Luther z początku chciał się tylko rozejrzeć za dziewczynami po otulinie samej. Co jakiś czas nawoływał, ale nikt nie odpowiadał. Powinien był wrócić, bo dziewuchy pewnikiem doma już były, a on jak ten głąb się po oczeretach szwendał. Aleć odezwała się w niem ojcowska uparta krew i jako sobie piwowarczyk postanowił szukać, tak szukał i szukał i szukał… aż trzask prask, Światożara pode dębem obaczył. A że Światożar jego nie obaczył, to młody Grolsch wcale się długo nie zastanawiał ku czemu sytuacja jest idealna.
Korzystając, że młynarczyk z zapamiętaniem symbole skrobał, Luther tak cicho jak mógł zakradł się doń, by go znienacka łapą za ramię złapać i huknąć mu w ucho “Czuwaj!”.
Światożar praktycznie nie zareagował na figiel kamrata. Zupełnie tak, jakby ani nie poczuł dotyku, ani nie usłyszał krzyku. Wpatrywał się tępo w drzewo i nie ustawał w skrobaniu świętych symboli na korze. Wydawał się nieobecny.
Udawanie, że się nie dało wystraszyć było zdolnością często ćwiczoną i wymagało nielada wprawy. Ale młynarczyk tym razem wzbił się na poziomy nieosiągalne dla kogokolwiek kogo Luther by znał. I na domiar złego nie przerywał bazgrołów, jakby tylko one się liczyły…
- Światko? - zapytał druha przesuwając się zza niego, wpierw na bok, potem niemal na wprost, że dąb ów miał przy samym ramieniu. A młynarczyk nadal skrobał.
Tym więc razem Luther bardziej się przyjrzał owym znakom, ale poza znakiem Stwórcy niczego nie dostrzegł. Rozejrzał się też na boki, czy aby Żyrka gdzie nie było i to oni jakiego żartu nie szykują. W końcu złapał młynarczyka za rękę, którą ten rysował i przytrzymując ją mocno raz jeszcze powtórzył.
- Światko!
Czuł, że i w niem obawa rośnie.
Światożar przestał skrobać symbole dopiero wtedy, kiedy młody Grolsch zmusił go do tego przemocą. Młodzieniec nadal jednak nie spoglądał w oczy swego kamrata.
- Ja muszę… Nie możesz przeszkadzać… Muszę nas chronić… - wymamrotał młynarczyk. - Puść mnie, bo muszę nas chronić.
Luther jednak ni puszczać ni ustępować nie zamierzał. Przecież znał Światka i wiedział, że normalnie się on tak nie zachowuje. W łeb może dostał? Alibo już co wypili ze Żyrkiem? No bo co innego na wszystkie bogi mogło go tak skołowacieć? Ha! Wiedział co… A bo to nie słuchał czasem jako wujo Jarema gada o tech co we mglistym lesie żyjom? Łutopce, porońce, wiły, czy insze straszydła… Nikt niby żadnego nie widział… Nie to co wilców, czy niedźwiedzia. A i Stwórcy takie gadanie pono miłe nie było… Ale gdzieś tam głęboko w człeku zostawało ziarnko niepewności. A w Lutherze teraz mimo jego najszczerszych chęci rosło jak grzyb po rzęsistym deszczu.
- Światko! Chronić? Dyć tu nikogo nie ma! Gdzie Żyrko? Gdzie Nawojka i Boguśka? No mówże co z ładem!
Co rzekłszy potrząsnął młynarczykiem mocno.