Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2019, 09:30   #103
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Uczestnicy poczęstunku, zmęczeni zabawą, sutym jadłem i napitkami rozchodzili się do domów. Gospodarze zabrali się za sprzątanie. Pora nie była jeszcze późna, ale świeże górskie powietrze powodowało senność. A kolejny dzień miał obfitować w atrakcje. W końcu nie był to zwykły dzień, a Kamienny Dzień.

Pochodzenie owego święta ginęło w pomroce dziejów. Był to jednak doniosły dzień w kalendarzu, równie ważny jak obchody końca plonów, kilkunastu dni, w których obchodzono urodziny Pani Jeziora, czy równonoc. Brali w nim udział wszyscy mieszkańcy, nawet rodziny mieszkające w okolicach Farigoule zjeżdżały ze swoich gospodarstw. Wyglądało na to, że po prostu nie można odmówić wieśniakom i wyjechać, bo takie zachowanie miało ponoć sprowadzać na wieś nieszczęście. Kolejny dzień zwłoki…

Obchody zaczęły się zaraz po śniadaniu, przy przygotowaniu którego wdowa stanęła na wysokości zadania. Były jajka, bekon, bułeczki, ziołowa herbata, ser i suszone owoce. Catherine usługiwała podczas posiłku, cały czas swoje wysiłki koncentrując na Dietmarze, o którego nawet parokrotnie otarła się bądź zahaczyła ramieniem.

Wszyscy mieszkańcy, zaraz po tym jak rodziny Vernois’ów i Cassenbrinne’ów przybyły do Farigoule, zebrali się w centrum wsi. Pochód, przy śpiewie jakiejś niezrozumiałej dla gości pieśni wykonywanej w starobretońskim, zawędrował nad strumień. Tam, każdy uczestnik dźwignął wprost z nurtu kamień. Ważne było, żeby podnieść jak najcięższy; taki, którego niesienie mogło nastręczyć trudności. Mężczyźni pocili się i czerwienieli dźwigając głazy, a potem niosąc je wokół granicy zabudowań, sapali i stękali. Nie raz zdarzyło się, że śliskie kamienie wypadały z rąk, a wówczas pozostali uczestnicy krzyczeli głośno – Brou! Potem szło się dalej. Naokoło, aż do brodu, gdzie każdy ciskał swój balast na zlokalizowany tam pokaźny stos.

Kiedy wszyscy już cisnęli swoje kamienie, nastąpiło ciekawe wydarzenie. Z jednego z domów wyszła para ludzi. Postawny mężczyzna i wspierająca się na jego ramieniu kobieta odziana w grubą suknię z woalem zasłaniającym twarz. Wszyscy w milczeniu czekali, aż para podniesie swoje kamienie i dołoży je do stosu, aby potem wrócić do chaty.

- To Gascoignowie – szepnęła do awanturników Renee Lapin, nawijając luźno puszczone włosy na palec. – Veronique była bardzo chora i dlatego tak… wygląda. Wraz z Alainem przyjechali z Poussenc i zamieszkali w domu, który Gascoigne kupił od dalekiego krewnego. Unikają ludzi…

Pochód się zakończył. Na rozdrożu w centrum wsi pojawiły się stoły z ciastami i pieczywem. Cecil puszył się, jaki to wielki kamień przeniósł i opowiadał o podobnych zwyczajach w swoich włościach. Tam ponoć nosił jeszcze większe. Sophie gryzła ciasteczka, a Albi stał z boku, pogrążony w melancholii i tylko na nią się gapił. Wieśniacy utyskiwali, że nieobecność w Kamiennym Dniu Armanda oraz Valdiera i Vermonta, uważając, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

Nadszedł czas na kolejną atrakcję tego dnia. Nad strumieniem, na sznurze przytroczonym do dwóch wysokich tyczek umieszczono rząd garnków. W jednym z nich znajdowały się słodycze, pozostałe wypełniono piachem i żwirem. Zabawa polegała na ciskaniu kamykami do garnków i rozbijaniu ich. Zgromadzone na brzegu dzieci, tylko czekały, aż pęknie właściwy garnek, by wyłowić z nurtu frykasy.

- Gościom należy się pierwszeństwo – oznajmił Hector, zapraszającym gestem wskazując na dyndające naczynia. Do przodu wyrwał się... oczywiście Cecil Cumley z Warmingthon. Podniósł kamyk i cisnął w garnki. Kamień plusnął w wodę, nawet nie zbliżając się do celu. Hrabia chrząknął i zamachał ramieniem jak wiatrak. – To tak na rozgrzewkę było. Kto następny?
 
xeper jest offline