Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2019, 13:34   #356
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Prasert zobaczył Życie, a potem długą drogę i Śmierć. Drogą był Czas między nimi, a wszystkiemu sensu nadawał Los. Potem pojawiła się Przestrzeń, a w niej Materia i sensownym było, że aby to wszystko powstało musiała istnieć Energia. W ten sposób Phecda wyjaśniła mu istnienie siedmiu gwiazd na ziemi. Ich aspekty był ściśle związane z istnieniem tej planety.
- W sumie… żeby te wszystkie elementy mogły istnieć, muszą być umysły, które je dostrzegą. Tylko wtedy się liczą. Życie i Śmierć mogą odnaleźć się tylko na Ziemi, bo tylko tutaj istnieje… no cóż, życie i związane z nim umieranie. Przestrzeń traci na znaczeniu, jeśli nie ma się w niej kto poruszać, natomiast tylko ludzie mierzą czas.
Potem już trochę ciężej było mu argumentować.
- Cały kosmos jest statyczny, więc tylko ludzkie przeznaczenia się liczą… i stąd los… No ale materia jest wszędzie, a Energia to chyba tylko w elektrowniach i kontaktach…
Poskrobał się po głowie. Próbował to wszystko sobie wytłumaczyć, jednak nawet nie przyszło mu do głowy, że nie miało to sensu… Choćby dlatego, bo życie istniało również na innych planetach, o czym on z kolei nie miał najmniejszego pojęcia.
- Dobrze, chyba już wszystko wiem - powiedział. - Czy będę mógł cię kiedyś jeszcze zobaczyć, zanim powrócę?
Phecda nie wyprowadzała go z błędu. Pokazała mu wejście do swojej ‘krainy’. Prasert nabrał przekonania, że było w pełni stabilne i niezmienne i że mógł ją odwiedzać kiedy tylko chciał.
- Dobrze… dziękuję ci bardzo za to spotkanie. Jesteś piękna i fascynująca. To był prawdziwy zaszczyt. Chyba nie mam więcej pytań… a przynajmniej nic mi w tej chwili nie przychodzi do głowy.
Zastygł na moment i spojrzał na eteryczną postać. Była naprawdę wspaniała. Wydawała się wyjęta prosto ze snu. Interesowało go, czy kiedy obudzi się, będzie to wszystko pamiętał. Miał nadzieję, że tak.
- Możesz mnie zabrać z powrotem do mojego ciała? Albo przynajmniej wskazać mi drogę? - zapytał.
Phecda kiwnęła głową. Po czym oparła dwa palce na swoim czole, a następnie przyłożyła je do czoła Praserta. Poczuł, jakby został pociągnięty do tyłu, jak w wizji, którą pokazywała mu Gwiazda, teraz jednak był pewny, że opuszczał swe wnętrze, Sanktuarium Życia. Miał wrażenie, że powrót zajął mu mnóstwo czasu.

***

Otworzył oczy, a jego powieki zdawały się strasznie ciężkie i nieco opuchnięte. Światło, które wdzierało się do pomieszczenia przez okna nieco go oślepiało, było bardzo jasne. Dotarło do niego rytmiczne pikanie. Gdy poruszył ręką, odkrył, że znajduje się w niej wenflon. Co więcej… nie rozpoznawał pokoju, w którym obecnie był. Dźwięk pochodził od maszyny, która nadzorowała pracę jego serca i przez wenflon właśnie podawana mu była jakaś kroplówka… Nie miał pojęcia co się działo, poza faktem iż pojął, że był w jakiejś kobiecej sypialni, na co wskazywały części garderoby poukładane w różnych miejscach.
Ten pokój nie wyglądał jak standardowa tajska sypialnia. Z drugiej strony raczej nie znalazł się w Europie lub Ameryce. Czy był w hotelu? Wcześniej też był, ale zdawało mu się, że zmienił budynki w czasie swojej nieprzytomności. Cholera… jak długo czasu zajmowała mu ta drzemka? Zerknął, czy w pobliżu znajdował się jakiś telefon lub jakiekolwiek urządzenie nadzorujące datę oraz godzinę. Ciekawiło go również, czy był ubrany w pieluchy i czy miał założony cewnik…
Ku jego wielkiemu dyskomfortowi, owszem, był w ten sposób zabezpieczony przed pobrudzeniem pięknej pościeli. Miał też na sobie koszulę w granatowe pasy, bo wyczuwał, że w otoczeniu było raczej chłodniej, niż pamiętał z Bangkoku. Niestety nie odnalazł żadnego źródła daty. Przez okno widział jednak fragment drzewa. Nie miało już liści.
- Że kurwa co? - warknął Prasert.
Wyciągnął przed sobą dłonie i spojrzał na nie. Chciał też ujrzeć znajomy układ znamion na przedramionach. Miał nadzieję, że przypadkiem obudził się w nieswoim ciele i to była tylko jakaś dziwna wizja. Ile czasu minęło? Gdzie się znajdował? Co się działo ze zmutowanym pająkiem, Niną, smokiem i pozostałymi? Uznał, że to ciekawe, że w pierwszej chwili pomyślał o pająku. Napomniał się, żeby nie zapomnieć o roślince.
Rozpoznał swoje własne ciało. Bez wątpienia nadal był Prasertem Privatem. Niestety nie miał pojęcia gdzie był… Czuł natomiast, że chciało mu się pić. Na stoliku nieco dalej stał dzbanek z wodą z plastrami cytryny i gdy już rozważał jak się do niego dostać, usłyszał jakąś rozmowę gdzieś za drzwiami pomieszczenia. Kompletnie obcy język, nieznany mu, ale brzmiący może trochę europejsko? Niestety nie potrafił rozpoznać skąd.
Cholera… musiał stąd uciekać czym prędzej! Jednak rzeczywistość miała dla niego inne plany. Zanim zdążył drgnąć, drzwi uchyliły się. Do pomieszczenia weszła odziana w jeansową sukienkę i sweterek kobieta. Przeszła przez pokój i podeszła do jego łóżka, a gdy zauważyła, że na nią patrzył, cała podskoczyła. Zasłoniła dłonią usta, po czym obróciła się i wybiegła z pomieszczenia…

Prasert pozostał na parę minut sam, aż drzwi znów się otworzyły. Stała w nich Nina. Zdawała się spięta, ale gdy go ujrzała, uśmiechnęła się do niego ciepło. Spojrzała na kobietę i coś jej nakazała, ta nieco oponowała ale Morozow posłała jej karcące spojrzenie i ciemnowłosa podeszła, zaczynając powoli odłączać go od różnych aparatur.
- Kochanie… Martwiłam się - powitała go tymi słowy jego partnerka, podchodząc do niego.
Prasert milczał przez kilka sekund.
- To… to dobrze. Że mnie nie nienawidzisz… - zawiesił głos i wyciągnął w jej stronę dłoń. Nawet nie uczynił tego w pełni świadomie. Chciał się upewnić, że to naprawdę ona… Że nie przyśniła mu się. - Chyba że jednak mnie nienawidzisz… - mruknął ciszej.
Trybiki w jego głowie zaczęły się obracać.
- Czy to Ravenna? - zapytał. - Jesteśmy we Włoszech?
Nina zmarszczyła brwi i chwyciła delikatnie jego dłoń.
- Dlaczego miałabym cię nienawidzić…? Tak, to Ravenna. Moja posiadłość na obrzeżu miasta. Spałeś tyle, że postanowiłam zabrać cię z tamtego przeklętego miejsca - powiedziała, marszcząc lekko brwi.
- Tutaj miałam dostęp do lepszych zasobów, by cię leczyć, służby zdrowia w twoim kraju kosztują horrendalny majątek… - westchnęła.
- No i trudno by mi było znaleźć lepsze miejsce do ukrycia naszego malca - dodała.
Prasert zaczął oddychać głęboko. A co z jego rodziną? Z jego pracą i znajomymi? Z zemstą na Sakchaiu? Czuł się bardzo szybko i nie wiadomo kiedy… przesadzony. Bez wątpienia na tym etapie stracił już pracę, a może nawet…
- Czy tata i mama wiedzą? Jestem poszukiwany w moim kraju? Raczej by zauważyli, że zniknąłem bez śladu… na jak długo? Jesteśmy tu sami? Gdzie jest Sunan, Warun, Alexiei i Han? A dlaczego miałabyś mnie znienawidzić… Nie wiesz tego? Nawet nie wyobrażam sobie, jak mogły wyglądać rozmowy między wami następnego dnia…
Pokręcił głową i spojrzał pusto przed siebie.
- Czy mogłabyś mnie pocałować? - poprosił.
Morozow pochyliła się i pocałowała go czule i łagodnie. Zdecydowanie nie była na niego zła w żadnym stopniu. Prasert jęknął, jakby wreszcie doznał ukojenia. Westchnął głęboko. Uspokoił się nieco.
Kiedy odjęła od niego usta i również westchnęła lekko.
- Rozmowy były dość ciężkie, ale udało się wszystkim dojść do porozumienia. Warun i Sunan są tutaj, tak samo Alexiei i Han. Mam duży dom, znalazły się pokoje dla nich. No i wszyscy z jakiegoś powodu nie chcą opuszczać twojej osoby.
- He… heh.. he… - Prasert zaczął krztusić się śmiechem i własną śliną. Dopiero po kilkunastu sekundach uspokoił się nieco. - No pewnie znalazłby się przynajmniej jeden powód - mruknął pod nosem.
- Co do twojej rodziny, cóż… Wyjaśniłam im wraz z Sunan, że tu będziesz miał lepsze leczenie. Według nich przebywasz w kurorcie - zażartowała lekko.
- No cóż, to wygląda jak kurort… - przyznał Prasert.
- Nasze maleństwo odrobinę podrosło, jest teraz wielkości podrastającej kury. Pająk też się przyplątał, razem z rośliną. Wszystko przybyło wraz z nami… Dziś jest czternasty listopada - oznajmiła mu w końcu datę.
- Czekaj… to ile czasu minęło od tamtego momentu? I jesteś świadoma tego, że uprawiałem z wami wszystkimi po kolei seks? - z trudem, ale wydobył z siebie te słowa. - To cud, że pomyśleliście o pająku i roślinie. Choć w sumie musieliście coś z nimi zrobić, też bym nie zostawił ich w hotelu. Miło jednak, że nie odebraliście tych żyć. A co do hotelu… Jak wyjaśniliście szybę? Czy były problemy z wymeldowaniem się?
- Oczywiście, że nie było problemów, odpowiednie osoby zajęły się całym tematem. Kilka pamięci zostało wymazanych. No i oczywiście, że wszyscy wiemy o seksie. Jednak cokolwiek się zadziało, mocno nas zmieniło, na tyle, że jakoś nawet jeśli wiem, że kiedyś popatrzyłabym na całą tą sytuację z szokiem, jestem kompletnie spokojna. Więcej… Kiedy tylko odzyskasz siły, musimy uprawiać seks ponownie. Minęły dwa tygodnie, stęskniłam się za twoim dotykiem - powiedziała, a przez jej oczy rozbłysnęły odrobinę niebieskiego światła, ale nie wyczuwał, by było to coś złego.
- Kurwa… - szepnął cicho i po jego twarzy przebiegł bolesny spazm.
Najwyraźniej wzbierająca erekcja w połączeniu z plastikową rurką biegnącą przez całego penisa aż do pęcherza… to nie było dobre połączenie. Błyskawicznie wyparowało z niego wszelkie podniecenie.
- Muszę odnaleźć pewną kobietę do wiosny. Wtedy Naga będzie większa… wielkości konia. Twoje mleko przestanie jej wystarczać. Myślę, że stęskniłaś się za moim dotykiem między innymi z tego powodu. Potrzebujesz dostawy energii ode mnie, żeby móc przekazać ją naszemu dziecku. Natomiast we mnie ta energia nie tworzy się sama… - zawiesił głos. - Potrzebuję szczególnych… rytuałów, aby ją zebrać. Zebrać od innych żyjących istot.
Nina kiwnęła głową.
- Między innymi. Nie jest jednak nieprawdą, że stęskniłam się za twoim dotykiem. Naprawdę się za nim stęskniłam. Inni też się stęsknili - oznajmiła i uśmiechnęła się. Znów go pocałowała.
- Nie wierzę, że rozmawialiście przez ten czas o uprawianiu seksu ze mną. I to jeszcze w kontekście tego, że nie możecie doczekać się, aż się obudzę, żeby to powtórzyć. I to pierwsza rzecz, jaką mi mówisz po moim przebudzeniu się. Nie zrozum mnie źle, nie jestem zły w żadnym wypadku. Jak mógłbym być. Po prostu czuje się kompletnie odrealniony. Czy wy założyliście mój kult? - zmarszczył nagle brwi.
- Za kilka chwil Bianca wyciągnie ci ten okropny cewnik, jednak będziesz musiał trochę wstrzymać konie przed bieganiem, bo jednak twoje ciało miało dwa tygodnie drzemki - wyjaśniła. Bianca zdezorientowana zerknęła na nią i na Praserta. Chyba zrozumiała swoje imię i nie była pewna w jakim kontekście się ono pojawiło. Nina powiedziała coś do niej, chyba po włosku. Kobieta kiwnęła głową i odpowiedziała.
- Czy chcesz pić kochanie? - zapytała.
- Tak, chce mi się pić. I niech wyciągnie ze mnie cewnik. I nie korzystaj nigdy więcej z takich okropnych metafor… - westchnął, ale jakby żartobliwie. Skrzywił się lekko na to, co miał za chwilę powiedzieć. - Przekaż im, że chcę się z nimi widzieć. Z każdym z osobna. Chcę porozmawiać i dowiedzieć się różnych rzeczy. Ale wcześniej… gdzie jest Naga, pająk i roślina? W bezpiecznym miejscu? Nikt obcy ich nie dosięgnie i w ogóle nie spostrzeże?
- Naga śpi w mojej drugiej wolnej sypialni, tuż obok. Niedawno jadła - powiedziała kobieta, po czym podała mu picie.
- Proszę. Zaraz cię uwolnimy z tego łóżka - powiedziała i poczekała chwilę. Bianca tymczasem wyszła, po czym wróciła w białych rękawiczkach. Najwyraźniej miała zamiar zabrać się do zadania od razu.
- Wrócę za moment, bo to nie jest przyjemne, ani dla ciebie, ani dla mnie patrzenie jak cię zaboli… Chyba że wolisz, żebym została? - zapytała.
- Nie, wyjdź. I możesz powiedzieć pozostałym w tym czasie, że obudziłem się i chcę z nimi porozmawiać. Niech przychodzą do mnie osobno, bo wolałbym, żeby to była rozmowa w cztery oczy. Nie wiem, czym tak bardzo mogliby być zajęci, że nie mieliby na to czasu… - zawiesił głos. - Bo mamy na to czas, prawda? Jakieś naglące sprawy, katastrofy, o których powinienem wiedzieć? - zapytał, przenosząc spojrzenie swoich czarnych oczu z Bianki na Ninę.
Morozow kiwnęła głową.
- Zaraz wszystkich wezwę. Wrócę za 20 minut, powinno być po wszystkim? - zerknęła pytająco na Biancę. Ta, rzecz jasna nie zrozumiała. Czekała.
Nina po chwili ruszyła w stronę wyjścia.
- Aha, nic się złego nie działo. Wręcz przeciwnie - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Po czym wyszła.
- Wręcz przeciwnie. No bo ty byłeś nieprzytomny, więc same dobre rzeczy - Prasert rzucił z przekąsem na zamknięte drzwi.
Ale potem uśmiechnął się, bo wiedział, że Nina nie miała tego na myśli. Żartował. Cieszył się, że wszystko było w porządku i nie obudził się w samym ogniu wojny. Miał nadzieję, że znajdzie przynajmniej chwilę spokoju, zanim powróci do chaosu. Choć tak właściwie… te rozmowy, które miał odbyć… nieco stresował się nimi. Jak będzie spojrzeć prosto w twarz ludziom, z którym uprawiał seks, choć nie był on… właściwy…
“Był właściwy”, napomniał się. “Nie myśl kategoriami wpojonymi ci od urodzenia. Nie jesteś elementem zwyczajnego społeczeństwa, więc też rządzisz się innymi prawami. Czy tego chcesz, czy nie. Potrzebujesz seksu do funkcjonowania jako Phecda. Nie ma nic złego w zbliżeniu i rozkoszy. Zwłaszcza, jeśli kryje się za tym jakiś głębszy sens. Duchowy, metafizyczny, bo działasz zgodnie z przykazaniami Gwiazdy… ale też praktyczny. Bo potrzebujesz swoich mocy, jeśli nie chcesz być ciężarem… lecz wręcz przeciwnie, nawet odciążać ludzi w najróżniejszych kwestiach.”
- Proszę zaczynaj… - westchnął Prasert. - Start - rzekł.
To słowo powinni rozumieć wszyscy.
Bianca kiwnęła głową i zabrała się za usuwanie mu cewnika. Miała w tym wprawę, ale i tak doznanie było niezwykle nieprzyjemne. Cały proces trwał, jak się Privatowi zdawało, chyba całe wieki. W końcu jednak kobieta skończyła, a on był zlany potem jak po ciężkim treningu. Zabrała sprzęt, a następnie wyszła. Prasert miał chwilę, by ochłonąć. Około pięciu minut później pojawiła się Morozow.
- Jak się trzymasz kotku? - zapytała niewinnie.
- Warun i Han pojechali na zakupy, powinni wrócić za jakieś pół godziny. W domu jest Alexiei i Sunan - powiedziała, podchodząc do łóżka, na którym leżał.
- Sunan to najcięższa rozmowa, zostawiłbym ją sobie normalnie na koniec. Daj najpierw Alexieia… a potem ją - poprosił. - Alexiei i Han powinni być łatwi. W sensie do rozmowy. Obydwoje wcześniej uprawiali z sobą seks i myślę, że nawet bez Phecdy mogliby się zgodzić na trójkąt… - Prasert pomasował skroń. - Potem następny w kolejności Warun. To, że byliśmy… jesteśmy przyjaciółmi… to wcale nie polepsza sprawy, tylko ją pogarsza. Jednak Warun był z moją siostrą, kiedy ten był jeszcze moim bratem, pod względem fizycznym. Nie wiem, czy kręcą go mężczyźni, ale na pewno nie czuję do nich wstrętu, więc to jakiś punkt wyjścia. Najbardziej stresuję się Sunan - mruknął Prasert. - To moje rodzeństwo… - zawiesił głos. - Szczerze mówiąc, to im częściej to powtarzam, tym mniej zaczynam się tym przejmować. Degeneruję się. Na pewno pomaga świadomość, że nie zajdzie w ciążę i nie urodzi abominacji. Choć teraz to się już chyba zmieniło? Udało się? Stała się kobietą?
Nina przysiadła na brzegu łóżka.
- Niczym się nie stresuj - powiedziała i wzięła jego dłoń i zaczęła go po niej głaskać.
- Swoją drogą mam dla ciebie wieści. Warun wspomniał o tym człowieku, Sakchaiu. Sunan również. Zdołaliśmy go namierzyć. Czy chcesz, aby umarł? - zapytała spokojnym tonem, jakby mówiła o nadchodzącej herbatce u cioci, a nie morderstwie na człowieku, co prawda złym, ale jednak.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline