- Przydałby się kapłan i pochówek - stwierdziła Gwen z niezwykłą pewnością. Z przyzwyczajenia obejrzała szyję denata, jednak nie dostrzegła śladów kłów. Wampiry więc nie wpadły na jej trop, pod tym kątem byli bezpieczni, a przynajmniej ona była.
Pozostawało jeszcze kilka nadnaturalnych dziwactw, których Gwendoline by się spodziewała, a o których nie chciała mówić wszystkim zebranym - wszak nikt nie wiedział kim naprawdę była, a prawdopodobnie gdy już zacznie gadać, będzie musiała się przyznać. Nie była tylko pewna czy któryś z towarzyszy nie jest szpiegiem wysłanym z Sylvanii, aby ją sprawdzić, a jak zacznie gadać... Narazi się.
Kobieta wciąż w kuckach obejrzała się za siebie i spojrzała na Dietmara
- Mogę go po prostu zabrać? - rzuciła wpierw do cyrulika, a potem spojrzała po reszcie - nie chcę żadnych śladów zacierać, ale trzeba chłopa wziąć. Pewnie inni i tak już mają zepsute nastroje, więc wniesienie ciała nie zmieni aż tak wiele, a zostawiać tak nie można. - po uzyskaniu potwierdzenia, Gwendoline miała w zamiarze wziąć ciało na ręce. Chciała początkowo włożyć jakiś kołek między zęby nieszczęśnika, ale obawiała się reakcji innych, więc sobie darowała. Nie czas na opowieści o wilkołakach czy ożywieńcach, i tak nikt z nich tego nie zrozumie, uznając ją jedynie za wariatkę. Najgorsze było to, że tak wiele czasu spędzili z wieśniakami (przynajmniej w jej odczuciu) a tak niewiele się dowiedzieli. Panny Deschain na szczęście plotki mało obchodziły, tym bardziej w tej sytuacji. Nie miała zamiaru opuszczać już zwłok póki nie będzie świadkiem obrzędu i pochówku. Coś jej tutaj mocno śmierdziało.