Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2019, 10:33   #113
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Ruszyli z Angelą do wyjścia. Mik potrzebował dostępu do sieci.
- Czeka nas pracowita noc - powiedział. - Mam nadzieję, że jesteś gotowa.
- Zawsze jestem - odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem na pełnych wargach. - Co planujesz najpierw?
- Spotkać się z Basri a najlepiej bezpośrednio z Jinem. - Gdy tylko wyszli na zewnątrz spojrzał na holo, czy Rose wreszcie odpisała. - Jak możesz to poproś górę o sprawdzenie tych trzech adresów. Własność, plany budynków, takie tam.
- Zgoda, jak rozumiem takie rzeczy wysyłamy przez pana Dirkuera? - dopytała z tym specyficznym rodzajem uśmiechu.
Basri o dziwo odpisała. We wiadomości był tylko adres, w samym środku Bronxu. 2502 Barnes Ave. Nic poza tym.
- Tak.
Mik miał jakieś dziwne przeczucie. Wybrał numer Rose i zadzwonił. Numer, jak zwykle ostatnio, nie odpowiadał. Basri wyłączała holo od kiedy trzymała się blisko Jina. No tak, biorąc pod uwagę, że JIn był jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi w mieście to miało sens.
- Powiedz jeszcze, żeby przygotowali do transportu trupa Navarro, jak się da - rzucił do Angeli, pokazując jej wiadomość od Rose. - Niech przywiozą go na Bronx z jakąś małą obstawą i czekają gdzieś w pobliżu tego adresu za godzinę.
Maroldo obejrzał sobie okolicę adresu na mapie satelitarnej. Zwykły blok mieszkalny. Poczekał aż Angela załatwi sprawy z Alanem. Korporacyjne porzekadło mówi: zawsze dobrze zwalić na kogoś coś czego się nie lubi.
- Jedziemy na Bronx - powiedział, gdy skończyła rozmowę. - Chcę tam być trochę wcześniej, rozejrzeć się Spyderem. Za dużo ostatnio niespodzianek. Jak z truposzem?
- Za godzinę nie dadzą rady. Za dużo biurokracji, Bronx ciągle objęty szczelnym kordonem policji i wojska. Najwcześniej za dwie.
Wyruszyli, zostawiając za sobą magazyn, a potem także całą okolicę. Miasto się nie uspokajało, wrzało w nim jak w kotle. Czasami widzieli to bezpośrednio, kiedy ludzie praktycznie bili się, gdy doszło do jakiejś stłuczki na zakorkowanych drogach. Czasami były to zupełnie inne objawy, jak grupki ludzi rozmawiających ze sobą gorączkowo na rogu ulicy. Niby nic, a jednak zwykle nie wyściubiali nosa ze swoich mieszkań.

Wreszcie dotarli do blokady, obecnie obejmującej oba kierunki. Nie dało się wjechać ani wyjechać, jedyną przepustowość i drogę na północ i północny wschód zapewniały podniebne autostrady. Oczywiście i tam zjazdy na Bronx zostały zablokowane.
- Czekamy na wsparcie czy robimy rozpoznanie od razu? Jak stoimy z możliwościami przekroczenia blokady? - raport, który przeczytała Angela był pewnie jak zwykle niekompletny. Kobieta ciągle miała duże braki w wiedzy na temat zlecenia i jego aktualnych postępów.
- To jest Big Apple a my jesteśmy z CT - odpowiedział Mik. - To jest nasze miasto. Poza tym to jebany rasizm. Odcinać od świata dwa miliony ludzi to nie jest kurwa rozwiązanie. Boją się uchodźców, jakby Bronx był jakimś zawszonym krajem na bliskim wschodzie. Gwardia i gliny powinny być tam a nie na mostach. Masz firmowe ID, co nie?
- Mam. Ale ci w kordonie to rządowi - zauważyła, przyglądając mu się uważnie. - Rasizmem nazywasz właśnie odcięcie dzielnicy pogrążonej w brutalnej wojnie gangów. Ciekawe użycie pojęcia, szczególnie, że kolorowi żyją wszędzie. I z tego co czytałam to policja robi tam czystkę. Ile z tego wyniknie nie wiadomo, ale na razie ukrócili strzelaniny.
- Gangerzy mają sposoby, żeby ominąć każdy kordon. Jak ktoś myśli, że dragi teraz nie docierają z Bronxu a broń na Bronx to jest naiwny. Broń od nas też dociera. Blokada jest po to, żeby korpoludki z Manhattanu czuły się bezpiecznie. Jak dodatkowa porcja Valium. Bobra, jebać to. Pojedźmy dalej autostradą aż znajdziemy zjazd pilnowany przez gliny, key?
- Nie wątpię, że mają sposoby, gliniarze dali im wystarczająco czasu. To o ten czas jak na mój gust tu chodzi - Angela skinęła głową na to pytanie. - Ktoś komuś kupuje godziny.

Nie musieli daleko jechać, może trzy minuty później dotarli do pierwszego zjazdu. W przejeździe ustawiono betonowe zapory, przed którymi stała furgonetka S.W.A.T. oraz dwa policyjne radiowozy. Dwóch funkcjonariuszy z długą bronią stało przy barierze, kilku innych było widocznych w środku pojazdów.
Był jeszcze jeden powód, dla którego Mik wolał policję, poza tym że siedziała w kieszeni CT. Gwardia Narodowa była bandą cywilów, która nagle dostała władzę i broń z ostrą amunicją. A wbrew stereotypom gliniarze, nawet ci z prywatnych firm, rzadko strzelali bez ostrzeżenia. Mimo to jadący przodem Maroldo znacząco zwolnił, podniósł osłonę kasku i wyświetlił powiększenie przepustki z logo Corp-Techu na holoprojektorze.
- Dobry wieczór, panowie - powiedział, zatrzymując się kilka metrów od blokady i pokazując puste dłonie - Jak tam dzisiaj, trochę spokojniej?
- Zakaz wjazdu - powiedział jeden z nich, zastępując im drogę. Zerknął na przepustkę i wyraźnie ją zignorował. - Na polecenie burmistrza nikogo nie przepuszczamy.
- Tam w środku jak w tykającej bombie - dodał drugi, swobodniej, chociaż był równie czujny. Z furgonetki wysiadło jeszcze dwóch, przyglądając się dwójce motocyklistów. - Żeby wjechać musicie mieć bezpośrednią zgodę kogoś od nas albo z biura burmistrza.
- Key. - Nie było co się kłócić. - Prowadzimy śledztwo po dzisiejszym ataku na firmę i współpracujemy z policją, załatwi się.
Tematem dnia w newsach były porozrywane zwłoki pracowników CT, więc musieli wiedzieć o co chodzi.
Mik zsiadł z motocykla i odszedł parę metrów by zadzwonić do Dirkauera.
- Cześć szefie - przywitał się, gdy Alan odebrał. - Zaostrzyli zasady wjazdu na Bronx i z powrotem też. Nasze przepustki są już gówno warte. Potrzebna jest zgoda kogoś od glin lub z biura burmistrza. Najlepiej taka na stałe. Da się załatwić w miarę szybko?
- Zaraz sprawdzę co da się zrobić - powiedział od razu, znając jego to pewnie już myśląc o Liu. Tak czy inaczej, utknęli tu na kilka chwil. Mik pomiędzy barierkami i barierą dźwiękoszczelną dostrzegał ulicę pod spodem, gdzie stała kolejna bariera i spory tłum przed nią. Część miała różne, w większości nieczytelne z tej odległości banery. Dwaj "dodatkowi" gliniarze wrócili do furgonu widząc, że nie ma kłopotów. Zimny wiatr ciągle przynosił płatki śniegu. Zapowiadało się śnieżne Boże Narodzenie. Angela podjechała blisko, jej kask otworzył się, ukazując twarz.
- Aż dziwne, że nie roi się tu wszędzie od dziennikarzy. Ci ludzie na dole to świetna pożywka dla wiadomości. Przy okazji także dobre wtyczki, trzeba się postarać, aby nie zrobili nam zbyt wielu zdjęć.
Maroldo wziął to pod uwagę i zaraz odszedł od barierki, tak by nie było go widać z dołu.
- Wielka dziura w ziemi w Queens i trupy żołnierzy CT to ciekawszy temat dnia - powiedział. - A tym na dole się nie dziwię. Kilkaset tysięcy mieszkańców Bronxu pracuje w innych dzielnicach i wielu straci robotę, bo pracodawcy będą mieli w dupie czemu nie mogli dojechać. American dream - prychnął.
- Nigdy nie jest tak prosto. Lepiej stracić pracę niż życie w szeroko zakrojonej wojnie gangów - Angela miała wyraźnie inne podejście od zgorzkniałego obecnie Mika. - W ostatnich miesiącach dzieje się tyle… jakby zbliżało się coś wielkiego co obróci do góry nogami życie wszystkich.
Mik miał zapytać jak uwięzienie ludzi w dzielnicy ogarniętej wojną gangów ma uchronić ich przed śmiercią w wojnie gangów, ale odpuścił temat.
- Wojna megakorporacji - dopowiedział. - Już trwa, tylko jeszcze niewypowiedziana. Ciekawe ile to potrwa - spojrzał zniecierpliwiony na blokadę. - Moglibyśmy pojechać dalej autostradą i zjechać w Mount Vernon. Tam na Bronx prowadzi dużo zwykłych ulic, może da się prześlizgnąć.
- Wątpię, od kiedy zmodernizowali podniebną autostradę, każdy zjazd bardzo łatwo zablokować. No i spodziewałabym się tam rosnących tłumów, może już i zamieszek.
Zanim zdążyli zmienić decyzję o czekaniu, na ich holo trafiła wirtualna przepustka, prosto z numeru Liu. Po jej okazaniu gliniarze jedynie skinęli głowami.
- Uważajcie tam, ludzie robią się coraz bardziej nerwowi.
Rzeczywiście oprócz transparentów przy dolnej blokadzie zaczynały się pojawiać także kamienie i prowizoryczne pałki. Najpóźniej tej nocy Bronx miał wybuchnąć. Wyglądało na to, że gliniarze mogą nie zdążyć z tymi swoimi czystkami.
- Ja tam mieszkam i też jestem nerwowy - Mik oznajmił policjantowi, opuścił osłonę kasku i wolno ruszył motocyklem w dół rampy. Po drodze wysłał wiadomość głosową Dirkauerowi:
“Trzeba jak najszybciej zorganizować drużynie taktycznej kwatery i stałą bazę na Bronxie. Szykują się zamieszki, niedługo będzie ciężko przejechać a nie wszędzie da się wylądować śmigłowcem.”
"Spróbuję" nadeszła odpowiedź.
“Dzięki”

Lawirując motocyklem, by minąć policyjne bariery, Maroldo zlecił programowi behawioaralnemu analizę twarzy protestujących, żeby wybrać stronę ulicy, gdzie było mniej agresywnych ludzi. Również własnymi zmysłami obserwując ich reakcję ruszył wolno w tym kierunku. Okazało się, że komputer określił jako najmniej agresywnych tych kilku stojących z boku basiorów, wytatuowanych na wszystkie sposoby, a ze wszystkich sił nakazywał omijać krzyczące i wymachujące rękami murzyńskie kobiety. Ostatecznie okazało się, że tutejsi nie mieli ochotę na rozróbę, ale Mik dostrzegł jak co najmniej dwóch facetów dokładnie filmowało ich przejazd.
Komputer miał pełną rację, wytrącone z równowagi kobiety potrafiły być dużo bardziej nieprzewidywalne od mężczyzn a od zwykłej szarpaniny z nimi mogła się zacząć rozróba na pełną skalę. Filmowanie było oczywiste, ale przejeżdżając twarze mieli zasłonięte.
- Nasi przeciwnicy umieją w miejski monitoring, zanim dojedziemy na miejsce musimy schować tablice motocykli - Mik powiedział przez komunikator do Angeli, gdy już zostawili za sobą tłum.
Zatrzymał się w pustej bocznej uliczce dwie przecznice dalej i zsiadł, by zdemontować swoją tablicę rejestracyjną i schować ją do bagażnika. Pozostawały programy do rozpoznawania modeli pojazdów po kształcie, ale ich motocykle były dużo bardziej powszechnego typu niż maszyna Psyche.
- Chyba się tu zadomowimy.
Kobieta wcisnęła jakiś ukryty przycisk i tablica zamazała się, a potem pojawiły się całkiem inne numery.
- Bardziej mam nadzieję na liczne dziury w monitoringu na Bronxie. Widziałam dwa radiowozy na skrzyżowaniu. Zaraz jednak zapadnie zmrok, ale liczę, że mamy jeszcze kilka godzin do prawdziwej eskalacji. Co robimy? Mnie tu nie znają, mogłabym zrobić rekonesans na podanym przez Basri adresie.
- Tylko ostrożnie, są tu miejsca, gdzie w ogóle nie lubią obcych - Maroldo sięgnął do bagażnika i podał jej mikrobota. - Wystarczy jak podrzucisz tam Spydera, rozejrzę się nim. Przyczaję się przecznicę czy dwie dalej.
Wsiadł z powrotem na motocykl i kontynuowali rozmowę przez kom.
- Zadyma będzie przy wyjazdach z dzielnicy i może komisariatach. Przy okazji pewnie plądrowanie supermarketów. Gliny i gwardia też ściągnie w te miejsca, więc gangi mogą skorzystać z zamieszania i się wychylić, ale to też okazja dla nas, żeby załatwić parę spraw. Liczę, że do tego czasu będziemy mieli już drużynę bojową na miejscu.
Wzięła drona i schowała pod kurtkę. Nie zdjęła kasku, nie widział więc wyrazu jej twarzy.
- Poradzę sobie. Proponuję się rozdzielić, sprawdzę miejscówkę i wracam. Gdzie się spotkamy?
- Nadajnik Spydera ma ograniczony zasięg, więc będę w pobliżu - odpowiedział, przesyłając lokalizację. Alejka dwie przecznice dalej. - O tu. Jakby się udało podrzucić go na klatkę schodową budynku, byłoby super.

2502 Barnes Ave okazało się ośmiopiętrowym prostopadłościanem z czerwonego budulca - na dole cegły, na górze czegoś nowocześniejszego, czyli tańszego. Cztery wyższe piętra wyglądały zresztą jakby doklejono je do spójnej całości przez co powstał tani koszmarek, podobny do wielu go otaczających. Był to bardzo mieszkalny fragment dzielnicy, na skraju - albo i poza nim - strefy należącej do The Rustlers, kiedyś w miarę bogaty, obecnie bardzo podupadły. W zasięgu wzroku od skrzyżowania widać było ledwie jeden sklep, zamknięty i zakratowany obecnie, w zapadającym zmroku kręciło się bardzo niewielu ludzi. Jadąc tu minęli dwie policyjne furgonetki wraz z gliniarzami, blokujące skrzyżowanie trzy przecznice wcześniej. Dalej na zachód ponad dachami domów ciągnęła się podniebna autostrada, ale nigdzie w najbliższej okolicy nie znajdował się żaden z niej zjazd.
- Jestem na miejscu - zameldowała przez holo Angela. - Niewiele tu miejsc do przyczajenia się i niewielu ludzi. Puszczę robota na dach. Jaki plan? To budynek mieszkalny, nie uda się sprawdzić wszystkiego. Mogę wejść do środka, ale mi to śmierdzi.
Okolica była wręcz podejrzanie cicha, jak gdyby coś wymiotło z ulic przechodniów i samochody. Te nieliczne, co się pojawiały, przejeżdżały szybko. Cóż, nikt nie chciał zarobić przypadkowej kulki.
Mik zaparkował w wąskiej alejce, za zaspami śniegu i śmietnikami.
- Nie wchodź - polecił. - Podrzuć tylko spydera i zmykaj.
Przez chwilę się nie odzywała, nie słyszał też dźwięku motoru - w końcu te elektryczne łatwo było wyciszyć. Wreszcie znów usłyszał jej pewny, dźwięczny głos.
- Podrzucony, odjeżdżam kawałek. Skoro tak to wygląda to równie dobrze możemy znów się spotkać.
Mały robot miał dużo możliwości. Poczekać na kogoś przy drzwiach, wdrapać się na dach i spróbować kominem, albo po prostu szukać odpowiednio dużych wywietrzników czy uchylonych okien. Tylko czego miał szukać w ośmiopiętrowym budynku, gdy nie dostali dodatkowych instrukcji?
Spyder, jak na bioniczną zabawkę wzorowaną na pająku przystało, miał świetną przyczepność. Ale wspinaczka na dach po oblodzonej, smaganej wiatrem zewnętrznej ścianie bloku nawet jemu mogła się nie udać. Mik zajrzał nim przez kilka okien na parterze i pierwszym piętrze: tych w klatce schodowej i paru przypadkowych mieszkaniach. Następnie wrócił i przycupnął na małym daszku nad wejściem do klatki schodowej. Z pomocą zooma i termowizji zlustrował stamtąd okoliczne budynki oraz zaparkowane pojazdy szukając jakiejkolwiek podejrzanej aktywności. Potem pozostało już tylko czekanie aż ktoś wejdzie lub wyjdzie z bloku, by wślizgnąć się robocikiem do środka.
Nic nie chciało się samo wydarzyć. Odczekał kwadrans, ale nawet z pomocą spydera niewiele mogli zdziałać bez bardziej agresywnej taktyki. Rose miała oczywiście wyłączony holofon. Okolica sama w sobie była podejrzana, zwłaszcza przy ogłaszanych w wiadomościach rosnących niepokojach i ludziach na ulicach Bronxu. Tu było pusto, jak gdyby wszyscy opuścili domy albo umówili się, że nie będą się z nich ruszać choćby nie wiadomo co. Mik wreszcie podjechał, a jak tylko zatrzymał się przed budynkiem, zobaczył wiadomość.
"Trzecie piętro".
Przesłał ją Angeli, którą wcześniej poinstruował, by w razie czego weszła wraz z nim Spyderem. Zsiadł z motocykla i nacisnął klamkę, przytrzymując drzwi otwarte, żeby pajączek zdążył wskoczyć. W oknie cyberoka miał podgląd na obraz z jego kamerki.
“Śmigaj nim przodem i termowizją po drzwiach mieszkań” - dodał.
Biorobocik wspinał się po ścianach klatki schodowej dużo szybciej niż specjalnie wolno człapiący po stopniach Mik. Ostrożność i rozglądanie się nie były w tych okolicznościach niczym dziwnym. Nie było nic nadzwyczajnego w tym budynku. Nic nie rzucającego się w oczy, zwyczajne tym bardziej. Klatka schodowa, korytarze wypełnione wyłączenie drzwiami. Smutno i tylko gdzieniegdzie kolorowo, tu i ówdzie jarzyły się neo-grafitti. Drzwi zamknęły się za nim, a na holo wyświetliła się wiadomość.
"Pierwsze piętro".
Spyder już zdążył tam zajrzeć. W głębi korytarza zobaczył dwie znane meksykańskie mordy ochroniarzy Jina. Mordy mogły być fałszywe lub przekabacone, ale profilaktyczne sprzątnięcie ich mogłoby zostać uznane za faux-pa. Maroldo wszedł więc na piętro i uniósł dłoń na powitanie.
- Siema.
Jeden z nich bez słowa otworzył mu drzwi do niedużego mieszkania o zasłoniętych oknach. W prosto urządzonym salonie ujrzał Basri, siedzącą na fotelu w swoim nieskazitelnym białym kostiumie, który nie mógł się już bardziej rzucać w oczy. I mieć większego dekoltu. Jin spacerował w te i wewte, wydając się nie zwracać na nią uwagi, pogrążony w myślach. Oboje zwrócili się w stronę drzwi, kiedy te się otworzyły.
- Dzień dobry - Mik skinął na powitanie głową, zamykając za sobą drzwi. - Mam trochę dobrych wieści, ale zanim zaczniemy mogę ściągnąć koleżankę? Czeka na zewnątrz. Zastępstwo za Psyche, ona gdzie indziej zajęta.
- Zgoda, choć nie jestem przekonany do poszerzania grupy osób wiedzących o naszych spotkaniach - odparł Jin po krótkiej wymianie spojrzeń z Rose.

Angela dołączyła krótko po tym, nastąpiła zwyczajowa wymiana imion i pozornych uprzejmości. Potem pierwsza przemówiła Rose.
- Macie dobre wiadomości, dobrze słyszałam?
- My również - wtrącił bardziej chętny do dzielenia się wiedzą Tieo. - Udało nam się zawrzeć rozejm z Blood Boysami. Najwyraźniej zaczęli tracić ludzi i ich miłość do Free Souls nagle się skończyła.
- Albo chcą przeczekać ten nalot glin - stwierdził Mik. - Ale może faktycznie kapnęli się, że więcej mogą stracić niż zyskać. Sami Free Souls też się pomału kończą. Oglądaliście wiadomości? - zapytał, a gdy potwierdzili podjął: - To byliśmy my, tam w Queens. Namierzyliśmy wielką podziemną bazę. Były tam dziesiątki uwarunkowanych cyborgów, jak te z którymi już walczyliśmy, kupa sprzętu, androidy, chuje muje dzikie węże. I Zbawiciel we własnej osobie. Wysadził wszystko w powietrze, bo myślał, że nas załatwi, ale zrobiliśmy go w konia i żyjemy. Za to on zginął, wygrzebaliśmy trupa spod gruzu. To tylko skorupa, bo AI która nim kierowała ma się dobrze, chociaż siedzimy jej na karku. Ale tą skorupę trochę ludzi ze zbuntowanych gangów kojarzy. Możemy przywieźć wam trupa, cykniecie sobie z nim fotkę, wrzucicie przez vpn w lokalną sieć, to da niektórym do myślenia.
- Zdjęcia można łatwo podrobić - zauważyła Basri. Jin podczas przemowy Mika kiwał głową.
- Przekaz na żywo mógłby pomóc - podsunęła Angela.
- Wtedy mogą nas namierzyć. Lecz pomysł jest dobry - odezwał się wreszcie Tieo. - Nalot glin wszyscy chcą przeczekać, moim zdaniem wygląda to jakby Boysi stracili zaufanie do swojego sojusznika. Nie liczę, że rozejm potrwa długo, ale na razie daje nam czas.
- Potrzebujemy tylko kropki nad "i", jeśli rzeczywiście Free Souls mają się źle. Możecie wykorzystać kontakty i uderzyć w liderów. Wszyscy oglądają się na policję, mogą się nie spodziewać - zasugerowała Rose.
- Tym chwilowo zajmują się inni - rzekł Maroldo. - Zaatakowano bezpośrednio firmę, sprawa zyskała wyższy priorytet. My z Angelą na razie chcemy pomóc wam posprzątać tutaj, key? Mamy na stałe do dyspozycji zespół uderzeniowy. I konkretne cele. Zgadnijcie kto był może prawą ręką Zbawiciela. Zresztą, obejrzyjcie sami.
Puścił im nagranie z przesłuchania Jay L-a.
Żadne z nich nie wydawało się zaskoczone. Jin drgnął za to, kiedy Jay wspominał o kobiecie mającej "przeniknąć" do jego ochroniarzy.
- Dobra robota. To nam mogłoby się przydać do przekonania ludzi Meatboya.
- Ciekawi mnie, czy jego były szef naprawdę nie żyje, czy ktoś przekonał również JayL-a - wypowiedziała na głos swoje myśli Basri.
- Ten tu nie był jednak prawą ręką, ktoś taki jak Zbawiciel ich nie posiada - wtrąciła Angela. - To twoja dzielnica, panie Jin. Ty powinieneś wiedzieć co najlepiej zjednoczy The Rustlers.
- Możliwość odwetu - odpowiedział bez większego namysłu, spoglądając na Mika.
- Pewnie tak - skinął głową Mik. - Muszą tylko uwierzyć, że dokonają go pod twoim przywództwem. Stream z trupem Zbawiciela będzie pierwszym ku temu krokiem. Nasi spece pomogą wam wypuścić go tak, by was nie namierzyli. Drugi krok to likwidacja zdrajców. Tą Jiri Lin, czy jak jej tam, na razie tylko obserwujcie, key? Jeśli Alecto ma z nią kontakt to jak dupa zniknie może nabrać podejrzeń. Musimy go dorwać, najlepiej żywego, i ocalić BigJ-a. My się tym zajmiemy. Przez BigJ-a przekonamy resztę ludzi Meatboya. Trzeci krok, już połączonymi siłami: rajdy na magazyny Odlotu. To zjedna ci resztę Rustlersów. Pasi plan?
- Wszystko zależy od tego, co zrobimy z przechwyconym towarem i jak rozegramy sprawę ludzi Meatboya - Jin odezwał się po dłuższej chwili zastanowienia, widząc, że wszyscy na niego patrzą. - Musimy być przekonujący, aby nie wpadli w szał i nie oskarżyli nas o spreparowanie dowodów. Nie wiem jaki posłuch będzie miał BigJ. Przynajmniej część Odlotu musi trafić w nasze ręce, albo musicie wymyślić jak przekonać ludzi z ulicy, że tak intratny interes należy zamknąć. Od szybkich działań zalecałbym przemyślane ruchy, jeden na raz. Gliny nam nie pomogą. Doszły mnie słuchy, że wyłapują konkretnych ludzi.
Angela zmrużyła oczy, nie odezwała się jednak. Wyraz jej twarzy sugerował, że przemowa Jina była zbyt chaotyczna i nieprecyzyjna, ale Basri wyglądała jak zwykle na w pełni opanowaną, lekko uśmiechając się w stronę Tieo.
- Nie ma przeszkód, żebyście przejęli handel Odlotem - zgodził się Maroldo. - Zdobytymi zapasami, albo i na dłuższą metę jeśli rozgryziemy recepturę. Możecie nawet później puścić plotę, że ją macie. My potrzebujemy tylko trochę do badań, reszta towaru będzie wasza. Firma diluje tylko dragami na receptę.
Zaśmiał się krótko.
- Do przekonania ludzi Meatboya posłużą nam żywi zdrajcy, którzy sami na żywo im wszystko wyśpiewają. Alecto, jeśli go złapiemy, a jak będzie trzeba przywieziemy też Jaya. Ale to będzie też moment, w którym będziesz musiał pojawić się wśród nich osobiście. Zacznij kminić nad dobrą przemową.
Jin obdarzył go długim, przenikliwym spojrzeniem. Przez moment wydawał się twardszy niż zwykle sprawiał wrażenie. Rose złożyła dłonie w domek, na usta wypełzł jej uśmiech. Jak zwykle nie docierał do oczu.
- Doskonale, w takim razie mamy plan. Przygotuję Jina do popchnięcia The Rustlers w odpowiednią stronę. Domyślam się, że nie wiecie wiele o prawdziwym celu tej policyjnej obławy?
- Firma w dostępnych mi kanałach nie podaje tej informacji, szeregowi gliniarze sami nie wiedzą - wtrąciła Angela, która akurat w tym temacie miała większą wiedzę niż w sprawach gangów, do których została wzięta z łapanki. - Mamy kilka teorii, wy na pewno również. Wszystkie skłaniają się ku jednemu: czegoś szukają, chęć powstrzymania wojny gangów tylko to przykrywa.
- Postaramy się dowiedzieć - rzekł Mik, po czym spojrzał na Jina Tieo. - A ty musisz sobie przypomnieć początki kariery. Te brudne początki. Bo nie zawsze zajmowałeś się tylko finansami, co nie?
- Początki mojej kariery były ściśle związane z wujkiem Li. To on nauczył mnie, że finanse, opanowanie i powściągliwość mogą w odpowiednich warunkach przynieść o wiele więcej korzyści - odpowiedział mu spokojnie. - Siłę można pokazać na wiele sposobów, obecnie jednak zgadzam się, że kilka brutalnych pokazów wobec naszych wrogów, wraz z zerwaniem rozejmu z Blood Boys, byłoby adekwatne.
- Nie, nie no - cyborg pokręcił głową. - Z tym ostatnim zaczekajmy. Wreszcie możemy skupić się tu na jednym wrogu, więc warto skorzystać z okazji. Wyrównacie rachunki w swoim czasie, key? Nas zresztą Bloodboys już zupełnie nie interesują. Nie chcemy się za bardzo wtrącać w waszą strategię, ale pamiętajcie że jesteśmy tu tylko ze względu na Odlot, Zbawiciela i Free Souls, no i tych co za nimi stoją. Znaczy firma jest, bo ja jako lokals mam sentyment do Rustlersów i wkurwia mnie ten burdel, co się porobił. Ale ja to ja, nie jestem CEO. A firma ma swoje cele. Pokazy siły są spoko, ale najpierw trzeba mieć jakąś siłę. I to jest moment, żeby ją odzyskać. Waszą własną siłę. Bo jak wjadą tu nasze czołgi, to będzie skuteczne, ale nie zyska wam respektu, więc my musimy zostać w cieniu. Zatem najpierw ludzie Meatboya, potem Han. Co z nim w ogóle, macie jakiś kontakt?
- Han miewa się dobrze, ukrywa się i przemieszcza po drugiej stronie dzielnicy, aby tam utrzymać porządek. Tam również może poszaleć, gdy już nie wytrzyma - wyjaśnił Jin, nie spuszczając wzroku z Mika.
- Z nikim tam nie mamy rozejmu, a Free Souls nie atakowali od początku policyjnej blokady - dodała Basri. - Jeśli otrzyma ten odwet o którym mówi Jin, Han będzie z nami. Pozostaje zjednoczenie z ludźmi Meatboya wciąż wiernymi The Rustlers, a nie samym sobie. Mam nadzieję, że przekonacie ich przy okazji, że odłączenie się i próba przejścia na własne się nie opłaca.
- Spróbujemy. Wy w międzyczasie szykujcie się do uderzenia na magazyny Odlotu. Może jeszcze tej nocy przed świtem? Musimy uderzyć na wszystkie trzy na raz. Macie dość ludzi, żeby zająć się dwoma?
- Z glinami węszącymi wszędzie taka organizacja może się nie udać. Być może uda się Hanowi zebrać ludzi do jednego, ale reakcja policji będzie zbyt szybka. Możecie ją opóźnić? - Jin po części mógł mieć rację, z radiowozami stojącymi co dwie przecznice otwarty atak przyciągnie gliny błyskawicznie.
Mik na chwilę się zamyślił.
- Jeszcze nie wiemy. Masz rację, lepiej odłóżmy to na później. Na razie dyskretna obserwacja. Adresy macie w przesłuchaniu Jaya. Załóżcie kamery z widokiem na bramy. Ruch z magazynów może doprowadzić nas do cenniejszego łupu czyli fabryk. Użyjcie dzieciaków na skuterach lub małych dronów, sami wiecie. - zaproponował dwa podstawowe środki transportu dilerów, których każdy gang handlujący narkotykami miał na pęczki.
- Z tym nie będzie problemów - skinął głową Jin. Angela zbliżyła się i szepnęła na ucho Mikowi.
- Nie będzie kontroli nad policją, tak mówi góra - powiedziała i odsunęła się.
- Ustalamy jakiś konkretny harmonogram godzinowy? - zapytała Rose. - Lepiej będzie unikać częstszych spotkań, a sieci obecnie nikt nie ufa.
- Tak. Spotkajmy się może jutro koło południa? Miejsce ustalcie teraz a w wiadomości tylko godzina, gdyby się miała zmienić. Angela mówi, że to zbyt gruba operacja policyjna, byśmy mogli na nią wpłynąć. Ale postaramy się dowiedzieć jak najwięcej, key? - spojrzał na partnerkę, dając do zrozumienia, by o to poprosiła. - Gliny i wojsko zawsze działają według wytycznych i planów, znając je będzie łatwiej. To chyba na tyle, co? Gdzie wam podrzucić trupa Navarro?
Jin wyjął mały notesik i wypisał na nim dwa adresy.
- Do kontaktu - podał pierwszą, a następnie drugą. - I do transportu.
- Jutro w południe mogą się spotkać wysłannicy w celu wymiany informacji, jeśli będzie trzeba osobistego spotkania to możemy je ustalić na wieczór - wtrąciła Basri. Angela na zadane pytanie skinęła głową, nie wtrącając się do ustaleń.
- Zgoda - rzekł Mik wstając. - A, i jeszcze jedno. Macie jakieś dyskretne miejsce na Bronxie, gdzie byśmy mogli zakwaterować drużynę bojową wraz z pojazdami i sprzętem?
- Obecnie? Nie - powiedział od razu Jin. - Nie zapewnimy ukrycia większej, rzucającej się w oczy grupie. Mogę ci wskazać pewien magazyn, ale wasza głowa w tym, żeby gliny się nie zorientowały.
- Bierzemy - uśmiechnął się Maroldo. - Dla nas gliny to mniejszy problem.
Schował notes z zapisanym kolejnym adresem.
- Dzięki i do zobaczenia - Pożegnał się skinieniem głowy.

Zaraz po wyjściu wysłał adres magazynu Elsifowi z dopiskiem: “kwatera” i pytaniem: “Kiedy przeprowadzka?”
Napisał też do BigJ-a: “Spotkanie? Przydałoby się dogadać o to czym ostatnio gadaliśmy.”
Wyszli, bez problemu docierając do drzwi wyjściowych z budynku, odprowadzani wzrokiem bliźniaków.
"Jak tylko ktoś potwierdzi, że dadzą nam przelecieć" - przyszła odpowiedź najemnika, na którą Angela skinęła głową.
- Zajmę się tym - powiedziała, kontaktując się od razu z firmą. BigJ odpisał po dłuższej chwili.
"Spotkanie teraz może być złym pomysłem, gliny węszą wszędzie. Możecie się zjawić tam gdzie zwykle, ale jak was zgarną to nikt nie pomoże. Jak nie zgarną to ktoś się pojawi."
“Nas nie zgarną. Was też nie, jak będziecie z nami. Będziemy za pół godziny, pozdr.”


Podał Angeli adres, planując na mapie trasę omijającą główne arterie i skrzyżowania.
- Jedziemy do El Chicanito. Fajna knajpa. Spotkamy się z BigJ-em. Czarny i lojalny, nawet spoko koleś.
Wyświetlił jej zdjęcie a zaraz potem drugie.
- Pewnie będzie też ten gość. Alecto, zdrajca. Ostatnio ustawialiśmy spotkanie szefów, więc będziemy grać ten temat, jakbyśmy nie wiedzieli, że Meatboy nie żyje. Alecto ma dużą słabość do atrakcyjnych kobiet i tu jest twoja rola. Jak odkryjemy karty trzeba go będzie rozbroić nim zdąży zareagować. Przystawić nóż do gardła, lufę do łba, uśpić lub ogłuszyć. Masz jakąś ukrytą broń?
- Ja jestem ukrytą bronią - stwierdziła po prostu. - Da się zrobić - zdążyła powiedzieć, gdy nadeszło od Remo zaproszenie do holokonferencji dla ich obojga, opatrzone najwyższym priorytetem. Angela odebrała od razu. Mik zaraz potem, wsiadając na motocykl.
- Czekajcie chwilę, przeparkujemy - poprosił, stukając Angelę w ramię i wskazując jej ręką kierunek.
- Nie stójmy pod tym budynkiem.
Ruszył, kierując się do najbliższej bocznej alejki. Pojechała za nim i wkrótce znaleźli się w dość odosobnionym miejscu. Okolica ciągle pozostawała bardzo spokojna i cicha, gdzieś za następnym zakrętem błyskały tylko policyjne światła.
Ruszyli jeszcze w trakcie rozmowy. Gdy konferencja dobiegła końca MIk podyktował holofonowi wiadomość do BigJ-a:
“Się pochwaliłem, kurwa. Utknęliśmy z glinami. Dam znać jak nas puszczą.”
"Tak jak mówiłem, jak będziecie to ktoś zobaczy"
- nadeszła odpowiedź, a motory pruły już do celu, omijając ustawionych tu i ówdzie gliniarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 11-09-2019 o 21:53.
Bounty jest offline