Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2019, 02:21   #113
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Niemniej po tej napaści, Ruchacz rzeczywiście ją puścił i wykorzystał dłoń do przyzwania sługi, by ten przyniósł mu posiłek dla dwojga, gdy sama elfka próbowała opanować szalejące emocje które obudził w niej ten namiętny pocałunek i… nie dać się porwać wpływowi Pani Ognia, którą ten pocałunek wyrwał z letargu w jej sercu.

-Stul pysk -syknęła Eshte przez zaciśnięte z wściekłości zęby, kiedy rozochocona Pani Ognia zaczęła podsuwać jej do głowy swoje myśli. Całkiem bezwstydne myśli opowiadające o jędrności pośladków czarownika, o sile jego mięśni, zręczności języka i dorodności jego..
Gwałtownie przetarła dłońmi twarz, jak w próbie wyrwania się z tego paskudnego koszmaru. Tyle było z dobrego nastroju sztukmistrzyni. Niech przeklęta będzie Pani Ognia, Dzikun i Thaneeekryyyst w szczególności! Ten ostatni miał przynajmniej tę jedną zaletę, że dzięki niemu mogła się napchać specjałami ze szlachciurskiego stołu.

-Dzisiaj ruszamy dalej? Trolle i dzikusy nie zmieniły planów Pana Hrabiego? -zapytała siadając przy stoliczku zastawionym śniadaniem zapewne zbyt wyszukanym na jej proste podniebienie.

- Oczywiście. Nie ma co tu tkwić.- odparł czarownik zabierając się za bażanta, bo przecież on nie mógł jeść zawiesistej brei przeznaczonej dla służby, tak jak ona wczoraj.






Na talerzu okraszonym rozmarynem kusił wzrok i podniebieniem bażant po myśliwsku. Podany wraz z przyprawionym winem do popicia.
Uderzający w nos soczysty zapach uświadomił Eshte, jak dużo czasu upłynęło od jej ostatniego posiłku. Wczorajszego wieczoru występowała, uciekała, oglądała swoją przyszłość i spijała się winem.. całkiem na głodno.
Teraz ochoczo przyciągnęła do siebie ciężki talerz i potwierdziła obawy wszechświata co do dopuszczania jej do szlachciurskich stołów. Może to z głodu, może kuglarka miała w sobie trochę krwi długouchego dzikusa, bo po prostu chwyciła w dłoń kawałek mięsa i odgryzła duży kęs. Bynajmniej nie przeszkadzało jej to w mówieniu. Kolejny z talentów wyrafinowanej sztukmistrzyni.

-Zapewne wyruszymy zaraz po śniadaniu i obawiam się, że nie będziesz już miała okazji się popisać. Wczorajsza napaść odebrała dobry humor wielu możnym, więc obędzie się bez wieczornych występów. Chyba.- zamyślił się Tancrist.

-Szsnaczszy szie... mushsze tu marnowacz.. mój czasz? -kuglarka przeżuwała powoli i z wyraźną błogością. A kiedy przełknęła, to nawet znalazła chwilę czasu na kontynuowanie rozmowy -Wiesz, minął dopiero jeden dzień, a ja już zostałam prawie pożarta przez trolla, ustrzelona przez dzikusy, zwyzywana przez lalunię i okrzyknięta szpiegiem -wykrzywiła wargi w grymasie -Mam nadzieję, że te całe ziemie Pana Hrabiego nie są zbyt daleko.

-Jesteśmy już na jego ziemiach, tyle że przygody które przeżyłaś tutaj są drobnostką, w porównaniu z tarapatami, w które wpadłabyś podróżując samotnie.
- Czaruś jadł w sposób potwierdzający jego wychowanie i znajomość etykiety. - Tu masz nadal wikt za darmo i straż hrabiego między tobą o kłopotami i….- spojrzał na elfkę. - … nie pakuj tyle do ust bo wyglądasz jak chomik, który chce popełnić samobójstwo poprzez udławienie.

W następnej chwili kuglarka pokazała jak bardzo, bardzo jest wdzięczna mężusiowi za jego troskę wyrażoną w tak słodkich słówkach. Spoglądając mu wyzywająco w twarz uniosła dłoń trzymającą kawałek mięsa, po czym ostentacyjnie wpakowała go sobie w usta, aż mieszanina tłuszczu i sosu została na jej wargach. Może to właśnie był sposób na Ruchacza? Być jak najbardziej odpychającą, żeby nawet przez myśl mu nie przeszła chęć chwycenia za jej piersi?

-Jakoś sobie nie wyobrażam, że strażnicy będą wyjątkowo pomocni, kiedy szlachciurstwo zapragnie sobie zrobić kolczyki z moich uszu -burknęła i tym razem do swych ust schowała jeden z palców ociekających sokami z mięsa -A zresztą, skoro już nie będzie wieczornych występów, to po co mam dalej podróżować z orszakiem? Nie interesuje mnie ten cały konflikt z elfami, a już tym bardziej zobaczenie domku Paniuni i jej bogatego tatusia -mówiła pomiędzy oblizywaniem kolejnych palców -W mieście przynajmniej mogłabym zarabiać i zachwycać.

- Masz rację… lepiej ruszyć samemu przez las pełen trolli, które na pewno zjedzą twoje uszka i resztę twego cia…
- nie dokończył, bo po pochwyceniu w usta kolejnego kawałka mięsa kuglarka wybałuszyła oczy dusząc się w wyniku zadławienia. Czarownik mocnymi uderzeniami w jej plecy pomógł Eshte wykrztusić kawałek mięsa z miejsca, w które nie powinien trafić.
-Ale nie musimy się martwić trollami, które mają ochotę elfie mięso. Bądź co bądź, twoja zachłanność zabije cię szybciej niż trollowa maczuga.- odparł ironicznie Tancrist.

-No nie zaprzeczysz, że taka śmierć byłaby lepsza od zostania zgniecioną maczugą -stwierdziła Eshte przecierając usta wierzchem dłoni i nie sprawiając wrażenia przesadnie przejętej tym jakże bliskim otarciem się o śmierć. Jednakże zamiast żarłocznie sięgnąć po kolejny kawał mięsa, ona ujęła w dłoń pucharek z winem. Zbliżyła go do swojego nosa, żeby powąchać mieszaninę przypraw.
-A jaki Ty masz cel w dotarciu do.. -może i kiedyś usłyszała od czarownika nazwę posiadłości hrabiego, ale zwyczajowo nie przywiązała do niej większej uwagi. Dlatego tylko wzruszyła ramionami -Tam dokąd zmierzamy? Liczysz na to, że Pan Hrabia zrobi sobie z Ciebie nadwornego wróża?

-Jadę tylko z twojego powodu moja kochana żonko. I znaku na twojej zgrabnej szyjce.
- stwierdził wprost czarownik.- Gdyby nie ty, mnie by tu nie było. Bo i hrabia wolałby, żebym trzymał się z dala od jego córki na wydaniu.

-Taaaaa? Tylko z mojego powodu?
-elfka nawet nie starała się ukryć powątpiewającej nuty dźwięczącej fałszywie w swym głosie. Upiła łyk trunku, a aromatyczne przyprawy podrażniły jej gardło. Wino na rozpoczęcie dnia, to był jej rodzaj śniadania.
-Bo wczoraj to miałam wrażenie, że jesteś tutaj na pikniczku z resztą szlachciurstwa. Dzisiaj podróżujesz z nami, czy znów... - urwała i pośpiesznie zerknęła przez okno, jak gdyby tam spodziewała się zobaczyć ostry dziób, wredne ślepia i gąszcz piór -Gdzie właściwie jest ten Twój zwierz, co? Ostatni raz go widziałam jak bawił się trollem.

-Razorbeak jest cały i zdrowy. I tak, będę na nim podróżował. Może też łaskawie zgodzę się pełnić rolę powietrznego zwiadu.
- odparł czarownik z uśmiechem.- A ty powinnaś mu podziękować za uratowanie skóry. Lubi iskanie za uszami i w okolicy rogów.

-Współczuję
-mruknęła elfka zza kielicha, z którego stopniowo i całkiem magicznie znikało wino -Będziesz latał na tej swojej bestii, zamiast razem z nami ciągnąć się za pozostałymi wozami i pod koniec dnia wyciągać sobie piasek spomiędzy zębów. Ale może przynajmniej z góry łatwiej zobaczysz, gdyby zgraja mściwych szlachciurków chwytała się za widły i pochodnie.

Jeśliby tylko Eshte dopuszczała do siebie bzdurne sentymenty i sięgała wspomnieniami do czasów swej beztroskiej.. no, wcześniejszej młodości, to może nawet w tym orszaku poczułaby się jak w domu. Wędrującym domu z końmi ciągnącymi kolorowe wozy, kurzem obsypującym ubrania i włosy, nocami spędzanymi przy ogniskach. Zgadzała się nawet ta ludzka niechęć do elfów!

-Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. - stwierdził krótko czarownik i dodał rozglądając się dookoła. - Posprzątaj tu trochę. Oddziel moje rzeczy od twoich. Nie ruszaj mojego ekwipunku. To nie zabawki dla magiczki amatorki. Możesz narobić sobie kłopotów takich jak wczoraj, albo i większych.

W jednym momencie kuglarka odczuła zmieszanie, jak i rozdrażnienie. Zarumieniła się na policzkach, a jednocześnie zacisnęła wargi w bardzo wąską linię. Thaaneeekryyyst namieszał jej w główce tą swoją nagłą i całkiem niespodziewaną troską, którą zaraz przeplótł z bzdurnym żądaniami. Uh, nie wiedziała co było gorsze w jego wykonaniu.

-To jak mam posprzątać, jeśli zabraniasz mi dotykać swoich rupieci? -odcięła się z zadziwiającą rezolutnością jak na tę porę dnia. Z głuchym stuknięciem odstawiła pucharek na blat stolika, po czym spojrzała chytrze na łajdaka -A może po prostu wywalę je wszystkie za drzwi, żeby nie obciążały mi wozu i Małego Brida'?

- Nie zrobisz… bo nie wiesz, czy wśród nich nie kryje się kolejne lekarstwo na twoje kłopoty.
- odparł z lisim uśmiechem czarownik.- Poza tym chyba nie chcesz bym poszedł się żalić na paskudną żonę, córce naszego gospodarza? Z pewnością da mi się wypłakać na swojej piersi.
-Dzieeeń doobry.
- ziewnęła wróżka budząc się na swoim posłaniu - Co mnie ominęło?

Eshte wywróciła ślepiami w reakcji na słowa czarownika. Czy czarownik naprawdę sądził, że tak żałosną zagrywką wywoła w niej fale gotującej się złości? Mogła ona zadziałać na jakieś panieneczki ze słabą wolą, ale nie na sztukmistrzynię Meryel!
.. prawda?

-Nic takiego. Jedynie szantaże mojego mężusia na dobre rozpoczęcie dnia -prychnęła kuglarka w odpowiedzi, jednocześnie opuszką palca wskazującego przesuwając po obrzeżu talerza pobrudzonego smakowitym sosem. Tak smakowitym, że wprost można było palce lizać!
-Głodna? -zapytała po wyciągnięciu palca z usta -Dzisiaj mamy śniadanie prosto z jaśniepańskich stołów.

-Oooo cudnie. Chętnie coś zjem. Jak wróciłam jużeście spali. Eshte wtulona w ukochanego. Jak romantycznie.
- zaświergotała niemal wróżka zlatując niczym sęp ku padlinie.

-Po prostu dbam o to by moja ukochana żonka nie sparzyła sobie paluszków wtykając je tam gdzie nie trzeba. I choć z chęcią porwałbym cię na romantyczną przejażdżkę na grzbiecie gryfa…- odparł mężczyzna wstając z zamiarem opuszczenia domku na kółkach elfki. - … bo miałbym na ciebie oko. To wóz… niestety sam się nie poprowadzi.

-Ooooooooh!
- zawyła kuglarka z zachwytem równie wielkim, co i nieprawdziwym. Ton jej głosu osiągał niebezpiecznie wysokie skale przesłodzenia -Tak jak ostatnim razem, kiedy zabrałeś mnie na zbieranie kwiatków?
Bogom niech będą dzięki, że w jednej chwili jej fałszywy uśmiech przeobraził się w zwyczajowy grymas, a ten bolesny dla uszu świergot został zastąpiony burknięciem -To już wolę spędzić cały dzień z tyłkiem na koźle -widok jedzącej Trixie podsunął jej do pstrokatej główki nową myśl, którą nie omieszkała się podzielić z mężczyzną -Ale weź przynajmniej upoluj nam później jakiś szlachciurski obiadek.

- Masz rację. Tak jak ostatnio… gdy rzuciłaś się na mnie w szale namiętności. Cóż poradzę, że budzę w tobie dziką kotkę
.- dodał ironicznie czarownik i zamknął za sobą drzwi, zanim kuglarka zdążyła rzucić w niego obelgą, bądź czymś bardziej materialnym.
Jak na przykład pucharkiem na wino! Eshte objęła palcami jego nóżkę i uniosła rękę odwracając się w kierunku drzwi, ale.. te rzeczywiście już się zamknęły za mężczyzną. Tchórz. Szkoda było marnować resztkę trunku, jeśli rzucenie naczynkiem nie miało się zakończyć ozdobieniem jego twarzy siniakiem w kolorze zgniłej śliwki.

-Nie potrzebujemy go. Ty i Ske''kel jesteście lepszymi towarzyszami podróży -burknęła po wlaniu w siebie ostatnich kropelek wina. Przeniosła spojrzenie na wróżkę zajadającą się malutkimi kąskami śniadania -Nikt Cię wczoraj nie zaczepiał, kiedy pozbywałaś się moich świecidełek?
Gorzka nuta w głosie kuglarki świadczyła o tym, że nocną decyzję czarownika nadal uznawała za kradzież. Za kradzież JEJ własności, którą samodzielnie uratowała przed rozdeptaniem pod śmierdzącymi stopami trolli.

-Nieee… ukryłam je bardzo dobrze i bezpiecznie w dziupli drzewa. Możemy po nie sięgnąć, gdy będziemy przejeżdżały tędy w drodze powrotnej.- odparła dumnie wróżka, która pewnie też nie potrafiła rozstać się z błyskotkami. Ach… wielkie umysły myślą podobnie.

Im bardziej Eshte uświadamiała sobie znaczenie słów sprytnej wróżki, tym jej wargi rozciągały się w coraz szerszym uśmiechu.
-Noooo... ładniutko świeciły, co? -zapytała błyskając pełnym kompletem ząbków. Wsparła łokieć o blat stołu i wygodnie rozpłaszczyła sobie policzek o wnętrze własnej dłoni. Rozmarzyła się leciutko -Za ich sprzedaż każda z nas będzie mogła sobie pozwolić na spełnienie jakiejś zachcianki w mieście. Może porządna kąpiel, taka z gorącą wodą i z tymi wszystkimi pachnącymi olejkami do ciała. Ooooh, albo obiad w jednej z tych gospód, co to nalewają piwa do prawdziwego szkła i dają każdemu ścierki do wycierania sobie usteczek. A może to karczmarz sam je wyciera tym wszystkim paniczykom..?
Uniosła brwi w krótkiej zadumie nad nad kolejnymi dziwactwami wysoko urodzonych człowieczków. Bynajmniej nie była nimi zaskoczona. Parsknęła sobie cicho, po czym dodała nie tracąc pozytywnego nastawienia -Jeśli zaś się okaże, że szlachciurki nosiły nędzne, malowane szkiełka, to przynajmniej ozdobimy nimi nasze stroje.

- I napiszę balladę o tym jak dzielnie oszukałaś chciwych szlachciców.
- odparła z promiennym uśmiechem wróżka. - Lud takie lubi.
Lud może i tak, ale wielmoża… niekoniecznie. Trzeba będzie pilnować pomysłów Trixie, bo może napytać kłopotów sobie i kuglarce. Głównie kuglarce, bo skrzydlata bardka miała talent do uciekania, gdy pojawiały się problemy. Eshte… niekoniecznie. Tak było przy spotkaniu z Pierworodnym, tak było i wczoraj z gryfem i trollami.

-Lud lubi, lubi -zgodziła się kuglarka kiwając głową -Tylko wiesz, to nie lud nam napełnia brzuchy, kupuje materiały i naprawia wóz. Jak urazisz szlachciurków, to będziemy mogły zapomnieć o występowaniu na ich przyjątkach, o wypełnianiu kieszeni ich błyszczącymi monetami i.. i -rozejrzała się po wozie, po tym całym bałaganie wypełniającym jego do niedawna przytulne wnętrze. Szukała czegoś.. czegoś wystarczająco przekonującego dla małej bardki. Znalazła to w tkaninach porozwijanych i porozrzucanych na podłodze -O, i o pstrokatych ubraniach też. Jeśli chcesz o mnie pisać piosenkę, to może o tym jak całkiem sama pokonałam trolla, co?

-Oooo! O tym jak zmieniałaś się w straszliwą pazurzastą kreaturę?!
- podekscytowała się wróżka już pewnie w głowie układając rymy. Eshte… niezbyt ekscytowała wizja takiego utrwalenia w sztuce dla potomnych. W końcu wcale nie chciała być pazurzastą bestią w piosence wróżki. Takie bestie są nadziewane na widły przez przesądnych prostaczków.

-No.. ee... -ten groźny nurt myśli Trixie mocno zaskoczył elfkę. Aż na moment jej słów zabrakło. Bo i skąd.. skąd ona właściwie wiedziała o tym pazurzastym zdarzeniu?! Przecież nie było jej wtedy nigdzie w pobliżu! Uhhh, pewno czarownik musiał jej opowiedzieć wszystko ze szczegółami, kiedy Eshte wciągnęły widziadła przyszłości. Obrzydliwa papla.

-Jeśli lud lub szlachciurki zobaczą we mnie potwora, to skończę płonąc na stosie zamiast zabawiać ich swoimi ognistymi sztuczkami. Najlepiej będzie, jak skupisz się na moim magicznym talencie oraz sprycie. I urodzie też -podrapała się lekko po policzku -A tak w ogóle to byłoby dobrze, gdybym ja była pierwszą osobą, przed którą zaśpiewasz te swoje ballady. Zgoda?

-Zgoda.
- odparła wesoło bardka.

Ufff, kolejny kryzys zażegnany. Coś ostatnio dużo ich nawiedzało kuglarkę, przynajmniej jeden na dwa dni, a czasem nawet dwa na jeden dzień! Gdyby nie była tak samo zdolną Pogromczynią Kryzysów jak była Pogromczynią Potworów, to może zaczęłaby się obawiać wychodzenia z własnego wozu ze strachu przed zderzeniem się z murem kolejnych problemów. Póki co z każdym radziła sobie równie sprytnie, co z niebezpiecznymi źródłami inspiracji Trixie.
No, został jej jeszcze ten tyci tyci kryzysik z Pierworodnym.
I te całe fałszywe zaślubiny z Czarusiem. Właściwie on sam był jednym wielkim kryzysem, jak natrętna mucha ciągle latająca przy jej uszach. I drażniąco łaskocząca ją w ich czubki.
A i memłanie Paniuni też zalatywało smrodem kryzysu, w którego samym sercu miała się znaleźć Eshte.
Bo któż inny?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem