Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2019, 02:42   #110
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
O dupa blada” - wyrwało się jej myślom, nie pierwszy i nie ostatni raz kiedy została postawiona w obcej dla siebie sytuacji. Tak samo zareagowała pierwszy raz widząc Pierworodnego, nagi i niespodziewanie umięśniony tors Thaaneekryyysta, jak i budząc się po dwóch dniach odchorowywania jadu gremlina. Kopiasta górka wypalonego ziela działała na nią otępiająco na jej wybuchowy charakterek.

-Nie myśl sobie, że świeceniem i tym.. tym.. co teraz.. robisz.. -elfkę łatwo było zbić z tropu, a już tym bardziej jak się było świadomym jej słabości. A ten łajdak zdecydowanie zdążył je poznać. I teraz pod wpływem tych pieszczot Eshte przechyliła głowę ku jego ustom, tak jak pies nastawiający się do drapania za uchem. W próbie zaprotestowania stanowczo skrzyżowała ręce na piersiach, a raczej na tych wszystkich wisiorach i świecidełkach wiszących pomiędzy nimi -No.. nie myśl sobie, że.. wykręcisz się od sprzątania..

- Do licha… rozgryzłaś mnie
.- mruczał cicho czarownik, pomiędzy powolnymi muskaniem jej spiczastego ucha językiem. Leniwie muśnięcia, rozgrzewały jej krew przypominając o tych wszystkich pieszczotach jakie od niego zaznała.- Taaak bardzo mi się nie chce sprzątać Eshte… już bardziej wolę sprawiać ci przyjemność buziakami.
Potem jednak dodał poważnie.- Dowiedziałem się czemu zostaliśmy zaatakowani. Dobra nowina to taka, że to nie Pierworodny. Niestety to jedyna dobra wiadomość. Pozostałe są tylko złe.

-Taaaaa...?
-mruknęła Eshte niezbyt zaskoczona jego słowami. Bądź co bądź rzadko kiedy się zdarzało, aby rozmowy bogato urodzonych panów kończyły się dla niej korzystnie. W rozleniwieniu przymknęła oczy, jednocześnie wzdychając ciężko -Co tym razem? Szlachciurkom udało się zrzucić na mnie całą winę za ten atak? W drodze do tatusia Paniunia się potknęła i powiedziała, że to ja ją popchnęłam? Pan hrabia wyrzuca nas z tego swojego orszaku? A może chcą mnie zostawić leśnym dzikusom?

- Tak… Henrietta próbowała przekonać innych, że jesteś szpiegiem Balaerthona, ale na razie nie udało się jej nikogo przekonać. Choć… niewątpliwie zasiała ziarno wątpliwości.
- zaczął wyjaśniać czarownik nie przerywając rozpraszającej przyjemnej pieszczoty na uchu elfki.- Na ziemiach Eishadaell, w Puszczy Lodowego Jeziora toczy się elfie powstanie przeciwko rządom hrabiego. I to powstanie zaczyna rozlewać się na wioski i miasta… szczególnie miasta, w których to elfie społeczności są dość liczne. Hrabia więc w odpowiedzi zaczął krwawo dusić bunty i nakładać na długouchą społeczność ograniczenie możliwości podróżowania po swoim hrabstwie… co wywoływało kolejne protesty i wrogość… i… dowiedziałem czemu jedziemy do jego zamku. Nasz gospodarz uznał, że dalsze ciśnięcie twojej rasy może doprowadzić do masowego powstania. I chce złagodzić represje, choć tylko dla elfów lojalnych wobec niego… a ty i elfia kapłanka jesteście, cóż… przykładem dla miejscowych członków twojej rasy. - czarownik uśmiechnął się ironicznie i dodał przesadnie entuzjastycznym głosem.- Patrzcie moi poddani, jak szanowana i ceniona jest elfka, która przestrzega i lojalnym poddanym! I was to może czekać, jeśli odwrócicie się od Balaerthona i jego ruchawki!
Wzruszył ramionami.- Jakiekolwiek są jego plany, to nie zmienia to faktu, że trolle zdołały ubić kilkoro wielmoży, zanim zostały zniszczone. I paru ich krewnych szuka… kozła ofiarnego dla swojej zemsty. Arissa jest nietykalna z racji swojego kapłańskiego statusu. Natomiast ty… niekoniecznie. Postaraj więc jutro nie rzucać się w oczy, dobrze?

To było wiele słów jak dla jednej kuglarki. Wiele nieznanych jej nazw, imion, określeń i szlachciurskich intryg, które wypełniły jej głowę prawie bezkształtnym bałaganem. Nie było zatem niczym zaskakującym, że przez dłuższą chwilę siedziała w milczeniu, a ponad zamkniętymi oczami jej brwi powoli przymarszczyły się w głębokim zamyśleniu.

-Arissa to jedno, ale skąd pomysł, żeby i ze mnie robić przykład? -zapytała z całkiem szczerym niezrozumieniem. Oczywiście była świadoma swej rasy, przecież nie była jakaś głupia, ale jakoś nie utożsamiała się z innymi spiczastouchami. Nie spotykała się z nimi w lasach na pogaduszki, a miastowe elfy za bardzo kręciły tyłkami, by miała chcieć się z nimi zadawać. Tak właściwie, to łączyły ją z nimi tylko te długie uszy. Toteż cały ten pomysł hrabiego wydawał się Eshte całkiem absurdalny. Ale nagle pokiwała głową -Ah. Wśród tych elfów jest dużo kuglarzy i artystów, tak?

-Nie… w karawanie jest za mało elfów, by było na kogo zrzucić winę. Ktoś musiał powiedzieć buntownikom gdzie i kiedy uderzyć. Jakby było to takie trudne… wypatrzyć olbrzymią powolną karawanę i wpaść na pomysł, by uderzyć na nią, gdy uwaga strażników będzie skupiona na występach artystów dla wielmoży zamiast na otaczającym nas lesie.
- odparł sarkastycznie Tancrist głaszcząc elfkę po głowie. Było miło, ciepło i miękko… i lekko podniecająco, gdy usta Ruchacza muskały jej ucho.- Ale niektórym nie wystarczy zabicie trolli, zwłaszcza jeżeli sami do zabijania trolli nie przyłożyli ręki.

-A może rzeczywiście jest jakaś zdrajczyni, tak jak Eshte sugerowała? Czekająca na to by zdradziecko wybić zdradliwe ostrze zdrady i podłości w nasze plecy? Może powinniśmy ją poszukać? Albo jego?
- zaproponowała dotąd milcząca Trixie, za to bardzo podekscytowana. A czarownik spojrzał na kuglarkę oczekując od niej wyjaśnień… chociaż to nie ona zaczęła paplać jak najęta.

Czując na sobie ten natarczywy wzrok, Eshte powoli uniosła powieki i spojrzała fiołkowymi oczami na czarownika.
-No.. przecież to właśnie ten powód, dla którego nie możemy rozpowiadać o naszym ostatnim spotkaniu z Pierworodnym, nie? -mówiła takim tonem, jak gdyby to wcześniej już dogadali i teraz zapominalski czarownik zmuszał ją do powtarzania wszystkiego -Bo może wśród tych wszystkich szlachciurków, artystów i służby jest jeszcze jakiś jego kochaneczek, który mógłby zechcieć pomścić lśniące włosy swego Najbardziej Boskiego z Boskich - ten wątpliwej jakości przydomek sam wymknął się spomiędzy warg elfki, która skrzywiła się mocno -Ale przecież nikt nie byłby na tyle szalony, aby w tym celu wysyłać za mną całą armię elfów i trolli..

Parsknęła śmiechem na taką niedorzeczność. Jednak to rozbawienie gwałtownie zamarło w jej gardle, bowiem przypomniała sobie zachowanie Tamtej Eshte, i to z jaką łatwością pojawiały się w jej głowie mordercze myśli. Była gotowa zrobić wszystko dla swego, uh, ukochanego. Kuglarka wzdrygnęła się mocno, aż rozdzwoniły się obwieszające ją świecidełka -Prawda?

- Niestety...nieprawda. Pierworodni bywają mściwi.
- z ciężkim sercem oświadczył czarownik i czule pogłaskał elfkę po włosach.- Ale akurat wątpię, by miał tu szpiega. Za mało czasu na zorgani…
- Mógł mieć już wcześniej jakieś tajnego agentkę lub agenta.- oceniła sytuację Trixie i zetknęła się z gromiącym ją wzrokiem czarownika, który uznał że powiedziała za dużo.
- Jestem tu i nie dam ci zrobić krzywdy. Nie martw się.- rzekł więc cicho do ucha Esthe.
I znów te czułości. Dużo ich było. Nie wiedziała co z nimi zrobić.

Było jej milutko, cieplutko, słodziutko i rzeczywiście czuła się.. bezpiecznie. Gdyby samotnie musiała mierzyć się z Pierworodnym, trollami, dzikimi elfami oraz żądnymi krwi szlachciurkami, to już dawno pakowałaby swoje rzeczy i nocą ruszyła w drogę jak najdalej od tego niebezpiecznego miejsca. A teraz.. nawet nie panikowała. Choć równie dobrze mogłoby to być spowodowane jej ogólną ospałością po wypaleniu wieszczego ziela.

-W mojej wizji nic nie wskazywało na to, by Pierworodny się na mnie mścił. Raczej przyszedł i sobie mnie po prostu zabrał -powiedziała w zamyśleniu powracając do tamtych chwil. Ale tylko na krótko, bowiem niezbyt miała ochotę znów przeżywać wszystkich szczegółów swego spotkania z lalusiem. Nadal uderzały ją gorącem prosto w twarz.
Odchrząknęła więc głośno i zaczęła wstawać. Trochę chwiejnie.

-Ale ja to bym najbardziej chciała wiedzieć, czy powiedziałeś Paniuni gdzie sobie może wsadzić te swoje oskarżenia. Jako mój mąż powinieneś pomagać mi w upilnowaniu mojej reputacji, nie? A ja nawet nie wiem kim jest ten cały.. -przymrużyła oczy próbując sobie przypomnieć imię wcześniej wypowiedziane przez czarownika. Jak zwykle na próżno -Baleron.

-Balaerthon… i też nie wiem kto zacz, poza faktem że jest przywódcą rebelii.
- westchnął szlachcic pozwalając jej wstać. - I tak. Stwierdziłem dobitnie, że moja żona jest niewinna. Ale jej akurat nie przekonałem - po czym gładko zmienił temat. - To zresztą nieważne… gdzie jest ów sztylet, który zmienił twoją dłoń w szponiastą łapę?

Stojąc Eshte powiodła wzrokiem najpierw w jedną stronę swego zrujnowanego królestwo na kółkach. Następnie przekrzywiła głowę, by zerknąć na majaczące na horyzoncie malowniczo kolorowe góry porozrzucanych materiałów. Wzruszyła ramionami. Czy Thaneeekryyyst naprawdę sądził, że po tej całej wizji ona pamięta gdzie rzuciła ten przeklęty przedmiot? Prędzej mogła mu powiedzieć, gdzie zostawiła teatralnie długaśną pelerynę Tamtej.
Bransolety głośno pozsuwały się po jej nadgarstku, kiedy buńczucznie oparła dłonie na biodrach i z góry spojrzała na czarownika.
-Jak posprzątasz to go znajdziesz – powiedziała z lisim uśmieszkiem.

- Na razie znalazłem dwa pierścionki na twoich palcach, które mi oddasz. - Thaanekryyst wyraził swoją “groźbę” bardzo niewinnym głosem. A wróżka dodała “konspiracyjnym szeptem” .- Mówiłam żeby je schować.
Choć akurat oboje słyszeli jej szept.

-Eshte… o ile stratę reszty biżuterii ich właściciele mogą przeboleć, to te dwa pierścionki są sygnetami rodowymi i jutro zacznie się przetrząsanie całego obozu w celu ich znalezienia. I nie chcemy… powtarzam...NIE CHCEMY… by je znaleziono u ciebie.- stwierdził stanowczo mężuś kuglarki.

-Ej, ej, ej -elfce wcale nie spodobało się to co słyszała z ust swych towarzyszy. A przecież podarowała im dach nad głowami! Cóż za niewdzięcznicy -To sikające po majtkach szlachciurki pogubiły całą swoją biżuterię. Gdybym jej nie pozbierała, to zostałaby rozgnieciona przez trolle albo skradziona przez leśne dzikusy. Więc wiesz.. wyrządziłam wszystkim przysługę
Wyciągnęła przed siebie ręce i palce mocno rozcapierzyła, by móc się dokładnie przyjrzeć każdemu uratowanemu przez siebie sygnetowi, pierścieniowi i obrączce -Poza tym jestem pewna, że większość tych świecidełek została mi rzucona na zakończenie mojego występu -wydęcie warg wskazywało na niemały wysiłek zachodzący w rozczochranej główce kuglarki -Tylko.. nie za bardzo pamiętam które..

-Z pewnością goście naszego gospodarza będą ci bardzo wdzięczni jeśli im oddasz wszystkie znalezione świecidełka. Acz ja przestanę cię męczyć za owe dwa męskie sygnety.
- odparł Ruchacz oczywiście wybierając najcięższe i najbardziej ozdobione szlachetnymi kamykami pierścienie, które… rzeczywiście nie pasowały do zgrabnych paluszków kuglarki.

Eshte wywróciła mocno ślepiami, ale łaskaaawie tym razem ku niemu wyciągnęła swe ręce. Skoro sam tak naciska na oddanie sygnetów ich właścicielom, to niech sam sobie je ściąga.




-Jeśli są do nich tak bardzo przywiązani, to może powinni ich lepiej pilnować, co? -burknęła jeszcze pod nosem. Ale zaraz w jej oczach gwałtownie rozbłysły iskierki i w pośpiechu przyjrzała się mężczyźnie, a potem jego najbliższym okolicom -A przyniosłeś wino? Miałeś przynieść dla mnie wino.

- Przyniosłem… cały bukłak. Ale chyba jesteś zbyt zmęczona, by się upijać.
- odparł ironicznie Tancrist pozbawiając zgrabne palce “żonki” dwóch sygnetów.
-Ja nie jestem.- zaoferowała się Trixie, gotowa poświęcić się zadaniu opróżnienia przynajmniej jednego bukłaka.

Eshte wyprostowała się dumnie, wypychając przy tym do przodu i unosząc do góry różne fragmenty swego ciała. Jak na przykład podbródek. Spoglądała to na drobną wróżkę, to na krnąbrnego mężczyznę.
-I ja i Trixie włożyłyśmy dzisiaj dużo wysiłku w zabłyśnięcie przed szlachciurkami. Każda z nas zasłużyła na kieliszek wina do uczczenia udanego wieczoru.
Albo może bukłaczek” - poprawiła się wesoło w myślach. Nawinęła na palec przesadnie długi łańcuszek jednego ze zdobnych naszyjników -A wiesz, że jakoś pomiędzy ubijaniem trolli, ratowaniem sikającej po nogach Paniuni i wkradaniem się na spotkania, nie miałeś jeszcze okazji powiedzieć nam jak bardzo Ci się podobał nasz pierwszy wspólny występ?

Nie musiała mówić nic więcej. Wystarczyło zerknąć w jej oczy, aby dostrzec jak lśnią ekscytującym, prawie gorączkowym zniecierpliwieniem i oczekiwaniem na wysłuchanie zachwytów nad swoim talentem. Mogli ją ludzie uważać za żonę, szpiega, kapłankę i kochankę, ale przede wszystkim była artystką spragnioną bycia podziwianą.

-Tak … twoje zgrabne nóżki i kuszące krągłości… wręcz wabiły do obłapiania. - stwierdził ironicznie czarownik. Ale zanim Eshte miała okazję się nadąsać, Tancrist pocałował czubek jej nosa. - To był imponujący pokaz magii i gibkości. Zachwycający i godny owacji na stojąco. I muzyka dobrze go komplementowała.

Trixie pokraśniała z dumy.
Zaś kuglarka przymarszczyła nos pod jego pieszczotą. Nie był to do końca tak kwiecisty i pokaźny podziw jakiego oczekiwała, ale też.. czegoż innego mogła się spodziewać po Ruchaczu? Czyż na balu w Grauburgu nie ślinił się na widok półnagich strzyg? Pewno te ich rozkołysane tańce stanowiły dla niego kwintesencję artystycznego kunsztu. Ale póki co jego słowa musiały jej wystarczyć. Oh, a te rumieńce na końcach jej uszu? Nic ważnego, pewno jeszcze ziele mieszało jej w głowie.

-Zatem sam przyznasz, że mamy za co wypić toaścik -błysnęła ząbkami w rozbrajającym uśmiechu, a potem w zafrapowaniu rozejrzała się po wnętrzu wozu. Zbliżyła się do przewróconego nieopodal stoliczka i postawiła go na nogi przy pomocy wprawnego kopnięcia. Można byłoby nawet pomyśleć, że w końcu zabrała się za sprzątanie, gdyby tylko za tym krzątaniem nie kryła się.. bardziej prozaiczna potrzeba.
Z kapelusza wyciągnęła tandetnie malowaną filiżankę, z glinianego kubeczka wysypała kolorowe guziki, a pod poduszką znalazła pokracznie rzeźbiony pucharek. Pochuchała, poprzecierała i były jak nowe. Swoim ubiorem Eshte rzeczywiście przypominała papugę, ale jej domek na kołach zdecydowanie był gniazdem złodziejskiej sroki.





Trzy razy odezwały się różnorodne stuknięcia, kiedy odstawiła naczynka na drewniany blat. Następnie wyciągnęła rękę ku Thaaaneekryyystowi i wypowiedziała kolejne z wielu, wielu znanych sobie magicznych słów -Daj.

- Tylko mi się tu nie spij. A jak spijesz nie wieszaj na mnie domagając całusów. A jak już zawiesisz, to rano nie oskarżaj o napaść.
- odparł ironicznie czarownik podając dziewczynie bukłak z winem.
I siadając przy stoliczku, podobnie jak wróżka. Skel'kel zaś zwinął się w kłębek zadowolony z tego, że wdychał drogi i rzadki rodzaj dymu.

Eshte była zbyt zajęta otwieraniem bukłaka by zareagować na zaczepkę mężczyzny, więc tylko prychnęła głośno pod nosem. Odpowiednio zareagowała dopiero po wypluciu korka z ust.
-”Nie oskarżaj o napaść, blah blah blah” - w karykaturalny sposób powtórzyła jego słowa, właściwie nawet się nie starając zabrzmieć podobnie. Raczej tym dziwnie niskim i jednocześnie skrzekliwym głosem roztaczała wizję typowego, wydelikaconego grubasa w jedwabiach i z sygnetami na palcach.
-Tylko trzy przekleństwa są w stanie zmusić mnie do takiego poniżenia -pochyliła się nad stolikiem i zaczęła rozlewać szkarłatny trunek. Na początek pucharek wypełniła winem trochę ponad połowę - Dzikun z tym swoim kręgiem, obudzona Pani Ognia i pyłek pewnych skrzydlatych istotek.. -bukłak zawisł nieruchomo ponad kwiecistą filiżaneczką, a fiołkowe oczy elfki zerknęły podejrzliwie na wróżkę -Ale przecież Trixie będzie uważała, żeby za bardzo nam nie wirować nad głowami, co?

- Acha… acha…
- potwierdziła bardka łakomie wpatrując się w kwiecistą filiżankę.- Zresztą jak jestem pijana nie mam sił, by latać.
-To co było przy maszynie do szy… zresztą nieważne.
- westchnął czarownik przyglądając się kuglarce.- To zapewne nie twoje zgrabne palce Eshtelëo, wodziły po moim tyłku przed chwilą. To musiała być jakaś inna elfka.

-Mhm, inna
-zgodziła się z nim obecna tutaj elfka nalewając do filiżaneczki wyraźnie mniej wina niż do wcześniejszego naczynka. Ale za to wyjątkowo hojnie zaczęła wypełniać gliniany kubełek, nie kryjąc się za bardzo z tym, dla kogo z ich trójki był on przeznaczony. Było w nim więcej szkarłatu niż w filiżaneczce, w pewnym momencie także więcej niż w pucharku.

-Pewno ta sama, co i Pierworodnego tak ochoczo macała. Znasz ją? -nie czekając na odpowiedź odłożyła bukłak, po czym objęła kubek dłońmi. Uniosła go bardzo ostrożnie, bacznie przyglądając się powierzchni wina niebezpiecznie falującej przy brzegach. Nie chciała uronić ni kropeleczki.

Odchrząknęła głośno, nim zaczęła mówić uroczyście -Za mój artystyczny geniusz i muzyczny talent Trixie. Za naszą cudownie rozpoczętą współpracę, która przyniesie nam bogactwo i sławę na ca-lu-śkim ś-wie-cie -już unosiła naczynko ku spragnionym ustom, lecz jeszcze się powstrzymała. Zerknęła krótko na czarownika, dodając -No, a Ty przyniosłeś wino -nieznacznie skinęła ku niemu kubeczkiem.

Tancrist ni słowem nie skomentował tego toastu, niemniej gdy tylko Trixie wypiła swoją porcję trunku podał jej zdobyczne pierścienie przykazując- Zgub je gdzieś dyskretnie w obozie.

Wróżka pochwyciła skarby i wyleciała zostawiając elfkę z jej “mężem”. I po chwili zrobiło się intymnie jakoś… byli sami, wino rozgrzewało krew i różowiło policzki. I przypominało Eshte te wszystkie gorące doświadczenia jakie dziś przeżyła. A to że czarownik rozkoszował się winem w milczeniu i widokami… nie pomagało. Ciężko było się na niego gniewać, gdy nic nie mówił. Za to przysiadał się bliżej i bliżej. Serce elfki biło coraz mocniej, atmosfera robiła się dziwnie duszna. Kuglarka przygryzając wargę pragnęła, aby stało się coś mogącego wyrwać ją z tego stanu zawieszenia.

Jak na przykład odgłos uderzenia pięścią w drzwi i znajomy kobiecy głos -Eshtelëo! Jak mogłaś nie powiedzieć mi, że jesteś częścią karawany!?

Coś takiego, ale nie TO!
Nie Arissa!

Pech chciał, że tuż przed momentem kuglarka po raz kolejny zanurzyła wargi w trunku, więc po zostaniu zaskoczoną nie tyle pukaniem do drzwi, co głosem przesłodkiej kapłaneczki, widowiskowo wypluła z siebie szkarłatną mgiełkę kropelek. Jakże dobrze, że Trixie nie siedziała już przy swojej filiżaneczce. Jakaż szkoda, że Ruchacz zdążył przysunąć się tak blisko Eshte.

Nieco, zdawałoby się, że drżącymi dłońmi odstawiła kubek na blat stoliczka. Wszelkie rumieńce spełzły z jej twarzy, jak gdyby za drzwiami czekał Pierworodny trzymający pod ramię Dzikuna, a ich jeszcze otaczało stadko półnagich strzyg i jadowicie śliniących się gremlinów. A przecież to była tylko niepozorna Arissa.
Obróciła się ku czarownikowi, jedną dłonią wczepiając się w rękaw jego sukieneczki. Zaś smukły palec wskazujący przyłożyła do swych warg w uciszającym geście. Może.. może jeśli nie będą się odzywać, to kapłanka pomyśli, że po prostu nikogo nie ma w wozie pomimo tych kilku zapalonych świec. Aaaaalbo, że kuglarka już śpi i..-nie, nie, nie! Wtedy ta rozbestwiona elfka mogłaby zechcieć wykorzystać okazję, żeby wślizgnąć się do łóżka sztukmistrzyni. Miała się zniechęcić, a nie rozochocić.

- Palemoniusie… czego ona nie otwiera? - zapytała Arissa waląc piąstką w drzwi tak mocno, że nieboszczyka by obudziła.
- Nie wiem Pani. Może śpi.- odezwał się Loczek.
- Bzdura, przecież widzę światło. Może… och… może jest konająca i potrzebuje mojej kuracji.- zaniepokoiła się fałszywa kapłanka.
- Jestem pewien Ari.. eeem szlachetna kapłanko Arisso, że niewątpliwie nie jest kon…- zaczął niziołek, ale elfka weszła mu w słowo. - Bzdura. Skoro się nie odzywa, to pewnie jest nieprzytomna i musimy ją ratować. Luarte, Guidoniusie, wyważyć mi te drzwi.

Wtulona instynktownie w milczącego i zaskoczonego Tancrista, kuglarka co prawda nie wiedziała kim są ci dwaj mężczyźni, ale pamiętała osiłków porywających ją na rozkaz Loczka. I pewnie to oni zaraz rozwalą drzwi do jej domku!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem