Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2019, 19:00   #78
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Guerra, Pearson i Kit weszli do swojej kwatery. Większej od innych pokoi, ale też jednocześnie ciasnej.
- Nora.- skwitował Dominic, choć bardzo przy tym przesadził. Pokój był spartański, ale zadbany. Łóżka w miarę duże i szafa też. A że było mało wygód, to czegóż się spodziewać za taką cenę?
- Może jednak zrobimy wypad w trzech muszkieterów, co? Obejdziemy bary i kasyna pochwalimy się szramami? Laski lecą na weteranów wojennych - zaproponował nieśmiało Ważniak.
- Ronnie… odpuść sobie. Przybyłem do Las Vegas dla hazardu i striptizerek, a nie po to by łazić przylepiony do dwóch parówek. Bez urazy… - skwitował Handsome - ... ale dość gapienia się na wasze gęby codziennie w bazie, tu wolę zobaczyć nowe twarze. No i to samo wam radzę. Nie ma co trzymać się w kupie. To nie jest wieczór kawalerski.

Kit przez moment się zastanawiał, potem sprawdził coś w internecie.
- Zobaczmy - zaproponował - jakie rozrywki znajdziemy na własną rękę, a za pięć godzin spotkamy się przed La Bayou. Jeśli nie znajdziemy odpowiednio ciekawych zajęć.
- Brzmi dobrze dla mnie.- ocenił Ronald i spojrzał na Dominica. Ten milczał długo, ale w końcu rzekł.-Zgoda.
- No to trzeba się ogarnąć po podróży. - Kit wyciągnął rzeczy, które - jego zdaniem - nadawały się na zwiedzanie Miasta Grzechu i kosztowanie znajdujących się w mieście uciech, po czym udał się pod prysznic. Po niedługiej chwili był gotowy do ruszenia na podbój miasta.
- Tylko się nie pogubcie wśród tych licznych uciech - zażartował.
- Ty też.- odparł Pearson szykując swój strój, podczas gdy Guerra zajął się okupowaniem łazienki jako następny w kolejności.
- Postaram się - rzucił z uśmiechem Kit, wychodząc na korytarz. Zamknął za sobą drzwi i po chwili opuścił hotel, uśmiechem żegnając dziewczynę urzędującą w recepcji.

Plany Kit miał proste. Zacząć od automatów, a skończyć w barze ze striptizem. Wymagania te nie były spore. I łatwo je było je zrealizować. Automatów wszak było sporo. W każdym kasynie, w każdym hotelu, w każdym sklepie stały ich rzędy.


Nic więc dziwnego, że Carson nie zaszedł zbyt daleko. Usiadł przy pierwszym jednorękim bandycie ( po uprzednim uzyskaniu kubełka pełnego monet u obsługi). Początkowo szło nawet nieźle. Spora dwustudolarowa wygrana po wrzuceniu kilku monet, potem kolejna mniejsza i po wrzuceniu kolejnych kilkudziesięciu… potem… potem… monet zaczęło szybko ubywać, a zyski robiły się coraz mniejsze. Nawet dostarczony Carsonowi egzotyczny drink nie pomagał wygrać. Dlatego zanim zysk zamieni się w stratę, Carson zdecydował się na inny sposób tracenia pieniędzy.
Ruletka jednak tak powszechna nie była i Kit musiał się w tym celu udać do kasyna. Los skierował jego kroki do Bellagio. Po wejściu do środka mężczyzna skierował się do stołu z ruletką.


Sala przeznaczona do hazardu pełna była gości. Większość z nich wyglądało na niedzielnych graczy, którzy przybyli do Vegas na noc pełną szaleństwa i zabawy. Stół z ruletką, który wybrał Kit otoczony był chyba przez właśnie przez takie podekscytowane lub/i na rauszu. Gdyż byli głośni i wyrażali śmiało swoje emocje. Szczególnie ładny rudzielec w granatowej sukience w tym przodował. A Christopher nie miał szczęścia w ruletce, przegrywając spore sumy dwa razy pod rząd.
Kit chuchnął na trzymaną w dłoni garść żetonów, po czym postawił część z nich na 22, a część na czerwone. Kulka zatańczyła kole ruletki przyciągając spojrzenia wszystkich. Oddechy wszystkich zamarły w płucach. Ruletka zwalniała, kulka skakała i…. 14.
Czerwona czternastka, więc Kit trochę zarobił, trochę stracił. Większość uczestników gry swoje żetony przegrała, acz Azjatka przy stole wytypowała właściwie i zyskała najwięcej.
Kit gestem pogratulował jej zwycięstwa, zgarnął swoją wygraną, po czym poszedł wymienić żetony na żywą gotówkę.

Kolejnym punktem zabawy, był… klub ze striptizem, uroczo nazwany

“Eden”. Był to jeden z tych lepszych przybytków wizualnej rozpusty, oferującym widoki grupowe, jak i salki widokowe. I pełen zestaw striptizerek z całego spektrum “tęczy”... a także.
androidy. O ograniczonej AI pozwalającej wykonać tylko kilka określonych zadań, ale przynajmniej taki poziom sztucznej inteligencji nie odbijał się zwichrowaniem wywołanym kontaktami werbalnymi z ludźmi.
Kitowi pozostało więc wybrać usługę jaka go interesowała.
Androidy, nawet najbardziej zaawansowane, Kita nie interesowały. Zdecydowanie wolał żywe kobiety, nawet jeśli popełniały błędy, które obce były maszynom. Wolał też skupiać swą uwagę na jednej tancerce, niż przyglądać się całej wyczyniającej różne wygibasy grupce. Jeśli zaś chodzi o kolorystykę... Być może kolorowe dziewczyny były bardziej "wygibaśne", ale Kit postanowił okazać się tradycjonalistą i swą uwagę skierował na szczupłą brunetkę... by po chwili, po przeliczeniu wszystkich za i przeciw, zdecydować się na pokaz prywatny.

Pomieszczenia do prywatnych zabaw było przytulne i dźwiękoszczelne. Z dużą rurą pośrodku i wygodną sofą. I paroma drinkami “on the house”. Wybrana przez Kita dziewczyna zjawiła się dość skromnie ubrana.

W obu znaczeniach tego słowa. Z drugiej strony… w końcu z czegoś musiała się rozebrać, prawda?
-Witaj kowboju. Masz jakieś specjalne życzenia?- zapytała wesoło chwytając się rury i robiąc obrót wokół niej.
Kowboj? Kit się nie poczuwał, ani z racji zawodu, ani z racji miejsca urodzenia... lecz nie wyprowadzał dziewczyny z błędu.
- Chciałbym, przed podróżą, nacieszyć oczy jakimś pięknym widokiem - powiedział z lekkim uśmiechem.
- To z ciebie z pewnością ciebie czeka. Rozsiądź się wygodnie. Jaką muzykę lubisz?- zamruczała ocierając się o rurę.
- Zdam się na twój gust - odparł Kit. Nalał sobie odrobinę wody i dorzucił trochę lodu, po czym zajął na sofie wygodną pozycję.
Dziewczyna wybrała jakiś rockowy kawałek i zaczęła się wić jak wąż wokół pionowo rozmieszczone rury. Z początku popisywała się swoją gibkością i wysportowaniem nadal w pełni ubrana, ale wkrótce… szara bluzka zsunęła się z niej gładko pomiędzy jednym a drugim wygibasem odsłaniając koronkowy stanik.
Do drzwi kabiny Carsona ktoś załomotał, ale striptizerka nie przerwała koncertu sugerując. - Zignoruj to.
Kit, postąpił zgodnie z sugestią dziewczyny.
Prawie.
W rzeczywistości usiadł nieco mniej wygodnie, by móc w każdej chwili zerwać się na równe nogi i zareagować, gdyby się okazało, że nieproszony gość ma do niego jakieś mniej czy bardziej urojone pretensje.
Kolejny był stanik i nagi biust lubieżnie tulił się do rury. Dziewczyna oplotła ją swoim ciałem niczym czułego kochanka. Niemniej muzyka nie mogła zagłuszyć głośnego łomotu dochodzącego zza drzwi.
Hałas nieco zakłócał przyjemność podziwiania ruchów i coraz lepiej widocznych kształtów, ale Kit postanowił się tym nie przejmować, więc, nie odrywając wzroku od dziewczyny, tylko machnął ręką w stronę drzwi, jakby miał nadzieję, że to zniechęci intruza.
Kolejne spadły na ziemię majteczki dziewczyny, niewinne w porównaniu ze stanikiem. Dziewczęce nawet. Striptizerka wiła się teraz lubieżnie, mając na sobie tylko podkolanówki.
Muzyka puszczana w tym pomieszczeniu dopełniała nastroju… aczkolwiek dźwięki zza drzwi były równie głośne. Krzyki pełne wściekłości i odgłosy szamotaniny połączone z uderzaniem ciała o drzwi przez które Kit wszedł do tego prywatnego pomieszczenia.
- Mąż czy natrętny wielbiciel? - rzucił od niechcenia Kit, dochodząc do wniosku, że coś w tym lokalu szwankuje z wytłumieniem. I z ochroną.
- Eks-chłopak… zapewne. Jeden z tych co sądzą że mogą meblować mi życie. I nie rozumieją słowa nie.- odparła dziewczyna siadając na kolanach Kita. I ocierając się o niego dodała.- Możesz dotykać i całować od szyi w dół i od pasa w górę. I pośladki też.. możesz nieco pomacać. Taki mały bonus na końcówkę przedstawienia dla grzecznego chłopca.
- To można dotykać dzieła sztuki...? - Kit przesunął dłońmi po bokach dziewczyny, zatrzymując się na biodrach. - Przyznaję, bez przymusu, że to było piękne. - Pokiwał głową z uznaniem.
- Odrobinkę można - odparła z uśmiechem striptizerka. - Macają głównie cycki i tyłek. Pamiętaj kowboju, że to tymczasowa oferta, więc korzystaj póki możesz.
- Piękna kobieta zawsze wywołuje emocje. - Kit lekko, grzbietem dłoni, pogładził biust dziewczyny. - Często łamiesz zasady?
- Od czasu do czasu - odparła z ironicznym uśmiechem striptizerka i odetchnęła głośno. - Jak jestem w dobrym nastroju, lub mogę liczyć na dobry napiwek. Niemniej to jedyna zasada którą naginam. Nie umawiam się po występie. Na to nie licz kowboju. Ale z taką buzią i w mieście pełnym turystek… raczej nie zaśniesz sam w łóżku.
Kit, swoim w każdym razie swoim zdaniem, z twarzy wyglądał bardziej na zbira, niż telewizyjnego amanta, ale niektóre kobiety lubiły niegrzecznych chłopców. Może więc striptizerka miała rację...?
- Nawet nie pomyślałem o tym, żeby zasypiać - odpowiedział. - To by była zdecydowana strata czasu, nieprawda?
- Z pewnością w Las Vegas, bo to miasto nie śpi. A ja…- kobieta odsunęła się od Kita.- ... ja pracuję i zamówione przedstawienie już się skończyło kowboju. Jeśli chcesz powtórki, to zamów mnie jeszcze raz… za piętnaście minut. Bo tyle mamy przerwy między występami.
- Dzięki, skarbie. - Kit również się podniósł. - To było piękne. - Z uznaniem skinął głową, po czym ruszył w stronę drzwi.

Przy hotelu spotkał Carson spotkał Ronnie’go. Bo Guerra wolał być samotnym wilkiem najwyraźniej. A Cook… cóż… Cook był sobą, cokolwiek to oznaczało. Razem z Pearsonem ruszyli na poszukiwanie barów i przygód. Bar i to obiecujący znaleźli dość szybko. Mermaid Lounge w kasynie Silverton. Piękne kobiety, widoki, alkohol. Było idealnie. Prawie. Drinki tu były dobre i tanie, bo były wabikiem na hazardzistów. Niektóre kobiety też… Inne jednak kręciły się z ciekawości. Dwie ślicznotki nawinęły się w okolicę Pearsona i Kita. Poflirtowały z nimi, pobawiły się w półsłówka i niestety… na słówkach się skończyło. I Christopher musiał podpierać kumpla w drodze powrotnej, bo pijany Ronnie ledwo trzymał się na nogach.
- Nie ma to jak przyjaciele - mruknął Kit, targając kiwającego się na wszystkie strony Ronnie'ego. - Rozsądny człowiek woli panienki, od drinków...
Pearson nie zareagował.
A po przetransportowaniu go do pokoju Kit chwilowo miał dosyć rozrywek. Po rzuceniu Pearsona na łóżko poszedł się umyć, a potem sam się położył spać.
 
Kerm jest offline