Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2019, 09:11   #26
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Odpoczynek po całodziennym marszu czarodziej przywitał z ochotą. Zdjął z muła swoje manatki, odtroczył beczułkę i rozpoczął przygotowania do rytuału wymyślonego przez Magistra Leomunda. Niewielki domek wymagał solidnej podstawy, którą czarodziej nakazał przygotować swojemu niewidzialnemu słudze. Piasek, unoszony przez powietrzną istotę zaczął rozsypywać się na szczycie niewielkiej diuny, nieco górującym nad rozbijanym obozem, formując płaski jak stół okrąg, mniej więcej trzy metrowej średnicy. Namioty sprawnie wznosiły się do góry, odcinając się kolorowymi płachtami od gwieździstego nieba, a tymczasem gnom rozpoczął inkantację, przywołującą błyszczącą początkowo kopułę, półkolistego kształtu, dokładnie wypełniające wyrównaną część pustyni. Czarodziej wymościł sobie posłanie w bezpiecznym legowisku, umieszczając swoje juki, beczki i zapasy wewnątrz kopuły, szykując sobie wygodne miejsce do pracy i odpoczynku, po czym machnął ręką, zasnuwając zaokrąglone ścianki ciemnym dymem. Z zewnątrz przypominało to szklaną kulę, wypełnioną ciemnym dymem, niemal nieodróżnialną od ciemnego nieba. Od wewnątrz jednak, czarodziej doskonale widział, co działo się w obozie i choć dźwięk nie przedostawał się do środka kopuły, magik miał jeszcze jednego asa w rękawie. Spokojnie otworzył swoją księgę, i nakładając na siebie zaklęcie zrozumienia języków, sięgnął swoimi zmysłami poza kopułę, szukając swojego pierzastego pomocnika.

[media]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/8/21/15009920_Owl.jpg[/media]

Sowy były fantastycznymi stworzeniami i gnom nie mógł się nadziwić, jak natura mogła ukształtować tak doskonałą istotę. Cała czaszka sowy była zbudowana jak jedno wielkie ucho. Obracając głowę, zwierzę słyszało niemal całym sobą pozwalajac nawet na lokalizowanie źródła dźwięku z dokładnością której nie powstydziłby się zegarmistrz. Orryn zaś dzielił z sową pewną więź, którą zapewniało zaklęcie. Mógł wejść w zmysły stworzenia i używać go jak swojego, co oznaczało, że Orryn słyszał niemal każde tchnienie wiatru, każdy szmer piasku, osypującego się z okolicznych diun, i każde szarpnięcie płachty namiotu, targanego pustynnym wiatrem. Słuchać dźwięku a mieć wrażenie, że się go dotyka to zupełnie inna sprawa. Słowa wypowiadane przez ludzi w obozie prawie zostawały w powietrzu, i każde wyglądało inaczej.Te basowe głosy były jakby większe, bardziej postrzępione. Szczebioty kobiet ostrzejsze, ale krótsze. Najłagodniejsze w wyglądzie były odgłosy natury, choć osypujący się z diun piasek drażnił nieco uszy i rozpraszał czarodzieja jakimś niepokojącym rytmem. Nie zamierzał jednak rezygnować. Sowie oczy otworzyły się szeroko, pierś falowała od oddechu, a głowa obracała się na wszystkie strony, łowiąc dźwięki i przekazując je prosto do umysłu czarodzieja.
Podsłuchiwanie nie było specjalnie moralne i było uważane za wścibskie praktycznie w każdej znanej kulturze. Prywatność była szanowana, jednak gnom wiedział, że aby wyprawa zakończyła się sukcesem, pewne sprawy muszą zejść na dalszy plan. Postanowił jednak nie notować w pamięci czyichś prywatnych i osobistych sekretów. Interesowały go jedynie wątki związane z wyprawą, i wszelkie intencje, które mogłyby jej przeszkodzić.

Strażnicy, spokojni, znudzeni i z gruntu leniwi nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co działo się pomiędzy namiotami. Nie mieli jednak nic ciekawego do powiedzenia. Przez chwilę sowa śledziła poczynania dwóch kobiecych sylwetek, przemykających ze swojego namiotu do namiotu Rashada i Farshida. Gnom wiedział w jakim celu młode kobiety opuściły swój namiot i przeklął cicho swoją niefrasobliwość.
- Te diablice będą wkrótce na językach całej wyprawy...to nie przysłuży się morale. Trzeba będzie uważać na strażników..hmm- głowa chowańca obróciła się w ich stronę.
Sowa zatrzepotała skrzydłami, kiedy Orryn zamyślił się, na moment spuszczając chowańca z mentalnej smyczy.
Strażnicy dostrzegli nagły ruch stworzenia, cicho komentując to w swoim języku. Nerwowo wstali ze swoich miejsc przy ognisku dobywając broni.
- Cholerne ptaszysko. Słyszałem kiedyś, że zwierzęta przeważnie polują nocą. Pewnie pomylił jakąś szmatę z myszą - Sadib splunął w ognisko, po czym obaj znów przysiadli, nie podejmując już rozmowy.Normalnie, gnom nie zrozumiałby pewnie Makaradyjskiego, szczególnie żołnierskiego slangu i źle artykułowanej, prostackiej mowy wojowników, jednak zaklęcie zrozumienia języków działało doskonale i gnom rozumiał każde wypowiedziane słowo. Najwyraźniej nie zobaczyli wyjścia obu kobiet, co chwilowo było Orrynowi na rękę.
Wojownicy nie zajmowali jednak dłużej uwagi gnoma, który obrócił głowę chowańca w stronę namiotu Rashada.
- Zabawa...beztroska zabawa. Pfff - prychnął gnom kręcąc głową, nie zdając sobie sprawy, że spięty z nim mentalnie ptak powielał jego ruchy. Sowa opuściła głowę, i przez chwilę tak została, bez ruchu, niczym posąg. Orryn nadstawił uszu. Rozmowa dobiegająca z namiotu na którym przycupnął okazała się nieco bardziej interesująca, choć dobiegała już końca. Czarodziej jednak był nią tak głęboko zaaferowany, że jedynie dzięki swojej wrodzonej czujności, wzmocnionej nadnaturalnymi zmysłami chowańca usłyszał cichy łopot skrzydeł, które podobne do sowich, niemal nie pozostawiały dźwięku.
Najwyraźniej chowaniec czarodzieja nie był jedynym nocnym drapieżnikiem który jeszcze nie spał. Szum skrzydeł, świst pazurów, łopot długich uszu. Chowaniec Nadala.

Orryn poderwał swoją sowę w powietrze i skierował pazury chowańca prosto w górę, zręcznie unikając atakującego stworzenia, w którym rozpoznał króliko-ptaka.
Chowańce chwilę krążyły dokoła siebie, łopocząc skrzydłami, pikując i nurkując. Pióra bezszelestnie biły powietrze, pazury próbowały trafić przeciwnika, jednak żadne ze stworzeń nie pragnęło rozlewu krwi. Rozdzieliły się w powietrzu, patrząc na siebie i czekając na ruch przeciwnika, lub raczej rozkaz swojego pana.
Orryn wycofał swoją sowę poza zasięg chowańca Nadala, marszcząc brew. Stworzenie kapitana zajęło pozycję na szczycie jego namiotu, liżąc futrzaste pazury.
-Masz coś do ukrycia kapitanie Nadal...i dowiem się co to takiego. Wkrótce... - Orryn mruknął zamyślony, bębniąc palcami po obwolucie swojej księgi i na moment zerknął w górę, oczyszczając nieco szczyt swojej magicznej kopuły. Niebo po zmroku na pustyni oślepiało swoim majestatem.

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/8/21/15009992_Sky.jpg[/MEDIA]

“Dom” pomyślał gnom, zadzierając głowę. “Będzie ciężko tam wrócić” pomyślał i pochylił głowę a ciemne myśli niczym całun przykryły ponownie schronienie gnoma, ukrywając go przed światem.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 21-08-2019 o 09:21.
Asmodian jest offline