Wydostać się spod masztu było cudownym uczuciem. Wspaniała, niczym nie skrępowana wolność ruchów. No może z wyjątkiem tej liny w pasie ale to już dało się przeżyć. O wstawaniu nie było nawet mowy. Wielki kawał drewna, który w normalnych warunkach jest błogosławieństwem dającym możliwość poruszania, w tej chwili prawie zabiła Martina i co stwierdził z niemałą paniką, uśmierciła drugiego. Zauważył to dopiero kiedy po wyczołganiu się padł na bok oczekując wymiotów z powodu silnego bólu. Po chwili kiedy poczuł, że może stanąć na własnych nogach, podniósł się, cały czas podparty i wrócił do masztu by pomóc wypchnąć go ze statku. Jego obecne położenie groziło przewróceniem okrętu i śmiercią wszystkich obecnych. |