Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2019, 01:15   #69
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki za dialog Ola

Rudiger wolałby nie schodzić do Podziemnego Miasta i szukać czegokolwiek lub kogokolwiek z nadzieją, że ruszy to śledztwo z miejsca. Mieli dość tropów aby zrobić to zgodnie ze sztuką czyli idąc od jednej, cieniutkiej nitki do oplecionego skaveńskimi odchodami kłębka. Dobrze było jednak znać miejsce ewentualnego wejścia do kanałów i mieć zgodę na ich eksplorację, której kapitan Schutzmann udzielił osobiście na piśmie. Erika miała łeb na karku i – mimo iż była wojowniczką – myślała przyszłościowo potrafiąc równocześnie oszacować, który trop mógł okazać się ślepą uliczką. Schultz swoje „śledztwa” w Nuln przeprowadzał metodami zgoła innymi. Nigdy nie zebrał choćby jednego śladu zawsze polegając na zastraszaniu, przemocy i brutalności. Mimo iż tamte metody skutkowały to w współpracy ze strażą miejską mogłyby zostać źle odebrane… Poza tym po śledztwie w jego stylu zapewne musieliby opuścić miasto czego Rudiger wolałby uniknąć. Mogłaby też ucierpieć jego wewnętrzna przemiana, której stawał się coraz bardziej świadomy. Z jednej strony pozostawał twardym, niezłomnym facetem, z drugiej jednak – głównie przez Cassandre – odezwały się w nim uczucia, które tłumił i krył w sobie od dziecka.

Umiejętności posiadane przez zabijakę mogłyby się przydać gdyby skarbnik albo akolita świątyni Sigmara cokolwiek wiedzieli. Zostali przyciśnięci, ale dla Schultza było to nijakie zagranie co zrozumiał opuszczając święte miejsce. Z jednej strony miał ich przycisnąć, z drugiej musiał odpuścić jego ukochane zagrania czyli choćby sugestie, że może przesłuchiwanemu zrobić krzywdę. Nie mógł nawet sugerować, że ktoś był w niebezpieczeństwie, pokazać narzędzi swojej „pracy”. Musiał polegać na słowie, które tym razem nie poskutkowało, a nawet naraziło całą grupę na gniew ze strony Sigmarytów. Duchowni – nie bez powodu – byli wściekli, ale nie zmieniało to faktu, że niepokoiły ich metody grupy, która szukała mordercy jednego z nich. Rudiger wiedział, że kapłani im wybaczą o ile znajdą odpowiedzialnego za śmierć ojca Mortena. Był tego pewien.

Wojownik zdziwił się widząc budynek, w którym znajdowała się Gildia Krasnoludzkich Inżynierów. Jak na siedzibę tak potężnych umysłów budowla była mało okazała i niezbyt fikuśna. W oczy rzucała się nienaganna prostota. Odźwierny nie był zbyt rozmowny, ale podróżnikom udało się dowiedzieć więcej niż straży. Okazało się, że w noc śmierci krasnoluda zginęła mapa tuneli prowadzącym z podziemi na powierzchnię. Tuneli projektowanych i wykonanych przez krasnoludy. Zatem Skaveny mogły połączyć niewiadomą ilością przejść swoje tunele z tunelami brodaczy i… w ten sposób stworzyć niewiadomej struktury sieć korytarzy, z której niepostrzeżenie stwory mogły wychodzić na powierzchnię w niemal dowolnej części Grodu Białego Wilka. Ta informacja nie była zbyt przyjemna gdyby podejrzenia Schultza były słuszne. Im głębiej zapędzali się w szambie tym bliżej byli utonięcia w niezbyt prostym temacie.


Gerhard Kroen musiał być kimś więcej niż wyznawcą Młotodzierżcy. To było dla Rudigera pewne. Żaden przedstawiciel świątyni Sigmara nie pozwoliłby sobie na niemały wydatek pogrzebowy tylko dlatego, że zmarły regularnie składał modły i odwiedzał świątynie. W tej sprawie musiało być drugie dno. Co się pod nim kryło mogli się dowiedzieć namierzając wysokiego, ciemnowłosego faceta, o spojrzeniu bladoniebieskich oczu i z paskudną szramą na facjacie. Być może rozszyfrowanie liter „OF” widniejących na nagrobku Kroena również mogło pomóc, ale Schultz nie miał pomysłu co to mogło być. Miał nadzieję, że Heinrich i jego strażnicze kontakty pomogą w rozwikłaniu tej łamigłówki.

Wprost z cmentarza ekipa udała się na miejsce zbrodni. Kusiła ich myśl strażnika podejrzewającego, że pechowiec mógł zdążyć przedśmiertnie strzelić z kuszy. Było to prawdopodobne. Namierzenie miejsca śmierci Kroena nie było proste, ale po pewnym czasie trójka „śledczych” była na miejscu. Bełt tkwiący w kupie łajna dostrzegła Cassie. Po raz kolejny dziewczyna zaprzeczyła temu, że była całkowicie nieprzydatna w śledztwie. W zasadzie dotychczas była bardziej przydatna niż odcięty od swojej głównej broni Schultz. Dziewczyna zauważyła istotny dowód pominięty przez strażników miejskich. Niestety była jedyną osobą, która mogła go w tamtej chwili wydobyć. Mężczyźni mieli zbyt grube dłonie aby przecisnąć je między kratami kanału ściekowego. Widać było, że Cassandra nie miała zamiaru sięgać po bełt i tylko prośba ze strony zabijaki mogła ją przekonać. Wojownik nie chciał sięgać po te kartę, ale dla dobra śledztwa musiał spróbować. Nie miał wyrzutów, bo robili to w słusznej sprawie i gdyby jego dłoń była mniejsza sam by się tym zajął. Niestety musiała to zrobić dziewczyna, a Rudiger przyglądał się spod byka niemal oblizującemu się Glauberowi podziwiającemu krągłości męczącej się z wydobyciem pocisku nastolatki…

Sam bełt był raczej przeciętnym wyrobem, ale na jego grocie znajdowała się zakrzepła dawno krew. Skaven, który nim dostał musiał pierzchnąć do kanałów i wyrzucić tkwiący w jego zadzie pocisk. Zatem tutaj mogli zacząć poszukiwania gdyby byli zmuszeni zejść do kanałów na co się zapowiadało. Heinrich znał kogoś chodzącego po kanałach zawodowo i głupotą byłoby tej znajomości nie wykorzystać. „Ostatnia kropla” nie kojarzyła się Rudigerowi z ekskluzywnym lokalem, ale jako niedawny żołnierz półświatka znał takie miejsca na wylot. Był w nich jak ryba w wodzie.

Mężczyzna poznany tamtego dnia nie zrobił na Rudigerze pozytywnego wrażenia. Vorster był wysoki, wychudzony, jego zęby wyglądały jak wyciosane z polnych kamieni. Gość śmierdział gównem i najtańszą lurą. Kiedy tylko się odezwał, z tym swoim paskudnym uśmieszkiem i głupim wyrazem twarzy… Schultz wiedział, że nigdy nie zostaliby nawet znajomymi. Od takich typów i ich watahy pcheł należało się trzymać z daleka.

Facet niby zgodził się im pomóc, ale kiedy wspomniał o nocy z Cassie w zabijakę wstąpił dawny Schultz. Był zimny, beznamiętny, a jego mimika i mowa ciała były agresywne. Gdyby wojownik nie stał blisko nastolatki pewnie zrobiłby tam kipisz rozpoczynając burdę, o której ten lokal jeszcze nie słyszał. Ludzie tacy jak Wecker uważali miłych, spokojnych, uprzejmych pobratymców za słabych i cel swoich śmiechów i kpin. Rudiger dla niektórych przy Cass mógł wydawać się wrażliwym i słabym. Taki był jednak tylko dla niej. W kontaktach z innymi ludźmi był nadal tym samym twardym zabijaką, który w jednej chwili mógł prowadzić opanowaną konwersacje, a w następnej wyciągać sobie czyjeś zęby z kostek prawej pięści.

Schultz zareagował wtedy spokojnie, ale stanowczo. Nie chciał aby taki śmierdziel pozwalał sobie na jakiekolwiek docinki w stosunku do Cass. Jak Glauber otaczał się takimi szczurami to była jego brocha, ale bycie strażnikiem kanałów nie chroniło tego gościa przez obiciem mordy. Póki co był jednak dla nich przydatny dlatego skończyło się na zwiększonej o dwa szylingi stawce i dobrej radzie ze strony Rudigera. Heinrich w swoim wywodzie zagalopował się nieco wspominając o stawkach Cass, ale wojownik nie reagował na to. Wbrew pozorom dość szybko przekonał się do strażnika nie uważając go za groźnego czy szkodliwego. Ba. Zabijaka nawet polubił go i miał nadzieję, że Glauber nigdy nie pomyśli, że Schultz był podatnym na podobne docinki tylko dlatego, że miał słabość do Cassie. Szkoda byłoby uzmysłowić mu, który z nich w wolnym czasie pchał interes w pracownice burdelów, a który dorabiał łamiąc ludziom żebra i wybijając zęby…




- Czemu tak nagle zmieniłaś zdanie, Cassie? - zapytał Schultz nadal trzymając ją za rękę. - Nie żebym narzekał, bo to miłe, że przejmujesz się zdrowiem, które mogę odzyskać pijąc te mikstury, ale… - zastanowił się chwile zabijaka. - Ty nie chcesz iść z nami do kanałów? Wolałbym abyś jednak poszła z nami. Jest tam co prawda mokro, nieprzyjemnie i śmierdzi, ale tam przynajmniej mogę ciebie osłaniać. Jak zostaniesz sama na powierzchni będziesz zdana na siebie przez cały dzień. A w podziemiach mogłabyś nam bardzo pomóc kiedy ktoś zostanie ranny, będzie trzeba go opatrzyć albo prowadzić do medyka… Jak chcesz kupie ci jakieś gorsze, tańsze ciuchy, które ubierzesz pod płaszcz od straży. W ten sposób nie zniszczysz sukni ani nowego płaszcza.

- Ja po prostu chcę być przydatna - odpowiedziała zgodnie z prawdą - Podczas rozmowy mi nie wyszło, wcześniej w świątyni to i beze mnie byś sobie poradził. Na żadnym etapie nie zrobiłam nic, co by pomogło, zaś jedyne co zrobiłam... - powróciła wspomnieniami do grzebania w odchodach -... to nawet nie chcę o tym mówić. - skrzywiła się na samą myśl i poprawiła uścisk ich dłoni. Nie wiedziała czemu jeszcze minionej nocy była pewna, że to Erika powinna mu dać szansę, a tak naprawdę teraz i przez cały dzień sabotowała owe szanse jakie kobieta w ogóle miała u Rudigera. Cass potrzebowała czyjegoś wsparcia i ciepła.

- Nie zejdę do kanałów - ściągnęła brwi patrząc na niego - I nie jestem żadnym kaznodzieją by leczyć czy opatrywać. Nie nadam się do niczego, będę tylko marudzić i narzekać, jak zawsze zresztą stanę się kłodą pod waszymi nogami. I to taką toczącą się, oblepioną łajnem - zwizualizowała mu to, aby lepiej sobie przemyślał sytuację.

- Jesteś przydatna. - powiedział Rudiger z całą pewnością i stanowczością. - Ja nie potrafiłbym z nimi tak rozmawiać. Nie nadaje się do tego. Bardziej wychodzi mi rozmowa zbira z kimś kto źle trafił. Rozmowa jak z tym kanalarzem… Chociaż w tamtej chwili byłem opanowany jak na to co mogłem zrobić. - Schultz mówił spokojnie i nie za szybko zaciskając mimo woli szczęki jak sobie przypomniał Vorstera. - Przepraszam, że ciebie poprosiłem o wyjęcie tego bełtu z odchodów Cassie. Nie powinienem. - wojownik pokiwał głową przywołując w umyśle tamtą sytuację. - Jak otrzymywałem rany w Untergardzie pomagałaś mi się umyć, przebrać. Nawet chodzić jak miałem krwiaka na stopie. Naprawdę to doceniam i o takiej pomocy w kanałach myślałem. Nic więcej. - mężczyzna na chwilę zamilkł. - Nie pozwoliłbym ci się toczyć w łajnie i nie pamiętam abyś narzekała w podróży chociaż lekko nie było. - dodał zabijaka patrząc na Cassandre. - Kupiłaś sobie nową suknię, płaszcz, rękawice… Reszty nie widziałem, ale pewnie nie masz już złota. - mówiąc to Schultz wyciągnął swoją sakwę, rozwiązał ją, wysypał pół zawartości na otwartą rękę. - Wystarczy na pewien czas jak nie zrobisz większych zakupów. - kilkanaście złotych monet błyszczało przyjemnie w jego rozpostartej dłoni.

- Nie chcę - odpowiedziała stanowczo i zamknęła monety w jego dłoni, zginając jej palce do środka. Musiała się aż zatrzymać, aby utrzymać jego pięść w zamkniętym uścisku, a jednocześnie móc spojrzeć na jego twarz. Owszem, kupiła wiele, a kupiłaby jeszcze więcej, gdyby miała za co. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała, że nie jest tego warta.

- Zapracowałeś na to wszystko, należy ci się. I przede wszystkim będzie potrzebne, aby utrzymać cię przy zdrowiu. Monety to nie wszystko... Są ważniejsze wartości - mówiła delikatnie i ze spokojem, hipnotyzując go głosem i spojrzeniem, jednocześnie przybliżając się coraz bardziej do niego.

- Nie narzekałam wcześniej na trudy, bo miałam swój cel, w którym mi pomagałeś. Nie mogłam kaprysić jak księżniczka, nie jestem wysoce urodzona i nie nagradzałam cię niczym za pomoc - podeszła jeszcze bliżej, dotykając go swoim ciałem i wspięła się na palcach stóp, aby być bliżej jego twarzy. Ze względu na niski wzrost, nie było to takie łatwe.

- Chcę ci pomagać, bo nie jesteś złą osobą. A dobrzy ludzie zasługują na wszystko co najlepsze - jej młoda buzia i pełne usta zbliżyły się do jego twarzy na tyle, że dzieliły je tylko milimetry. Gdy lekko przechyliła głowę, a ciałem oparła się o jego tors, dało się wyczuć otaczającą ją mgiełkę przyjemnego zapachu.

- Weź te monety, Cassie. - powiedział Schultz nie odsuwając się od niej nawet o cal. - Ja mam ich więcej niż byłbym w stanie wydać na bieżące potrzeby. Mam bardzo dobrą broń, pancerz, resztę ekwipunku. Nawet kiedy przyjmiesz te Karle zostanie mi na kilka tygodni życia. - Rudiger spojrzał na nią, a jego spojrzenie było pełne radości. - Cieszę się i doceniam, że od naszej rozmowy w ruinach Immelscheld tego nie robiłaś. Nie chcę abyś myślała o tym jako nagrodzie. To tylko przyjacielska pomoc. - kobiecie zdawało się, że jego głos posmutniał kiedy mówił o niej w kontekście przyjaźni.

Cassandra uśmiechnęła się subtelnie wciąż trzymając jego zamkniętą dłoń w uścisku. Mijali ich inni ludzie, ale udawała, że nikogo prócz nich tutaj nie ma.

- Od przyjaciół nie chcę takiej pomocy... - szepnęła z lekkim pomrukiem. Była wystarczająco blisko, aby to usłyszał. Jej oddech ciepłotą zatrzymał się na skórze jego podbródka. Ciężko było stwierdzić w którym momencie ciepłe usta dziewczyny przylgnęły do jego warg, początkowo jedynie muskając je delikatnie w niewinnym pocałunku.

W tamtej chwili Rudiger mógł się spodziewać wielu scen. Mimo iż był prostym wojownikiem posiadał uczucia, które nie pozwalały mu jej ponownie odtrącić. Schultz objął ją w wąskiej talii z jednej strony trzymając otwartą dłonią, a z drugiej delikatnie przytrzymując zamkniętą pięścią, w której znajdowały się złote monety. W jego głowie kłębiły się niepoukładane myśli, ale wojownik nie chciał się nad niczym zastanawiać. Nie chciał kalkulować. Przycisnął swoje usta do ust dziewczyny nieco mocniej przedłużając pocałunek, który zapoczątkowała.

- Nie jestem tylko przyjacielem prawda? - zapytał jej takimi samymi słowami jakich użyła po pamiętnej walce z zielonoskórymi.

Jeden z kącików jej ust uniósł się ku górze, kiedy wzrok przeskakiwał między patrzeniem w na jego zarumienione usta, a oczy. Pocałunek w jej mniemaniu był inny niż poprzednie, jakich doświadczyła. W jednej chwili poczuła się być szczęśliwa, choć przez moment. Uniosła wolną rękę aby pogładzić mężczyznę po skroni.

- Nie jesteś - pokręciła przecząco głową aby potwierdzić swoje słowa gestem. Nie była pewna czy robi dobrze, w końcu miał być z kimś lepszym, ale... Ale może ona jednak sama potrafi sprawić aby być kimś lepszym, niż była dotychczas? - Dlatego nie może stać ci się krzywda. Nie chcę zostać bez ciebie...

- Nic mi nie będzie, Cassie. - powiedział Rudiger. - Teraz będę uważał. Mam dla kogo. - dodał patrząc na pięść ze złotą zawartością. - Weźmiesz te monety skoro już nie jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał cały czas trzymając drugą dłoń na jej ponętnej talii.

Dziewczyna miała ochotę pocałować go ponownie, ale powstrzymała się, muskając jedynie wargami kącik jego ust, a następnie odsuwając głowę. Nie chciała odsuwać się od bliskości jego ciała, czuła się z tym zbyt dobrze. Nawet na moment zapomniała o kanałach, jakimś śledztwie i marnych dwóch szylingach za dzień pracy. Wszystko jakby zniknęło, tak po prostu, tak strasznie szybko.

- A kim jesteśmy? - dopytała jakby dla pewności - Chyba gospodarz wciąż nie uzna nas za małżeństwo i widząc mnie pomyśli o burdelu - wydęła słodkie usteczka jakby rozgniewana, choć tak naprawdę nie potrafiła teraz mieć żadnych negatywnych odczuć. Czuła się zbyt dobrze. - A złota naprawdę wolałabym nie brać. Jeśli chcesz, możesz w potrzebie za mnie zapłacić, ale nie powinnam trzymać przy sobie monet. Po pierwsze jestem łatwym celem, a po drugie to dla mnie jak bogactwo i szybko zaczynam się czuć jak szlachcianka, która ma takich monet na pęczki gdzieś w skarbcu, a sam wiesz, że nie mamy nic poza tym, co oszczędzimy. Ja nie oszczędzam - przyznała się z niewinnym uśmiechem wciąż się do niego tuląc.

- Dobrze. Jak wolisz Cassie. - powiedział mężczyzna będąc cały czas blisko niej. - Jak nie idziesz do kanałów weź chociaż trochę abyś w razie potrzeby miała czym zapłacić. - dodał Rudiger łapiąc ją czule za dłoń i wsuwając jej dwie złote monety. - Resztę zachowam, ale wiedz, że jak będziesz potrzebowała zawsze możesz mi powiedzieć abym za ciebie zapłacił, dobrze? - upewnił się wojownik patrząc w jej oczy. - Ja odkładam od pewnego czasu. Będzie tego więcej. Mieszkać musimy, póki co, po staremu jeżeli nie chcemy zmieniać tawerny. - uśmiechnął się zabijaka. - Jesteśmy kimś więcej niż przyjaciółmi skarbie. I przy mnie nie jesteś tak łatwym celem. - mówiąc to wojownik poczuł nieobecne wcześniej w jego sercu ciepło.

Cassandra kiwnęła twierdząco głową, przystając na propozycję. Z dwoma monetami szaleństwa nie urządzi, a faktycznie czasami może się to przydać. Przyjęła więc pieniądze i schowała natychmiast. Miała teraz ochotę trwać tak bez końca. Było ciepło i przyjemnie, tak spokojnie jak nigdy dotąd. Nie czuła tego wewnętrznego chaosu, który zawsze gdzieś krążył i kotłował jej myśli, a mimo to jedno zagadnienie przeszło jej przez głowę.

- A co z Eriką? - spojrzała na niego i chwyciła za wolną dłoń. Zrobiła zgrabny obrót wykręcając się z ręki obejmującej jej talię i pociągnęła mężczyznę, aby szli dalej. Nie mieli teraz sposobności, aby móc napawać się sobą. - Nie będzie jej przykro? Nic jej nie sugerowałeś? - dopytała ze spokojem w głosie. Nie było tak, że go podejrzewała, po prostu martwiła się o przyjaciółkę. Była dobrą osobą przecież, a Cass nie wiedziała co tak naprawdę zaszło między nimi. No i Erika nigdy też nie powiedziała, że Rudiger jej się podoba, więc może wcale tak nie było i odtrącała go świadomie? Dziewczyna nie miała o tym wiele pojęcia.

- Erika to naprawdę wspaniała kobieta. - powiedział Rudiger idąc za Cass. - Zaradna, z poczuciem humoru i naprawdę urodziwa, ale… - Schultz zastanowił się chwilę. - Mimo iż świetnie się nam rozmawia to nie czuję tego samego napięcia co między nami. Mam nadzieję, że ostatnim wieczorem i wspólnym treningiem nie zrobiłem jej żadnych nadziei. - wojownik westchnął. - Jest między wami pewne podobieństwo. Ona uważa się za babochłopa, który nie może się podobać mężczyźnie. Myli się. Z tym, że ja kocham ciebie i nie ważne czy nam by się udało nigdy bym z Eriką nie był. - zabijaka zatrzymał się na chwilę. - Erika jest wspaniałym materiałem na przyjaciółkę, ale nie chce ani jej ani ciebie skrzywdzić zatem ograniczę kontakt z nią do bezpiecznej granicy. Nie mogę inaczej… Nie chciałbym abyś była zazdrosna o kogokolwiek i przepraszam cię jeżeli źle się czułaś kiedy spędzałem czas z Eriką. Jest dobrą osobą i dogadujemy się, ale to ciebie darzę uczuciem. Czasem bywa tak, Cassie, że są dwie osoby, które na pierwszy rzut oka idealnie do siebie pasują. Wojownicy, zaradni, dogadują się. Jednak aby coś z tego było musi być uczucie, a tu go nie ma. Erika powie tobie to samo. Ja i ty bardzo się różnimy, ale zgadza się jedyny ważny element tej układanki. Uczucie. Nic więcej się nie liczy… - Rudiger zamilkł zdając sobie sprawę, że nigdy w życiu nie wyraził siebie w tak uczuciowy, szczery sposób. Dawny Schultz właśnie skopałby go po jajach i wybił zęby. Dawny Schultz przy niej odchodził w cień. Możliwe, że już nigdy nie wróci…

Cassandra nie spodziewała się po nim takiej wylewności. Szczególnie jego sposobu, w którym w końcu nie dostrzegała żadnych zgrzytów, wszystko zrozumiała, nie było miejsca na żadne niedomówienia czy niedopowiedzenia. Rudiger wyłożył wszystko tak prosto, starannie dobierając słowa, że aż sama dziewczyna była z niego dumna. W końcu to był jej mężczyzna, taki silny, czuły i inteligentny, nie miał w sobie żadnych wad, a wszystko czym dysponował było idealne. Musiało być, szczególnie w jej oczach. Nie była pewna czy wiedziała, co to miłość i uczucie, nie miała pojęcia, jak długo to mrowienie w brzuchu trwa, ile czasu zajmuje nim minie chęć spędzania każdej chwili z daną osobą. Cassandrze w przeszłości zdarzało się, że zakochiwała się w kliencie bądź osobie, która jej w czymś pomogła. Mężczyzna jest miły, szarmancki i gotowy nieść pomoc, niby całkiem bezinteresownie, a ona zaczynała się przywiązywać, gdyż przy ojcu czuła jedynie strach i brak własnej wartości. Tak, Cassandra była skrzywdzona, była też naiwna i łatwo ulegała emocjom. Jej uczuciowość była nadmiernie ekspresywna, szybko potrafiła przeskakiwać między sympatią a jej brakiem, nic w jej psychice nie było stabilne i nie wiedziała, czy to tak łatwo da się zmienić. Rudiger jednak wiedział o niej to wszystko, zdążył już zauważyć jej zachowanie, wrażliwość i niestabilność. Zaakceptował to, pokochał to, jaka była, a przynajmniej dziewczyna uwierzyła w to. Choć nie chciała robić z twardziela rozgotowanej kaszy i papki, miała wrażenie, że on sam po prostu nie był taki zawsze. Że ta maska zawziętego łotra była tylko murem odgradzającym go od uczuć, które przeszkadzały w pracy. W pracy, którą miał zamiar porzucić.

- Czy teraz wiele się zmieni? - zapytała jeszcze, idąc spokojnym krokiem w stronę Gildii, w której mieli zakupić mikstury na jutrzejszy, ciężki dzień. - Mam na myśli między nami. Bo tak prawdę mówiąc, od rozmowy w ruinach, pomijając pierwszych kilka dni, ja czułam się już związana. Czułam, że ci zależy i zawsze o mnie dbałeś, jednak jednocześnie miałam wrażenie, że coś zepsułam i nie powinnam zawracać sobie głowy tym, co mogłam mieć. Nie miałam normalnego dzieciństwa, nie widziałam kochających się ludzi w życiu codziennym, nie wiem jak to wygląda i ile się zmienia. Może zostaje to co było, tylko dochodzi słowna umowa, jak między nami teraz? - zapytała jakby samą siebie na głos. Kciukiem gładziła wierzch jego dłoni - Nie musimy zmieniać miejsca noclegu, jest dobrze. Erika mi pomaga, gdy mam złe sny, ostatnio nawet pozwoliła mi spać ze sobą w łóżku - Cassandra uśmiechnęła się do wojownika, jakby chcąc dać znać, że nie musi się o nią martwić w nocy, bo jest pod dobrą opieką. Zapewne to wiedział, bo mówił o Erice same dobre i miłe rzeczy, ale Cass chciała go zapewnić, że i między nią a kobietą są dobre relacje.

- Coś się zmieni na pewno. - powiedział wojownik spokojnie patrząc Cassie w oczy. - Mam nadzieję, że będziemy spędzać razem więcej czasu. Wspólne posiłki, zabawy, wspieranie się we wszystkim. - zabijaka uśmiechnął się. - Przez kilka dni po naszej rozmowie miałem w głowie mętlik. Chciałem zagłuszyć to uczucie treningiem, ale im bliżej Middenheim byliśmy tym mniej mi się to udawało. Dlatego mimo naszej rozmowy nie zostawiałem ciebie samej, gdy bałaś się zasnąć albo budziłaś z płaczem. Nad sierotami pomagałem ci sprawować pieczę, bo sam byłem sierotą i wiem co to znaczy. - zabijaka westchnął. - Ja też nie miałem normalnego dzieciństwa Cassie. Kiedyś jeden mądry człowiek powiedział mi, że dobry związek powinien opierać się na wierności i zaufaniu. To coś więcej niż umowa. - mężczyzna pochylił się niespiesznie i pocałował ją namiętnie. Nie spieszył się. Był czuły, ale też stanowczy i silny. Przez dłuższa chwile dziewczyna nie chciała tego przerywać. Rozwarła lekko delikatne i miękkie usta, tym samym pogłębiając pocałunek. Chociaż powinni iść dalej, nie potrafiła oderwać się od wojownika. Pocałunek był najprzyjemniejszy ze wszystkich jakie pamiętała. Był wręcz nieporównywalny. Gdy poczuła jak narasta w niej podniecenie, niechętnie oderwała się od jego ust, zakańczając pocałunek paroma muśnięciami. Obdarzyła go słodkim uśmiechem, smukłą dłonią gładząc policzek i nie mogąc oderwać od Schultza spojrzenia

- Cieszę się, że układa się tobie z Eriką. - kontynuował mężczyzna - To dobra kobieta. Będę musiał z nią porozmawiać. Nie chciałem się nikim bawić ani nikogo skrzywdzić, wiesz? - zapytał cicho.

- Wiem - odpowiedziała pewnie, potwierdzając słowa kiwnięciem głowy - Jesteś cudownym i dobrym mężczyzną. Miałeś wiele okazji, które mógłbyś wykorzystać, ale nigdy z nich nie skorzystałeś. Nie martw się, wszystko będzie dobrze - gładząc jego policzek wciąż uśmiechała się ciepło. Czuła się bezpiecznie i spokojnie, wszystkie negatywne emocje zniknęły tak nagle. Chciała, żeby wojownik był szczęśliwy. I postanowiła zawsze go wspierać, nawet za cenę swoich niewygód.

- Naprawdę myślisz, że powinnam zejść do tych kanałów? - dopytała jeszcze ze smutną minką - Może jest jeszcze na powierzchni coś, co mogłabym zrobić lepiej? Boję się tych ścieków… - załkała jak nastolatka, wykrzywiając się niemal w tragicznej rozpaczy.

- Strach to nic złego kochanie. - ostatnie słowo wojownika przyszło mu łatwo, ale w jego ustach brzmiało tak obco i niecodziennie, nawet dla Cassandry, która nie przywykła by słyszeć to określenie w tak słodkiej intonacji - Moim zdaniem powinnaś iść z nami. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Wiesz o tym. - Rudiger mimowolnie napiął mięśnie. Na jego odsłoniętych barkach i rękach było widać prążki pracujące przy każdym oddechu wojownika. - Dzisiaj wieczorem zapraszam cię na kolację. Z winem, dobrym jedzeniem, tańcem. Na więcej przyjdzie pora. - dodał kładąc swoje potężne dłonie na jej biodrach. - Nie musimy się spieszyć... Zrobimy ten krok kiedy będziesz gotowa. - pewność w jego głosie była nieskruszona niczym skała.

Dziewczyna pogładziła długimi, delikatnymi palcami dłoni jego umięśnione ramiona, błądząc wzrokiem za ruchami swoich paluszków i zastanawiając się chwilę. Wszystko co mówił w jej głowie brzmiało tak dojrzałe i mądrze, że nawet przez chwile poczuła się maluczka i niewinna. Nie miała jednak nic przeciwko byciu słabszą, mimo iż jeszcze nie tak dawno zachwycała się sposobem bycia Eriki.

- Powinniśmy póki co poczekać. Za dużo się dzieje wokół nas. Może choć raz dla mnie będzie to coś wyjątkowego i niecodziennego - uśmiechnęła się tym razem słabo, z lekkim wstydem spoglądając na niego i po chwili opuściła wzrok.

- I chętnie spędzę z tobą czas wieczorem. A jutro… Jutro pójdę z tobą. To znaczy z wami. Jeśli bym nie poszła, umarłabym ze strachu, że coś ci się stało - jej słowa były spokojne i delikatne, nuta kobiecego głosu otaczała mężczyznę niczym przyjemna mgiełka, wokół której można by spędzić wieczność.

- Nie przejmuje się twoją przeszłością. - powiedział Rudiger ze zrozumieniem w głosie. - Ja też nie jestem dumny z tego co robiłem w Nuln. Przyjmijmy zatem, że zaczynamy od nowa i nie rozgrzebujmy starych ran. - wytłumaczył wojownik spokojnie. - Wiem, że ojciec ciebie skrzywdził, ale nie będę dopytywał, bo nie chce abyś znowu przechodziła przez to samo w przykrych wspomnieniach. Mam nadzieję, że kiedyś twoje koszmary znikną. Postaram się o to. - wojownik zastanowił się nad czymś przyglądając się drobnej dłoni Cassandry. - Chciałabyś iść do kanałów nieco lepiej opancerzona i uzbrojona? - zapytał nagle myśląc o jej bezpieczeństwie.

- Kupiłam już sobie taki wstrętny kaftan. Nie wiem jak można w tym chodzić, paskudztwo. Może i chroni ciało, ale psychicznie to krzywdzi mocno. Nie dziwie się, że potem wojownicy są tacy małomówni. Gdybym ja tak wyglądała większość życia to też wolałabym się nie wychylać - odpowiedziała wylewnie, wiodąc na myśl najbardziej Erikę i Konrada, i starając się nie odnosić do przykrych wspomnień a skupić na teraźniejszości. Była mu jednak wdzięczna za wsparcie jakie jej okazywał. - Mam też sztylet. I to o - dodała unosząc dłoń na której miała założoną rękawice. - Nie wystarczy? Wolałabym raczej nie wchodzić w starcia. W całym życiu tylko raz miałam taką sytuację, ale to były inne okoliczności… - spojrzała gdzieś w bok aby nie musieć okazywać smutku jaki wymalował się w jej oczach.

- Wiem, że ekwipunek wojowników bywa paskudny, ale chroni zdrowie i życie, Cass. - odparł Rudiger pokazując na swój ćwiekowany kaftan. - Możemy ci nabyć naramienniki albo chociaż czepiec na głowę jak będziesz chciała. Z doświadczenia powiem, że na start do walki najlepiej nadają się lekka, nieokuta tarcza i krótki, lżejszy miecz. - Schultz spojrzał na kobietę z troską. - Nie narzucam ci niczego, ale byłbym spokojniejszy jak byśmy kiedyś tobie to kupili i pokazałbym ci jak tym walczyć. Na wszelki wypadek. - Rudiger nie chciał jej mówić o tym, że nie był najlepszym z wojów i znał kilku z większym doświadczeniem i pokaźniejszym wachlarzem umiejętności. Istniała też szansa, że kiedyś coś mu się stanie, a ona przyciśnięta w ślepej alejce będzie zmuszona do walki. Przedstawienie jej tego słownie póki co byłoby jednak tylko straszeniem jej. Myśli o samoobronie w jej przypadku musiał dawkować stopniowo i z dalece idącą rozwagą.

Cassandra skrzywiła się wyraźnie początkowo, słysząc o jakiejś wstrętnej czapce co włosy jej zniszczy i tarczy, przez która będzie wygladala jak mutant z garbem. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, jak miałaby w tym wyglądać. Niepoważnie.

- Aż tak chcesz mnie zmieniać? - dziewczyna zrobiła smutną minkę, spoglądając na niego psimi oczami - Tarcza, czepiec? Rozumiem by założyć to raz na kwartał, bo do sukienki to raczej dziwnie. Daleko mi do Eriki, wiesz o tym… - wykrzywiła usta w dość zabawnym grymasie. Coś jakby chciała nadąć policzki i wyglądać na oburzoną, a coś na wzór słodkiego dzióbka ułożonego z różowych warg. - Ale mam inny pomysł! Odbiegający trochę od tego co mi proponujesz, a jednocześnie wciąż powiązany. Co powiesz na trening z krótkim mieczem zamiast dzisiejszej kolacji? - uśmiechnęła się wesoło i klasnęła w dłonie podskakując entuzjastycznie.

- Nie chce cię zmieniać tylko myślę o twoim bezpieczeństwie. - powiedział Rudiger szybko. - Jak nie potrzebujesz dodatkowego pancerza zrozumiem. Do najemniczki walczącej od dziecka też nie chce ciebie upodabniać, Cass. - uśmiechnął się Schultz. - Na pewno masz zamiar się pocić z mieczem zamiast zjeść ze mną kolację? - zapytał zdziwiony zabijaka zupełnie się tego nie spodziewając. - Nadal mam drewniane, treningowe miecze. Jak byś chciała abym kupił ci jakiś pancerz, krótki miecz, tarczę czy cokolwiek to mów. Wiem, że te zakupy, nauki walki to może być przesadna ostrożność… - zabijaka westchnął gładząc nastolatkę delikatnie po długich, pachnących przyjemnie włosach.

- Ja nie znam się na tym, nie wiem czego potrzebuję. Jeśli uważasz, że czegoś mi potrzeba, to po prostu to kupmy - wzruszyła lekko ramieniem i nadstawiła głowę czując jego dłoń. - Tylko żadnych hełmów! Nie zniszczysz mi fryzury - naburmuszyła się jak dziecko, ewidentnie na pokaz. Nic nie wskazywało na to, by teraz coś miało nagle zepsuć jej dobry nastrój. - Kolacja to taki standard, mało kreatywne. Fajnie będzie zrobić coś innego, a wciąż wspólnie. No i pewnie mniej gapiów będzie niż wewnątrz gospody, czyż nie? - mrugnęła do niego oczkiem, uśmiechając się sugestywnie.


- Bez hełmu. Zrozumiano. - pokiwał głową wojownik, a dziewczyna leciutko się zaśmiała na tak oficjalnie brzmiącą odpowiedź - Jak znajdziemy kupimy tobie karwasze na ręce, bo po korpusie to druga najczęściej atakowana część ciała. - Schultz przejechał dłonią po swoich ćwiekowanych karwaszach. - Do tego tarczę oraz włócznię. Jest dłuższa od miecza, da ci minimalną przewagę zasięgu. Mimo tej przewagi nie jest cięższa i trudniej parować ataki włócznią czy ich unikać. Nauka walki taką bronią jest równie łatwa jak nauka walki mieczem. - Rudiger spojrzał na Cassie z uśmiechem. - Nie jadłaś ze mną kolacji więc skąd wiesz, że byśmy tylko żuli antrykot? - zapytał poszerzając uśmiech, który spotkał się z odwzajemnieniem z jej strony. - Trening mi pasuje. Duża szansa, że obejdzie się bez gapiów. To co? Idziemy kupić sprzęt dla ciebie, a potem po miksturę?

- Tak! - powiedziała radośnie z szerokim uśmiechem, po czym podskoczyła nieco, aby pocałować go szybko - Jesteś najlepszy - oznajmiła wesoło jak mała dziewczynka, po czym ścisnęła słodko jego dłoń i pociągnęła do przodu - Chodźmy!


W dzielnicy handlowej Rudiger chwilami czuł się jak podlotek idący za rękę ze swoją pierwszą miłością. Było tak beztrosko kiedy Schultz mógł się skupić na niej, a nie myśleć o szczuroludziach, kanałach, morderstwach i uzębieniu ich jutrzejszego przewodnika. Cassie była wolnym duchem skacząc z dziecięcą radością od stosika do stoiska i przedstawiając mu niesamowitości wiążące się z tym co dla niej niegdyś planował. Własnym warsztatem krawieckim.

Kiedy tak na nią patrzał wojownik zastanawiał się czy nie był dla niej za stary. Może ona potrzebowała kogoś z młodszą duszą, nie po tak agresywnych przejścia i nie z taką przeszłością. Zabijaka wyparł tę myśl z głowy kiedy przy jednym ze straganów, gdzieś między błyszczącymi kamieniami, a materiałami, których kolorów nie potrafił nazwać, Cassandra spojrzała na niego swoimi roześmianymi, szczęśliwymi oczami. Nie widział jej takiej od tygodni i postanowił nie dzielić się z nią swoimi głupimi obawami o różnicę wieku. Co do przejść ona miała za sobą niemniej dramatyczną historię od niego. Ze swoim dobrym sercem zasługiwała na kogoś kto ją doceni, sprawi, że będzie czuła się bezpieczna i kochana.

Kobieta zaskoczyła go kiedy w takiej chwili przypomniała sobie o robocie. Było to jednak zaskoczenie pozytywne. Oznaczało, że postać Rudigera nie przysłoniła jej wizji na wszystko inne i ich uczucie nie wypali się w dzień czy dwa niczym bardzo jasny, gorący, biały płomień po chwili niknący w odmętach czerni. Wojownik wspierał ją kiedy wypytywała o napis na nagrobku zmarłego albo charakterystycznego paskuda z poharataną twarzą. Cassie myślała, że była nieprzydatna, ale kolejny raz tego dnia udowodniła, że wcale tak nie było. Kiedy czymś się zajęła potrafiła się na tym skupić i drążyć temat powoli zmierzając w kierunku ukrytej prawdy.


Rudiger niemal zapomniał o całym świecie idąc z włócznią w jednej ręce, a drugą obejmując tulącą się do niego nastolatkę. Kiedy zaczęło padać wojownik podał jej tarczę i uniósł ją delikatnie nad jej głowę. Cassandra podłapała temat i tak naprawdę już zaczęła trening. Powolne, delikatnie hartowanie tych drobnych rączek aby były w stanie dłużej niż przez kilka sekund trzymać broń czy tarczę…


Kiedy Rudiger z Cass wrócili do karczmy pozostali już jedli posiłek. Nowoprzybyła dwójka śmiała się i – trzymając za ręce – podeszła do stolika zajadających ziemniaki i mięsiwo śledczych. W oczy rzucił im się nowy ekwipunek Cassandry. Metalowa, okuta tarcza wyglądała w jej drobnych rączkach jak drzwi pancerne. Dziewczyna jeszcze chwilę temu trzymała ją nad głową osłaniając się przed deszczem. Mobilny pancerz lśnił świeżo obmyty deszczówką. Schultz był niemniej mokry. Jego krótkie włosy wręcz wołały o coś do wytarcia jednak nie zrażony niczym zabijaka w wolnej ręce trzymał włócznię, której grot lśnił nowością.


- Byliśmy kupić miksturę leczenia i nieco sprzętu dla Cassie. W dzielnicy kupieckiej wypytaliśmy też o litery z nagrobka i charakterystycznego gościa z blizną. – powiedział spoglądając na nastolatkę z uśmiechem wojownik. Jego głos był niemal taki jak zwykle. Szorstki i twardy, ale brakowało w nim wyuczonego chłodu. Coś się ewidentnie zmieniło. Pozostali mogli się tylko domyślać co.

Po odłożeniu broni dwójka zajęła miejsce obok siebie. Schultz zapytał o stan śledztwa i z uznaniem kiwał głową kiedy druga grupa mówiła o wynikach ich części dochodzenia. Domyślając się, że Heinrich już zaznajomił Gerwazego, Erikę i Konrada z tym co odkryli spokojnie ułożył sobie obraz dochodzenia w głowie. Mimo iż emocje w nim buzowały po wcześniejszej rozmowie z Cassie wojownik chciał się skupić. Powoli też układał sobie plan wieczornego treningu z nastolatką…
 
Lechu jest offline