Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2019, 02:12   #112
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Precyzyjny promień słońca wdarł się przez okno do wnętrza wozu i z zabójczą celnością trafił w zamknięte ślepka elfki. Wnętrze jej powiek eksplodowało rozjarzoną czerwienią. Głowę rozsadził straszliwy ból, jak gdyby była wampiórem wrażliwym na światło i mającym się zaraz rozsypać w drobny pył. Nie, nie.. płonące w słońcu wampióry nie znały prawdziwego bólu, tego doświadczanego właśnie przez biedniutką Eshe.
Jęknęła cierpiętniczo, po czym mocniej wcisnęła twarz w poduszkę. Ale nawet przez swoje rozespanie wyczuła, że jest ona jakaś taka.. twardsza niż lubiła kuglarka. Materiał też był jakiś inny. I.. i czy jej poduszka się właśnie poruszyła? I znowu! Raz za razem, niczym powoli oddychające stworzenie!

Palcami dokładniej zmacała powierzchnię poduszki. Odważyła się też odrobinę unieść powieki, a i nosem także pociągnęła. Ruchacz.. Ruchacz spał sobie w najlepsze w jej łóżku! Być może przyjdzie kiedyś taki poranek, kiedy tak bliska obecność tego łajdaka przestanie ją bulwersować. Ale to jeszcze nie był ten poranek.
Uderzeniem dłoni odepchnęła mężczyznę od siebie, a raczej swoje zwinne ciałko od jego silnego i nieprawdopodobnie umięśnionego. Szybko pożałowała tego ruchu. Okazało się, że bolała ją nie tylko głowa i oczy, ale również.. klatka piersiowa, w szczególności żebra. Nocą zasnęła z taką łatwością, że nawet nie pomyślała o poluzowaniu więzów gorseciku, więc ściskały ją przez sen. Znów jęknęła w męczarniach. Dość niezręcznie i na oślep sięgnęła dłońmi ku wiązaniom, by choćby ich poluzowaniem ulżyć swemu ciałku gnębionemu wczorajszym świętowaniem.

Po kilku chwilach szarpania się z sznurkami, uwolniła swój biust z okowów gorsetu. Rozglądając się dookoła kuglarka dostrzegła śpiącą w swoim kąciku wróżkę. A więc ona wróciła z misji. No i Ruchacz... nadal tam leżał. Na szczęście nie goły… choć z nagim torsem pokrytym tatuażami. Przyciągał jej wzrok co chwilę. Pewnie urok jakiś zaklął w tych tatuażach, łajdak jeden. Bo przecież to nie tak, że jej się ten widok podobał.

Spróbowała językiem zwilżyć swe spierzchnięte wargi. Również pociamkała kilka razy w próbie zebrania w ustach większej ilości śliny. Nic. Była całkiem wysuszona, niczym jedna z tych starych matron, której pomarszczona skóra od lat nie widziała choćby kropli nawilżenia.
Marzyła teraz o cudownie zimnej, niezwykle mokrej.. wodzie. Mocno ociężałym spojrzeniem rozejrzała się po wnętrzu swego domku. Jeśli gdzieś w tym bałaganie trzymała jakiekolwiek płyny, to troll i Paniunia już dawno je powylewali. Zresztą, nie miała sił na poszukiwania. Za to jak przez mgłę pamiętała, że gdzieś tam na zewnątrz, poprzywiązywane sznurkiem do wozu czekały na nią beczułki z wodą. Pomiędzy nimi i Eshte stały tylko stopnie oraz to paskudne, paskudne słońce.
Jednak nadzieja na spełnienie marzenia była tak silna, że niezdarnie zwlokła się z łóżka. No, prawie spadła. Poluzowany gorsecik wisiał na jej ciałku, ale szczęśliwie wzgórki piersi utrzymywały go jeszcze na miejscu, chroniąc ją przed ukazaniem zbyt wiele światu, z którym właśnie planowała się spotkać. O ile tylko dotrze do drzwi. Droga do nich była pełna niebezpieczeństw dla półprzytomnej kuglarki.

Coś ją zatrzymało. Coś nie dało jej iść dalej. Coś… czyjaś dłoń pochwyciła jej porcięta na zadku.
- Dokąd.. to się… wybierasz… droga żonko? - wychrypiały usta jej mężusia. Bo to Thaaneekryst ją zatrzymał, będąc w stanie niewiele lepszym od niej.
Gdyby tylko kuglarka była przytomniejsza, to podskoczyłaby zaskoczona i przestraszona. Słyszała pijackie opowieści o półumarlakach wstających z grobów w chęci zaspokojenia pragnienia na świeże mięsko, a poranny głos Ruchacza idealnie jej pasował do tych wyobrażeń. Tymczasem cały świat poruszał się dla niej w zwolnionym tempie, więc nie od razu zauważyła jego uścisk. Przez kilka chwil tylko wpatrywała się tępo w drzwi i zastanawiała się, dlaczego ciągle są tak daleko od niej. I dlaczego mieszkała w tak straszliwie wielkim wozie.

W końcu zerknęła za siebie i wychrypiała cicho -Wody... - także i elfka nie brzmiała dzisiaj zbyt śpiewnie.
-Moja mała.. sakwa… ze znakiem… splecionych węży…- wydusił z siebie czarownik, co… nie miało chyba żadnego sensu. A może jakiś był ukryty w jego bełkocie? W końcu to Czaruś. Nadal nie puszczał jej spodni, nie dając jej uciec, okrutnik jeden.

Elfka przyglądała mu się z szczerym niezrozumieniem w oczach. Nawet jeśli jej wymęczony umysł zdołał dostrzec sens w każdym z wypowiedzianych przez niego słów, to połączone w jedno nadal tworzyły zwykłą niedorzeczność. Bo i czemu jakieś gadziny miały być w tym momencie ważniejsze niż uratowanie Eshte przed śmiercią z wysuszenia? Czy łajdak chciał ją zabić?

Bardzo, bardzo powoli mrugnęła powiekami.
-..eh? -zapytała prezentując swą naturalną błyskotliwość.

-...lek…- wychrypiał nieszczęśnik uparcie szarpiący ją za spodnie.
Tym całym szarpaniem uzyskał tylko tyle, że wytrącił elfkę z jej ciężko wypracowanej równowagi! Nogi miała jeszcze zbyt słabe, stały zbyt niepewnie na podłodze wozu, więc przy którymś kolejnym silnym pociągnięciu po prostu.. nie wytrzymały. Tyłek sztumistrzyni Meryel uderzył o łóżko.

Sama kuglarka dłońmi przetarła swoją twarz, w szczególności czoło rozsadzane bólem głowy. Westchnęła ciężko.
-Jestem całkiem.. -odchrząknęła głośno, kiedy pijacka chrypa całkiem zdominowała jej głos -Całkiem pewna.. że.. nie ma żadnego.. leku.. w moich.. spodniach!
-Poszukaj… na kaca… on… gdzieś tam.
- wymamrotał jej mężuś z trudem nie racząc zwlec własnego tyłka z łóżka.

Eshte wywróciła oczami, ale tak ostrożnie, by ten drobny gest nie zaowocował podrażnieniem żołądka i wymiotami lecącymi przez całą długość wozu.

Powolutku osunęła się po ściance podwyższenia, na którym ktoś kiedyś wygodnie usadził konstrukcję łóżka. Dotarła pośladkami do podłogi i tam urządziła sobie kilka chwil odpoczynku. Thaaneeekryyyst wiele od niej wymagał, a przecież wcale nie była w lepszym stanie niż on. Gdyby nie całe to jego szarpanie, narzekanie i narzucanie się, to elfka już dawno byłaby na zewnątrz, tonąc w cudownie zimnej i wspaniale mokrej wodzie. Chyba potrafiłaby teraz wypić caluśką beczułkę. Drugie tyle wylałaby na siebie.
Z jęknięciem przechyliła się do przodu, aż dłońmi wsparła się o deski widoczne pomiędzy bałaganem zagracającym podłogę. I ona wśród tego wszystkiego miała znaleźć MAŁĄ sakiewkę czarownika?!

Wilgotny nos trącił jej policzek. Fajkowy lisek przyglądał się jej z ciekawością i troską w swoich bursztynowych oczkach. No tak, Skel’kel zawsze był przy jej boku odkąd go przygarnęła. Nie tak jak jej, pożalcie się bogowie, “małżonek”. Nic zatem dziwnego, że swojego pieszczoszka witała o wiele milej i czulej niż mężczyznę rozwalonego w najlepsze na łóżku. Jej łóżku na dodatek!

-Hej, maleeee-eeeehh-ństwo- ziewnęła szeroko, ale zaraz uśmiechnęła się do zwierzaczka. Te jego oczka błyszczące jak paciorki, ten maleńki nosek i mięciutkie futerko od razu uczyniły ten poranek znośniejszym. Przerwała swoje dość ospałe poszukiwania, żeby zagarnąć Skel'kela w dłonie i pogłaskać go po całej długości zwinnego ciałka.
-Widziałeś gdzieś.. jakiś jego.. -tutaj podbródkiem skinęła w kierunku tego rozmemłanego kształtu, który jeszcze wczoraj można było uznać za sylwetkę Thaaneeekryyysta -..woreczek? Z.. eee.. wężami..

Lisek od razu zanurkował w ten cały bałagan zaścielający dywanem podłogę wozu. I po kilku chwilach wrócił z łupem. Niedużą sakwą taką jak opisywał Ruchacz. Kochany zwierzak jeszcze nigdy jej nie zawiódł.
Eshte w podziękowaniu podrapała pieszczocha za uszami prawie tak samo spiczastymi jak jej własne. Ileż to już mu była winna palonego tytoniu za te wszystkie razy, kiedy jej pomógł? W pewnym momencie to ona będzie zmuszona pożyczać ziele od niego!

Siedząc z powrotem na podłodze i opierając się plecami o konstrukcję łóżka, elfka zaczęła unosić do góry woreczek z zawartością tak upragnioną przez dogorywającego czarownika. Ale nagle zastygła. Pewna myśl z potężną siłą uderzyła w jej zamroczony umysł. Te gadziny miały kryć w sobie cudowny lek na tą popijacką chorobę, tak? Tą samą, na którą nie tylko cierpiał Ruchacz, ale i sama sztukmistrzyni! A skoro tak.. skoro tak..
Szybko cofnęła rękę i zaczęła rozsupływać woreczek. Ona go znalazła ( no, Skel'kel nie potrzebował żadnych leków ), więc jej pierwszej należało się leczenie!
Tyle, że która fiolka była lekiem? Było ich kilka, wszystkie z kolorowymi cieczami. I żadna nie podpisana.
Owszem, kuglareczka była zdesperowana żeby magicznie poczuć się lepiej i miała sporo doświadczenia w próbowaniu nieznanych sobie specyfików, ale.. któż wiedział co oprócz leku Thaaneeekryyyst trzymał w tym samym woreczku. Truciznę? Przyprawę do gotowania? Eliksir usztywniający? Krople czyniące go przystojnym i pożądanym w oczach niczego nieświadomych elfek? Nawet wymęczona Eshte nie miała ochoty źle trafić.

Z głośnym stęknięciem podciągnęła się do góry, aż z trudem zdołała wciągnąć górną część swojego ciałka na łóżka.
-Hej.. hej.. -odezwała się do czarownika szeptem, bo każdy choć trochę głośniejszy odgłos rozdzwaniał się boleśnie w jej głowie. Kiedy zaś nie zareagował na jej zaczepkę, a przynajmniej nie zareagował wystarczająco jak na jej gust, to jeszcze palcem dźgnęła go kilka razy w ramię -Hej Ty.. hej.. -podsunęła mu rozsupłaną sakiewkę pod nos, pytając -Która..?

Zamiast odpowiedzieć samolubny łajdak sięgnął do sakiewki wyjmując fiolkę z zieloną cieczą. Wypił kilka łyków i podsunął ją kuglarce.
-Tak.- rzekł przeciągając się leniwie i siadając na łóżku.- Od razu lepiej.

Kuglarka ujęła w dłoń flakonik, ale nie od razu wlała sobie jego zawartość w gardło. Najpierw przez kilka chwil przyglądała się mężczyźnie. Bo i czy zaraz się nie porzyga od tej cieczy? Czy nie zzielenieje na twarzy? Czy łuski nie pokryją mu skóry, a znad pośladków nie wyrośnie ogon? A może znów pojawi się jakieś smocze łapsko?
Nie.. nic takiego się nie wydarzyło, na wpół ku zadowoleniu i niepocieszeniu Eshte. Dopiero co konający na jej łóżku czarownik wydawał się teraz być drażniąco.. promieniejący. Ona też tak chciała! A zatem nie bez trudu odkorkowała flakonik i ostrożnie powąchała jego zawartość, lecz widać i zapach jej nie zraził. Bez wahania przechyliła szkiełko prosto w swoje usta.
Smakowało soczyście i ogórkowo. Dla wyschniętego na wiór gardła kuglarki była to ambrozja. Umysł od razu się rozjaśniał, ciało ożywało, głośne dźwięki nie wwiercały się w uszy, a światło nie raziło już oczu. W usta niemal sama pchała się wypowiedź czarownika: od razu lepiej.

Energia ze zdwojoną siłą powróciła do sponiewieranego ciała elfki. Fala uzdrawiającej mocy przetoczyła się ku jej rękom, tym samym którym co dopiero z taką obcą dla siebie niezgrabnością chwytała się mebli próbując złapać równowagę. Sięgnęła także ku chwiejnym nóżkom odmawiającym posłuszeństwa i uginającym się pod ciężarem Eshte. Wydarzenia poprzedniego wieczora nadal odbijały się na jej wyglądzie, przede wszystkich na rozczochranych włosach i sponiewieranym ubraniu, ale poza tym czuła się.. cudownie!
Skoczyła na równe nogi w pełni korzystając z odzyskanej zwinności. Wyrzucając ręce do góry i splatając palce wysoko ponad głową, przeciągnęła się z głośnym pomrukiem zadowolenia. Zupełnie jak gdyby obudziła się z przyjemnej drzemki, a nie z popijackiego koszmaru.

-Oooh.. to dopiero magia! -zniknęła paskudna chrypa, także język kuglarki przestał przypominać sztywny kawał kłody. Znowu mogła nim beztrosko mielić, ku niewątpliwej radości reszty świata -Zarobiłbyś niemałą fortunę sprzedając te fioleczki w karczmach. Mogłabym Ci z tym pomóc! Znam pewnych ludzi..

-Zawartość tej fiolki jest warta cały twój wozik i pewnie wszystko co zaplątało się wczoraj do twoich kieszeni. Tym bardziej że jego składniki są ciężkie do zdobycia.
- wyjaśnił czarownik siadają na łóżku i poprawiając okulary. Po czym wskazał na śpiącą Trixie.- A jeśli szukasz okazji do zarobienia fortunki, to masz ją tam. Jej pyłek jest cenny… jako silny afrodyzjak.

-Tak, tak. I jest też niebezpieczny. Trafi w złe ręce i cały taki Grauburg zmieni się w jedną, wielką, obrzydliwą orgietkę. A to Twoje cudeńko...
-Eshte raz jeszcze zaprezentowała zdrowotne właściwości specyfiku poprzez zwinne obrócenie się na pięcie w piruecie. Szybko, zanim czarownik zdążył zareagować, pochwyciła w dłoń flaszeczkę zostawioną wcześniej na barłogu łóżka. Uniosła ją na wysokość swoich oczu, aż promienie słońca zaigrały na szklanej powierzchni.
-Ono nikomu nie zaszkodzi! Pijący będą szczęśliwi, karczmarze będą szczęśliwi, a ja będę szczęśliwa i bogata! -zdawało się, że migoczące iskierki przeskoczyły do oczu uradowanej elfki żyjącej już wizjami przyszłości. I tylko jedna myśl zdołała przywrócić ją na moment do rzeczywistości -Znaczy.. no, my będziemy.

-Tyle że tego cudeńka zostało może na dwie, trzy popijawy.
- odparł jej “partner”, tym razem w interesach. - I buteleczka będzie pusta. Więc zamiast ją sprzedawać grubo poniżej jej wartości, może zachowamy ją na następne takie poranki?

-Ale przecież..
-łajdakowi nawet udało się trochę ostudzić entuzjazm elfki. Na jego nieszczęście było to tylko chwilowe zwycięstwo i oczka kuglarki ponownie błysnęły ogniem inspiracji -Przecież na pewno możesz ugotować tego więcej! Ty będziesz gotował, a ja będę sprzedawała!
Jej radość z dobrze wymyślonego planu na zarobek była tak wiele, że trochę się zapomniała i podrzuciła w dłoni szklane naczynko.

-W takim razie będziesz musiała poświęcić swoją biżuterię, bo składniki są kosztowne i rzadkie…- ughh… powiedział jedno z tych paskudnie wulgarnych słów, które mogły wykrzywić usteczka kuglarki w paskudnym grymasie. “Poświęcić”... słowo, które jej nigdy nie kojarzyło się dobrze. Bo oznaczało albo poświęcenie części swoich monet strażnikom miejskich, ale ochotę poświęcenia przez tłuszczę ciała związanej elfki za przewiny jakimś bogom na ołtarzu… lub spalenie jej w ramach kary za jakieś wyimaginowane czyny. Jak choćby kradzież klejnotu z posągu bóstwa.
Koniec końców, Esthe nie lubiła występować w jednym zdaniu ze słowem “poświęcić”. Przynosiło to bowiem nieprzyjemne konsekwencje.

I był to porządny argument! Taki, który rzeczywiście przedarł się do zdrowego rozsądku elfki, bądź.. po prostu do jej skąpstwa i smoczego charakteru. Nie tylko zionęła ogniem jak jedna z tych gadzin, ale także uwielbiała posiadać świecidełka i gdyby miała wystarczająco monet do wypełnienia nimi swojego łóżka, to z radością spałaby na nich każdej nocy.
-No.. to może.. kiedy indziej.. -mruknęła niepocieszona Eshte, ale jej dłoń ruchem wprawionego iluzjonisty schowała flakonik do kieszeni spodenek. Znów się przeciągnęła -To co, jakieś śniadanko? -nagle nosem pociągnęła, a jej wzrok padł na własne ubranie sponiewierane wczorajszymi wydarzeniami -Albo.. kąpiel.

- Z chęcią spróbuję tego co mi upichcisz, a i kąpieli przygotowanej przez ciebie nie odmówię. Jak i okładów z twojego nagiego ciałka.
- odparł czarownik siadając na łóżku z bezczelnym uśmieszkiem.
Sztukmistrzyni Meryel nawet jednym burknięciem nie zaszczyciła ostatnich słów mężczyzny. Aczkolwiek nagłe zaciśnięcie się jej warg w wąską linię świadczyło o tym, że wino wcale nie pozbawiło jej wspomnień wczorajszego dnia. Jakaż szkoda.

-Jeśli tak bardzo chcesz się bawić ze mną w dom, to też powinieneś wypełniać swoje obowiązki jako głowa rodziny - skwitowała ruszając w kierunku jednego z okienek. Trunek czarownika okazał się być ratunkiem dla ciała i duszy elfki, ale nie pomógł w doprowadzeniu wnętrza wozu do porządku. Elfkę nadal czekało sprzątanie. A wpuszczenie do środka świeżego powietrza.. no, świeższego powietrza było dobrym początkiem.
-Nie będzie żadnego jedzenia, póki nam czegoś nie upolujesz. Umiesz wymachiwać dzidą i łukiem, co? - jej ząbki błysnęły w krnąbrnym uśmieszku nim odwróciła się do okienka i otworzyła je na oścież. Delikatny powiew zaigrał wśród jaskrawych kosmyków.

-Umiem. Ale czy naprawdę chcesz dostać ociekające krwią zwłoki królika do oporządzenia, kochana żonko?- zapytał retorycznie czarownik w końcu ruszając zadek z jej łóżka.

Za oknem słudzy robili porządek na pobojowisku, a obie kuchnie, ta przeznaczona dla nobili i dla plebsu, zajęły się przygotowaniem posiłków dla głodnych. Cóż, przynajmniej o to nie musiała się martwić. Należała znów do karawany, więc jedzenie jej się należało. Niestety ten przywilej nie rozciągał się na sprzątanie jej wozu… to musiała zrobić sama, lub zapędzić jej nieroba-męża do miotły.

-Chciałabym zobaczyć jak próbujesz jednego złapać.. -burknęła sobie Eshte pod nosem. Uniesiony krzywo kącik warg zdradzał rozbawienie bogatą wyobraźnią, która jak na zawołanie ukazała jej wizję mężczyzny plączącego się we własnej sukience w trakcie pogoni za sprytnym królikiem. Przezabawny obrazek.
-Ale dzisiaj będę w pełni zadowolona, jak upolujesz dla nas śniadanie prosto ze szlachciurskich stołów. Bo Ciebie do nich dopuszczają, nie? -słońce zrezygnowało z prób spalenia elfki w drobny pył, więc teraz oparta o framugę okienka grzała się w jego promieniach.

- Nie wypada mi chyłkiem wynosić jedzenie ze stołu. To… takie plebejskie.- marudził jej za uchem jej “małżonek”, co gorsza śmiało sobie poczynając dłońmi. Bowiem te pochwyciły pośladki kuglarki wypinające się obecnie i masowały je… wywołując całkiem przyjemny dreszczyk.
-Pamiętaj kochanie, że tam gdzieś są szpiedzy Henrietty i z pewnością doniosą o wszelkich przejawach awanturowania się między nami do jej uszu.- odparł z czułym uśmiechem Ruchacz wykorzystując Paniunię do stawiania elfki w kłopotliwej sytuacji. Potem jego dłonie powędrowały na jej biodra.- To gdzie ukryłaś moją flaszeczkę z miksturą?

Smukłe palce elfki zacisnęły się mocno na framudze, a był to gest z łatwością mogący poprzedzać wymknięcie się reszty jej ciała przez okienko prosto na zewnątrz. Ku wolności, z dala od lepkich łapsk tego łajdaka. Ale nie uciekła. Powstrzymała ją własna zachłanność. Bo skoro już była zmuszona do życia w tak obrzydliwym kłamstwie, to mogła przynajmniej wycisnąć z niego jak najwięcej.
-Kuglarze mają w zwyczaju sprawiać, że przedmioty znikają i pojawiają się nagle za cudzym uchem -odparła odwracając się ku niemu. Musiała to być wina poranka, albo może jednak wczorajszy trunek jeszcze wpływał na jej ciało, bo w trakcie obrotu wykazała się zadziwiającą niezgrabnością i łokciem ugodziła czarownika w brzuch. Przypadek, oczywiście że tak.
-A Ty byś lepiej wykorzystał do czegoś te ręce zanim się poparzysz, mężusiu -ostatnie słowo aż opływało słodyczą z ust Eshte. Pff, oszukałaby każdego szpiega -Może pomachasz nimi do służby, żeby przynieśli Ci śniadanie prosto do domu? Przecież nie odważą się odmówić zachciance paniczyka, nie?

-A może sam wykorzystam je do czegoś innego. Na przykład utarcia ci noska
.- odparł Tancrist z bezczelnym uśmieszkiem maskującym ból po ciosie. Jego dłonie chwyciły drobny biuścik elfki ściskając go zachłannie przez tkaninę, jego usta przylgnęły do warg unieruchomionej kuglarki w namiętnym pocałunku. Ogień… rzeczywiście się pojawił. Czerwony żar na policzkach, ogień w lędźwiach, elfce zrobiło się gorąco gdy była tak publicznie obłapiana i całowana. Tyle że… nie było to nieprzyjemne. Te pieszczoty, ta drapieżna lubieżność wywoływały oszałamiały niczym dobre wino.

Łajdak nauczył ją czegoś o relacjach damsko-męskich. Czegoś czego nie musiała poznawać.
Przed spotkaniem Czaruś wiedziała że figlowanie w alkowie sprawie mężczyznom przyjemność. Musiało wszak, skoro płacili w zamtuzach kurtyzanom. Sądziła jednak że działa to tylko w jedną stronę. Że dla kobiet to jest nudny obowiązek związany płodzeniem dzieci. “Mężuś” pokazał jej, że i dla niewiasty takie figle mogą być przyjemne. Tyle że nie była to wiedza którą chciała poznawać. Choć ciężko jej było protestować, gdy pod wpływem ich pocałunku myśli elfki wpadały w przyjemny wir doznań.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem