Dalacitus upadł na kolana, wyssany totalnie z wszystkich swoich sił. Ciemna krew lała się powolnym strumieniem, znacząc piach wokół niego. Nie spodziewał się takiego rozwoju wypadków. Dotknięcie czaszki było błędem. Powinien zostawić ją w świętym spokoju i pozwolić komuś innemu się popisać. - To żywiołaki. Są podatne na zimno i odporne na ogień. Nie pozwólcie aktywować im run... - powiedział krztusząc się swoją krwią i znieruchomiał.
Jego własny cień oderwał się od podłoża i owinął się wokół jego ciała, by po krótkiej chwili zacząć się kurczyć i w końcu rozpłynąć w powietrzu. Jedynym śladem po bytności Łotra była ciemna plama krwi w miejscu w którym jeszcze chwilę temu klęczał. |