Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2019, 23:45   #211
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - Dola badacza

Instytut



- Powodzenia. - Nick pożegnał się chyba w imieniu całej stalkerskiej czwórki. Skinął im na pożegnanie dłonią zanim oddalili się od siebie na tyle, że trzeba by się drzeć. No i kolejne rozstanie. Tym razem z grupką stalkerów. Trójka hibernatusów przeszła przez bramę a czwórka stalkerów została za ogrodzeniem. Chwilę stali i obserwowali jak hibernatusi wędrują przez zapuszczoną drogę i ogród. A potem odeszli idąc gdzieś wzdłuż ogrodzenia i tyle ich było widać. Zdziczały ogród przemienił się w krzaki które potrafiły być wyższe od najroślejszego człowieka a coś co chyba mogło być kiedyś parkiem rozrosło się do rozmiarów pełnoprawnego lasu z bogatym poszyciem. Poruszanie się drogą wydawało się bardziej zachęcające. Z drugiej strony jeśli ktoś jednak w tym domu było to gości na drodze miał jak na widelcu.





Stara droga wjazdowa właściwie biegła prosto do budynku. I mniej więcej była przejezdna to i na piechotę szło się nieźle. Po bokach panowały zdziczałe chaszcze zupełnie jakby szli przez las. Bez przeszkód minęli zdezelowany wrak jakiejś pancerki stojącej niedaleko bramy wjazdowej i te dziwne mechanizmy do rozpylania czegoś.

W miarę jak się zbliżali do budynku nie szło nie zwrócić uwagi na światła. Światła w oknach budynku. Zupełnie jakby ktoś tam mieszkał! Nie we wszystkich oknach no ale chociaż w niektórych co z miejsca sprawiało bardzo cywilizowane wrażenie.

W końcu przeszli przez coś co chyba było parkiem okalającym posiadłość bo doszli do tego miejsca gdzie droga się rozwidlała. Można nią było iść lub kiedyś jechać, prosto to głównego wejścia albo gdzieś pewnie na zaplecze budynku sądząc z tego jak dalej droga biegła i nikła wśród drzew i krzaków. Wejście jak to można się było spodziewać, było po parunastu schodach i zakończone dwuskrzydłowymi drzwiami. Z czego jedne były zamknięte a drugie otwarte na oścież. Dominował ciężki, wilgotny zapach jak na jakimś wrzosowisku. Albo jesiennym, lesie świeżo po deszczu.

Szwedce wydawało się, że dostrzegła jakiś ruch. Gdy spojrzała w tamtą stronę dłuższą chwilę nie mogła zlokalizować niczego specjalnego w tym zdziczałym parku. Ale po chwili obserwacji dostrzegła coś co wyglądało jak jakiś krzak. Jeden z wielu jakie tutaj były. Ale ten wydawał się szeleścić zmarniałymi liśćmi jak na wietrze. Mimo, że żadnego wiatru na twarzy Sigrun nie wyczuwała. Krzak stał jakieś kilkanaście kroków od pobocza drogi.




Joe



Mgła czy dym owiały go. Kaszlał, pluł, słabł, oczy mu łzawiły. Coraz mniej widział. Tracił orientację a w końcu nie był już pewny czy idzie czy się chwieje czy się czołga. Ktoś go złapał za rękę? Podniósł go? Nie był pewny. Ale chyba się poruszał. Powoli, do przodu. Chyba. Ten łomot krat był za nim i chyba się oddalał to chyba dobrze. Znaczy poruszałby się we właściwym kierunku. A może po prostu już tak osłabł, że wydawało się to strasznie daleko?

Zrobił jeszcze kawałek i jeszcze, właściwie już tylko ten dym czy mgłę widział. Nie widział ani korytarza, ani wyjścia, ani stalowych krat za nim, tylko ta mgła. Chyba upadł. A może nie. W każdym razie leżał na plecach. Tak, nie był pewny jak to się stało ale leżał na plecach. Leżał i miał otwarte oczy. I wszędzie była ta mgła. Albo dym. Chociaż nie pachniało jak dym. Raczej taka wilgoć jak mgła właśnie. Chyba był mokry. Cały. Jakby wpadł do wody. Czuł jak ma mokre włosy i ubranie. Ale znów słabizna go dopadła i chyba przysnął. Chyba tak bo wreszcie otworzył oczy jakby się obudził.

Uniósł głowę i od razu tego pożałował. Zabolało niemiłosiernie i wszystko się wzburzyło jakby ktoś nim potrząsnął jak małą zabawką. Chciał odruchowo przyłożyć dłoń do czoła ale wtedy zorientował się. Nie może! Gdy trochę wzrok i błędnik zaczął mu się ogniskować zorientował się, że jest uwięziony! Coś jakby chyba jakiś stół czy coś podobnego. I jakieś… pasy, liny, wici, macki… Na kostkach i nadgarstkach. I gruby oplot na piersi. To wszystko mocowało go do tego stołu.

Próbował się szarpnąć ale na darmo. Trzymało mocno. Tylko się zasapał. Ale gdy chciał złapać oddech zyskał okazję rozejrzeć się. Był przymocowany do jakiegoś stołu. A ten stół był jednym z całego rzędu podobnych stołów. Część była pusta a w części coś było przypięte. Cokolwiek to było kiedyś teraz to przypominało zeschnięte, zmumifikowane truchła. Przynajmniej te co były najbliżej a przysłaniały mu te dalsze. Chyba niekoniecznie to były ciała ludzkie. Ani teraz ani kiedyś. Może gdzieś tam dalej ale nie mógł unieść głowy aż tak by tak daleko spojrzeć.

I chyba był w jakimś pomieszczeniu. Dziwnym. Co to było? Laboratorium jakieś? Magazyn? Chłodnia? No było dość chłodno. Czuł to zwłaszcza jak był cały mokry. I nawet mógł już zgadnąć dlaczego. Widział jakąś olbrzymią kadź. Wypełnioną jakimś płynem. I mgła. Też tu była. Kłębiła się przysłaniając sufit i ściany więc nawet nie mógł się zorientować gdzie właściwie wylądował. Zatrząsł się. No cholera! Zimno! Jak się stąd nie wydostanie to umrze z głodu, pragnienia albo zamarznie!

Wtedy się zorientował, że właściwie nadal ma wszystkie swoje rzeczy. Co prawda mokre i razem z nimi był przypięty do tego durnego stołu. Ale miał i oba Deserty, noże i całą resztę. Tylko cholera był przykuty do tego stołu! I ten oplot na piersi… Właściwie… To chyba właśnie tutaj czuł z raz czy dwa nacisk jak się ganiał z tym stworem po tamtym, dziwnym szpitalu.




M&M







Wejście do stacji metra nie wyglądało zbyt zachęcająco. Ot, porzucone, betonowe schody w mrok, zawalone okolicznym gruzem i zapomnianymi śmieciami. Przy braku charakterystycznych czerwono - niebiesko - białych oznaczeń nawet nie było pewne czy to zejście do metra czy to jakieś schody w dół. Przynajmniej jak się tak stało na zagraconej powierzchni i patrzyło w dół. Z drugiej strony cała widoczna okolica to jedna, wielka, bezimienna hałda gruzu. A tutaj była nadzieja na to, że da się przejść pod całym tym gruzem.

Pierwszy krok w dół, kolejny i jeszcze kilka i Polak z Brytyjczykiem znaleźli się na dnie tej klatki schodowej a na dole powitał ich mrok. Zapalona świeca pozwoliła ogarnąć teren w promieniu kilku kroków. Na początku wyglądało to jak zagracone wejście do czegoś podziemnego. Zagracone bo pewnie przez te schody coś spadało z góry na dół. Pewnie dlatego kilka kroków dalej wyszli na względnie równą powierzchnię starego, mokrego betonu. Szli w milczeniu przez opustoszałą jednak stację. Panowała piwiniczna wilgoć co w tych podziemiach nie było pewnie dziwne. A, że trafili na jakąś stację to wskazywał stary, zdezelowany pociąg, linie namalowane przy krawędzi peronu no i brudna, popękana glazura na ścianach gdzie w pewnym momencie znaleźli nazwę stacji. “SLOANE SQUARE”.

Rodowity londyńczyk orientował się, że to powinna być pierwsza stacja na zachód od słynnej Victorii. No to niby Heathrow powinno być jeszcze bardziej na zachód. No to niby wystarczyło iść jeszcze bardziej na zachód. Tak. Na to by wskazywała logika i znajomość świata. Dawna logika i znajomość dawnego wycinka świata. Z drugiej strony stalkerzy co chwila mówili, że teraz, tutaj, w strefie to tak nie działa.

Ale, żeby iść tunelami metra trzeba było dojść do krańca peronu. A gdy szli w głąb tego peronu zorientowali się, że coś tam się świeci. Delikatna, blada poświata. Gdy znaleźli się przy samej skrajni peronu okazało się, że pod peronem stoi woda. Gdyby płynęła to można by ją wziąć za podziemną rzekę. Ale chyba nie płynęła. Chyba. Ale to jeszcze nie było takie nadzwyczajne. Nadzwyczajne było to, że właśnie z tej podziemnej wody bił blady blask. Jasna, seledynowa poświata sprawiając, że mroki podziemi ustępowały tej delikatnej poświacie. Co prawda zasięg świecenia był dość słaby, ledwo kilka kroków więc podobnie jak trzymana świeca. No ale, że cała widoczna woda świeciła to i jasna nitka nikła gdzieś w podziemnym tunelu metra. No ale jeśli chcieli podróżować tunelem to trzeba było wejść w tą świecącą wodę. Albo wracać na powierzchnię.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-09-2019, 16:59   #212
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wbrew wszelkim przewidywaniom, nie stało się nic. Jeszcze. Wkroczenie na ścieżkę prowadzącą do dworku zwiastowało kłopoty, ale te jeszcze nie nadeszły.

W głowie Sigrun pojawiały się co chwila sprzeczne myśli – czy w istocie warto było iść do dworku ze stalkerami? Czy w gruncie rzeczy nie było lepiej udać się z biologiem i Polakiem na przełaj, prosto do Heathrow? Zadawanie pytań w Strefie było tak bezużyteczne, jak pytanie o mapy. Strefa była jak matematyka, ona nie była do rozumienia, ona była do przyzwyczajenia się do niej. Być może dlatego stalkerzy nie odpowiadali na żadne z pytań, które im zadali. Nie miało to sensu. Sigrun postanowiła zatem przeć naprzód.

Światła w dworku były złymi nowinami. Z dwojga złego wolałaby, żeby całe miejsce to było opuszczone, a nos Pszczółki i jego przeczucie były złe. Przez całą jej wyprawę przez Strefę, Sigrun nauczyła się jednego: ludzi nie było w Strefie. Jeśli z jakiegoś powodu w dworku paliło się światło, nie byli to ludzie.

Oby tylko były puste pomieszczenia, oświetlane Bóg tylko wie jakim cudem technologicznym, które przetrwało tyle czasu. Lub oświetlane kolejnym trikiem Strefy.

- Milusio – Sigrun splunęła i zacisnęła zęby.

W zasadzie, skoro jedyne, co pozostało, to przeżyć, to plan był w gruncie rzeczy bardzo prosty. Wejść do dworku, narobić jak najmniej hałasu, zamelinować się na jakiś czas w dziurze, i czekać na sygnał. Tylko tyle i aż tyle.

Wszystko szło mniej więcej bez większych problemów. Do czasu, kiedy napotkała, jak pamiętała ze słów Nicka, żywokłącze.

Samotny krzak stał jakiś dystans przed nimi i poruszał się, chociaż nie było wiatru. Jeden z tych jej zwyczajowych wkrętów rwał się na usta Sigrun, ot, coś w stylu: "Te, patrz panie, to jeden z tych potworów z mackami, co cię złapią, wciągną w krzak i zerżną w dupę, zupełnie jak w tych śmiesznych chińskich bajkach", Sigrun podarowała sobie jednak jedną ze swoich uwag i po prostu wskazała na krzak czym prędzej:

- Czuj duch! – syknęła niskim głosem, zatrzymując kompanów. - To jest to gówno, o którym gadał Nick. Żywokłącze. Spierdalajmy od tego.

Pozostało tylko zatoczyć półkole. Wolała minąć dziwaczną roślinę (lub cokolwiek, co roślinę przypominało) i pozostawić przynajmniej paręnaście lub parędziesiąt metrów pomiędzy grupą a żywokłączem.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 09-09-2019, 12:41   #213
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Chyba za mało płacą ogrodnikowi - powiedział cicho David, rozglądając się na wszystkie strony i patrząc pod nogi.
To, co kiedyś było starannie utrzymanym ogrodem zamieniło się w zbiorowisko drzew i krzewów rodem z kiepskiego horroru. I aż dziw brał człowieka, że zza wyrośniętych nad podziw krzewów nie wyskoczy duch czy truposz.
Ale widocznie strefa nie lubowała się w tego typu niespodziankach, preferując różne stwory, o których David nie słyszał przed obudzeniem się z wieloletniego snu. Co nie znaczyło, że istoty ze strefy są mniej groźne, niż te z horrorów. A krzaczek, który przyuważyła Sigrun, zdecydowanie lepiej było ominąć szerokim łukiem, niż sprawdzać na własnej skórze, czy dziewczyna ma rację, a ostrzeżenia Nicka mają realne podstawy.

W budynku było światło.
Czy to znaczyło, że ktoś tam był? Trudno było to jednoznacznie określić.
- Poczekajmy chwilę i zobaczmy, czy ktoś podejdzie do okna - zaproponował. - A potem wchodzimy.

Był pewien, że do środka dostaną się bez problemu. Pytanie za to brzmiało, czy zdołają się z Instytutu wydostać.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-09-2019, 19:01   #214
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wejście do podziemi przyniosło im chwilowy spokój. Zmysły adaptowały się do nowych warunków. Zmalało poczucie zagrożenia i nieustannego śledzenia. No może nie całkiem... lecz skutecznie zostało przytłumione przez nowe otoczenie. Stacja była opustoszała i zrujnowana, co nie mogło nikogo dziwić. Sprzęty skorodowały, wagon sprawiał nieco upiorne wrażenie okaleczonego, srebrnego żuka. Pośród rozsypanego gruzu i warstwy pyłu widać było ślady dawnej, ludzkiej bytności. Części garderoby, puszki po napojach, parasolki, torby, plecaki... Delikatna poświata bijąca od torów zaciekawiła badacza. Było to dość niecodzienne zjawisko, nawet jak na strefę. Seledynowy blask rzucany na ściany, przypominał Mervinowi refleksy wody na ścianach hotelowego basenu, w którym nocował w dni poprzedzające hibernację. Chociaż ... tych wspomnień też nie mógł być pewien.. Miał nadzieję, że po dotarciu do muru uporządkuje to wszystko w głowie. Obecny stan uniemożliwiał rzeczową analizę i ułożenie fragmentarycznych reminiscencji we wspólną całość. Zresztą umysł i ciało prowadziła jedna myśl przewodnia: przeżyć i nie dać się wchłonąć strefie. Popatrzył na zdezelowaną tabliczkę informacyjną, zwisającą z części popękanej ściany. Miał dobrą pamięć, mimo iż nie korzystał z sieci metra zbyt często w młodości. Wyglądało na to, że dopisało im szczęście i zachodni tunel poprowadzi ich w stronę Heathrow. Tyle, że należało ustalić, gdzie jest zachód? W strefie strony świata nie były wiernym odbiciem tych, które znali z przeszłości. Podporządkowane zaś były umykającej rozumowi logice, wierne jakiejś tajemniczej sile, panującej nad zgliszczami stolicy dumnego niegdyś Albionu. Nie mogli stracić czujności i rozsądku. Warto było też hamować zbytni entuzjazm, który mógłby okazać się zgubny w skutkach. Merv długo wpatrywał się w tabliczkę, przyjrzał też z bliska oznaczeniom i ułożeniu wagonu.

- Wygląda na to, że droga do Heathrow prowadzi tamtędy. - machnął w stronę krańca peronu, jarzącego się niczym magiczne źródło życzeń.

Przeszedł ostrożnie do końca betonowego chodnika, na szczęście nikły poblask pomagał uniknąć upadku, dając minimum światła. Peron kończył się, a tunel z zatopionymi torami tworzył kanał wodny, podobny do dawnych szlaków przemytników z Birmingham. Jedyne co niepokoiło Wilgrainesa to woda... Właśnie tylko i aż woda, chociaż nie wydawała się głęboka, to jej dziwny kolor budził wątpliwości biologa. Być może to jakiś barwnik albo glony obrastające tunel? Usiłował przyjrzeć się z bliska ścianom, czy są pokryte jakimś nalotem? Po dłuższej analizie, podniósł kawałki gruzu i rzucił w zielonkawą toń, obserwując reakcję. Czy coś nienaturalnego przykuje jego uwagę? Mieli co prawda kombinezony, ale brodząc w wodzie byliby wrażliwi na atak, bezwzględnie pozbawieni atutu szybkości. Jednakże tunel nawet zalany, zdawał się być pewniejszą drogą, niż ryzykowny odwrót na górę. - Chyba pora zamoczyć portki - powiedział z nutką wesołości do Mariana. - Odpocznijmy trochę i ruszajmy dalej, bo na powrót na powierzchnię nie mam jakoś ochoty i zbytniej chęci, a Ty?

Brytyjczyk zrobił krótki przegląd ekwipunku, chcąc pozbyć się zbędnego obciążenia, które spowalniałoby jego marsz. Rozejrzał się też za jakimś krótkim prętem. Czułby się pewniej, mając w ręku nawet improwizowany oręż. Gołymi rękoma niewiele bowiem wskóra w przypadku napotkania w tunelu nieznanego wcześniej gatunku strefowej fauny...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 20-09-2019 o 19:05.
Deszatie jest offline  
Stary 20-09-2019, 22:58   #215
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Trójka hibernatusów szła w stronę tajemniczego instytutu. Aura tajemniczości spowijająca to miejsce jak i bezustanny stan zagrożenia ze strony nieznanych sił, wymykających się tradycyjnie rozumianej nauce, sprawiły, że Koichi bezwiednie zaczął iść jak najciszej. Poruszając się jak kot przemieszczał się przez zapuszczony, dziki ogród. Oczy miał cały czas wlepione w ponury gmach instytutu. Anomalie elektryczne czy jakiekolwiek inne, działające w tym koszmarnym miejscu sprawiały, że z niektórych okien sączyło się światło.
Zanim doszli do budynku, po drodze minęli pordzewiały wrak czegoś, co wyglądało jak połączenie pojazdu bojowego i traktora do oprysków. Japończyk podszedł kilka kroków w stronę jednego z takich ziejących dziurami z przestrzelin wehikułów, zachowując jednak bezpieczny dystans. –Macie jakiś pomysł, co to może, czy też mogło być? Czym to pryskało? Jakimiś truciznami bojowymi? Chemikaliami? Czy czymś innym? Nigdzie w tym ogrodzie nie widać śladów użycia czegokolwiek, co by wypalało lub zatruwało glebę – Koichi wyraził na głos swoje wątpliwości. Nie znal się ani na chemii, ani na biologii, ale widział efekty działania większości konwencjonalnych środków bojowych. Kilka rzeczy mu tu nie pasowało. Nie pierwszy raz zresztą. W końcu byli w strefie.
-Czuj duch! – Sigrun ostrzegła kompanów o niebezpieczeństwie. Japończyk zapewne przegapiłby doskonale zakamuflowane żywo kłącze, które jak dla niego wyglądało dokładnie tak samo jak wszystkie inne krzaki. Dopiero po dłuższej chwili wnikliwej obserwacji był w stanie stwierdzić, że coś jest z tą rośliną nie tak. Trójka hibernatusów zgodnie ominęła nieprzyjazną roślinę szerokim łukiem.

Instytut witał podróżnych dwuskrzydłowymi drzwiami, które były otwarte i wręcz zapraszały gości do wejścia. Koichi przystanął i rozejrzał się po oknach, starając się dostrzec jakiś ruch. Po skończonej obserwacji, wyjął z kieszeni kamienie, które nazbierał przed wejściem na ten teren i ścisnął je w ręku.
-Kiedy ostatnio przeczesywaliśmy hotel w poszukiwaniu gaśnic lub czegoś maskującego ciepło, miałem nieprzyjemne spotkanie z czymś dziwnym. Poczułem powiew gorącego powietrza i chwilę potem buchnął taki żar, że osmalił przeciwległą ścianę. Jakoś zdążyłem uniknąć poparzenia, ale wolę aby takie anomalie paliły cokolwiek innego, a nie mnie. Wtedy ta dziwna pułapka jakby wyczuła mój ruch. Teraz wolę rzucać kamienie w podejrzane miejsca, żeby zobaczyć, czy nie mam przed sobą jakiegoś niebezpieczeństwa. Może macie jakieś inne pomysły, które mogą zwiększyć nasze szanse na przeżycie? – zapytał Sigrun i Davida.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 21-09-2019, 20:05   #216
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe szarpnął się ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze.

Musiał się uwolnić. Pot wystąpił na czoło, puls przyśpieszył gwałtownie. Joe szarpał się raz za razem. Krótkie, kontrolowane mocne szarpnięcia. Nie wierzgał się. Jeszcze nie... czuł jednak, jak panika w nim wzbiera. Ogarnia go przerażenie. Czuł, że traci kontrolę, byle szybciej, byle się wydostać teraz, już!
~ Nie! Stop! ~Z największym trudem zmusił się, by przerwać przeradzające się w dziką szarpaninę wysiłki. W ten sposób się nie uwolni. Musiał powstrzymać atak paniki. Zacisnął oczy i starał się wyrównać oddech. Musiał rozsądnie gospodarować energią.
Rozejrzał się ponownie dookoła.

Truchła na stołach obok nie napawały optymizmem. Cokolwiek go tu przytargało i przywiązało do tego stołu, zrobiło to uprzednio z całą masą innych... ludzi? Nie, chyba nie wszystkie truchła należały do istot ludzkich... Niemniej wszystkie były martwe. Chyba... Wiele wyglądało na bardzo stare. Były też nowsze. Joe dostrzegł dwa truchła, które wyglądały dość świeże.
Ktokolwiek je tu zebrał, nie kwapił się usuwaniem trupów... Co to mogło znaczyć?

~Myśl Joe, Myśl!~

Po pierwsze cel. Po co ktoś tu zbierał... różne stworzenia? Przychodziło tylko jedno na myśl. Eksperymenty. Dlaczego nie usuwał trupów? Nawet tych posuniętych w rozkładzie? No, nie przeszkadza mu. Ani zapach ani widok... Zatem ten ktoś to niezły popapraniec.

Joe miał swój sprzęt. Zatem ten co go tu umieścił albo nie wiedział do czego służy, albo się tym nie przejmował. Znów wskazywało to na jakiegoś szaleńca.

~Myśl Joe, Myśl!~ Jakkolwiek to ciekawe przemyślenia, nie doprowadzały do uwolnienia. Może powinien zawołać o pomoc? ~ Zwariowałeś kurwa mać!?~ Zganiał się sam w myślach. Ktokolwiek go tu umieścił, i przede wszystkim jego sąsiadów, z pewnością był w pobliżu. A po tym co widział na stołach obok, głupotą byłoby zakładać, że będzie to miły starszy pan, który poczęstuje go gorącą czekoladą i wyśle do domu. Mało prawdopodobne było też, że wpadł w łapy jakiejś miłośnicy BDSM, która to teraz zaraz pojawi się w lateksowym kostiumie, by uprawiać z nim dziki seks. Nie, nie. Choć pomarzyć miło. Nie, myśli podsuwały mu zupełnie inną wizję. Wyobrażał sobie, jak stoi nad nim doktor w brudnym, okrwawionym kitlu. Z skalpelem w dłoni i wykrzywioną w szaleństwie gębą.

~O tak, kolejny pacjent do pocięcia. A sprawdźmy co masz w środku wróbelku? ~
Ciach Ciach.
~ O nie drzyj się tak. Co mówisz? zapomniałem podać znieczulenia? Ale ze mnie gapa!~ - Joe w najlepsze przedrzeźniał wymyślonego szaleńca.
Ciach Ciach.
~No, już już, bo mi mamusie obudzisz tym wrzaskiem. Wytnę tylko jeszcze wątrobę , potem zajmę się jelitami, no na koniec może sprawdzę co masz w woreczku żółciowym, a potem pójdę może po to znieczulenie... ~ Joe wspinał się na mentalne wyżyny.
- Jestem już trupem. - syknął, przerażony wizją, jaką samemu wykoncypował. Przesadził. Rozejrzał się trwożnie dookoła.

~Skup się na otoczeniu.~

Ten oplot na piersi... Czuł go już wcześniej... Co to mogło znaczyć? Miał wcześniej omamy? Halucynacje? Hmm, to miało nawet sens. To znaczy, te doświadczenia wcześniej były go pozbawione. Jak w jakimś koszmarze.
~ Dobrze ~ stwierdził. ~Przyjmijmy, że tamto to halucynacje. ~ Postanowił. ~Ale czy to tu kurwa jest bardziej realne?~ Niemalże parsknął histerycznie, spoglądając na leżące obok truchła. Poczuł jak coś boli go w klatce. ~Cholera, oby to tylko były nerwobóle, jeszcze do kompletu brakuje mi zawału! ~
~[i] No, ale co najmniej doktor Mengele jest w pobliżu, to mi w net zrobi operację na otwartym sercu i po krzyku! ~[/]
-Kurwa mać! Kurwa! Kurwa ! - zaklną przez zaciśnięte zęby.

Skup się!

Może uda mu się sięgnąć do noża? Nabrał powietrza i szarpnął ostro, równocześnie starając się wykręcić ciałem tak, by łatwiej sięgnąć do ostrza.

Nie Trwało to długo, i chyba zwichnął sobie przy okazji nadgarstek, jednak wreszcie udało mu się wyzwolić ostrze.
Pęta poddały się niechętnie, jednak z hartowaną stalą się nie dyskutuje.

Joe wreszcie skulną się z metalowego stołu. Dygotał lekko. Zapewne z zimna. Bo przecież nie ze strachu?
Joe rozejrzał się jeszcze raz dookoła. Nie chciał pozostać tu dłużej niż było to konieczne, jednak postanowił pobieżnie przejrzeć truchła. Może one też miały jakiś sprzęt przy sobie? A może "pan doktor" zostawił coś, co mogło wskazać na to z kim ma do czynienia? Jakiś notatnik? Albo dyktafon?
Joe śpieszył się jednak. I gdy tylko przejrzał pobieżnie laboratorium, czy co to było, ruszył szukać wyjścia.
 
Ehran jest offline  
Stary 24-09-2019, 10:22   #217
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Polak przywitał chłód i mrok podziemi z niejaką ulgą. Chwilowo uczucie zagrożenia minęło, ale mogło to być spowodowane adaptacją do nowego otoczenia. Liczył jednak, że to Strefa zgubiła ich trop na jakiś moment.
Razem z doktorem ostrożnie rozejrzeli się po stacji szukając innego przejścia.
- Kurwa - zaklął Polak. - Miałem nadzieję, że tu będzie łatwiej. Niestety, nie ma tu żadnego tunelu technicznego, ani innej możliwości obejścia tej wody. Nie podoba mi się to. To co tam świeci zdecydowanie nie powinno się tam znajdować. - wyartykułował swoje myśli.

Sprawdzili jeszcze raz stację i postanowili odpocząć.

- Rozłóżmy maskownicę i odpocznijmy. Może zgubimy trop Strefy na dłużej i to coś świecącego przestanie świecić? - zgodził się z pomysłem doktora.

- Pomyślę jeszcze, czy nie udałoby się w jakiś sposób przejechać tunelem. Może jakąś prowizoryczną drezyną? Albo na kablach wiszących ze ściany? - zastanawiał się na głos rozstawiając świece zgodnie z tym jak robili to stalkerzy.
 
psionik jest offline  
Stary 02-10-2019, 02:35   #218
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 30 - Burza

Instytut


Zaniedbany i zdawałoby się całkiem porzucony i zapomniany budynek wydawał się z każdym kawałkiem większy. Okazało się, że z tej przesieki jaką wiodła niemniej zaniedbana droga widać było tylko jedno skrzydło. Gdy podeszli bliżej okazało się, że nieco dalej jest drugie. A między nimi jest wnęka w której był podjazd i główne wejście. Od frontu przypominało to mocno spłaszczone, kanciaste “U” gdyby patrzeć na to z góry.

Cały budynek wyglądałby na porzucony, zaniedbany jak z jakiegoś filmu postapo. Albo po jakiejś katastrofie po której ludzie już tutaj nie wrócili. Wyglądałoby gdyby nie te światła. Gdzieś na górnym piętrze w niektórych oknach było jasno jakby gdzieś tam w głębi, na korytarzu, paliło się jakieś światło. A na parterze było widać jakieś błyski jakby tam była jakaś nie do końca przepalona instalacja co raz działa a za chwilę nie. No albo jakieś delikatniejsze łuny jakby pastelowe światło rozpraszały jakieś łuny.

Wszystko to było o tyle dziwne, że byłoby to chyba pierwsze działające światło jakie widzieli w strefie od opuszczenia bunkra z hibernatorami. Wszędzie indziej elektryki nie było albo była efektem jakichś strefowych anomalii. A tutaj wyglądało jakby chociaż w niektórych rejonach budynku jakieś żarówki jednak działały.

Kamyk rzucony przez Koichi zachował się jak każdy inny kamień. Poleciał klasycznym łukiem, zastukał o zakurzoną i zaśmieconą podłogę, potoczył się kawałek i znieruchomiał. Wnętrze było widoczne przez do połowy rozwalone, zbutwiałe drzwi. Jedna połowa wciąż była niedomknięta druga leżała na schodach. Za nimi był dość krótki korytarz, jakby przedsionek. Chyba musiał wybuchnąć tutaj kiedyś granat bo nadal było widać osmolenia a w ścianach, suficie i drzwiach było widać szrapnele. Koichi zdawał sobie sprawę, że granat w tak małym pomieszczeniu musiał mieć bardzo morderczy efekt. Pewnie też właśnie ta eksplozja częściowo wyrwała drzwi w zawiasów. Te zewnętrze na zewnątrz a te wewnętrze do wewnątrz. I chyba ktoś tu kiedyś się strzelał. Bo w drzwiach widać było przestrzeliny.

Na podłodze widać było… Coś… Chyba jakieś ciała… W każdym razie widać było stare kości przyobleczone resztkami zetlałych ubrań. Ale kto wie, może potem tylko ktoś rzucił jakiś materiał na jakieś ciała albo nawet sam spadł skądeś. Czym to ciało czy ciała kiedyś były to z perspektywy naniesionego błota, kurzu, gruzu i jakichś trudnych do zidentyfikowania resztek trudno było oszacować. Chyba trzeba by to rozkopać i wydłubać z tego syfu aby upewnić się co to kiedyś było.

A za tym zdemolowanym eksplozją holem był większy. Widocznie główne wejście, recepcja i poczekalnia w jednym. Też wydawała się zdewastowana i zapuszczona. Na ścianach wciąż wisiały zamontowane doniczki ale prócz kurzu i pajęczyn nic już w nich nie rosło. Tynk odpadał płatami, na ścianach pojawiły się liszaje i zacieki, wszystko było zakurzone jakby od lat tutaj nikogo nie było. Może nawet od pół wieku gdy ponoć zaczął się cały ten bajzel. Tam i tu nawet już zdążyła zalęgnąć się wszędobylska trawa.

Niepokojące było to co było wewnątrz. Krzesła, biurka, stoły, nawet zwoje drutu kolczastego… Wszystko skłębione w barykadzie którą ktoś wewnątrz próbował widocznie odgrodzić się od czegoś z zewnątrz. Barykada przesłaniała widok na to co jest za nią i przedstawiała sobą smutny widok nie skutecznej obrony. Chociaż dla sprawnego człowieka było całkiem sporo przejść w tym rumowisku aby się przecisnąć za nią. Przed barykadą były jeszcze dwie odnogi korytarza, każda w stronę jednego ze skrzydeł.

Zanim trójka hibernatusów zdecydowała się co robić dalej coś usłyszeli. Coś jakby grom odległej burzy. A potem jeszcze jeden. I kolejny. I nagle zaczęło grzmieć raz za razem. Z każdej strony jakby nie wiadomo skąd i kiedy znaleźli się w samym centrum burzy. Do tego rzeczywiście było widać błyski. Ale takie dziwne, różnokolorowe, uderzały pod różnymi kątami i często, zupełnie wbrew naturze szły nawet w poprzek nieboskłonu. Czerwona, monotonna mgła jaka dotąd tarasowała widok też jakby się ożywiła. Zaczęła mienić się różnorodną poświatą i kolorami. Ale to trójka ludzi już miała mniejsze szanse aby obserwować bo wszystko zaczęło się trząść jakby było jakieś trzęsienie ziemi. Próbowali ustać, złapać się czegoś ale i tak w końcu ta ogromna moc wstrząsająca podłożem wszystkich powaliła na ziemię. Gdy krzyczeli to ich głos i tak tonął w ogólnym chaosie jaki zapanował nad światem. Tynk i kawałki sufitu zaczęły spadać na dół zasypując trójkę podróżnych i mieszając się z tym błotem i pyłem jaki spadł tutaj już wcześniej.


---



Ile to trwało? Nie wiadomo. Czas i przestrzeń był policzalny tak samo łatwo jak i do tej pory w strefie. Po prostu po jakimś czasie wszystko się skończyło. Trójka leżących na podłodze i schodach hibernatusów patrzyła z oszołomieniem na swoje brudne i zakrwawione twarze. Poruszali ustami ale albo ogłuchli albo nic z tych ust nie wychodziło, żaden głos. Usta i gardła mieli suche, spękane i pełne pyłu. Zresztą wszędzie unosił się ten pył jakby byli na jakimś placu budowy i ktoś wysypał obok nich całą wywrotkę gruzu, piachu i pyłu.

Ale wreszcie zaczęli się podnosić. Na łokcie, na czworaka, usiąść, kucnąć i wreszcie podnieść się do pionu. Budynek chyba stał jak stał wcześniej. Chociaż wcześniej wydawało się, że coś, się gdzieś osuwa, jakaś ściana czy podłogi co się zapadła. Ale kto wie, może się tylko zdawało? Na nich w każdym razie nic nie spadło. Nic wielkiego przynajmniej.

Tym razem pierwszy niebezpieczeństwo dostrzegł Japończyk. Otrzepywał się właśnie z tego całego kurzu, kaszlał i wypluwał ten cały łyknięty kurz i widział jak pozostała dwójka tuż obok robi właściwie to samo. Cokolwiek to było dało wycisk i sponiewierało ich trójkę tak samo jak resztę okolicy. Gdy między tymi zdziczałymi, zdeformowanymi drzewami dostrzegł coś. Gdy przetarł piekące oczy zorientował się… że tam coś jest. Coś się porusza. Przez tą chmurę pyłu i załzawione oczy i kaszel nie dostrzegał detali ale… tam coś było. Jakieś stworzenie. Raczej spore. Korpus jak u niedźwiedzia. Tylko na wysokich nogach które chyba były wyższe od dorosłego człowieka. Stwór lazł pokracznie, jak pijany i może chciał wyjść z tych drzew a może kierował się w stronę instytutu.




Mervin i Marian



Krótkie eksperymenty Brytyjczyka przyniosły mu pewne spostrzeżenia. Po pierwsze gdy się przyjrzał tej dziwnej wodzie jaka zalała metro zorientował się, że to nie do końca świeci woda sama w sobie. Raczej zawieszone w nie miliardy drobinek czegoś. Jakby te drobinki jakoś wytwarzały albo gromadziły i oddawały światło. Chociaż pod ziemią to chyba nie miały za bardzo z czego gromadzić tego światła. No i przypominało to trochę dawny, oceaniczny plankton. Tylko nie pamiętał aby jakiś dawny plankton świecił czy chociaż miał możliwość luminescencji czy podobnej. Podobnie wydawały się mienić narośla jakie widział, że zanurzone w wodzie nieco obrastały dawny peron. Chociaż mniej i im wyżej nad poziom wody tym te narośla były cieńsze i ciemniejsze. Już na poziomie peronu gdzie stali i chodzili to niewiele z tych narośli wystawało poza krawędź peronu. Czy te narośla jakoś miały coś wspólnego z tym “planktonem” czy nie to tak na oko nie szło zgadnąć.

Próba z wrzuceniem kamienia do środka wody wyszła dość zwyczajnie. Kamień poszybował i wpadł do wody a potem zniknął w niej jak każdy inny kamień w każdej innej wodzie jaką Wilgraines pamiętał. Różniło się trochę tym, że kamień może był przez chwilę dłużej widoczny przez tą dziwną poświatę. Z drugiej strony jako całość to ta woda jednak nie była aż tak przezroczysta aby widać było dno metra. Na oko Brytyjczyka może było widać na ćwierć, może na pół metra. A mogło być głęboko może i na metr jeśli dobrze pamiętał gdzie powinno być kamieniste dno metra z podkładami i szynami. No i o ile to się nie zmieniło od czasu gdy jeździł londyńskim metrem.

Przynajmniej ze zdobyciem kija podróżnika nie miał żadnych kłopotów. Znalazł jakiś pręt i jakąś rurkę które skutecznie mogły mu służyć za odpowiednik laski ślepca.

W tym czasie Marian sprawdzał co innego. Numer z drezyną chyba mogli sobie podarować. Nie tak daleko stał jakiś pociąg który utkwił tu pewnie do końca, swojego, stacji lub strefy ale był tak zerodowany, że chyba nawet na polskim złomie kręciliby nosem aby go przyjąć. Nie było szans aby go ruszyć. A innego pojazdu w okolicy nie było. Zresztą nawet gdyby jakaś dawna drezyna stała tutaj zaparkowana i gotowa do odjazdu to i tak groziło, że podłoga by była pogrążona w wodzie. No i skryte pod wodą tory trudno było oszacować. Nawet nie było wiadomo, czy w ogóle jeszcze tam są.

Ze specyficznym rodzajem kolejki linowej też był kłopot. Co prawda w świetle świec dostrzegł jakieś kable. Jedne chyba od światła co oświetlały sufit tunelu i jakieś inne na boku okrągłego “tube”. Niemniej były umocowane do tego mokrego, piwnicznego betonu. Nie było się tego jak złapać. A jakby się złapać to utrzymałby ich dwóch na raz? Przecież na pewno nie były te kable projektowane do tego aby wieszać na nich tak ze dwóch, dorosłych facetów. A nawet jakby te kable jakoś użyć i zaczepić się ich i by nawet wytrzymały. To ile wytrzymają oni sami tak wieszając się na nich tylko na rękach? No kawałek, może do zakrętu ale dalej? Nawet nie było wiadomo, czy ta świecąca woda gdzieś się kończy w rozsądnej odległości. Mogła się kończyć zaraz za zakrętem a mogła się ciągnąć do końca.

Więc obaj mieli nad czym myśleć gdy w końcu darowali sobie oglądanie podziemnej stacji i zabrali się za rozbijanie obozowiska. W tych ciemnościach, mrokach a w pobliżu skrajni peronu także półmrokach, płomyk świecy wydawał się bardzo przyjacielski człowiekowi. Podnosił na duchu no i rozświetlał chociaż najbliższe otoczenie. A to z jednej świecy. A z kilku robił się całkiem przyjemny i dodający otuchę ciepły blask w tej podziemnej, wilgotnej jaskini w jaką zmieniła się częściowo zatopiona podziemna stacja metra.

A oprócz tego akurat te stalkerskie świeczki dawały ten dziwny dym. Który bynajmniej nie zachowywał się jak zwykły dym. Zwykłe świece nie powinny tak kopcić a jak już dym powinien unosić się w górę no albo z jakimś powiewem. A ten nie. Tworzył tą dziwną ścianę z gęstego dymu co wydawało się działać wbrew standardowej fizyce. Dym powinien zalec przy ziemi albo zasnuć regularnie całą okolicę. A nie unosić się w formie ścian jak jakąś trzesącą się kopułą z dymu. Wydawało się, że to jakiś trik samych świeczek bo przecież tym razem rozpalali je we dwóch, bez żadnych stalkerów a działały chyba tak samo jak we wcześniejszych kryjówkach.

Podobnie było z czarcim pyłem. Chociaż tak po prostu sypiąc szary pył na beton jakoś nie mieli wprawy aby oszacować ile tego trzeba było nasypać aby wystarczyło i było w sam raz. Gdyby wysypali za mało osłona chyba mogłaby nie wystarczyć a jak za dużo to pojemnik mógł się skończyć zbyt prędko. A wcześniej żaden z nich nie podglądał stalkerów przy zakładaniu kryjówki aby zorientować się ile tego trzeba sypać to zostawało teraz improwizować.

No ale w końcu byli wewnątrz tego ochronnego kręgu zrobionego ze stalkerskich gadżetów. Mogli usiąść i odpocząć, naradzić się co robić dalej, nawet coś zjeść czy napić się. I jak siedli to to poczuli. Jakiś grzmot. Jakby na zewnątrz zaczynała się burza. A potem kolejny grzmot. Znacznie bliższy. I wreszcie całą regularna burza i to wraz z trzęsieniem ziemi! Wszystko pod ziemią się trzęsło, z góry sypał się pył i tynk, woda w korycie metra szalała jak podczas jakiegoś podziemnego sztormu. Dwójkę towarzyszy te potężne siły zmiotły na ziemię. Z góry obsypywały się kawałki gruzu i pyłu przysypując ich dokumentnie. Nawet gdy krzyczeli, widzieli swoje twarze i usta to w tym chaosie absolutnie nie słyszeli swoich głosów. Wydawało się, że zaraz wszystko się zawali, albo ta szalejąca od wstrząsów woda się gotuje i ich zaraz potopi, świeczki poprzewracały się i pogasły, rozsypany czarci pył wymieszał się ze zwykłym pyłem jaki spadł z sufitu, ściana z dymu zrzedła i rozwiała się albo wymieszała z tym kurzem jaki powstał.

W końcu chyba wszystko ucichło. Dwójka mężczyzn popatrzyła na swoje mokre, brudne i zabłocone twarze niepewna czy to już koniec i co to w ogóle było. Tak Polak i Brytyjczyk byli oszołomieni. Jakby ktoś ich wrzucił w jakiś magiel i teraz wreszcie wyłączył. Wewnątrz stacji zrobiło się ciemno. Nawet poświata wody wydawała się jakaś zamglona. Ale to pewnie przez ten pył jaki się wzbił, zwłaszcza przy wyjściu na powierzchnię skąd chyba naleciało najwięcej tego pyłu bo tam było tego wielkie kłębowisko. No i zgasły wszystkie świece. Z połowy nie było widać bo przysypane były jakimś pyłem i pomniejszym gruzem. A przez ten kaszel i plucie jakie nękało oczy i gardła podróżników nie byli pewni czy ten dym co ich otacza to resztki dymu z tego czarciego pyłu czy to zwykły kurz i pył jaki się tutaj teraz wszędzie unosił. Widzialność była tylko tam gdy coś stało na drodze do jako tako jarzącego się koryta podziemnej rzeki. Wcześniej jeszcze coś widać było w plamie światła z góry ale teraz ciemność była tam taka sama jak przy reszcie stacji. W tej chwili nie byli pewni czy przejście zawaliło się całkowicie czy tylko wpadła tam tak wielka chmura pyłu, że całkowicie pochłonęła światło z powierzchni. I wtedy wydawało się, że coś słyszą w tej chmurnej ciemności. Poprzez własny kaszel, piekące oczy, drapanie w gardle, obsypywanie się drobin z góry na beton i do wody słychać było jeszcze coś. Coś jakby obsypywanie się kamyków w chrobot czegoś po betonie. Niepokojąco przypominało to kroki. Kroki z jakimś chrobotem czegoś twardego stukającego o beton posadzki.




Joe



Trochę gimnastyki, trochę mocowania się, napięcia odpowiednich mięśni i wreszcie udało się Joe dosięgnąć do noża a potem wreszcie przeciąć to coś co go mocowało do tego łóżka czy stołu. Znaczy w końcu. Bo chyba w międzyczasie na przemian słabł i odzyskiwał werwę. Jakby koszmar zamroczenia wciąż próbował go zmorzyć. Ale jakoś w końcu się udało. Chyba był słabszy niż myślał bo normalnie gdy tylko usiadł na tym czymś to zakręciło mu się w głowie i musiał chwilę w spokoju oddychać. Ale jakoś nie zemdlał. Potem jakoś pozbierał się aby wstać na własnych nogach chociaż wciąż musiał podpierać się tego stołu. Tak na wszelki wypadek.

Ta chwila na złapanie oddechu pozwoliła mu na rozejrzenie się po okolicy. Po pierwsze zorientował się, że nie leżał na stole tylko… Jakiś kloc? Z czego to było? Z metalu, z plastiku, z kamienia? Miało dziwną porowatą konstrukcje jak drobny pumeks albo gąbka. Chociaż było jednak regularne jakby ktoś to jakoś odlał w jednej formie czy inaczej nadał temu kształt. Te inne “kloce” też chyba były podobne. Ale te truchła co na nich widział to jednak leżały podobnie jak on do tej pory. Czyli jakby jakiś stół czy łóżko…

A drugie co się zorientował to to, że chyba ma wszystko co miał przy sobie w momencie gdy Sigrun podawała mu butelkę. Gdzieś, kiedyś tam na powierzchni strefy. Miał swoje noże, swój uniform, swoje Deserty… No chyba niczego mu nie brakowało. A jednak krwawił. Był ranny. Po tych pasach na piersi zostały mu regularne dziurki którymi sączyła się krew. Krew dostrzegł też na tym klocu na jakim dotąd leżał. Gdy przesunął dłonią po plecach odkrył na niej świeżą krew. Chociaż nie czuł bólu. Jakby był w szoku albo był na jakimś speedzie. Rany chyba nie były poważne bo gdyby tak było już by się pewnie wykrwawił. Ale jak go nie bolały albo bolały a on z jakiegoś powodu tego nie czuł to nawet trudno było mu oszacować jak są poważne.

No ale ta chwila na rozmyślania i złapanie oddechu pozwoliła mu odzyskać równowagę. Na tyle aby mógł zaryzykować ruch. Więc się ruszył. Krok, kolejny no i jakoś to poszło. Chociaż nogi i całe ciało miał zesztywniałe jakby leżał nie wiadomo jak długo w jednej pozycji albo miał jakieś inne skutki oszołomienia. Podszedł do najbliższego bloku i na nim leżało truchło. Chyba człowieka. Bo mumia była dość ludzkich kształtów. Leżała tak samo jak on do tej pory. Ale musiała leżeć już długo bo został z niej obciągnięty skórą i resztkami mięśni szkielet. Nie dało się rozpoznać kto to mógł kiedyś być.

Kolejne blok czy dwa były puste. W całym pomieszczeniu panował grobowy spokój. Żadnego ruchu, żadnego dźwięku a zapach był taki suchy, że wysuszał spojówki i nozdrza. Coś było w powietrzu bo Joe miał wrażenie, że cały czas mu stoją włoski na karku i na rękach.

A na kolejnym klocu znalazł… to był chyba hellhound… tylko też już chyba dawno nieżywy. I nie rozpadł się na kawałki jak tamten w ich pierwszej kryjówce przy schronie co tak Nicka zdenerwowało to odkrycie. Nie, ten tutaj leżał jak zdechły od dawna pies czy inny wilk. Zdeformowany, z potężnymi szczękami stworzonymi do rozszaprywania, z jakimiś kolcami no ale jednak zdecydowanie wysuszony i nieżywy od dawna.

Potem były kolejne odkrycia. Część to ciała ludzi. Część jakiś stworów rodem prosto ze strefy. Wydawały się rozmieszczone bez ładu i składu. I łączyło je to, że chyba były tutaj od dawna i od dawna wszystko to nie żyło. I każde truchło było umieszczone na pojedynczym klocu z tego dziwnego materiału. Pomieszczenie było pocięte jakimiś kanciastymi blokami. Jakby było podzielone tymi blokami na jakieś mniejsze pomieszczenia. Ale w żadnej ze ścian Joe nie natrafił na żadne rozpoznawalne drzwi, okna, wentylację ani nic co mogłoby się dać gdzieś wyjść czy wejść.

Ale w końcu po nie wiadomo jak długim czasie natrafił na coś co wyróżniało się od reszty pomieszczenia. Przy jednej ze ścian dostrzegł plamę jaskrawego, żółtego światła. Gdy zbliżył się bliżej zorientował się, że to coś jakby jakaś kula świecącego światło. A raczej jakby samo światło uformowane w kulisty kształt. Taka spora świecąca żarówka o średnicy przeciętnej beczki. Tylko bez żarówki, samo kuliste światło. I ta świetlista kula lekko pulsowała co nadawało jej pozory ruchu ale chyba raczej nie przemieszczała się. Ot, lewitowała jakiś metr nad ziemią więc jej czubek był trochę wyżej niż głowa Joe’go. Wydawało się, że z tego kierunku słyszy też jakieś ciche buczenie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-10-2019, 11:45   #219
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z bliska budynek Instytutu nieco różnił się od dotychczas widzianych budynków, przez które przewaliła się apokalipsa. Wydawał się raczej opuszczony, zapomniany. I nieco tylko nadgryziony zębem czasu.
Wystarczyło jednak przekroczyć próg by się przekonać, że nie tylko czas ponadgryzał tu to i owo. Ktoś chciał tu za wszelką cenę wejść, a inny ktoś się temu przeciwstawiał.
Kto ostatecznie wygrał - trudno było ocenić. Zwycięzcy nie powitali gości chlebem i solą, a kości tych, co oddali życie w walce o Instytut, mówić nie potrafiły.
Prawdę mówiąc David nie byłby zachwycony, gdyby nagle trupie czachy zaczęły kłapać szczękami, próbując podzielić się wspomnieniami z osobami, które nie były świadkami wydarzeń sprzed lat.

- Chyba wojskowi się tutaj bawili w wojnę - powiedział David, oglądając porozwalane drzwi i podziurawione odłamkami ściany. - Ale można by sądzić, że to, co było najcenniejsze, znajdowało się gdzieś za barykadą. I tam bym proponował ruszyć.

Oczywiście mogła to być próba oszustwa... Coś w stylu "tu się bronimy, a w rzeczywistości nasze skarby są gdzie indziej", ale David nie sądził, by wojskowych stać było na taką finezję.

Już miał, nie zważając na burzę, ruszyć w stronę jednego z przejść, które ktoś uprzejmie zrobił w barykadzie, gdy nagle świat zwalił mu się na głowę.

* * *


Gdy ponownie otworzył oczy stwierdził, że sufit, jakimś cudem, nie zwalił mu się na głowę. I że w ogóle ma głowę, chociaż - nie da się ukryć - w pierwszej chwii tego pożałował.
Miłym zaskoczeniem było też to, iż Sigrun i Koichi również przeżyli.
Powiadano co prawda, iż człowiek człowiekowi wilkiem, ale ta dwójka wcale nie była taka zła, a w tych paskudnych czasach warto było mieć koło siebie kogoś znajomego, niż samemu włóczyć się po strefie.

Odszukał swój plecak i wyciągnął butlę wody. Przepłukał usta i wypluł, dopiero potem pociągnął spory łyk. I kolejny. A następnie przyjacielskim gestem podał butelkę towarzyszom niedoli.

Chwilę później nie było już czasu ani na uprzejmości, ani na dalsze doprowadzanie się do porządku.
Stwór, jakiego przyuważył Koichi, nie wyglądał na domowe zwierzątko. No i gabaryty miał dość spore...

- Chodźmy za barykadę - powiedział cicho, po czym, nie czekając na "tak" lub "nie", chwycił plecak i ruszył w stronę najbliższej przerwy w zasiekach.
Uznał, że (po pierwsze) nie ma czasu na dyskusje, i że (po drugie) nawet jeśli stwór postanowi zwiedzać budynek Instytutu, to pójdzie tam, gdzie nic nie będzie mu stało na przeszkodzie).
 
Kerm jest offline  
Stary 03-10-2019, 09:16   #220
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Kaszląc, Sigrun podnosiła się z klęczek.

- Pierdolona burza – mruknęła. -Pierdolona Strefa, która lubi cię wyruchać, jeśli rzeczy za długo są okej. Kurwa!

Sigrun, pozbierawszy się i popiwszy wodą (w gardle zaschło po piaskowej burzy), stwierdziła, że jej dłonie pełne są małych ran. Zapewne zawdzięczała to kawałkom żwiru i żelastwu, o które się oparła parę chwil wcześniej.

Okolica wyglądała dokładnie tak, jak Sigrun ją sobie wyobraziła, to jest w gruncie rzeczy nie różniła się zbytnio od wszystkiego innego. Owszem, dworek był może nieco bardziej zadbany i nie był po prostu masą gruzu, po której dreptali od paru dni, ale z drugiej strony, nie było tutaj nic specjalnego – zapomniane przedmioty, śmieci, opuszczone korytarze i dawne znaki obecności człowieka. Nic więcej. Ot, kolejny nawiedzony dom, jakich zapewne w Strefie było na pęczki.

Oczywiście, zaraz potem napotkali kolejnego mieszkańca Strefy. Wielkiego skurczybyka, który wyglądał jak niedźwiedź ze znacznie większymi łapami.

Sigrun nie chciała przekonać się, co mogło to dla nich oznaczać.

Kiedy Greer zaproponował ucieczkę za barykadę, skinęła głową. Na razie nie było sensu uciekać, wystarczyło schować się. Monstrum wyglądało na tak samo zdezorientowane burzą, tak jak oni, więc być może miał pójść sam, wystarczyło dać mu co do tego szansę.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172