się córki i taka żałość go wzięła, że wstał zaraz i wyszedł.
Ktoś bił w dzwony, a zdrowy rozsądek podpowiadał, że jeżeli ktoś to robi, to ma ku temu bardzo ważny powód, więc ruszył w stronę ratusza.
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |