Stary rozklekotany wóz franko stał niedaleko. Nie wiedział czy się wszyscy zmieszczą. Ale twardo niósł Zacka.
-
Szlak by to wszystko trafił! Jasna cholera... - jęczał pod nosem wlokąc nieprzytomnego chłopaka. To wszystko była jego wina... Jego i tylko jego.
Położył chłopaka na masce i sięgnął do kieszeni po kluczyki.
Gdy pakował go na tylne siedzenie reszta dotarła na miejsce.
Franko wyciągnął swój zmasakrowany telefon i wybrał numer Ortegi. Ta odebrała po 3 sygnale. Frank zaczął.
- No tośmy kurwa wdepnęli....