Krasnoludowi wydawało się, że jego proste, żołnierskie słowa dotrą nawet do głupich ogrzych móżdżków. Miał nadzieję, że nie będzie im zależeć na walce z silnym przeciwnikiem. Tym większe było jego zdziwienie, gdy pierwszy z nich złamał szyk. Garran z rosnącym przerażeniem patrzył na ogromną zwalistą postać biegnącą w jego kierunku i wymachującą potężną dwuręczną bronią. Medyk oczami wyobraźni widział już siebie przepołowionego na dwie części. Świat wokół niego zwolnił, postacie ruszały się jak w smole, a on sam zamarł w bezruchu. Dopiero po chwili z otępienia wyrwały go okrzyki wieśniaków.
Ruszył w stronę walczących, z trudem dotrzymując innym kroku. Jeszcze nie wiedział, czy będzie robić toporem czy igłą, ale w każdym przypadku musiał być blisko akcji. Poganiał ochotników, próbując okrzykami i przekleństwami ustawić ich w jako takim szyku. Najpierw podążał za Bretończykiem, który nie zważając na niebezpieczeństwo pognał w stronę ogrów. Potem jednak zauważył osamotnionego Güntera, który toczył nierówny bój z jednym z napastników. Wokół niego latały strzały i trwały już walki, gdy skręcił w stronę wojownika, który wpadał w coraz większe tarapaty. Garran zmusił się do szybszego biegu, liczyła się każda sekunda. Może i nie był wyszkolonym wojownikiem, ale płynęła w nim krasnoludzka krew, a do tego ogr stał tyłem do niego. Z głośnym okrzykiem zakręcił swym toporem i trzymając stylisko dwoma rękami dla zwiększenia siły ciosu zaatakował nieświadomego wroga. Ostrze broni Garrana trafiło go w rekę, miażdżąc staw łokciowy i odrąbując ramię i zatrzymało się dopiero na napierśniku giganta. Ogr popatrzył w szoku na odciętą kończynę i krew sikającą z potwornej rany, próbując jakoś zatrzymać krwawienie, po czym padł najpierw na kolana, potem na bok, aż w końcu zdechł.
Walka dobiegła końca. Krasnolud i jego towarzysze mieli więcej szczęścia, niż rozumu. Niektórzy walczący wymagali jednak pomocy. Medyk zajął się najpierw Günterem. Wymacał szybko jego rękę, na szczęście kości były całe. Stłuczenie było jednak mocne, a łowca nagród miał problem z poruszaniem obitego ramienia. Borakson natarł je maścią dla ograniczenia bólu, potem wykorzystał przydrożne drzewko, ściął gałąź, usztywnił jej kawałkami ranną rękę i obwiązał bandażami.
- No chłopie, jak to mówią, do trzech razy sztuka! Następnym razem daj pozór, bo mogę nie zdążyć cię uratować i wyleczyć. – Wstał i zmierzył wzrokiem pozostałych. - Ktoś jeszcze potrzebuje mojej interwencji?
Garran nie był prawdziwym żołnierzem, ale jedno wiedział. Po wygranej walce nadchodzi czas na szukanie łupów. Krasnolud poszukał sakiewek i innych ciekawych przedmiotów przy trupach.