Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2019, 22:02   #89
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Reakcja kapitan wydała się Anabell mocno przesadzona. Rozumiała trzymanie załogi twarda ręką, ale to nie było w jej mniemaniu TO. Jamash słusznie zauważył, że w sumie Lanteri nie określiła dokładnie co od nich oczekiwała. Dała im WOLNY WYBÓR jak mają się zająć sytuacją, a potem się wnerwiła, że zrobili dokładnie to. Krótko mówiąc mającej w miarę dobre mniemanie o kapitan bardce nie spodobało się jej zachowanie. Widząc jednak wdzięczność u Beliny i załogantów wolała zamiast psioczyć pod nosem ukłonić się i uśmiechnąć czarująco.
- Zamienie cię, póki co przy sterze. Odpocznij - dodała do nawigatorki zajmując jej miejsce. Ta robota zawsze uspokajała.

Wieczorem tego samego dnia bardka zmieniając wartę przy starze poszła na dziób statku. Kładąc swoje skrzypce na ramieniu i przykładając do nich głowę zaczęła grać. Melodia była bardzo lekka, ale porywista. Przerwała jednak w pewnym momencie cmokając z niezadowoleniem. Fitzgerald, który sobie przysiadł obok wstał na swoje tylnie łapki i zaczął chodzić dookoła swojej właścicielki.
- Wydaje mi się, że brakuje tej melodii jeszcze wagi. Tak, zdecydowanie. Musisz nad tym popracować.
- Poważnie?
- Mm tak. Ta melodia jest jeszcze mało wietrzna. Może powinnaś do tego jeszcze zacząć śpiewać?
- A tam, próbowałam już przecież. Jeszcze się nie chce mnie posłuchać nie ważne jak dobrze znam auran.
- Z takim nastawieniem nic nie osiągniesz. Gdzie ta moja pełna energii i entuzjazmu dziewczyna?
- Ta dziewczyna ma dwadzieścia siedem lat i kryzys życiowy. Nie mądrzysz się może za bardzo?
- Hm, może. Co ja tam wiem z tym swoim małpim rozumem. Tak? Graj dalej.

Jamash wychylił się przez burtę, przyglądając się zachodowi słońca odbitemu na powierzchni wody. Słysząc jakiś niezrozumiały bełkot, odwrócił się i chwilę obserwował Anabelle, nic nie mówiąc. Ta naburmuszyła się ponownie zabierając się do gry. Zezłoszczona słowami małpy zaczęła ponownie grać dużo żwawszą melodię, pełną gniewu i zawziętości. Nagły powiew wiatru rozwiał jej włosy i przeminął jak się zaczął. Zła kobieta tupnęła nogą o pokład i pogroziła ręką niebu.
- Uchszszty..! - wycedziła przez zęby.
- Chcesz sztorm wywołać? - rzucił zaczepnie undine.
- Na razie mi wystarczy jak mnie ten uparty zefir posłucha! - kobieta odparła gniewnie dodając kilka obelg z mowie wiatru. Małpka coś nagle zaszczebiotała po małpieniu a co Anabell zareagowała ciężkim westchnieniem.
- Aye… obrażanie go na pewno nie pomoże. Jak policzek? - zapytała w końcu kierując wzrok na undine, który się zaśmiał.
- Nie pierwszy raz kobieta dała mi po gębie! Chociaż przyznam, że Lanteri ma krzepę…-
- Och tak, wściekła kobieta nagle odnajduje siły, których by się nikt po niej nie spodziewał. Wierz mi też coś o tym wiem. He he, zazdrość pośród marynarzy bywa kłopotliwa - żachnęła się rudowłosa do swoich wspomnień. - No ale ładnie cię załatwiła ta syrenka. Masz szczęście, bo gotowa byłam cię stamtąd wyciągać w niekonwencjonalny sposób.
- W jaki niby? - Jamash spochmurniał na wspomnienie o syrenie.
- A, gdybyś był agresywny to zwyczajnie chciałam cię zaczarować… No albo byś mi wisiał za zużycie na tobie eliksiru.
Twarz undine na chwilę wykrzywiła się, ale zaraz wróciła do normy - Dobrze w takim razie, że poszło łatwo -
Anabell uniosła ramiona jakby dla niej temat użycia czaru na kimś był mało imponujący. Zamiast tego odsupłała i odkorkowała bukłak z ale. Skrzywiła się pijąc go.
- Ech muszę się uśmiechnąć do kuka po porcję na wyprawę. A ty się nie przejmuj. Nie zamierzałam tego wykorzystać w żaden inny sposób niż aby cię stamtąd wyciągnąć.
- To jak jeszcze da się go wykorzystać? - zapytał z nuta podejrzliwości.
Anabell spojrzała na Jamsasha i zmarkotniała.
- To eliksir miłości… nie trwa specjalnie długo więc przydatny jest jakby ktoś chciałby bardzo namieszać w czyimś życiu na krótki czas. Teraz na statku do niczego się nie przyda. A już na pewno jak bym ciebie zauroczyła. ot kilka dni byś sobie posiedział w takim stanie i by ci przeszło.
Fitzgerald znów coś zapiszczał po małpiemu na co Anabell pokiwała głową.
- No ale co byś się nie denerwował, to kupiłam go dawno temu i w ogóle nie po to aby ratować zadurzonych w syrenie wodników - dodała z szelmowskim uśmiechem.
Jamash patrzył na bardkę dłuższą chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym parsknął śmiechem.
- Podrzuć go Gardaxowi - zaproponował cicho.
- On jest dla mnie wodniku - odpowiedziała poważniej. - Dla mnie, na moje chore serce i głupie pomysły. Dla mnie aby dać się komuś w końcu usidlić… nawet jeśli na chwilę.
- Zdajesz sobie sprawę, że to będzie tylko złudzenie, a nie coś prawdziwego? I nie będziesz miała w tym żadnego wyboru? -
- Wiem, ale nie do końca to prawda. Pierwsza osoba, którą się zobaczy staje się obiektem miłości. Więc mogę to sobie zasymulować… kto wie? Może niesiona tym uczuciem później już mi będzie łatwiej? - Anabell przestała patrzeć na Jamasha. Zamiast tego obserwowała horyzont. Fitzgerald usiadł tuż obok jej nóg i oparł się o jedną. Wydawał się markotny bardziej markotny niż jego właścicielka.
- Albo będzie jak po nocy spędzonej z nieznajomą, która po pijaku wydawała się pięknością, a na trzeźwo wygląda jak coś, co morze wyrzuciło na brzeg - powiedział, wzdrygając się lekko, jakby na wspomnienie - Nie zaplanujesz sobie tego, takie rzeczy zawsze przydarzają się znienacka, i nigdy nie jesteśmy na nie gotowi -
- Każdy prowadzi swoje życie jak mu się chce. Aż tak źle wspominasz syrenę? - zapytała z nutą złośliwości. Widać bardka była już przekonana do swojego pomysłu na ”życie”.
- Kurwa, nawet o tym nie wspominaj. Nie o nią chodziło -
Anabell zaśmiała się krótko.
- A mi się wydaje, że to nie jest aż taka różnica. Tylko tyle, że ja się temu dobrowolnie poddaję. A znalezienie takiego, któremu się spodobam nie będzie trudne. WIęc jak uznam, że lubię go wystarczająco, łyknę sobie i co z tego wyjdzie to wyjdzie. Ale no, aby nie było, dzięki za ostrzeżenia wodniku.
- Skoro już uznasz, że to ten, to po cholerę eliksir? Żeby uznał, że ci odbiło na jego punkcie? -
Bardka łypnęła w końcu na Jamasha i machnęła ręką.
- A idź. Nie rozumiesz. Co ja strzępie język? - burnkęła z niezadowoleniem. - Idź, wracaj do swojej królowej, ja sobie jeszcze popsioczę na wiatr i można uznać dzień za skończony.
Undine wzruszył ramionami - Obyś znalazła to, czego szukasz - po tych słowach powoli odszedł.
Bardka jeszcze przez pewien czas próbowała swoich sił w mierzeniu się z wiatrem, ale bezskutecznie. W końcu odpuściła i poszła spać. Tym razem nie odwiedziła pani kapitan, ani nie zaszczyciła undine małą igraszką. Tym razem po prostu była nie w humorze.

***

Anabell nie była specjalnie wyspana. Brak satysfakcji odbił się na kobiecie w formie znużenia i zmęczenia. Poza miną pełną zniechęcenia zachowanie kobiety było też ciut bardziej bezczelne.

- Daj słodziutki, też sobie popatrzę - powiedziała dość zalotnym tonem do Darvana zabierając mu lunetę kiedy tylko sam skończył z niej korzystać. Takiej zabawki jeszcze ze sobą nie miała i jak tylko była okazja lubiła z niej korzystać. Dopiero wtedy oddała ją pani kapitan z zalotnym uśmieszkiem. Tylko dla sprawnego oka było widać, że jest to tylko gra.

- Aye aye, rączki będę trzymać przy sobie. Oby one też swoje trzymała z dala ode mnie, ha! - zażartowała. - No ale kochani mam prośbę, skoro chcemy uniknąć srogiej awantury pozwólcie mi w razie czego się zająć kapłanami. Będę ich w stanie zająć, jeśli nikt z was nie zacznie straszyć bronią. Możemy się tak umówić? - rzuciła propozycją. Po naradzie poszła po swoje rzeczy, aby zabrać je ze sobą na łódkę.

Jeśli mielibyśmy spotkać kapłanów to Anabell spróbowałaby najpierw użyć na przeciwnikach fascinate zanim by doszło do walki

 
Asderuki jest offline