Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2019, 02:22   #109
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Eshtelëa znów szła tym samym korytarzem. Mijała te same zimne ściany, obcasami stukała o to samo kamienne podłoże, za wąskimi szparami okien widziała ten sam krajobraz. A jednak coś się zmieniło. Ona nie była już tą samą „głupią gąską”.

Wystarczyła pełna garderoba, trochę biżuterii i kilka kropel perfum, aby z wściekłej, prawie oślepionej furią i bólem złamanego serca nieobliczalnej elfiej generał przeobraziła się w.. uwodzicielkę świadomą wdzięków swego ciała. Z pewnością nie była jedną z tych doświadczonych kurtyzan wytrenowanych w odpowiednim kołysaniu tyłkiem, ale te braki wychowawcze nadrabiała urodą, zgrabnością oraz krnąbrnym charakterkiem. W końcu On zachwycił się nią, kiedy była zaledwie nieokrzesaną uliczną kuglarką.

W komnacie zrzuciła z siebie ciężki pancerz i włożyła strój niewiele odbiegający barwą od reszty jej ubrań w czerniach i ciemnych fioletach. Obcisły materiał dokładnie opinał jej wystawione na pokaz nogi, zaś spływające z jej bioder fałdy długiej spódnicy zakrywały iście soczysty widok jej pośladków uwydatnionych tak przylegającym krojem. Rozkoszny sekret przeznaczony tylko dla oczu jej ukochanego.




Nagie ramiona odsłaniały pajęczynę tatuaży wijących się po całej długości lewej ręki Eshte. Gdyby nie jej naturalny pociąg do wszelkich świecidełek, to właściwie w ogóle nie musiałaby się dodatkowo ozdabiać biżuterią. Już same te tatuaże skrzyły się bardziej niż większość błyskotek.

Idąc przed siebie balansowała zręcznie na wysokich obcasach, w czym niewątpliwie pomagało jej dawne akrobatyczne wyszkolenie. Dostrzegła nieopodal kręcącego się sługę, może nawet tego samego co wcześniej. Ciężko było powiedzieć, dla niej wyglądali tak samo.
-Gdzie On jest? -zapytała władczo, szczególnych nacisk kładąc na słowo „On”, choć nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości co do poszukiwanej przez nią osoby. Nie było nikogo innego w całym tym wielkim zamku kogo chciałaby zobaczyć. Tylko On.

On odpoczywał w swoich komnatach, tak powiedział prowadzący elfkę, ciągle zgięty w pokłonie mężczyzna. Nieważne jak piękna była Eshte, od lat wzbudzała strach. Plaga Północnych Królestw, Fiołkowa Wiedźma, Spopielaczka - każdy z jej przydomków budził grozę. Ale to nie miało teraz znaczenia. Teraz Fiołkowa Wiedźma była uwodzicielką.

Otworzono przed nią drzwi. Nikt nie odważył się nawet zapytać o to, czy była wzywana. A On tam był.
Jego uroda, była jak słońce. Oślepiała. Jego włosy układały się ślicznie na ramionach i białej koszuli. Gibka postać, długie zgrabne nogi, ciało godne boga. Pierworodny uśmiechnął się na widok wchodzącej do komnaty Eshte. I ten uśmiech rozpuścił wszelkie żale, gniewy i urazy. Uśmiechał się do niej, a jedyne ukłucie żalu, to mała blizna w kąciku ust - pozostałość po poparzeniach jakie Pani Ognia zadała mu w gniewie lata temu.
Ale Pani Ognia już nie było. Spopielaczka w pełni kontrolowała cały swój potencjał.

Uśmiechał się do niej stojąc oparty o biurko i trzymając kielich wina w ręku.
- Spodziewałem się ciebie Eshtelëo. - powiedział głosem brzmiącym niczym niebiańska muzyka.- Cierpliwość nigdy nie była twoją cnotą.
Wyciągnął dłoń ku niej, co wprawiło jej serce w radosne bicie. Nie gniewał się na nią za to wtargnięcie. Był rad z jej obecności… to cudowne, bo jego smutku by nie przeżyła.

Ktoś wypuścił w brzuchu elfki całą siatkę motyli trzepoczących skrzydełkami. Niemądry, ale wesoły uśmiech rozjaśnił jej twarz, a policzki naznaczył subtelny rumieniec.
Za drzwiami tej komnaty była siejącą postrach Spopielaczką, nieznającym litości Karzącym Ogniem swego boga i kochanka. A wystarczyło jedno jego spojrzenie, by gwałtownie przeistoczyła się w zakochaną kobietę, nierozumiejącą cóż takiego dobrego zrobiła w swym życiu, że zasłużyła sobie na zainteresowanie tego ideału męskiego gatunku.

-Lubię myśleć, że temperament był jedną z wielu moich zalet, którymi ściągnęłam na siebie Twoją uwagę -odparła stawiając ku niemu kroki wprawiające jej biodra w delikatne zakołysanie. Z gorliwością pochwyciła za jego dłoń, splotła ze sobą ich palca. Kiedyś swoje własne uważała za długie i smukłe, jednak bledły w porównaniu do Jego palców -I jakże mogłabym czekać spokojnie w mojej komnacie wiedząc, że przybyłeś do zamku. Na tak bardzo długo zostawiłeś mnie w nim samą.. -wydęła wargi muśnięte barwnikiem koloru dojrzałej śliwki - Nudziło mi się w zamknięciu i tęskniłam. Zimno mi było nocami.

- Tęskniłaś za mną?
- zapytał choć znał odpowiedź. Przyciągnął ją do siebie z nieludzką gracją. Objął w pasie całując jej usta i sprawiając, że Eshte kolana zmiękły. - Wybacz, ale opanowanie świata… dla nas… wymaga subtelności z mojej strony. Ty jesteś moją ognistą zemstą, moją karzącą dłonią… ale podbój królestw wymaga nie tylko twojego ognia. Muszę więc cię opuszczać. Muszę zniżać się do knowań z ludzkimi magami.

A więc tak to było!
Jej biedactwu, najbardziej boskiemu ze wszystkich bogów, mieli czelność zawracać głowę jacyś prostacy paradujący w sukienkach! Aż krew zagotowała się w żyłach elfki na myśl o tak wielkiej bezczelności wobec miłości jej życia.
A może powodem tego zagotowania było ziszczenie się jej snów i pragnień, które nawiedzały jej głowę przez ostatnie miesiące i nareszcie urzeczywistniły się w postaci namiętnych pocałunków. Obejmowana Eshte napierała swym ciałem na mężczyznę opartego o mebel, inaczej groziłoby jej omdlenie z tej przyjemności uderzającej do głowy bardziej niż jakiekolwiek fajkowe ziele. On był jej jedynym środkiem odurzającym.

-Mmm.. -zamruczała odrobinę.. zamroczona dotykiem i smakiem Jego pocałunków. Koniuszkiem języka powoli oblizała swoje wargi. Żadne ciasto nie mogło się równać ze słodyczą ust jej ukochanego. Najchętniej i Jego pożarłaby swoimi pocałunkami.
-Mogłabym ich po prostu.. dla Ciebie spopielić, wiesz? Jednego po drugim, aż nie zostanie nawet jeden przemądrzały czarownik mogący męczyć Cię swoim gderaniem. Na pewno nie potrzebujesz słuchać jakichś tam byle ludzi. Jesteś ponad nimi -dłonie wsparła wygodnie na Jego torsie okrytym koszulą, dzięki czemu mogła ciekawskimi paluszkami wyczuć twarde mięśnie -Pomyśl ile tym sposobem zyskalibyśmy czasu tylko dla nas. A może znowu zacząłbyś mnie zabierać ze sobą, bym uprzyjemniała Ci dalekie podróże.

-Jesteś zbyt sławna Eshtelëo.
- jego dłonie też ślizgały się po jej ciele. Jedna obejmowała ją w pasie, druga muskając bok, szukała wygodnego szlaku do sekretu między jej udami. Już dawno odstawił pusty kielich, upajając się tylko słodyczą jej ust.- Wszędzie o tobie mówią z przerażeniem w głosie, podziwem. Jesteś sławna. I łatwo rozpoznawalna. A poza tym, nie chciałbym narażać cię na niewygody. Jesteś dla mnie zbyt cenna. A magowie… są mi potrzebni. Gdy przestaną być mi użyteczni, każę im skoczyć z jakiejś przepaści.

-Cóż mi po sławie, jeśli trzyma mnie tak daleko od tego co najważniejsze w mym życiu?
-westchnęła Eshte melancholijnie, ale szybko jej słowa zmieniły się w drżące tchnienie wyrwane z piersi uniesionych gorsetem. W towarzystwie tego ideału nie było miejsca na tak ponure emocje. Sam Jego głos rozganiał troski, sprawiał że szczęście i miłość wypełniały jej serce po same brzegi. Zaś Jego dotyk rozpalał w niej ogień jakże odmiennego rodzaju.

Zdołała postawić jeszcze jeden kroczek przed siebie, co zakończyło się uwięzieniem uda kochanka pomiędzy jej długimi nogami. Była teraz jeszcze bliżej niego, czuła na skórze ciepło Jego ciała przenikające przez ubrania. Opuszki jej palców prześlizgnęły się po szyi mężczyzny, a potem przesunęły się po doskonale wyrzeźbionej linii szczęki.
-A będę mogła popatrzeć jak skaczą? Uwieeeeeeeelbiam - przytuliła dłoń do Jego policzka i gorącym oddechem rozpieściła wargi -kiedy uwalniasz nasze królestwo od takiego robactwa. Jesteś wtedy tak cudownie bezwzględny.. -drapieżnym pocałunkiem wpiła mu się w usta pokazując jak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo silnie działała na nią Jego władczość i potęga.

Na razie jednak jego plany uwalniały dotyczyły bardziej trywialnych rzeczy. Chwycił brutalnie za dekolt sukni, szarpnął i zerwał go z łańcuszka łączącego go z jej szyją, po czym mocnym ruchem w dół odsłonił piersi elfki. Kilkanaście lat temu, taka napaść oburzyłaby Eshte. Tyle starań tak szybko zniszczonych. Jednak teraz jęknęła z aprobatą poddając się drapieżnej pieszczocie dłoni ściskającej jej pierś, ustom wędrującym po szyi. Jej ukochany tracił coraz bardziej ogładę i dobre maniery. Co ją cieszyło, bo im bardziej bawił się jej ciałem, im bardziej z niego korzystał, tym dłużej był przy niej. A ona mogła się pławić w jego pięknie i charyzmie.

-Sama będziesz mogła ich zrzucać.- obiecywał, dłonią masując i ściskając te krągłości. Jej pan i władca, jej miłość, ofiara jej urody. Teraz wszak musiała tylko zadbać o to, by nie myślał o niczym innym poza jej chętnym i gorącym ciałem. Bo wszak niczego tak nie pragnęła jak jego miłości i uwagi.

Że też kiedykolwiek przyszła jej do głowy ta bzdurna myśl o zostaniu przez niego zastąpioną! Czy tak zachowywał się mężczyzna znużony swą kochanką? Czy pieściłby ją w tak żarliwy sposób, gdyby przestał jej pożądać? Nie i nie, chociaż jej usta chciały teraz szeptać pełne zadowolenia „tak, tak”.
Ależ była głupia. Głupia gąska. Może i napotkała problem w związku z urodzeniem mu upragnionego dzieciaczka, ale nadal była dla niego źródłem wielu rozkoszy, nadal pragnął jej zgrabnego ciała i prawdziwej przyjemności jaką mogło mu podarować. Uwielbiał każdy fragmencik skóry Eshte, a ona uwielbiała być przyczyną tego błysku w Jego świetlistych oczach.

Kolejnemu jej głośnemu tchnieniu towarzyszyło odrzucenie głowy w tyłu. Pstrokate włosy, jeden z tych nielicznych elementów łączących ją z dawnym życiem, spłynęły po karku i nagich ramionach w pełni obnażając wrażliwą szyję. I swe gibkie ciało wyginęła ku mężczyźnie, więc jej naprężone piersi wręcz same podsuwały mu się do pochwycenia w dłonie. Nie martwiła się zniszczoną suknią. Przy jego zachłanności nie warto było przywiązywać się na dłużej do ubrań. Ale nic to – On podaruje jej kolejne, które znów będzie rozrywał w szale namiętności.

Jej piersi tłamszone jego palcami, całowane, kąsane były ofiarą złożoną jego pożądaniu. Ofiarą złożoną jakże chętnie przez elfkę. Oczy Eshte zaszły łzami radości i szczęścia. A gdy je otarła dłonią, to zamiast kasetonów sufitu zobaczyła krzywe deski budy jej wozu.
Zamiast pięknej sukni kuglarskie szmatki.
Zamiast uwielbianego przez nią Pierworodnego…

-Ty nie żyjesz. Spopieliłam cię. - wyrwało się z ust elfki, gdy zdezorientowana rozglądała się po wozie wyrwanym z jej przeszłości…

MOMENCIK


Jakiej przeszłości?!


Przecież nigdy nie była fioletową harpią lepiącą się do Pierworodnego jak jakaś lubieżna ladacznica, bądź.. Paniunia.
Kuglarka próbowała rozeznać się w sytuacji i zrozumieć co się stało, acz… odpowiedź nasuwała się sama. To była JEGO wina. Choć pewnie będzie próbował jej wmówić, że jest inaczej. Thaanekryyst… siedział przed nią chowając jakąś fiolkę do kieszeni ukrytej w jego szacie.
-Jak dziecko… doprawdy. Nie można cię zostawić nawet na chwilę.- westchnął smętnie.

Eshte czuła się otępiała, jak gwałtownie wyrwana z głębokiego snu. Nie potrafiła zrozumieć co się stało. Przecież co dopiero była potężną Spopielaczką, Żywym Ogniem siejącym postrach we wszystkich królestwach i najpiękniejszą, najbardziej pożądaną kochanką Pierworodnego. Powinna skakać z radości, że zbudziła się z tego koszmaru, ale głównie czuła.. pustkę. To wszystko było takie prawdziwe. Dobrze pamiętała uczucia targające tamtą Eshte – całą jej wściekłość, ból złamanego serca, aż w końcu tak wielkie, wprost nieprawdopodobne szczęście na widok swego ukochanego. Szczególnie to ostatnie przyprawiło ją teraz o ukłucie.. chyba smutku. Zamrugała mocno.
Nagle podwinęła rękaw lewej ręki i z rozczarowaniem zobaczyła znajome blizny pokrywające skórę. Nie było już migoczących tatuaży. Potem niczego sobie nie robiąc z obecności Thaaneekryyyysta, który przecież mógł być tylko kolejnym wytworem jej odurzonej wyobraźni, kuglarka pochwyciła dłońmi za swoje piersi skryte pod lekkim gorsecikiem. Były na swoim miejscu, Pierworodny ich sobie nie zabrał na pamiątkę. Najgorsze było to, że ostatnie spędzone z nim chwile nadal były bardzo, bardzo żywe w myślach i na ciele elfki. Wspomnienie jego dotyku, a także własnego podniecenia, ciągle przyśpieszało jej oddech i malowało się rumieńcem na policzkach.

-Wszystko w porządku?- jej zachowanie wyraźnie zaniepokoiło Ruchacza, który zrobił się nagle czuły. Ale nie czułości kuglarka teraz potrzebowała. W każdym razie nie tego chciało jej ciało. Bądź co bądź Pierworodny rozpalił żar w jej lędźwiach i wraz ze wspomnieniami tamtej Eshte ów ogień tkwił w jej ciele. Zadrżała lekko z przyjemności, gdy czuła jak swoimi dłońmi ściska własny biust.

Ależ On się na nią patrzył swoimi pięknymi oczętami, nic więcej się wtedy nie liczyło. Może i miał całą armię kochanek gotowych spełnić każdą Jego zachciankę, ale to właśnie ona, Eshte, była dla niego tą najważniejszą i najpiękniejszą. To ją chciał widzieć i jej pragnął, żadnej innej. Wystarczyło jedno spojrzenie, uśmiech albo jej imię wypowiadane Jego anielskim głosem, by czuła się najszczęśliwszą kobietą chodzącą po tym świecie.
A teraz znów była kuglarką bez własnego zamku, za to w brudnych ubraniach, rozczochranych włosach i z wozem czekającym na posprzątanie. Zaś naprzeciwko niej nie siedział Najbardziej Boskich z Boskich, a.. Ruchacz. Jeszcze siedząca w niej Tamta Eshte wyraźnie żałowała tej zmiany.
Jednak obecna tutaj sztukmistrzyni Meryel potrząsnęła mocno głową, starając się wyrzucić z niej tamtą. Nie miała już miejsca na kolejną skrzywioną wersję siebie.

-Pierworodny jest chędożonym w rzyć gównojadem, który chce mnie dla siebie tylko po to, by zrobić ze mnie krowę rodzącą mu dzieci -wyrecytowała takim tonem głosem, jakby samą siebie próbowała przekonać do prawdziwości tych słów. Jednak rozbrzmiewające w myślach peany na cześć pięknookiego elfa ciągle budziły wątpliwości. Ciągle siedzące w niej pragnienie bliskości sprawiło, że podsunęła się bliżej czarownika.
-Prawda? -zapytała poszukując u niego potwierdzenia.

- No tak. Masz w sobie duży potencjał. Twoje i jego potomstwo byłoby wyjątkowo potężnymi magami. - potwierdził nieświadom jej rozterek Tancrist. - A to że jesteś piękna i zmysłowa, to jest miły dodatek do twoich pozostałych atutów.

Tamta była w pełni świadoma piękna i zgrabności swego ciała. Ochoczo wykorzystywała tę wiedzę w kuszeniu Pierworodnego ku sobie. I zwyciężała. Ale nie kuglareczka. Ona nie uważała się za uwodzicielkę i swe ciało postrzegała w innych kategoriach, głównie tego jak bardzo potrafi je powyginać. Na takie zadziwiająco milutkie określenia swej urody reagowała czerwienią obejmującą jej uszy. Zwykle też wiązało się to z uderzaniem pijanego intruza po łapach, albo przynajmniej zwyzywaniem go. Tym razem poprzestała na głośnym chrząknięciu i odwróceniu spojrzenia od czarownika.

-Widziałam go. I siebie -mruknęła najwyraźniej jeszcze trochę w szoku, bowiem bardziej z kłopotliwym zainteresowaniem niż wściekłością -Byłam najpiękniejszą i najpotężniejszą ze wszystkich jego kochanek. Siałam postrach, byle pstryknięciem spalałam w proch jego wrogów. Uczynił ze mnie swoją ognistą generał..
Jakoś niezbyt miała ochotę dzielić się z czarownikiem szczegółami swego.. ekhm, współżycia z Pierworodnym. Nie potrafiła ich całkiem od siebie odepchnąć, więc przenikały do ruchów jej ciała. Jak choćby do jednej dłoni, którą bezwiednie uniosła i opuszkami palców musnęła szyję co dopiero pieszczoną ustami pięknego gównojada. Aż się wzdrygnęła.

- Widziałaś swoją przyszłość. Możliwą przyszłość. Mało prawdopodobną co prawda. I taką do której nie zamierzam dopuścić.- wyjaśnił Tancrist obejmując elfkę ramieniem i tuląc ją do siebie. Tamta mroczna Eshte musiała jeszcze całkiem artystki nie opuścić, bo jej ciało przylgnęło do mężusia ocierając się o niego. Przyjemny dreszczyk przeszedł po ciele tancerki.
-Upaliłaś się ziołem przeznaczonym dla wieszczek. Stąd te wizje. Co cię podkusiło do palenia tych narkotyków? To nie są substancje służące do zabawy. - i oczywiście musiał ją skarcić, choć podobał się jej ten ton troski o nią w jego głosie. I usta… usta też miał ładne. Szkoda, że używał ich tak nieciekawej czynności jaką było gadanie.

-Potrzebowałam dodatkowej zachęty do posprzątania.. -odpowiedź elfki dobiegła gdzieś z okolic obojczyka czarownika, w który Eshte wtuliła swoją twarz. To tłumaczyło przytłumienie jej głosu. Eh, musiało nadal na nią działać to upalenie, skoro tak chętnie wtulała się w objęcia Ruchacza zamiast odepchnąć go od siebie i okrzyczeć. Znów bezczelnie wykorzystywał jej słabość, chociaż ona nie była tego świadoma. Jeszcze.
-W takim razie może powinnam jeszcze raz je wypalić, żeby zobaczyć inne moje.. przyszłości, co? -z tymi słowami rozpoczęła wędrówkę dłońmi po jego torsie. Uważnie oklepywała różne miejsca w poszukiwaniu poukrywanych kieszeni chcąc znaleźć tą jedną, do której schował mieszek z zielem -Na pewno w innej jestem sławną na całym świecie artystką, albo potężną czarodziejeczką, lub królową z własnym zamkiem..

- Nie powinnaś… zresztą nie wiadomo co zobaczysz. Nie jesteś wieszczką. Nie szkoliłaś swojego umysłu. Możesz popłynąć prądem czasu, w rejony których nie chcesz zobaczyć. A już z pewnością nie potrzebujesz znów kolejnej wizji siebie.
- mruknął jej mężuś głaszcząc ją po głowie. - Powinnaś odpocząć i zrelaksować się. I… co robisz?
No właśnie… co robiła lewą dłonią, gdy schodząc po jego ciele za nisko i sięgając palcami pod tkaniny, dotknęła skórę męskiego pośladka? Do licha! Ciężko było znaleźć cokolwiek w jego szatach, a co gorsza… czuła wyraźnie kojący zapach jego pachnideł. I przez to czuła się bezpiecznie i miło. Tu żaden Pierworodny gównojad nie był w stanie jej dopaść.

-Nic.. niczego nie szukam.. -odpowiedziała mocno rozkojarzona elfka. Ścisnęła jeszcze raz, a potem cofnęła ręce i wyprostowała się. Siedząc naprzeciwko Thaaneeekryyysta przechyliła się niebezpiecznie do przodu, niczym jeden z tych znanym wszystkim pijaczków, co do zawsze nachyla się zbyt blisko do rozmowy i owiewa drugą osobę zapachem swojego śmierdzącego oddechu. Pewno i z jej ust czuć było całe to wypalone ziele.
Wesoły uśmieszek zaigrał w kącikach jej warg -A wiesz, że jak byłam Tamtą Eshte to miałam na skórze takie same tatuaże jak Ty? Ale moje pokrywały tylko jedną ręką, nie całe ciało..

-To miło, ale osobiście nie polecam…
- odparł Tancrist podwijając rękaw szaty i po zdjęciu żelaznego karwasza z umieszczonymi w nim mlecznymi klejnotami odsłonił pokrytą wijącymi się tatuażami rękę. - Nakłuwano skórę bardzo głęboko, by połączyć magiczny barwnik z moimi nerwami. Było to bardzo bolesne przeżycia, istna kilkugodzinna tortura. Dobrze że nie miałaś wizji, kiedy ci ten tatuaż na ręce robiono.

Eshte nie była najlepiej wychowaną kuglarką czy nawet elfką chodzącą po tym świecie, dlatego zupełnie bez pytania ujęła w dłonie przedramię mężczyzny, by wprost z dziecięcą ciekawością przyjrzeć się tatuażom na jego skórze. Koniuszkami palców powiodła po błękitnej ścieżce.
-Wy magowie to się przed niczym nie cofniecie byle tylko strzelać bardziej kolorowymi fajerwerkami, co nie? -stwierdziła kwaśno, jak zawsze nie potrafiąc zrozumieć dziwacznych zwyczajów magów, szlachciurków i ludzi -Ale ładnie na mnie wyglądały.. -kciukami przetarła malunki na wewnętrznej stronie jego przedramienia. Przy innej okazji poznała ( a raczej sobie wymyśliła ) słowa mocy oświetlające Thaaneeekryyysta, więc i tym razem wypowiedziała je głośno -Zaświeć się.

Tatuaże czarownika rozbłysły niebieskim światłem mieniąc się w oczach kuglarki.

- Nie każdy ma tak duży potencjał jak ty.- mruknął czarownik, a jego usta muskać zaczęły czubek ucha wtulonej w niego elfki, wprawiając jej serce w przyjemny trzepot.- Te tatuaże pomagają mi mój potencjał skupić bardziej i wykorzystać lepiej.
Niełatwo było skupić się na jego słowach, gdy łajdak wykorzystywał jej własne ciało przeciw niej. Pieszczoty na jej szpiczastym uchu przynosiły ciału Eshtelëi przyjemne doznania i w dodatku artystka czuła się… kochana.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem