Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2019, 13:36   #357
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Nie, miałem dla niego inne plany. Otóż… chciałbym go pojmać żywcem - rzekł. - Okazuje się, że moja dusza jest bardzo gościnna i kompatybilna z różnymi innymi paranormalnymi istotami - wyjaśnił. - Do niedawna miałem ich trzy, teraz… dwie… a może trzy, tylko ta trzecia jest uśpiona? A nie kompletnie wypędzona? Wracając do meritum… Nawiązałem porozumienie z jedną z tych dusz. Nazywa się Lisica. Powiedziała, że jeżeli dam jej naczynie, to opuści mnie i w nim zamieszka. W zamian będzie chronić Nagę. Bo założyłem, że Naga w pewnym momencie zamieszka w jakimś lesie, a Lisica jest leśnym strażnikiem. W końcu smok będzie na tyle duży, że nie będzie mógł wygodnie mieszkać w domu, natomiast jedynie las gwarantuje odpowiednią kryjówkę. Tak mi się wydaje - rzekł. - Nie jestem specjalistą od smoków, nigdy nie byłem.
Morozow uważnie go słuchała, po czym kiwnęła lekko głową.
- Tak, masz rację, że gdy Naga urośnie... dom, choćby największy, będzie dla niej za mały. Do tego czasu wynajdę nam nowe miejsce zamieszkania, w rejonie odpowiednim dla takiej istoty. Do tego jednak czasu nie musimy się tym martwić. A co do Sakchaia i co on ma za związek z tą Lisicą? - zapytała, najwyraźniej jeszcze nie łącząc faktów.
- Sakchai jest złym człowiekiem, a ja nie chcę go zabijać. Chcę, żeby żył, jednak nie miał kontroli nad własnym ciałem i był w nim jedynie więźniem. To brzmi okrutnie, ale myślę, że to jedyny sposób na to, żeby Sakchai uczynił w życiu coś pożytecznego i dobrego. Lisica nie musi przejmować pełnej kontroli nad drugą istotą, zresztą to nie musi być nawet człowiek, ale chciałbym, aby tak było w tym przypadku. Kto wie? Może dzięki temu Sakchai koniec końców stanie się lepszym człowiekiem? - Prasert uśmiechnął się niewinnie.
Nie wiedział, kogo chciał oszukać tymi niby dobrymi intencjami. Tak naprawdę zależało mu tylko i wyłącznie na tym, żeby Sakchai dostał maksymalny wpierdol.
Kobieta kiwnęła głową.
- W takim razie postaram się, by przybył tu do nas w jak najmniej uszkodzonym stanie… Czy to przez tę Lisicę tak długo byłeś nieprzytomny? Czy to przez ten cały seks? - zapytała, chyba chcąc przejść do kolejnego tematu rozmowy, który ją zastanawiał.
- Ja nie wiedziałem, że tak długo leżę nieprzytomny. Rozmawiałem z Lisicą, a potem z Phecdą. Dla mnie to był jeden ciągły sen i trwający niezbyt długo. Na pewno nie dwa tygodnie. Najwyraźniej czas inaczej upływa, kiedy znajdujesz się w zakamarkach… tego… wymiaru, w którym byłem - powiedział. - Będę musiał też znaleźć jedną kobietę przed wiosną, ale o tym już chyba wspomniałem. Jaki masz plan, żeby go złapać? Mam na myśli Sakchaia? Myślałem, że będziemy musieli osobiście się w to zaangażować, że powstanie z tego cała misja - uśmiechnął się lekko. - Ale byłoby miło, gdyby ktoś inny zajął się tym. Podsumowując, nie wiem, czemu byłem tak długo nieprzytomny. Myślę jednak, że to nie tyle przez seks, co z powodu tych rozmów z Phecdą i Lisicą. Jednak nie mogę mieć pewności. Wydaje mi się, że podczas stosunków gromadziłem energię i oddałem ją w tej samej ilości, tworząc kokon Sunan. Nie sądzę, że wyczerpało mnie to aż tak kolosalnie. Kilkanaście godzin snu… może. Brzmi rozsądnie. Jednak nie aż dwa tygodnie. Bardziej stawiałbym na to, że mój umysł znalazł się w innym wymiarze podczas tych rozmów i czas biegł tam inaczej.
Oczy Niny otworzyły się nieco szerzej.
- Rozmawiałeś z Phecdą? Znaczy… Tą Gwiazdą? O czym? Ona zamieszkuje w tobie, jak wygląda? I jaką kobietę musimy znaleźć? Złapanie Sakchaia nie będzie wielkim problemem, gdy ma się dostęp do ludzi uzdolnionych, tak jak my. Może sobie mieć armię z karabinami, ale pocisk nie obroni go przed wszystkim. Znalezienie więc po prostu jakiejś kobiety nie powinno być dla nas problemem. Opowiedz mi więcej - poprosiła, znów biorąc jego dłoń i zaczynając go po niej głaskać.
Prasert uśmiechnął się lekko.
- Jednak nie niedoceniajcie go. To psychopata. Nieobliczalny. Być może to jego własna nadnaturalna moc. Nie chciałbym usłyszeć, że znowu udało mu się dokopać komuś mi bliskiemu. Phecda… tak, rozmawiałem z… tym. Nie ma płci. Jest piękna… piękne. Ciężko mi opisać tego wygląd, musiałbym być poetą. Poza tym wydaje mi się, że każdy człowiek mógłby nieco inaczej to postrzegać. Gwiazdy nie są uchwytne, nie da się ich opisać i w pełni skategoryzować, zaszufladkować. Te na niebie, jasne punkciki… być może. Jednak nie duchy, które kryją się za nimi. Jedna pewna rzecz na ich temat to aspekty, którym patronują. Moja jest odpowiedzialna za Życie, inne za Śmierć, Przestrzeń, Czas, Materię, Energię, a nawet Los. Najważniejsze punkty tej rozmowy już ci przekazałem. Kobieta, o której mówiłem… to jedna z tych gwiazd, odpowiada za Energię. Dojdę do niej przez Kaverina. Będę jej potrzebować do zasilania moich mocy, bo Naga będzie potrzebować coraz więcej i więcej. I zdaje się, że sam mogę nie być w stanie wygenerować dostateczne ilości energii życia, nie niszcząc przy tym kompletnie swojego ciała podczas tak wielu stosunków - uśmiechnął się dziwnie.
Spojrzenie Niny na ułamek sekundy wyostrzyło się, kiedy patrzyła gdzieś na bok i chyba coś kalkulowała.
- Kaverina? - zapytała, chyba chcąc rozjaśnić, o kim mówił obecnie Prasert. W końcu wcześniej nie informował jej o swoim kontakcie z inną Gwiazdą tak szczegółowo, by aż podawać jej imię i nazwisko.
- To taki facet - wytłumaczył Prasert. - Nie martw się szczegółami, zajmę się tym sam. Ważne jest to, żebyś wiedziała, że chcę i będę dbać zarówno o ciebie, jak i nasze dziecko - uśmiechnął się do Morozow. - Pocałuj mnie i zaproś kolejną osobę. Hana, czy tam Alexieia, kto został w domu. Potem niech przyjdzie do mnie Sunan.
Nina kiwnęła głową. Uścisnęła jego dłoń i podniosła się. Podeszła krok bliżej pocałowała Praserta w usta, po czym uśmiechnęła się do niego ciepło i ruszyła do wyjścia. Wyglądała, jakby miała jeszcze jakieś pytania, ale najwyraźniej postanowiła je sobie już po prostu darować.

Około dziesięciu minut później rozległo się pukanie do drzwi, po czym te uchyliły się i do środka zajrzał Alexiei.
- Cześć… Słyszałem, że się ocknąłeś. Jak się czujesz? - zagadał na wstępie, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi. Zatrzymał się jakieś trzy metry od łóżka i skrzyżował ręce, najwyraźniej nie mając co z nimi zrobić.
- Cześć - Prasert uśmiechnął się do Woronowa.
Trochę przestał być Privatem, a zamiast tego stał się kimś zarówno więcej, jak i mniej. Jak gdyby wszedł właśnie do budynku pracy i zaczął pełnić rolę, do której był przypisany. Musiał być nieco pewniejszy siebie i bardziej… profesjonalny z braku lepszego słowa.
- Podejdź proszę i usiądź na skraju łóżka - rzekł, chcąc nawiązać lepszy kontakt. - Czuję się dobrze. Nieco bolą mnie różne fragmenty ciała, ale to normalne po tak długim leżeniu w łóżku.
Doskwierał mu kręgosłup a także penis po wyjęciu cewnika, ale tego Alexiei nie musiał wiedzieć.
- Chciałbym porozmawiać z tobą na temat tego, co wydarzyło się w hotelu w Bangkoku. Chcę wiedzieć, co myślisz na ten temat i co czujesz z tego powodu. Masz do mnie pretensje?
Alexiei stał chwilę w bezruchu, ale jego oczy zabłyszczały lekko na niebiesko.
“???”, rozległo się echem w umyśle Privata.
Rosjanin bez słowa podszedł do Praserta i usiadł blisko niego na brzegu łóżka. Potarł się po szyi, jakby go zaswędziała.
- M, nie. Nie mam żadnych. To było przyjemne. Pojebane, ale przyjemne. Ani ja, ani Han nie mamy najmniejszych pretensji do ciebie. Chcemy ci pomóc i tak właściwie, w bardzo prymitywny sposób, nazwałbym to służeniem… Ale nie czuję się z tym źle. Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić, po prostu powiedz - powiedział i przechylił głowę. Podparł się ręką o brzeg materaca i czekał co powie teraz Privat.
Prasert nie do końca wiedział, co powiedzieć. Wybił się z tej profesjonalnej roli, w której się widział. Nie spodziewał się, że po tym całym czasie pozostały w nich ułamki jego mocy. Zdaje się, że nie tylko zdrenował ich z energii i nasienia, ale również długoterminowo uczynił swoimi… “psami”. To było pejoratywne określenie, ale właśnie takiego użył podczas tamtego dnia w Bangkoku i zdawało się odpowiednie. Chcieli mu “służyć”?
- Ja też nie czuję się z tym źle - rzekł Prasert, znowu wykrzesając z siebie odwagę. - I również było mi z wami przyjemnie. Jednak to nie wydarzyło się tylko dla przyjemności. Posiadam w sobie duszę Gwiazdy Życia, która czerpie moc podczas takich rytuałów. Są czystą kwintesencją… no cóż, życia. Życie jest dobre, dlatego to, co wydarzyło się, nie może być złe. Miło mi, że chcecie mi służyć. Chcę żebyście mi służyli - dodał.
Dlaczego tego chciał? Nie potrafiłby odpowiedzieć na to pytanie. Ale wydało mu się to… “właściwe”.
- Pocałuj mnie - poprosił.
Woronow znów wyraźnie wykazał przejaw wpływu energii Praserta. Jego oczy ponownie na moment zabłyszczały. Przesunął się bliżej Privata, następnie rozchylił usta by westchnąć, jakby… Bardzo zadowolony z takiego rozkazu, a następnie pokonał ostatnie dzielące ich pół metra i pocałował go. Nie był to jednak długi pocałunek, bo nie dostał żadnego polecenia ile dokładnie ma trwać, ale Prasert wyczuł, że już od tego Rosjanin zdołał się podniecić. Tak jakby przebywanie w bliskiej obecności Praserta aktywowało taki stan u jego ‘psa’.
Privat również zaczął na to odpowiadać. Dosłownie poczuł wewnątrz siebie drgnięcie Phecdy. Chyba był na nią bardziej wyczulony, odkąd porozmawiał z nią we śnie. Chciała przebudzić się, była na to gotowa. Prasert mógłby jej na to pozwolić, jednak tego nie chciał.
- Dziękuję ci - rzekł. - Potem jeszcze będziemy się widzieć. Dzisiaj, jutro i przez wiele, wiele dni. Zawołaj proszę Sunan.
Czyżby zaczął nabierać kontroli? Wiedział, że Woronow musiał odejść teraz, inaczej będą uprawiać seks, natomiast to nie było w tej chwili konieczne. Sam Prasert był zbyt obolały po cewniku, aby chciał czegoś takiego z tak prostego powodu jak przyjemność.
Alexiei kiwnął głową. Mimo, że zapewne pragnął dotyku Praserta, posłusznie wstał i uśmiechnął się lekko. Zdawał się już cieszyć na wizję późniejszego spotkania.
- Zaraz ją zawołam - powiedział, po czym, nim wyszedł, zerknął na Privata przez drzwi, posyłając mu spojrzenie pełne uznania i uwielbienia. Dopiero wtedy je zamknął.
Prasert czuł się, jak gdyby obudził się w ciele jakiejś innej osoby. Ludzie tak na niego reagowali. Jak miał na to odpowiadać? To zdawało się niezwykle abstrakcyjne i dziwne do zrozumienia… Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
“Phecda”, pomyślał Privat. “To wszystko Phecda…”

Minęło około dziesięciu minut i do pokoju weszła Sunan. Bez pukania, bez żadnej zapowiedzi. Privat musiał zamrugać oczami. Zdecydowanie już wcześniej wyglądała dziewczęco, teraz jednak… Od razu widać było, że wszystko się zmieniło i było naturalnie prawdziwe. Jej kształty nabrały miękkości i krągłości adekwatnych dla kobiety, jej ruchy stały się miękkie, nie jak wcześniej wyuczone, tylko naturalne. Jej biodra były szersze i kobiece, a jej piersi nieco pełniejsze. Zarumieniona uśmiechnęła się do niego wesoło.
- Braciszku, jak się masz? Wyjęli ci już bolesną rurkę? Twoja dziewczyna to totalna sadystka, że kazała ci ją wsadzić… - parsknęła i podeszła do jego łóżka. Miała na sobie czarne jeansy i białą koszulę w niebieskie motylki. Usiadła na jego łóżku i podwinęła pod pupę jedną nogę.
- Co tam chciałeś? Stęskniłeś się? - zapytała.
Prasert w pierwszej chwili chciał zareagować naturalnie. W ten sposób, w jaki zawsze reagował na Sunan. Jednak powstrzymał się i pozwolił sobie zebrać myśli na spokojnie. Miał wrażenie, że nie znał tej osoby i była dla niego obca. Rzecz jasna nie zmieniła się aż tak bardzo… twarz była prawie taka sama. Rozpoznawał swoją siostrę. Jednak szczegóły anatomiczne, jak i gesty zdawały się kompletnie odmienne. Po raz pierwszy nie pomyślał o Sunan jak o mężczyźnie zmodyfikowanym i przebranym, tylko zobaczył w niej prawdziwą kobietę. Na pewno jego siostra rozpłakałaby się ze wzruszenia i radości, gdyby usłyszała taki ostateczny testament akceptacji. Privat westchnął głęboko.
- Nie zdążyłem się stęsknić. Dla mnie nie minęły dwa tygodnie, a jedynie… kilka godzin? Co najwyżej. Jednak od razu po przebudzeniu chciałem się z tobą zobaczyć. Miło mi, że przyszłaś. Widzę, że mój czar zadziałał. Jesteś piękną kobietą, Sunan - zawiesił głos. - Jednak nie musiałem transformować twojego ciała, żeby uważać cię za prawdziwą - rzekł całkiem przekonywująco, ale to było kłamstwo. - Wcześniej byłaś tak samo sobą, jak teraz. Gdyż liczy się to, jak czujemy się w środku. Ciało jednak jest istotne, to ważny element nas samych. Dlatego mam nadzieję, że teraz czujesz się w nim jeszcze bardziej komfortowo i w pełnej zgodzie z sobą.
Zamilkł. Był pod wrażeniem siebie samego. Nigdy nie był mówcą i uznał, że całkiem dobrze dobrał słowa.
Sunan uśmiechnęła się pogodnie.
- Weź. Zawstydzasz mnie… To miłe co mówisz. Cieszę się, że to się stało. Cała ta sprawa z naszym tym rytuałem była trochę, no cóż, pewnie dziwna, ale koniec końców to dla mojego dobra, więc mam nadzieję, że wszystko w porządku - powiedziała i splotła palce, kręcąc kciukami, jakby lekko nerwowo.
- Masz nadzieję, że wszystko w porządku? W jakim sensie? Czy twoje ciało zmieniło się w jakiś sposób, który cię niepokoi? Mam nadzieję, że nie wyrosły ci łuski albo ogon - Prasert niby zażartował, ale pytanie było poważne. - Rozbierz się, proszę. Chcę cię zobaczyć nago.
 
Ombrose jest offline