Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2019, 22:18   #15
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dialogi z udziałem Graczy

Ks. Marcin Frygiel

Marcin był w złym stanie. Bardzo złym. Bycie w cugu po latach abstynencji musiało być prawdziwym szokiem dla jego organizmu. Walenie do drzwi jednak nasilało się i nie pozwalało spokojnie spać, zatem niewiele myśląc, postanowił zwlec się z łóżka i krzywym krokiem postąpić ku drzwiom. Otworzył je.

Za drzwiami stała pani Stefania. Patrzyła na Marcina z wyraźną odrazą.
- Ksiądz proboszcz zapraszają. Natychmiast - podkreśliła. - Bez żadnych zwłok.

Wciąż skołowany Marcin przyjął owe niezbyt przyjazne zaproszenie z zaskakującą dla siebie obojętnością. Sprawdził stan swojego ubioru, poprawił trochę włosy, wygładził pogniecioną sutannę. I wyszedł do dużego pokoju, gdzie spodziewał się odnaleźć proboszcza.

Był tam. Obok niego stali Monika i Fryderyk Helscy. Kobieta była zapłakana, a sędzia wyraźnie czerwony z hamowanej wściekłości.
- Spokojnie - ksiądz proboszcz starał się załagodzić sytuację. - Jestem pewien, że to nieporozumienie…O - zawołał na widok Marcina. - Jest i ksiądz Frygiel… Możesz nam wytłumaczyć to… - wyraźnie szukał słowa - zdarzenie?
Przepraszam, nie rozumiem? - spytał, bo faktycznie nie rozumiał. Być może przez swój stan, ale sytuacja była na tyle dziwna, że prawdopodobnie i w zwyczajnej dyspozycji niewiele by pojął.
- Nie rozumie, zboczeniec jeden.. - warknął mężczyzna. - A mówiłem, że w Klerze prawdę pokazywali, a ty nie, że to tylko tak prawda ekranu, a nasi księża inni. A tu widać, jacy inni!
- Dziecko mi skrzywdziłeś! - załkała kobieta.

W normalnych warunkach być może Marcin by się zląkł groźnego tonu sędziego, ale w tym stanie było mu zaskakująco wszystko jedno.
- Nadal nie rozumiem. Niczego nie zrobiłem Igorowi. To zakrawa na jakąś fatalną pomyłkę.
- Ja was wszystkich znam! - sędzia wyraźnie się nakręcał. - To wam nie ujdzie na sucho! Wiem, że jest klika w kościele, ale na to nie pozwolę! Znam prokuratora Szackiego, on się tym zajmie! .
- Spokojnie. - ksiądz proboszcz starał się tonizować emocje. - Jeśli podejrzenia się potwierdzą, ksiądz Frygiel poniesie zasłużoną karę.
- Jeśli ?! - zakrzyknęła kobieta - Jeśli?! - Igorek to dobrze dziecko. Dobrze się uczy, startował w konkursie matematycznym, informatycznym, jest ministrantem… [/i] - zachłysnęła się i znów zaniosła płaczem.
Sędzia objął ją ramieniem. - No już… na szczęście Igor to mądry chłopak, jak tylko się zorientował, to zaraz do nas przyszedł.
Spojrzał oskarżycielsko na Marcina.
- Urabiałeś nam dzieciaka. Ja znam te techniki - najpierw się zaprzyjaźnić, że niby taki dobry dorosły, pokazać się dziecku, że jest wyjątkowe, a potem zgwałcić! Normalnie dobudzić go się nie da ma ósmą , a tu nagle na mszy codziennie 0o 6 zaczął być! Wszystko nam powiedział! O piosenkach, o oglądaniu ptaszków, jak go ksiądz traktował i do czego go namawiał! Do prokuratora pójdę!.

- Nie chcę być nieuprzejmy, panie Helski, ale czy syn przedstawił jakiekolwiek dowody na swoje słowa? Bo inaczej to słowo przeciw słowu. A ja mogę panu przyrzec, tutaj, wobec wszystkich, że jestem niewinny. Musiało mu chodzić o coś innego, może zaszła jakaś pomyłka komunikacyjna…
Choć wewnętrznie kipiał ze złości, starał się odpowiadać rzeczowo. Z tego się wtedy tak cieszył, gówniarz bezczelny. Szopkę wokół siebie chciał zrobić, a na niego sprowadzić kłopoty. Ciekawe, czy będzie miał odwagę pojawić się na kolejnej porannej mszy…
- A co, miał może zdjęcie przyrodzenia księdza zrobić? Nie ma po co, w Internecie mnóstwo zdjęć i filmów z księdzem w roli głównej. A każdy wie, że jak ktoś, za przeproszeniem księdza proboszcza, pederasta, to i pedofil. Igorek nawet księdza bronił, on jeszcze niewinny, nie rozumie tych seksualnych rzeczy. - sędzia potarł czoło. - Ale jak go zapytaliśmy, skąd takie piosenki zna.. sprośne piosenki, przyznał, że ksiądz Marcin go uczy. Potem cały czerwony się zrobił i opowiedział, jak ksiądz go namawiał, żeby przed mszą do niego przychodził, bo jest najlepszym z ministrantów, żeby z sutanną pomóc. Z sutanną! A potem pytał Igorka, czy miewa nieczyste myśli, czy dotyka siebie albo innych w miejscach intymnych, i że księdza można, bo to oznaka szacunku i miłości! Zboczeniec! - sędzia zatrząsnął się z gniewu.
- Marcinie? - zapytał ksiądz proboszcz. - To prawda? Stefania mówi, że widziała chłopca rano, przed mszą.

Marcin wysłuchał tyrady sędziego ze spokojem, choć czuł na poły strach, na poły gniew. Wiedział jednak, że silne emocje będą działać na jego niekorzyść.
- Nie, to nie jest prawda. Owszem, Igor przychodził ostatnio na poranne msze, nie zwierzał mi się jednak, dlaczego, a ja nie pytałem. Uznałem że nie ma nic dziwnego w tym, że ministrant przychodzi służyć do mszy. Jeżeli chodzi o te oskarżenia… albo zaszła fatalna pomyłka, jak mówiłem, albo Igor kłamie… ostatnio zachowywał się wobec mnie jakoś złośliwie, może chciał się za coś na mnie odegrać… nie wiem tylko za co.

Hamował się jak tylko mógł, choć najchętniej rzekłby rodzicom tego potwora że wychowali krnąbrne, kłamliwe dziecko, nie mające za grosz szacunku dla podstawowych wartości religijnych i społecznych. Ale rzecz jasna nie mógł, a nawet nie chciał. Może uda się jeszcze udobruchać sędziego, inaczej henrykowianie dowiedzą się o kolejnej, tym razem fikcyjnej - wielkiej aferze. Co gorsza, kolejnej z jego udziałem.

Pani Helska obruszyła się.
- Igorek nie kłamie! Wie ksiądz, jak on prosił nas, żebyśmy nie szli do księdza proboszcza? “Mamo, ja lubię księdza Marcina. Jest miły i dobry. “- tak mówił. - “Zawsze mi powtarza, że jestem wyjątkowy… Tylko wtedy w sobotę mi się nie podobało ‘ - kobieta znów zaczęła płakać. - Igorek mówił, że na sobotę po ostatniej mszy ksiądz Marcin go zaprosił, żeby dać psalm dla Igora.. tacy dumni byliśmy, miał śpiewać w niedzielę. Ale nie śpiewał, jak zapytałam dlaczego, to nie chciał mówić, a w końcu przyznał, że ksiądz chciał żeby go dotykał i pozwalał dotykać siebie, to wtedy ten psalm...ale nie chciał. Potem jeszcze chodził na rano, liczył, że może jednak ksiądz Marcin pozwoli mu zaśpiewać,,, to było jego marzenie.. - znów zaczęła płakać.
- Więcej już do kościoła nie przyjdzie - powiedział sędzia twardo.
- Co robiłeś w sobotę, Marcinie? - dopytał proboszcz.

Marcin poczuł, że jest mu gorąco. Nie mógł powiedzieć prawdy, bo wyjdzie na konfabulanta. Nie mógł też za długo zwlekać z odpowiedzią, bo efekt będzie tożsamy.
Nic szczególnego, sobota jak sobota - wzruszył ramionami dla lepszego efektu. Lekko, bez emfazy, by nie powodować wrażenia banalizowania sporu.
- Obiad jedliśmy razem… myślał głośno proboszcz. - Na mszy wieczornej cię nie widziałem, potem zresztą też nie.. Aż do niedzieli rano.
Podrapał się po łysinie.
- Może Stefania coś więcej widziała. Proszę Stefani! - zawołał. - To nasza gospodyni - wyjaśnił.

- Jużem idę, idę - starsza pani zjawiła się po chwili, wycierając ręce w fartuch. Ukłoniła się lekko Halskim, kompletnie zignorowała Marcina i wbiła pełne duchowego uwielbienia spojrzenie w Alojzego.
- Ciasto robiłam, ze śliwkami, te co ksiądz proboszcz tak lubi… A co potrzeba?
- A, ciekawym czy Stefania coś pamięta z popołudnia w sobotę.

Gospodyni obruszyła się wyraźnie.
- A co mam nie pamiętać, jak pamiętam, przecie nie mam sklerozy, wszystko zawsze pamiętam. A ktoś - spojrzała w końcu na Marcina - twierdzi, że nie pamiętam?
- Nie, nie.. Tylko ciekawi byliśmy, czy coś się przytrafiło , niecodziennego, wie Stefania.

Stefania wiedziała, bo uwielbiała wiedzieć. To było jej drugie hobby, zaraz po dbaniu o księdza proboszcza.
- Kurier przyszedł - zaczęła relacjonować kobieta. - A nawet dwóch, zdziwiłam się, bo przecież jeden mógłby obie paczki a przynieść, po co to dwa razy się trudać… Ale to były dwie różne paczki i dwóch różnych kurierów.
Nabrała oddech.
- Pierwszy przyniósł jakieś słodycze, nie żebym podglądała, oczywiście, ale na motorze co przyjechał, był napis Sweets and more, zapytałam siostrzeńca, bo nie znam tego języka i mi powiedział.
- Ksiądz Marcin zabrał paczkę, a zaraz potem była druga, nie zdążyłam nawet zejść, ksiądz Marcin znów zabrali. A tam była koszula, wiem, bo ksiądz Marcin mi szperał po schowku, niby za żelazkiem, choć nie wiem po co, ja mu zawsze wszystko pasuję. Więc pytam, co chce prasować, bo przecież wszystko uprasowałam świeżo a on mówi, że ma koszulę. Od razu widać, że nowa, zagniecenia były takie, jak to są zawsze, jak się koszulę elegancką wyciąga z tekturki i foli. To mówię, że najpierw uprać trzeba, jak to nowe rzeczy, a on nie, bo chce mieć dziś wyprasowaną. To prasuję, na mokro, jak trzeba i pytam, czy się ksiądz Marcin gdzieś wybiera. A on że nie, tylko chce mieć gotową, jakby potrzebował. Ale po mojemu, jakby na niedzielę potrzebował, to by mi dał normalnie do prania.
- A potem już normalnie, księdza Marcina nie widziałam, bo mam swoją robotę, tylko Igor był na mszy wieczornej, a potem pytał o księdza Marcina. I tyle tylko, proszę księdza proboszcza.

Marcin, widząc, że oczekuje się od niego reakcji, przytaknął relacji gosposi.
- Jak mówiłem, nic nadzwyczajnego.
- Wychodziłeś gdzieś wieczorem? Kupiłeś słodycze dla chłopca? - inwigilował dalej proboszcz.

Marcin zawahał się. Mógł iść w zaparte, ale nie miał pojęcia, co robił wieczorem, więc skonstruowanie sensownego kłamstwa mogło być bardzo trudne. Pamiętał, że miał iść do Majki, po to koszula i słodycze, ale czy był tam faktycznie?
Szykowałem się na spotkanie ze starą znajomą. Słodycze kupiłem, by nie iść z pustymi rękoma.
Ksiądz proboszcz zatarł ręce, wyraźnie zadowolony.
- Świetnie! Czyli byłeś na spotkaniu ze znajomą. To nam ułatwi sprawę… Spotkasz się z nią ponownie, zaprosisz do nas i ona wyjaśni państwu Helskim, że nie mogłeś tego wieczoru widzieć się z Igorkiem. Podaj nam od razu nazwisko, zadzwonię i zaproszę ja do nas na spotkanie. I wtedy bez problemu wyjaśnimy to straszliwe nieporozumienie.
Marcin zmarszczył brwi.
- Z całym szacunkiem, proszę księdza, drodzy państwo, ale to nie ja mam dowodzić swojej niewinności, ale wy mojej winy. To chyba oczywiste. Czy są jakiekolwiek dowody, którymi potwierdzają państwo swoje oskarżenia?
Kobieta już nabierała tchu, żeby odpowiedzieć, ale ksiądz proboszcz uniósł dłoń w stopującym geście.
- Wybaczcie nam, Państwo, na chwilę. Stefania poda herbatę a my wyjaśniamy jedną sprawę w księdzem Marcinem.
Poszedł w stronę korytarza, a Marcin - mając do wyboru rozjuszonych rodziców skrzywdzonego dziecka i księdza proboszcza - ruszył za tym ostatnim.

Po chwili znaleźli się na powrót w pokoju Marcina.
Ksiądz proboszcz na pozór był spokojny. Na pozór. Jego głos drżał od hamowanej wściekłości.
- Marcin, opamiętaj się. Z każdym słowem pogrążasz się coraz bardziej. MY mamy dowodzić twojej winy? Sam jej dowodzisz na każdym kroku! TY pętasz się pijany po mieście śpiewając sprośności! Na TWOICH mszach porannych dzieciak służy, choć Bóg mi świadkiem, nigdy tak rano żadnego ministranta nie widziałem.
Opanował oddech.
- Chcesz się wyspowiadać, synu?


Bartosz


Bartosz postanawia poczekać na rozwój sytuacji i nie zgłaszać się samodzielnie na policję. Wyszedł z domu, a godzinę później zadzwoniła jego komórka. Rzucił okiem na wyświetlacz – nieznany numer – i przeciągnął palcem po ekranie.

- Słucham?
- Cześć , tu Karolina. Bartek?
- Przepraszam, czy my się znamy?
- No weź, bo się obrażę…
- A, Karolina! Wybacz, nie poznałem Cię. Co u Ciebie?
— Nadal nie miał pojęcia z kim rozmawia.
- U mnie super. Widzimy się dziś, jak się umawialiśmy? Prosiłeś, żeby potwierdzić. A ja jestem miła, więc potwierdzam. - zaśmiała się.
- Przepraszam. Przez to wszystko co ostatnio się dzieje, zupełnie o tym zapomniałem. Przypomnij proszę gdzie i kiedy. Będę na czas.
- Jeszcze cię trzyma, co? Odlot jest niezły, ale skutki uboczne silne, ostrzegałam. Dobra, to o 18 w tej knajpie vege. See you.

- A- przypomniała sobie coś, a może po prostu chciała, żeby zabrzmiało jakby sobie przypomniała: - Masz coś mojego. Obiecałeś, że to dla mnie przechowasz. Pamiętaj, żeby zabrać.
- Do zobaczenia


Bartosz udał się na spotkanie z dużym wyprzedzeniem. Chciał mieć pewność, że będzie pierwszy. Zajął miejsce najdalej od wejścia, tak żeby móc ją zobaczyć pierwszy i mieć możliwie najwięcej czasu na przyjrzenie się, próbę oceny kim może być Karolina. Woreczka z dziwną substancją nie zabrał ze sobą.

Karolina zjawiała się dokładnie o umówionej godzinie. Przed 30, ciemne włosy, szczupła, lniane, szerokie spodnie do kostek i do tego obcisły top z długim rękawem. Na twarzy miała duże okulary przeciwsłoneczne.
Rozejrzała się po knajpie i podeszła wprost do stolika Bartka. Uśmiechnęła się na przywitanie i cmoknęła go w policzek.

- Hej - powiedziała wyraźnie zadowolona, że go widzi.
- Cześć. Niezły odlot, tak? Co to właściwie było?!
- Nie wiem, nie kończyłam chemii, grunt że działa jak należy. Muszę oddać resztę, albo kasę, mam nadzieję, że masz to?
- spojrzała na chłopaka pytająco.
- Jaką resztę i komu? Nie wiem o czym mówisz.
- Nie rżnij głupa, dobrze?
- uśmiech zniknął z jej twarzy. - Poproszę resztę Discovery, które dostałeś na przechowanie.
- Wybacz, ale nic nie pamiętam
— uśmiechnął się ironicznie — Ale nie powinno Cię to chyba dziwić? Bo przecież „Discovery” zadziałał jak należy, prawda?

Przewróciła oczami.
- Daje odlot. Ale nie powoduje, że umowy przestają obowiązywać.
Wyciągnęła komórkę i chwilę w niej pogrzebała.
Potem podsunęła Bartkowi wyświetlacz pod nos: zobaczył siebie, uśmiechniętego od ucha do ucha. Jedną ręką przyciskał do boku Basię, drugą, ustawioną w geście ok, z kciukiem uniesionym do góry wyciągał w stronę aparatu. Zza przyciśniętych do wnętrza dłoni palców wystawała torebka strunowa z brązowym proszkiem. Ta sama - taka sama - jak ta, co upychał ostatnio zamiast dysku.

- Może i nie przestają, ale jak już powiedziałem, nic nie pamiętam z tamtego dnia i nie wiem gdzie jest to gówno. Ale za to widzę, że Ty masz z niego pełną dokumentację. Chętnie się więc dowiem co się wtedy ze mną działo, a przede wszystkim co działo się z nią — Bartek wskazał palcem na Basię - Pomóż mi, a może to doprowadzi nas także do Twojej zguby.
- Do mojej zguby? -
na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. - Grozisz mi? - A! - załapała.- Masz na myśli Discovery? Tyle, że ono nie zginęło, kotek. Ty je masz.
- To Ty tak twierdzisz. Ja nic o tym nie wiem. A przynajmniej nie pamiętam
— powiedział, wstając od stolika - jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia i nie chcesz współpracować, to przykro mi, ale nasza rozmowa się skończyła.

Patrzyła, bez słowa, ja wychodzi. Potem wyciągnęła komórkę.


Łukasz


Przed drzwiami Lucasa stały trzy osoby. Dwóch facetów, niezbyt napakowanych, jeden to chyba nawet cherlawy, oraz przysadzista dziewczyna, bez makijażu, za to w dość wyciętej sukience, ewidentnie stylizowanej na kreacji Majki.
Na głowach mieli czapki baseballówki ze stylizowanym napisem KSM

- Dzień dobry - powiedział ten cherlawy. - Możemy wejść?
- Dzień dobry…
- odpowiedział Łukasz lekko zmieszany - A w jakim to celu chcecie wbić do mojego mieszkania?
- Chcemy porozmawiać, synu
- powiedział ten drugi, wyższy, może jakieś 3-4 lata starszy do Łukasza. Dziewczyna uśmiechnęła się i poprawiła czapeczkę.
- Swoje ulotki o Bogu możecie zachować dla siebie. Nara - odpowiedział gburowato Łukasz.
- Ale my nie w temacie boga - dziewczyna znów się uśmiechnęła. jakoś złowieszczo. - My w temacie Majki.
- No okej słucham
- odpowiedział obojętnie, ale jego mina wskazywała na lekkie zakłopotanie.

Weszli, nieśpiesznie, do jego mieszkania. Wysoki zlustrował pomieszczenie długimi spojrzeniami. Dziewczyna zamknęła drzwi, a Łukasz zwrócił uwagę, że zasunęła zasuwkę. Kiedy z kolei ona zauważyła, że się jej przygląda, znów się uśmiechnęła.
- Taki nawyk mam… - mruknęła przepraszająco. - Złodzieje. Trzeba być ostrożnym.

Cherlawy usiadł przy stole.
- To czym nas poczęstujesz, Lukas? Mogę tak do ciebie mówić, nie?
- Chyba was pojebało.
- rzucił groźnie jak na kupę mięśni przystało, po czym podszedł do drzwi, otworzył zamek i gestem wskazał wyjście dla gości.
Cherlawy pokręcił głową, z wyraźnym niezadowoleniem.
- To nie było miłe… nie chcesz częstować, to nie, nie nalegam. Ale siadaj, pogadamy jak ludzie. O Majce.
- Nie chcę o niej rozmawiać. Byłem jej trenerem osobistym, więc pozwólcie mi w spokoju zostawić ten temat, ponieważ często miałem z nią styczność. Też jestem człowiekiem, ale wiem, że łatwo mnie pomylić z terminatorem.
- Odszczekał po czym ponownie wskazał na drzwi.
- No , ale my chcemy - cherlawy wskazał na swoja czapeczkę. - Nie dopuścimy, żeby ci to uszło na sucho, skurwielu.
- Majce - ku pamięci! -
zakrzyknął tonem używanym przez prezydentów wołających na defiladzie wojskowej “czołem, żołnierze”
- Ku pamięci! - powtórzyła pozostała dwójka.
- No chyba was ostro popieprzyło. - wręcz wykrzyknął Łukasz. Nerwy zaczęły brać górę - Jaki niby miałbym kurwa motyw by ją zabić? - odpowiedział jeszcze agresywnie, budujący testosteron zaczął się ujawniać.
- Ło, ło.. Spokojnie. - wysoki podniósł dłonie w pojednawczym geście. - Nie przyszliśmy cię tu osądzać.

Mężczyźni wstali i zaczęli zbliżać się do drzwi i stojącego tam Łukasza. Dziewczyna stała pod ścianą przyglądając się wszystkiemu ze znudzoną miną. Wyjęła pudełko tic tak gums i wsunęła kilka drażetek do ust.
- To o co wam chodzi? - odpowiedział już delikatniejszym tonem.
- Chcemy ci przebaczyć, synu. Chcemy ci przebaczyć, ale - zrobił natchnioną minę, jakby cytował jakiegoś swojego guru, lub innego duchowego przywódcę: - Polacy wielokrotnie mylili się, kiedy przebaczali zbyt łatwo. Przebaczenie jest potrzebne, ale po przyznaniu się do winy i wymierzeniu odpowiedniej kary.
- Dobra, czyli tak jak myślałem… Jesteście jebnięci.-
powrócił agresywny Łukasz. - A teraz wypierdalać.

Mężczyźni posłusznie ruszyli w stronę drzwi. Dziewczyna nieco zwlekała, ale Łukasza to nie zdziwiło - w tym teamie ona wydawała się grać podrzędną rolę.
Kiedy jednak jego bark zapulsował ostrym bólem, a mięśnie zaczęły w niekontrolowany sposób kurczyć się i rozkurczać, zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy: że niedoszacował roli dziewczyny, oraz że porażenie paralizatorem kurewsko boli.
- KURWA! - wykrzyczał prawdopodobnie na tyle głośno, by usłyszał go pół osiedla, po czym upadł z hukiem o ziemię.



EPILOG – miesiąc później


Okres u Lucji spóźniał się już o pięć dni. Niby pięć dni to niedużo, ale wszystkie jej koleżanki śmiały się, że okresem Lucji można regulować zegarki. W sumie to nie powinno być możliwe, bo przecież pigułki dają 100 % pewność. PRAWIE 100 % poprawił ją wujek Google. Księciunio już jej nie nachodził – koledzy z remizy przemówili mu do rozsądku. Nie pamiętała ciągle szczegółów nocy śmierci Majki i miała cichą nadzieję, że to jednak nie on jest ojcem. Martwiła się przerwą w karierze, ale perspektywa 500+ kusiła.

Złamanie Bartosza goiło się nadspodziewanie dobrze. Na szczęście, to była lewa dłoń, więc mógł normalnie pracować. Myślał, że żartują, kiedy pozwolili mu wybrać palec. Szybko przekonał się, że mówili poważnie. Potem on wyciągnął torebkę z proszkiem, a oni – zgodnie z umową - podwieźli go na SOR.
Cała sytuacja, jak każda zresztą, miała i dobre, i złe strony. Basia chętnie zajęła się poszkodowanym chłopakiem, a on szybko przekonał się, że jego obawy co do oczekiwań kobiet były przesadzone.

Doprowadzenie mieszkania do stanu używalności zajęło Łukaszowi parę ładnych dni. Sympatycy Majki – w ramach zasłużonej kary, jak się domyślał – obkleili mu wszystkie ściany i meble plakatami z jej podobizna i cytatami z jej kanału. Klej schodził kurewski trudno, ból mięśni też utrzymywał się parę dni. Na szczęście Grzesiek pomógł. Przy okazji opowiedział kumplowi o swoich problemach z szantażystą, a Grzesiek przypomniał sobie jeden film, gdzie pokazywali, jak trzeba się umówić z szantażysta, aby go zaskoczyć. Udało się im.

Gówniarz po paru lekkich bęckach przyznał się do wszystkiego. Głupio było tak tłuc małolata, więc zabrali go do rodziców. Sędzia Helski – oczywiście – nie uwierzył im na początku, ale po szczerej rozmowie z ojcem Igor w końcu przestał kłamać. Sędzia nieco się zezłościł i pyrgnął chłopakiem za mocno, trzeba było jechać na SOR a śladów pasa na plecach nie udało się ukryć mimo starań personelu … Rozpoczęto procedurę niebieskiej karty a społeczność portalu Henryków Now!szybko podzieliła się na dwa obozy: jedni dowodzili, że sędziemu bicie dzieci nie przystoi, inni narzekali na czasy, w których przyszło im żyć, gdzie ze zwykłego lania (a wszak młodemu się należało, szczególnie za kłamstwa o ks. Marcinie) robi się wielkie halo…

Ksiądz Marcin
podupadł na zdrowiu i został przeniesiony do sanatorium dla księży-weteranów, gdzie mógł w spokoju oddawać się swojej pasji malarskiej. Jego obraz Madonna z Henrykowa zdobył kilka wyróżnień.

Karolina i komisarz Szmidt zniknęli.


KONIEC
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline