Przeciwnik Tommiego był doświadczonym fajterem, nie dał się wmanewrować by przeszkodzić kompanowi. Ciosy padały gęsto, ale żaden nie trafił do celu, Tommy i jego przeciwnicy okazali się równie utalentowani.
Za to Brooke stanęła pewniej na nogach i wycelowała. Strumień cieczy pod wysokim ciśnieniem niczym laser, przebił na wylot strzelca. Trafiony osunął się na kolana i oparł o ścianę, nie dał rady się utrzymać i wylądował na ziemi.
Franko wziął rozpęd i runął na kolejną ścianę Tommiego. Tym razem młody najwyraźniej sfuszerował. Nawet nie zwalniając Franko przebił się na wylot rozrzucając kawały betonu i cegieł. Właśnie zrobił kolejny krok, gdy kątem oka zobaczył coś na podłodze. Próbował się zatrzymać, ale ślizgając się na gruzie i oślepiony pyłem miał małe szanse. Dzieciak! Zahamował i odwrócił się i padł na kolana odgarniając gruz. Co tam gruz, był prawie pewien, że nadepnął kruche ciałko. Czuł jak coś chrzęściło mu pod stopą.
- Strasznie nakurzyłeś - usłyszał głosik -
Mam nadzieje, że nie uderzyłeś się za mocno o ścianę. Ja nie umiem naprawiać ludzi, tatuś potrafi, ale go tu niema. Lepiej uważaj.