Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2019, 15:10   #38
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Rudiger & Cassandra
po walce z goblinami

- Wygraliśmy, ale mamy czterech rannych i trzy trupy. – powiedział mężczyzna do Cassi. – Co u was? Wszystko w porządku?

Cassandra zmarszczyla brwi i czoło, a jej policzki naburmuszyly się i wydęły podobnie jak jasne usta. Uderzenie jej pięści w tors pokryty pancerzem było jak muśnięcie natarczywego owada.
-Naprawdę?! - nie było to pytanie z tych, które oczekują odpowiedzi. Ponownie uderzyła go w tors. Zdawało się że prędzej zrani sobie rękę niż coś tym wskóra. Póki co ubrudziło sobie delikatną dłoń obcą krwią. - Mówisz o tym tak po prostu? Pytasz tak zwyczajnie czy jest w porządku? - jej rozpaczliwe słowa wypowiedziane półszeptem potwierdzone zostały zaszklonymi oczami, które wpatrywały się w niego obrzucając winą. Zadudnila dwoma, kruchymi rączkami zwiniętymi w pięści, uderzając mocniej w tors mężczyzny. - Nic nie jest w porządku! I nigdy nie będzie! Jesteś po prostu głupi, jeśli mnie o to pytasz po tym co widziałam! Jesteś głupi! - usta zadrżały a ich kąciki zwinęły się jakby w odwróconą w dół podkowę, kiedy z oczu wypłynęły łzy, nie mogąc już znaleźć miejsca w przepełnionych od strachu zielonych oczach.

Wojownik stał przez sekundę jak wryty. Z jednej strony pamiętał, że Cassandra była bardzo delikatna i wrażliwa, a z drugiej… Wracał wspomnieniami do nieodległych chwil w szeregach rodziny przestępczej. W tamtych czasach trzymał swoją empatię na uwięzi. Przez większość czasu był zimny, niewrażliwy, beznamiętny, oschły. Złapał się na tym, że w boju powracał do niego ten sam bezlitosny, bezwzględny i brutalny Rudiger Schultz. Przy niej jednak czuł się… inaczej. Pomyślał, że ostatnie dwa zdania wypowiedział mało ostrożnie. Kierował się troską, ale jego umysł nadal był częściowo na polu bitwy.
- Jestem głupi. – powtórzył za kobietą przyciągając ją delikatnie do siebie. Gdy przylgnęła do jego ciała, rozpłakała się na dobre. Poza szlochem nie była nawet w stanie wydusić z siebie żadnego słowa – Już dobrze. Jesteście bezpieczni. – dodał, a w jego objęciu nie było nawet krzty erotyzmu. Był ostrożny. Sam chyba nie miał pewności co do natury ich relacji.

Dziewczyna łkała cicho, choć pewnie każdy obserwujący jej reakcje był przekonany, że zacznie wyć i robić sceny na pokaz. Nic jednak z tych rzeczy nie miało miejsca, choć to wcale nie umniejszało wylanego przez nią bólu. Walk toczących się poza murami miasta nie widziała, tak naprawdę to była taka pierwsza. Możliwe nawet, że nikt nie zauważył, ale jej sukienka umorusana była w krwi kapłana. Próbowała mu pomóc, jednak nie umiała i dosyć szybko wycofała się w bezpieczne miejsce jeszcze gdy inni toczyli bitwę. Była przerażona prędkością, z jaką ubywa krew z ludzkiego ciała i tym, jak trudno ją zatamować. Nie mogła jej zetrzeć, nie mogła powstrzymać, była wtedy taka bezradna. A kiedy Rudiger spytał, czy “wszystko w porządku”, Cassandra nie wiedziała, na której myśli powinna się skupić. Była zagubiona, a chaos w głowie stał się tak przeogromny, że wybuchła.
- Sam nie wierzysz w to co mówisz - wydukała szlochając z buzią wtuloną w niego, przez co jej głos był stłumiony i niewyraźny. Jej kruche ciało całe drżało, czuła się taka słaba w tym wszystkim, zbędna. Mimo pochwał jakie czasami płynęły z ust Eriki nie potrafiła jednak uwierzyć, że cokolwiek zrobiła dobrze i było to potrzebne. Gdyby jej nie było, nie zmieniłoby to wiele w całej tej sytuacji. - Nie powinno mnie tu być - dziewczyna zupełnie gwałtownie i niespodziewanie wyszarpała się z jego objęć i odsunęła o krok. Niedawno wtulona jakby niczego innego nie pragnęła, nagle stała się rozgniewana i niedostępna. Objęła rękami samą siebie. Jej oczy były czerwone od łez, a piękna do tej pory suknia zupełnie zniszczona błotem, krwią i kurzem. Przypominała teraz biedną i porzuconą sierotę, która ima się każdego zajęcia, a i tak pozostaje w cieniu, nikomu niepotrzebna. - Nawet matka mnie nie potrzebuje. Wy też nie. - ton Cassandry zachowany był w taki sposób, aby rozmowa wciąż toczyła się tylko między nią a Rudigerem. Każdy chyba już zdołał czymś się zająć, aby nie zwracać na nich większej uwagi niż to potrzebne.

- Nie wierzę w to co mówię? - zapytał Rudiger spokojnie mając za nic ewentualnych obserwatorów. - Nigdy nie spotkałaś się z taką pewnością siebie jaką mam teraz. Nie powinno cię tu być? Naprawdę uważasz, że jesteś niepotrzebna? - zapytał Schultz z niedowierzaniem. - Cassie jesteś bardzo potrzebna. Gdyby nie ty mnie nie byłoby z tymi ludźmi. Sam nie zatrzymałbym się w Untergardzie, nie brałbym udziału w bitwie, nie zrobiłbym pierwszy raz w życiu czegoś dobrego, czegoś bezinteresownego… Chcesz wiedzieć kto tutaj jest zbędny? Ja jestem. - wojownik mówił z całym przekonaniem. - Bo kim ja jestem? Kolejnym pajacem wymachującym mieczem i tarczą jak tuzin mi podobnych. Erika walczy lepiej ode mnie, Konrad jest czujniejszy, Gerwazy zdaje się niesłabiej rozumieć taktykę, a jest cholernym czarodziejem. Zabójcę jak ja można zastąpić którymś z mi podobnych. Ty Cassie… Posiadasz w sobie współczucie, chęć niesienia pomocy i inspirujesz mnie, inspirujesz nas wszystkich, abyśmy byli lepszymi ludźmi. - wojownik zatrzymał się na chwilę. - Gdybym powiedział Ci co robiłem w życiu pierwszego dnia naszej znajomości uciekłabyś przerażona. Teraz też byś uciekła, ale… ja zaczynam wątpić czy chce to robić nadal. Przez ciebie. Dlatego nie mów mi, że jesteś nikomu niepotrzebna i zbędna. Nie mów, że ciebie tu nie chcę, bo ode mnie nigdy tego nie usłyszysz. - zabijaka postąpił krok do przodu. - Jesteś moją przyjaciółką...

Słuchała wszystkiego patrząc w ziemię, a łzy same cisnęły jej się do oczu. Nie potrafiła się zgodzić z tym, co mówił. Może i faktycznie w to wierzył, ale nie uważała tego za prawdę. W jej uszach brzmiało to bardziej jak umniejszanie sobie, aby to ona mogła poczuć się wyjątkowa. W pewien sposób mogłoby być to miłe, gdyby nie ostatnie zdanie, jakie wypowiedział.
- Nieprawda - odparła po dłuższej chwili ciszy, jaka między nimi zapadła. Nie cofnęła się, kiedy ten postąpił krok w jej stronę. Jedynie na moment wstrzymała oddech. Ciężko teraz było zrozumieć, co według niej jest nieprawdą. Wszystko co powiedział? Wybrana część?
- Jedynie udowodniłeś, że to przeze mnie znalazłeś się w niebezpieczeństwie i to wszystko moja wina … - kiedy przerwała krótkie wyjaśnienie, zbliżyła się do niego i chwyciła go za rękę. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, ale nie była pewna co powiedzieć. Chciała naprawdę bardzo wiele, ale bała się odtrącenia. Złapaną dłoń mężczyzny uniosła nieco w górę i przyłożyła do swojej klatki piersiowej na wysokości bijącego serca. Jego łomotanie było na tyle silne, że nie dało się go nie wyczuć. Rudiger miał wrażenie, że serce Cassandry próbuje uciec ze zbudowanej z żeber klatki. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi zapłakanymi oczami.
- Nie jestem tylko przyjaciółką, prawda?
- Nie znalazłem się w niebezpieczeństwie przez ciebie, Cassie.
– odpowiedział Rudiger w lekkim zamyśleniu. – Jestem pierdolonym wojownikiem. Uczyłem się walki od wielu, wielu lat tak samo jak Gerwazy uczył się czytać, a Konrad tropić zwierzynę. Nie potrafię jednak robić nic innego. O ile oni mogą zająć się spokojniejszą profesją ja znam niemal tylko to… - Schultz spojrzał na nią. Zauważył, że zgrzytnęła zębami kiedy przeklnął. – Nigdy nie byłem bezpieczny, ale to nie ty o tym zdecydowałaś. Ja o tym zdecydowałem wybierając drogę wojownika. I, niestety, czy byśmy się spotkali czy nie, ja nadal byłbym wojownikiem. Nadal byłbym w niebezpieczeństwie, ale nie jak zwykła ofiara. Bardziej jak drapieżnik, z wyboru. – zabijaka zatrzymał na moment swój słowotok.

Milczał zupełnie tak jak ona. Przez moment byli wpatrzeni w siebie jakby nie wiedzieli o czym jeszcze powinni sobie powiedzieć. W końcu jednak Rudiger zaczął odpowiedź na pytanie Cassandry. – Nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela. Osoby, która mnie wspiera, bezinteresownie mi pomaga, doradza mi. Osoby, która zaakceptuje me wady, słabości i porażki, ale też będzie potrafiła ze mną porozmawiać i konstruktywnie mnie skrytykować. Czuję, że przy przyjacielu bawiłbym się świetnie, a jednocześnie nie musiał udawać kogoś kim nie jestem, kogoś lepszego. Wielu mówi, że przyjaźń między facetem, a kobietą, szczególnie piękną, nie ma szans powodzenia. Ja tak nie uważam. – Schultz zastanowił się, a w tym samym momencie dziewczyna ściągnęła brwi. Być może nawet posmutniała o ile było to możliwe jeszcze bardziej. – Wiesz, że jestem świadom ilu żołnierzy i ochotników z tobą współżyło w Untergardzie? Początkowo nie wiedziałem, ale oni tego nie ukrywali. To było dla mnie jak uderzenie młotem w łeb. Niespodziewane, ale stało się. Jednego dnia myślałem, że połamię któregoś z żołdaków jak zaczął swoje przechwałki. Czy gdybym był w tobie zakochany nie powinienem teraz leżeć w grobie? Jestem dobrym wojownikiem, ale kilku żołnierzy z pewnością by sobie ze mną poradziło… Czy nasza przyjaźń nie jest dla ciebie wystarczająca? Dość „wyjątkowa”? – tym razem to wojownik, wcześniej zupełnie spokojny, zdawał się skamienieć, stracić wigor. Spojrzał na Cassie z dziwnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Dziewczyna poczuła nagły ucisk w żołądku. Oczywiście że spodziewała się tego, ale zapewne nie chciała tego słyszeć ani sobie uświadamiać. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że dzięki temu udało jej się zdobyć kilka potrzebnych rzeczy, dzięki którym mogła lepiej pomóc jemu oraz innym. Zdobywała tez zaufanie i sojuszników, w końcu wiedziała że i jeśli uda jej się sprawić by samopoczucie żołnierzy było lepsze, również ich pewność siebie przechyli szalę na ich korzyść. Może nie była wystarczająco inteligentna, ale znała się na ludziach i wiedziała jak nimi grać. Kiedyś osiągnie poziom, na którym nie będzie musiała dawać całej siebie by odnosić te same sukcesy. Teraz jednak było inaczej. A słowa mężczyzny, choć nie dostrzegła w nich złych intencji ani kłamstwa, przeszyły ją na wskroś boleśnie niczym tępy nóż. Co dziwne, Cassandra uśmiechnęła się do niego po tych słowach. Zupełnie jakby to on potrzebował teraz pocieszenia, a nie ona. Zbliżyła się na tyle aby mieć go na wyciągnięcie ręki. Dotknęła dłonią policzka i pogładziła go czule.
-Masz rację. - mruknęła kojącym, dźwięcznym głosem. W jej spojrzeniu było uspokajające ciepło jakie zwykle płynie od troskliwej kobiety. -Jesteś cudownym mężczyzną. I zasługujesz na wszystko co najlepsze. - zabrała dłoń bardzo niechętnie i tylko kilka sekund stała i patrzyła na niego jakby oczekując jakiejkolwiek reakcji. Rudiger stał chwilę w zamyśleniu. W końcu jednak pokiwał głową. Cassandra uśmiechnęła się porozumiewawczo i kiedy miała już odejść i dać mu spokój, ten podszedł do niej bardzo blisko i zatrzymał ją. Czuł, że ta rozmowa nie potoczyła się tak jakby tego chcieli.

- Cassie, czy kiedyś podasz mi powód swojego postępowania? – zapytał szeptem dwuznacznie. – Oszczędzę nam dni albo tygodni krążenia wokół tematu i powiem, że ja też mam swoje obawy. Nie boję się odrzucenia, ale przy pięknej kobiecie, z bogatym doświadczeniem w relacji z mężczyznami… Ja boję się niewierności. – Schultz pochylił głowę patrząc jej prosto w oczy. – To jedyny powód dla którego nazwałem Ciebie przyjaciółką mimo iż czuje, że mogłoby między nami być coś więcej. I nie zwracam uwagi na twoją przeszłość ani w Nuln, ani w Untergardzie, bo sam nigdy święty nie byłem. Nie byłem nawet porządny. Wykładam zatem karty na stół. – wojownik pochylił głowę a jej oczy otworzyły się szeroko, a mocnych uderzeń serca nie była w stanie uspokoić. Poczuła strach najpierw przed tym, że miałaby powiedzieć mu prawdę, a później przed tym, co za chwilę usłyszy. Oniemiała z wpół rozwartymi ustami. Postanowił więc dokończyć swoje myśli, mówiąc tak cicho, że dziewczyna ledwie poznawała słowa.
– Jesteś wspaniałą kobietą. Piękną, skromną, pełną empatii, gotową bezinteresownie poświęcić się dla innych. Uwielbiam z tobą spędzać czas i wolę być twoim przyjacielem niż wszystko spierdolić i być dla ciebie nikim. Nie wiem jak nazwać to, co czuję, bo nigdy nie czułem czegoś podobnego. Jednak kiedy przekroczymy tę linię nie będę w stanie się tobą dzielić. Pełna monogamia albo przyjaźń… – Rudiger uniósł wzrok patrząc nieco nad Cassandrę. Nie był pewien czy wyraził się dobrze, ale tamtego dnia inaczej nie potrafił. Mimo iż znali się od tygodni zabijaka czuł, że działał za szybko. Znowu spojrzał jej w oczy czekając na odpowiedź. Był świadom, że samym takim wyznaniem przekroczył granicę przyjaźni i od jej odpowiedzi zależało w którą stronę ruszy ich relacja…

Ona jednak była oniemiała. Milczała patrząc na niego, nie mogąc zapanować nad reakcjami własnego ciała. Czuła jak drży, jak słabnie siła jej nóg i mięśni. Bicie serca pulsowało już nawet w jej skroniach, pompując krew z zawrotną prędkością i powodując zawroty głowy. Powiedział jej teraz tak wiele, że w końcu potrafiła go zrozumieć. To całe jego zachowanie, ten dystans, odtrącanie, a jednocześnie i brak odmowy, kiedy chciała być blisko. nigdy jednak nie pozwolił jej się zbliżyć bardziej i teraz miała wrażenie, że go rozumie. Równocześnie wiedziała, że to nie powinno się teraz zdarzyć. Miała przed nim tyle tajemnic i kłamstw, że wyjaśnienie wszystkiego nie tylko zajęłoby dużo czasu oraz jej sił, ale mogłoby całkowicie zmienić to, jak ją postrzega. Świadoma tego wszystkiego przedłużała nieznośnie milczenie, przez które mężczyznę zżerały jego własne myśli.
- Chyba… - zaczęła bardzo niepewnie i cicho -... chyba jesteśmy zbyt ubogimi ludźmi, by móc pozwolić sobie na stabilne życie o jakim mówiłeś mi jeszcze w Nuln - Cassandra opuściła głowę i wbiła wzrok w ziemię. Nie potrafiła teraz na niego patrzeć. Jednocześnie straciła wiarę w samą siebie, swoje możliwości i umiejętności. Była pewna, że w życiu nie potrafi zarobić inaczej, a bez monet nie da się dobrze żyć.
- Czy ty dla mnie zrezygnowałbyś z bycia wojakiem? Przestałbyś brnąć we krwi i biec w niebezpieczeństwo narażając się każdego dnia na śmierć? Ja robię to, co muszę robić, bo nic innego nie potrafię - choć jej głos jakby nieco się załamał, nie mógł stwierdzi, czy Cassandra znowu płacze. Jej gęste włosy przysłoniły czarną kotarą jej śliczną buzię, a wzrok dziewczyny wciąż tkwił w podłożu. Nie odważyła się spojrzeć na mężczyznę.
- Może gdy nasze życie się zmieni, pozwoli nam na to, byśmy zrobili to, o czym marzymy. Wtedy ja będę mogła z dumą nosić jeden, najważniejszy pierścionek, a ty będziesz mógł mieć wierną żonę. Do tego czasu zdążę powiedzieć ci o sobie prawdę, ty zdążysz pewnie zbrzydzić się mną jeszcze bardziej … - spauzowała czując, że mówi za dużo i brnie myślami w odległe miesiące. Chciałaby móc żyć normalnie. Miała wrażenie, że Rudiger to pierwsza i ostatnia osoba, która pragnęła dać jej takie życie. Miała jednak złe przeczucie, że to nie może się udać. Że prędzej czy później przeszłość ją zeżre, a ona tak naprawdę nie umie się od niej odciąć i nie potrafi zarabiać w inny sposób.

- Nie widzę przeszkód aby pozbierać Karle uczciwą pracą, a kiedy będziemy mieli dość otworzyć warsztat krawiecki dla ciebie i coś na moje umiejętności dla mnie. - powiedział wojownik po chwili zastanowienia. - Potrafię tylko walczyć, ale też jeździć konno, handlować. Mógłbym zostać ochroniarzem, strażnikiem albo kimkolwiek aby było z tego złoto i moje umiejętności nie poszły na zmarnowanie. - Schultz spojrzał na Cassie. - Mogę zminimalizować ryzyko i odpowiednio dobierać zadania… - zabijaka układał sobie powoli wszystko w głowie. Cassandra na samo wyobrażenie o tym nawet uśmiechnęła się lekko. “Normalne życie” brzmiało w jej uszach jak coś nieosiągalnego, a jednak on dawał jej nadzieję na to, że to może się udać. Trzeba mu było jednak przyznać, że w dalszym doborze słów nie był dla dziewczyny zbyt delikatny - Twoje zajęcie jednak… ono nie jest niebezpieczne, ale pełne braku poszanowania dla twojej osoby. Ja się tobą nie brzydzę i mówię ci jak jest. - wojownik wyglądał na pewnego tego co mówił. - Wiedz jednak, że wyznanie kosztowało mnie wiele i jeżeli pomimo tego chcesz nadal się oddawać innym to… pozostańmy przy przyjaźni i nigdy do tego nie wracajmy. To nie twoja wina tylko moja. Nie mogę zostawić sobie tej ewentualności wiedząc, że nadal oddajesz się innym facetom. I jeżeli się boisz, że nie damy rady i nie chcesz nawet spróbować nie kuś mnie więcej i nie wchodź proszę mi do łoża. Nie chciałbym ciebie potraktować jak zwykłą “kurwe”, bo taką nigdy w moich oczach nie będziesz. - Rudiger spojrzał gdzieś w dal nie zdając sobie nawet sprawy, jaką krzywdę wyrządził jej swoimi słowami, sprawiając, że ponownie zwątpiła. Że tak jak do tej pory chciała się zgodzić, tak nagle dotarło do niej, że zniszczy mu życie, a tego nie chciała - Nie będę ciebie jednak wiecznie przekonywał, że jesteś warta więcej niż myślisz. - milczenie, które zapadło chyba było najdłuższe z dotychczasowych w tej wymianie zdań. A mimo to dziewczyna nie zdążyła ochłonąć, ani myśleć pozytywnie. Miała swoje własne demony wewnątrz, tak samo jak on własne. Nawet jeśli ich relacja miała szansę na powodzenie, obydwoje nosili w sobie wiele złych doświadczeń i wspomnień, które zamykały ich na lepsze. Rudiger jednak chciał jeszcze dodać coś na koniec. - Jednak wszystko spierdoliłem. Podtrzymałem tezę ojca, że przyjaźń damsko-męska nie może trwać zbyt długo.

- Nie. - odpowiedział niemal błyskawicznie, unosząc w końcu głowę aby na niego spojrzeć. Jej oczy były zapłakane, mimo iż usta uśmiechały się słodko. Wyglądała niewinnie i obraz kobiety oddającej się za pieniądze nijak do niej nie pasował.
- To nieprawda. To nie twoja wina, że taki jesteś, ani moja, że miałam takie życie. Chciałabym móc ci o nim powiedzieć, ale masz własne koszmary i nie potrzebujesz moich. Przepraszam, że byłam dla ciebie taka, jaka byłam. Może zbyt wiele sobie wyobrażałam, nie wiem - wzruszyła na krótko ramionami i zwinęła usta w wąską kreskę - Jesteś dobrym mężczyzną i lepszego nigdy nie spotkam. Nie w tym świecie, ani w tym życiu. Zasługujesz na kogoś lepszego, aby dać szansę kobiecie, która naprawdę na to zasłużyła. Nie musisz mnie przekonywać o mojej wartości, mój ojciec wystarczająco głęboko wbił mi jej “wielkość”. Dziękuję za szczerość. I jeszcze raz przepraszam… za wszystko. - samotna łza spłynęła po jej gładkim, rumianym policzku, jednak szybciutko ją starła swoją drobną rączką. Wciąż się uśmiechała do niego, choć wewnątrz czuła ból i samotność. Nawet kiedy wciąż stał naprzeciw niej i mogła go podziwiać, czuła już jak bardzo za nim tęskni.

Wojownik nie mówiąc nic przytulił ją. W jego głowie kłębiło się tyle myśli, że nie wiedział co miał powiedzieć. Czuł, że coś się zmieniło w ich relacji i w nim samym. Być może działał za szybko, a może sprawy miałyby się tak samo nawet za kolejne kilka tygodni. Rudiger trwał tak przez dłuższą chwilę po czym opuścił ręce i odszedł. Chciał obejrzeć się za siebie, ale nie chciał jej skrzywdzić. Dawać nadziei na coś czemu przed kilkoma sekundami stanowczo powiedział “nie”.

Rozumiała go i zaakceptowała wybór, jakiego dokonał. Nie dziwiło jej to ani trochę, a mimo to czuła ucisk w gardle patrząc jak odchodzi i powraca do codzienności z taką lekkością, jakby tego się spodziewał. Cassandra potrzebowała jeszcze chwili dla siebie, aby wziąć się w garść i przestać mazać. Musiała być dzielna. Tyle razy została uderzona w twarz, że ten psychiczny policzek też powinna przetrwać, a jednak był trudniejszy niż pozostawione na ciele siniaki.
Tego dnia dziewczyna nie była w humorze aby z kimkolwiek rozmawiać. Z trudem wymuszała uśmiech na swojej twarzy, choć gdy już to uczyniła, sprawiał on wrażenie prawdziwego. Seks z wieśniakami był wykluczony głównie ze względu na ich biedę i brak czegokolwiek wartościowego do zaoferowania. Skoro więc nie miała szans na normalne życie, musiała powrócić myślami do Middenheim i możliwościach jakie dawało miasto w przypadku jej profesji. Może i czasy stały się trudne, ale perwersów na ulicach nigdy nie brakowało.


Przez kolejne dni podróży Cassandra była już bardziej żywa i skora do rozmów. Z powodu zawstydzenia i niepewności relacji jakie teraz wiązały ją z Rudigerem, nie kleiła się już do niego tak jak zwykle. Tez z tego powodu spędzała więcej czasu z Gerwazym, siadając obok niego na postojach i opierając głowę o ramię mężczyzny. Czasami szeptała mu coś do ucha, często obejmowała z boku otaczając rączkami jego ramię. Była urocza, słodka i czarująca - oczywiście wtedy, kiedy nie kręciły się wokół niej dzieci. W chwilach gdy musiała się nimi zajmować, Gerwazy znikał jak kamfora i tylko Rudiger był wciąż skory do służenia swoją pomocą gdy było to konieczne. Wtedy jednak Cassandra czuła się niezręcznie więc mężczyzna po udzieleniu pomocy zazwyczaj odchodził i nie niepokoił jej dłużej.

Dla młodziutkiej dziewki skutki rozstania z Rudigerem przybyły bardzo szybko. Już pierwszej nocy, gdy musiała spać całkiem sama, jej sen został zakłócony przez powtarzające się koszmary. Budząc się z płaczem nigdy nikogo nie obudziła, ponieważ zakrywała usta dłońmi, przyciskając je mocno do twarzy i płacząc w ciszy. Nie potrafiła spać sama odkąd zamordowano jej ojca, a wojna i chaos tylko nasiliły jej koszmary.
Rudiger był ostatnią osobą, której by się spodziewała. A jednak widząc ją płaczącą, zjawił się obok i przytulił, za nic mając ich nietypową rozmowę lub jej zachowanie względem Gerwazego. Po prostu ją objął, ucałował w czoło i położył się obok głaszcząc jej miękkie, długie włosy, które przybierając woń lasu i mokrej ziemi, wciąż miały w sobie jakąś przyjemną nutę zapachu. Cassandra poczuła zawód dopiero o świcie, gdy zbudziła się całkiem sama i z pewnością, że nikt nie spał obok niej. Zaakceptowała jednak wszystko, bo chciała dla mężczyzny jak najlepiej. Była wdzięczna, że jej całkowicie nie odtrącił. Dlatego po tej nocy starała się już z nim jakoś rozmawiać. Udawało się, choć nie była to ta sama relacja co dawniej.

Kiedy dotarli do Middenheim, Cassandra była nieco zawiedziona. Brudno, ubogo, wszystko niemal zniszczone do cna. Nie tak to sobie wyobrażała i było to widać w jej spojrzeniu. Miała nadzieję na lepsze życie, łatwiejszy start i osiągnięcie czegoś więcej, niż udało jej się dotychczas - wszak bycie jedną z lepszych w sztuce obciągania na kolanach nie było wielkim osiągnięciem i nikt nie będzie z niej dumny z tego powodu.
Między Eriką, Konradem, Gerwazym i Rudigerem doszło do wymiany zdań na temat ewentualnego noclegu i oddaniu relikwii. Cassandra wtrąciła cicho swoje, pytając czy mogłaby im towarzyszyć i nie spotkała się z głosami sprzeciwu. Ulżyło jej.

Dziwnie się poczuła gdy Rudiger spytał o jej matkę. Kiwnęła wtedy tylko głową na znak, że przyjęła do wiadomości, ale nic mu nie odpowiedziała. Narósł w niej wewnętrzny strach i niepokój z tym związany, jednak pomyślała, że po oddaniu relikwii uda się z mężczyzną na małą przechadzkę i wtedy będą mieli też okazję aby szczerze porozmawiać. Przynajmniej miała nadzieję na to, że jednak się odważy otworzyć, może coś naprawią w swojej relacji. Nie miała już pewności co do swojej przyszłości, a zastanawiała się, czy wdowy po weteranach wojennych dostają chociaż jakieś miedziaki w zadośćuczynieniu… wątpiła w to, bo wdów w tych czasach było więcej niż można naprodukować monet. Po drodze chciała też się rozejrzeć za ewentualnymi możliwościami zarobku. Oczywiście nie chciała wypytywać nikogo, po prostu obserwować i samej stwierdzić do jakiego tak naprawdę trafiła miasta. Póki co była pewna jedynie jego nazwy.



 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline