Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2019, 21:50   #28
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Po walce

Upewniwszy się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, gnomi mag zdjął zaklęcie, które dotąd utrzymywało Rashada w jego nowej formie. Gdy wojownik wrócił wreszcie do swej dawnej postaci, po ranach wyrządzonych przez roc’a nie było już ani śladu.

Schowawszy sejmitar do pochwy Kapitan Nadal skierował gniewny wzrok w stronę dwójki swoich podwładnych. Później jednak zwrócił się do reszty karawany, gdy wszyscy podeszli bliżej.
- Czy ktokolwiek odniósł rany?
- Chyba jedynie Rashad… - stwierdziła eladrinka, przenosząc jednocześnie wzrok z Kapitana Nadala na wspomnianego wojownika.
- Wszystko w porządku?- spytała nieco zatroskana wciąż mając przed oczami to jak Roc ranił przeobrażonego przez Orryna mężczyznę.
Rashad przez moment przeleciał dookoła błędnym wzrokiem, nieco zdezorientowany po ponownej przemianie, zanim jego wzrok spoczął na Andraste.
-Nie, dziękuję, nic mi nie jest, rany które otrzymałem w tamtej postaci zagoiły się. - odparł już pewniej.
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym zwróciła się do gnomiego czarodzieja.
- Twa magia panie jest naprawdę niesamowita. Nigdy nie widziałam by ktoś zmienił człowieka w tak wielkie zwierzę. - powiedziała z uznaniem. Sama znała tego typu zaklęcie, jednak zazwyczaj używała go do zmieniania wyjątkowo denerwujących natrętów w małe stworzonka typu myszy czy różnego rodzaju owady.
- Och, doprawdy...zbytek łaski młoda damo - uśmiechnął się pod nosem Orryn - po prostu spełniłem życzenie Rashada, który chciał, aby losy walki spoczęły w jego rękach. Tak, jak wspomniał mi ostatnio. Rashadzie, czy nie za bardzo dosłownie? - zachichotał czarodziej, zadowolony z psikusa - oczywiście, jedynie nieco wyrównałem szanse. Te obrzydliwetak stworzenia potrafią porwać słonia, albo nawet wieloryba z oceanu, a cóż dopiero szczupłego szlachcica. Cieszę się, że jedna z tych pierzastych paskud nie zrobi już nikomu krzywdy - zerknął groźnie w stronę truchła roca.
- A skoro już o tym mowa - Nadal zwrócił się do elfiego przewodnika - To co u licha się tutaj stało?
- Szczerze powiedziawszy nie mam bladego pojęcia - odpowiedział zmieszany elf - Roc’i nie powinny zapuszczać się tak daleko od swoich gniazd w górach. To że pojawił się w tych rejonach jest wręcz niespotykane.

Na te słowa Sadib ponownie zaczął mówić pod nosem coś o “boskim gniewie”, lecz karcące spojrzenie kapitana natychmiast go uciszyło.
Bardka spojrzała na ich elfiego przewodnika, który jeszcze dzień wcześniej tak dumnie zapewniał, że z jego udziałem, tej wyprawie nie grozi żadne niebezpieczeństwo. To jak szybko los zweryfikował jego słowa, było jednocześnie śmieszne i przykre. Po dłuższej chwili przeniosła wzrok na truchło nieszczęsnej ganty, która padła ofiarą drapieżnego ptaka.
- Szkoda zwierzaka… jednak powinniśmy sprawdzić, czy ekwipunek, który został umieszczony na jej grzbiecie jest cały i to co przetrwało umieścić na grzbietach pozostałych zwierząt… Można by także spróbować wyciąć z niej trochę mięsa i upiec na następnym postoju. W tych pustynnych warunkach nie powinniśmy pozwalać sobie na marnotrawstwo. - stwierdziła zwracając jednocześnie kierując swe spojrzenie na Kapitana Nadala.

El-Madani rozważał przez chwilę słowa eladrinki.
- Nie. Nie mamy czasu na wycinanie i obrabianie mięsa. Zapasów mamy dosyć by bezpiecznie dotrzeć do celu. Jesteśmy pewnie już zaledwie o kilka godzin od punktu przepraw. Przepakujemy ekwipunek i ruszamy dalej. Mistrzowi Orrynowi radzę zebrać kilka piór roc’a póki ma okazję. Takie rzeczy są nieczęsto spotykane.
- Nie wiem czy inne ganty ucieszyłoby że jemy ich kolegę.. - szepnęła kapłanka do Andraste wciąż zapatrzona w ciało Roca. Pomysł zjadania zwierzęcia które do tej pory było “przyjacielem” wydawał jej się szalony. Takie rzeczy jak zjadanie koni miały miejsce tylko na wojnach, podczas głodu lub w krajach gdzie żyli barbarzyńcy. Ten pomysł z ust bogatej i zadbanej elfki wydał się jej niemoralny. Była spokojna, bo wiedziała że nikt inny nie został ranny, głównie na tym skupiając swą uwagę od początku walki.
- Zamiast gadać bzdury o “boskim gniewie”, powinniśmy się raczej radować jak dobrze nam poszło, poradziliśmy sobie z takim potworem właściwie bez strat własnych, to bardzo dobrze rokuje naszej wyprawie, czyż nie? - Stwierdził optymistycznie Rashad.
- To prawda - zaśmiał się Akram, który właśnie kończył poprawiać swoje długie rękawy - Niech mnie kobra w zad ugryzie - przyznaję, że jestem pod sporym wrażeniem. Niewielu wojowników potrafiłoby zachować zimną krew w takiej sytuacji.
- Wszyscy dobrze się spisaliście, a jeśli kogoś “kobra w zad ugryzie” to proszę zgłosić się do mnie bym mogła zobaczyć ranę. - Powiedziała Yasumrae celowo pomijając pewne uchybienia ze strony kilku wystraszonych żołnierzy Nadala jednak zaraz dodała.
- Jeśli ktoś powątpiewa w to czy bogowie wspierają nas i naszą misję - zapraszam do wspólnej modlitwy przy kolejnym postoju. To co widzieliśmy teraz to nic w porównaniu z tym co nadejdzie, jeśli tak jak powiedział Wezyr przyjdzie nam się mierzyć z istotami otchłani.

Tymczasem tabaxi podeszła jeszcze do Farshida i uraczyła go tajemniczym uśmiechem.
- Potężną magią władasz.. jestem pod wrażeniem. Mama nie uczyła Cię że nie wolno bawić się ogniem?
Strzepnawszy rękawy swej luźnej białej szaty tak by na powrót zakrywała mu przedramiona i dłonie odwrócił wzrok od truchła roca i spojrzał na kapłankę z uśmiechem.
-Nawet jeśli to czy bedac juz wyrośniętą kocicą wszystko robisz tak jak kazała ci mama gdy byłaś mała?
Mrugnął do niej spod ciemnych brwi.
-Moja sztuka jest przydatna kiedy jeszcze jest jak i o co walczyć. Twoja zalśni kiedy reszcie się nie uda lub sami z siebie będą za słabi. Obym nigdy nie musiał pogratulować tobie bo będzie to znaczyło że otarliśmy się o śmierć.



Orryn pokiwał głową i podreptał w stronę swojego muła, szykując sztylet, i swoją torbę do której zamierzał zebrać komponenty. Wiedział, że z niektórych piór da się zrobić niesłychanie użyteczne amulety, zwane od imienia ich pierwszego twórcy, amuletami Qualla. Szybka inspekcja strat dokonanych przez ptaka ujawniła, że jeden z namiotów został rozszarpany. Na szczęście skórzane uprzęże jak i prowiant, które poza tym znajdowały się na grzbiecie zaatakowanego jaszczura były całe. Przewiązanie ganta i przeniesienie pakunków na wolne wierzchowe ganta poszło sprawnie i po dziesięciu minutach karawana była ponownie gotowa do drogi.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 03-09-2019 o 21:54.
Lord Melkor jest offline