Niemniej po tej napaści,
Ruchacz rzeczywiście ją puścił i wykorzystał dłoń do przyzwania sługi, by ten przyniósł mu posiłek dla dwojga, gdy sama elfka próbowała opanować szalejące emocje które obudził w niej ten namiętny pocałunek i… nie dać się porwać wpływowi
Pani Ognia, którą ten pocałunek wyrwał z letargu w jej sercu.
-
Stul pysk -syknęła
Eshte przez zaciśnięte z wściekłości zęby, kiedy rozochocona
Pani Ognia zaczęła podsuwać jej do głowy swoje myśli. Całkiem bezwstydne myśli opowiadające o jędrności pośladków czarownika, o sile jego mięśni, zręczności języka i dorodności jego..
Gwałtownie przetarła dłońmi twarz, jak w próbie wyrwania się z tego paskudnego koszmaru. Tyle było z dobrego nastroju sztukmistrzyni. Niech przeklęta będzie
Pani Ognia,
Dzikun i
Thaneeekryyyst w szczególności! Ten ostatni miał przynajmniej tę jedną zaletę, że dzięki niemu mogła się napchać specjałami ze szlachciurskiego stołu.
-
Dzisiaj ruszamy dalej? Trolle i dzikusy nie zmieniły planów Pana Hrabiego? -zapytała siadając przy stoliczku zastawionym śniadaniem zapewne zbyt wyszukanym na jej proste podniebienie.
-
Oczywiście. Nie ma co tu tkwić.- odparł czarownik zabierając się za bażanta, bo przecież on nie mógł jeść zawiesistej brei przeznaczonej dla służby, tak jak ona wczoraj.
Na talerzu okraszonym rozmarynem kusił wzrok i podniebieniem bażant po myśliwsku. Podany wraz z przyprawionym winem do popicia.
Uderzający w nos soczysty zapach uświadomił
Eshte, jak dużo czasu upłynęło od jej ostatniego posiłku. Wczorajszego wieczoru występowała, uciekała, oglądała swoją przyszłość i spijała się winem.. całkiem na głodno.
Teraz ochoczo przyciągnęła do siebie ciężki talerz i potwierdziła obawy wszechświata co do dopuszczania jej do szlachciurskich stołów. Może to z głodu, może kuglarka miała w sobie trochę krwi długouchego dzikusa, bo po prostu chwyciła w dłoń kawałek mięsa i odgryzła duży kęs. Bynajmniej nie przeszkadzało jej to w mówieniu. Kolejny z talentów wyrafinowanej sztukmistrzyni.
-
Zapewne wyruszymy zaraz po śniadaniu i obawiam się, że nie będziesz już miała okazji się popisać. Wczorajsza napaść odebrała dobry humor wielu możnym, więc obędzie się bez wieczornych występów. Chyba.- zamyślił się
Tancrist.
-
Szsnaczszy szie... mushsze tu marnowacz.. mój czasz? -kuglarka przeżuwała powoli i z wyraźną błogością. A kiedy przełknęła, to nawet znalazła chwilę czasu na kontynuowanie rozmowy -
Wiesz, minął dopiero jeden dzień, a ja już zostałam prawie pożarta przez trolla, ustrzelona przez dzikusy, zwyzywana przez lalunię i okrzyknięta szpiegiem -wykrzywiła wargi w grymasie -
Mam nadzieję, że te całe ziemie Pana Hrabiego nie są zbyt daleko.
-Jesteśmy już na jego ziemiach, tyle że przygody które przeżyłaś tutaj są drobnostką, w porównaniu z tarapatami, w które wpadłabyś podróżując samotnie. - Czaruś jadł w sposób potwierdzający jego wychowanie i znajomość etykiety. -
Tu masz nadal wikt za darmo i straż hrabiego między tobą o kłopotami i….- spojrzał na elfkę. -
… nie pakuj tyle do ust bo wyglądasz jak chomik, który chce popełnić samobójstwo poprzez udławienie.
W następnej chwili kuglarka pokazała jak bardzo, bardzo jest wdzięczna mężusiowi za jego troskę wyrażoną w tak słodkich słówkach. Spoglądając mu wyzywająco w twarz uniosła dłoń trzymającą kawałek mięsa, po czym ostentacyjnie wpakowała go sobie w usta, aż mieszanina tłuszczu i sosu została na jej wargach. Może to właśnie był sposób na
Ruchacza? Być jak najbardziej odpychającą, żeby nawet przez myśl mu nie przeszła chęć chwycenia za jej piersi?
-
Jakoś sobie nie wyobrażam, że strażnicy będą wyjątkowo pomocni, kiedy szlachciurstwo zapragnie sobie zrobić kolczyki z moich uszu -burknęła i tym razem do swych ust schowała jeden z palców ociekających sokami z mięsa -
A zresztą, skoro już nie będzie wieczornych występów, to po co mam dalej podróżować z orszakiem? Nie interesuje mnie ten cały konflikt z elfami, a już tym bardziej zobaczenie domku Paniuni i jej bogatego tatusia -mówiła pomiędzy oblizywaniem kolejnych palców -
W mieście przynajmniej mogłabym zarabiać i zachwycać.
- Masz rację… lepiej ruszyć samemu przez las pełen trolli, które na pewno zjedzą twoje uszka i resztę twego cia…- nie dokończył, bo po pochwyceniu w usta kolejnego kawałka mięsa kuglarka wybałuszyła oczy dusząc się w wyniku zadławienia. Czarownik mocnymi uderzeniami w jej plecy pomógł
Eshte wykrztusić kawałek mięsa z miejsca, w które nie powinien trafić.
-
Ale nie musimy się martwić trollami, które mają ochotę elfie mięso. Bądź co bądź, twoja zachłanność zabije cię szybciej niż trollowa maczuga.- odparł ironicznie
Tancrist.
-No nie zaprzeczysz, że taka śmierć byłaby lepsza od zostania zgniecioną maczugą -stwierdziła
Eshte przecierając usta wierzchem dłoni i nie sprawiając wrażenia przesadnie przejętej tym jakże bliskim otarciem się o śmierć. Jednakże zamiast żarłocznie sięgnąć po kolejny kawał mięsa, ona ujęła w dłoń pucharek z winem. Zbliżyła go do swojego nosa, żeby powąchać mieszaninę przypraw.
-
A jaki Ty masz cel w dotarciu do.. -może i kiedyś usłyszała od czarownika nazwę posiadłości hrabiego, ale zwyczajowo nie przywiązała do niej większej uwagi. Dlatego tylko wzruszyła ramionami -
Tam dokąd zmierzamy? Liczysz na to, że Pan Hrabia zrobi sobie z Ciebie nadwornego wróża?
-Jadę tylko z twojego powodu moja kochana żonko. I znaku na twojej zgrabnej szyjce. - stwierdził wprost czarownik.-
Gdyby nie ty, mnie by tu nie było. Bo i hrabia wolałby, żebym trzymał się z dala od jego córki na wydaniu.
-Taaaaa? Tylko z mojego powodu? -elfka nawet nie starała się ukryć powątpiewającej nuty dźwięczącej fałszywie w swym głosie. Upiła łyk trunku, a aromatyczne przyprawy podrażniły jej gardło. Wino na rozpoczęcie dnia, to był jej rodzaj śniadania.
-
Bo wczoraj to miałam wrażenie, że jesteś tutaj na pikniczku z resztą szlachciurstwa. Dzisiaj podróżujesz z nami, czy znów... - urwała i pośpiesznie zerknęła przez okno, jak gdyby tam spodziewała się zobaczyć ostry dziób, wredne ślepia i gąszcz piór -
Gdzie właściwie jest ten Twój zwierz, co? Ostatni raz go widziałam jak bawił się trollem.
-Razorbeak jest cały i zdrowy. I tak, będę na nim podróżował. Może też łaskawie zgodzę się pełnić rolę powietrznego zwiadu.- odparł czarownik z uśmiechem.-
A ty powinnaś mu podziękować za uratowanie skóry. Lubi iskanie za uszami i w okolicy rogów.
-Współczuję -mruknęła elfka zza kielicha, z którego stopniowo i całkiem magicznie znikało wino -
Będziesz latał na tej swojej bestii, zamiast razem z nami ciągnąć się za pozostałymi wozami i pod koniec dnia wyciągać sobie piasek spomiędzy zębów. Ale może przynajmniej z góry łatwiej zobaczysz, gdyby zgraja mściwych szlachciurków chwytała się za widły i pochodnie.
Jeśliby tylko
Eshte dopuszczała do siebie bzdurne sentymenty i sięgała wspomnieniami do czasów swej beztroskiej.. no, wcześniejszej młodości, to może nawet w tym orszaku poczułaby się jak w domu. Wędrującym domu z końmi ciągnącymi kolorowe wozy, kurzem obsypującym ubrania i włosy, nocami spędzanymi przy ogniskach. Zgadzała się nawet ta ludzka niechęć do elfów!
-
Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. - stwierdził krótko czarownik i dodał rozglądając się dookoła. -
Posprzątaj tu trochę. Oddziel moje rzeczy od twoich. Nie ruszaj mojego ekwipunku. To nie zabawki dla magiczki amatorki. Możesz narobić sobie kłopotów takich jak wczoraj, albo i większych.
W jednym momencie kuglarka odczuła zmieszanie, jak i rozdrażnienie. Zarumieniła się na policzkach, a jednocześnie zacisnęła wargi w bardzo wąską linię.
Thaaneeekryyyst namieszał jej w główce tą swoją nagłą i całkiem niespodziewaną troską, którą zaraz przeplótł z bzdurnym żądaniami. Uh, nie wiedziała co było gorsze w jego wykonaniu.
-
To jak mam posprzątać, jeśli zabraniasz mi dotykać swoich rupieci? -odcięła się z zadziwiającą rezolutnością jak na tę porę dnia. Z głuchym stuknięciem odstawiła pucharek na blat stolika, po czym spojrzała chytrze na łajdaka -
A może po prostu wywalę je wszystkie za drzwi, żeby nie obciążały mi wozu i Małego Brida'?
- Nie zrobisz… bo nie wiesz, czy wśród nich nie kryje się kolejne lekarstwo na twoje kłopoty.- odparł z lisim uśmiechem czarownik.-
Poza tym chyba nie chcesz bym poszedł się żalić na paskudną żonę, córce naszego gospodarza? Z pewnością da mi się wypłakać na swojej piersi.
-Dzieeeń doobry.- ziewnęła wróżka budząc się na swoim posłaniu -
Co mnie ominęło?
Eshte wywróciła ślepiami w reakcji na słowa czarownika. Czy czarownik naprawdę sądził, że tak żałosną zagrywką wywoła w niej fale gotującej się złości? Mogła ona zadziałać na jakieś panieneczki ze słabą wolą, ale nie na sztukmistrzynię
Meryel!
.. prawda?
-
Nic takiego. Jedynie szantaże mojego mężusia na dobre rozpoczęcie dnia -prychnęła kuglarka w odpowiedzi, jednocześnie opuszką palca wskazującego przesuwając po obrzeżu talerza pobrudzonego smakowitym sosem. Tak smakowitym, że wprost można było palce lizać!
-
Głodna? -zapytała po wyciągnięciu palca z usta -
Dzisiaj mamy śniadanie prosto z jaśniepańskich stołów.
-Oooo cudnie. Chętnie coś zjem. Jak wróciłam jużeście spali. Eshte wtulona w ukochanego. Jak romantycznie. - zaświergotała niemal wróżka zlatując niczym sęp ku padlinie.
-
Po prostu dbam o to by moja ukochana żonka nie sparzyła sobie paluszków wtykając je tam gdzie nie trzeba. I choć z chęcią porwałbym cię na romantyczną przejażdżkę na grzbiecie gryfa…- odparł mężczyzna wstając z zamiarem opuszczenia domku na kółkach elfki. -
… bo miałbym na ciebie oko. To wóz… niestety sam się nie poprowadzi.
-Ooooooooh! - zawyła kuglarka z zachwytem równie wielkim, co i nieprawdziwym. Ton jej głosu osiągał niebezpiecznie wysokie skale przesłodzenia -
Tak jak ostatnim razem, kiedy zabrałeś mnie na zbieranie kwiatków?
Bogom niech będą dzięki, że w jednej chwili jej fałszywy uśmiech przeobraził się w zwyczajowy grymas, a ten bolesny dla uszu świergot został zastąpiony burknięciem -
To już wolę spędzić cały dzień z tyłkiem na koźle -widok jedzącej
Trixie podsunął jej do pstrokatej główki nową myśl, którą nie omieszkała się podzielić z mężczyzną -
Ale weź przynajmniej upoluj nam później jakiś szlachciurski obiadek.
- Masz rację. Tak jak ostatnio… gdy rzuciłaś się na mnie w szale namiętności. Cóż poradzę, że budzę w tobie dziką kotkę.- dodał ironicznie czarownik i zamknął za sobą drzwi, zanim kuglarka zdążyła rzucić w niego obelgą, bądź czymś bardziej materialnym.
Jak na przykład pucharkiem na wino!
Eshte objęła palcami jego nóżkę i uniosła rękę odwracając się w kierunku drzwi, ale.. te rzeczywiście już się zamknęły za mężczyzną. Tchórz. Szkoda było marnować resztkę trunku, jeśli rzucenie naczynkiem nie miało się zakończyć ozdobieniem jego twarzy siniakiem w kolorze zgniłej śliwki.
-
Nie potrzebujemy go. Ty i Ske''kel jesteście lepszymi towarzyszami podróży -burknęła po wlaniu w siebie ostatnich kropelek wina. Przeniosła spojrzenie na wróżkę zajadającą się malutkimi kąskami śniadania -
Nikt Cię wczoraj nie zaczepiał, kiedy pozbywałaś się moich świecidełek?
Gorzka nuta w głosie kuglarki świadczyła o tym, że nocną decyzję czarownika nadal uznawała za kradzież. Za kradzież JEJ własności, którą samodzielnie uratowała przed rozdeptaniem pod śmierdzącymi stopami trolli.
-
Nieee… ukryłam je bardzo dobrze i bezpiecznie w dziupli drzewa. Możemy po nie sięgnąć, gdy będziemy przejeżdżały tędy w drodze powrotnej.- odparła dumnie wróżka, która pewnie też nie potrafiła rozstać się z błyskotkami. Ach… wielkie umysły myślą podobnie.
Im bardziej
Eshte uświadamiała sobie znaczenie słów sprytnej wróżki, tym jej wargi rozciągały się w coraz szerszym uśmiechu.
-
Noooo... ładniutko świeciły, co? -zapytała błyskając pełnym kompletem ząbków. Wsparła łokieć o blat stołu i wygodnie rozpłaszczyła sobie policzek o wnętrze własnej dłoni. Rozmarzyła się leciutko -
Za ich sprzedaż każda z nas będzie mogła sobie pozwolić na spełnienie jakiejś zachcianki w mieście. Może porządna kąpiel, taka z gorącą wodą i z tymi wszystkimi pachnącymi olejkami do ciała. Ooooh, albo obiad w jednej z tych gospód, co to nalewają piwa do prawdziwego szkła i dają każdemu ścierki do wycierania sobie usteczek. A może to karczmarz sam je wyciera tym wszystkim paniczykom..?
Uniosła brwi w krótkiej zadumie nad nad kolejnymi dziwactwami wysoko urodzonych człowieczków. Bynajmniej nie była nimi zaskoczona. Parsknęła sobie cicho, po czym dodała nie tracąc pozytywnego nastawienia -
Jeśli zaś się okaże, że szlachciurki nosiły nędzne, malowane szkiełka, to przynajmniej ozdobimy nimi nasze stroje.
- I napiszę balladę o tym jak dzielnie oszukałaś chciwych szlachciców. - odparła z promiennym uśmiechem wróżka. -
Lud takie lubi.
Lud może i tak, ale wielmoża… niekoniecznie. Trzeba będzie pilnować pomysłów
Trixie, bo może napytać kłopotów sobie i kuglarce. Głównie kuglarce, bo skrzydlata bardka miała talent do uciekania, gdy pojawiały się problemy.
Eshte… niekoniecznie. Tak było przy spotkaniu z Pierworodnym, tak było i wczoraj z gryfem i trollami.
-
Lud lubi, lubi -zgodziła się kuglarka kiwając głową
-Tylko wiesz, to nie lud nam napełnia brzuchy, kupuje materiały i naprawia wóz. Jak urazisz szlachciurków, to będziemy mogły zapomnieć o występowaniu na ich przyjątkach, o wypełnianiu kieszeni ich błyszczącymi monetami i.. i -rozejrzała się po wozie, po tym całym bałaganie wypełniającym jego do niedawna przytulne wnętrze. Szukała czegoś.. czegoś wystarczająco przekonującego dla małej bardki. Znalazła to w tkaninach porozwijanych i porozrzucanych na podłodze -
O, i o pstrokatych ubraniach też. Jeśli chcesz o mnie pisać piosenkę, to może o tym jak całkiem sama pokonałam trolla, co?
-Oooo! O tym jak zmieniałaś się w straszliwą pazurzastą kreaturę?!- podekscytowała się wróżka już pewnie w głowie układając rymy.
Eshte… niezbyt ekscytowała wizja takiego utrwalenia w sztuce dla potomnych. W końcu wcale nie chciała być pazurzastą bestią w piosence wróżki. Takie bestie są nadziewane na widły przez przesądnych prostaczków.
-
No.. ee... -ten groźny nurt myśli
Trixie mocno zaskoczył elfkę. Aż na moment jej słów zabrakło. Bo i skąd.. skąd ona właściwie wiedziała o tym pazurzastym zdarzeniu?! Przecież nie było jej wtedy nigdzie w pobliżu! Uhhh, pewno czarownik musiał jej opowiedzieć wszystko ze szczegółami, kiedy
Eshte wciągnęły widziadła przyszłości. Obrzydliwa papla.
-
Jeśli lud lub szlachciurki zobaczą we mnie potwora, to skończę płonąc na stosie zamiast zabawiać ich swoimi ognistymi sztuczkami. Najlepiej będzie, jak skupisz się na moim magicznym talencie oraz sprycie. I urodzie też -podrapała się lekko po policzku -
A tak w ogóle to byłoby dobrze, gdybym ja była pierwszą osobą, przed którą zaśpiewasz te swoje ballady. Zgoda?
-Zgoda.- odparła wesoło bardka.
Ufff, kolejny kryzys zażegnany. Coś ostatnio dużo ich nawiedzało kuglarkę, przynajmniej jeden na dwa dni, a czasem nawet dwa na jeden dzień! Gdyby nie była tak samo zdolną
Pogromczynią Kryzysów jak była
Pogromczynią Potworów, to może zaczęłaby się obawiać wychodzenia z własnego wozu ze strachu przed zderzeniem się z murem kolejnych problemów. Póki co z każdym radziła sobie równie sprytnie, co z niebezpiecznymi źródłami inspiracji
Trixie.
No, został jej jeszcze ten tyci tyci kryzysik z Pierworodnym.
I te całe fałszywe zaślubiny z
Czarusiem. Właściwie on sam był jednym wielkim kryzysem, jak natrętna mucha ciągle latająca przy jej uszach. I drażniąco łaskocząca ją w ich czubki.
A i memłanie
Paniuni też zalatywało smrodem kryzysu, w którego samym sercu miała się znaleźć
Eshte.
Bo któż inny?