Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2019, 14:59   #80
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Zapadła na moment cisza. Każdy miał chwilę do namysłu. Poza Meyes oczywiście, szykującą drona do startu, jak tylko opuszczą pojazd.
- Więc?- zapytał retorycznie Jones.-Kto idzie?
- Idę - powiedział Kit.
- Zgłaszam się! - Odezwała się głośno J.R.
- Ja pójdę.- odezwał się Hamato uprzedzając BFG, który też chciał się zgłosić.
- Dobra. Więc McAllister dowodzi. Tylko pamiętaj…- Wolvie zwrócił się wprost do JR.- Uważaj nieco. W tym ciężkim pancerzu żaden z ciebie ninja.
- Tak jest! - Jean zasalutowała dowódcy - Jestem jednoosobowym, lekkim czołgiem! - Wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
Kit nic nie powiedział. Jedynie sprawdził ekwipunek.

- Pamiętajcie by cały czas utrzymywać łączność radiową.- rzekł na pożegnanie Wolvie, gdy czwórka zwiadowców ruszyła ku celowi. Wiosce której być tu nie powinno.
Switch podążała pierwsza, potem Carson wraz Kurishimą. JR. zabezpieczała tyły podążając za resztą. Jedyną dobrze kryjącą się osobą w tej grupie, była Meyes… więc skradała się w pewnej odległości od pozostałej trójki, dając im znać za pomocą gestu, kiedy mogli się bezpiecznie do niej zbliżyć. Z góry nad ich bezpieczeństwem czuwał bezgłośny dron zwiadowczy.
Tak dotarli do rozwalonej stodoły, której słomiany dach zapadł się do środka. Niemniej ściany nadal stały mocno i stanowiły osłonę, za którą zwiadowcy mogli się przyczaić i rozejrzeć. I dostrzec strażnika przemierzającego drogę pomiędzy chatkami. Powoli i bez pośpiechu… monotonnie. Byli na tyle blisko, by mu się przyjrzeć… temu co krył pod płaszczem.



Dwu i pół metrowy olbrzymi humanoid, którego ciało składało się z nie do końca pasujących do siebie części. Masywna sylwetka przypominała Carsonowi parodię chińskiego superżołnierza z doków Los Angeles. Lecz cała ta gigantyczna postura potwora nie była najstraszniejszym jego aspektem. Tym były szwy łączące poszczególne części ciała… niektóre były luźne. A tam gdzie były, cieniste palce próbowały przecisnąć się przez szczeliny i rozerwać więzy. Jakby ciało giganta było jedynie więzieniem dla czegoś… być może czegoś straszniejszego.
- Szefowo?- zapytała Meyes zerkając to na strażnika tej wsi, to na JR. I czekała na jej polecenia.

Jean darowała sobie odwarknięcie na "szefowo". Zamiast tego szepnęła do wszystkich:
- Staramy się ich cicho omijać. Trochę jeszcze zwiadu, i za chwilę wracamy. Wszyscy do przodu, ja stąd osłaniam.
- Ominąć… ale co dalej?- zapytała Meyes zerkając na JR. -Gdzie się kierować? Czy tylko tak połazimy bez składu i ładu ?
To było dobre pytanie, jaki cel tego zwiadu wytypować. Mieszkania? Wkraczać tam do środka zaglądać przez okno, a może zbadać budynki gospodarcze? Lub coś innego?
- Zaglądać przez okna - Zdecydowała J.R.
- No to ruszajmy.- mruknęła Meyes podążając przodem w kierunku najbliższej chaty. Hamato podążył ostrożnie za nią.
Kit, rozglądając się na wszystkie strony (i patrząc pod nogi) ruszył za tamtą dwójką, a Jean stała gdzie stała, osłaniając zwiad i rozglądając się.
Gdy podeszli w trójkę do najbliższej chatki i rozejrzeli się. Meyes stanęła przy ścianie i zwróciła się do Carsona.
- Ty zajrzyj. Ja jestem za niska.- to wyznanie pewnie trochę ją kosztowało. Rozejrzała się dookoła i kucnęła.
Hamato dodał po chwili.
- Wystarczy jak jedna osoba zerknie. Będziemy cię ubezpieczać.
- Dobra, dobra - powiedział cicho Kit, po czym podszedł do okna i ostrożnie zapuścił żurawia do środka.
Pomieszczenie rozświetlało źródło światła, coś jak blady płomień świecy. Szyba przez którą zaglądał do środka była dość gruba i mało przejrzysta. Dostrzegał kształty ludzkich osób, szarawe lub czarne całkowicie. Wyglądały na skute łańcuchami… chyba. Przynajmniej tak się poruszały po izdebce wyjętej z serialu historycznego o średniowieczu. Tak przynajmniej to pomieszczenie się kojarzyło Kitowi, gdy zaglądał przez okno oglądając rozmazane kontury mebli i osób. Sytuacja była jeszcze ciekawsza po przełączeniu na infrawizję, bo źródeł ciepła tam nie było. Nawet źródło światła w pomieszczeniu było “zimne”.
Odsunął się od okna.
- Żywi to oni nie są, przynajmniej w naszym rozumieniu tego słowa. Są zimni jak trupy - powiedział cicho. - Wioska żywych trupów, jak w kiepskim horrorze. - Rozejrzał się dokoła. - Gdzie indziej będzie pewnie tak samo - dodał.
O prawdopodobnych łańcuchach nie wspomniał, bo nie był tego całkiem pewien.
- Cudnie. Przekaż to JR. Niech ona zadecyduje. A potem… pewnie przekażemy Wolviemu.- zadumał się Hamato. -Nie wiem czy kończymy już zwiad czy idziemy dalej. Jean o tym zdecyduje.
- JR, mamy chatę, a w niej... niby są ludzie, ale chociaż się ruszają, to są zimni jak trupy z kostnicy - przekazał "w górę" Kit. - Szukać dalej?
Po tych nowinkach, jakie zwiad obwieścił pani sierżant, ta zdecydowała:
- Wracamy. Nie ma co się narażać, wiemy już to i owo. Składamy meldunek szefowi OSOBIŚCIE, byle dalej od tej wiochy prosto z jakiś horrorów. -

Zanim jednak cała ekipa zdołała się ruszyć spod okna chatki, droga którą mieli wracać została odcięta. Bowiem chatka kilka metrów dalej otworzyła swoje drzwiczki, po to by wyszła z niej długa mroczna procesja.
Na początku szedł strażnik… taki jakiego już widzieli. Ten był jednak uzbrojony w olbrzymią kosę i w drugiej dłoni łańcuch z czarnych ogniw. Łańcuch ten ciągnął się po ziemi, znikając pod płaszczem zakapturzonej postaci, wynurzał się spod płaszcza by zniknąć pod kolejnym, a potem kolejnym i kolejnym. Łańcuch łączył kolejne zakapturzone sylwetki idące w powolnej i ponurej procesji wzdłuż drogi. Tworzyło to długiego milczącego “węża”, który podążając drogą odcinał zwiad o JR. Ów wąż podążał drogą wydając się niekończący… i kolejni więźniowie/niewolnicy wynurzali się z chatki, która wszak nie mogła pomieścić tak wielu osób. To było niemożliwe!
Sytuacja taktyczna drużyny nie była taka zła na razie. Co prawda ów żywy łańcuch otaczał ich od strony drogi i odcinał najbardziej oczywiste drogi ucieczki, ale… póki co, cała trójka AST nie została zauważona.

J.R. zdusiła wiązankę pod nosem. Postanowiła, by wszyscy pozostali w ukryciu, może uda się przeczekać tą procesję bez zbędnych awantur.
- Wszyscy kryć się, i ani mru mru - Szepnęła w komunikator, by ograniczyć mogące ich zdradzić dźwięki. Nie pozostało więc nic innego, jak tylko się przyczaić i liczyć na pozytywne zakończenie manewru…

Minuta po minucie, procesja licząca jednego strażnika i 45 więźniów/niewolników opuściła wreszcie chatkę. Zważywszy na to, że cała czwórka niespecjalnie mogła się ruszyć to mieli czas na policzenie ich wszystkich. I czekali kolejne minuty, aż owa procesja krok po kroku przemieszczała się przed ich oczami. Boleśnie powoli. Każda minuta, każde uderzenie serca było intensywne. Pomijając zamaskowaną Meyes, pozostałe trzy pancerze AST rzucały się w oczy i nawet w mroku mogły być łatwo zauważone. Gdyby strażnik spojrzał w bok, przyjrzał się… gdyby… Ale nie uczynił tego.
I cała procesja przemierzyła wioskę kierując się drogą na północny zachód. Nieco na lewo od kierunku w jakim był cel drużyny, ów tajemniczy zamek.
- J.R., chciałbym zajrzeć do tej chaty - powiedział cicho Kit. Miał zamiar ostrożnie spojrzeć przez okno, a gdyby nikogo nie było - wejść do środka.
- Masz pięć minut i spadamy. Hamato idź z nim. Meyes do mnie. Tylko wszyscy cicho - Padła odpowiedź Jean.
- Yes ma’am… Yyees ma’am.- odparli pozostali dwoje AST. Po czym Hamato mruknął do Kita.-Ty przodem. Będę cię osłaniał.
Zaś Meyes ruszył w kierunku przyczajonej JR.

Kit podążał przodem do owej “opustoszałej” prawdopodobnie chatki. Musiał przekroczyć drogę i to była najbardziej niebezpieczna część tej wędrówki. Masywną sylwetkę AST Carson mógł ukrywać między chatkami… ale nie na otwartym polu. Ruszył więc pospiesznie, zerkając za siebie, by upewnić że Kurishima pilnował jego pleców.
Na szczęście na nim zawsze można było polegać.

A gdy Carson przywarł plecami do ściany opuszczonej chaty, Hamato ruszył ku niemu i po chwili obaj kryli się w jej cieniu. Teraz wystarczyło zajrzeć i…

Tymczasem Metyska dotarła do JR. i przycupnęła tuż za nią.
- No i jak ci się podoba zwiad? Uroczo prawda? Te krycie się za chałupami, te nerwowe czekanie. Ta nadzieja, że nic się nie rypnie… lub na odwrót?- zagadnęła wesoło.
- Nom, jest zajebiście - J.R. powiedziała to takim tonem, że w sumie nie wiadomo było jak to zaklasyfikować. Może jej się podobało, może nie, choliba wie.
- Nowhere czegoś… -mruknęła cicho Meyes, a reszta słów była zbyt niewyraźnia, by pani sierżant mogła je posłyszeć.


… i ciemność rozświetlana jednym widmowym źródłem. Ciemność i rozmycie. Nikogo Kit nie widział, przez grubą szybkę w oknie chatki.
Kit, rozglądając się na wszystkie strony, podszedł po cichu do drzwi. Pokazał Hamato, że ten ma zaczekać, po czym zajrzał do środka.
I zobaczył… czeluść. Po otwarciu drzwi do chaty Christopher zobaczył po prostu ciemność, jakby kurtynę zakrywającą to co za nią.
Carson zaklął pod nosem. Nawet z noktowizorem mógł powiedzieć jedynie "ciemność widzę, ciemność".
Przyklęknął i lufą karabinu, a potem ręką, sprawdził podłogę chaty. Ta wydawała się stabilna i twarda. Niestety ciężkie rękawice pancerza nie pozwalały poznać faktury powierzchni.
Kit podniósł się i spojrzał na Hamato.
- Spadamy stąd - powiedział cicho. - Światła nie zapalę, a tam by przydał się radar...
Nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę pani sierżant.
- Ok.- odparł krótko towarzysz Kita podążając za nim.

Gdy zwiad był ponownie w komplecie na pozycji Jean, a obaj mężczyźni zdali krótką relację z obserwacji chatki, w końcu - i już definitywnie - wycofano się do reszty oddziału, zostawiając tą dziwaczną wioskę rodem prosto z piekielnych czeluści za sobą…

Dotarcie do drużyny zajęło kilka minut i nie było szczególnie trudne i niebezpieczne. Na miejscu, wokół pojazdu czekała już reszta drużyny pod wodzą Jonesa. Gotowi by ruszyć z odsieczą w razie kłopotów.
- Więc… czekam na raport. Nie tylko suche fakty, ale i wnioski oraz sugestie.- odezwał się na powitanie Wolvie.
- Wioska wygląda jak z innego wymiaru. Są w niej dziwaczni strażnicy pokroju… Frankensteina, pozszywane ciała, w których dodatkowo coś jakby siedziało pod skórą, Demon albo coś. W wiosce więźniowie na łańcuchach, prowadzeni kij wie gdzie, ale nic, absolutnie nic nie ma sygnatury cieplnej, zupełnie jakby tam wszystko było martwe, a my oglądamy jedynie jakieś cienie, jakby odbicia w naszej… rzeczywistości? Nie, nie upadłam na głowę. A chaty to są z tego co widział Kit i Hamato niczym portale? Może to ten… dusze jakieś, zabitych już ludzi są albo co? W sumie ja bym to zignorowała, nie nadaje się tam nic na cel. Jedna wielka niewiadoma, a ryzyko duże, zysk ze zwycięstwa zaś znikomy? - Wyrzuciła z siebie rzekę słów Jean, robiąc przy tym "srającą" minę, i zezując nieco na obecne z nią na zwiadzie osoby…
- Nie wiemy, czy są materialni, ale zamiast ciepła było nieco promieniowania ultrafioletowego. Jeśli to żywe istoty, to działają na innych zasadach, niż znamy my - dodał Kit. - Z jednej niedużej chaty wyszło ich ponad czterdziestu. Niewolnicy, na moje oko. Może poszli budować zamek... No i zajrzałem do tej chaty, z której wyleźli. Było ciemno. Tak ciemno, że własnej ręki nie było widać. Trzeba by mieć rentgen w oczach - dodał. - Tam może być wszystko - zarówno portal, jak i winda do piekieł, z których wylazły te stwory. Lepiej ją ominąć. Wioskę, znaczy.
- Problem z objazdem polega na tym, że nie ma takiego łatwego. Zmapowałam dronem całą wiochę. Jeśli chcemy objechać, to stracimy tak z półtorej do dwóch godzin na jej ominięcie.- oceniła Meyes.- Najszybsza droga prowadzi przez wioskę.
- No to jedźmy przez wioskę. - Dzięki kombinezonowi nie było widać, że Kit wzruszył ramionami. - Jedyny problem, jaki może się pojawić, to osoba strażnika. Nie wiemy, co za stwór w nim siedzi. Może demon, może coś innego.
- To nie jedyny problem. Zdradzimy swoją pozycję i obecność. W zamku mogą o nas się dowiedzieć. Stracimy przewagę zaskoczenia.- mruknął Bear wtrącając się do rozmowy.
- Co prawda nie spotkaliśmy śladów urządzeń do komunikacji na duże odległości, to jednak rzeczywiście nie możemy uznać, że takich na pewno nie ma.- zasępił się dowódca zgadzając z Cookiem.
- Jeśli wyruszymy z impetem i szybko to nie damy im czasu na to zrobienie czegokolwiek z tymi informacjami.- wtrącił się Guerra.
- Mogą znać telepatię - stwierdził Kit. - Albo teleportację. Jak by na to patrzeć, to też magia, chociaż pod inną nazwą.
- Nie zauważyli nas, więc telepatię czy wykrycie myśli można wykluczyć. Tutaj przynajmniej.- ocenił Hamato.
- Wykrycie myśli, ale nie telepatię - nie zgodził się Kit. - Nie znamy ich możliwości, więc jeśli nie chcemy ryzykować, to powinniśmy objechać wioskę, bo bawić się Pacemakerem w chowanego ze strażnikiem byłoby dość trudno.
- Zbawią nas te 2 godziny objazdu? Zamek zniknie, a świat przestanie istnieć? To równie dobrze może i mieć miejsce za 10 minut? Jedziemy przez nich, jedziemy obok nich, decyzja dowódcy - Jean wyraźnie, nawet jak na noszony pancerz, wzruszyła ramionami.
- Pojedziemy… naokoło. Wszak jest jeszcze druga drużyna. Nie ma co ryzykować jej bezpieczeństwa wzbudzając alarm.- stwierdził po namyśle Wolvie i krzyknął. -Ok ludziska. Do wozu, ruszamy.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline