DeDeczki i PFy | Manea stała oparta o burtę, wpatrując się w zachodzące słońce i rozmyślając o wielu rzeczach, gdy na pokładzie pojawił się Jamash. Zerknął tylko na nią przelotnie i skierował się schodami na rufę. Norma, ale półelfka postanowiła zagadać pierwsza. Miała mu trochę do powiedzenia. - Cześć, panie bosmanie. Ostatnio mam wrażenie, że powinni na ciebie mówić Jamash Brushstick - rzuciła, zerkając w jego stronę.
Tym razem się nie uśmiechała. Tym razem to nie był żart.
Undine spojrzał na nią zdziwiony. - Że jak? - zapytał z właściwą sobie elokwencją. - Kij od szczotki. - Wyjaśniła. - Tylko nie każ mi mówić, gdzie go nosisz. Chociaż z drugiej strony, szkoda, że nie dla wszystkich taki jesteś, tylko wybiórczo… - Skrzywiła się.
Jamash oparł się o burtę, splatając ręce na piersi. - Co jest nie tak? Nie owijaj w bawełnę - powiedział zachęcającym tonem. - Nie zamierzam, bo mam już dość takiego traktowania. Ilekroć staram się przełamać jakieś lody między nami, które dla mnie nie istnieją, bo znamy się z dawnych czasów, to ty jesteś szorstki jak ten kij od szczotki, który najwyraźniej wsadziłeś sobie w dupę i tak ci z nim dobrze. - Manea wyrzuciła to z siebie. - Ale wyobraź sobie, że poznałeś Anabell i chociaż mnie znasz dłużej od niej i wiele więcej nas łączy, to nagle, jak za dotknięciem jakiejś czarodziejskiej różdżki, znalazłeś z nią wspólny język i ona nie jest tylko “głupią dziewuchą”. Nie wiem, czy masz jakiś fetysz odnośnie rudych kobiet, ale to nie jest w porządku. I mam to naprawdę w dupie, chodzi mi tylko o to, jak zachowujesz się wobec mnie, a jak wobec niej. Znałeś mojego ojca, znałeś mnie wcześniej a i tak zawsze musisz pokazywać, że jestem gorsza. Czym sobie na ten zaszczyt zasłużyłam? - Spojrzała na niego, marszcząc brwi i zaciskając zęby. - A może ona rzuciła na ciebie jakiś urok?
Undine słuchał tyrady z szeroko otwartymi oczami, a na jego twarzy odmalowywała się cała gama emocji, aż w końcu pokręcił głową z uśmiechem. Szerokim, szczerym uśmiechem, takim jak wtedy, kiedy spotkali się w Port Peril. - Jakie lody, do cholery? To było cokolwiek do przełamywania? - zapytał. Wkurzony ton, który towarzyszył mu od wypłynięcia Lanteri, zniknął bez śladu. - Czy ja kiedykolwiek nazwałem Cię głupią? Jak niby pokazałem, że jesteś od kogokolwiek gorsza? - - Nie musiałeś nazywać, wywnioskowałam to po twoim traktowaniu - powiedziała. - Chcesz przykład podwójnych standardów Jamasha? Dobrze. Jak przypłynęliśmy do Lilywhite i pytałam o Carrigana, to widziałam, że się krzywisz, że to ci nie pasuje. Potem sam chciałeś iść do miasta i wypytywać o Snowweathera… I gdybym ja to zaproponowała, pewnie powiedziałbyś, że to głupi, szczeniacki pomysł, ale skoro ty na to wpadłeś - wszystko jest dobrze. W końcu jesteś Jamashem, wiesz, co robisz.[/i] - Manea skrzywiła się i pokręciła głową. - I nie mów, że nie wiesz nadal, o co mi chodzi… - Chcesz usłyszeć, co mam do powiedzenia, czy tylko ponarzekać na mnie, jaki to straszny jestem? - undine zapytał spokojnie. - No mów, chętnie posłucham. Tylko nie wciskaj mi kitu, nie jestem już małą dziewczynką. Nie jestem dawno. - Odwróciła się w jego stronę, wciąż mierząc go gniewnym spojrzeniem. - Nie podobało mi się, że zaczęłaś pytać o Carrigana pierwszą osobę, która powitała nas w porcie, uprzednio przedstawiając siebie i nas. Gdyby ta informacja dotarła do gnidy, wiedziałby już dokładnie, kto go szuka - zaczął, ale Manea weszła mu w słowo. - I myślisz, że człowiek, który opiekuje się Festiwalem Rumu od razu by poleciał do niego i mu o wszystkim opowiedział? Sam słyszałeś, że ten Abe… coś tam - Manea zapomniała jak Mwangiańczyk się nazywał. - był uprzedzony do Carrigana. A kogo miałam o niego pytać, jak nie kogoś, kto wita gości przypływających na festiwal? No jak na mój gust to on był najlepiej poinformowaną osobą. Ale nie na twój gust, rozumiem. - Półelfka prychnęła i uniosła ręce. - Widzę, że świetnie radzisz sobie sama z tą rozmową, chyba w ogóle jestem ci niepotrzebny - rzucił zjadliwie - Mógł opowiedzieć, mógł nie opowiedzieć, widziałaś go pierwszy raz w życiu. Może to zabrzmi paranoicznie, ale skąd pewność, że mówił prawdę? - - To, że ty wszystkich napotkanych ludzi traktujesz jako tych, którzy mogą cię sprzedać, szantażować, oszukać i zabić, to tylko twój problem. - Odgryzła się Manea. - Ja tak nie żyję, dlatego zapytałam go o to, a z ewentualnymi konsekwencjami jakoś bym sobie poradziła. I tak, to paranoiczne myślenie, Jamashu, bo nie wszyscy na Kajdanach są źli, do cholery. Nie wszyscy chcą nas zabić - odburknęła, krzywiąc się. - Ale zbaczasz z tematu. Wydaje ci się, że pójście i rozpytywanie o Snowweathera w momencie, gdy mógł być w mieście i mógł mieć jakichś towarzyszy było rozsądne? Czym się różni moje rozpytywanie od twojego? Jeśli brać pod uwagę twoje kryterium oceny, co można, a czego nie można…
Jamash ponownie milczał, dając się wygadać dziewczynie - wyraźnie tego potrzebowała. - Może tym, że zapytałem was o zdanie…- zaczął tylko po to, by ponownie dać sobie przerwać. - No właśnie, i tylko tym. Ja nie muszę was pytać o zdanie, bo to moja krucjata, moja sprawa. Obiecałeś mi pomóc, ale to ja chcę dopaść Carrigana, ty możesz się wycofać kiedy chcesz, nie trzyma nas żaden kontrakt, jak ten z Lanteri. Możesz potem odejść i ja sobie to załatwię sama, albo z Darvanem, Azą, kimkolwiek, kto będzie chciał ze mną iść. Nie musisz w tym uczestniczyć, Jamashu. Zwłaszcza, jeśli na każdym kroku chcesz mi pokazywać, jaką to nieudolną córką swego ojca jestem! - Warknęła, gromiąc go wzrokiem. Zdziwiła się, bo jej głos nawet na chwilę się nie załamał. Był pewny, agresywny.
Undine po raz kolejny wysłuchał Manei, po czym z mocą uderzył w burtę. - Skończyłaś, do kurwy nędzy?! Pozwalam ci się wygadać, ale jeśli masz zamiar najpierw pieprzyć o jakimś przełamywaniu lodów, a potem wcinać mi się w co drugie zdanie, z pretensją, że nie przyklaskuję każdemu twojemu słowu, to coś się tu kurwa nie zgadza! To ma być rozmowa, czy pieprzony monolog pod tytułem "Jamash jest do dupy"?! - w jego głosie słychać było wściekłość - Chciałaś się czegoś dowiedzieć, czy tylko jadem pluć? - Ty się, kurwa, nie zgadzasz - Również na niego krzyknęła, czym samą siebie zaskoczyła, ale musiała dać upust emocjom. - Jesteś jak flaga na wietrze, robisz to, co ci pasuje do sytuacji! Myślałam, że po tej rozmowie coś do ciebie trafi, ale jak każdy facet widzisz tylko czubek własnego nosa i żadnych złych wyborów! Idź do Anabell, na pewno potrzebuje się teraz do ciebie przytulić! A jak nie, to ty pewnie musisz się teraz do niej przytulić i powiedzieć jej, jaką wkurwiającą dziewuchą jestem! - Warknęła, po czym machnęła ręką i odeszła od niego, kierując się pod pokład. Zanim zdążyła się odwrócić, undine chwycił ją za ramię. - Co miało do mnie trafić? Że nie jestem nieomylny? Nauczyłem się tego po dekadzie w ciupie. Przecież przyznałem ci rację, kiedy wypomniałaś mi wady pomysłu. To właśnie chciałem teraz powiedzieć, zanim mi przerwałaś. - powiedział z naciskiem - Jeśli chcesz wiedzieć, czemu robię, co robię, to wytrzymaj ze mną parę chwil dłużej. Ja już wiem, co o mnie myślisz, a ty moje opinie, choć ochoczo, to tylko zgadujesz - - Jeszcze jakby cię interesowało, co o tobie myślę - odburknęła i wyrwała ramię z jego uścisku. - A kto powiedział, że mnie nie interesuje? - tym razem to Jamash się wtrącił - Na Oko, jesteś jedyną osobą, dla której żyję dłużej niż ostatnie parę miesięcy! - wyrzucił z siebie. Wyglądało, jakby miał ochotę powiedzieć coś więcej, ale się powstrzymał, - Jakoś mi tego nie okazywałeś ostatnio - odparła, wpatrując się w niego ze zmarszczonymi gniewnie brwiami. - Ledwo poznana Anabell jest dla ciebie lepszą towarzyszką, niż ja, chociaż znamy się od dawna, jeszcze kiedy byłam młoda i nic nie umiałam. To nie jest w porządku i chcę, żebyś o tym wiedział. I nie, nie jestem o nią zazdrosna, bo nie pociągasz mnie jako mężczyzna, stwierdzam jedynie fakt.
Undine pokręcił głową. - Masz swojego adoratora, więc nie chcę wam przeszkadzać, szczególnie że większość czasu spędzacie w swoim towarzystwie. Na statku było sporo do zrobienia ostatnio, więc miałem zajęcie, trzeba było dopilnować tych nierobów. A Anabell starała się pomagać w pracach. - odpowiedział spokojnie. Nie chciał dodawać, że gdyby Manea też zakasała rękawy, wyglądałoby to inaczej. - No tak, to moja wina, mogłam się spodziewać, że tak przedstawisz sprawę odnośnie relacji. - Prychnęła. - Jaka znowu wina?! Dobrze wiesz, że nie należę do najlepszych kompanów do rozmów. Odprawiłabyś Darvana, gdybym chciał ci zająć więcej czasu? Bo ja nie - rzucił żartobliwym tonem.
Manea przewróciła oczyma.
- I znowu patrzysz na to ze swojej perspektywy. “Bo ja nie”. Jakbyś chciał pogadać ze mną na jakiś ważny temat, to pewnie, że znalazłabym czas. Widzisz, Darvan jest całkowitym przeciwieństwem ciebie, więc chyba to normalne, że spędzam czas z kimś, kto mnie docenia i uważa, że jednak się do czegoś nadaję - odparła. - Chodzi ci teraz o tą rozmowę o kupieniu własnego statku? -* - Nie, chodzi mi po prostu o bycie ludzkim, dlaczego tego nie rozumiesz? Dlaczego cały czas nie może do ciebie dotrzeć, że jakbyś był normalnym, wspierającym Jamashem, to byłoby dobrze? No chyba, że po prostu nie chcesz taki być, to mi powiedz. Ty się zajmiesz swoim życiem, ja swoim. Znajdziemy skarb Redclaw, albo i nie znajdziemy i nasze drogi się rozejdą. - Patrzyła mu prosto w oczy. Undine mrugnął wewnętrznymi, pionowymi powiekami. - Pierwszy raz ktoś mi o czymś takim mówi. Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał z powagą, jakby rzeczywiście liczył na wskazówki. - Żebyś zaczął mnie traktować poważnie, jak kogoś, kto potrafi sobie radzić w przeróżnych sytuacjach. Jak widziałeś, oko mam celne, umiem o siebie zadbać w walce. Ale jeśli nie chcesz, nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Mogę być cały czas tą “małą Maneą”, która według ciebie niczego nie umie. Połączyła nas wspólna sprawa, potem nie musimy podążać tą samą drogą. O ile na początku, gdy spotkałam cię w knajpie w Port Peril uważałam, że możesz mi pomóc i razem możemy pomścić mojego ojca, tak odkąd poznaję cię na nowo, nie wiem, czy chcę, by to nadal była twoja sprawa. I do niczego cię nie zmuszam - powiedziała spokojnie, rzeczowo. Bez zbędnych emocji. - Nie wątpię w twoje umiejętności, pokazałaś przecież już nie raz, że odziedziczyłaś sporo talentów Madoka. Chyba nie uważasz, że nie mam prawa zmienić zdania? - zapytał - A dopóki sama nie każesz mi spierdalać, wesprę cię jak mogę, aż Carrigan nie będzie ci lizał butów - dodał z zawziętością. - Dobrze więc, niech tak będzie, skoro tak mówisz - odparła, patrząc na niego. Nie chciała się z nim licytować i dalej prowadzić tej rozmowy. - Zobaczymy, co z tego wyniknie. A teraz wybacz, ale idę spędzić trochę czasu z moim “adoratorem”, jak nazwałeś Darvana.
Undine machnął tylko ręką. Czegokolwiek by nie próbował Manei wytłumaczyć, ona i tak odbierała to tak, jak chciała i wszystko wracało do punktu wyjścia - on jest zły, bo śmie mieć inną opinię niż ona.
Jeśli liczyła na inne traktowanie (na równi z innymi, lepsze niż innych? - undine zaczynał się w tym gubić), to musiała skończyć z obrażaniem się i pretensjami, że ktoś jest niemiły.
Ostatnio edytowane przez Sindarin : 17-08-2019 o 15:16.
|