Wbrew wszelkim przewidywaniom, nie stało się nic. Jeszcze. Wkroczenie na ścieżkę prowadzącą do dworku zwiastowało kłopoty, ale te jeszcze nie nadeszły.
W głowie Sigrun pojawiały się co chwila sprzeczne myśli – czy w istocie warto było iść do dworku ze stalkerami? Czy w gruncie rzeczy nie było lepiej udać się z biologiem i Polakiem na przełaj, prosto do Heathrow? Zadawanie pytań w Strefie było tak bezużyteczne, jak pytanie o mapy. Strefa była jak matematyka, ona nie była do rozumienia, ona była do przyzwyczajenia się do niej. Być może dlatego stalkerzy nie odpowiadali na żadne z pytań, które im zadali. Nie miało to sensu. Sigrun postanowiła zatem przeć naprzód.
Światła w dworku były złymi nowinami. Z dwojga złego wolałaby, żeby całe miejsce to było opuszczone, a nos Pszczółki i jego przeczucie były złe. Przez całą jej wyprawę przez Strefę, Sigrun nauczyła się jednego: ludzi nie było w Strefie. Jeśli z jakiegoś powodu w dworku paliło się światło, nie byli to ludzie.
Oby tylko były puste pomieszczenia, oświetlane Bóg tylko wie jakim cudem technologicznym, które przetrwało tyle czasu. Lub oświetlane kolejnym trikiem Strefy.
- Milusio – Sigrun splunęła i zacisnęła zęby.
W zasadzie, skoro jedyne, co pozostało, to przeżyć, to plan był w gruncie rzeczy bardzo prosty. Wejść do dworku, narobić jak najmniej hałasu, zamelinować się na jakiś czas w dziurze, i czekać na sygnał. Tylko tyle i aż tyle.
Wszystko szło mniej więcej bez większych problemów. Do czasu, kiedy napotkała, jak pamiętała ze słów Nicka, żywokłącze.
Samotny krzak stał jakiś dystans przed nimi i poruszał się, chociaż nie było wiatru. Jeden z tych jej zwyczajowych wkrętów rwał się na usta Sigrun, ot, coś w stylu: "Te, patrz panie, to jeden z tych potworów z mackami, co cię złapią, wciągną w krzak i zerżną w dupę, zupełnie jak w tych śmiesznych chińskich bajkach", Sigrun podarowała sobie jednak jedną ze swoich uwag i po prostu wskazała na krzak czym prędzej:
- Czuj duch! – syknęła niskim głosem, zatrzymując kompanów. - To jest to gówno, o którym gadał Nick. Żywokłącze. Spierdalajmy od tego.
Pozostało tylko zatoczyć półkole. Wolała minąć dziwaczną roślinę (lub cokolwiek, co roślinę przypominało) i pozostawić przynajmniej paręnaście lub parędziesiąt metrów pomiędzy grupą a żywokłączem.