Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2019, 13:25   #351
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Prasert rozstawił szeroko ręce.
- Przytul się do brata, siostro - powiedział. - Czy to dzieło chirurga jest sprawne? Mężczyzna może z niego korzystać?
Ciekawiło go… a zaraz nie ciekawiło, z czego było w takim razie stworzone.
Sunan przysunęła się do niego i przytuliła, kładąc na nim. Kiedy tylko jej skóra zetknęła się z jego, Prasert odczuł skok energii. Ona też, bo aż przeszedł ją dreszcz i mruknęła.
- Może. Jest sprawne… No ale dzieci mieć nie będę - powiedziała trochę smutno.
- Jako kobieta może nie, jednak wciąż możesz jako mężczyzna - przypomniał. - A pod koniec dnia dziecko to dziecko.
- Może, ale niespecjalnie czuję się mężczyzną. Już nie - powiedziała spokojnie.
- Nikt nie każe ci czuć się mężczyzną. Wystarczy, że spuścisz się w kobiecie. Możesz o tym pomyśleć jak o lesbijskim akcie ze strap-onem nowej generacji.
“Czy może raczej starej”, dodał w myślach.
Ścisnął pośladek Sunan. Następnie położył dłoń na drugi.
- A jak najbardziej lubisz, żeby brał cię mężczyzna? W który otwór? - zapytał. - Tutaj… - pomasował jej odbyt - ...przynajmniej twoja prostata da ci przyjemność. Czy drugie wejście daje ci jakąś rozkosz poza psychiczną?
- W oba. Jeden i drugi sposób są przyjemne - powiedziała spokojnie, choć to jak Prasert lekko tylko ją potarł sprawiło, że zauważył, jak nieco jej stanął. Nie była jednak wilgotna tak jak to zwykły być kobiety, ale znowu przyszło mu do głowy, że można to było naprawić…
- Chciałabyś, żebym spróbował zmienić twoje ciało? - zapytał.
Uderzył ją w pośladek. Im dłużej tak przytulali się, tym bardziej chciał w nią wejść. Świadomość, że ta osoba była kiedyś jego starszym bratem wydawała się ekstremalnie abstrakcyjna. Niegdyś Prasert czułby pełne obrzydzenie na widok obojniaka, jednak właśnie przeżył podwójną penetrację jako pasyw. Chyba nie miał prawa nikogo w jakikolwiek sposób oceniać. Co więcej, czuł bardziej współczucie względem Sunan.
- A możesz? - zapytała lekko podekscytowanym głosem. Poruszyła się cała, ocierając o niego ciałem jak kotka. Zdawało się, że elektryczne napięcie, które między nimi skakało działało tak na nią, jak i na niego. Tymczasem z łazienki wyszedł Suttirat. Był po prysznicu. Spojrzał na łóżko i przechylił głowę.
- Jednak przyszedłeś - powiedział jakby z ulgą.
- Jestem tutaj dla was - Prasert odpowiedział.
Następnie spojrzał na gęste, czarne owłosienie łonowe przyjaciela. Jego penis wcale nie był aż tak mały, jak wcześniej żartował. Ogromnych rozmiarów też nie posiadał, jednak to nie liczyło się dla Privata. Choć ciekawiło go, jak duży był w erekcji.
- Kto wie? Możliwe, że mogę - odpowiedział Sunan. - Jednak najpierw musisz wziąć młodszego brata do ust, jeśli chcesz się przekonać.
Następnie spojrzał na Waruna.
- Podejdź do mnie, przyjacielu.
Sunan uśmiechnęła się do niego pięknie i podniosła, przesuwając, by usiąść między udami Praserta. Tymczasem Warun podszedł wedle polecenia Privata i wszedł na łóżko. Ręcznik, którym wczesniej się wycierał, rzucił na podłogę.
- Tak, przyjacielu? - zapytał. Tymczasem Sunan zaczęła masować uda Praserta. Jakby chcąc go przygotować i rozluźnić.
- Chyba czas przenieść naszą przyjaźń na kolejny poziom - powiedział Privat. - Podejdź tutaj bliżej, chcę cię skosztować. Może to ośmieli moją siostrę - uśmiechnął się do Sunan, na którą już czekała erekcja Praserta.
Z tego, co rozumiał, musiał dać im oboje spróbować jego nasienie, a także dojść w nich. Zarówno pierwszą rzecz, jak i drugą dało się zrobić.
Sunan już bez ociągania pochyliła się i zaczęła dłonią masować jądra Praserta, kiedy jej usta zamknęły się na czubku jego penisa. Ssała i drażniła go językiem, z ogromnym wyczuciem i umiejętnością. Pobudziło go to jeszcze bardziej. Tymczasem Suttirat uśmiechnął się i przysunął jeszcze bliżej Praserta.
- A której części mnie chcesz skosztować? - zapytał mrucząc do niego pogodnie.
- Chcę sprawdzić, czy jestem w stanie powiększyć tę drobną rzecz, którą nazywasz penisem - odpowiedział Privat. - Kto wie, może jednak zrobi się sztywna, jak zacznę ją ssać? Choć zdaje mi się, że dla takiego starego impotenta jak ty to jednak sprawa beznadziejna. Co nie znaczy, że nie chcę spróbować…
Następnie spojrzał na Sunan.
- Bardzo dobrze, siostro - powiedział. - Mam nadzieję, że nie wystawisz mi zbyt dużego rachunku po wszystkim. Choć… - jęknął, kiedy język Sunan owinął się wokół jego żołędzi. - Choć pewnie zasługujesz na napiwek.
Warun parsknął. Przesunął się siadając tak, by Prasert zobaczył, że jego męskość była w połowicznej erekcji. Przesunął się jednak zaraz dalej, przeszedł okrakiem nad brzuchem Privata i teraz klęczał po jego jednej i drugiej stronie. Tak, że Prasert miał jego krocze na wysokości twarzy. Doskonały dostęp do jego męskości.
Tymczasem Sunan nie rozpraszała się ssała, do czego za chwilę doszły ruchy głowy. Zdecydowanie miała wprawę i zamierzała całą paletę swoich umiejętności zaprezentować bratu.
Prasert lubił to, co robiła i wystawił biodra tak, żeby miała do nich pełen dostęp. Stymulowała go bardzo wprawnie i Privat nigdy wcześniej nie przeżył czegoś takiego. Sam nachylił się… po czym dotknął jąder Suttirata koniuszkiem języka. Następnie delikatnie wziął je do ust i ssał, spoglądając na Waruna, który z kolei patrzył na niego z góry. Masował językiem jego jądra. W międzyczasie penis przyjaciela był już kompletnie sztywny. Privat puścił jądra i uśmiechnął się z penisem Suttirata na twarzy.
- Mam nadzieję, że lubisz zęby - zażartował.
Lepiej wsparł się na rękach i wziął Waruna do ust. Ssał jego żołądź, wbrew własnym słowom dbając o to, żeby Suttirat odczuwał jedynie przyjemność. Następnie wziął go całego do ust. To było takie dziwne i obce, czuł męską sztywność w przełyku. Prasert jęknął cicho z powodu rozkoszy, jaką dawała mu Sunan, po czym zaczął poruszać głową, lepiej stymulując Waruna. Ssał i lizał go z każdą chwilą coraz łapczywiej.
Sunan była równie zagorzała w tym co robiła, zdawało się, że chciała sprawić mu jak najwięcej rozkoszy. Tymczasem Warun musiał aż oprzeć się o ścianę rękami. Sapał ciężko. Prasert czuł, że Suttirat stawał się coraz bardziej sztywny pod wpływem tego co mu serwował ustami.
Privat jeszcze przez jakiś czas obsługiwał przyjaciela, po czym się wycofał.
- Na bok - szepnął, po czym podźwignął się na kolana.
Umieścił dłonie na głowie Sunan i zaczął ją odpowiednio naprowadzać. Był już tak blisko orgazmu…
- Warun, pomóż swojej dziewczynie - rzekł. - Chcę, żebyście oboje się mnie napili - powiedział.
Suttirat nie kłócił się. Zdawał się chętny, by odwdzięczyć przyjacielowi. Przeniósł się obok Sunan i umieścił obok. Zaraz zaczęli dzielić się męskością Praserta. Zdawało się, że byli bardzo chętni, by wreszcie dla nich doszedł.
- Ssij, właśnie tak… - szepnął Privat, spoglądając na Waruna próbującego jego męskości.
Dzisiejszy dzień zdawał się taki nieprawdopodobny. Prasert nie zdziwiłby się, gdyby zaraz się obudził. Również był pod wrażeniem tego, ile energii seksualnej w sobie posiadał. Uprawiał seks od wielu godzin i nic nie wskazywało na to, żeby za chwilę miał przestać. Jęknął, kiedy Warun wziął go całego. Privat przytrzymał i docisnął głowę Suttirata do swojego krocza i spuścił się po tylnej ścianie jego gardła. Strumień jego spermy zasilał przyjaciela, kiedy Prasert odepchnął jego głowę i przesunął swoją męskość w stronę Sunan.
- Otwórz usta - poprosił, kiedy niebieskie nasienie marnowało się na jej twarzy.
Sunan nie kazała mu jednak czekać, zaraz wzięła jego penis do ust i napiła się, póki nie przestał cieknąć. Warun oblizał usta i usiadł. Zdawał się lekko otumaniony. Prasert miał wrażenie, że nie dzieje się z nim jednak nic złego, że to dobry efekt.
Tymczasem jego siostra aż jęknęła kiedy skończyła. Cofnęła głowę i otarła usta. Zdawała się bardziej podniecona i jakby chętna. Zaraz zaczeła sapać i otarła policzek z potu.
- Ciepło mi… coraz cieplej… - powiedziała tylko, ale jej dłoń powędrowała między jej uda, tak jakby czuła jakiś dyskomfort.
Prasert odpadł z powrotem na plecy. Wyprostował się i oddychał głośno przez usta.
- Wy dwoje… pokażcie mi swoje pośladki - mruknął. - Będziecie mnie ujeżdżać na zmianę. Jakiś sprzeciw? - zapytał.
Potrzebował minuty, żeby się zregenerować. Całe jego ciało było przepełnione energią oraz dziwną gorączką. Był dzisiaj zadowalany przez tak wiele osób. Żaden normalny człowiek nie byłby w stanie wytrzymać tego tempa, jednak on nie był zwyczajny. Ciężko mu było uwierzyć, uprawiał tego dnia seks z jedną kobietą, trzema mężczyznami i jedną hybrydą. I dzień wcale się nie kończył.
Żadne z nich nie miało jednak nic do dodania. Zdawali się zadowoleni, że będą mogli go ujeżdżać. Przekręcili się oboje i czekali, kogo sobie pierwszego Prasert na sobie zażyczy. Sunan zdawała się lekko drżeć, Prasert miał jednak przeczucie, że będzie musiał nad nią trochę mocniej popracować, żeby wszystko poszło pomyślnie. Dlatego potrzebował więcej energii, a tę zapewni sobie od kolejnego ogara… Miał go na wyciągnięcie ręki, musiał go nim tylko uczynić.
- Sunan, będziesz druga - zadecydował. - Możesz się położyć obok - powiedział.
Wnet jego męskość znowu była sztywna. Widok niezwykle umięśnionych pośladków Waruna i jego siostry rozbudził go po raz kolejny.
- Warun, obróć się do mnie przodem i nadziej się na mnie. To dobre miejsce dla ciebie, przyjacielu - rzekł. - Choć może powinienem nazwać cię psem. Chcesz być jednym z nich, prawda? Moich silnych ogarów… - zamruczał. - Silnych, ale w łóżku bardzo słodkich.
Suttirat obrócił się tak jak zasugerował mu Prasert. Ewidentnie szykował się, by na niego nabić.
- Ale w ringu i tak cię składam - powiedział, co było przejawem, że świadomość Waruna całkowicie nie została wybita przez podniecenie wywołane pasją mocy Phecdy. Sunan ułożyła się obok, zapewne chcąc obserwować ich akt.
- Tutaj też jesteś w stanie dać wyraz swojej kondycji, psie - rzekł Prasert.
Czuł się coraz bardziej podniecony. Nazywanie w ten sposób czempiona Muay Thai dawało mu dziwną satysfakcję. Świadomość, że przed chwilą spuścił się w jego ustach, a on ochoczo wychłeptał jego spermę była kompletnie nie z tej ziemi. Jednak najbardziej zniewalała go świadomość, że za chwilę Warun będzie ujeżdżać go, jak gdyby jego życie od tego zależało. Prasert spojrzał na jego erekcję. Podobała mu się.
- Nie spuścisz się, póki ci na to nie pozwolę - rzekł. - Wpierw musisz postarać się, żeby było mi dobrze, ogarze.
Oczy Waruna zajarzyły się nieco bardziej intensywnie. Kiwnął tylko głową, po czym sam zaczął się przygotowywać na Praserta. Splunął na swoją dłoń, a następnie zaczął się stymulować palcami, tylko po to, by niespełna pięć minut później już usiąść na Privacie, biorąc go w siebie całego. Był ciasny i gorący. Ewidentnie nie robił tego zbyt często o ile w ogóle kiedykolwiek. Zaczął sapać, próbując się przyzwyczaić, poruszył się i z każdym kolejnym uniesieniem i opuszczeniem, skrzywienie bólu schodziło z jego twarzy, tak jakby przyzwyczajał się, bo zapewne nasienie Praserta robiło swoje. Warun Suttirat ujeżdżał Praserta… I najwyraźniej zamierzał być jego trzecim ogarem.
- Wybaczysz mi, że pożyczyłem sobie twojego chłopaka, prawda? - Prasert zapytał Sunan. - Piękny widok, Warunie.
- Nie gniewam się, też uważam, że wyglądacie wspaniale - oznajmiła Sunan z uśmiechem.
Rzeczywiście, Suttirat pięknie prezentował się nago. Klatka piersiowa, wyrzeźbiony brzuch, pośladki i uda… A także wycelowana w niego erekcja. Warun poruszał się coraz szybszym tempem, choć wciąż pozostawał dość ciasny. A to dodatkowo stymulowało Praserta. Czuł jego wnętrze i starał je sobie zapamiętać. Sama myśl, że mógłby porównać go do wnętrza Hana lub Alexieia zdawała się obłędna. Wyglądało na to, że tego dnia Prasert miał przerżnąć wszystkich swoich znajomych. Każdego po kolei, niektórych jednocześnie. Privat położył dłonie na udach mężczyzny, które intensywnie pracowały. Potem jednak odgiął się do tyłu i wyprężył.
- Sunan… - szepnął i wyciągnął dłoń w stronę swojej siostry, chcąc nakierować jej głowę na swoje sutki. - Ssij i całuj - poprosił.
Sunan kiwnęła głową. Odgarnęła swoje długie, czarne włosy na bok i zaczęła, wedle zalecenia drażnić ustami sutki Praserta. To trochę utrudniało Privatowi oglądanie pracy bioder Waruna na jego męskości, ale co z tego, skoro doznania pogłębiły się. Czuł jak energia przepływała z Suttirata prosto do jego ciała. Z takim potrójnym ładunkiem mógł zdziałać cuda, a właśnie takie czynić zamierzał, musiał jednak najpierw skończyć ze swym ogarem do samego końca, by móc w pełni skupić się na swej siostrze, potrzebowała bowiem więcej uwagi Phecdy.
Prasertowi było bardzo dobrze z Warunem. Może dlatego, bo znał go bardzo długo. Han i Alexiei również byli świetni, jednak nie łączyło Privata z nimi aż tyle. To na swój sposób podniecało, jednak mimo wszystko Suttirat odpowiadał mu najbardziej. Minęło kilka minut i Privat czuł się naprawdę dopieszczony.
- Dobrze, Sunan, na bok. Dziękuję - powiedział. - Warun, połóż się na brzuchu - zerknął na ujeżdżającego go przyjaciela.
Suttirat sapnął, ale posłusznie zwolnił, zatrzymał, po czym tak jak Prasert mu polecił, ułożył się na brzuchu. I czekał, co Privat zamierzał teraz uczynić. Energia w ciele Praserta pulsowała i zdecydowanie chciała znaleźć się blisko duszy Gwiazdy w ciele Privata. Miał energię i zamierzał ją wykorzystać, by uczynić jeszcze jednego ogara, dzięki temu, będzie miał trzy źródła energii, a nie tylko dwa. Przywykł do posiadania większej ilości, ale powoli, drobnymi kroczkami...
Privat schylił się i zaczął penetrować Waruna dwoma palcami. To nie było zbyt trudne, jako że Warun już zdążył się przyzwyczaić do jego penisa. Pośladki mężczyzny były twarde niczym skała. Prasert czuł się okropnie podniecony. Wsunął trzeci palec i bardzo szybko poruszał ręką. Drugą natomiast dał mu głośnego klapsa.
- Co się mówi, przyjacielu? - Privat zapytał, nie przestając penetrować go dłonią.
Warun przyjmował jego palce cierpliwie, sapiąc cicho.
- Proszę, dziękuję, przepraszam… Zależy co chcesz usłyszeć Prasercie - odpowiedział mu Suttirat, najwyraźniej niepewny czego oczekuje Privat. Sapał i chyba miał ochotę na orgazm. Jednak musiał czekać. Prasert za to wyczuwał, że energia w ciele Waruna kończyła się, wyciągnięta przez Gwiazdę, najwyraźniej powoli nadchodził czas…
- Hmm… nie mów już nic - odpowiedział Privat.
Wszedł w Waruna. Poruszał biodrami, biorąc go ochoczo i łapczywie. Westchnął głęboko. Pchnął trzy razy mocniej i wnet doszedł. Opadł całkowicie na Suttirata, pompując w niego nieskończone ilości nasienia, które brały się w jego ciele nie wiadomo skąd. Prasert odpoczywał przez kilka długich sekund, po czym wyszedł z Waruna.

Wsunął w niego palce i zaczął rozsmarowywać na jego ciele niebieskie ślady. Wiedział dokładnie jak to robić. Te wzory wydawały mu się oczywiste, naturalne i bardzo instynktowne. Uwielbiał patrzeć na błyszczący błękit tuż po ukończeniu pracy. Runy, kreski i łuki pięknie ozdabiały ciało. Po chwili jednak wchłonęły się, tak jak w przypadku Alexieia i Hana.
- Jesteś mój - szepnął Prasert.
Warun sapnął i spojrzał na niego.
- Mmmhm - powiedział krótko, po czym spróbował podnieść się do siadu. Ciekło z niego… Nadal jednak miał erekcję, bo w końcu Prasert nie pozwolił mu dojść, a nadeszła na to pora…
Po tym, jak Privat doszedł, kompletnie zapomniał o erekcji Suttirata. Może dlatego, bo musiał zająć się jeszcze Sunan. Właśnie uświadomił sobie, że czuł się jak kurwa z naprawdę napiętym harmonogramem.
- Chcesz, żebym ci z tym jakoś pomógł? - Prasert uświadomił sobie, że nie potrafi przestać się droczyć. Uśmiechnął się lekko do Waruna i złapał go za penisa, powoli masturbując go.
Warun sapnął i aż jęknął. Ewidentnie miał ochotę na to, co Prasert właśnie robił. Rozszerzył nieco uda, chcąc dać mu lepszy dostęp.
- Tak, proszę - powiedział rozniecony. Ewidentnie pragnął bycia tak masturbowanym. Privat odniósł wrażenie, że bardzo niewiele mu będzie trzeba, by doszedł, ale przecież nie dostał pozwolenia…
- Jak chcesz, to możesz dojść - powiedział. - To dziwnie brzmi - mruknął pod nosem bardziej do siebie.
Nachylił się i jeszcze raz wziął go do ust. Nie miał tak dużego doświadczenia jak Sunan, jednak bez wątpienia Warun i tak nie powinien narzekać. Trochę już bolały go mięśnie karku oraz szyi po całym dniu, ale nie przestawał ssać. Czekał, aż Suttirat dojdzie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:29   #352
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
To nastąpiło błyskawicznie, gdy tylko wziął go do ust po wydaniu pozwolenia. Suttirat tylko na to czekał. Jęknął usatysfakcjonowany. Prasert wyczuł, że dostał pełny zakres energii od swego ogara. Mógł mu pozwolić na zasłużony odpoczynek, podobnie jak Guirenowi i Woronowowi. Obaj spali teraz mocnym snem, a Warun wyglądał tak jakby był w niebie i potrzebował teraz również jedynie takiej drzemki, by odpowiednio przyjąć swą nową funkcję. Prasert czuł ogromne wewnętrzne zadowolenie. Tymczasem Sunan zdawała się dyszeć cicho, jakby się hamowała, żeby nie hałasować.
Privat czuł się niezręcznie, bo nie wiedział, co zrobić ze spermą Suttirata w ustach. Wcale nie smakowała obłędnie, więc instynktownie chciał ją wypluć. Z drugiej jednak strony myśl o połknięciu wydała mu się podniecająca. Właśnie to uczynił. Uznał, że nie pogardziłby szklanką wody do przepłukania ust, jednak nie potrzebował jej bezwzględnie.
- Chcesz coś powiedzieć? - Prasert zapytał Sunan.
Jego siostra mruknęła przeciągle.
- Dziwnie mi… Gorąco. Nie wiem czemu - powiedziała i spróbowała się podnieść do pozycji siedzącej. Prasert zauważył, że jej erekcja wyglądała wręcz boleśnie, ale to co zwróciło jego uwagę, to fakt, że jej sutki były lekko nabrzmiałe. Potrzebował popracować nad nią, dokładnie, ale widocznie picie jego nasienia tak mocno naładowanego energią już wykonało część pracy. Może nawet była mokra?
- Hmm… - mruknął pod nosem. - Dwóch przystojnych facetów pieprzy się obok ciebie i zastanawiasz się, czemu może być ci gorąco? To brzmi głupio. Na szczęście dzisiaj mam dzień dobroci dla wszystkich wokół - uśmiechnął się i przybliżył. - Także dla ciebie.
Przyssał się do jej piersi. Najpierw do jednej, potem do drugiej.
- Staną się jeszcze większe, bardziej nabrzmiałe. Pojawią i rozbudują się w nich gruczoły, które będą wydzielały mleko wtedy, kiedy przyjdzie na to potrzeba - mówił powolnym, hipnotycznym głosem.
Następnie obniżył się w stronę podbrzusza Sunan. Tutaj miał dużo więcej roboty. Wpierw chwycił penisa w pełnej erekcji. Delikatnie przesunął po nim palcami.
- Z każdym dniem i godziną będzie coraz mniejszy, aż skurczy się do rozmiaru pojedynczego, ale bardzo dobrze unerwionego punktu - mruknął. - I znajdzie się w tym właśnie miejscu - dotknął fragmentu ciała nieco powyżej sztucznie utworzonej pochwy. Następnie chwycił jądra Sunan. - Powędrujecie wgłąb ciała, zmieniając się w jajniki. Pełne dojrzewających prawidłowo komórek jajowych, które będą wydalane do jajowodów utworzonych z nasieniowodów - rzekł.
Czuł się coraz bardziej zmęczony. Miał wrażenie, że był rzeźbiarzem lub jakimś innym mozolnym artystą. Wsunął palce wgłąb nowego otworu Sunan.
- Pojawią się tutaj odpowiednie gruczoły kobiece. Poza tym nabłonek zacznie odpowiadać temu znajdującemu się w pochwie. Sam koniec poszerzy się w trójkątną jamę, która będzie reagować na hormony wydzielane w odpowiednim cyklu stąd - drugą ręką dotknął głowy Sunan, przekształcając jej przysadkę mózgową oraz podwzgórze. Nie potrafiłby nazwać tych struktur, jednak umiał na nie wpłynąć. - Jama będzie połączona z jajowodami i będzie w stanie przyjąć ludzki zarodek. Opiekować się nim przez dziewięć miesięcy, po czym wydać na świat w zdrowym, bezpiecznym porodzie. Ach, i co miesiąc będzie dostarczać ci dużo bólu i krwi - uśmiechnął się do Sunan.
“Ty chcesz być kobietą, nie ja”, pomyślał.
- O czymś zapomniałem? - zastanowił się. - Hmm…
Złapał całe krocze Sunan.
- Na zewnątrz pochwy wykształcą się wargi sromowe większe i mniejsze. Wyglądające kompletnie prawidłowo i zachowujące się tak, jak u każdej kobiety.
Następnie Prasert zaczął się masturbować, chcąc wywołać kolejną erekcję. Było mu naprawdę słabo, nawet pomimo Imago.
- Teraz trzeba jeszcze dać ci energię do metamorfozy - mruknął, po czym wszedł w nią.
Otworem, który wkrótce miał zmienić się w kobiecy narząd.
Sunan sapnęła. Słuchała uważnie jego kolejnych słów i zdawała się być nimi zaklęta. Kiedy skończył i wszedł w nią, cicho pojękiwała, jakby jego pchnięcia rzeczywiście dawały jej taką przyjemność jak powinny. Wyglądało na to, że potrzebował całej zgromadzonej energii do takiej przemiany, ale miał jej dość i chyba Phecda również po tym akcie będzie już usatysfakcjonowany, Prasert miał bowiem wrażenie, że to będzie limit.
“Do czego to doszło?”, pomyślał. Czerpał przyjemność z kolejnego ciała. Dzisiaj już piątego. To było jego starsze rodzeństwo. Pieprzył je szybko i zachłannie, jakby był naprawdę wyposzczony. Złapał jej pierś i zaczął ugniatać. Czuł rozkosz, jednak poruszał się tak gwałtownie nie tylko dlatego, bo chciał… Również musiał, żeby rytuał się wypełnił. Gdyby robił to powoli i niechętnie, Sunan zmieniałaby się w kobietę powoli i niechętnie. Dlatego docisnął ją swoim ciałem do materaca, poruszając zwierzęco biodrami w wydrążonej dziurze, która wkrótce zmieni się w prawdziwą waginę. Czy naprawdę był w stanie uczynić taki cud? Wydawało mu się… że tak. Był pewny, że tak.
- Jak się czujesz? - zapytał ją.
- Dobrze, cudownie! - powiedziała Sunan i ewidentnie była na skraju wytrzymałości. Prasert również czuł, że wkrótce dojdzie. Pozostanie mu narysować runy i wszystko będzie gotowe. Będzie mógł wrócić do Niny i Nagi i położyć się na zasłużony wypoczynek.
Nie mógł uwierzyć, że wszystko to było po to, żeby Sunan mogła zmienić swoją płeć na dobre. Nie powinien narzekać i nie narzekał, że dorobił się takiej ilości satysfakcjonujących partnerów seksualnych. Jednak puenta całego dnia go powaliła z nóg. Choć w sumie już wcześniej leżał z kutasem wetkniętym w siostrę, więc nic za bardzo się nie zmieniło.
- Cudownie… - powtórzył Prasert, dziwiąc się jej entuzjazmowi.
W sumie jednak nie był taki zaskakujący. Nastrój Privata pogarszał się, bo oddawał energię. Sunan musiała ją odczuwać, gdyż ją przyjmowała. Zamknął oczy i brał ją mocno. Tym razem potrzebował nieco więcej czasu, żeby dojść. To już był który z kolei jego orgazm dzisiaj? Nie potrafił zliczyć, czy było ich kilkanaście, czy też kilkadziesiąt.
- Och… - szepnął, przyspieszając na sam koniec. Jęknął raz jeszcze i doszedł obficie w Sunan.
Ona również doszła, ale tak miało być. Prasert czuł zmęczenie i wiedział, że Imago utrzymuje się tylko na ostatnią część rytuału. Kiedy narysował symbole na ciele siostry, po tym jak z niej wyszedł, musiał zdecydować, czy ma dość siły, by ruszyć się z tej sypialni i udać do siebie, czy też zostać tu i paść, odpadając w sen.

- Hmm… o… och….
Ujrzał, że ze śladów run na ciele Sunan nagle zaczęła sączyć się gęsta substancja. Zupełnie tak, jak gdyby te znaki utworzył nożem i wydobywała się na zewnątrz krew. Tyle że błękitna i gęsta. Wnet przykryła całe ciało jego siostry i zaczęła się zaklepiać. Wkrótce kobieta zniknęła pod niebieskim kokonem. Jak gdyby była gąsienicą, która miała wkrótce zmienić się w pięknego motyla.
- To… to piękne… - szepnął, patrząc na twardą, brokatową, błyszczącą skorupę. - I straszne. Cuda Praserta Privata. Wyuzdanie Praserta Privata. Zmęczenie…. Praserta Privata - ziewnął.
Ruszył w stronę wyjścia z drzwi. Miał nadzieję zasnąć u boku Niny, zanim Imago zupełnie rozproszy się.
Dotarł do pokoju numer pięćdziesiąt trzy. Nina nadal smacznie spała. Jej brzuch wrócił już do normy, jedyne co pozostało powiększone to piersi, ale to zapewne dlatego, że dzięki nim wykarmiała ich smocze dziecko. To w międzyczasie przemieściło się wyżej na poduszki i zagrzebało tuż nad głową Niny, gdzie było ciepło i bezpiecznie. Kobieta spała całkowicie naga. Mógł się na nią chwilę napatrzeć, nim zmęczenie zmiotło go. Musiał iść spać. Poczuł zadowolenie i satysfakcję, a potem Imago wygasło i dosłownie stracił przytomność.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:30   #353
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Prasert poruszył się i obudził. Jednak nie tam, gdzie zasnął. Znajdował się w jakimś niewielkim, jednak bardzo zdumiewającym miejscu. Rozejrzał się, jednak nie było za bardzo na co spoglądać… Czy to było więzienie? Jeśli tak, to Privat nigdy wcześniej takiego nie widział. Całkowicie białe o okrągłych ścianach… Miniaturowe. Opierał się o nie plecami, siedząc na pośladkach ze zgiętymi nogami i nie mógł wykonać żadnego ruchu. Ani przeciągnąć się, ani wstać. To było przerażające. Kto umieścił go w tej kapsule? Z jakiego powodu? Jej ściany lekko jaśniały, jak gdyby za nimi znajdowało się źródło światła, a one same zostały wykonane z materiału, który nie blokował go kompletnie. Co prawda nie było mu niewygodnie, jednak jego serce i tak zaczęło szybciej bić… zwłaszcza że nie wiedział, w jaki sposób został tam umieszczony. Nigdzie nie spostrzegł drzwi lub okna, jakiejkolwiek ruchomej części.

Minęło kilka kolejnych sekund i powiększył się. Zaczął napierać na ściany jeszcze bardziej, aż wreszcie w kapsule nie było już ani trochę miejsca. Zastanawiał się, w jaki sposób jest w stanie tutaj oddychać, skoro przecież brakowało dopływu świeżego powietrza. Wnet urósł jeszcze bardziej… po czym usłyszał trzask. Pęknięcie przebiegło pionową linią przez całą długość sfery. Wnet kawałek po kawałku zaczęła się rozpadać. Prasert zaczął walić w ścianę kapsuły, aby to przyspieszyć. Walczył o drogę na zewnątrz. Kiedy już wypadł na zimną ziemię, poczuł dojmujący chłód. Było mu niewygodnie z powodu tych wszystkich kawałków o nieostrych krawędziach, które leżały naokoło. Nie skaleczył się nimi, jednak było mu niewygodnie. Wstał. Był nagi, dopiero teraz to zauważył.
- Jajo… - szepnął. - To było jajo… Ja się wyklułem… - uświadomił sobie, spoglądając na pozostałości po jego poprzednim domu.

Nowy znajdujący się wokół niego był prawdziwie ogromny…
I raczej nieprzyjazny.


Nie widział żadnych domów, ani świateł miasta. Były tylko wzgórza, śnieg i mgła, ale o dziwo, nie czuł chłodu, choć nie posiadał na sobie żadnego odzienia. W pewnym jednak momencie, kiedy rozglądał się i zaczynał czuć narastającą panikę z powodu przytłaczającej przestrzeni po przebywaniu w tak niewielkiej jeszcze kilka oddechów temu…
dostrzegł niewyraźne, czerwonawe światło docierające z jednego ze wzgórzy. Znajdowało się niezbyt daleko od niego, ale musiałby się zacząć na nie wspinać.

Prasert czuł się okropnie zdezorientowany. Nigdy wcześniej nie widział śniegu na oczy. Natomiast przed nim rozciągało się cało pasmo lodowca. Lodowaty wicher ciągnął z wszelkich stron, czego nigdy nie doświadczył w Tajlandii. Jeżeli tak wyglądała reszta świata, to wcale nie chciał opuszczać ojczyzny. Oczywiście, teraz wcale nie było mu zimno. Jednak wcale nie miał pewności, czy to się za chwilę nie zmieni. Tak by nakazywała logika. Choć jej nie chciał, gdyż najpewniej zmarłby z wyziębienia. Privat ruszył w stronę światła. Zmarszczył oczy. Czy to było ognisko? Nic innego nie przychodziło mu do głowy, co mogłoby dawać światło tego koloru w takiej głuszy. Chyba że to coś nadnaturalnego tworzyło takie złudzenie. Być może jakieś mityczne stworzenia, górskie lodowe syreny, chciały go zwabić ku swojemu legowisku…
Wspinanie na szczyt nie było proste, zwłaszcza, gdy nie miało się butów. Kiedy wreszcie dotarł na górę, nie dostrzegł ogniska, a ogniki, które szybowały w powietrzu koło odzianej na biało kobiety z długimi, czarnymi włosami i czerwonymi ustami. Lewitowała w powietrzu w pozycji kwiatu lotosu. Kiedy widział ją ostatnim razem, znajdowała się nad wodą. Miała zamknięte oczy.
Prasert ukłonił się jej uprzejmie. Najprawdopodobniej dostrzegła to, nawet jeśli nie patrzyła na niego. Z jakiegoś niezbyt jasnego powodu Privat uważał, że nie potrzebowała oczu, aby widzieć. Chciał jednak okazać jej szacunek. Może słusznie, a może kompletnie mylnie uważał, że chciała mu pomóc. Uchronić go przed złem cofających się wskazówek zegara…
- Ty mnie tutaj przywołałaś? - zapytał zaciekawiony.
Nie wiedział do końca, w jaki sposób się przywitać. Zwykłe “dzień dobry” kompletnie nie pasowało. “Witaj” było jeszcze gorsze… przecież nie był tutaj gospodarzem. Żadne “cześć” nie wchodziło w grę, więc przeszedł od razu do meritum.
Kobieta nie reagowała jeszcze przez chwilę, po czym wreszcie otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Nie, sam do mnie przybyłeś. Twoja energia cię tu przywiodła, zapewne byśmy się rozmówili na temat… Mojego pobytu w twoim ciele - odezwała się kobieta. Nadal lewitowała w powietrzu.
- Ty też dzisiaj we mnie przebywałaś? - Prasert mruknął pod nosem głosem tak ciężkim od ironii, że cudem słowa nie zmaterializowały się i nie roztrzaskały o ziemię.
W pierwszej chwili nie pamiętał, czemu to powiedział. Dopiero po chwili przypomniał sobie to wszystko, co wydarzyło się przed jego zaśnięciem. Informacje bombardowały jego głowę. Zechciało mu się wymiotować, ale jego żołądek był pusty. Zamknął oczy i potarł je.
“To mi się tylko śniło”, pomyślał.
I uwierzył w to. Ostatecznie taka wersja zdawała się dużo bardziej prawdopodobna… od prawdy.
- Ja przebywam w tobie cały czas od pewnego czasu. Zdaje mi się, że przebudzenie twojej drugiej głównej duszy spowodowało pewien… Konflikt wewnętrzny między mieszkańcami. Widzisz, ale ja nie chcę opuszczać twego ciała, bo to oznaczałoby, iż znów trafiłabym tam gdzie wcześniej, a tego nie chcę. Znajdziesz mi więc nowe naczynie, wtedy dopiero może się zgodzę - oznajmiła i postawiła stopę na ziemi. Wtedy jej ciało zaczęło się zmieniać. Palce zmieniły się w łapy. Skóra porosła rdzawym futrem. Chwilę później, stała przed nim kobieta, o wszelkich typowych cechach lisa. Miała nawet długi ogon, jego koniec jednak płonął. Poruszyła uszami i zmrużyła oczy.
- Pomogłam ci się pozbyć jednego lokatora, to znaczy, że coś mi się należy - oznajmiła.
Prasert zamrugał oczami.
- Pozbyć się… lokatora? Ale jak… kiedy? Kiedy się jej pozbyliśmy?
Nie przypominał sobie tego, choć co prawda duch nie nękał go już od dłuższego czasu.
- Skąd ona się pojawiła we mnie? I skąd ty? I skąd tamta kolejna dusza, którą nazwałaś główną? Cholera… zdaje się, że mogę pomieścić…
Chciał dokończyć, że naprawdę wiele. Jednak pewne wspomnienia sprawiły, że jedynie zaczerwienił się i kompletnie stracił wątek. Nie pamiętał już o co zapytał.
- Rozpacz nie lubi czyjegoś szczęścia, zwłaszcza, gdy jest to jej nośnik. To nie jest nic niezwykłego, by opętywała kolejne osoby, zwykle żywi się ich energią życiową, póki nie wyssie z nich całego szczęścia, aż popełniają samobójstwo. Zaraziłeś się nią od swojego przyjaciela, najwyraźniej jednak ostatnie dni zmusiły ją do opuszczenia również ciebie. To jednak nie znaczy, że zniknęła na stałe. Będzie szukała zemsty. A ja? Ja pojawiłam się przypadkiem. Nie miało mnie tu być, ale dotknąłeś mojego więzienia i dzięki temu teraz jestem tu, nie tam gdzie powinnam. Czy teraz jesteś bardziej skory mnie słuchać? Przy naszym ostatnim spotkaniu, zdawałeś się… Mniej dojrzały - powiedziała i poruszyła ogonem.
Prasert czuł się zbolały i zawstydzony, a nie dojrzały. Może to nie odbiegało od siebie tak bardzo.
- Czyli ta… Rozpacz… to takie duchowe STD? - zastanowił się. - Ale o co chodziło z tym dzieckiem… z tą wizją… Z tym parzącym kamieniem…
Czuł się skonfundowany.
- A ty? Jak ciebie mogę nazywać?
Istota przekręciła głowę na bok.
- Nie mam imienia. Jestem Lisem. Takim, który potrafi zmieniać postacie, czy żywić się pewnym rodzajem ludzkich dusz. Dziecko było tym, czym zatruwała zwykle dusze, jedynie symbol. A kamień? Kamień… Widzisz, kamień to taki klucz. Ale nie powiem ci gdzie jest, ani po co - powiedziała i przesunęła ogonem po jego skórze. Był miękki, łaskotał i choć płonął, to nie parzył.
- A czemu zamieszkałaś we mnie? Jak to możliwe, że nigdy tego nie wyczułem? Mam na myśli, że pojawił się w moim ciele nowy lokator. I czemu akurat ja? Czy żywisz się moją duszą? Czy kiedyś widziałem cię w innej postaci, skoro potrafisz je zmieniać? Co możesz powiedzieć mi o Phecdzie? Bo czujesz ją, prawda? Czy mogę ją zobaczyć? Lub z nią porozmawiać?
Prasert mimowolnie rozejrzał się w poszukiwaniu Gwiazdy. Z jakiegoś powodu wyobraził ją sobie jako bardzo rozwiązłą europejską blondynkę. Kompletnie nagą, nie licząc skórzanych naklejek na sutki w kształcie gwiazd oraz równie dziwkarskich stringów.
- To dużo pytań. Phecda jest twoją drugą najważniejszą duszą, pierwsza należy do ciebie. Nie żywię się nią. Nie jesteś tym typem istoty. Potrafię wyczuć Phecdę, potrafię wskazać ci do niej drogę, ale co z tego będę mieć? - zapytała znużonym tonem i ziewnęła, rozdziawiając na moment pysk z ostrymi zębami.
- Pozwolę ci przebywać we mnie jeszcze przez jakiś czas i nie poproszę o zwrócenie kosztów cichego pomieszkiwania do tej pory, Lisie - rzekł Prasert.
Obudziła się w nim nieco milsza i łatwiejsza do zrozumienia emocja, jaką była irytacja.
- Nie zapraszałem cię i nigdy nie prosiłem o to, żebyś wisiała mi na karku. Proszę, pamiętaj o tym. Masz trochę roszczeniowy charakter. Mam ci znaleźć nowy Nośnik? A co jeśli po prostu cię wydrę z siebie i zniszczę? Nie, żebym ci tym groził, bo nie czuję względem ciebie złych uczuć. Pragnę przyjaźni i dobrych relacji. Jednak ciężko je nawiązać, jeżeli będziemy pytać się nawzajem, co będziemy mieć z różnych rzeczy, czyż nie? Bo mogą nam nie spodobać się odpowiedzi. Na różne pytania. Na przykład co ja mam z tego, że znajdujesz się we mnie.
- Nie zginąłeś już szesnaście razy - powiedziała spokojnym tonem Lisica. Obserwowała go uważnie.
Prasert poczuł się zaskoczony i było to wypisane na jego twarzy. Uznał, że jeżeli zarzuci jej kłamstwo, to rozmowa nie ruszy w żadnym produktywnym kierunku. Nie sądził, żeby się do niego przyznała. Poza tym istniała jeszcze straszniejsza opcja… mogła mówić prawdę.
- I ty chroniłaś mnie przed nią? Przed Rozpaczą? Innymi rzeczami… osobami? Dzięki tobie żyję? - Privat zaczął powoli. - Jeśli tak, to daj mi jeden dobry powód, dlaczego miałbym chcieć się z tobą rozstać. Dzięki tobie przebiłem kocią ilość żyć prawie dwa razy - niby zażartował, jednak spojrzał uważnie na Lisicę.
- Owszem, dzięki mnie. Nie lubię być winna przysługi - odrzekła istota.
- Jak szlachetnie… - mruknął Prasert, po czym zmienił temat. - Phecda… gdzie ją znajdę? - zawiesił głos, spoglądając na Lisicę.
- Mogę ci wskazać do niej drogę, ale czy jesteś pewien, że jesteś gotowy nią iść? - zapytała poważnym tonem i napuszyła ogon. Przeszła znów parę kroków i usiadła w powietrzu, ponownie przyjmując ludzką postać.
- Może tak… może nie… Mam pewne pytania, jednak…
Praser zamilkł. Nie chciał przyznać się, że nieco brakowało mu odwagi, aby stanąć przed obliczem Phecdy. Westchnął.
- Jestem gotowy - rzekł. - Muszę być gotowy - dodał. - Muszę być silny i muszę wiedzieć jak najwięcej. Tu nie chodzi tylko o mnie. Są również osoby, którymi się opiekuję - rzekł i w jego głowie pojawił się obraz nie tylko Niny i Nagi, ale również Waruna, Sunan, Hana i Alexieia. - Jeśli nie poznam dobrze siebie, to jak mam sobie ufać? A jeśli sam sobie nie ufam, to jak inni mogliby mi zaufać?
- Coś w tym jest… Może masz rację… Dobrze… Skoro tak. Wskażę ci drogę, ale mam tylko jedną sugestię. Nie wyrzucaj mnie ze swego ciała. Sama wyjdę, gdy przyjdzie na to odpowiedni moment… A więc… Przestań szukać rozwiązania sprawy natrętnego mnicha - oznajmiła i oparła dłonie na kolanach.
Prasert zamilkł i spoglądał na Lisicę. Następnie zagryzł wargę. Przez chwilę niezbyt łagodnie traktował ją zębami.
- Czyli to… to…
Zamilkł na moment.
- Kurwa, zdaje się, że każda sprawa z przeszłości ma jakieś znaczenie - wyrzucił z siebie.
Przeszedł kilka kroków dalej. Już jakiś czas temu myślał o mnichu Pakpao, jednak ostatnio nie pojawiał się w jego rozważaniach. Natomiast teraz powrócił niczym kolejny natrętny duch.
- To ta paczka…. ten pakunek… Czy…
Zerknął na Lisicę i przestał mówić, spoglądając na nią. Mijały sekundy.
- To wtedy… ty?
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:32   #354
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kobieta uniosła tylko brwi w górę i uśmiechnęła się lekko. Nie odpowiedziała nic, ale jej mina powiedziała mu wszystko. Rzeczywiście musiała trafić do jego ciała podczas przewożenia tej przesyłki. Kryła się za tym jakaś skomplikowana historia, ale Lisica nic nie chciała powiedzieć, a póki co oczekiwała, że porzuci ten temat. To by znaczyło, że kwestia trzymająca go w Bangkoku wraz z całą resztą… Właśnie znikała…
- To ty byłaś w tej paczce? - Prasert nie zamierzał tak łatwo odpuścić. - Nie baw się w tajemnice. Albo powiedz mi wszystko prosto, albo w ogóle ze mną nie rozmawiaj. Ciekawi mnie też, przy jakich okazjach uratowałaś mnie tyle razy, bo nie poczułem żadnej twojej interwencji… - zawiesił głos.
Zmieniał jednak temat, choć niechcący. Mimo wszystko do głowy cisnęło mu się wiele najróżniejszych pytań i nie chciał, żeby Lisica teraz nagle spuściła zasłonę milczenia…
Lisica mruknęła.
- To usiądź - wskazała mu miejsce w powietrzu.
- Ha… - Prasert mruknął. - Jasne. Może jednak postoję.
- Moje miejsce przechowania, było otoczone pieczęcią i owinięte w pakunek. Miało zostać przekazane od jednego starego mnicha, do innego. Najwyraźniej pech chciał, że mnich pakując je, pospieszył się i ty wioząc przesyłkę, naruszyłeś pakunek bardziej, a przenosząc go do punktu docelowego, dotknąłeś odsłoniętej przestrzeni i to pozwoliło mi na ucieczkę w ciebie - wskazała go skinieniem głowy.
- Ale dlaczego miałabyś uciekać? Kto cię związał? Kiedy i dlaczego powstałaś? Kiedyś byłaś człowiekiem, czy zawsze duchem? Jaki masz cel, czego pragniesz? Bo na razie wiem tylko tyle, że lubisz uciekać.
Prasert doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej był jedną wielką, rozżarzoną i błyszczącą latarnią. Wszystko, niczym ćmy, podążało w jego kierunku. Czy to ten duch, czy tamten, czy trzeci, czwarty, smoki, zjawy, paranormalne organizacje… inne Gwiazdy… Czy o czymś zapomniał?
Lisica stuknęła palcami o własne udo.
- Mnisi przechowywali mnie w jakimś zamknięciu, składziku, nie mam pojęcia gdzie, przez ponad dwa wieki. Przynajmniej tak mi się zdaje, czas w zamknięciu nie płynął, musiałam nadrobić już w tobie. Zawsze byłam duchem stróżem, póki nie uwiódł mnie człowiek i nie zdradził. Powiedzmy sobie szczerze, żywię pewną urazę do mnichów, bo właśnie takowym był i nie chcę by moje miejsce pobytu kiedykolwiek ponownie stało się im znane. Kiedyś strzegłam pewnego lasu, ale ten teraz nie istnieje. Nie mam swego miejsca, więc muszę sobie nowe znaleźć. Jeśli zaczniesz grzebać i szukać mnichów, oni znajdą ciebie. Nie wszyscy są tacy, tylko ci, którzy mnie przetrzymywali, ten, który ci powiedział o mnie i o tobie, był tym jednym z nielicznych, którzy są naprawde prawi… w waszym świecie wszyscy poszukują mocy i władzy, a posiadanie zamkniętego ducha, takiego jak ja, zapewnia dużą władzę. Potrafię bowiem pożerać dusze złoczyńców i morderców - wyjaśniła.
Prasert przez chwilę mielił informacje.
- I co to takiego daje? Dlaczego jest to lepsze od zwykłego zabijania ich? - zapytał. - To smutne, że w ten sposób cię potraktowano. Dwieście lat to bardzo dużo czasu. Dziesięć razy więcej niż okres, w którym żyje. No, prawie - mruknął ciszej. - Przykro mi również z powodu twojego lasu. Na pewno chciałabyś do niego wrócić - dodał.
W głowie Privata już zaczął kształtować się plan. Chyba miał pomysł na to, co zrobić z Lisicą. Tak, żeby i ona była szczęśliwa, i jemu była przydatna.
- Potrafię ich zabijać w innym sensie. Zabieram z ich umysłów i dusz chęć zabicia. Tym sposobem przeżyłeś już szesnaście razy. Niestety odkąd Phecda się zbudziła, jest mi coraz trudniej wpływać na energię w twym otoczeniu. Jej energia jest przytłaczająca - wyjaśniła.
- Chciałabym do niego wrócić, ale już nie istnieje… Muszę więc znaleźć nowy - oznajmiła.
- Z chęcią znajdę ci nowy las - powiedział Prasert. - Bo tak się składa, że potrzebuje bardzo dobrze strzeżonego lasu. Najlepiej w dużym odosobnieniu. Potrzebuję bezpiecznego miejsca z dala od wszystkich ludzi. Bo widzisz… może nie dzisiaj… może nie jutro… ale pewnego dnia, być może… będziesz musiała zaopiekować się moim synem - mruknął.
Privat nie wiedział nic na temat smoków. Jednak jeżeli Naga urośnie do kilkunastu, kilkudziesięciu metrów długości, nie będzie mógł go trzymać w sypialni. Smok potrzebował swojego lasu. Miejsca, gdzie mógłby latać, nie bedąc zauważonym przez ludzi. Jednak Privat nie mógłby go zostawić samego. Ta sprawa zdawała się niespodziewanie ciężka. Dopiero przed chwilą się urodził, a Prasert już teraz myślał o rozstaniu się z nim. Nawet jeśli pragnął pozostać z nim na zawsze.
Lisica zastanawiała się.
- Hm… Niech będzie. Ale nie szukaj mnichów - podała to jako jedyny argument.
- Zgódź się, a potem poślę cię do Phecdy - dodała.
- Nie będę szukał mnichów. Obiecuję. Chyba że okażesz się zdradzieckim, złym lisem, który będzie próbował mnie oszukać. Wtedy nie tylko skontaktuję z mnichami, ale również postaram się, żeby twoje następne zamknięcie nie było takie wygodne. Powiedz mi jednak, czemu tyle razy uratowałaś moje życie. I jak to zrobiłaś. Kiedy to było? A wtedy zgodzę się i będę mógł zobaczyć… zobaczyć… - nagle to słowo nie chciało przejść mu przez gardło - ...Phecdę.
- Kilka razy przypadkowy morderca planował cię napaść, gdy wracałeś nocą z treningów, albo od przyjaciela. Zdarzyło się, że ktoś zawistnie nasłał na ciebie kogoś. Wydaje mi się, że raz lub dwa ktoś planował zaatakować cię jak pełniłeś straż w pałacu, a raz ktoś próbował cię rozjechać, bo miał zły dzień i był sfrustrowany życiem - wyjaśniła mu Lisica. Wyglądało na to, że bardziej liczyło się dla niej, by nie rozmawiał z mnichami, niż to czy coś pozostanie tajemnicą.
Praserta zaswędziała głowa. Poskrobał się po niej, ale to nie przyniosło ukojenia. Spojrzał w bok i zasępił się.
- Czyli… moim przeznaczeniem jest śmierć…? - zapytał.
To właśnie tak wyglądało. Los próbował uderzyć w niego z dosłownie każdej strony, jednak udawało mu się przeżyć tylko i wyłącznie dzięki jego aniołowi stróżowi.
Lisica pokręciła lekko głową.
- Twoim przeznaczeniem jest życie i dawanie życia. Po prostu czasem upomina się o ciebie zazdrosna śmierć. W końcu tak to już jest. Lecz nie martw się, w świecie musi istnieć równowaga, a odkąd jesteś rozbudzony, nie tak łatwo będzie cię dopaść. Czemukolwiek co spróbuje - zauważyła. Następnie uniosła dłoń i wskazała kierunek.
Prasert wybuchł śmiechem.
- Żebyś wiedziała, że próbują - odpowiedział. - A jednak wciąż żyję. No cóż, ostatnio nawet bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej - w ten sposób wspomniał orgię, od której przewracało mu się w żołądku. Szybko uciekł myślami od niej, wsłuchując się w kolejne słowa Lisicy.
- Jeśli udasz się w tamtą stronę, trafisz do przejścia, które musisz wybrać by zajść do domu Phecdy - oznajmiła.
Mężczyzna spojrzał w stronę, w którą wskazywała.
- Czy widziałaś go i rozmawiałaś z nim? Z nią? Jaki jest?
Nagle odwaga go opuściła, chociaż starał się tego nie dawać po sobie poznać. Nie był do końca pewny dlaczego, ale nieco obawiał się tego spotkania. Czuł również tremę. Nie wiedział, czego się spodziewać po Phecdzie. Po części również obawiał się rozczarowania. Był dumny z tej części jego duszy i miał ją za prawdziwie boską. A co, jeśli nie napotka Boga, a jedynie…
...no właśnie, co?
Rozmyślał.
Lisica przechyliła głowę raz w lewo, raz w prawo.
- Spotkałam go, to fakt, ale nie była to długa rozmowa… Właściwie nazwałabym Phecdę ‘Tym’, bo trudno jest określić płeć Gwiazdy. Zdaje się nie być złym bytem. Nie martw się - powiedziała i uśmiechnęła się do niego lekko i zachęcająco.
- Oczywiście, że nie jest złym bytem. W końcu może być złego w przejściu kolejno przez swoją dziewczynę, jej dwóch współpracowników, twojego przyjaciela oraz jebaną siostrę. Jebaną przez mnie - doprecyzował Prasert. - Bez wątpienia jednak Phecda lubi żyć i żyje intensywnie, jeśli jej na to pozwolę. Czy chcesz… możesz mi coś jeszcze powiedzieć? - zapytał. - Czy mogę już udać się w dalszą drogę?
- Na razie nie ma nic, co miałabym do dodania. Jeśli czujesz się naprawdę gotów na tę drogę to idź, lecz ostrzegam cię, twoje serce musi być pewne, że chcesz tam dojść - powiedziała jeszcze.
- Rzadko kiedy moje serce jest czegokolwiek pewne. Najczęściej waham się i głowię do ostatniej chwili, potem wybieram cokolwiek i wychodzę na tym w miarę dobrze - odpowiedział Privat. - To moje przeznaczenie, stanąć przed obliczem Phecdy. Jeżeli mamy odwagę, żeby tkwić w tej dziwnej symbiozie, to również powinniśmy móc stanąć twarzą w twarz i porozmawiać tak, jak teraz rozmawiam z tobą. To uczciwe i jest w tym godność. Nie będę uciekać przed duszą, która jest ze mną tak długo i wrosła we mnie, zagnieździła się i daje mi siłę. To mój kolejny narząd, taki jak oczy, ręce, czy nogi. Jak będę mógł skontaktować się z tobą ponownie, jeśli będę miał na to ochotę? - zapytał.
- Wystarczy, że zaczniesz medytować i wezwiesz mnie do siebie. Przyjdę - obiecała spokojnym tonem. Zamknęła oczy i powróciła do spokojnego lewitowania w skrzyżnej pozycji.
- Czyli, żeby podsumować… chcesz, żebym znalazł dla ciebie naczynia. A jak to zrobię, to wyprowadzisz się z mojego ciała i będziesz strzegła lasu oraz osoby, którą ci zawierzę. Czy dobrze rozumiem? Czy masz jakiekolwiek wymagania, co do istoty, w której mogłabyś zamieszkać? Czy może to być na przykład zmutowany pająk? - zaproponował. - Zmutowanej rośliny nie będę ci proponował, pewnie jest mało mobilna.
Przechyliła głowę.
- Tak naprawdę obojętne, byleby było mobilne i tak zmienię mu kształt i formę - powiedziała wzruszając lekko ramionami.
- I masz moje słowo w kwestii opieki nad lasem - dodała jeszcze. Najwyraźniej chciała dać mu pewność, że mógł liczyć na jej pomoc.
- Zmienisz kształt i formę… ale ta istota będzie mieć władzę nad swoim ciałem, tak jak w moim przypadku to było? Będzie mogła swobodnie myśleć i działać? Jeśli tak, to nie oddam ci mojego zmutowanego pająka, to też jakby moje dziecko. Oddałbym ci na przykład… - zastanowił się.
Sakchai błyskawicznie pojawił się w jego głowie.
- Czy ta istota musi się zgodzić na to, żebyś w niej zamieszkała?
- Nie. Wystarczy, że dotknie przeklętego przeze mnie obiektu… W obecnej chwili ciebie, no i rzecz jasna ja będę chciała w nią wejść, a ty będziesz chciał, bym cię opuściła - oznajmiła wymieniając kolejne warunki.
- A co do moich dwóch pierwszych pytań?
- To zależy. Mogę spędzać w tym czas jak w tobie, ale mogłabym równie dobrze przejąć nad naczyniem pełną kontrolę. Nad tobą nie mogę, ze względu na Phecdę… Ale nawet nie próbowałam, uznałam, że skryję się na jakiś czas, zwłaszcza, że ten wstrętny mnich kręcił się w pobliżu - wyjaśniła.
- Mam dobrego kandydata dla ciebie. Choć uzyskać go będzie cholernie trudno… mimo wszystko należy mu się, żebyś uczyniła go więźniem we własnym ciele.
Prasert przez chwilę milczał.
- W ten sposób upiekę trzy pieczenie na jednym ogniu… Zemszczę się na Sakchaiu za siebie, za Sunan i za Mali… pozbędę się ciebie… nie bierz tego osobiście, rzecz jasna. A także uzyskam strażnika dla Nagi. Minus jest taki, że trzeba jeszcze tego Sakchaia porwać.
Wyglądało na to, że szykowała im się nie taka mała misja w Bangkoku.
- Niech będzie. Dobrze jest mieć przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej… Powiadają - powiedziała Lisica i uśmiechnęła się rozbawiona tym powiedzeniem.
- Dokładnie tak jest. Najlepiej mieszkać z wrogami i przyjaciółmi. Wrogów trzymać w lochach, a przyjaciół na strychu.
Tak mówiła babcia Praserta, choć przez całe życie do końca nie był przekonany, dlaczego i co to tak właściwie znaczyło. Tak właściwie część o wrogach nie była trudna do zrozumienia, ale przyjaciele na strychu? Czemu nie po prostu w pokoju gościnnym? Może babcia Privata nie miała pokojów gościnnych, a jedynie sypialnie i nie chciała do nich zapraszać przyjaciół. Rozsądnie. Właśnie dzisiaj Prasert tę granicę wielokrotnie przekroczył. Możliwe też, że babcia Tajlandczyka chciała, żeby wszyscy jej znajomi powiesili się na strychu. Wiadomo było, że kochała ich tak samo mocno, jak nienawidziła. Była wspaniałą kobietą, aż umarła, krztusząc się risotto. Od tego czasu w rodzinie Praserta nie spożywano zagranicznych dań.
Lisica już nic nie odpowiedziała, poza krótkim pożegnaniem.
- Powodzenia - rzekła i zmieniła się ponownie w lisicę, tym razem kompletnie zwierzęcą i bardziej normalnego rozmiaru. Ruszyła w tylko sobie znanym kierunku.
- Powodzenia - mruknął Privat pod nosem.
Ruszył tam, gdzie powinien, aby spotkać Phecdę. Uznał, że nie będzie myślał i po prostu uda się na spotkanie. Lisica wspomniałą, że musi być pewny siebie i odważny. Jak mógł to uczynić? To proste, wyłączając się. Nie można martwić się, jeżeli się nie myśli. Prasert, jak stwierdziłoby wiele osób, był specjalistą w niemyśleniu.

Przez dłuższy czas szedł przed siebie, aż zszedł ze wzgórza. W tym miejscu otoczyła go dość gęsta mgła. Szedł przez nią, aż dostrzegł w pewnym momencie przebijające się błyski bladego, niebieskiego światła. kiedy szedł dalej, stawało się coraz mocniejsze, aż w końcu widział już całkiem dokładnie.
Przed jego oczami stała gigantyczna brama.


- Cholera… - mruknął cicho do siebie Prasert. - Błękit…
Rozpoznawał ten kolor. Sam już wielokrotnie nim promieniował. Brama była przepiękna i nie mógł odciągnąć od niej wzroku. Wyglądała, jak gdyby prowadziła prosto do nieba. Było w niej również coś niepokojącego… Privat wnet zrozumiał, że chyba chodziło o to, że choć była wielką i nienaturalną konstrukcją, to bez wątpienia nie mogła zostać wzniesiona przez człowieka. Już nawet pomijając błękitny blask dochodzący ze środka.
- Nadchodzę, Phecdo… Brama do Gwiazd… - mruknął pod nosem.
Ruszył przed siebie w stronę światła.
Ruszył przed siebie. Wkrótce znalazł się przed przejściem i czuł pulsujące z drugiej strony, przyjemne ciepło. Niemal opiekuńcze i tak dziwnie mu znajome. Brakowało mu jednego kroku, by przejść przez bramę. Przestrzeń na środku nie zdawała się być lustrem, zupełnie tak jakby przekroczył łuk triumfalny do innej rzeczywistości.
To był ostatni moment, w którym czuł, że może się wycofać przed tym spotkaniem.
Jednak nie mógł. Nigdy nie będzie bardziej gotowy na tę chwilę. Natomiast Phecda mogła mu wiele wytłumaczyć. Dlaczego wydarzyło się to, co się dzisiaj wydarzyło? Jak mógł nad tym zapanować, zdobyć kontrolę? Jaki w tym był sens? Gdzie przeznaczenie miało zabrać jego, zmutowanego storczyka, pająka, nowowyklutego smoka… Dlaczego tak ważne było, aby uczynić z Sunan biologiczną kobietę? Czemu uprawiał seks z tyloma ludźmi? Co dokładnie potrafił i jakie były limity jego mocy? Czy Phecda wymagał czegoś od niego? Spełnienia jakiegoś rytuału, obrządków, modlitw? Czy był częścią buddyzmu, wpasowywał się jakoś w grunt głównej religii Tajlandii? A może pochodził z kompletnie innej kosmologii? Prasert miał tyle pytań…

Zrobił krok do przodu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=i6_VhQ-sogs[/media]

Poczuł jak przez jego ciało przepłynęła gorąca, przyjemna energia. Miał wrażenie, że ogarnął go kompletny spokój. Jakby wszedł do sanktuarium, do najbezpieczniejszego miejsca jakie istnieje. Odetchnął głęboko i rozluźnił mięśnie jak nigdy. Uświadomił sobie dopiero teraz jak bardzo wiecznie był spięty i gotowy do akcji. Jego ciało wyćwiczone po wieloletnich treningach nagle stało się wyciszone i zrelaksowane.

Było tu kompletnie cicho. Nie słyszał zwierząt, ani wiatru, choć szedł między wysokimi drzewami, miał wrażenie, że był tutaj kompletnie sam.

Nagle, gdzieś nad swoją głową dosłyszał dźwięk. Nie przypominał żadnego, jaki kiedykolwiek słyszał, był wszędzie, a zarazem tak jakby tylko w jego głowie. Przeciągły gwizd. Gdy spojrzał w górę, dostrzegł, że prawdopodobnie już od kilku chwil był obserwowany, na niebie bowiem unosiła się majestatyczna postać. Phecda we własnej osobie. Dryfowała nad nim. Płótno ze światła, które tworzyło jej szatę poruszało się, jakby łopotało na wietrze, którego Privat nie wyczuwał. Istota rozłożyła ręce i przeleciała nieco szybciej w przód, po czym niebo rozświetlił niezwykle jasny błysk błękitnego światła i ogromna postać zniknęła. Między drzewami przelatywała w tej chwili kula, zmierzając w stronę Praserta. Gdy zatrzymała się około czterech metrów przed nim, znów błysnęło oślepiające światło i stała przed nim postać, już bardziej o ludzkim rozmiarze, choć nadal o dobre półtora metra za wysoka. Phecda mogła mieć… Niemal trzy i pół metra wysokości. Mimo, że jej oczy były zasłonięte, Taj czuł, że go obserwowała uważnie, z zainteresowaniem. Wyczuł to. Zadawała mu pytanie. Chciała wiedzieć co tutaj robi…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:33   #355
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert nie spodziewał się, że poczuje wzruszenie. Zachwytu spodziewał się, jednak nie wilgoci, która pokryła jego oczy. Czy znalazł się w samym środku swojej duszy? Dotknął w niej miejsca, w którym mieszkała Phecda? Jak bardzo intymna i piękna to była podróż… Westchnął głęboko, spoglądając na fascynującą istotę.
Zrobił krok w jej stronę, potem następny.
Podniósł dłoń, nieśmiało… jakby siły opuściły jego mięśnie, lub to kończyny zaczęły tyle ważyć. Chciał dotknąć palcem Gwiazdy. Czy był w stanie? Chciał poczuć połączenie, które i tak między nimi nawiązało się ponad dwadzieścia lat temu podczas jego narodzin… a może i dużo wcześniej.
Przy początku świata.
Phecda znów zmieniła się w świecącą kulę i ponownie pojawiła przed nim, tym jednak razem miała całkiem ludzką wysokość. Prasert stwierdził wręcz, że jego wzrost. Wyciągnęła dłoń o sześciu palcach i dotknęła jego. Kiedy Prasert zetknął się skórą z ciałem Gwiazdy, doznał kompletnego uniesienia na poziomie metafizycznym i duchowym. Miał wrażenie, że nagle był tu i był wszędzie. Że miał ciało i jednocześnie był kompletnie nim nie skrępowany.
Stan ten utrzymywał się aż do momentu, gdy Gwiazda nie uścisnęła jego ręki, jakby chcąc powrócić jego świadomość na miejsce.
Ponownie wyczuł pytanie o to, w jakim celu przyszedł. Co więcej, nastąpiło kolejne, czy mogła mu jakoś pomóc. Była zadowolona z jego przyjścia i cieszyła się tymi odwiedzinami równie mocno co on sam.
Prasert nie wiedział, co powiedzieć. Kiedy tutaj szedł, miał w umyśle miliony pytań, ale teraz żadne nie wydawało się odpowiednie.
- Witaj… chciałem cię poznać… To zaszczyt, móc cię ujrzeć, Phecdo… - zaczął niepewnie. - Czy możesz mi pomóc ujrzeć w tym wszystkim sens? Wyjaśnić mi tyle, ile potrafisz? Nigdy wcześniej nie ukazałaś mi się w żadnej postaci, nie byłaś częścią mojego życia, natomiast niedawno okazało się, jak centralną rolę w nim pełnisz. Czuję się zagubiony. Nie wiem, co się ze mną dzieje, co potrafię… między innymi dzięki tobie… czemu mnie wybrałaś, dokąd to wszystko zmierza… Czego ode mnie oczekujesz, co powinienem uczynić… Czy mam jakiś obowiązek i dlatego mnie nawiedziłaś… żebym mógł go wypełnić? Jak tak, to co powinienem uczynić? Pomóż mi odnaleźć drogę…

Phecda poruszyła się cała i teraz zamiast trzymać jego dłoń, przyłożyła mu po dwa palce do jednej i drugiej skroni. Nagle wizja Praserta stała się rozmazana i zaczął widzieć obrazy.

Najpierw usłyszał płacz dziecka. Widział, że znajdował się w Egipcie i widział, że dziecko to miało jakieś znaczenie, bo na jego skórze narysowano złote symbole. Następnie, czas jakby przeniósł się dalej, widział imperium rzymskie. Następnie chińskie. Potem były kolejne imperia, upadały i wzrastały w sile. Zawsze dostrzegał siedem punktów, które w tamtych okresach zapalały się i gasły na mapie świata, która towarzyszyła podróży przez kolejne epoki. Ostatnim punktem podróży była, jak chyba zrozumiał druga wojna światowa, na mapie nie było jasno świecących punktów, tylko jeden nieco przygaszony. Zrozumiał, że to był bardzo zły znak, bardzo ciężki, bo było nie tak jak powinno. Czuł, że punkty powinny wtedy świecić, a nie być nieobecne. Następnie został wysłany gdzieś bardzo daleko. Szarpnięcie posłało go do przodu. Zatrzymało na ogromnej, tafli wody, która zdawała się przestrzenią niczym lustro.
Po wodzie szła kolejna istota. Prasert wyczuł, że powinien ją odnaleźć. Że Phecda polecała mu ją znaleźć, bo potrzebowała energii. Ogromu energii, aby jej moce był w pełni aktywne, a oto była Gwiazda, która była Łowczym. Pochłaniaczem, a zarazem wielkim magazynem, składowiskiem energii, którą mogli się dzielić. Następnie, Prasert znów przeniósł się gdzieś do przodu. Poczuł szarpnięcie i dostrzegł mapę świata. Zerwały się z niej świetlne punkty i umieściły na niebie, na które teraz patrzył. Było ich siedem, dwa nadal były przyciemnione, ale pięć świeciło się, każde innym kolorem. Pulsowały, raz mocniej raz słabiej. Prasert wyczuł, że na coś czekały… Zapewne na przebudzenie ostatnich dwóch.. A także na coś jeszcze. Coś dużo poważniejszego. Wyczuł ten nastrój, co przy obrazach bitew z historii. Czuł, że znów gdzieś leci, tym razem dużo, dużo dalej niż wcześniej. Nawet dalej, niż do złotej postaci. Był gdzieś w kosmosie. Zawisł w przestrzeni, nad dziwną konstrukcją. Była to wielka, świetlista kula, a Privat miał wrażenie, że zamknięto w niej galaktyki. Jedne wybuchały, drugie się rodziły. Teraz dostrzegł, że nie był w tym miejscu sam. Jakaś energia poruszała się w pomieszczeniu, a jej źródłem, była kolejna, nieznana mu istota. Ale wyczuł od niej złą, chciwą energię. Zdawała się nieświadoma tego, że ją obserwował, aż do momentu, gdy nagle poderwała głowę w jego stronę i w tym momencie Prasert poczuł silne, nadnaturalne szarpnięcie w tył i znalazł się znów przed obliczem Phecdy, która opuściła palce od jego skroni. Prasert czuł, jak jego serce łomotało, jakby chciało wyskoczyć z jego klatki piersiowej. Gwiazda oparła mu dłonie na ramionach i to go uspokoiło.

Privat czuł się tym wszystkim pijany. Tracił kontakt z rzeczywistością… choć tak właściwie utracił go już jakiś czas temu, kiedy zemdlał w pokoju hotelowym. Jednak teraz wszelka logika zaczęła rozmazywać się w jego głowie.
- Jeszcze dwie gwiazdy się nie przebudziły… - szepnął do siebie ciszej. - Jeszcze dwie… Muszę znaleźć jedną z nich. Ale dlaczego potrzebujesz tej energii? I jak mam na nią natrafić? Kto jest tym Łowcą? A ta straszna istota… kto to jest? Czego chce? Jak mogę się przed nią bronić? - zapytał.
Kiedy zadał ostatnie pytanie, Phecda odpowiedziała błyskawicznie. Jednak w sposób, który niewiele powiedział Prasertowi. Wokoło niego rozległa się przepiękna melodia. Diabelnie skomplikowana, a zaraz dziwnie prosta. Nie potrafił rozpoznać, na jakim instrumencie była grana, może na wszystkich jednocześnie. Otuliła go i sprawiła, że przestał się bać.
Melodia snuła się wokół jego osoby i wpełzła do jego umysłu. Ukoiła go, a Phecda znów podniosła dłoń do jego skroni. Tym razem tylko jedną.
Prasert zobaczył białe pomieszczenie, które znał. Był w nim, podczas najdziwniejszej rozmowy, jaką odbył z Kirillem Kaverinem. Następnie obraz Rosjanina zmienił się, w białego królika, który zaczął skakać, niosąc zegarek. Skakał i skakał, a Privat wiedział, że musi za nim iść. Gdy to uczynił, ten zawiódł go do złotej postaci. Wiedział już, gdzie szukać tej istoty z energią. Na pytanie po co, dostrzegł pola i lasy, całkowicie normalne… Nad nimi przeleciał ogromny skrzydlaty cień smoka. Potrzeba było energii, by wykarmić tak ogromną istotę, która w tej chwili żywiła się nią z mleka swej matki, ale wkrótce to będzie za mało… Dlatego potrzebował pomocy złotej istoty. Dlatego i by uczynić coś jeszcze.
Prasert dostrzegł rząd drzwi, nad każdymi pojawiały się napisy, ale nie mógł ich odczytać, bo nie miał na to czasu, wiedział, że musi podejść do pierwszych i dotknąć ich dłonią. Kiedy to uczynił, pojawił się niebieski odcisk jego dłoni, a powierzchnia rozsunęła się. Dostrzegł ogromną salę, na środku której widniała dziwna półkolista konstrukcja. Kiedy się do niej zbliżył… Zrozumiał, że to nie jest jakaś konstrukcja, a gigantyczna tarcza. Musiał jej dotknąć. Wszyscy siedmioro musieli. Przebudzeni. Wtedy zdołają powstrzymać dostęp zła do sensu istnienia życia na Ziemi. A on był teraz Panem Życia. Na jego barkach spoczywały obowiązki, ale nie zdoła podołać im sam, dlatego potrzebował pozostałych sześciu Gwiazd.

Teraz Prasert rozumiał już dużo więcej. To wiele zmieniało. Rzeczywiście musiał spotkać i nawiązać kontakt z tą kobietą… i poprosić ją o pomoc. Tylko co mógł jej dać w zamian? Nie spodziewał się, że będzie mu winna jakąkolwiek przysługę. Może Privat zdoła uzbierać jakąś dużą kwotę, na przykład milion funtów i jej po prostu w ten sposób zapłaci.
- A ile mam czasu? Na uzyskanie jej pomocy, zanim mleko przestanie wystarczać Nadze?
Teraz jego dziecko miało dla niego najważniejsze znaczenie. Jakieś tarcze, konstrukcje, powstrzymywanie zła, ratowanie świata… Rzecz jasna liczyło się… Jednak każdy człowiek w pierwszej chwili pomyślałby o najbardziej osobistych aspektach i swoich bliskich. A uważał smoka za jedną z takich osób.

Phecda przyłożyła mu znów dłoń do skroni. Zobaczył wielki zegar i jego wskazówki szybko przemierzające powierzchnię do przodu, następnie dostrzegł śnieżny krajobraz, a następnie wiosenny… Wtedy ponownie nad ziemią pojawił się cień smoka. Nieco mniejszy, ale jednak. Odniósł wrażenie, że smoczątko miało łeb wielkości końskiej głowy. Wtedy wizja się skończyła. Miał jasna informację jaki rozmiar zwierzęcia będzie za duży.
- Czyli do wiosny przyszłego roku…
Na chwilę zamilkł, myśląc. Wizja tak dużego smoka pijącego mleko z piersi Niny wydawała się dziwnie… przerażająca, ale jednocześnie podniecająca. Prasert uznał, że wydarzenia rozgrywające się w ostatnim czasie położyły się cieniem na jego zdrowiu psychicznym. Z każdą chwilą czuł się coraz mniej normalny. W którym momencie tak bardzo oddali się od zwykłych ludzi, że nie będzie mógł z nimi nawet porozmawiać? Nie mówiąc już nawet o stworzeniu jakichkolwiek więzi czy zrozumieniu. Doszedł do wniosku, że obracanie się w świecie paranormalnym mogło prowadzić do samotności bardzo swoistego rodzaju.
- A po co on się urodził? Mam na myśli smoka… Co takiego wydarzyło się w tym hotelu? Dlaczego zacząłem uprawiać ze wszystkimi seks, a oni byli aż tak wygłodniali mnie? Te niebieskie oczy… Co dokładnie zrobiłem Sunan…? Czy to były moje decyzje, czy twoje?
Prasert zaczął zadawać coraz bardziej skomplikowane pytania, ale Gwiazda zdawała się mieć i na nie odpowiedzi. Pokazała mu obraz smoka, jako swego symbolu. Privat pojął, że nastąpiło pełne przebudzenie Phecdy, właśnie w tej chwili, a ta chciała mu podziękować, dając potomka i stróża. W końcu nie było nic piękniejszego od dawania życia. Następnie dowiedział się, że Sunan w swej zwyczajnej formie była nieco nieszczęśliwa, a i Praserta nie cieszył jej stan, dlatego Phecda dała im prezent i uczyniła z niej prawdziwą kobietę, rozwiązując wszelkie konflikty i problemy, a także umożliwiając od tej pory tworzenie życia wraz ze swym partnerem. Dla Phecdy życie liczyło się najbardziej, a decyzje podejmowali wspólnie. Prasert nadawał im kształt, a Phecda moc, by je uiścić.
- Och… - Privat mruknął cicho, do siebie.
Phecda miała bardzo… charakterystyczną wizję świata. Bardzo pozytywną i nawet optymistyczną, ale zupełnie nieludzką. No cóż, ciężko było wymagać od gwiazdy, żeby znała zawiłości ludzkich konwenansów i moralności. Jemu wydawało się oczywiste, że seks pomiędzy rodzeństwem był czymś naprawdę nie w porządku, ale w oczach Phecdy prowadził tylko i wyłącznie do dobrych konsekwencji.
- Ale czemu z tymi trzema mężczyznami? Myślałem o nich jako o swoich podwładnych… i chyba czerpałem z nich energię… życia? A może chodziło o same stosunki?
W sumie sam odpowiedział sobie na pytanie, które było nie do końca konkretne.
Phecda kiwnęła głową. Najwyraźniej chodziło o uzupełnianie energii życia, w końcu skoro Prasert nie miał jeszcze kontaktu ze złotą istotą, potrzebował źródeł zastępczych, a na razie zwykłe wystarczyły.
A to z kolei znaczyło, że jeżeli Kaverin nie doprowadzi go do tej Elektrowni na dwóch nogach, to będzie musiał uprawiać seks, aby korzystać ze swoich mocy? To był nieźle zboczony system. Przyjemny, owszem. Jednak kompletnie nie mieszczący mu się w głowie. Nie był rozwiązłą osobą. To znaczy… do czasu, aż się nią stał.
- Te Gwiazdy z przeszłości na przestrzeni tych wszystkich lat… ciekawe ile z mitologicznych stworzeń sama ty stworzyłaś… lub stworzyłeś… - mruknął.


Przypomniał sobie komentarz Lisicy o tym, że Phecda nie było “nią”, ani “nim”, ale bardziej “tym”. Jednak ciężko było zwracać się do niej bez końcówki związanej z płcią.
Lekki uśmiech zagościł na ustach Gwiazdy. Prasert zobaczył Sfinksa, Chimerę, innego Smoka, Jednorożca, Leszego, a na koniec istotę przypominającą człowieka, ale o bardziej elfich kształtach… Mooinjer veggey.
- A czemu ja? Czemu akurat mnie wybrałaś?
Zobaczył zegar stający na konkretnej porze, klepsydrę przesypującą się do końca, rejon na mapie świata i nici energii, które miał w swej duszy, otwarte dla poszukujących. Tak, jakby czegoś brakowało i dlatego można było to miejsce zająć. Tak jakby wstępnie jego dusza urodziła się z jakimś własnym uszczerbkiem, mogło go wypełnić coś złego, a mogło dobrego…
- Czyli po prostu byłem… kompatybilny. I co, jesteś zadowolona ze swojego wyboru? - zapytał.
Zdecydował się końcówkę żeńską, zwracając się do Phecdy jako do “Gwiazdy”.
- Czy mogę w jakiś sposób cię zadowolić? Coś uczynić? Nie licząc poboru mocy od tamtej kolejnej Gwiazdy… co będzie musiało poczekać chwilę, ale na pewno zajmę się tym do wiosny.
Zobaczył dzieci… Kilkoro… Kilkanaścioro. A potem jak urosły i miały swoje. Zobaczył też Ninę. Nie miał więc wielu zadań… Miał rzecz jasna dawać życie ku czci życia.
Prasert zaniemówił.
- Cieszę się, że nie jestem Gwiazdą Śmierci… - powiedział pod nosem. - Mimo wszystko trafił dużo lepiej.
W ogóle… czy była gwiazda odpowiedzialna za śmierć? Uznał w pierwszej chwili, że tak, skoro jego odpowiadała za życie. Ale potem zganił się w myślach. Gwiazdy najwyraźniej miały dobre intencje i nie było w nich zła. Nie dostrzegał żadnego w Phecdzie, więc nie miał powody uważać, że inne różniły się w jakiś sposób.
- A dlaczego schodzicie z nieba i łączycie się z ludźmi? Dlaczego jesteście w ogóle zainteresowane Ziemią, a nie jakąś inną planetą? Znaczy rozumiem, dlaczego ty… tutaj jest życie, to jest twoje miejsce. To rozumiem. Ale inne gwiazdy? Innych jest aż sześć...
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:34   #356
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Prasert zobaczył Życie, a potem długą drogę i Śmierć. Drogą był Czas między nimi, a wszystkiemu sensu nadawał Los. Potem pojawiła się Przestrzeń, a w niej Materia i sensownym było, że aby to wszystko powstało musiała istnieć Energia. W ten sposób Phecda wyjaśniła mu istnienie siedmiu gwiazd na ziemi. Ich aspekty był ściśle związane z istnieniem tej planety.
- W sumie… żeby te wszystkie elementy mogły istnieć, muszą być umysły, które je dostrzegą. Tylko wtedy się liczą. Życie i Śmierć mogą odnaleźć się tylko na Ziemi, bo tylko tutaj istnieje… no cóż, życie i związane z nim umieranie. Przestrzeń traci na znaczeniu, jeśli nie ma się w niej kto poruszać, natomiast tylko ludzie mierzą czas.
Potem już trochę ciężej było mu argumentować.
- Cały kosmos jest statyczny, więc tylko ludzkie przeznaczenia się liczą… i stąd los… No ale materia jest wszędzie, a Energia to chyba tylko w elektrowniach i kontaktach…
Poskrobał się po głowie. Próbował to wszystko sobie wytłumaczyć, jednak nawet nie przyszło mu do głowy, że nie miało to sensu… Choćby dlatego, bo życie istniało również na innych planetach, o czym on z kolei nie miał najmniejszego pojęcia.
- Dobrze, chyba już wszystko wiem - powiedział. - Czy będę mógł cię kiedyś jeszcze zobaczyć, zanim powrócę?
Phecda nie wyprowadzała go z błędu. Pokazała mu wejście do swojej ‘krainy’. Prasert nabrał przekonania, że było w pełni stabilne i niezmienne i że mógł ją odwiedzać kiedy tylko chciał.
- Dobrze… dziękuję ci bardzo za to spotkanie. Jesteś piękna i fascynująca. To był prawdziwy zaszczyt. Chyba nie mam więcej pytań… a przynajmniej nic mi w tej chwili nie przychodzi do głowy.
Zastygł na moment i spojrzał na eteryczną postać. Była naprawdę wspaniała. Wydawała się wyjęta prosto ze snu. Interesowało go, czy kiedy obudzi się, będzie to wszystko pamiętał. Miał nadzieję, że tak.
- Możesz mnie zabrać z powrotem do mojego ciała? Albo przynajmniej wskazać mi drogę? - zapytał.
Phecda kiwnęła głową. Po czym oparła dwa palce na swoim czole, a następnie przyłożyła je do czoła Praserta. Poczuł, jakby został pociągnięty do tyłu, jak w wizji, którą pokazywała mu Gwiazda, teraz jednak był pewny, że opuszczał swe wnętrze, Sanktuarium Życia. Miał wrażenie, że powrót zajął mu mnóstwo czasu.

***

Otworzył oczy, a jego powieki zdawały się strasznie ciężkie i nieco opuchnięte. Światło, które wdzierało się do pomieszczenia przez okna nieco go oślepiało, było bardzo jasne. Dotarło do niego rytmiczne pikanie. Gdy poruszył ręką, odkrył, że znajduje się w niej wenflon. Co więcej… nie rozpoznawał pokoju, w którym obecnie był. Dźwięk pochodził od maszyny, która nadzorowała pracę jego serca i przez wenflon właśnie podawana mu była jakaś kroplówka… Nie miał pojęcia co się działo, poza faktem iż pojął, że był w jakiejś kobiecej sypialni, na co wskazywały części garderoby poukładane w różnych miejscach.
Ten pokój nie wyglądał jak standardowa tajska sypialnia. Z drugiej strony raczej nie znalazł się w Europie lub Ameryce. Czy był w hotelu? Wcześniej też był, ale zdawało mu się, że zmienił budynki w czasie swojej nieprzytomności. Cholera… jak długo czasu zajmowała mu ta drzemka? Zerknął, czy w pobliżu znajdował się jakiś telefon lub jakiekolwiek urządzenie nadzorujące datę oraz godzinę. Ciekawiło go również, czy był ubrany w pieluchy i czy miał założony cewnik…
Ku jego wielkiemu dyskomfortowi, owszem, był w ten sposób zabezpieczony przed pobrudzeniem pięknej pościeli. Miał też na sobie koszulę w granatowe pasy, bo wyczuwał, że w otoczeniu było raczej chłodniej, niż pamiętał z Bangkoku. Niestety nie odnalazł żadnego źródła daty. Przez okno widział jednak fragment drzewa. Nie miało już liści.
- Że kurwa co? - warknął Prasert.
Wyciągnął przed sobą dłonie i spojrzał na nie. Chciał też ujrzeć znajomy układ znamion na przedramionach. Miał nadzieję, że przypadkiem obudził się w nieswoim ciele i to była tylko jakaś dziwna wizja. Ile czasu minęło? Gdzie się znajdował? Co się działo ze zmutowanym pająkiem, Niną, smokiem i pozostałymi? Uznał, że to ciekawe, że w pierwszej chwili pomyślał o pająku. Napomniał się, żeby nie zapomnieć o roślince.
Rozpoznał swoje własne ciało. Bez wątpienia nadal był Prasertem Privatem. Niestety nie miał pojęcia gdzie był… Czuł natomiast, że chciało mu się pić. Na stoliku nieco dalej stał dzbanek z wodą z plastrami cytryny i gdy już rozważał jak się do niego dostać, usłyszał jakąś rozmowę gdzieś za drzwiami pomieszczenia. Kompletnie obcy język, nieznany mu, ale brzmiący może trochę europejsko? Niestety nie potrafił rozpoznać skąd.
Cholera… musiał stąd uciekać czym prędzej! Jednak rzeczywistość miała dla niego inne plany. Zanim zdążył drgnąć, drzwi uchyliły się. Do pomieszczenia weszła odziana w jeansową sukienkę i sweterek kobieta. Przeszła przez pokój i podeszła do jego łóżka, a gdy zauważyła, że na nią patrzył, cała podskoczyła. Zasłoniła dłonią usta, po czym obróciła się i wybiegła z pomieszczenia…

Prasert pozostał na parę minut sam, aż drzwi znów się otworzyły. Stała w nich Nina. Zdawała się spięta, ale gdy go ujrzała, uśmiechnęła się do niego ciepło. Spojrzała na kobietę i coś jej nakazała, ta nieco oponowała ale Morozow posłała jej karcące spojrzenie i ciemnowłosa podeszła, zaczynając powoli odłączać go od różnych aparatur.
- Kochanie… Martwiłam się - powitała go tymi słowy jego partnerka, podchodząc do niego.
Prasert milczał przez kilka sekund.
- To… to dobrze. Że mnie nie nienawidzisz… - zawiesił głos i wyciągnął w jej stronę dłoń. Nawet nie uczynił tego w pełni świadomie. Chciał się upewnić, że to naprawdę ona… Że nie przyśniła mu się. - Chyba że jednak mnie nienawidzisz… - mruknął ciszej.
Trybiki w jego głowie zaczęły się obracać.
- Czy to Ravenna? - zapytał. - Jesteśmy we Włoszech?
Nina zmarszczyła brwi i chwyciła delikatnie jego dłoń.
- Dlaczego miałabym cię nienawidzić…? Tak, to Ravenna. Moja posiadłość na obrzeżu miasta. Spałeś tyle, że postanowiłam zabrać cię z tamtego przeklętego miejsca - powiedziała, marszcząc lekko brwi.
- Tutaj miałam dostęp do lepszych zasobów, by cię leczyć, służby zdrowia w twoim kraju kosztują horrendalny majątek… - westchnęła.
- No i trudno by mi było znaleźć lepsze miejsce do ukrycia naszego malca - dodała.
Prasert zaczął oddychać głęboko. A co z jego rodziną? Z jego pracą i znajomymi? Z zemstą na Sakchaiu? Czuł się bardzo szybko i nie wiadomo kiedy… przesadzony. Bez wątpienia na tym etapie stracił już pracę, a może nawet…
- Czy tata i mama wiedzą? Jestem poszukiwany w moim kraju? Raczej by zauważyli, że zniknąłem bez śladu… na jak długo? Jesteśmy tu sami? Gdzie jest Sunan, Warun, Alexiei i Han? A dlaczego miałabyś mnie znienawidzić… Nie wiesz tego? Nawet nie wyobrażam sobie, jak mogły wyglądać rozmowy między wami następnego dnia…
Pokręcił głową i spojrzał pusto przed siebie.
- Czy mogłabyś mnie pocałować? - poprosił.
Morozow pochyliła się i pocałowała go czule i łagodnie. Zdecydowanie nie była na niego zła w żadnym stopniu. Prasert jęknął, jakby wreszcie doznał ukojenia. Westchnął głęboko. Uspokoił się nieco.
Kiedy odjęła od niego usta i również westchnęła lekko.
- Rozmowy były dość ciężkie, ale udało się wszystkim dojść do porozumienia. Warun i Sunan są tutaj, tak samo Alexiei i Han. Mam duży dom, znalazły się pokoje dla nich. No i wszyscy z jakiegoś powodu nie chcą opuszczać twojej osoby.
- He… heh.. he… - Prasert zaczął krztusić się śmiechem i własną śliną. Dopiero po kilkunastu sekundach uspokoił się nieco. - No pewnie znalazłby się przynajmniej jeden powód - mruknął pod nosem.
- Co do twojej rodziny, cóż… Wyjaśniłam im wraz z Sunan, że tu będziesz miał lepsze leczenie. Według nich przebywasz w kurorcie - zażartowała lekko.
- No cóż, to wygląda jak kurort… - przyznał Prasert.
- Nasze maleństwo odrobinę podrosło, jest teraz wielkości podrastającej kury. Pająk też się przyplątał, razem z rośliną. Wszystko przybyło wraz z nami… Dziś jest czternasty listopada - oznajmiła mu w końcu datę.
- Czekaj… to ile czasu minęło od tamtego momentu? I jesteś świadoma tego, że uprawiałem z wami wszystkimi po kolei seks? - z trudem, ale wydobył z siebie te słowa. - To cud, że pomyśleliście o pająku i roślinie. Choć w sumie musieliście coś z nimi zrobić, też bym nie zostawił ich w hotelu. Miło jednak, że nie odebraliście tych żyć. A co do hotelu… Jak wyjaśniliście szybę? Czy były problemy z wymeldowaniem się?
- Oczywiście, że nie było problemów, odpowiednie osoby zajęły się całym tematem. Kilka pamięci zostało wymazanych. No i oczywiście, że wszyscy wiemy o seksie. Jednak cokolwiek się zadziało, mocno nas zmieniło, na tyle, że jakoś nawet jeśli wiem, że kiedyś popatrzyłabym na całą tą sytuację z szokiem, jestem kompletnie spokojna. Więcej… Kiedy tylko odzyskasz siły, musimy uprawiać seks ponownie. Minęły dwa tygodnie, stęskniłam się za twoim dotykiem - powiedziała, a przez jej oczy rozbłysnęły odrobinę niebieskiego światła, ale nie wyczuwał, by było to coś złego.
- Kurwa… - szepnął cicho i po jego twarzy przebiegł bolesny spazm.
Najwyraźniej wzbierająca erekcja w połączeniu z plastikową rurką biegnącą przez całego penisa aż do pęcherza… to nie było dobre połączenie. Błyskawicznie wyparowało z niego wszelkie podniecenie.
- Muszę odnaleźć pewną kobietę do wiosny. Wtedy Naga będzie większa… wielkości konia. Twoje mleko przestanie jej wystarczać. Myślę, że stęskniłaś się za moim dotykiem między innymi z tego powodu. Potrzebujesz dostawy energii ode mnie, żeby móc przekazać ją naszemu dziecku. Natomiast we mnie ta energia nie tworzy się sama… - zawiesił głos. - Potrzebuję szczególnych… rytuałów, aby ją zebrać. Zebrać od innych żyjących istot.
Nina kiwnęła głową.
- Między innymi. Nie jest jednak nieprawdą, że stęskniłam się za twoim dotykiem. Naprawdę się za nim stęskniłam. Inni też się stęsknili - oznajmiła i uśmiechnęła się. Znów go pocałowała.
- Nie wierzę, że rozmawialiście przez ten czas o uprawianiu seksu ze mną. I to jeszcze w kontekście tego, że nie możecie doczekać się, aż się obudzę, żeby to powtórzyć. I to pierwsza rzecz, jaką mi mówisz po moim przebudzeniu się. Nie zrozum mnie źle, nie jestem zły w żadnym wypadku. Jak mógłbym być. Po prostu czuje się kompletnie odrealniony. Czy wy założyliście mój kult? - zmarszczył nagle brwi.
- Za kilka chwil Bianca wyciągnie ci ten okropny cewnik, jednak będziesz musiał trochę wstrzymać konie przed bieganiem, bo jednak twoje ciało miało dwa tygodnie drzemki - wyjaśniła. Bianca zdezorientowana zerknęła na nią i na Praserta. Chyba zrozumiała swoje imię i nie była pewna w jakim kontekście się ono pojawiło. Nina powiedziała coś do niej, chyba po włosku. Kobieta kiwnęła głową i odpowiedziała.
- Czy chcesz pić kochanie? - zapytała.
- Tak, chce mi się pić. I niech wyciągnie ze mnie cewnik. I nie korzystaj nigdy więcej z takich okropnych metafor… - westchnął, ale jakby żartobliwie. Skrzywił się lekko na to, co miał za chwilę powiedzieć. - Przekaż im, że chcę się z nimi widzieć. Z każdym z osobna. Chcę porozmawiać i dowiedzieć się różnych rzeczy. Ale wcześniej… gdzie jest Naga, pająk i roślina? W bezpiecznym miejscu? Nikt obcy ich nie dosięgnie i w ogóle nie spostrzeże?
- Naga śpi w mojej drugiej wolnej sypialni, tuż obok. Niedawno jadła - powiedziała kobieta, po czym podała mu picie.
- Proszę. Zaraz cię uwolnimy z tego łóżka - powiedziała i poczekała chwilę. Bianca tymczasem wyszła, po czym wróciła w białych rękawiczkach. Najwyraźniej miała zamiar zabrać się do zadania od razu.
- Wrócę za moment, bo to nie jest przyjemne, ani dla ciebie, ani dla mnie patrzenie jak cię zaboli… Chyba że wolisz, żebym została? - zapytała.
- Nie, wyjdź. I możesz powiedzieć pozostałym w tym czasie, że obudziłem się i chcę z nimi porozmawiać. Niech przychodzą do mnie osobno, bo wolałbym, żeby to była rozmowa w cztery oczy. Nie wiem, czym tak bardzo mogliby być zajęci, że nie mieliby na to czasu… - zawiesił głos. - Bo mamy na to czas, prawda? Jakieś naglące sprawy, katastrofy, o których powinienem wiedzieć? - zapytał, przenosząc spojrzenie swoich czarnych oczu z Bianki na Ninę.
Morozow kiwnęła głową.
- Zaraz wszystkich wezwę. Wrócę za 20 minut, powinno być po wszystkim? - zerknęła pytająco na Biancę. Ta, rzecz jasna nie zrozumiała. Czekała.
Nina po chwili ruszyła w stronę wyjścia.
- Aha, nic się złego nie działo. Wręcz przeciwnie - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Po czym wyszła.
- Wręcz przeciwnie. No bo ty byłeś nieprzytomny, więc same dobre rzeczy - Prasert rzucił z przekąsem na zamknięte drzwi.
Ale potem uśmiechnął się, bo wiedział, że Nina nie miała tego na myśli. Żartował. Cieszył się, że wszystko było w porządku i nie obudził się w samym ogniu wojny. Miał nadzieję, że znajdzie przynajmniej chwilę spokoju, zanim powróci do chaosu. Choć tak właściwie… te rozmowy, które miał odbyć… nieco stresował się nimi. Jak będzie spojrzeć prosto w twarz ludziom, z którym uprawiał seks, choć nie był on… właściwy…
“Był właściwy”, napomniał się. “Nie myśl kategoriami wpojonymi ci od urodzenia. Nie jesteś elementem zwyczajnego społeczeństwa, więc też rządzisz się innymi prawami. Czy tego chcesz, czy nie. Potrzebujesz seksu do funkcjonowania jako Phecda. Nie ma nic złego w zbliżeniu i rozkoszy. Zwłaszcza, jeśli kryje się za tym jakiś głębszy sens. Duchowy, metafizyczny, bo działasz zgodnie z przykazaniami Gwiazdy… ale też praktyczny. Bo potrzebujesz swoich mocy, jeśli nie chcesz być ciężarem… lecz wręcz przeciwnie, nawet odciążać ludzi w najróżniejszych kwestiach.”
- Proszę zaczynaj… - westchnął Prasert. - Start - rzekł.
To słowo powinni rozumieć wszyscy.
Bianca kiwnęła głową i zabrała się za usuwanie mu cewnika. Miała w tym wprawę, ale i tak doznanie było niezwykle nieprzyjemne. Cały proces trwał, jak się Privatowi zdawało, chyba całe wieki. W końcu jednak kobieta skończyła, a on był zlany potem jak po ciężkim treningu. Zabrała sprzęt, a następnie wyszła. Prasert miał chwilę, by ochłonąć. Około pięciu minut później pojawiła się Morozow.
- Jak się trzymasz kotku? - zapytała niewinnie.
- Warun i Han pojechali na zakupy, powinni wrócić za jakieś pół godziny. W domu jest Alexiei i Sunan - powiedziała, podchodząc do łóżka, na którym leżał.
- Sunan to najcięższa rozmowa, zostawiłbym ją sobie normalnie na koniec. Daj najpierw Alexieia… a potem ją - poprosił. - Alexiei i Han powinni być łatwi. W sensie do rozmowy. Obydwoje wcześniej uprawiali z sobą seks i myślę, że nawet bez Phecdy mogliby się zgodzić na trójkąt… - Prasert pomasował skroń. - Potem następny w kolejności Warun. To, że byliśmy… jesteśmy przyjaciółmi… to wcale nie polepsza sprawy, tylko ją pogarsza. Jednak Warun był z moją siostrą, kiedy ten był jeszcze moim bratem, pod względem fizycznym. Nie wiem, czy kręcą go mężczyźni, ale na pewno nie czuję do nich wstrętu, więc to jakiś punkt wyjścia. Najbardziej stresuję się Sunan - mruknął Prasert. - To moje rodzeństwo… - zawiesił głos. - Szczerze mówiąc, to im częściej to powtarzam, tym mniej zaczynam się tym przejmować. Degeneruję się. Na pewno pomaga świadomość, że nie zajdzie w ciążę i nie urodzi abominacji. Choć teraz to się już chyba zmieniło? Udało się? Stała się kobietą?
Nina przysiadła na brzegu łóżka.
- Niczym się nie stresuj - powiedziała i wzięła jego dłoń i zaczęła go po niej głaskać.
- Swoją drogą mam dla ciebie wieści. Warun wspomniał o tym człowieku, Sakchaiu. Sunan również. Zdołaliśmy go namierzyć. Czy chcesz, aby umarł? - zapytała spokojnym tonem, jakby mówiła o nadchodzącej herbatce u cioci, a nie morderstwie na człowieku, co prawda złym, ale jednak.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:36   #357
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Nie, miałem dla niego inne plany. Otóż… chciałbym go pojmać żywcem - rzekł. - Okazuje się, że moja dusza jest bardzo gościnna i kompatybilna z różnymi innymi paranormalnymi istotami - wyjaśnił. - Do niedawna miałem ich trzy, teraz… dwie… a może trzy, tylko ta trzecia jest uśpiona? A nie kompletnie wypędzona? Wracając do meritum… Nawiązałem porozumienie z jedną z tych dusz. Nazywa się Lisica. Powiedziała, że jeżeli dam jej naczynie, to opuści mnie i w nim zamieszka. W zamian będzie chronić Nagę. Bo założyłem, że Naga w pewnym momencie zamieszka w jakimś lesie, a Lisica jest leśnym strażnikiem. W końcu smok będzie na tyle duży, że nie będzie mógł wygodnie mieszkać w domu, natomiast jedynie las gwarantuje odpowiednią kryjówkę. Tak mi się wydaje - rzekł. - Nie jestem specjalistą od smoków, nigdy nie byłem.
Morozow uważnie go słuchała, po czym kiwnęła lekko głową.
- Tak, masz rację, że gdy Naga urośnie... dom, choćby największy, będzie dla niej za mały. Do tego czasu wynajdę nam nowe miejsce zamieszkania, w rejonie odpowiednim dla takiej istoty. Do tego jednak czasu nie musimy się tym martwić. A co do Sakchaia i co on ma za związek z tą Lisicą? - zapytała, najwyraźniej jeszcze nie łącząc faktów.
- Sakchai jest złym człowiekiem, a ja nie chcę go zabijać. Chcę, żeby żył, jednak nie miał kontroli nad własnym ciałem i był w nim jedynie więźniem. To brzmi okrutnie, ale myślę, że to jedyny sposób na to, żeby Sakchai uczynił w życiu coś pożytecznego i dobrego. Lisica nie musi przejmować pełnej kontroli nad drugą istotą, zresztą to nie musi być nawet człowiek, ale chciałbym, aby tak było w tym przypadku. Kto wie? Może dzięki temu Sakchai koniec końców stanie się lepszym człowiekiem? - Prasert uśmiechnął się niewinnie.
Nie wiedział, kogo chciał oszukać tymi niby dobrymi intencjami. Tak naprawdę zależało mu tylko i wyłącznie na tym, żeby Sakchai dostał maksymalny wpierdol.
Kobieta kiwnęła głową.
- W takim razie postaram się, by przybył tu do nas w jak najmniej uszkodzonym stanie… Czy to przez tę Lisicę tak długo byłeś nieprzytomny? Czy to przez ten cały seks? - zapytała, chyba chcąc przejść do kolejnego tematu rozmowy, który ją zastanawiał.
- Ja nie wiedziałem, że tak długo leżę nieprzytomny. Rozmawiałem z Lisicą, a potem z Phecdą. Dla mnie to był jeden ciągły sen i trwający niezbyt długo. Na pewno nie dwa tygodnie. Najwyraźniej czas inaczej upływa, kiedy znajdujesz się w zakamarkach… tego… wymiaru, w którym byłem - powiedział. - Będę musiał też znaleźć jedną kobietę przed wiosną, ale o tym już chyba wspomniałem. Jaki masz plan, żeby go złapać? Mam na myśli Sakchaia? Myślałem, że będziemy musieli osobiście się w to zaangażować, że powstanie z tego cała misja - uśmiechnął się lekko. - Ale byłoby miło, gdyby ktoś inny zajął się tym. Podsumowując, nie wiem, czemu byłem tak długo nieprzytomny. Myślę jednak, że to nie tyle przez seks, co z powodu tych rozmów z Phecdą i Lisicą. Jednak nie mogę mieć pewności. Wydaje mi się, że podczas stosunków gromadziłem energię i oddałem ją w tej samej ilości, tworząc kokon Sunan. Nie sądzę, że wyczerpało mnie to aż tak kolosalnie. Kilkanaście godzin snu… może. Brzmi rozsądnie. Jednak nie aż dwa tygodnie. Bardziej stawiałbym na to, że mój umysł znalazł się w innym wymiarze podczas tych rozmów i czas biegł tam inaczej.
Oczy Niny otworzyły się nieco szerzej.
- Rozmawiałeś z Phecdą? Znaczy… Tą Gwiazdą? O czym? Ona zamieszkuje w tobie, jak wygląda? I jaką kobietę musimy znaleźć? Złapanie Sakchaia nie będzie wielkim problemem, gdy ma się dostęp do ludzi uzdolnionych, tak jak my. Może sobie mieć armię z karabinami, ale pocisk nie obroni go przed wszystkim. Znalezienie więc po prostu jakiejś kobiety nie powinno być dla nas problemem. Opowiedz mi więcej - poprosiła, znów biorąc jego dłoń i zaczynając go po niej głaskać.
Prasert uśmiechnął się lekko.
- Jednak nie niedoceniajcie go. To psychopata. Nieobliczalny. Być może to jego własna nadnaturalna moc. Nie chciałbym usłyszeć, że znowu udało mu się dokopać komuś mi bliskiemu. Phecda… tak, rozmawiałem z… tym. Nie ma płci. Jest piękna… piękne. Ciężko mi opisać tego wygląd, musiałbym być poetą. Poza tym wydaje mi się, że każdy człowiek mógłby nieco inaczej to postrzegać. Gwiazdy nie są uchwytne, nie da się ich opisać i w pełni skategoryzować, zaszufladkować. Te na niebie, jasne punkciki… być może. Jednak nie duchy, które kryją się za nimi. Jedna pewna rzecz na ich temat to aspekty, którym patronują. Moja jest odpowiedzialna za Życie, inne za Śmierć, Przestrzeń, Czas, Materię, Energię, a nawet Los. Najważniejsze punkty tej rozmowy już ci przekazałem. Kobieta, o której mówiłem… to jedna z tych gwiazd, odpowiada za Energię. Dojdę do niej przez Kaverina. Będę jej potrzebować do zasilania moich mocy, bo Naga będzie potrzebować coraz więcej i więcej. I zdaje się, że sam mogę nie być w stanie wygenerować dostateczne ilości energii życia, nie niszcząc przy tym kompletnie swojego ciała podczas tak wielu stosunków - uśmiechnął się dziwnie.
Spojrzenie Niny na ułamek sekundy wyostrzyło się, kiedy patrzyła gdzieś na bok i chyba coś kalkulowała.
- Kaverina? - zapytała, chyba chcąc rozjaśnić, o kim mówił obecnie Prasert. W końcu wcześniej nie informował jej o swoim kontakcie z inną Gwiazdą tak szczegółowo, by aż podawać jej imię i nazwisko.
- To taki facet - wytłumaczył Prasert. - Nie martw się szczegółami, zajmę się tym sam. Ważne jest to, żebyś wiedziała, że chcę i będę dbać zarówno o ciebie, jak i nasze dziecko - uśmiechnął się do Morozow. - Pocałuj mnie i zaproś kolejną osobę. Hana, czy tam Alexieia, kto został w domu. Potem niech przyjdzie do mnie Sunan.
Nina kiwnęła głową. Uścisnęła jego dłoń i podniosła się. Podeszła krok bliżej pocałowała Praserta w usta, po czym uśmiechnęła się do niego ciepło i ruszyła do wyjścia. Wyglądała, jakby miała jeszcze jakieś pytania, ale najwyraźniej postanowiła je sobie już po prostu darować.

Około dziesięciu minut później rozległo się pukanie do drzwi, po czym te uchyliły się i do środka zajrzał Alexiei.
- Cześć… Słyszałem, że się ocknąłeś. Jak się czujesz? - zagadał na wstępie, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi. Zatrzymał się jakieś trzy metry od łóżka i skrzyżował ręce, najwyraźniej nie mając co z nimi zrobić.
- Cześć - Prasert uśmiechnął się do Woronowa.
Trochę przestał być Privatem, a zamiast tego stał się kimś zarówno więcej, jak i mniej. Jak gdyby wszedł właśnie do budynku pracy i zaczął pełnić rolę, do której był przypisany. Musiał być nieco pewniejszy siebie i bardziej… profesjonalny z braku lepszego słowa.
- Podejdź proszę i usiądź na skraju łóżka - rzekł, chcąc nawiązać lepszy kontakt. - Czuję się dobrze. Nieco bolą mnie różne fragmenty ciała, ale to normalne po tak długim leżeniu w łóżku.
Doskwierał mu kręgosłup a także penis po wyjęciu cewnika, ale tego Alexiei nie musiał wiedzieć.
- Chciałbym porozmawiać z tobą na temat tego, co wydarzyło się w hotelu w Bangkoku. Chcę wiedzieć, co myślisz na ten temat i co czujesz z tego powodu. Masz do mnie pretensje?
Alexiei stał chwilę w bezruchu, ale jego oczy zabłyszczały lekko na niebiesko.
“???”, rozległo się echem w umyśle Privata.
Rosjanin bez słowa podszedł do Praserta i usiadł blisko niego na brzegu łóżka. Potarł się po szyi, jakby go zaswędziała.
- M, nie. Nie mam żadnych. To było przyjemne. Pojebane, ale przyjemne. Ani ja, ani Han nie mamy najmniejszych pretensji do ciebie. Chcemy ci pomóc i tak właściwie, w bardzo prymitywny sposób, nazwałbym to służeniem… Ale nie czuję się z tym źle. Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić, po prostu powiedz - powiedział i przechylił głowę. Podparł się ręką o brzeg materaca i czekał co powie teraz Privat.
Prasert nie do końca wiedział, co powiedzieć. Wybił się z tej profesjonalnej roli, w której się widział. Nie spodziewał się, że po tym całym czasie pozostały w nich ułamki jego mocy. Zdaje się, że nie tylko zdrenował ich z energii i nasienia, ale również długoterminowo uczynił swoimi… “psami”. To było pejoratywne określenie, ale właśnie takiego użył podczas tamtego dnia w Bangkoku i zdawało się odpowiednie. Chcieli mu “służyć”?
- Ja też nie czuję się z tym źle - rzekł Prasert, znowu wykrzesając z siebie odwagę. - I również było mi z wami przyjemnie. Jednak to nie wydarzyło się tylko dla przyjemności. Posiadam w sobie duszę Gwiazdy Życia, która czerpie moc podczas takich rytuałów. Są czystą kwintesencją… no cóż, życia. Życie jest dobre, dlatego to, co wydarzyło się, nie może być złe. Miło mi, że chcecie mi służyć. Chcę żebyście mi służyli - dodał.
Dlaczego tego chciał? Nie potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie. Ale wydało mu się to… “właściwe”.
- Pocałuj mnie - poprosił.
Woronow znów wyraźnie wykazał przejaw wpływu energii Praserta. Jego oczy ponownie na moment zabłyszczały. Przesunął się bliżej Privata, następnie rozchylił usta by westchnąć, jakby… Bardzo zadowolony z takiego rozkazu, a następnie pokonał ostatnie dzielące ich pół metra i pocałował go. Nie był to jednak długi pocałunek, bo nie dostał żadnego polecenia ile dokładnie ma trwać, ale Prasert wyczuł, że już od tego Rosjanin zdołał się podniecić. Tak jakby przebywanie w bliskiej obecności Praserta aktywowało taki stan u jego ‘psa’.
Privat również zaczął na to odpowiadać. Dosłownie poczuł wewnątrz siebie drgnięcie Phecdy. Chyba był na nią bardziej wyczulony, odkąd porozmawiał z nią we śnie. Chciała przebudzić się, była na to gotowa. Prasert mógłby jej na to pozwolić, jednak tego nie chciał.
- Dziękuję ci - rzekł. - Potem jeszcze będziemy się widzieć. Dzisiaj, jutro i przez wiele, wiele dni. Zawołaj proszę Sunan.
Czyżby zaczął nabierać kontroli? Wiedział, że Woronow musiał odejść teraz, inaczej będą uprawiać seks, natomiast to nie było w tej chwili konieczne. Sam Prasert był zbyt obolały po cewniku, aby chciał czegoś takiego z tak prostego powodu jak przyjemność.
Alexiei kiwnął głową. Mimo, że zapewne pragnął dotyku Praserta, posłusznie wstał i uśmiechnął się lekko. Zdawał się już cieszyć na wizję późniejszego spotkania.
- Zaraz ją zawołam - powiedział, po czym, nim wyszedł, zerknął na Privata przez drzwi, posyłając mu spojrzenie pełne uznania i uwielbienia. Dopiero wtedy je zamknął.
Prasert czuł się, jak gdyby obudził się w ciele jakiejś innej osoby. Ludzie tak na niego reagowali. Jak miał na to odpowiadać? To zdawało się niezwykle abstrakcyjne i dziwne do zrozumienia… Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
“Phecda”, pomyślał Privat. “To wszystko Phecda…”

Minęło około dziesięciu minut i do pokoju weszła Sunan. Bez pukania, bez żadnej zapowiedzi. Privat musiał zamrugać oczami. Zdecydowanie już wcześniej wyglądała dziewczęco, teraz jednak… Od razu widać było, że wszystko się zmieniło i było naturalnie prawdziwe. Jej kształty nabrały miękkości i krągłości adekwatnych dla kobiety, jej ruchy stały się miękkie, nie jak wcześniej wyuczone, tylko naturalne. Jej biodra były szersze i kobiece, a jej piersi nieco pełniejsze. Zarumieniona uśmiechnęła się do niego wesoło.
- Braciszku, jak się masz? Wyjęli ci już bolesną rurkę? Twoja dziewczyna to totalna sadystka, że kazała ci ją wsadzić… - parsknęła i podeszła do jego łóżka. Miała na sobie czarne jeansy i białą koszulę w niebieskie motylki. Usiadła na jego łóżku i podwinęła pod pupę jedną nogę.
- Co tam chciałeś? Stęskniłeś się? - zapytała.
Prasert w pierwszej chwili chciał zareagować naturalnie. W ten sposób, w jaki zawsze reagował na Sunan. Jednak powstrzymał się i pozwolił sobie zebrać myśli na spokojnie. Miał wrażenie, że nie znał tej osoby i była dla niego obca. Rzecz jasna nie zmieniła się aż tak bardzo… twarz była prawie taka sama. Rozpoznawał swoją siostrę. Jednak szczegóły anatomiczne, jak i gesty zdawały się kompletnie odmienne. Po raz pierwszy nie pomyślał o Sunan jak o mężczyźnie zmodyfikowanym i przebranym, tylko zobaczył w niej prawdziwą kobietę. Na pewno jego siostra rozpłakałaby się ze wzruszenia i radości, gdyby usłyszała taki ostateczny testament akceptacji. Privat westchnął głęboko.
- Nie zdążyłem się stęsknić. Dla mnie nie minęły dwa tygodnie, a jedynie… kilka godzin? Co najwyżej. Jednak od razu po przebudzeniu chciałem się z tobą zobaczyć. Miło mi, że przyszłaś. Widzę, że mój czar zadziałał. Jesteś piękną kobietą, Sunan - zawiesił głos. - Jednak nie musiałem transformować twojego ciała, żeby uważać cię za prawdziwą - rzekł całkiem przekonywująco, ale to było kłamstwo. - Wcześniej byłaś tak samo sobą, jak teraz. Gdyż liczy się to, jak czujemy się w środku. Ciało jednak jest istotne, to ważny element nas samych. Dlatego mam nadzieję, że teraz czujesz się w nim jeszcze bardziej komfortowo i w pełnej zgodzie z sobą.
Zamilkł. Był pod wrażeniem siebie samego. Nigdy nie był mówcą i uznał, że całkiem dobrze dobrał słowa.
Sunan uśmiechnęła się pogodnie.
- Weź. Zawstydzasz mnie… To miłe co mówisz. Cieszę się, że to się stało. Cała ta sprawa z naszym tym rytuałem była trochę, no cóż, pewnie dziwna, ale koniec końców to dla mojego dobra, więc mam nadzieję, że wszystko w porządku - powiedziała i splotła palce, kręcąc kciukami, jakby lekko nerwowo.
- Masz nadzieję, że wszystko w porządku? W jakim sensie? Czy twoje ciało zmieniło się w jakiś sposób, który cię niepokoi? Mam nadzieję, że nie wyrosły ci łuski albo ogon - Prasert niby zażartował, ale pytanie było poważne. - Rozbierz się, proszę. Chcę cię zobaczyć nago.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:39   #358
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Sunan zamrugała i zarumieniła się.
- Miałam na myśli między nami, w końcu jesteśmy rodzeństwem - wytłumaczyła. Jednak wstała i zaczęła się rozbierać. Najpierw zdjęła bluzkę, a następnie spodnie. Miała na sobie ładną, czarną, koronkową bieliznę, która podkreślała jej jasną skórę i pasowała do długich czarnych włosów. Rzeczywiście jej ciało zmieniło się w pełni.
- Jeszcze? - zapytała stając przed nim i obracając się.
- Rozbierz się całkowicie, następnie usiądź na łóżku i rozchyl nogi. Chcę zobaczyć efekt mojej pracy - poprosił. - Mam nadzieję, że nie poczujesz się z tego powodu zbyt niekomfortowo. Dlatego jeżeli byłoby to niezgodne z twoimi uczuciami w sposób rażący, to nie będę cię do tego zmuszał. Choć wolałbym, żebyś zastosowała się do mojej prośby.
Zauważył, że jej oczy ani razu nie rozbłysły na niebiesko. Czy po prostu nie nadszedł na to jeszcze czas? A może nie wpłynął na Sunan w ten sam sposób, co na Alexieia i Ninę?
- Uprawialiśmy z sobą seks, to prawda. To wywraca nasz zwyczajny światopogląd i jest w sprzeczności z tak zwaną moralnością, ale tylko dzięki temu jesteś teraz w swojej obecnej formie. Czy wiesz, w jaki sposób to uczyniłem?
- Paranormalnie i ogromem energii? Już mi nieco Nina wyjaśniała… W końcu spłodziłeś jej smoka, trudno było o tym nie pogadać - wzruszyła ramionami. Zsunęła z siebie majtki i zdjęła stanik, a następnie całkowicie naga weszła na łóżko, usiadła mu na kolanach i rozchyliła uda.
Zdecydowanie uczynił z niej w pełni prawdziwą i sprawną kobietę.
Prasert patrzył przez chwilę.
- Dobra, dziękuję ci - rzekł. - Wow… - szepnął ciszej. - Chyba naprawdę jestem cudotwórcą - powiedział bardziej do siebie, niż do Sunan.
To naprawdę budowało ego. Jednak Privat wciąż miał wrażenie, że nie zrobił tego on, lecz ktoś inny kierował jego… Czym? Ciałem? Przecież to nie ciałem wyrzeźbił z Sunan kobietę. Wolą? Nie, kontrolował się w pełni. Mocą? Jednak to on wypowiedział formułę, zaklinając narządy siostry do przekształcenia się.
- Teraz możesz mi opowiedzieć o tych wielokrotnych orgazmach - zażartował. - Jesteś chyba jedyną osobą na planecie, która jest w stanie dobrze je wyjaśnić facetowi - uśmiechnął się pod nosem.
- To tak jakbyś… Hm… No faceci dochodzą raz a dobrze. A kobiety tak jakby dużo lżej, ale mogą to robić tak jak serią z karabinu. Co nie znaczy, że zawsze tak jest, czasem dochodzą tak jak my, raz a tak że nie mogą się ruszyć, albo omdlewają z rozkoszy. To wszystko zależy od sposobu stymulacji. Wyjaśniłam? - zapytała, składając nogi, schodząc z łóżka i zaczynając się ubierać. Kiedy obróciła się tyłem, stojąc teraz bliżej łóżka, dostrzegł na jej lędźwiach bladoniebieski symbol, przypominający delikatny tatuaż. Nie był pewien co przedstawiał, ale był trójkątem skierowanym w pozycji kielicha, dwoma rogami w górę, a pojedynczym w dół. Zapewne nie widział błysków w jej oczach, bo jego energia skumulowała się w jej ciele w innym miejscu niż w całym organizmie. W tym miejscu, tak jakby ją naznaczył darem od swej mocy.
Dlaczego taki trójkąt? Po chwili Prasert uznał, że symbolizował macicę, która z grubsza miała taki kształt. A może kobiece łono. Albo to było jakieś logo charakterystyczne typowo dla Phecdy.
- Wyjaśniłaś. Zdaje się, że miałaś całkiem pracowite dwa tygodnie, skoro tak dobrze wszystko rozumiesz - odpowiedział Privat, uśmiechając się lekko. - Chcesz uprawiać ze mną seks? To nie jest propozycja, tylko rzeczywiste pytanie. Odpowiadaj szczerze.
- Nie czuję takiej potrzeby. Zresztą, masz dziewczynę - zauważyła i uśmiechnęła się. Wyglądało na to, że Sunan nie była rzeczywiście pod wpływem jego energii tak jak pozostali. Mógł więc powoli zacząć kategoryzować skutki wpływu swojej mocy. Tymczasem Sunan ubrała się ponownie i poprawiła włosy, odgarniając je do tyłu. Była bardzo ładna.
- Ciekawe, że wspomniałaś o tym, że mam dziewczynę, ale nie o byciu twoim bratem - Prasert uśmiechnął się półgębkiem. - Zauważyłaś, że masz na lędźwiach niebieski tatuaż? Z tyłu, powyżej pośladków. Dość duży. Kiedy powstał? - zapytał Privat. - I czy mogłabyś mi proszę podać tę szklankę z wodą - poprosił. - Chce mi się pić.
Sunan nalała mu wody i podała.
- Zauważyłam. Załapałam, że musiał powstać po tym, jak moje ciało się zmieniło, więc to tak trochę, jakbym była oznakowana stempelkiem ‘Created by miracle of Prasert’, albo coś takiego - zażartowała.
- Nie planowałem tego. Jednak skoro już jest… noś to z dumą - powiedział, przyjmując wodę. - A powiedz mi… co robiliście przez te dwa tygodnie. Możesz mi po kolei powiedzieć co się wydarzyło, odkąd się obudziłaś? No właśnie, jak to było… wyklułaś się sama z tego kokona, czy ktoś ci pomógł? Jaka była reakcja Waruna? Jak on się z tym wszystkim czuje…? W ogóle… pamiętasz, żeby brać leki antykoncepcyjne?
- Wyklułam się sama po kilku dniach. Kokon stał się taki bardzo delikatny i łatwo było go rozedrzeć. Warun się nie martwił, wygląda na to, że uspokoiłeś go i to, że to twoja moc mnie zmieniała. Co robiliśmy, no… Przenieśliśmy się z Bangkoku tutaj, rozmawiałam z rodzicami i pomogłam Ninie wymyślić powód naszej wyprowadzki. Dalej, Nina posłała kupę ludzi do Bangkoku, śledzą… Sakchaia. Szczerze, miałam nadzieję, by ukręcili mu głowę, ale Nina chciała poczekać z decyzją na twoją pobudkę. Byłam już u ginekologa. Okazało się, że gdy się zmieniłam, to mimo doświadczenia, wyszłam jako dziewica, więc Warun miał ze mną trochę pracy. Tak biorę antykoncepcję… Postanowiłam, że będę mieć dzieci, gdy już będę na to gotowa - zdała mu pełny raport.
- Tak właściwie… jesteś bardziej gotowa niż kiedykolwiek wcześniej - Prasert uśmiechnął się lekko. - A dlaczego śledziła tego Sakchaia? Czemu w ogóle o nim pomyślała? Przecież nie kazałem jej nic robić z nim. Jak nasi rodzice to przyjęli? Nie dziwili się, czemu do nich nie zadzwoniłem i nie pożegnałem się? No i co to za powód naszej wyprowadzki? Dobrze, gdybym sam również go poznał… - Privat uśmiechnął się jakby z przekąsem.
- Gdy ustalaliśmy co mamy dalej robić w mieście, Warun rzucił o tym, że Mali zginęła przez Sakchaia, a i ja miałam do dodania parę groszy w temacie tego gościa. Dlatego właśnie uznała, że należy się nim zająć. W prezencie dla ciebie no i dla mnie… A powód naszej wyprowadzki… Nina ci nie mówiła? - zapytała zaskoczona.
- Miałeś wypadek, no i musiała wywieźć cię za granicę, bo tu służby zdrowia są lepsze i tańsze niż u nas… dlatego nie kontaktowałeś się z nimi, bo powiedzieliśmy, że wpadłeś w śpiączkę, a lekarz to potwierdził… No bo… Byłeś w śpiączce. Dobrze by było, gdybyś zadzwonił do nich wieczorem i powiedział, że już się zbudziłeś. Przestaną się martwić, bo dzwonią codziennie - wyjaśniła mu siostra.
- Zadzwonię do nich - obiecał Prasert. - Oficjalnie gdzie się znajduję? W którym ośrodku? Powiedzieliście im, że lecimy do Ravenny? Mimo wszystko nie uważasz, że to jest trochę dziwne? To, że Nina chciała zająć się jakimś przypadkowym gościem, o którym nigdy wcześniej jej nie wspominałem. Co Ninę obchodzi jakaś Mali i to, że był twoim klientem. Tak właściwie pokazał mi twoje zdjęcia, ale chyba nie potraktował cię jakoś szczególnie okrutnie? Gorzej niż pozostali klienci? A nawet jeśli, to i tak ciekawe, że Nina zdecydowała się marnować zasoby IBPI tak po prostu, dla zachcianki. Nie prosiłem ją o to. Nie zrozum mnie źle, jestem wdzięczny, ale jeszcze bardziej zaskoczony.
Sunan zmarszczyła lekko brwi.
- Do tego będziesz musiał zapytać ją, ale zdaje mi się, że Warun wyjaśnił jej sytuację, jaka miała miejsce wcześniej i dlaczego znalazł się w szpitalu. Ja wyjaśniłam, że Sakchai jednak nie był tak miłym klientem, jak inni. Bo nie był. Ona natomiast uznała, że dobrze mieć go na oku, skoro wasze kłopoty zaczęły się od niego i tej Mali - wytłumaczyła.
- Hmm… - mruknął pod nosem Prasert.
- Kobiety robią dziwne rzeczy z miłości, dziwne, że nie przyniosła ci jego głowy na srebrnej tacy. Ona cię serio bardzo kocha - powiedziała Sunan.
- Jest Koordynatorem nie z powodu potęgi swoich uczuć, ale rozumowania. I albo kryje się za tym coś więcej, albo może dowolnie rozporządzać swoimi detektywami i nikt jej w ogóle nie patrzy na ręce. Jak tak, to ma bardzo silną pozycję. Ja obawiałbym się używać zasobów firmy… i nie mówię tutaj o pieniądzach, ale też ludziach, o narażaniu życia i zdrowia ludzi. W imię bądź co bądź prywatnej sprawy. Może jest w tym coś, o czym nie wiemy - wzruszył ramionami. - Może Sakchai jednak jest zamieszany w coś paranormalnego. Zapytam ją o to. Możesz ją do mnie poprosić. Jak dawno Han i Warun pojechali na zakupy?
- Zaraz ją zawołam. A Warun i Han powinni lada chwila wrócić o ile już tego nie zrobili. Pójdę sprawdzić. Jeśli wrócili to zawołać ich do ciebie? - zapytała Sunan. Chyba wcześniej nie zastanawiała się zbyt dokładnie nad motywacją Niny i ta wydała jej się też może odrobinę podejrzana.
- Tak, tak zróbmy - poprosił Prasert. - Dziękuję. Czy mogę cię o coś prosić? - zapytał. - Poza tym wszystkim, co już powiedziałem.
Czuł się trochę jak Ojciec Chrzestny. Leżał sobie w tym łóżeczku i ludzie przychodzili do niego osobno i z nim rozmawiali. Darząc go szacunkiem i miłością. Prasert uznał, że jak się nad tym zastanowić, było w tym coś przerażającego. Choć wydawało się to również marzeniem.
- Słucham? - zapytała Sunan, zaciekawiona o co chciał ją poprosić. Uśmiechnęła się, ale widać było, że powoli zamierzała już opuścić pokój brata, by poszukać Waruna.
- Pocałuj mnie, siostro - powiedział Prasert i uśmiechnął się do niej lekko.
Sunan uśmiechnęła się lekko, podeszła do niego i pocałowała go. Lekko, niewinnie, w usta. jej były miękkie i ciepłe. Zaraz cofnęła się, znów odgarnęła włosy za ucho i ruszyła do wyjścia.
Prasert ponownie został sam. Odnotował, że im więcej czasu mijało, tym czuł się lepiej. Zdecydowanie powoli jednak zaczynał czuć się głodny.

Po chwili wróciła do pomieszczenia Nina. Miała na sobie inne ubranie. Tym razem założyła spódniczkę i pasującą do niej koszulę z guzikami z przodu. Niosła też tace z jedzeniem, jakby wiedziała, że Privat był głodny, nawet jeśli jeszcze jej o tym nie powiedział.
- Sunan mówiła, że chciałeś abym przyszła. Przyniosłam ci też jedzenie. Mamy zupę, jest lekka, zwłaszcza na twój żołądek, który dłuższy czas nie przyjmował normalnie pokarmu - wyjaśniła i postawiła wszystko na szafce. Podeszła i usiadła na brzegu łóżka. Wtedy dopiero Prasert zauważył, czy bardziej usłyszał, że coś poruszało się za nią. Po chwili nad jej lewym ramieniem Naga wystawiła głowę. Musiała siedzieć zaczepiona pazurkami na jej plecach.

Prasert błyskawicznie zapomniał o wszystkim. A już miał pytać, jak go żywili. Czy tylko glukozą dożylnie czy może miał sondę dojelitową.
- Naga! - krzyknął i wyciągnął rękę w stronę smoka.
Jego serce biło głośno i szybko. Obawiał się, że Naga go nie rozpozna i nie będzie chciała do niego… zeskoczyć? Podlecieć? Privat w ogóle nie obawiał się o swoje bezpieczeństwo. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że smok może już zionąć ogniem, a co dopiero, że mógłby go podpalić. Dla niego wykluł się dosłownie przed chwilą. Choć minęły dwa tygodnie. Czy powiększył się od tego czasu?
Była odrobinę większa, tak jak mówiła wcześniej Nina, wielkości młodego kurczaka. Przeszła Ninie na ramię, a ona zdjęła ją delikatnie.
- Jeszcze nie lata - smoczątko wydało skrzeknięcie i zdecydowanie wierciło się, bo chciało dostać do niego. Prasert to wyczuwał i wyczuwała to też Nina, bo uśmiechnęła się, a jej oczy zabłyszczały.
- Rozpoznaje nas, zawsze. A gdy czegoś potrzebuje, woła nas telepatycznie - powiedziała, po czym postawiła Nagę na łóżku. Ta zaraz podniosła się i zaczęła człapać po pościeli, wbiegając na brzuch Privata. Oparła się łapkami o jego klatkę piersiową i zaczęła lizać go po szyi, szczęce i twarzy. Była radosna i szczęśliwa. Cieszyła się, że tata wrócił.
A Prasert tak samo się cieszył. Pocałował ją w sam środek paszczy, a potem po bokach. Łuski Nagi były ciepłe i piękne. Wydawały się stworzone z niezwykle drogich szafirów.
- Prawdziwy cud… Phecda tworzyła na przestrzeni tysiącleci dużo różnych, magicznych stworzeń. Nie wybrałbym jednak żadnego innego - rzekł i przytulił smoka.
Zamknął oczy i próbował sięgnąć wewnątrz siebie. Do tego miejsca, w którym znajdowała się Phecda. Chciał ją dotknąć, rozbudzić nieco. Privat nie chciał wejść w Imago, lecz pragnął, żeby Gwiazda zobaczyła swoje dzieło. Ciekawiło go również, jak Naga na to zareaguje.
Usłyszał wesołe skrzeknięcie. Wyczuł stan błogiego spokoju, który go ogarnął. Poczuł, jak Gwiazda popatrzyła na Nagę jego oczami, a smoczątko na nią. Przytuliło się, a on pogładził je po łebku i szyi. Miał wrażenie, że przepełnia go radość i duma. Phecda wycofała się, ale pozostało uczucie, które powiedziało mu, że to dopiero początek jego drogi. Jednak wyczuł, że nie musiał się spieszyć.
- Pytałeś mnie też co z pająkiem i rośliną. Roślina ma swój własny pokój, tymczasem pająk zamieszkał w ogrodzie. Stanowi nam wspaniałego łapacza owadów, a także system alarmowy. Jego pajęczyny w końcu są wrażliwe na pociągnięcia, gdy coś się o nie zaczepi. Pomyślałam, że to pomysłowe, a te stworzenia, są niezwykle inteligentne, nawet ta roślina rozumie co się do niej mówi, choć jest… Najbardziej jakby to ująć nastoletnia. Marudna, nie posłuszna i robi co chce. Jada owady, więc dogadują się z pająkiem. Nie nadawałam im jeszcze imion, postanowiłam poczekać z tym na ciebie - powiedziała i przechyliła się by pogłaskać Nagę po plecach.
- A ktoś by pomyślał, że właśnie nie będą się dogadywać, skoro żerują na tym samym… Chyba jest tutaj w Ravennie dużo owadów - Prasert uśmiechnął się lekko. - Jednak chciałem cię o coś zapytać…
Pogłaskał Nagę i pogłaskał jej głowę swoim policzkiem.
- Sunan wspomniała, że już wcześniej rozpoczęłaś polowanie na Sakchaia Benlenga. Nie rozumiem z jakiego powodu narażałaś detektywów IBPI, skoro nie prosiłem cię o zemstę. Masz jakiś dodatkowy cel, o którym nie wspomniałaś mojej siostrze? - zerknął na nią uważnie.
Nina kiwnęła głową.
- Twój niekolega zebrał w swojej kolekcji przedmiotów kilka takich o paranormalnych właściwościach. Nie wiemy czy był tego świadomy, czy nie, zdaje się jednak, że nie był, ponieważ gdyby był, już dawno by je wykorzystywał. Był pobocznym, nieobowiązkowym celem mojej misji. Głównym była księga. Jako że Warun o nim wspomniał, uznałam, że skoro był zamieszany w wasze nieszczęście, to jednak podejmiemy się tego zadania. Rzecz jasna musiałam dostać dodatkowe zezwolenie, ale wygląda na to, że IBPI chciało upiec i tę pieczeń na ogniu Bangkoku - wzruszyła ramionami.
- Mi to na rękę - stwierdziła. Naga tymczasem ułożyła się na brzuchu Praserta i zwinęła, chyba zamierzając tu spać.
- Okej - odpowiedział Privat. - W porządku. Jeszcze obrabujmy skurwysyna - zgodził się i kiwnął głową.
Poczuł się głupio, przeklinając przy Nadze. A potem poczuł się jeszcze głupiej, kiedy uzmysłowił sobie, jak dziwna to była reakcje z jego strony. Może smok był jego małym dzieckiem, ale raczej nie mógł go nauczyć złych manier, korzystając z “zakazanych słów”. Na samym końcu rozbawiło go to. Zachichotał pod nosem.
- Dobra, usiądź obok, mała - rzekł do smoka. - Tata jest głodny.
Wziął talerz i zaczął jeść.
- Wydaje się, że z Sunan wszystko w porządku - zagaił rozmowę. - Jesteś chyba jedyną zdrową psychicznie kobietą, która nie zerwała ze swoim chłopakiem na wieść o tym, że ten przespał się ze swoją siostrą. No i w sumie warto również wspomnieć trzech mężczyzn - uśmiechnął się lekko.
Nina powolutku przełożyła Nagę obok Praserta, po czym podała mu tacę z miską. Było do niej nalane tyle jedzenia, że nie było wielkiego prawdopodobieństwa, że się wyleje, no chyba że Privat spróbowałby jakoś bardzo gwałtownie poruszać przedmiotem.
- Tak jak mówiłam, mocno zmieniły mi się podejścia do pewnych spraw. Kocham cię, chcę żebyś był szczęśliwy, a moce Phecdy to ścisła część ciebie, więc czemu miałabym oponować. Poza tym, wszyscy cię zgodnie uwielbiamy, dlaczego miałabym być zła na nich, lub na ciebie - wzruszyła ramionami, znów siadając obok niego.
- Z zazdrości? Znaczy cieszę się, że masz taki otwarty umysł. To prawdziwe błogosławieństwo dla mnie. Okazało się, że tak naprawdę wcale nie znałem się przez całe moje życie. I oto jestem, uzależniony od seksu. I to w wyjątkowy sposób. Tak dosłowny, jak to tylko możliwe - zaśmiał się, ale krótko. - Bardzo ważne jest, żeby odpowiednio przygotować się na to pod względem psychicznym, inaczej posiadanie takich mocy mogłoby cię zabić od środka… Na szczęście Phecda czyni to wszystko takim… naturalnym i oczywistym. Nawet czystym. Chyba każdy, kto był częścią tego aktu i czuł moc tej gwiazdy, nie może sprzeciwiać się jej. I uważać za wynaturzenie. Nawet jeśli to wszystko jest tak nadnaturalne i kompletnie poza jakimikolwiek ziemskimi zasadami - mówił, patrząc na smoka. - Kiedy wracają Han i Warun? Dzwonili do ciebie? Sunan mówiła, że niedługo - dodał. - Chciałbym porozmawiać ze wszystkimi i pójść spać - wyjaśnił, dlaczego tak bardzo się dopytywał.
Nina kiwnęła głową, a w tym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Za chwilę zajrzał przez nie Warun i zerknął na Ninę, a potem na Praserta.
- Sunan mówiła, że chciałeś z nami porozmawiać. Super, że już się zbudziłeś - powiedział.
- Możemy wejść? - zapytał, bo nie wiedział, czy Prasert chciał jeszcze gawędzić z Niną.
- Mam zostać, czy zabrać Nagę do drugiej sypialni? - zapytała Morozow.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:41   #359
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Zostaw Nagę i wyjdź na chwilę. Miło cię witać, Warunie. Zaraz z tobą porozmawiam, wpuść pierwszego Hana - poprosił Prasert.
Uznał, że z Guirenem zamieni tylko kilka zdań, natomiast z Suttiratem mógł porozmawiać potencjalnie dłużej, dlatego wolał zostawić go na koniec.
Nina pochyliła się i ucałowała Praserta w policzek. Pogładziła drzemiącą Nagę, po czym wyszła, Warun tymczasem cofnął się na korytarz. Do pokoju wszedł Han. Najwyraźniej przyszli razem z Suttiratem.
- Wyglądasz dużo lepiej - stwierdził mężczyzna na powitanie. Podszedł dużo pewniej niż Alexiei i zatrzymał się przy samym łóżku Praserta. Zerknął na miskę zupy na tacce, a potem znów na niego. Zdawał się spokojny jak zazwyczaj.
- Usiądź - poprosił Privat. - Czy będzie wielkim nietaktem, jak będę jadł w twojej obecności? Nie mogę ci zaproponować drugiej miski, bo posiadam tylko tę. Choć jeśli jesteś głodny, to na pewno Nina ma więcej.
Rozmawianie na takie prozaiczne, uprzejme tematy wydawało się jeszcze dziwniejsze, niż poruszanie tego wszystkiego, co się działo wokół nich.
Jednak gdy tylko polecił mu usiąść, zauważył lekki błysk w jego oczach, a Guiren zrobił to bez zawahania.
- Nie szkodzi, jadłem przed wyjściem na zakupy. Nie krępuj się. Od dawna nic nie spożywałeś w normalny sposób, więc na pewno jesteś głodny… Choć twoje ciało dostawało odpowiednie substancje odżywcze - wyjaśnił mu Han. Zerknął na Nagę, która zaczęła cichutko pochrapywać.
- Czyż ten smok nie jest najcudowniejszą i najsłodszą istotą we wszechświecie? - zapytał Prasert, uśmiechając się do Nagi.
Miał ochotę przerzucić ją na grzbiet i miziać po brzuszku, ale wtedy obudziłby ją. Musiał więc się powstrzymać. Czasami życie było naprawdę ciężkie i wystawiało cię na prawdziwe próby.
- Co czujesz w związku z tym, że uprawialiśmy seks? - zapytał Prasert. - Alexiei wspomniał, że nie masz do mnie wyrzutów, ale chciałbym jeszcze ciebie zapytać w tej sprawie.
- Było mi dobrze. Tobie też było dobrze. Alexiei również czerpał z tego przyjemność. Nie mam żadnego żalu, jeśli o to pytasz. Co więcej, musiałem specjalnie zmienić swoją standardową bazę lokalizacji na Ravennę, by nie musieć oddalać się od ciebie. To jednak żaden problem. Czułbym problem, gdybym wrócił do Tokyo - wyjaśnił. Przechylił głowę.
- Nie opuszczę cię, chyba że rozkażesz mi inaczej - powiedział bardzo otwarcie. Był dużo bardziej bezpośredni niż Woronow, ale to zapewne dlatego, że w ich parze to on dominował, a przynajmniej częściej, jak się Privatowi zdawało.
- Nie rozkażę ci mnie opuścić. Chcę, żebyście obydwoje byli przy moim boku - odpowiedział Prasert. - Tylko dlaczego oboje tak czujecie? Skąd to nagłe oddanie? Jak ci się wydaje?
Już miał zadać pytanie, czy Han czuje się poddawany kontroli umysłu. Jak bardzo wola jego i Alexieia była wolna? Prasert nie chciał w sposób magiczny przytrzymywać przy sobie dwóch ludzi, którzy nie zrobili mu nic złego. Doszedł jednak do wniosku, że nie będzie o to pytał bezpośrednio. Dlaczego? Bał się odpowiedzi? Nie chciał jej sugerować Guirenowi?
- To zapewne dlatego, że uczyniłeś nas swymi stróżami. To nie tak, że czuję się w jakikolwiek sposób ograniczony, czy zmanipulowany, po prostu… To jest prawie instynktowne i zwierzęce. Potrzeba wysłuchiwania twoich słów i poleceń - wyjaśnił mu i uśmiechnął się, jakby wspominał to uczucie przyjemnie.
- Rozumiem, że chcesz tego teraz. Czy zgodziłbyś się na to przed tym, jak związałem cię z sobą? Na to oddanie? - Prasert zapytał i skrzywił się lekko, bo spodziewał się, jaka może być na to odpowiedź. - Nie jestem pewny, jak bardzo złe to jest. Nie chcę ograniczać twojej wolności i zmuszać cię do przebudowywania całego twojego życia pode mnie. Z drugiej strony mogę być twoim sensem… życia i nie ma nic złego w daniu komuś celu, o który chciałby walczyć. Zwłaszcza, że nie chcę cię nadużyć do zrobienia czegoś sprzecznego z twoimi wierzeniami i światopoglądem. Pytanie, jak bardzo zależne są one ode mnie…
- Gdybyś zapytał mnie o to wcześniej, czy bym się z tobą przespał, zakładam że i Alexiei spokojnie odpowiedziałby, że chcemy. Wybacz, ale jesteś seksowny.
- Wybaczam - szepnął Prasert.
- Co do ograniczania mojej woli, jak widzisz, mogę mówić co chcę i w jakiej formie chcę. Po prostu czuję potrzebę przebywania przy tobie, ale w żaden sposób mi ona nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Podoba mi się. Nie czuję, by było to coś złego. Żaden z nas nie czuje, ani ja, ani Alexiei, ani Warun. Uczyniłeś z nas trzech swoich przybocznych i nie żałujemy tego - powiedział.
- ...Warun też? - o tym nie pomyślał. - No tak...
- Pytałeś już Alexieia, teraz pytasz mnie, ale założę się, że gdy zapytasz Waruna, powie ci to samo - oznajmił mu otwarcie Guiren.
- Ale zauważyłeś, że Nina i Sunan inaczej zareagowały na mnie? Wy chcecie mnie bronić i kochać, niczym średniowieczni rycerze geje, natomiast… - zawiesił głos, zastanawiając się. - W Ninie włącza się to, kiedy jest podniecona. Mam na myśli ten błysk w oku, bo jej stosunek względem mnie nie zmienił się po tym wszystkim. Ale to może dlatego, bo już wcześniej chciała przy mnie być i mnie kochała. Sunan wydaje się natomiast taka sama. Może dlatego, bo namieszałem w jej ciele, to znaczy pozytywnie namieszałem, natomiast psychikę zostawiłem bez zmian.
- Na każde z nas działasz po prostu inaczej. Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak właściwie my trzej działamy tak samo, Sunan jest twoją siostrą, którą uczyniłeś kobietą zdolną dawać potomstwo, a Nina to twoja druga połówka… Tak to widzę. Żadne z nas jednak nie jest zazdrosne, bo mamy wspólny cel, być blisko ciebie - powiedział co widział.
Prasert zamilkł na moment.
- Może o to chodzi… Kobietom zmieniam ciała. Przystosowuję je do bycia matkami, jak Sunan, lub zapładniam, jak Ninę. Wszystko po to, żeby móc się rozmnożyć. Natomiast mężczyzn przystosowuję do chronienia mnie oraz dostarczania mi energii… poprzez uprawianie seksu.
Nagle uświadomił sobie, że tworzył… czy może już nawet stworzył… rój. A on stał na jego czele. Jego usta bezwolnie się rozsunęły w lekkim szoku. Myślał, że to wszystko, co wydarzyło się w hotelu było chaosem, jednak nie mógł się mylić bardziej. Wszystko się ze sobą zgadzało i było jak najbardziej poukładane. Przypomniał sobie, czego Phecda od niego chciała. Miał mieć dużo dzieci.
- Wszystko w porządku? Zbladłeś - zauważył Han i przechylił się w jego stronę, jakby czujnie. Przytknął dłoń do jego czoła, jakby sprawdzał, czy temperatura ciała Praserta była w porządku.
“Opiekuje się mną. On się kurwa mną opiekuje.”
- Zrozumiałem po prostu, jaki jest sens tego wszystkiego. Pocałuj mnie proszę Hanie, a potem odejdź. I powiedz wszystkim, żeby zebrali się w tym pokoju wspólnie o… - Privat zamilkł na chwilę i zerknął na zegar, żeby przekonać się, która godzina.
Niestety w pomieszczeniu nie było żadnego zegara, o czym przekonał się już wcześniej. Han tymczasem pochylił się, gdy jego oczy lekko błysnęły i złożył pocałunek na jego ustach. Była wyraźna różnica w sposobie w jaki całował Alexiei, a w jakim całował Han.
- Obecnie jest za dziesięć osiemnasta - podsunął mu Guiren, gdy tylko odjął usta od jego ust.
- Zdrzemnę się teraz. Czuję się nieco senny i chciałbym zasnąć obok Nagi - spojrzał na smoka, który przez ten cały czas słodko pochrapywał.
Prasert zakochał się w tym dźwięku. Doszedł do wniosku, że nagra go telefonem i będzie słuchał jak muzyki. Jednak nie miał na to teraz siły. Po posiłku często chciało mu się spać i tak też było tym razem, choć zupa zdawała się bardzo lekka i nie aż tak sycąca. Privat jednak nie miał apetytu na więcej. Czuł lekkie nudności po zawartości kroplówki, którą już zdjęła Bianka, a może Blanka, z jego ręki.
- Przygotujcie się na dwudziestą… pierwszą i przyjdźcie tutaj do mnie wszyscy - poprosił. - A teraz pozwolisz, że udam się na spoczynek. A nie! Jeszcze Warun. Cholera. To zaproś go do środka. Ale pozostałym powiedz o tej dwudziestej pierwszej.
Privat był na tyle senny, że zapomniał o Suttiracie. Na szczęście przypomniał sobie o nim.
Naga cichutko westchnęła głębiej, po czym powróciła do łagodnego pochrapywania.
“Aww…”, pomyślał Prasert, uśmiechając się do smoka z miłością.
Han tymczasem kiwnął głową, po czym ruszył do wyjścia. Już za moment do pomieszczenia wszedł Suttirat. Jako ostatni z całej grupy.
- No to o czym chcesz rozmawiać Prasercie? - zapytał. Podszedł do jego łóżka i usiadł na nim.
Privat zamrugał powoli oczami. A o czym mógł chcieć rozmawiać? Wydawało mu się to głupim pytaniem.
- Chciałem po prostu pogadać, przyjacielu. Pamiętasz o tym, prawda? Że przed tym wszystkim byliśmy przyjaciółmi… - uśmiechnął się lekko. - Mam nadzieję, że nadal jesteśmy. I to, że uprawialiśmy seks… i naprawdopodobniej powtórzy się to w przyszłości… niczego nie zmieni.
Prasert westchnął.
- To znaczy już wiele się zmieniło. Jednak chciałbym wiedzieć, że nie żywisz do mnie za to urazy i mnie nie nienawidzisz. O ile tak rzeczywiście jest…
Suttirat uniósł brwi.
- Oczywiście, że dalej jesteśmy przyjaciółmi. Rzekłbym nawet, że teraz czymś więcej, ale nadal uważam cię za swego przyjaciela. Jesteś bardzo ważną osobą w moim życiu Prasercie - oznajmił i uśmiechnął się do niego.
- Zostaliśmy jeszcze kochankami - Privat zgodził się.
- Mam nadzieję, że nie czujesz się niekomfortowo. Ja zdecydowanie nie. Wręcz cieszę się, bo dzięki temu rozwiąże się problem tego gdzie miałbym mieszkać za granicą. Widziałem, że cię to martwiło, że moglibyśmy więcej nie móc trenować razem - zauważył mężczyzna.
- Tak. Poza tym zawsze cię podziwiałem i chciałem być taki jak ty. Nigdy jednak nie pragnąłem być z tobą… choć w ostatnim miesiącu być może zacząłeś mi się coraz bardziej podobać. Natomiast ja nie chciałem przyznać przed sobą, że interesują mnie mężczyźni. Wszystko jednak się bardzo szybko rozwiązało i to w bardzo spektakularny sposób. Czy chcesz uprawiać ze mną seks, Warunie?
- Chcę. Szczerze, podobałeś mi się już wcześniej. Sądziłem jednak, że preferujesz kobiety. Wygląda na to, że koniec końców jednak mieliśmy się w pewien sposób zejść. Na swój sposób cieszy mnie to… Tak jak mówiłem. Uwielbiam cię i mam nadzieję, że jak wydobrzejesz, wrócimy do naszych treningów, bo myślę, że już dość się obijałeś przez ostatnie dwa tygodnie - zaśmiał się. Wyglądał na naprawdę… Szczęśliwego.
- Tak… poruszanie mięśniami… czy może raczej tym, co z nich zostało, prawie sprawia mi fizyczny ból… - Prasert zaśmiał się. - Nie mogę uwierzyć, że podobałem ci się. Zawsze byłeś najsilniejszym, najbardziej utalentowanym zawodnikiem Muay Thai… zapewne w całym kraju. Poza tym wiedziałem tylko o twoich związkach z kobietami. I skończyliśmy tak, jak skończyliśmy… i bardzo mi z tym dobrze również.
Nie powiedział tego na głos, ale najchętniej znowu by go wziął. Warun kręcił go prawie na równi z Niną. Uzmysłowienie sobie i zaakceptowanie tego faktu było dla Praserta czymś kosmicznym, ale się dokonało.
- Pocałuj mnie - poprosił.
Oczy Waruna lekko rozbłysły, ale uśmiechnął się znów. Podniósł i pochylił nad Prasertem. Jedną dłoń oparł na poduszce, a drugą odgarnął mu włosy do tyłu.
- Nie czesałeś się - rzucił, przekornie, ale zaraz pocałował go i zdecydowanie był to intensywny pocałunek. Niestety, niezbyt długi, Prasert dostał lekcję, aby precyzować dokładniej swe polecenia, jednak z każdego pocałunku, jaki dziś otrzymał, odczuł inny rodzaj pożądania. Suttirat oblizał usta wycofując się, po czym wyprostował się.
- Han wspomniał o tym, abyśmy przyszli o dwudziestej pierwszej. Odpoczywaj do tego czasu - powiedział opiekuńczo.
- Tak zrobię. Przyjdź dziesięć minut wcześniej z grzebieniem. Zaczeszesz mnie - polecił Prasert. - A teraz pójdę spać - Privat pogłaskał lekko Nagę.
Tak, żeby nie zbudziła się, jednak chciał jej dotknąć. Czuł się przy niej bezpieczniej, choć na tym etapie rozwoju smok raczej nie mógłby go przed niczym obronić. To nad nim należało sprawować pieczę. I Prasert właśnie tego pragnął. Kto wie? Może nadrzędnym celem roju była nie tylko ochrona jego, ale umożliwienie Nadze dorośnięcia? Choć obie te rzeczy wiązały się z sobą. Privat chciał zasnąć obok swojego dziecka. Nie nastawiał budzika. Wiedział, że Warun go obudzi.

Tym razem nie miał żadnych niesamowitych, specjalnych snów. Najwyraźniej jego organizm potrzebował po prostu mocnej drzemki regeneracyjnej. Zbudził go lekki dotyk na ramieniu i policzku.
- Prasercie już czas - powiedział Warun, tak jak się tego Privat spodziewał. Mała Naga spała teraz na pleckach, rozłożona w śmiesznej pozycji, częściowo opierając się o jego bok. Wyraźnie ona też przy nim czuła się bezpiecznie. Suttirat czekał na to, aż Prasert w pełni się zbudzi, nim zaczął kontynuować cokolwiek.
- Mmm… - Prasert mruknął. - Już…?
Mógłby przysiąc, że minęła tylko chwila.
- Spałem dwa tygodnie, ale najwyraźniej zmęczyłem się w trakcie ich trwania - rzekł. - Bo wciąż mam ochotę jedynie spać. A ty mi o jakichś treningach mówisz… - zawiesił głos żartobliwie.
Nachylił się i pocałował Nagę. Ta zamruczała, przeciągnęła się słodko i obróciła na boczek. Następnie wstał i usiadł na fotelu, żeby Warun miał dostęp do jego włosów. Dopiero w tej chwili zwrócił uwagę na swoją garderobę i czy był w cokolwiek ubrany. Czy przy pokoju znajdowała się łazienka?
Miał na sobie wyłącznie koszulę. Wcześniej bowiem został pozbawiony wszelkich innych urozmaiceń garderoby. Suttirat zerknął po jego ciele i znów na twarz Praserta. Widział dwie pary drzwi w pomieszczeniu, zgadł, że jedne musiały być łazienką.
- Gotów na poprawienie fryzury? - zapytał Warun.
- No właśnie, gotów? - Prasert zastanowił się. - Poczekaj chwilę, najpierw wezmę prysznic. Myliście mnie przez te dwa tygodnie, jednak to nie to samo, co prawdziwa kąpiel. Pięć minut mi wystarczy, poczekaj na mnie.
Privat rzeczywiście nie chciał długiego moczenia się pod strumieniem ciepłej wody. Nie chciał spóźnić się za bardzo, choć zdawał sobie sprawę z tego, że nikt nie będzie miał mu za złe mały przestój. Następnie pragnął jak najszybciej powrócić do Waruna i jego grzebienia.
Zdołał umyć się w dziesięć minut, ciągle więc miał parę chwil sam na sam z Suttiratem. Ten czekał na niego cierpliwie, siedząc w drugim wolnym fotelu. Kiedy Prasert powrócił, wstał i poczekał, aż ten znów usiądzie.
- Czysty, że aż jaśniej w pokoju jak wchodzi - zażartował. W pokoju było ciemno, w końcu zapadła już jakiś czas temu noc. Za chwilę Warun zapalił małą, przyciemnioną lampkę, która nie podrażniła oczu Praserta i przy jej bladym, ciepłym świetle zaczął go czesać. Było to na swój sposób bardzo relaksujące.

Jednak kilka chwil później Warun rzecz jasna skończył.
- No i bardzo ładnie. Gdy w pełni wyschną, będziesz wyglądać jak młody bóg - podsumował i ruszył do łazienki odłożyć grzebień.
- Będę - cicho zgodził się Prasert. - Dziękuję, Warunie.
W tym czasie do pokoju weszła Nina i Sunan. Najwyraźniej nadeszła dwudziesta pierwsza. Może minutę później przyszli Han i Alexiei. Cały rój Praserta znajdował się w jednym pomieszczeniu. Było cicho, wszyscy byli ciekawi co Privat miał do powiedzenia, jedynie chrapanie Nagi przerywało spokój.
Mężczyzna czuł się w pełni zrelaksowany po czesaniu. Było coś magicznego w minutach pełnych ciszy i półmroku, kiedy za oknami panowała czerń, a jedynie przyciemniona lampka rzucała cienie w pokoju. Warun czesał go w milczeniu, Prasert również nie odzywał się. Jakże intymnie i odurzająco. Nadejście tłumu wcale nie wytrąciło go z nastroju.
- Potrzebuję jeszcze kilku minut, żeby odpowiednio się przystroić - powiedział. - Wybaczcie proszę. Usiądźcie proszę w salonie i tam do was dołączę. Bez obaw, znajdę was. O ile Nina nie żyje w labiryncie - uśmiechnął się lekko i spojrzał po zebranych, czy których z nich będzie oponował.
Nikt nie oponował, wszyscy tylko zerknęli po sobie. Najwyraźniej ciekawość nakłoniła ich do ciszy, choć gdy wychodzili usłyszał, jak Sunan zagadnęła o coś Ninę. Brzmiała na lekko podekscytowaną, ale i niespokojną. Prasert wyczuł, że jego siostra chciała o czymś z nim porozmawiać, jednak wszyscy opuścili pokój. Naga dalej spała spokojnie na łóżku, najwyraźniej była wielkim śpiochem.
Prasert został sam ze swoim dzieckiem. Podszedł do niego i pogłaskał delikatnie po główce. Znowu pocałował.
- Skarbie, obudź się - szepnął. - Pozostali czekają na nas - rzekł. - To najwyższy czas. Musimy im dać to, po co tutaj są - powiedział. Naga ziewnęła cicho, wytykając język na wierzch, po czym polizała nim Praserta po policzku.
Zamknął oczy, docisnął powieki tak mocno, jak tylko potrafił. Następnie otworzył. Delikatnie wziął Nagę do rąk i ruszył w stronę drzwi. Zaczął koncentrować się i przygotowywać do tego, co miało za chwilę mieć miejsce.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-08-2019, 13:46   #360
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
***

Nina i Sunan jako pierwsze weszły do salonu. Obie zajęły kanapę.
- Mam takie dziwne mrowienie w kręgosłupie - powiedziała siostra Praserta. Morozow zerknęła na nią.
- Mm… - zgodziła się, ale nie dodawała nic więcej. Han podszedł do wyjścia na werandę i popatrzył przez okno na uśpiony, późnojesienny ogród. Nawet tutaj roślinność poddawała się pogorszeniu pogody przy nadchodzącej zimie. Alexiei usiadł w fotelu, a Suttirat przy stoliku. Wszyscy zdawali się zastanawiać co też zamierzał ogłosić im Prasert. W końcu skoro zebrał wszystkich naraz w tym samym miejscu, coś miało takiego nastąpić. Nie czuli niepokoju. Wyraźnie byli spokojni i zainteresowani. Między parami natomiast istniało jakieś napięcie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=MPVq30bPq6I[/media]

W przeciągu kilku następnych sekund nawet napięcie zniknęło. Spokój pogłębił się i zapanował nad ich umysłami. Zdawał się głęboki, wszechobecny i… zimny. Ale w dobry, orzeźwiający sposób. Zebrani siedzieli w milczeniu. Nie czuli najmniejszej potrzeby rozmowy, zresztą nie było tematów wartych poruszenia. W atmosferze było coś odświętnego i wyjątkowego. A także tajemniczego. Może to przez skąpe oświetlenie w postaci dwóch lamp stojącymi za kanapami. Dawały ciepłe światło, to jednak stopniowo zaczęło zmieniać odcień. Z nieznanego powodu żarówki po kilku sekundach promieniowały jasnym, niebieskim światłem. Padało na zdumione twarze zebranych. Wnet jednak przesunęli wzrok na błękitne drobinki przypominające świetliki. Zaczęły unosić się w powietrzu, delikatnie wirować. Jednocześnie ciemna, granatowa mgła podniosła się z podłogi. Sięgała kostek siedzących na kanapie. Wydawała się gęsta i lepka, choć nie spowalniała przy tym ruchów ani kroków. Tyle że nikt nie wstawał, a tym bardziej nie oddalał się.

Wnet w przejściu pojawiła się postać.
W pierwszej chwili wydawała się duchem. Lewitowała, unosząc się nad mgłą. W pierwszej chwili ciężko go było rozpoznać, jednak to był Prasert. Był kompletnie nagi. Jego skóra zdawała się niebieskawa i promieniowała delikatnym blaskiem tego samego koloru. Zdawał się dumny, majestatyczny i… boski. Jego włosy żarzyły się jasnym, turkusowym światłem. Tańczyły na powietrzu i kompletnie zapomniały o wcześniejszych wysiłkach Waruna. Nic nie zostało z jego czesania. Oczy Privata przypominały dwie studnie wypełnione nieskończonym rezerwuarem błękitu. To był kolor mórz i oceanów, w których powstało życie…
Na ramieniu Praserta siedziała Naga. Spogląda na zebranych ludzi. Wszystkie jej łuski mieniły się najróżniejszymi odcieniami granatu, błękitu, chabru, lazuru… Świeciły mocnym światłem, jednak nie aż tak intensywnym, jak to, które biło z oczu i włosów Privata.

Nie poruszał się, a jedynie powoli przybliżał, lewitując.
Zebrani czuli nacierające na nich fale mocy, która była bardzo znajoma. Już wcześniej jej skosztowali, choć nigdy w ten sposób. Źrenice zebranych rozszerzyły się, jak gdyby wszyscy nagle znaleźli się pod działaniem narkotyku. Prasert był tym narkotykiem. Odurzał, hipnotyzował, przyciągał. Czysta inkarnacja boskości.

Tyle że obecnie w Privacie było mało Privata. Otworzył usta. Po pokoju przetoczył się głos czysty niczym letnie niebo, a jednocześnie mocny jak fale wzburzonego morza. Trafiał nie tylko do uszu, ale też prosto do serc. Rozpalał je, a zarazem łagodził lęki i niepewność.
Phecda rozłożyła ręce w homilii.
Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy: To jest bowiem Ciało moje, powiedziała.
I rzeczywiście, ciało Praserta czekało na to, żeby je wziąć. Było rozpostarte przed wszystkimi.
Bierzcie i pijcie z niego wszyscy: To jest bowiem kielich mojego nowego i starego, wiecznego przymierza, Phecda dokończyła.
Błękitny blask wylewał się z ciała Praserta. Tylko czekał na to, aż zebrani przybliżą się i zaczną go spijać.
Najbliżej znajdował się Alexiei. Bez słowa podniósł się i podszedł do Praserta. Opadł przed nim na jedno kolano, niczym rycerz i klęcząc w ten sposób, zaczął dłonią i policzkiem pieścić jego krocze. Obserwowanie tego natychmiast aktywowało Hana, który znalazł się przy nich dwóch szybko. Zaczął kąsać i całować skórę Praserta. Warun tymczasem nie spieszył się, obszedł go i zaczął dotykać jego pleców i pośladków. Tymczasem Nina wstała i podeszła do jedynej wolnej strony, zaczynając lizać jego skórę, jakby chciała poczuć smak tej energii, którą Prasert ich przesycał. Sunan tymczasem reagowała, jakby miała gorączkę, rozpalona, ale jednak nie podniosła się. W końcu na nią moce Phecdy nie działały jeszcze tak jak na resztę.

Alexiei poczuł wzwód Praserta na policzku. Tylko czekał na to, żeby zająć się nim. Był zupełnie twardy i wnet Woronow poczuł ucisk w swoim własnym kroczu. Kiedy dotykał dłonią męskość Privata i ściskał ją mocno… czuł się tak, jak gdyby znienacka został dopuszczony do największego cudu na świecie. Hostia tylko czekała na skonsumowanie i Rosjanin pragnął dostąpić tego zaszczytu.
Han zapomniał o tym, gdzie się znajdował, jaka była data i godzina, a także jak miał na imię. Liczyła się jedynie skóra Privata. Zdawała się delikatna w smaku, jakby utkana z czystego jedwabiu. Błyszczała błękitnym kolorem. Guiren nie chciał mrugać, żeby nie stracić go z oczu. Nawet w smaku Prasert był wyjątkowy. Mężczyzna pragnął go kąsać, lizać, próbować… Co więcej, odkrył, że kiedy zasysał powietrze… to gęstniało i skraplało się w jego jamie ustnej. Tak, jak Phecda powiedziała, mógł dosłownie spijać jego blask. Przyjmować go do siebie i koić tę jedną, stęsknioną część w samym środku jego serca. Która potrzebowała go najbardziej.
Suttirat również był pod wrażeniem skóry Praserta. Mógł spoglądać na jego wyprostowane plecy, lędźwie, pośladki. Chwycił je w dłonie i poczuł najcięższą erekcję, jaką miał w całym swoim życiu. Poczuł gorączkę. Chciał wziąć Privata. Na samą myśl zapominał o oddychaniu i oddawał na bieliznę krople spermy. Uczynienie tego… włożenie w niego siebie… zdawało się czymś kompletnie nie do pojęcia. Czy naprawdę mógł to uczynić? Po części wydawało mu się, że nie, że powstałaby jakaś niewidzialna bariera… Może to ten blask by go odepchnął… Jednak na razie zdawał się taki słodki i kojący. Wabił Waruna niczym najdroższe perfumy, najskuteczniejsze feromony. Zdawał się w ogóle go nie zniechęcać, wręcz przeciwnie…
Nina lizała skórę Praserta i spijała skraplający się nektar. Napój bogów. Dawał jej pełną, najdzikszą rozkosz. Poczuła, jak wilgotna sama zrobiła się między nogami. Poczuła tkliwość piersi, jak gdyby przepełnionych mlekiem… Zresztą pewnie tak właśnie było… Naga zrobiła kilka leniwym kroków i niezgrabnie zeskoczył na bark swojej Matki. Wyciągnęła łeb i wpiła się w jej sutek. Nina krzyknęła, czując falę orgazmu rozlewającego się nie tylko po jej biodrach, ale również piersiach. Musiała przetrzymać się Praserta, żeby nie upaść… ale orgazm cały czas trwał. Zesłabł na chwilę, kiedy Naga przestała ssać, ale nadszedł ze zdwojoną siłą, kiedy wpiła się w drugą pierś, opróżniając ją z soczystej substancji. Inna ściekała po wewnętrznej stronie ud Morozow.

Tymczasem Sunan czuła się coraz bardziej samotna i niezaspokojona. Prasert spojrzał na nią i nagle… nie mogła go rozpoznać. To był jej brat? Wydawało jej się, że nie. Wyczuwała istotę przedwieczną i niezwykle potężną. Czuła się w jej blasku malutka i niewiele znacząca. Jednak wtem Privat uśmiechnął się do niej i poczuła, że wszystkie jej opory słabną. Chciała dostąpić boskości, tak jak pozostali. Chciała przyjąć w sobie boską cząstkę. Być kolejnym elementem cudu, który się przed nią rozgrywał. Przejąć rolę jednego z apostołów Phecdy.

Każde coraz bardziej intensywnie zaczęło zajmować się swym ‘skrawkiem’ Praserta. Jedynie Nina leżała na podłodze, owinięta przez mgłę. Naga wiedziała doskonale jak pazurkami rozewrzeć jej koszulę i dostać się do jej piersi. Nina nie nosiła stanika właśnie na tę okazję, ale to oznaczało, że teraz jej koszulka zaczęła przesiąkać mlekiem, które ciekło z jednej wolnej piersi. Czuła, że brakuje jej drugiego dziecka, które mogłoby zająć się nią równocześnie z Nagą. Dawanie mleka małemu smokowi zawsze sprawiało jej w pewien sposób nieco podniecającą przyjemność jednak teraz… Teraz to była rozkosz zupełnie innego kalibru. Jej ciało było wręcz stworzone do tego, by ją czerpać i by dawać się małej istocie. Podniosła ręce i rozpięła koszulę całkiem, a następnie jedną wsunęła pod spódniczkę. Jej majtki stawały się coraz bardziej wilgotne, ale musiała się dotknąć, czuła się taka samotna, kiedy Prasert spał…

Warun złapał mocniej pośladki Praserta i rozchylił je kciukami. Potrzebował znaleźć się w nim. Wiedział, że może. Rozpiął rozporek spodni i wyjął swoją męskość. Oparł ją o wejście Privata, ale jedynie przesuwał w górę i w dół między jego pośladkami, przygotowując się mentalnie na to co za chwilę nadejdzie nieuniknione.
Alexiei tymczasem wziął męskość Praserta w usta i zaczął zaspokajać go w ten sposób. Chciał spijać energię z samego źródła. Aż pojękiwał, będąc samemu w potrzebie. Han tymczasem zaczął smakować jeden z sutków ich wspólnego bóstwa. Każdy centymetr skóry, który polizał, narkotyzował go coraz bardziej.
Sunan wreszcie nie wytrzymała i podniosła się z kanapy. Przeszła obok leżącej na ziemi Niny. Zazdrościła jej. Też chciała poczuć to co ona… Podeszła do Phecdy i rozchyliła usta, po czym, liznęła jego skórę na żebrach, ciekawa jej smaku. Więcej nie trzeba było. Błyskawicznie w jej umyśle zapanowało narkotyczne uniesienie. Wbiła zęby w ciało Praserta, jakby próbując pochwycić nimi najniżej położone z wyczuwalnych żeber. Blask skraplał się na jej języku i ściekał prosto do przełyku. Wtem trójkąt na jej lędźwiach zapalił się… a ona poczuła się okropnie, prawie boleśnie podniecona. Położyła dłonie na piersiach i zaczęła je ugniatać. Prosiły o dotyk, doskwierały jej. Pragnęła otrzeć się swym łonem o Praserta, poczuć jego skórę na swoich intymnych częściach… Częściach, które były prezentem od niego.

Privat jęknął cicho, czując rozpaczliwe i wygłodniałe ssanie Aleksieja. Było mocne. Łapczywe i prawie bolesne, mimo że mężczyzna nie używał zębów. Sam Rosjanin poruszał głową rozanielony. Jego oczy były pokryte mgłą. Ciekły z nich łzy rozkoszy. Policzki Woronowa zarumieniły się. Przesuwał językiem po penisie boga, smakował jego żołędzi. Aleksiej doszedł, mimo że nie dotykał swojego krocza. Wnet jednak znów zrobił się twardy.
Tymczasem Warun próbował wejść w Praserta. Było to trudne, gdyż już po wcześniejszym ocieraniu się o niego jęczał z rozkoszy i szczęścia. Już teraz leciał z nóg, w jaki sposób miał odnaleźć w sobie siłę, żeby wsunąć się do środka? Prasert wygiął biodra do tyłu. Aleksiej poczuł ukłucie przeraźliwego strachu. Czy Privat uciekał od niego? Czy to miał być już koniec? Okazało się jednak, że panika była bezpodstawna i mógł dalej go zadawalać. Choć sam czerpał z tego pewnie jeszcze więcej przyjemności.
Tymczasem Nina próbowała wsunąć dłonie pod własną bieliznę, jednak trochę tego się obawiała. Czuła dziwną pewność, że jeżeli dotknie łechtaczki… jeżeli choćby przez chwilę zacznie ją pocierać… to utraci przytomność. Padnie, porażona całkowitym paraliżem, z którym nie szło walczyć. Wolała, żeby Prasert to uczynił. Żeby napełnił ją nasieniem. Z drugiej strony czy była w stanie zajść w kolejną ciążę? Czy jej ciało to wytrzyma? Ciężko było myśleć racjonalnie, kiedy pragnęła urodzić mu nieskończoną ilość dzieci. Naga dalej ssała jej pierś, tymczasem gdzieś w oddali pomiędzy mgłą nadciągało kolejne stworzenie. Było coraz bliżej. Wślizgnęło się przez otwarte okno i spieszyło się, kuszone zapachem. Pająk również pragnął skosztować tego, czego próbował smok. A druga pierś Niny była wolna. Mleko lejące się z niej marnowało się, mocząc ubrania Rosjanki i ściekając po jej ciele.
Han ssał sutki Praserta. Smakował je językiem… Wnet poczuł delikatną substancję. Słodką i sycącą. Czy to blask skraplał się w jego ustach? A może Privat dawał mu skosztować swojego mleka? Guiren nie wiedział, jednak substancja pobudzała wszystkie jego zmysły. Doprowadzała do białej… czy też może raczej błękitnej gorączki. Nieznośna sztywność w spodniach doprowadzała go do szaleństwa. Dlaczego jeszcze nie był nagi tak, jak jego bóg?

Sunan zaczęła się masturbować wsuwając rękę w spodnie. Dalej kąsała skórę Praserta, zlizując krystalizującą się na niej energię. Alexiei kontynuował swe zadanie z rozanieleniem. Musiał trzymać się biodra Praserta, by nie upaść. Han tymczasem zaczął się rozbierać do naga. Szło mu zadziwiająco sprawnie, zwłaszcza, że nie odrywał ust od Privata. Warun tymczasem, dzięki wypiętym w swoją stronę biodrom, mógł wesprzeć się na bokach przyjaciela i przytrzymując swoją męskość drugą ręką, wejść w niego. Niemal zasłabł już od tego doznania.
Nina leżała dalej na podłodze, wdychając gęstą mgłę. Wiedziała, że nie może zemdleć, więc choć ją kusiło, odjęła od siebie dłonie i umieściła nad głową, dzięki czemu dawała Nadze lepszy dostęp do swoich wypchniętych teraz piersi. Potrzebowała by Prasert znalazł się w niej, czuła jak już jej pośladki były mokre od całej wilgoci, która wylewała się spomiędzy jej nóg.

Wnet Han z trudem, lecz jednak, odsunął się od Praserta. Położył się na podłodze, wyczekująco. Warun poruszał się w Privacie. To było uczucie nie z tego świata, kompletnie poza jego pojmowaniem. Zdawało się to zupełnie inne od normalnego seksu, choć nawet nie potrafił powiedzieć, co tak bardzo się różniło… oprócz tego że wszystko. Privat jęknął, czując w sobie męskość przyjaciela. Uprawiali z sobą seks, a to wywoływało największe skoki energii życia. Alexiei również tego doświadczał, jednak nie aż tak intensywnie, jak Warun. Rosjanin zdawał się bardziej przypominać wygłodniałego narkomana, który znalazł najlepszy, najbardziej uzależniający narkotyk świata. Suttirat natomiast dostąpił przyjemności najbardziej intymnego obcowania z samą boskością. Han w tym czasie poruszył się niespokojnie, bo on również chciał posmakować Praserta….
Privat to zauważył.
“Wyjdź ze mnie i połóż się na podłodze”, wysłał w myślach komunikat przyjacielowi, a ten go spełnił. Już chwilę potem Han i Warun leżeli ze spleconymi nogami. Prasert chwycił ich penisy, które teraz znajdowały się równolegle obok siebie. Chciał ujeżdżać je obydwa jednocześnie.
“Rozbierzcie się”, przekazał Sunan i Alexieiowi.
Warun i Han oczekiwali co uczyni Prasert. Tymczasem Alexiei musiał wypuścić go z ust. Równocześnie z Sunan zaczęli się rozbierać.
W tym czasie pająk wreszcie dotarł do wolnej piersi Niny, której głośny jęk zaskoczenia i zachwytu rozniósł się po pomieszczeniu. Sama Naga dawała jej wiele przyjemności, teraz jednak była ssana również przez pająka, który swoimi szczękoczułkami i nogogłaszczkami drażnił jej sutek podczas spijania energetycznego mleka. Zaczęła się wiercić i lekko wić, nie mogąc wytrzymać tej przyjemności. Naga zdawała się zadowolona, bo na chwilę oderwała głowę i skrzeknęła radośnie, zupełnie tak jakby mleko ‘zadowolonej’ mamy bardziej jej smakowało.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172