Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2019, 23:11   #52
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Luther

Wozy były przykryte kocami, toteż ciężko było cokolwiek oszacować bez chamskiego gapienia się. Choć ojciec przykazał trzymać głowę nisko, młodemu Grolschowi udało się jednak coś wypatrzeć. Jeden z parobków na moment odrzucił koc z ładunku. Luther nie miał okazji dokładnie się przyjrzeć, ale zdawało mu się, że wóz pełen jest narzędzi - chyba dla drwali. Mógłby przysiąc, że na moment objawiły mu się topory, sierpaki i piły. Zaraz potem o nich zapomniał.

Na krótką chwilę spojrzenia młodzieńca oraz dostojnej damy skrzyżowały się. Nie przypominała żadnej z kobiet, które było mu dane poznać. Delikatne rysy, gładka biała cera... Każdy ruch kobiety pełen był gracji oraz delikatności - Sybilla wydawała się kompletnym przeciwieństwem srogiego męża. Luther z pewnością żałował, iż nie mógł ujrzeć nic więcej - piękna żona rycerza zakrywała niemal całe ciało. Nawet głowę wieńczyła biała podwika.


Sybilla uśmiechnęła się delikatnie. Gest ten nie miał w sobie jednak nic z zalotności czy (Boże uchowaj) lubieżności. Pełen był niesamowitego ciepła oraz wyrozumiałości. Ten przelotny kontakt wystarczył, by młodemu Grolschowi zrobiło się cieplej na sercu. Kiedy ruszał w mglisty las, czuł się po dwakroć dzielniejszy!




W świątyni

Kiedy rodzina rycerska znalazła się w świątyni, wszyscy zgodnie pomaszerowali w stronę ołtarza. Ucałowawszy obiekt sakralny, zajęli miejsca na samym przedzie. Nie było w tym zresztą nic dziwnego - jako najdostojniejszym, należały im się jak psu buda. Możni doskonale zdawali sobie sprawę, iż oczy ciekawskich chłopów będą skierowane na nich i najwyraźniej byli do tego doskonale przygotowani. Ich skupione miny oraz wyprostowane sylwetki dodawały powagi, a także dystansowały od prostego ludu.

Otton powstał, kiedy został niejako wywołany do tablicy przez kapłana. Niespiesznym krokiem podążył w stronę ołtarza, rzucając kilka przelotnych spojrzeń na kolumny, nim niespokojne oczy rycerza wreszcie skupiły się na zebranych. Mężczyzna milczał, a każda chwila wydawała się wiecznością. Każdy, na kim skupił się wzrok szlachcica, miał wrażenie jakby oczy możnego świdrowały go na wylot.
- Wiem, że mnie tu nie chcecie - Otton przerwał w końcu milczenie. - Wiem, że było wam tu dobrze bez pana. Mogliście obrastać w tłuszcz i lenić się od świtu do zmierzchu. Jeszcze parę lat tej beztroski i zapomnielibyście jaki jest porządek na świecie.
Rycerz pogardliwie wypluwał każde słowo.
- Mój stryj zaś, kiedy jeszcze żył, był przesadnie pobłażliwy. Ale dzisiaj się to zmieni. Jestem tu, by przypomnieć wam, że macie się modlić i pracować. A na własność macie jedynie własne brzuchy. Mieliście parę lat wolnizny, by się wzbogacić, no to teraz musicie spłacić zaległości. Wiedzcie, że będziecie oddawać trzecią część swoich plonów, a z każdej chaty mam mieć robotnika przez cztery dni w tygodniu. Mam nadzieję, że macie dużo dzieci, bo pracy nie zabraknie.
Otton powiódł spojrzeniem po zgromadzonych. Nie sprawiał jednak wrażenia, jakby interesował go nastrój czy reakcja kmieci.
- A teraz mnie posłuchajcie uważnie, kmioty. Nie potrzebuję, żebyście orali pańskie pole. Swoją pańszczyznę będziecie odrabiać inaczej. Wyświadczę wam łaskę i powiem wam coś o świecie: zmienia się. W portach budowane są wielkie okręty, które ruszają na dalekie, zamorskie wyprawy. Waszym miejscem pracy będzie Las Mgieł. Nie spoczniecie, aż cały las nie zniknie, a całe jego drewno nie zostanie sprzedane na chwałę mojego rodu. Radzę wam dziś wypocząć.

Srogi rycerz nie czekał na jakikolwiek odzew. Zdanie tych ludzi ewidentnie go nie obchodziło. Eugeniusz Niemysł jako człek wykształcony zdawał sobie sprawę z istnienia pewnych nowatorskich teorii ekonomicznych - najbardziej jednak rozpowszechniona była pewna stara teoria, którą niewątpliwie wyznawał również Otton:

"Jeśli brakuje grosza, trzeba przycisnąć chłopów. Jak dalej brakuje - trzeba przycisnąć ich jeszcze bardziej."

- Który z was zaprowadzi do dworu? - rozbrzmiało nagle pytanie rycerza.




Arnika i Marysia

Patryk mocno się potłukł - siniakami jednak nie było się co przejmować. Najgorsza była ręka! Z lewego przedramienia chłopca promieniował bardzo ostry ból - świadczył o tym grymas na twarzy wyrostka przy niemalże każdym ruchu.
- Przepraszam Maryś... - wyłkał obolały chłopiec, mobilizując wszystkie zapasy dzielności, by tylko się nie rozpłakać.

Na widok idących z chłopakiem kobiet, jeden ze zbrojnych serwientów chciał zsiąść z konia i ruszyć z pomocą.
- Gdzie leziesz! Wozów pilnuj! - powstrzymał go opryskliwy głos strojnie odzianego, łysiejącego mężczyzny.


Jegomość zeskoczył z wozu. Małe oczy nie wzbudzały co prawda zaufania, lecz zachowywał się nad wyraz uprzejmie - zupełnie inaczej niż wyniośli rycerze.
- Drogie panie, jestem intendentem czcigodnego pana Ottona - przedstawił się już znacznie milszym tonem, kłaniając nieznacznie. - Widzę, że młodzieniec trochę narozrabiał. Za pozwoleniem, odprowadzę panie i służę pomocą.
Choć to Arnika, jako żona najbogatszego chłopa i matka wielu dzieci stała wyżej w hierarchii Drzewiec, wzrok intendenta nieoczekiwanie spoczął na Marysi - tak jakby to jej aprobaty poszukiwał przede wszystkim.




Franciszka

Dziewczynka cały czas mocno ściskała rękę Franciszki. Wcale nie spieszyło jej się do tego, by wyjść z ukrycia. Nowoprzybyli rycerze nie wyglądali jak książęta z bajki. Ich twarze wydawały się srogie i bezlitosne - nie tylko małym dzieciom, prawdę rzekłszy.
- Rodzice śpią. W chacie. - odparła mała, wychylając nieznacznie główkę zza worków. Bała się, ale nie mogła całkiem poskromić ciekawości. - Ten pan jest jakiś straszny.




Bogna

Prowizoryczny "oręż" Bogny na nic się zdał w starciu z dzikim zwierzęciem. Arsenał, którym dysponował wilk był znacznie potężniejszy...

Kiedy dziewczyna rzuciła się do ucieczki, momentalnie zadziałał instynkt łowiecki. Uciekający cel automatycznie wezwał drapieżnika do pościgu - wilk nie miał innego wyboru jak odpowiedzieć.
Bogna dopadła do drzewa i zaczęła się wspinać - niestety rachunek matematyczny wypadł na niekorzyść wieśniaczki. Dwie ludzkie nogi nie mogły sprostać czterem pazurzastym łapom. Dziewczę poczuło jak potężne zębiska zaciskają się wokół kostki i ściągają ją w dół. Ponownie upadła na ściółkę, mogąc tylko bezradnie zasłaniać się rękami. Nie stanowiły one żadnej obrony przed ostrymi zębiskami wilka.

Bogna mogła z dużym prawdopodobieństwem założyć, że lada moment zginie, gdy wilk niespodziewanie czmychnął. Kiedy odsłoniła twarz, jej oczom ukazał się kompletnie nieoczekiwany widok.


Stał przed nią młody mężczyzna. Jak gdyby nigdy nic. Długie, jasne włosy swobodnie opadały na nagą klatkę piersiową, podczas gdy zielone oczy błądziły po poszarpanym ubraniu dziewczyny. Bogna nie rozpoznawała twarzy tego młodzieńca. Mało tego - nie przypominał nikogo z tutejszych! Nieskazitelnie czyste włosy, piękne i białe zęby, szczupła i muskularna sylwetka... Prosta chłopka mogła mieć wrażenie, że oto pradawny heros objawił się przed nią, by uratować od paszczy wilka. Z sobie tylko znanych powodów ubrany był jedynie w spodnie. Być może tak się spieszył na ratunek!
- Nie bój się... - łagodny głos mężczyzny był przyjemny niczym śpiew ptaków. Choć ciężko było porównać, bo akurat nie śpiewały. - Obronię cię...
Mężczyzna podszedł bliżej, by uklęknąć przy Bognie i śmiałym gestem chwycić w dłoń kosmyk jej włosów.




Luther

Luther nie był tropicielem. Ze swym chorym biodrem, nie był nawet szczególnie żwawy. Z tego względu tylko głupiec postawiłby jakiekolwiek pieniądze, iż znajdzie on kogokolwiek w tym mglistym lesie. I wiecie co? I wygrałby ten głupek nie lada fortunę. Może Luther miał dobrego nosa, a może po prostu nieprawdopodobne szczęście. Faktem jednak pozostawało, że godzina błąkania się po lesie nie poszła na marne.

Mgła znacząco ograniczała widoczność, jednak parę kroków przed nim wyłonił się nagle Światożar - a raczej plecy młynarczyka. Druh młodego Grolscha stał przed potężnym dębem i z uporem godnym lepszej sprawy, żłobił nożykiem symbol Ogniska - pionową kreskę, którą z dwóch stron otaczały po dwie pochyłe kreski. Była to prosta imitacja palącego się ognia. Wszyscy wierzący znali ten symbol.
 
Bardiel jest offline