Coś w końcu wyciągnęło Caspara ze skorupy.
Najpierw dziwna, niespotykana i przez to interesująca tradycja, o źródła której wypytał starszych mieszkańców wioski (tacy lubią jak ktoś ich słucha), potem państwo Gascoignowie, którym przyjrzał się wiedźmim wzrokiem, a na koniec zabawa w kamienie. Jego rodzinna wioska wprawdzie leżała kawał drogi stąd i zwyczaje były w niej inne, ale tę formę świętowania pamiętał z dzieciństwa. Uśmiechnął się, przepuścił innych chętnych i zastanawiał się czy dałby radę sprawić radochę dzieciarni i zaimponować Gwen pomagając sobie przy rzucie magią... i czy nie zostanie od razu wykryty przez miejscowych albo przyjezdnych. Łatwiej byłoby sprawić by inni nie trafiali, ale to nie byłoby zabawne. Ani miłe. Ani bezpieczne. Tego więc robić nie zamierzał.