Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2019, 14:05   #76
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Msza skończyła się jakiś czas temu. Stary Jóźwa odjechał z Ottonem w stronę pańskiego dworu… a przynajmniej tego, co z niego zostało. Jednocześnie trwało poszukiwanie dziatków młynarza, w czym kapłan nie bardzo miał jak pomóc. Gdzie on by z kulawą nogą po lesie się włóczył.

- Nie usłuchałeś mojego polecenia - zaczął siedzący przy palenisku Eugeniusz. Tego dnia znalazł na plebanii starą fajkę. Musiała należeć do któregoś z poprzednich kapłanów. Mając chwilę dla siebie po odprawieniu modłów, z zamiłowaniem wziął się za jej czyszczenie.

Krzątający się po domu kapłana Mieszko nie odpowiedział od razu. Przygryzł tylko wargę i z jeszcze większym skupieniem porządkował ich skromne wyposażenie. Zdawało się, że pozostawi uwagę wielebnego bez słowa, ale nagle zatrzymał się i zwrócił w stronę Eugeniusza.

- Ojciec nie zrobiłby tego samego na moim miejscu? - odpowiedział wyzywająco. - To naprawdę mogli być zbóje! Gdybym nie ostrzegł w porę, nie zdążylibyśmy się zabarykadować - dodał, zakładając ręce na piersi.

Starzec rzucił mu spojrzenie, mrużąc przy tym oczy. Pewnie dlatego, gdyż nie widział go wyraźnie.

- Co jeśli czekali już u bocznych drzwi? Byłbyś pierwszą ich ofiarą, wychylając się nieuzbrojony - sparował z westchnieniem Eugeniusz, wracając do czyszczenia fajki.

- Ojciec mówi tak tylko dlatego, bo nie chce się przyznać do tego, że nie jest w stanie obronić swoich wiernych! - warknął sługa, rzucając o podłogę trzymaną w ręku szmatę.

- Waż na słowa, chłopcze - skarcił go twardo wielebny. Nie musiał krzyczeć, żeby Mieszko wiedział, iż jego opiekun jest zdenerwowany.

- Przepraszam - odparł ze skruchą. - Ciężko mi, że dbamy o ich dusze, ale nie potrafimy zadbać o ich dobrobyt - dodał już spokojnie, dosiadając się do Eugeniusza.

Kapłan nie reagował. Zajęty fajką, pozwalał młodzieńcowi zrzucić ten ciężar.

- Zawsze czułem, że moim powołaniem jest stawanie w obronie niewinnych. Jednak jako trzeci syn, moje pragnienia liczyły się najmniej. Jasiek miał odziedziczyć gospodarstwo, Jontka zabrali na żołd a mi trafiła się służba w kościele. Dlaczego Stwórca dał nam wolną wolę i zarazem uniemożliwił decydowanie o swoim losie? - rzucił rozżalony chłopak, wlepiając oskarżycielskie spojrzenie w kapłana.

Ten przedmuchał oczyszczoną fajkę i zaczął nabijać ją starym tytoniem.

- Z czyjej woli przybyłeś ze mną do Drzewiec? - odpowiedział beztrosko pytaniem na pytanie.

- Z opata - Mieszko odparł naprędce.

- Ah, a więc to opat popchnął cię w objęcia tamtej dziewuszki, córki barona? - dodał rozbawiony kapłan, zerkając na chłopaka. Ten spuścił spojrzenie, zawstydzony.

Nastała chwila ciszy, w której wielebny Niemysł odłożył nabitą fajkę i pochylił się w stronę Mieszka, kładąc mu dłoń na ramieniu.

- Posłuchaj mnie, synu. Stwórca obdarzył nas wolną wolą, ale nie wszystko od niej zależy. Czy ty wyrastasz swoje włosy z głowy? Czy bijesz swoim sercem? Robisz to, chociaż nie wiesz jak - zagaił starzec mentorskim tonem. Chłopak podniósł na niego nieśmiałe spojrzenie.

- Niektóre rzeczy nam się przytrafiają i po prostu nie możemy ich kontrolować. Dlatego nie osądzaj sytuacji, nad którymi nie masz władzy. Skup się na tym, co jest w twoim zasięgu. Patrz na teraźniejszość i zostaw przeszłość za sobą. Stwórca ma plan dla nas wszystkich, jednak wykonanie tego planu leży w naszych rękach - dodał z krztą otuchy w głosie.

- Ja… nie jestem pewien, czy rozumiem - odezwał się po chwili chłopak.

- Zrozumiesz w swoim czasie - rzucił z uśmiechem wielebny, wracając do fajki i próby jej odpalenia.


Mieszko przez dłuższy czas siedział w zamyśle. W końcu jednak zerwał się energicznie z siedzenia i stanął na środku izby.

- Jeśli twoje słowa się prawdą, ojcze, to muszę zacząć działać!

Eugeniusz odkaszlnął, zaciągając się pierwszym dymkiem i rozparł wygodniej nie siedzeniu. Jego spojrzenie było utkwione na wygaszone palenisko.

- Ależ zaczniesz działać, mój synu. Słyszałeś słowa pana, od jutra zaczynamy karczować Las Mgieł. Mam dla ciebie ważne zadanie. Wraz z innymi synami Drzewiec udasz się tam i ich wspomożesz. Jednak nie chcę, byś po prostu rąbał drzewo. Chcę, byś zaopiekował się drwalami i nad nimi czuwał. Dopilnuj, by nikomu nie działa się krzywda. Powstrzymuj ich od głupich pomysłów a tym bardziej od podnoszenia ręki na ludzi Ottona. Wiem, że pałasz do niego niechęcią, ale jeśli naprawdę zależy ci na naszych wiernych, to zrobisz wszystko, by zachować ten chwiejny stan rzeczy - przemówił powoli starzec, raz za razem zaciągając się dymem.

Mieszko zrobił skwaszoną minę, ale nie oponował. Jedynie wyprostował się i uniósł dumne oblicze.

- Znam twoją przeszłość, chłopcze. Jesteś bękartem. W twoich żyłach płynie krew arystokracji. Chłop czy pan, wszyscy urodziliśmy się honorowi. Ufam, że przez nienawiść do wysoko urodzonych, nie splamisz swojego honoru i zrobisz, co do ciebie należy.

- Dopilnuję, by żadnej siostrze ani bratu nie stała się krzywda - odparł wymijająco.

- Dobrze - westchnął ciężko kapłan. Eugeniusz musiał zdawać sobie sprawę, że przez wzgląd na wiek chłopca, ciężko było spodziewać się po nim odpowiedzialności i rozwagi. Mimo to postanowił dać mu szansę. W końcu w jaki sposób osiągnie odkupienie, jeśli nie będzie próbować?

- A teraz przejdź się po wiosce i zaciągnij wieści. O młodych młynarczykach, o panu i jego reakcji na dworze, o tym, co robi świta pana i czy komuś się naprzykrza. Dziś wieczorem udam się na pewne posiedzenie. Wiem, że nie umknie to twojej uwadze, więc mówię ci o tym otwarcie, byś mnie nie śledził. Zaopiekuj się świątynią, a jeśli ktoś będzie w potrzebie, pomóż w miarę możliwości.

- Tak, ojcze - skinął chłopak, powstrzymując swoją ciekawość od dopytywania się o szczegóły spotkania. Zgarnął kijek, z którym zazwyczaj się przechadzał i ruszył do wyjścia.

- Jeszcze jedno - wtrącił Eugeniusz, odwracając spojrzenie. - Młoda Grolschówna… Ruta. Nie życzę sobie, żebyś ją bałamucił, zrozumiano? Kapłan wkłada swoje serce we wszystkich wiernych. Ograniczając się tylko do jednej, stajesz się ślepy na potrzeby reszty.

Mieszko mruknął coś pod nosem i bez odpowiedzi opuścił plebanię.


- Stwórco - westchnął kapłan, zaciągając się dymem. - ześlij mu choć krztynę roztropności.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline