Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2019, 20:22   #77
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Trzeba przyznać, że Meyes pociągnęła za wyjątkowo wiele sznurków załatwiając ten wylot. Skądś udało się wytrzasnąć jej nie tylko gargulca wraz z obsługą i paliwem, ale też i pozwolenie na wylot. Co prawda nie do końca był to lot do samego Vegas i pasażerowie musieli dzielić przestrzeń z towarami lecącymi do pobliskiego garnizonu, ale… ruletki i kasyna czekały.
A grupka wszak była liczna. Oprócz samej Louise i Pearsona wraz z Guerrą, był i Cook i Hauser, oraz Carson wraz z van Erp. Ważniak próbował zaciągnąć pozostałych członków drużyny na wspólny wypad po barach. Dominic był tym średnio zainteresowany. Meyes i Cook odmówili. Oboje chcieli pograć w kasynach i zaszaleć po swojemu, a nie szlajać się w grupie po barach. Dwight… on chciał skorzystać z atrakcji jakie oferowało miasto. Ale nie takich jakich szukali Dominic czy Guerra.
Las Vegas słynęło wszak z występów piosenkarzy, magików i dziesiątków “Elvisów”.
Elizabeth nie miała specjalnych planów na ten wyjazd. Może odwiedzi kasyno… później może odwiedzi jakiś bar… wszystkiego po trochę.
Kit był pewien jednego - kilka dolarów przepuści w kasynie, kilka przegra na automatach, a potem... zobaczy się.

VIVA LAS VEGAS

Dolecieli i przesiedli się do użyczonego im w garnizonie hummera. Maszyna ta była wersją zdemilitaryzowaną i używaną przez personel biurowy. Przynajmniej w teorii. W praktyce mało kto chciał jeździć do miasta tym ciężkim potworem, skoro na podorędziu były starsze od niego, ale nadal sprawne i wygodniejsze w prowadzeniu jeepy.
Dało się więc łatwo go uprosić. I miasto stało przed nimi otworem.



Minęli słynny znak i wjechali na ulice pełne neonów, hoteli, kasyn i tysięcy gości spragnionych adrenaliny wywołanej przez uśmiech Fortuny. Miasto nieco zmieniło się przez kilka ostatnich lat.


Ale nadal pod nowym blichtrem kryły się jaskinie hazardu, alkoholu, narkotyków, rozpusty i… szybkich ślubów i jeszcze szybszych rozwodów. Może i z każdym rokiem Las Vegas było coraz bardziej przyjazne dla rodzin z dziećmi, ale jeśli ktoś chciał znaleźć rozrywkę zdecydowanie dla dorosłych, to nie było z tym problemu.
Louise, która siedziała za kierownicą hummera wyraźnie kierowała się do konkretnego celu ignorując sugestie Pearsona co do zmiany kierunku, jak i BFG, by zatrzymać się przy mijanych atrakcjach.
- Wszystko w swoim czasie.- stwierdziła stanowczo Meyes.-Najpierw hotel.

Mały i niewyróżniający się za bardzo. Na pewno pozbawiony wielu wygód i gwiazdek.
- Ok. Wybrałam taki, bo jest tani i nie będziemy spędzać w nim wiele czasu. Ma parking strzeżony, mały basen na zapleczu i pokoje z łazienkami. Pokoje pojedyncze, podwójne i potrójne. Proponuję rozplanować nasz pobyt w nim tak, by… jak najwięcej forsy zostało nam na pozostałe atrakcje. Co wy na to?- spytała Switch po zatrzymaniu hummera przed nim.
- Switch, odrobina prywatności… o tym pomyślałaś?- Rzuciła pół żartem pół serio Lili.
- Prywatność kosztuje ekstra.- przypomniała jej snajperka i dodała.- Są pokoje pojedyncze w tym hotelu, ale droższe niż dwójki czy trójki.
- Mnie tam wszystko jedno… I tak raczej łóżka hotelowego nie zaliczę.- stwierdził ironicznie Dominic.
-Przestań się przechwalać- Odparła żartem Lili.
- Trójka i dwie dwójki? - zaproponował Kit. - Im mniej wydamy na hotel, tym więcej pozostanie na inne przyjemności - zgodził się z propozycją Switch.
- Czyli wychodzi na to, że ty i ja, Louise, dzielimy jeden pokój.- Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Switch? - Kit spojrzał na organizatorkę wyjazdu.
- Nie mam nic przeciwko.- wzruszyła ramionami Meyes i spojrzała po pozostałych.-]Ja pójdę wynająć pokoje Rzucamy graty na łóżka i uderzamy w długą. A potem spotkamy się ponownie razem jutro.. .o dziewiętnastej? O dwudziestej mamy lot z powrotem.Wszyscy za?
- Może być. - Kit skinął głową, równocześnie nastawiając alarm w naręcznym smartfonie.
- Jasne.- Odparła z uśmiechem Lili. Pozostali też nie mieli zastrzeżeń.
- Dobra. To ja idę zamówić pokoje, a wy się nimi podzielcie chłopcy.- rzekła metyska ruszając do recepcji i pozostawiając resztę ekipy samą do dogadania kwestii zakwaterowanie.
- Ciągniemy losy czy… jak?- zapytał Hauser.
- Myślę że my z Guerrą i Carson możemy razem.- zaproponował Pearson.
- Może być - potwierdził Kit.

Meyes po chwili wróciła rozdając klucze. I cała ekipa udała się do pokoi, by zostawić bagaże i zająć się swoimi sprawami.

Metyska zaraz po wejściu do kwatery dzielonej z Lili rzuciła bagaże przy szafie i od razu udała się pod prysznic, rzucając tylko przez ramię do pani sierżant.- Oba łóżka twoja. Dobrej zabawy.
- Dzięki, o łaskawa. - Powiedziała z mieszanką rozbawienia i ironii Lili rzucając się przy tym na jedno z łóżek by wypróbować ich twardość. - Jesteś pewna, że nie zahaczysz o to miejsce? Może jednak jakiś sygnał? Tak na wszelki wypadek?- w jej głosie nadal dominował lekki ton.
- Nie… nie zamierzam…- drogę do łazienki znaczyły ciuchy które zrzucała wchodząc do niej. Półnaga zamknęła drzwi dodając.- A co? Zamierzasz tu kogoś sprowadzić?
- Nie wiem… wszystko się może zdarzyć…- Lili prawie zaśpiewała jej w odpowiedzi.
- Cóż... - usłyszała zza drzwi.- Tu akurat nie powinno być problemem. W tym mieście na pewno nie…
- Ależ mnie pocieszyła…- Lili rzuciła z przesadnym wyrzutem.
Nie usłyszała odpowiedzi, ale… po chwili zobaczyła efekty starań Louise. Ciasna czarna spódniczka, czarny gorset ze złotymi zdobieniami. Czarna marynarka i czarne pończochy ze złotym szlaczkiem. Meyes zupełnie do siebie nie podobna. Wyszła z łazienki i rzekła pospiesznie.
-To do jutra.-
I skierowała się do drzwi.
- Dziękuję i wzajemnie. - Lili pożegnała z uśmiechem koleżankę. Teraz ona mogła się odświeżyć i ruszyć na miasto.

Trafiła do kasyna Cosmopolitan. Jednego z najlepszych w mieście.



O imponujących salach. Można tu było grać w różne gry hazardowe. Do wyboru do koloru. Ruletka, jednoręcy bandyci, poker, oczko. Elizabeth wypróbowała ostrożnie je wszystkie. Z dość...różnym skutkiem. Poszło jej jako tako na jednorękich bandytach, trochę gorzej przy ruletce, ale obstawiała ostrożnie, więc straty były małe… zyski jednak też. Przy kartach, gdy oprócz szczęścia, przydawały się mocne nerwy i liczenie, zyski się pojawiły. Zwłaszcza przy oczku. Także wtedy zauważyła, że przyciągnęła wzrok jednego z ] bywalców przybytku.
Lili, w ogóle się z tym nie kryjąc, utkwiła wzrok w obserwujący ją mężczyźnie. Skoro on mógł jej się ukradkiem przyglądać, to ona mogła to zrobić całkiem otwarcie. Nie pozwoliła sobie jednak na dekoncentrację w grze. Mimo iż była to tylko zabawa, nie chciał kusić losu i odwrócić od siebie dobrej passy.
Uśmiechnął się dostrzegając jej spojrzenie. Przyglądał śmiało uśmiechając się i ruszył ku niej niespiesznie. Rasowy podrywacz… Lili takich już znała. Tylko czy chciała się pakować w takie romanse ? Nie była przecież Louise.
Nadal patrząc na mężczyznę Lili wyciągnęła ukryty pod bluzką łańcuszek na którym zawieszony był pojedynczy nieśmiertelnik i dwie obrączki. I zaczęła się nimi ostentacyjnie bawić. To wystarczyło by odstraszyć amanta i Lili mogła się poświęcić grze… nie przegrywając za wiele i wygrywając małą sumkę na koniec. To była całkiem przyjemna rozgrywka.

Kolejnym celem Lili była rozrywka jak najbardziej spektakularna i kolorowa. Niekoniecznie grzeczna, choć oczywiście pani sierżant nie planowała oglądać rewii przeznaczonej tylko pod “męskie” gusta. Ta na którą natrafiła, nazywała się Vulcanic Heat i… kogo obchodzi fabuła… ważne żeby muzyka była niezła, a choreografiabyła jeszcze lepsza. Pod tym względem opierając się na starych rockowych kawałkach rewia dawała radę, dając “eye candy” zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Siedząc przy stoliku i popijając drinki, Lili mogła podziwiać przedstawienie w całej okazałości… jak i obserwować Louise siedzącą w całkiem licznym towarzystwie trójki osób, dwójki mężczyzn i kobiety.
Tylko jedno spojrzenie rzuciła w kierunku koleżanki z oddziału, a później całą uwagę skupiła na przedstawieniu na które tu przyszła. Louise była duża dziewczynką i wiedziała co robi. I nie odwdzięczyła się nawet spojrzeniem, zbyt zajęta nowymi znajomymi. Jedno było pewne… snajperka nie wróci na noc do pokoju. A samo przedstawienie było wystarczająco dobre, by van Erp nie spostrzegła jak szybko jej umknęły te dwie i pół godziny.
Po przedstawieniu Lili wybrała numer do Dwighta. Posłała mu krótką wiadomość
"Vegas!! Twoja siostra!! Obiecałaś, że mnie tam zabierzesz!!"
Odpowiedź Dwighta przyszła po paru minutach.
“Moja siostra jest obecnie w pracy. Może lepiej wpaść do niej innym razem?”
"Obiecałeś!! Bo sama znajdę. " Lili opisała szybko.
Odpowiedź przyszła po kilku dłuugich minutach.
“Gdzie jesteś ? Musimy wyjechać kawałek poza miasto. Trzeba będzie wziąć powietrzną lub zwyczajną taksówkę.”

"Pod hotelem."*
“Ok. Zaraz się tam zjawię.” odparł Hauser.

Lili musiała czekać kilkanaście minut, nim BFG się pojawił starając się robić dobrą minę do złej gry. Potem ustalili, że najsensowniej będzie wziąć powietrzną taksówkę, mimo że to był dość kosztowny luksus. Na szczęście nie na tyle by puścić ich z torbami. Pojechali więc windą na dach hotelu i zamówili kurs przez smatrfona. Żółty pojazd powietrzny wylądował przed nimi. I po zajęciu miejsc w środku do niego wystartowali. Lot trwał krótko, ale był… romantyczny. Pod nimi rozciągała się rozświetlona neonami panorama miasta. I Dwight… przytulił Lili do siebie. Kobieta w pierwszej chwili zesztywniała. Zrazu jednak odprężyła się i rozluźniła odwzajemniając tę odrobinę czułości.
Podróż nie mogła jednak w nieskończoności i po 10 minutach powietrzna taksówka wylądowała przed “Little Darling”, klubem należącym do siostry Dwighta.
- Wygląda interesująco. - Lili uśmiechnęła się do Dwighta i ujęła to pod ramię. - Cieszysz się, że zobaczysz siostrę?- zadała to pytanie z rozpędu, niemal automatycznie. Ona sama cieszyłaby się gdyby mogła spotkać rodzeństwo.
- No.- odparł Hauser, ale jakoś bez przekonania. Minę też miał niewyraźną, gdy wchodzili do środka. “Little Darling” okazało się przybytkiem tradycyjnym i staromodnym. Była tu jedna duża sala z podestem dla “artystek” i stołkami wokół niego dla klientów chcących wsadzać banknoty za majtki striptizerek. Oczywiście oznaczało to, że musiał być automat do wybierania gotówki, bo większość klientów w obecnych czasach płaciło wszak zbliżeniowo.
Był też bar i kobieta za barem. Kobiet tu zresztą było dość sporo, większość skąpo odzianych i ładnych. Która z nich była siostrą Dwighta? Trudno było powiedzieć. Stroboskopowe oświetlenie i fakt, że podest do występów był celem większości reflektorów sprawiały, że reszta sali była słabo oświetlona. Z pewnością z premedytacją.
- O co chodzi Dwight?- Elizabeth stanęła przed mężczyzną tak by przysłonić mu widoki. - O nic… tylko… wiesz. Siostra jest… sama zresztą zobaczysz.- zaczął nieskładnie próbować wyjaśniać.
- Chyba nie chcesz się wycofać?- Lili zapytała przekornie.
Chciał i to bardzo… miał to niemal wypisane na twarzy.
- Nie… oczywiście, że nie.- skłamał nieudolnie.
- Bo twoja siostra jest striptizerką? A nie lekarzem, policjantem czy żona farmera?- Sierżant łagodnie uśmiechnęła się. - To chyba wracamy, co?
- Bo ona jest…- zanim zdążył wyjaśnić co miał na myśli, oboje posłyszeli głośny kobiecy krzyk.- Braciszek?! No to mnie zaskoczyłeś i to z jakim towarkiem tu wpadasz. W końcu nie trzeba będzie ci załatwiać randki w ciemno.
Barmanka w skąpej czerwonej sukience ruszyła w ich kierunku. I wyjaśniło się źródło donośnego głosu. Mary Sue była duża. Była też atrakcyjna i miała długie zgrabne nogi i biust o jakim marzy wiele kobiet… ale drobniutka nie była. Wprost przeciwnie. Dorównywała wzrostem Dwightowi.
Elizabeth dała obojgu chwilę na przywitanie się. Następnie wyciągnęła rękę w kierunku barmanki i z uśmiechem na twarzy powiedziała.
- Jestem Elizabeth. Służę razem z twoim bratem.
- No… miło mi poznać.- odparła Mary Sue z wyraźnym akcentowaniem niektórych słów, ściskając dłoń van Erp.- Więęęęc służycie razem i tylko słuużycie?
- No nie- Lili zaśmiała się głośno. - Razem włóczymy się po barach, czasami zaliczamy burdy… nie Dwight. - Szturchnęła olbrzyma łokciem w bok, tak po przyjacielsku.
- Nooo.- potwierdził BFG, ale Mary Sue spojrzała podejrzliwie na niego i potem na van Erp.
- Coś kręcicie.- rzekła wprost.- Mój mały braciszek nie uczestniczył w bójce od czasu dostania się do woja. Jest wzorowym i całkiem nudnym żołnierzykiem.
Spojrzała karcąco na Hausera.
- Spójrz na ciebie. Masz ślicznotkę pod bokiem i zachowujesz się smark na pierwszej randce. No obejmij ją w pasie, chwyć za pupę. Jak masz zdobyć sobie dziewczynę, skoro nie wiesz jak się zachować. Do łóżka też będziesz potrzebował instrukcji? Bo jak tak, to przygotuję ci ściągę.- zaczęła mówić, a karcony Hauser objął w pasie Lili przycisnął do siebie chwytając ją odruchowo za pośladek. Mocno i dobitnie.
Lili wydała z siebie coś między pomrukiem zaskoczenia a śmiechem i wywinęła się z objęć BFG.
- Spokojnie Dwight.
- Przepraszam.- odparł potulnie Hauser, co jego siostra skwitowała słowami.- Beznadziejny przypadek.
- Doprawdy kochając siostra.- sierżant zaśmiała się.
- Bardzo.- teraz to Mary Sue objęła Lili prowadząc do baru.- Chodźcie, napijcie się. Wszystko na koszt firmy.
- Dwight właśnie tak Cię opisał. - Lili odwzajemniła uścisk. -[i] Piwo poproszę.[i]
- To znaczy jak?- zapytała Mary Sue sięgając po puszkę piwa dla Lili i butelkę whisky.-Co o mnie gadał?
Siadając na stołku przy barze BFG skulił się, jakby chciał być jak najmniejszy… co było zabawne zważywszy na jego rozmiar.
- W samych superlatywach mówił o tobie tobie.- Wyjaśniła pokrótce sierżant i pociągnęła łyk piwa z butelki. - Że masz własny biznes tu w Vegas
- Mhmm… Kadzeniem się nie wyłgasz. Co naprawdę powiedział?- spytała Mary Sue nalewając sobie i bratu whisky.
- Że spuściłaś lanie narzeczonemu. - Lili uniosła butelkę lekko ku górze i stuknęła w szklankę Mary Sue - Za niezależne kobiety
- Gdy ma się takich braci jak on.- odparła przy stuknięciu. A następnie wychyliła szklankę jednym duszkiem.-Trzeba umieć się bić.
Znów spojrzała to na milczącego BFG, to na Lili.-Opowiedział w jakich okolicznościach go sprałam?
- W jak najbardziej słusznych- Mówiąc to Elizabeth potwierdzająco pokiwała głową.
- Papla…- odparła blondyna nachylając ku bratu i dociskając swój biust do blatu, gdy pacnęła go w kark.-Więc wygadał wszystko? W takim razie ty jesteś mi coś winna. Opowiedz więc coś o sobie.
- Mam kilkuletniego syna. Czterech braci, również wojskowych. Reszty nie chcesz słuchać.
- Akurat reszta jest właśnie najciekawsza. Mój brat przecież nie powiedział ci czy mam chłopaka i jeśli tak to jakiego, prawda? To nie były smakowite kąski.- odparła z łobuzerskim uśmiechem Mary Sue.
-A masz?- zapytał znienacka BFG i otrzymał odpowiedź siostry.-To bez znaczenia.
- Wykorzystaj okazję i porozmawiaj z bratem.- Poradziła po przyjacielsku van Erp.- Nie mamy za wiele czasu.
- Z nim? - spojrzała przez ramię na Hauser popijającego trunek.- Braciszku da się z tobą gadać?
-Wiesz dobrze że nie.- mruknął cicho Dwight skupiony na alkoholu.
- Z nim gadam zawsze na rodzinnych spotkaniach i na tygodniu przez komórkę. Nie da się z niego wiele wyciągnąć, skoro nic o tobie nie wspomniał.- zamyśliła się Mary Sue i zerknęła w dekolt Lili.- Pierwszej lasce, której rodzice mu nie podsunęli czy też ja.
Sierżant tylko przytaknęła głową popijając piwo. Po czym zaczęła się rozglądać po lokalu.
- Fajne miejsce.- Spróbowała zmienić temat. Zarówno Dwight jak i ona sama nie czuli się zbytnio komfortowo w ogniu pytań o związki.
- Była to nora, kiedy tu przybyłam. I nadal jest norą…- zaśmiała się Mary Sue.- Oślizgłą i pełną niedopowiedzeń. Taką jaką lubię. Te kluby ze striptizem w samym Vegas, są cholernie sterylne i bezosobowe. Ten ma swój klimat.
Rozmowa zeszła potem na różne tematy, od pogody przez politykę do gustów. Takie tam pogaduchy przy kielichu, które nie przyniosły nikomu żadnych kluczowych informacji i unosiły się na oparach alkoholu. Pod koniec Mary Sue zaproponowała, że albo załatwi im podwózkę albo… rozrywkę. Bo i męskich striptizerów miała w swoim lokalu. Za to żadnych androidów.
-Drogie to i bezosobowe.- wspomniała.
Elizabeth za rozrywkę podziękowała. Może innym razem skorzystałaby. Uprzejmie podziękowała za gościnę i poczęstunek. Czas im się powoli kończył. Musieli wracać. Oboje z Dwightem zajęli miejsca w taksówce, która odwiozła ich do hotelu.
Sierżant grzecznie udała się do swojego, pustego, pokoju. Switch, tak jak zapowiadała, nie pojawiła się. Van Erp miała zatem cały pokój dla siebie. Po wieczornej toalecie udała się zatem na zasłużony odpoczynek.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 23-09-2019 o 20:59.
Efcia jest offline