Szymon Mieszkam tu niedaleko, możemy się tam zatrzymać i poczekać na Marcusa
Były to pierwsze słowa, które wypowiedział od czasu ucieczki z karczmy. Nie była to oznaka słabości czy głupoty. Cały czas starał się ogarnąć, co się właściwie wydarzyło. Przez całe swoje życie mieszkał w chacie poza murami miasta. Jego życie było spokojne i bezpieczne. Nagle zmieniło się w koszmar, od ucieczki przed gwardzistami zaczynając, na morderstwie kończąc. Dodatkowym problemem było miasto. Szymon nie przebywał w nim często, robił to tylko, kiedy musiał. Jego domem był las i tu czuł się najlepiej. W końcu znaleźli się między drzewami, z dala od kłopotów, w miejscu, które znał jak własną kieszeń. To było to, na co czekał. Wszystkie problemy nagle zniknęły, pojawił się błogi spokój. A tak w ogóle jestem Szymon, ale wszyscy wołają na mnie silny. Przepraszam, że do tej pory byłem jakby nieobecny, ale miasto bardzo źle na mnie wpływa, Wychowałem się w lesie i w nim umrę. Jeśli chcecie to mój dom jest otwarty. Zaprowadzę was tam, a następnie cofnę się po Marcusa. Co wy na to.
Słowa były wypowiadane z myślą o, dwojgu, ale wzrok Szymona był skupiony na Gawinie, nie miał, bowiem śmiałości spojrzeć na dziewczynę.
__________________ "Gonna die in hell,
gonna pay for all his sins" |