Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2019, 18:53   #27
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację

Podczas gdy gigantyczny ptak obniżał lot, olbrzymie szpony nieubłaganie zbliżały się do pierwszej ofiary. Powietrze przeszył żałosny pisk, gdy grzbiet jednego z jucznych ganta został przebity przez podobne do włóczni pazury, które zacisnęły się mocno wyciskając życie z gada.

Skrzydlaty behemot nawet nie zauważył, gdy zanim wylądował w jego bok wbił się bełt, błyskawicznie wystrzelony z ręcznej kuszy Roshana.

Roc był jednym z największych i najgroźniejszych drapieżników zamieszkujących pustynie, więc nie oczekiwał nawet najmniejszego oporu ze strony mniejszych istot. Taka też była reakcja dwóch strażników. Na widok mitycznej bestii Sadib i Ramad padli na twarz, wzywając litości bogów.

- To wysłannik Ra! Spadła na nas boska kara! – wybełkotał Sadib.
- Wybacz nam o Ra! – wtórował mu Ramad.

Serca reszty podróżników nie zachwiały się jednak ani na chwilę i błyskawicznie odpowiedzieli na atak.

Usta Andraste wyszeptały zaklęcie, którego dźwięk niesłyszalny dla pozostałych został poniesiony wraz z pustynnym wiatrem do uszu roc'a. Głowa potwora eksplodowała bólem. Drapieżnik starał się czym prędzej odfrunąć jak najdalej od Eladrinki, lecz trzymane przez niego w szponach truchło ganta było mocno przywiązane do reszty jaszczurów grubą liną, uniemożliwiając mu ucieczkę.

Orryn również rozpoczął mistyczny zaśpiew. Jego czar jednak nie był skierowany w ptaka, lecz w Rashada, który zdążył już zeskoczyć ze swego rumaka. Moc zaklęcia sprawiła, że sylwetka wojownika zaczęła się przeobrażać. Jego kończyny wydłużyły wiś, a tors zaczął się rozrastać. W mgnieniu oka mężczyzna zamienił się w olbrzymią, muskularną małpę.

W międzyczasie Farshid nie marnował ani chwili i sam skorzystał ze swoich mistycznych mocy. Jego czar nie był subtelny – nie musiał być. Z jego spiżowego berła wytrysnęło pięć piekielnie gorących iskier, ciągnąć za sobą smugi czerwieni niczym z trzaskającego w ognisku polana. Z początku ich ruch był chaotyczny, gdy po szerokich łukach odlatywały na boki, lecz w mgnieniu oka zagięły swój tor i pomknęły w stronę szarpiącego się z liną ptaszydła, parząc bezlitośnie jego ciało.

Chociaż przyjął ciało wielkiej bestii, Rashad zachował swój chłodno kalkujący umysł, nawykły do zmieniających się często warunków bitwy. Miał już szansę współpracować z gnomem, więc wiedział, że ta nowa forma była jego zasługą. Słysząc jeszcze jak jego niski towarzysz ponagla go do złapania roc'a, jednym susem przeskoczył nad zdenerwowanymi jaszczurami, a jego mocarne ramiona uczepiły się cielska ptaka, sprowadzając go na ziemię. Wolną łapą udało mu się nawet jeszcze zesłać na grzbiet przeciwnika potężne uderzenie.

Sowa Orryna nieustannie latała nad związanymi w zapasach gigantami, starając się dezorientować gigantycznego ptaka.

Z drugiej strony nadbiegł Akram z obnażonym mieczem i wyprowadził dwa długie cięcia, zostawiając na ciele behemota krwawe rany.

Yasumrae zwinnie zeskoczyła z ganta na piach. Podeszła kilka kroków bliżej w stronę walczących, chwytając zwisający na piersi złoty symbol Bastet, lecz po zjeżonym, puchatym ogonie widać było, że bała się zanadto zbliżyć. Nie uciekała jednak, ani nie trzęsła się, zachowując poczytalnie. Zerknęła na rozszarpane ciało ganta pochwyconego przez Roca i wiedziała już, że nie będzie w stanie go uratować. Przymrużone przez moment powieki towarzyszyły pewnej urazie, bo mimo że tak sprawnie manipulowała życiem i śmiercią, wciąż daleko było jej do pełnej nad nimi kontroli.
- Wybacz.. - Szepnęła bardziej do walczącego teraz o przetrwanie roca niż kogokolwiek innego. Chociaż zwierzę chciało tylko nasycić głód, stało się dla nich zagrożeniem, a kapłanka musiała zareagować. Uniosła od piersi mieniący się w słońcu wizerunek kota, symbol swojej patronki.
- Bastet... Pani Uciechy... Stróżko Ogniska Domowego, wzywam twoje siły!

Kocica stojąc w bojowym rozkroku z dość spiętą sylwetką, jedną dłoń miała zaciśniętą na swym świętym symbolu, drugą uniosła otwartą ku niebiosom jakby wydzierała z nich jakąś energię.

„Daj bojownikom sił, aby ostali w tym boju i ochroń ich przed nieszczęściem. Niech melodia ich opowieści trwa, a jej kres przypadnie na inny dzień!” - Poprosiła swą boginię w myślach, czując jak moc przechodząca przez jej ciało frywolnie łaskocze i jeży jej futro.
Kończąc swą modlitwę tabaxi opuściła zadartą dłoń, zbliżyła ją do ust i z gracją dmuchnęła jakby posyłała pocałunek. Niewidzialne całuny magii powędrowały za jej myślą, okręcając się dookoła małpiego futra Rashada i wraz z wdychanym przez nozdrza powietrzem wnikając w jego ciało. Boska moc powędrowała spiralnie także do Akrama i El-Madaniego, przenikając ich niczym promienie słońca morską taflę.

Powietrze zaczęły przeszywać strzały, jedne celne, inne mniej. Rozwścieczony i spanikowany roc skierował cały swój gniew na przemienionego w małpę Rashada. Olbrzymie szpony przebiły jego ciało przygniatając do ziemi a ostry dziób rozorał pierś. Mimo to jednak wojownik zyskał dodatkowy zastrzyk energii, gdy do jego uszu doszedł melodyjny głos bardki i dźwięk jej melodii z jej skrzypiec, dodających mu sił. W tym samym głosie ukryty był również złowrogi szept, który ponownie skierowany został w ptaka, zadając mu potworny ból. Drapieżnik i tym razem nie mógł jednak uciec, zatrzymany w żelaznym małpim uścisku.

Wraz z czarem bardki w stronę drapieżnika poszybowały również zaklęcia Orryna i Farshida. Promień mrozu i dwa pociski czystej energii uderzyły w coraz bardziej sponiewieranego przeciwnika.

Rashad wzmocniony zarówno błogosławieństwem kapłanki jak i krzepiącymi słowami bardki, mimo potwornego bólu dalej mocno trzymał potwora, raz za razem uderzając go wielkimi pięściami.

Akram również starał się dosięgnąć bestię swym mieczem, lecz szamoczące się wielkie sylwetki sprawiły, że nie mógł wyprowadzić celnego uderzenia. Do szamotaniny jedna wreszcie dobiegł też Nadal. Kapitan ciął potwora wykonując jakiś zawiły manewr, podczas gdy ostrze jego miecza nagle zaczęło pulsować światłem.

Ostateczny cios padł jednak z zupełnie innej strony. Kocica widząc jak paskudne rany zafundował ten wielki ptak Rashadowi, czuła że jeśli czegoś nie zrobią, ktoś może wkrótce zginąć. I choć to zaprzeczało jakkolwiek zdrowemu rozsądkowi, rzuciła się w stronę roc'a biegiem, recytując cicho modlitwę. Dookoła jej długich pazurów zatańczył ciemny obłok energii, który pulsując nabierał na sile wraz z kolejnymi słowami padającymi z jej ust. Gdy tabaxi dobiegła do walczących, jej dłoń wyskoczyła z impetem do przodu, zatapiając się w piórach i dotykając mitycznego stworzenia.
- Dość już wycierpiałeś. Poddaj się mojej woli i odejdź do lepszego świata! - Krzyknęła stanowczo, opętana mocą kapłanka której ręka trzęsła się pochłaniając siły życiowe roc'a, wraz z jego agonalnym piskiem. Ten stopniowo ucichł, a tabaxi jęknęła, cofając dłoń, z której wciąż sączyły się malejące z każdą chwilą węże ciemnej energii.
- Zamknij oczy... - Powiedziała ciszej do ptaszyska, niemal troskliwie, gdy konające ciało zamierało, przestając walczyć. Domyślała się że roc chciał się tylko pożywić, ale nieszczęśliwie dla niego wybrał zły cel. Światło i noc, życie i śmierć, wszystko było naturalną strukturą świata, a kapłanka która skupiała się na ratowaniu tego najcenniejszego daru, potrafiła też go odbierać jeśli zaszła taka potrzeba.

Bestia zdążyła wydać z siebie jeszcze ostatni przedśmiertny pisk i osunęła się w ramiona będącego wciąż w postaci wielkiej małpy Rashada.

Walka zakończyła się praktycznie tak szybko jak się zaczęła, lecz dla niektórych każda miniona sekunda mogła wydawać się niczym godzina. W końcu nastała jednak cisza.



 
Koime jest offline