Mistrz Tymon podziękował serdecznie teściowi. Już wychodził z kamienicy gdy usłyszał dzwony. Pożegnał się więc szybko i pobiegł do ratusza, który na szczęście był niedaleko, na tym samym głównym rynku. Inni ludzie również zaczęli wychodzić z domów, niektórzy z próżnej ciekawości inni by ratować sąsiadów. Wszak nocnymi dzwonami w spokojnych czasach informowano o rozprzestrzeniającym się pożarze.
Niestety to nie były spokojne czasy, więc z każdym krokiem w sercu szewca rosła obawa, że stało się coś złego i coś ważnego, coś co wymagało natychmiastowego zebrania rady. Temu strachowi przypisywał zadyszkę, palące uczucie w klatce piersiowej i walenie serca... jak mogło być inaczej pamiętał doskonale, że kiedyś biegał tak jakby miał skrzydła. Mały Timi z przyczyn oczywistych musiał biegać szybciej i dalej niż inni jeśli chciał uniknąć złej przygody. Tymonowi natomiast od lat nie zdarzyło się poruszać w tak nie dystyngowany sposób. Zresztą odkąd został mistrzem czas swój spędzał głównie nad rachunkami i rzemiosłem i z tego dobrobytu przybrało mu się już ponad dwadzieścia kilogramów.
Wolfgang rychło wyprzedził pryncypała, po chwili jednak się zmitygował i zwolnił. Gdy tylko dobiegli do ratusza Tymon pewnym siebie krokiem skierował się w stronę głównego wejścia.
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett |