Szkoda że nie mieli butelek z benzyną, albo chociaż długiego metalowego kija. Czegokolwiek do obrony, najlepiej granatu.
Albo bomby...
Nie mieli niczego sensownego w starciu ze zbliżającą się obławą. Lilka czuła pod skórą, że spotkanie z nimi nie skończy się na odprowadzeniu za teren śmietniska i wezwaniu patrolu policji.
Coś tak ją strzykało w karku, jakby zaraz ktoś go miał jej przetrącić.
Zniknięcie Konrada, potem Ewka... i zapadnia. Klapa, jak od zsypu w bloku, tyle że pionowo w ziemi.
Decyzja była szybka, impulsywna. Dziewczyna skoczyła do przodu tam, gdzie zniknął przyjaciel. Jebać co będzie potem. Na pewno nie da się złapać ludziom w kombinezonach.
Nie było też mowy żeby wróciła do domu tak wcześnie.