Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2019, 22:10   #22
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Przedświt, 19 Brauzeit 2518 KI, Gospoda “Trzy Lwy”

Kac. Przepiękny, obezwładniający kac.

Jeśli ktokolwiek zapytałby, co jest najlepsze na szlaku, z miejsca można odpowiedzieć, że kac po wczorajszej pijatyce. Nic tak nie leczy zmęczenia i nie poprawia nastroju jak parę głębszych, potem jeszcze kilka kolejek, następnie zalewanie pały można kontynuować w zaciszu pokoju położonego na poddaszu w karczmie.

Wpierw pojawia się widzenie, kiedy człowiek leży na łóżku. Zapach trocin, siana, i włosów. Potem pojawia się świadomość dnia wczorajszego. Kufle piwa podawane przez pewną obrotną dziewuchę i sakiewka, którą mu powierzono, a która tego wieczora odchudzała się z niebywałą prędkością. Dotyk przyjemnie ciepłych cycków, wtulonych w jego ramię, które zdążyło już zacząć cierpnąć.
Kurewka.
“Nie....ta mała franca co podawała piwo” pomyślał. To boli najbardziej, ale jest przyjemnie. Wyostrza zmysły o poranku.

Karl wstał ciężko, przeciągając się i podchodząc nagi do otwartego na oścież okna. Ciemno, ale po jaśniejącej zorzy porannej widział, że niebawem przypłynie prom.
“Będzie mgła. Urocze kurwa miejsce, ten Ostland. Urocze” skrzywił się znowu, po pomyślał i obejrzał się w poszukiwaniu ubrania.
Szczęśliwie, leżało na podłodze, schłodzone i niemal wyprane w porannej rosie. Wpierw koszula i gatki, przyjemnie zimne. Potem pludry i nogawiczki, na które zaczął nakładać długie, jeździeckie buty z cholewami. Ostrogi dzwoniły przy każdym ruchu, kiedy chwilę mocował się z twardą skórą. Wams, o rękawach fantazyjnie powycinanych według reiklandzkiej mody, z czarnego sukna nie był zwyczajnym widokiem w tych okolicach. Tu nosili się podobnie do kislewczyków, albo wręcz jak krasnoludy. Czyli nudno i praktycznie.
Odgonił natrętne rozważania o modzie dopinając wełnianą pelerynę i dopinając pas z bronią.
“Dziewka...taak” dumał trzymając w ręku sakiewkę. Wypadły trzy monety. Zmarszczył czoło, jakby starał się przypomnieć co wczoraj się tu działo i uśmiechnął się pod nosem, kładąc na nocnej szafce dwie monety.



Nieco później, przedświt, przeprawa promowa w Remer.

- Na Sigmara… - mruknął do siebie Karl widząc wyłaniającą się z porannej mgły szlachciankę. “Jak zwykle dumne i władcze, a potem płaczą w mankiet i chcą rzucać swoich mężczyzn. A ci durnie chcą szczuć psami, wieszać, czy ciąć się na rynku. Zawsze, kurwa tak samo….” myślał zsiadając z konia, który parsknął donośnie. Ostrogi brzęknęły, a stopy chlupotały w rozmokłej brei kiedy szedł, prowadząc konia za uzdę w stronę nadpływającego promu. Kiedy podszedł do kobiety, zasady dobrego wychowania, które wpajano każdemu reiklandczykowi wartemu swojej soli wzięły górę nad jej przedziwnie władczym, autorytarnym spojrzeniem. Widział już takie niejeden raz w życiu, i nie bał się go. Raczej obawiał się konsekwencji swojej głupoty. Reszta towarzyszy wyglądała tak, jak dnia wczorajszego. Karla dziwiło jedynie, jak szlachcianka, która mogłaby tu przybyć z niezłą armią lezie w jakieś zadupie z taką bandą obszarpańców, nie wyłączając jego skromnej osoby. Kiwnął sędziemu i Klausowi, lekko uginając ręką rondo kapelusza, następnie minął ich bez słowa. Najważniejsza była ona.

- Karl Peter Niers, kawaler reiklandzki, do usług. Zaszczyt to dla mnie oglądać dziś dwa zjawiska w Ostlandzkiej głuszy. Przepiękną, mroźną mgłę, i twe piękne oblicze. Mgła zaś, sromotnie umyka, pobita. Dysponuj mną waćpani, wedle uznania - Karl skłonił się dwornie pani Lauterbach, zamiatając kapeluszem glebę, uśmiechnął się jak najładniej potrafił, choć tylko Sigmar jeden wiedział jak bardzo widać było po nim wczorajszą pijatykę.
Niewzruszony jednak tym faktem, raźno ruszył, bez zbędnej już zwłoki aby podprowadzić na prom również konia szlachcianki, lub jednego z jej luzaków. Fakt, że nie zabrała służby nie czynił z ludzi wolnych pospolitej służby, co wiedział każdy szanujący dobre obyczaje mężczyzna w Altdorfie. Karl przewidywał, że kobieta szlachetnie urodzona, w dodatku jak mu wcześniej mówiono, czarodziejka, będzie to również wiedzieć. I choć z kobietami, a zwłaszcza ze szlachciankami bywało różnie, Karl postanowił zaryzykować.

Nie wszyscy jednak wykazywali się ogładą. Karl nie winił oprycha za to, że był oprychem. Ale za bycie chamskim gburem miał piekielną ochotę mu przylać. Byłoby to jednak nietaktem w towarzystwie damy, ale co się odwlecze, to nie uciecze, jak mawiał pewien jego znajomy łaps.
Karl spojrzał koso na oprycha, a słysząc uwagę Maurera skorzystał ze sposobności ofiarowanej mu przez całkiem roztropnego jak się okazało człowieka.
- ... I w ten rozwrzeszczany pysk trafi -dodał na koniec wypowiedzi Maurera, kwitując Hansowi ironicznym uśmieszkiem i wkurwionym spojrzeniem, po czym ruszył z na prom ciągnąc za sobą dwa konie.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline