Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2019, 16:58   #70
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Leilena i tak nie miała go zamiaru kontynuować. W końcu była tu z misją od swojej pani. Czekała tylko, aż genasi ją oswobodzi.
- Będę jeszcze chciała wrócić, chętnie odwiedzę cię wtedy ponownie, panie.
- Z przyjemnością cię ugoszczę, Ucałowana Przez Ogień - zapewnił genasi i Leilena nie wątpiła w prawdziwość jego słów, choć głównie dlatego, że rozumiała stojącą za nimi czysto fizyczną motywację.
Arcymag najpierw sam wylądował na podłodze, a potem pomógł rudowłosej obrócić się we właściwą stronę. Dopiero gdy czar prysł, poczuła jak wypełniająca ją sperma zaczyna powolutku wyciekać. Ubrali się oboje, lecz zanim panna Mongle opuściła gościnę Omara yn Kalila, otrzymała od niego napełniony chłodną wodą bukłak i mały koszyczek suszonych owoców. Calimport, mimo swego usytuowania nad brzegiem Błyszczącego Morza, wciąż miał bardzo gorący klimat, szybko wysysający z mieszkańców energię.

Leilena zdążyła już spędzić kilka miesięcy w Halagardzie, które było przecież największym miastem w Halruaa, i myślała, że nawykła już do miejskich tłumów. Błyskawicznie przekonała się, w jak wielkim była błędzie.



Miasto, które zobaczyła po opuszczeniu progu domostwa Syna Akadi było niewyobrażalnie wielkie. Domy stały na domach, a nad nimi górowały wieże i kopuły. Gwar przechodniów wprost ogłuszał, a obca architektura od razu dała dziewczynie do zrozumienia, że sama nie da rady wrócić do Omara - nie rozpozna żadnego punktu orientacyjnego. Jego imię będzie musiało wystarczyć, o ile oczywiście faktycznie będzie zmuszona tu wrócić. Liczyła trochę na tego, którego musiała uwolnić - powinien raczej znać miasto, choć fakt, że dał się złapać… Teraz miała inny cel. Musiała odnaleźć Druzira, ale najpierw potrzebowała wskazówek odnośnie tego, gdzie może mieszkać. Uznała, że najlepiej znaleźć jakiś targ i to o niego najpierw starała się podpytać. U osób wyglądających na jak najmniej niebezpieczne.
Już samo dotarcie do targowiska okazało się nielada wyzwaniem. Kręte, ciasno upakowane uliczki były prawdziwym labiryntem, zupełnym przeciwieństwem szerokich promenad i placów w Halruaa. Zawziętość i odrobina szczęścia pozwoliły jednak dotrzeć Leilenie do celu.
Targ okazał się być w gruncie rzeczy bardzo podobny do tego z Halagardu. Za to ludzie... ci, okazali się być bardzo podobni do towarzystwa, w którym obracała się rodzina Mongle. Caliszyci byli urodzonymi handlarzami i nie chcieli udzielić nawet prostej informacji ot tak, za darmo. Leilena musiała się sporo nachodzić i naprosić, by ktoś w końcu wyjawił jej, że pasza Druzir yn Kalil mieszka w pałacu w czymś, co tutejsi nazywali sabbanem, który to z kolei ulokowany był w Dzielnicy Klejnotów. Wszystko to brzmiało bardzo skomplikowanie i Lei dochodziła do wniosku, że bez jakiegoś przewodnika, po prostu nie trafi na miejsce. Tylko skąd wziąć takowego? Wydawało się, że lepiej poszukać kogoś młodego, lecz problemem stawało się odsianie tych, którzy mają zaborcze skłonności odnośnie kobiet. Tak jak mówił jej genasi, tutejsi chcieli trzymać żonę pod kluczem, pewnie zwykle nie miała wiele do powiedzenia. A Lei chciała jak najmniej długów. Rozglądała się więc także za dziewczynami, takie miasto musiało mieć sporo biegających tu i ówdzie posłańców. Widziała przeróżne osoby. Bogaczy w zbrojnych obstawach, grupki młodych mężczyzn, rzadko matrony z wianuszkiem zahukanych córek. I niemal wszyscy byli ludźmi. Z rzadka tylko dostrzegała małe dziecko, które okazywało się wcale nie być człowiekiem, tylko niziołkiem. Znacznie bardziej w oczy rzucali się Leilenie inni nieludzie - wysocy i barczyści, o skórze w barwie kamienia lub popiołu. Skośne czoła i wyraźnie dostrzegalne kły nadawały im dzikiego i groźnego wyglądu, ale tylko wśród nich dostrzegała... z braku lepszego określenia, kobiety. No, chyba że chciałaby zagadać do prostytutek, ale tym pewnie nie w głowie były spacery.
Tutejsi stanowczo zbyt często poruszali się grupami. Porzuciła pomysł z ludźmi, wypatrując samotnego niziołka lub najmniej groźnie wyglądającej półorczej kobiety. Niezbyt bogato ubranych ma się rozumieć.
Niski lud było trudno wyłapać okiem w tłumie, ale jeden jego przedstawiciel śmiało przepychał się wśród ludzkich nóg. Skórzane, wyraźnie utwardzane elementy ubioru kazały przypuszczać, że był jakimś awanturnikiem, no bo raczej nie strażnikiem. Jacy strażnicy mieliby czas utrzymywać bokobrody tak bujne, jak on?
Z półorkami było o tyle łatwiej, że rzucali się jednak w nienawykłe do ich widoku oczy rudowłosej. Szczególnie jedna kobieta, która wzrostem chyba dorównywała Connorowi, przyciągnęła uwagę Lei. Pewnie z powodu istnej burzy czarnych, nieokiełznanych włosów. Trudno powiedzieć, czy awanturnik zna miasto i chce po nim oprowadzać. Lei, może ze względu nieco na swoje preferencje także, skierowała więc najpierw kroki w stronę półorczycy, zatrzymując się blisko niej.
- Witaj. Mogę zająć nieco twojego czasu?
Kobieta otworzyła szeroko oczy w zdziwieniu. I chociaż była znacznie większa od Leileny, cofnęła się o krok. Proste ubrania, żeby nie powiedzieć łachmany, jasno oddawały jej społeczny status.
- Czego chcesz? - warknęła przez zęby, ale jej pierwsza reakcja dała Lei do zrozumienia, że ta wielka półorczyca po prostu się boi.
- Znasz miasto? - odpowiedziała pytaniem dziewczyna, nie ruszając się z miejsca.
- Tak - odparła z wahaniem, marszcząc przy tym nos w którym miała kolczyk. Błyszczał w słońcu, ale z bliska widać było, że wykonano go z miedzi.
- Szukam kogoś, kto posłuży mi za przewodnika. I być może za ochroniarza - Leilena jak zwykle po swojemu wyłuszczyła sprawę bardzo bezpośrednio.
- Ochroniarza? Ja nawet nie mam przy sobie broni - nieznajoma zaczęła od negatywów.
- W takim razie tylko przewodnika - kontynuowała niewzruszona rudowłosa. - Przysługa za przysługę, albo monety.
Kobieta zaczynała się odprężać. Najwyraźniej spodziewała się jakichś kłopotów, a nie oferty zarobku. Teraz, gdy sprawa się wyjaśniła, głośno wypuściła powietrze z płuc… całkiem pokaźnych, o ile Lei mogła ocenić pod warstwą łachmanów.
- A o jakich przysługach mówimy? - zapytała, żeby mieć pełen ogląd sytuacji.
- Ciężko powiedzieć, zależy czego potrzebujesz - dziewczyna rozejrzała się. - Nie jestem stąd, co wyraźnie widać, nie umiem walczyć, ale jestem pewna, że mogę pomóc w niektórych problemach.
- Pomóc? Półorkowi? - kobieta wydęła wargi. - To by było coś nowego. Już chyba wolę pieniądze.
- Pochodzę z miejsca, gdzie nie ma takich uprzedzeń, ale jak wolisz - Leilena wzruszyła ramionami. - Mogą być monety. Potrzebuję się dostać do Dzielnicy Klejnotów i tam odnaleźć pewien pałac.
- Dzielnicy Klejnotów? - półorczyca powtórzyła niczym echo. Jej wspólny język był całkiem niezły, ale miała obco brzmiący dla Leileny akcent. W tej sytuacji rudowłosa była wdzięczna rodzicom za to, jak dużą wagę przywiązywali do nauki tego języka handlowego. - Mogę cię do niej zaprowadzić, ale pewnie nie wpuszczą mnie za bramy - słowom tym towarzyszyło wskazanie na proste, pocerowane ubranie.
- Na ubranie możemy coś zaradzić. Podaj w takim razie swoją cenę - jako córka kupców Leilena zawsze potrzebowała wiedzieć na czym stoi.
Bezimienna, jak na razie, kobieta zmarszczyła w zamyśleniu czoło.
- Dwie… nie, trzy sztuki srebra - zażądała w końcu sumy, która zupełnie nie wywarła na Lei wrażenia.
Rudowłosa udała, że się zastanawia i skinęła głową. Nie prosiła o imię, bo sama nie podawała swojego.
- Za ile można tu kupić coś przyzwoitego dla ciebie?
- Za pięć srebrników. Tak mniej więcej - półorczyca wykonała dłońmi gest imitujący wagę.
- To najpierw zaprowadź gdzieś, gdzie szybko coś dla ciebie nabędziemy i ruszamy - zdecydowała dziewczyna.
- Tak jest, proszę pani - zgodziła się od razu. Znacznie wyższa od Leileny miała przez chwilę problem z dostosowaniem tempa swoich kroków, ale w końcu udało jej się zwolnić na tyle, by robić tylko jeden krok swych długich nóg na każde dwa rudowłosej.
Targowisko okazało się być całkiem niedaleko i w dodatku bardzo przypominało to, które dziewczyna znała z Halagardu.
 
Lady jest offline