Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2019, 19:27   #68
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Hyrix nie zostawił im wyboru, odpowiadając na jej próbę przekonania go, że walka nie ma sensu. Z drugiej strony nie dziwiła mu się - Lanteri nie była osobą, która interesowała się ludzkim życiem i z pewnością tengu i tak skonczyłby martwy z jej ręki. Wolał wybrać swój los, poza tym znał ją lepiej niż każdy z towarzyszy Manei z nią włącznie i wiedział na pewno, do czego jest zdolna. Półelfka nie miała więc wyboru; wiedziała, że gdyby Snowweather jakimś cudem uszedł stąd żywy, nie odpuściłby im. Dlatego musiał zginąć.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie a ich pierzasty przeciwnik nie miał nawet najmniejszych szans, by się zrewanżować. W pewnym momencie walka przybrała właściwie obraz jatki, gdy kolejne ciosy i czary dochodziły celu. Manea jednak nie żałowała Hyrixa, bo na Kajdanach panowała prosta zasada - albo my, albo oni. Może kiedyś, w dawnych czasach, gdy jeszcze była młodą, głupią dziewuchą i wierzyła w niektóre wartości, próbowałaby jakoś powstrzymać swoich kompanów przed zabiciem Hyrixa, ale nie dzisiaj. Sama miała zadanie do wykonania, a do tego potrzebne jej były pieniądze. Nie chciała dopuścić, by Snowweather w jakiś sposób próbował im przeszkadzać.

Inni też doszli do takiego wniosku, choć Anabell chciała chyba przesłuchać ptaszysko, gdyż spętała go liną. Cóż, nie udało się, ale unieruchomienie Hyrixa bardzo im pomogło. Po walce ruszyła na pokład za Darvanem, chcąc złapać nieco chłodnego, wieczornego powietrza. Zaklinacz miał pomysł, co do łódki babuni, na który się zgodziła.
- Jutro można by ją sprzedać w Lilywhite, na pewno znajdzie się jakiś kupiec w porcie - powiedziała.

Niziołki i staruszka uciekli, ale nie wierzyła, by po tym, co pokazali obrońcy brygu tamci chcieli jeszcze kiedyś wrócić i się zemścić. Poza tym ich przywódca nie żył, a to zawsze działało dojmująco na jego pomagierów. Do Jamasha, który wysłał ich wcześniej do łóżek uśmiechnęła się tylko ciepło i niedługo później była już w swoim hamaku. Długo nie mogła zasnąć, gdyż adrenalina wciąż buzowała w jej żyłach, jednak ostatecznie - nie wiedząc nawet kiedy - zasnęła i przespała ciurkiem do samego rana.


Kolejny dzień zaczęła od zanurzenia głowy w wiadrze pełnym zimnej wody, by się w końcu dobudzić. Szybko ją to otrzeźwiło i z mokrymi włosami dotarła do jadalni, gdzie szerokim uśmiechem przywitała swoich towarzyszy i resztę załogi przy stołach. Chociaż nie trawiła Jaspera, to cieszyła się, że najpierw Jamash a potem Imogen postawili go na nogi. Pomyślała sobie, że pewnie dla jej towarzysza z dawnych lat to była ważna sprawa, by nie stracić nikogo z załogi, skoro Lanteri wyznaczyła go tymczasowym bosmanem. Jej zdaniem wywiązywał się z zadania bardzo dobrze, miał przecież w tej materii ogromne doświadczenie.

Po śniadaniu zebrali się wszyscy na osobności, by podzielić łupy i omówić zniknięcie Maxima, które Manea tak naprawdę dopiero teraz zauważyła. Ten mężczyzna nawet jak był z nimi, to wydawało się, jakby go nie było i pewnie dlatego półelfka nawet nie zwróciła uwagi, że czmychnął z okrętu.
- Ja nic nie wiem na temat jego zniknięcia. Spałam jak zabita - powiedziała do Jamasha. - Co do łupów, jestem za pomysłem Darvana; niech Jasper i Balgrim dostaną pieniądze, a reszta zostanie dla nas, w końcu to my będziemy narażać zdrowie w dalszej części wyprawy. Uważam też, że perły powinny iść do Azy i Darvana, chyba, że myślicie inaczej, to możemy głosować. Ja bym wzięła jedną z kusz likantropów, przeładowywanie pistoletu trochę zajmuje, a tak miała bym dwie opcje walki na dystans. Resztą możecie się podzielić wedle woli, w końcu jak ktoś zostanie ranny to i tak nikt z nas nie będzie chamsko kitrał mikstury leczniczej, tylko jej użyje na rannym towarzyszu. Pracujemy razem, więc wydaje mi się to oczywiste. - Założyła ręce pod piersiami. - Popłyniemy też z Darvanem łódeczką babuni, żeby ją sprzedać w Lilywhite, no chyba, że szanowny pan bosman ma coś przeciwko? - Puściła oczko do Jamasha, żeby wiedział, że sobie teraz żartuje. - Możemy też popytać o te ranne niziołki, jeśli chcesz.

- Jeśli wrócicie przed Lanteri - kpiący ton półelfki wcale nie spodobał się undine - W tej sytuacji może chcieć wypłynąć od razu po powrocie. Nie straćcie za dużo czasu dla parudziesięciu złociszy - wątpił, by udało im się zarobić więcej niż trzydzieści, ale jeśli chcą zrobić wycieczkę, to nie miał zamiaru psuć im zabawy.

- Tak jest, panie bosmanie. - Manea zasalutowała wesoło, wciąż się uśmiechając, choć nastrój nieco jej zjechał. Nie mówiła tego wszystkiego w złym tonie, po prostu chciała się trochę podroczyć z undine, ale on najwyraźniej nie miał na to ochoty, traktując wszystko nazbyt poważnie. Chyba przebicie się przez jego zasłonę i pokazanie mu, że nie trzeba być cały czas sztywnym, jak kij od szczotki nie było wykonalne. Nie mówiąc już o tym, żeby chociaż spróbował o niej myśleć jak o pełnoprawnym członku załogi, a nie o "naiwnej dziewusze". - Wrócimy przed kolacją, z łódką, czy bez... - Wzruszyła ramionami, skinęła głową na Darvana i wyszła z nim na pokład.

Miała zamiar spędzić pół dnia w miłym towarzystwie, a skoro Jamash nie odniósł się do niziołków, to nie zamierzała o nie rozpytywać.
 
Tabasa jest offline