Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2019, 10:57   #83
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
RA-7, Kelsan



Katykam został cały spalony zgodnie z tradycją Wookie. RA-7 musiał wyłączyć sensory zapachowe, bowiem smród był potworny, choć droida trochę to zastanawiło. Czyżby za dużo przebywał z tymi ludźmi, czy czuł jakąś organiczną formę przywiązania do Osoby Katykam?

Przez chwilę przyglądał się olbrzymim nadpalonym kością. Nic dziwnego, że grube struktury wapniowe pozwalały uzyskać tak niesamowitą siłę. Niemniej kupa sierści i grube mięśnie nie uchroniły Katykama przez dwiema trzystrzałowymi seriami z A-280.

Teraz została tylko pamięć, usmażone do kości truchło na stercie złomu w bocznym ślepym korytarzu, na zapomnianej przez Moc stacji.

Droid skierował się z powrotem do Templara, by zobaczyć, że Kelsan rozmawia z drobnym mechanikiem rasy Charda-Fan zwany Flizzym. Był w otoczeniu dwójki małych, zwinnych droidów naprawczych i wyglądał na kogoś skromnego i pomocnego. Jego małe uszka co chwilę się ruszały jak płótno na wietrze, a drobne zwinne ręce często gestykulowały ochoczo.

-Panie Kelsan, młodziaku proszę się nie martwić, z tego co wynika mamy wszelkie komponenty. Weźmiemy płat poszycia z opuszczonego kutra i moje małe droidy wszystkim się zajmą. Z tego co mówisz macie również problem z drugim reaktorem i banalność z systemem filtracji wody. O filtry nie musisz się martwić Mój Drogi człowieku. Ostatnio wymieniałem sporo w sekcji mieszkalnej stacji. Większość jest w dobrym stanie, wybiorę najmniej zużyte. Nazz po prostu jest perfekcjonistą i zależy mu na swoich ludziach, choć tego nie okazuje. Ja zresztą też ognisto włosy, ale czasem trzeba pójść na kompromis.

Kelsan słuchał i zobaczył po zaprzestaniu wpatrywania się w konserwatora stacji RA-7. Był cały osmolony. Pilot szybko zrozumiał powód tego stanu i na chwilę dopadła go zaduma w środku, wiedziony czymś tajemniczym odczuł, że każda strata życia przeradza się w coś innego, ciągle żywego…

-Mam też coś fajnego na zbyciu… widziałem Waszą górną wieżyczkę. Mógłbym ją za drobną opłatą zamienić w prawdziwy cholerny turbolaser. Trochę kalibracji, soczewek i ogniw energetycznych a te Imperialne łajdaki zastanowią się kogo atakują tym razem. Bo to Imperium Was tak zrobiło?- spytał z troską na twarzy włochaty niziołek.- Nie myślcie o tym. Sprawdzę stan statku i zajmę się do naprawy. Jeśli Pan chcę Panie Kelsan to nie mam nic przeciwko obserwacji, żeby upewnić się, iż wszystko robię jak należy… A robię, bo utrzymuje połowę tych rozklekotanych kutrów tak by mogły jeszcze latać.- uśmiechnął się Flizzy i momentalnie wszedł przez trap, aby doglądać wszelakich wspomnianych uszkodzeń.





William Badlack


Suche powietrze na szczęście było stale nawilżane drobnym skraplaczem wilgoci, bo systemy podtrzymywania na “Wolności I Swobodzie” były naprawdę tanie i zżarte przez czas. Flizzy z trudem wszystko trzyma w kupie, nie brakowało mu pracowitości i talentu mechanicznego, którym to sam William był obdarzony również w dużym stopniu. Sama stacja miała chyba sto lat i przed przejęciem jej przez Imperium, znów odzyskała swoje pograniczne przeznaczenie jako rafineria trytu i ciężkich metali oraz wody (głównie na potrzeby własne).

Rewolwerowiec przyjrzał się wszystkim komputerom, całej drogiej elektronice i dla pewności drugi raz sprawdził zabezpieczenia, tak, że jeśli nawet ktoś splądrował by jego kryjówkę, to wziąłby go co najwyżej za miłośnika podsłuchiwania pasm różnorakich sygnałów z okolicznych systemów.

Spojrzał na swój DH-17. Cieszył się, że zamontował w nim magnesy współgrające z jego ciężką rękawicą. Jeśli nawet ktoś, by go rozbroił (co dla większości byłoby trudne z racji dobrego wojskowego wyszkolenia) i odrzucił pistolet, mógł szybko go odzyskać prosto w dłoń. Pachniał nieco ozonem, bo przecież w doku D, nie tak dawno wystrzelił prosto w sufit. Liczył, że cała sytuacja zostanie opanowana a on wkupi się w załogę Templara, bo jego naturalny instynkt mówił, że to przełom na który tak długo czekał, oddelegowany na tą zapadłą dziurę.

Badlacka zastanawiało się czy ten kapitan, Draug ubrany w jeden z nowszych modeli Mandaloriańskich najemników dogada się z Nazzem. Na samego Devarionana miał grubą teczkę plików, podobnie jak na każdą ważniejszą figurę na “Wolności”. Wiedział, że Nazz i Dazz to byli piraci oraz bandyci z “Plugawych Diabłów” skupiających nomadycznych przedstawicieli ich rasy. Wiedział, że Flizzy miał córkę, zakatowaną przez Imperialnych pięć lat temu. Wiedział, iż Templar może mieć dane wywiadowcze, który były tak bardzo ważne, a zabrane przez martwego Django Reinta, zwykłego oprycha, który wykończył Ty’Lah na Sualango. Znał ją chwilę, ale była naprawdę sympatyczna i zrobiło mu się jej żal.

William uznał, że nie ma co siedzieć w kryjówce i sprawdzi, wkręci się jakoś w swoje nowe cele. Zamknął drzwi mieszkania na trzy zamki magnetyczne i jeden konwencjonalny i zmienił kody na losową kombinację swoim multi-narzędziem, by potem szybko je zapamiętać.

Przeciskał się przez puste, brudne korytarze pokryte grafitty i oświetlone tanimi słabo jarzącymi się pomarańczowymi diodami, gdy usłyszał kroki za sobą i szybkie sapanie. Wiedział kogo spotka.

Nul’Betiv
był niebieskoskórym Twi’Lekiem i uważał się za przyjaciela Williama. Znów był na Kopaczu, lokalnej narkotycznej mieszance pobudzającej. Spojrzał na niego. Jego lekku ciągle drgało w nawale narkotycznych przeżyć. Miał plan opuszczenia stacji i szybkiego zarobku, jak zawsze.

-Widziałeś ich? Tą nowoczesną korwetę? Na Moc stary… Ty i ja. Ja i ty. Załatwmy skurwysynów jak tylko naprawią statek. Co Ty na to? Przecież kiedyś mówiłeś, że umiesz pilotować?- co nie było prawdą ale choć Nul’ Betiv miał problemy z łączeniem faktów, ale posiadał za to duże uzdolnienie do wymyślania nieprawdziwych.

Will tylko westchnął cicho pod nosem i miał zamiar już spławić ćpuna, gdy ten się odezwał dając ważną informację.

-Ja i Thango, paru chłopaków jeszcze. Chcemy ich załatwić. Słyszałem, że to samo planuje nasz Nazzy. YV-260. Prawie nowiutki. Wchodzisz w to? Tylko martwię się jak zareaguje Flizzy. Wiesz jakie on to ma serducho…- zaśmiał się nerwowo Twi’lek i w odurzeniu, zbyt otwarty poklepał prawego ramienia Badlacka.




Draug Tempest

Nazz zabrał Drauga do swojej kwatery. Była duża. Z co najmniej 350 metrów kwadratowych, choć można było zarzucić jej niedbalstwo. Dużo wypitych zgniecionych puszek piwa i kilka brudnych ubrań rzuconych na podgrzewaną posadzę. Powietrze też było lepsze, nie tak chłodne i duszne. Przywódca zaprosił go przed biurko na duży fotel obrotowy, modny jakieś dwa lata temu.
Wielka pancerna szyba odsłaniała głębie Galaktyki.

Szybko wskazał barek.

-Wiem jak to bywa. Wookie to powaleńcy. Ale rozumiem stratę. Każdy kogoś stracił w tych przeklętych czasach. Przejdźmy jednak do poważnych biznesowych spraw. Oczywiście nie na suche gardło.- Devaronian wskazał obfity, podświetlany na czerwono barek pełen drogich alkoholi.- Ryloth’ską? Wino z Alderaana? Może po małym Mocnym Sith’cie? Umiem robić drinki a moje żebra cholernie domagają się znieczulenia!- zaśmiał się głośno Nazz próbując rozluźnić atmosferę.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 08-09-2019 o 16:27.
Pinn jest offline