Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2019, 14:12   #98
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Okazało się szybko, że nikt z przyjezdnych nie pracuje dla mnichów. Albi Schultz, którego aparycję zapominało się pięć minut po rozmowie z nim, twierdził, że przemieszkuje we wsi bo bardzo podobają mu się widoki, jakie roztaczają się z okienka stodoły, w której miał lokum. Jednak prawdziwy powód jego bytności w Farigoule, sądząc z maślanych spojrzeń jakie jej posyłał, nazywał się Sophie. Albi ponoć znał się na ziołach, którymi handlował, ale po krótkiej rozmowie Dietmar mógł stwierdzić, że jego wiedza jest bardzo powierzchowna, pełna luk i błędów. Albi szybko wprawił się w stan upojenia alkoholowego, co tylko pogłębiło jego melancholię. Zaczął chętnym i mniej chętnym słuchania, deklamować swoje poematy miłosne, które, co tu dużo mówić, były beznadziejne…

Sophie była urocza, zawadiacka i tajemnicza. Mówiła, że to los rzucił ją w Góry Szare i mimo, że twierdziła, że jest poszukiwaczką przygód, za nic nie chciała zdradzić, czemu akurat przebywa w górskiej wiosce. Dobrze tańczyła, piła jak chłop i doskonale zdawała sobie sprawę, jaki wpływ ma na nieszczęsnego Schultza.

No i był Albiończyk. Łysiejący, z sumiastym wąsem, opasły jak beczka. Głośny i rubaszny. Opowiadał swoją niezbyt zrozumiałą mową niestworzone historie o swoich podróżach, na których prawdziwość zaklinał się setnie. Z jego opowieści wynikało, że walczył samotrzeć z armią mitycznych Fimirów; w Norsce pokonał Krakena; podczas pobytu w Marienburgu sprzedał z zyskiem swój zrujnowany okręt elfim handlarzom; potem zrobił sobie śmiertelnego wroga z Rycerza Chaosu Kabanoxa Brodatego i uciekał przez całe Imperium przed jego gniewem, aby w epickiej bitwie pokonać go na górskiej grani. Potem ponoć był gościem u elfiej królowej w Athel Loren i jako poseł leśnego ludu pojechał do Diuka Parravonu, a w Parravonie podczas potyczki z zabójcami nasłanymi przez Diuka musiał ratować się ucieczką i zagubił swoje sługi, wraz z bagażem. Ale twierdził, że lada moment się odnajdą i dotrą do Farigoule. Miał w planach zdobycie wierzchołka Frugelhornu, bo jak twierdził zdobywanie wierzchołków gór, to narodowy sport w jego ojczyźnie. Wszyscy słuchali tych opowieści z rozwartymi ustami, nie mogąc nadziwić się odwadze i pomysłowości Hrabiego Warminghton.

Mieszkańcy pytani o kurhany wiele pomóc nie mogli. W okolicy wsi były trzy, do których wskazali drogę, ale twierdzili, że nie ma w nich nic ciekawego. Dwa były nietknięte, a w trzecim widniała płytka jama, którą czasem wykorzystywali pasterze jako schronienie przed deszczem. Więcej kurhanów, lub form ziemnych, które mogłyby być kurhanami ponoć znajdowało się w północnej części doliny. Więcej na ten temat mogli z pewnością udzielić nieobecni we wsi pasterze, a wśród nich syn wdowy le Roux, Armand oraz miejscowi traperzy Valdiere i Vermont, przebywający na wyprawie łowieckiej gdzieś w górach.

Mówiono o sprawach błahych i nieco bardziej istotnych. Te drugie były znacznie ciekawsze dla przyjezdnych, bo kogóż obchodzi czy obrodzi kapusta albo ile koźląt się urodzi w tym roku. Mieszkańcy dyskutowali o tajemniczym zjawisku w górach, które nie umknęło ich uwadze. Hrabia Cecil deklarował nawet, że jest gotów sprawdzić, czym było, bo nikt nie znał jego przyczyn. Po prawdzie, nawet wiekowy Reinwald Lutter podobnych rzeczy w swoim długim życiu nie widział.
 
xeper jest offline