Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2019, 03:22   #76
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Część I: Nami&Lechu


Trening Siły i Umysłu
Cassandra & Rudiger

Cassandra była podniecona tym, że nauczy się czegoś nowego. Bardzo pragnęła się wykazać i udowodnić, że jest wartościową osobą i może znacznie więcej, niż innym się wydaje. Przede wszystkim jednak chciała, żeby Rudiger był z niej dumny. Po podzieleniu się wspólnie zebranymi informacjami z innymi, nastolatka wraz ze swoim ukochanym, mieli własne plany na ten wieczór.

Stanęła w tym samym miejscu co Erika zeszłego popołudnia, na tyłach gospody. Początkowo nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Bez sukienki czuła się prawie naga i choć bycie nago jej nie wadziło, to w tej sytuacji czuła się po prostu niekomfortowo. Spodnie wrzynały jej się w tyłek, przylegając ściśle do jędrnych, młodych pośladków. Podkreślały tym samym jej zgrabne uda i szczupłe łydki, eksponując długość nóg, której być może nikt się nie spodziewał ze względu na niski wzrost kobiety. Wygodna koszula zarzucona na tors również nie należała do tych luźnych, aby nie krępować ruchów podczas próby machania mieczem czy włócznią. Głębokie wcięcie w talii sprawiało, że jej młode, krągłe piersi prezentowały się okazale, dodając szczupłym ramion ponętności. Włosy związała w warkocz, aby nie przeszkadzały jej podczas nauki i ćwiczeń. Kobieta zdecydowanie lepiej czuła się mając na sobie sukienkę, jednak przebrała się specjalnie dla Schultza, aby mógł jej pokazać to, w czym był najlepszy. Aby nie wybuchnął śmiechem widząc, że na trening przyszła ubrana w najlepszą kieckę i trzewiki na obcasie.

Nastolatka podeszła do płótna na którym leżały sztylety, miecz, włócznia i tarcza. Jej kroki były płynne, a kołyszące się przy każdym kroku biodra zwracały na siebie uwagę i zatrzymywały na sobie spojrzenie, kiedy przylegające do ciała spodnie uwydatniły okrągłe pośladki. Cassandra westchnęła schylając się po tarczę i tym samym wypinając tyłek zupełnie nieświadoma jak bardzo ponętnie i kusząco wygląda w tej pozycji. Ciężko było stwierdzić, kiedy zwróci na siebie uwagę chlejących w gospodzie mężczyzn, którzy mogli widzieć ją przez okno wychodzące na podwórze.

- Nie wiem co mam zrobić - oznajmiła unosząc tarczę i oglądając ją z każdej strony. - Hmm - mruknęła w zamyśleniu - W sumie to i tym można komuś przywalić w szczękę, co nie? - spojrzała przez ramię na wojownika, który stał kilka kroków za nią i posłała mu słodki i niewinny uśmiech.

Rudiger pojawił się na placu treningowym w wysokich, skórzanych butach, ćwiekowanych spodniach i z dwoma treningowymi mieczami. Jego klatka piersiowa nie nosiła znamion obrażeń czego nie można było powiedzieć o rękach, na których był dobry tuzin blizn. Muskulatura zabijaki była sucha i dojrzała. Zbita i gęsta. Na brzuchu osadzone były równe, symetryczne kostki, od których odchodziły wyżyłowane skośne mięśnie brzucha. Góra klatki była pełna i nosiła mocne prążkowanie. Jego barki były szerokie i pasujące wymiarami do dobrze wyseparowanych mięśni bicepsów i tricepsów. Pod skórą spodni było widać mocno zbudowane uda oraz szerokie łydki. Plecy w jego przypadku tworzyły idealny stożek, a talia była dużo węższa niż u większości mężczyzn. Taka budowa mogła się podobać.

Jego charakterystyczny uśmiech pojawił się na twarzy kiedy tylko mężczyzna dostrzegł Cassandrę. Idąc w kierunku kobiety wojownik wykonał kilka sprężystych, zręcznych machnięć drewnianymi mieczami. Cassie od razu zauważyła, że Schultz był oburęczny władając bardzo dobrze zarówno prawą jak i lewą ręką. Zabijaka nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej idealnie wyrzeźbione nogi, krągłe pośladki, wąska talia i seksowne biodra sprawiły, że mężczyzna musiał walczyć z chcącym się ukazać wzwodem. Opięta koszula dobrze podkreślająca jej małe, ale jędrne piersi i płaski brzuch nie ułatwiała mu walki z rosnącym w nim pożądaniem. Zabijaka nie chciał uwierzyć, że nie uda mu się stanąć przed nią rozluźnionym. Póki co jednak Schultz radził sobie. Byli na treningu. Musiał się opanować i odłożyć swoje żądze na inną okazję.

- Ślicznie wyglądasz, Cassie. - powiedział podchodząc blisko dziewczyny, która dygnęła ładnie w podzięce. - Masz rację. - dodał pokazując na tarczę. - Można nią atakować i się bronić. Nauczymy ciebie obu, ale docelowo będziesz ją wykorzystywała głównie do parowania. Walczyć będziesz włócznią. - mężczyzna odłożył drewniane miecze na stół i zaczął zapinać pas tarczy na przedramieniu kobiety. - Zobacz. Tarczę mocujemy w ten sposób. Dość mocno aby nie wypadła. Mogłabyś ją trzymać, ale wtedy tracisz pewną jej funkcjonalność. Przekonałem się o tym jak kiedyś przeciwnik uszkodził mi bark a ja zwyczajnie puściłem tarczę. W ten sposób nawet z rozluźnioną dłonią tarcza ci nie wypadnie, bo jest przypięta. - wojownik kończył zapinać pasy mocujące pancerz. Wzrok dziewczyny podążył za tą czynnością, obserwując sprawność jego dłoni oraz delikatność, której podczas treningu właściwie nie oczekiwała - Nie za mocno, Cassie? - zapytał patrząc na dziewczynę.

Młódka podniosła wzrok na niego i pokręciła przecząco głową w odpowiedzi.
- Nie, jest idealnie - odpowiedziała z lekkim i niepewnym uśmiechem - Jak mi z tobą - pomyślała na głos, ale nie wstydziła się tego. Póki co w jej oczach po prostu taki był i nie tylko nie mogła nic na to poradzić, ale i nie chciała. W swoim krótkim acz intensywnym życiu widziała już wielu dobrze zbudowanych i silnych mężczyzn, jednakże według niej Schultz z nich wszystkich wyglądał najlepiej. Westchnęła cicho schodząc spojrzeniem na jego silne ramiona i umięśniony tors. Cieszyła się, że tym razem to ona tutaj stoi, a nie Erika. Tamtego popołudnia zazdrościła jej tego doświadczenia, a teraz sama mogła być tutaj, stać naprzeciw niemu, patrzeć, czuć i słyszeć. Jedyna różnica była taka, że Cassandra nie posiadała wielkich zdolności bojowych. Potrafiła komuś przywalić w twarz, kopnąć w krocze lub uderzyć z główki - choć tego ostatniego chwytu starała się unikać - jednak walka bronią białą była dla niej niemal jak magia.

- Potrafię też robić rzeczy obiema rękami na raz - dodała chcąc się pochwalić, ale po chwili stwierdziła, że mogło zabrzmieć to “nieładnie”. Cassandra ze względu na wykonywany wcześniej zawód miała już swoje skojarzenia i właśnie w tym momencie dotarło do niej, jak mogły zabrzmieć jej słowa. Cóż, sposób w jaki zdobyła pewne zdolności należało przemilczeć, ważne było to, że te istniały - Tak jak ty! Widziałam jak umiejętnie wprawiasz w ruch miecze… To było naprawdę imponujące. Seksowne - dodała aby odciągnąć myśli od skojarzeń i przylgnęła do mężczyzny lekko swoim biodrem, jakby opierając się o niego. Jej śliczna buzia skierowana była ku górze, tam gdzie dostrzegała skupione na niej oczy Schultza. Stojąc obok niego wyglądała jak drobna sarenka, hasająca z entuzjazmem i beztroską wokół wielkiego niedźwiedzia.

- Bardzo dobrze Cassie. - powiedział z uznaniem Rudiger słysząc o oburęczności dziewczyny. - To było seksowne? - zapytał wojownik przyglądając się nastolatce z szerokim uśmiechem. Dziewczyna stanowczo i energicznie potwierdziła kiwnięciem głowy. Widać, że wciąż była bardzo zadowolona.

- Nie myślisz, że będę wyglądała z tym wszystkim śmiesznie? - zapytała całkiem szczerze, choć wciąż miała dobry humor. Nie wyglądało na to, aby ewentualna “śmieszność” jej wyglądu miała sprawić, że zamknęłaby się w sobie - Tobie to pasuje, jesteś taki silny, wysoki, napięty, duży… - wypowiadając ostatnie słowo zagryzła dolną wargę.

- Nie ma nawet krzty polotu przy tym jak apetycznie ty się prezentujesz. - dodał mężczyzna powoli podając kobiecie włócznię. - Moim zdaniem nie będziesz wyglądała śmiesznie, Cass.

Jej spojrzenie zaczęło przeskakiwać z przyglądania się jego oczom na usta, kiedy to chwyciła w rękę włócznie, nie odsuwając się, a wręcz przybliżając jeszcze bardziej. Poczuła szybkie bicie swojego małego serca i gdy zbliżała się już aby pocałować mężczyznę, nagle westchnęła pojękująco i odbiła się od niego biodrami, aby zrobić dwa kroki odstępu. Miała nadzieję, że gdy skupią się na walce, przestanie tak pożądliwie na niego patrzeć. Przez jej kruche ciało przeszedł dreszcz podniecenia, który skierował swoje mrowienie poniżej podbrzusza.

- Nie wiem czy dam radę - jęknęła wstydliwie osłaniając zarumienioną twarz tarczą, jakby to był wachlarz. Zrobiło jej się ciepło i czuła, że na jej policzkach pojawiły się różowe wypieki.

- Mi to mówisz… - powiedział do niej mężczyzna spoglądając na ułamek sekundy w kierunku swojego krocza. - Wybacz, Cassie. - dodał starając się opanować, ale jego nabrzmiałe prącie najwyraźniej miało inne plany, na które zapewne dziewczyna chętnie by przystała, ale nie w tym momencie. Niemożliwym wręcz by było oderwać się od niego, dlatego póki jeszcze nie rzucili się na siebie i nie zaczęli obłapiać, wszystko było do opanowania. Reakcja mężczyzny tak naprawdę była dla niej swoistym komplementem, który nawet sprawił, że choć leciutko obrosła w piórka.

- Dobra… - powiedział facet po czym westchnął ciężko. - Zacznijmy od niecodziennej rozgrzewki. Ja z mieczem i tarczą, a ty z tarczą i włócznią. Postaraj się wykonywać takie ruchy jak ja. Luźne, póki co spokojne. Atak i parowanie. - mężczyzna parował wyimaginowane ciosy stojąc obok Cassie. Dziewczyna zauważyła, że jego tarcza początkowo poruszała się ciągle w okolicy krocza, co wydało jej się podejrzane, ale później zaczął unosić ją też wyżej i niżej. Mieczem wojownik wykonywał same pchnięcia aby Casandra mogła powtórzyć jego ruchy przy wykorzystaniu włóczni.

Nastolatka poczuła się zdeterminowana i taką też przyjęła minę; pełną skupienia i samozaparcia. Bardzo jej imponował tym, że potrafił się skupić nawet w takim momencie, odsuwajac na bok swoje żądzę, a skupiając się w pełni na niej. Doceniała to, że chciał zrobić coś, co jej się w życiu przyda. Być może coś, co sprawi, że pewnego dnia zdoła ocalić własne życie.

- Podobają mi się twoje priorytety - uśmiechnęła się szeroko i zmrużyła lekko oczy. Po tych słowach jednak starała się już robić to samo, co jej trener. Uważała tylko na to, by nie zrobić bronią krzywdy sobie, czy komukolwiek innemu. Zdawała sobie sprawę, że początkowo może być niezdarna, mimo swojego powabu i gracji. Po kilku pchnięciach i wymachach doceniła to, że Schultz przywiązał tarczę do jej przedramienia, gdyż ta już parokrotnie wyleciałaby jej z rąk. Cass musiała przyznać sama przed sobą, że trzymanie włóczni i tarczy równocześnie było niewygodne. Waga przedmiotów nieco jej ciążyła, kiedy jeszcze musiała wprawiać je w ruch. W ostateczności jednak, czynność ta okazała się nie być taka skomplikowana i dziewczyna szybko załapała. Przypominało jej to trochę taniec, tylko bardziej bojowy, mniej artystyczny i z nieco mniejszym polotem. Raz za razem powtarzając te same ruchy musiała przyznać sama przed sobą, że nie była w tym taka zła!

- Rudi? - rzuciła między ciężkimi oddechami, kiedy w końcu jednak postanowiła spocząć na chwilę. Odłożyła włócznię na ziemię i oparła dłonie na kolanach, pochylając się i łapiąc powietrze. Jej długi warkocz, splątanych zgrabnie, kruczoczarnych włosów, zawisł w powietrzu.

- Idzie ci świetnie, skarbie. - powiedział Rudiger z uznaniem w głosie. - Odsapnij chwilę, a zaraz przejdziemy do następnego etapu. Będziesz mnie atakować, a później parować moje ciosy. Aby jednak było bezpiecznie w jedną rękę weźmiemy tarcze, a w drugą te drewniane miecze treningowe. - pokazał na broń ćwiczebną Rudiger. - Staraj się wykonywać więcej pchnięć, jak byś nadal władała włócznią. Jak mnie trafisz nie przejmuj się. Będziemy bezpieczni, bo ta broń jest stworzona do właśnie takiego treningu. - Schultz wziął od Cassie włócznię i podał jej drewniany miecz. - Chciałaś mi o czymś powiedzieć, Cass? - zapytał dając jej jeszcze chwilę na złapanie oddechu.

- Nie chcę robić tego kroku tak szybko - sapnęła mając w myślach swój niedawny stan - Działasz na mnie nawet bardziej niż wcześniej i wiem, że wystarczy jeden moment gdzie będziemy sami, a ja ulegnę. Jestem słaba i… bardzo cię pragnę - uniosła głowę, aby spojrzeć na niego swoimi pełnymi radości, zielonymi oczami. Na jej młodej buzi nie było widać ani grama wstydu czy nieśmiałości - Ale chciałabym, byśmy najpierw nacieszyli się sobą, wiesz… Tak normalnie. Chciałabym poznać to, czego nigdy nie miałam. Wiem, że potrafisz mi to dać. Nikt wcześniej nie dał mi na to nawet szansy, a ty tak wiele rzeczy zdążyłeś już mi podarować zupełnie bezinteresownie, mimo iż niczego ci nie obiecałam. Przywróciłeś wiarę w moim sercu i tylko dzięki tobie jestem teraz szczęśliwa - wyprostowała się z pełnym i szczerym uśmiechem, uprzednio podnosząc miecz, na którym teraz się wsparła, wyginając ciało w ponętny, boczny łuk. Jej oddech się wyrównał i była gotowa do kontynuacji ćwiczeń.

- Ja też nie chce abyśmy się z czymkolwiek spieszyli, Cassie. - powiedział z uśmiechem Schultz. - Chcę aby było to dla ciebie, dla nas, coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. - dodał niespiesznie po sekundzie zastanowienia. - Skłamałbym gdybym powiedział, że mnie nie pociągasz, ale staram się trzymać swoje skumulowane napięcie na wodzy. Teraz, kiedy wiem co czujesz i wiem, że jesteś gotowa podjąć ryzyko i spróbować żyć inaczej pobudzasz mnie jeszcze bardziej niż kiedy spałaś na mnie zupełnie naga… Nie zrozum mnie źle, ale o ile wcześniej widziałem w tobie skrzywdzoną dziewczynę, która do końca mogła nie wiedzieć czego chce tak od pewnego czasu zauważyłem silną, pewną siebie kobietę, którą się stajesz… - wojownik spojrzał na nią nie będąc pewnym czy nastolatka go zrozumie. - Ja też jestem przy tobie szczęśliwy. I zrobię wszystko co w mojej mocy aby ciebie nie zawieść. Nie chcę zepsuć tego co jest między nami dlatego wytrzymam mimo iż kobieta przede mną oczarowała mnie jak zapatrzonego w arcydzieło konesera sztuki. I nie chce ciebie zmieniać. Jesteś dla mnie niesamowita jaka jesteś. - wojownik nie był pewien czy właściwie dobrał słowa. Wbrew pozorom on też momentami dał się ponieść chwili.

Cassandra słuchała go z subtelnym uśmiechem wymalowanym na swej dziewczęcej twarzyczce. Nie było widać, w żadnym momencie jego wyznania, aby młódka choć na chwilę skrzywiła się lub okazała niezadowolenie. Jak widać, naprawdę musiała w niego wierzyć, ponieważ co nie mówił, było dla niej oczywistym, że jest tylko i wyłącznie przekazywane jej z troską i ciepłem. Nie umiała już inaczej odebrać jego słów, a na pewno nie dzisiaj i nie teraz, kiedy zapatrzona nie mogła oderwać wzroku od mężczyzny. Jego siła podniecała ją wystarczająco, fascynowało ją to jak chciał stawać w jej obronie i troszczyć się o jej dobro. Fakt, że nie była dla niego tylko zwykłą ślicznotką, dodatkowo sprawiał, że miała ochotę się z nim kochać. Dostrzegał w niej więcej, bez wątpienia więcej niż ona sama potrafiła.

- Czyli od dziś nie możemy już spać razem - zaśmiała się niezwykle urodziwie i uniosła drewniany, treningowy miecz, robiąc nim wirki w powietrzu jakby się bawiła. Prawda jednak była taka, że ruch ten przypominał niemal idealnie wykonywane przez wojowników ruchy mieczem. Zabijaka z uśmiechem pokiwał głową zgadzając się z jej słowami. Jego zdaniem spanie blisko Cassandry byłoby próbą jego nerwów, której mógłby nie podołać.

- Jest lekki - stwierdziła poprawiając uchwyt rękojeści - Choć trochę się czuję jakbyśmy byli dziećmi bawiącymi się w wojnę - rzuciła mu krótki uśmiech, być może lekko smutny, zamyślając się na chwilę. Bardzo dawno temu faktycznie bawiła się tak z bratem, ale to było jeszcze zanim się wszyscy od niej odwrócili, zwalając na jej młodą główkę winy całego świata. Albo przynajmniej niepowodzenia rodziny. Rudiger w tym czasie przypomniał sobie zabawy z Wiktorem podczas których udawali honorowych szermierzy z odległej Estalii. Dla niego również był to okres beztroski, który niestety nie trwał zbyt długo.

- Opowiesz mi coś o swojej rodzinie? Kim byli? - zagaiła potrząsając głową i wykonując pierwsze pchnięcie mieczem w kierunku brzucha swojego oponenta-trenera. Nie był to wymierzony zgrabnie cios, bardziej jak próba, podczas której nawet zadrżała jej ręka i musiała poprawić chwyt, aby miecz nie wypadł jej z ręki - Długo mieszkałeś w Nuln? Nie kojarzę byśmy się spotkali. - kontynuowała temat, choć w pełni skupiona była na ataku i próbie przyjmowania jego miecza na tarczę.

- Moich prawdziwych rodziców nigdy nie poznałem. - zaczął Rudiger wracając wspomnieniami do swojego dzieciństwa. - Nie wiem nawet czy mam rodzeństwo. - wspomniał z lekko wyczuwalną smutną nutą w głosie. - Jako noworodek trafiłem do sierocińca w Nuln i spędziłem tam pierwsze cztery lata życia. Dzieci było bardzo dużo, kobiet nimi zajmujących się za mało, a ludzi chętnych przygarnąć kogokolwiek jak na lekarstwo… - zabijaka westchnął. - Po czterech latach przygarnął mnie Wiktor von Huyderman, z tych Huydermanów. - Cassandra wiedziała, że rodzina ta była znana w całym Nuln z prowadzenia różnorakich interesów. Mimo iż nikt tego nie powiedział nigdy głośno to w kuluarach mówiło się, że pod przykrywką kilku czystych interesów organizacja była jedną z większych rodzin przestępczych w Imperium. - Mój przybrany ojciec był dobrym człowiekiem, ale zajmował się bardzo mało pochlebnymi rzeczami. Nie przynosił jednak pracy do domu zatem przez bardzo długi okres byłem wychowywany jak dzieciak kupca albo nawet jakiegoś urzędnika. Uczyłem się handlu, jazdy konnej, miałem czas na zabawy. - uśmiechnął się Schultz i nawet na buzi Cass pojawił się lekki uśmiech. - Po pewnym czasie jednak mimo woli przejmowałem cechy Wiktora i wbrew jego naukom zająłem się “interesami” wymienionej rodziny. Były to bandyckie lata, które w moim przypadku trwały bardzo długo. - zabijaka zaatakował trafiając w tarczę kobiety i kiwając z uznaniem głową. Próby walki w czasie rozmowy były dobrym pomysłem, gdyż dziewczyna czuła się lekko rozproszona. Bardzo chciała się skupić na tym, co mówi Rudiger, a jednocześnie pragnęła też, aby był dumny z jej postępów bojowych - Kilka miesięcy temu zginął Wiktor, rodzina się ode mnie odwróciła i stwierdziłem, że wyruszę kierować własnym “interesem” gdzieś z dala od Nuln. Mieszkałem tam całe życie opuszczając je jedynie w nielicznych podróżach z Wiktorem… - wojownik zamyślił się jednak jego miecz i tarcza nadal pracowały nie dając kobiecie chwili wytchnienia. - Myślę, że jakbyśmy się nie spotkali nadal zajmowałbym się tym czym wcześniej i bez pleców Wiktora, bez mojej reputacji w Nuln, bez rodziny Huyderman… Skończyłbym bardzo źle. - zabijaka z uśmiechem spojrzał na Cass. - Mimo iż to ja ciebie chroniłem przez całą podróż to tak naprawdę ty uratowałaś mi życie. Od więziennej celi, stryczka, kamieniowania… - rzezimieszek spojrzał na Cass krótko przed kolejnym atakiem. Choć ona zasłoniła się tarczą, to wciąż na niego patrzyła - Nie spotkaliśmy się, ale słyszałem o tobie kilka razy. Poza tym widziałem ciebie raz w karczmie z ojcem. Był tłok, nie pamiętasz mnie. Ojciec cię wtedy uderzył aż krew we mnie zawrzała… Chciałem zareagować, ale Wiktor mnie powstrzymał. Taki był. Wstrzemięźliwy i nie mieszający się w sprawy innych. To akurat nas różniło. - wojownik chwilę walczył z nastolatką w milczeniu dając jej atakować i samemu parując ciosy. Nie zostając dłużnym zabijaka starał się atakować w momentach, które zaskoczyłyby Cass, minimalizując jej szanse na udane parowanie. Mężczyzna wiedział, że jeżeli miała nauczyć się bronić musiał poddawać ją stresowi zbliżonego do realnego starcia. Cassandra po usłyszeniu o sytuacji w karczmie poczuła lęk. Dziewczyna straciła całkowicie skupienie na treningu, powracając myślami do wszystkich podobnych zdarzeń jak te, którego świadkiem był Rudiger, wszak nie raz ojciec ją uderzył w miejscu pełnym ludzi. W tym momencie, choć pewnie nieświadomie, Schultz zrobił sobie dobre pole do skutecznego ataku. Jedno z jego delikatnych, technicznych cięć minęło jej tarczę w ostatniej chwili trafiając ją w lewy bok. Mężczyzna uśmiechnął się wiedząc, że nie zrobi jej takim atakiem krzywdy, ale może ją nauczyć czegoś nowego. - Mam nadzieję, że i ty opowiesz mi o swojej rodzinie kiedy będziesz gotowa, Cass. Wiem, że twoja przeszłość jest trudna i przywołuje koszmary jednak byłoby mi naprawdę miło… I nie martw się, że znając nawet najgorszą prawdę na twój temat zmienię o tobie zdanie. Nie zrobiłaś nawet ułamka tyle złego co ja, uwierz mi.

- Myślę, że to twoje zdanie - odpowiedziała wyprowadzając cios drewnianym mieczem w celu zmyłki, aby zaatakować go tarczą. Był na tyle umięśniony i silny, że pewnie nawet nie zrobiłaby mu siniaka. - Poza tym zła nie można porównywać. Jedynie powody, dla których się je obudziło - dziewczyna cofnęła się o parę kroków i choć próbowała uśmiechnąć się wesoło, tym razem jej to nie wyszło. Przez chwilę zastanawiała się, co powinna mu powiedzieć, albo przynajmniej co mogła. Na niektóre wyznania nie była po prostu gotowa, zaś na inne był to zły moment. Gorzej jej szło skupianie się na walce, kiedy musiała powracać myślami do minionych lat. Dało się to wyczuć w jej mniej poradnych ruchach niż wcześniej.

- Wiesz… - zaczęła jakby trochę niepewnie, zdążywszy przyjąć jeszcze jeden cios na tarczę - … Ja poznałam Wiktora. Na kilka miesięcy przed jego odejściem. Pomógł mi w czymś - wyznała nie wspominając jeszcze całej historii swojego życia, bo nie uważała, że to dobra chwila na to. Przeszłość była zbyt emocjonalna. - Nie był złym człowiekiem, tak jak i ty nie jesteś.

- Masz rację, ale moje powody dla obudzenia zła nie były zbyt chwalebne, Cass.
- powiedział bez dumy w głosie Rudiger przyjmując atak tarczą na swoją klatkę piersiową. Jego mięśnie spięły się w jednej chwili aby przyjąć impet okutej broni. Dla kobiety było to odczuwalne jak zderzenie z wiszącą na haku tuszą, która zareagowała sprężyście, ale nie cofnęła się nawet o cal. - Naprawdę poznałaś Wiktora? - zapytał zdumiony zabijaka atakując ponownie i zmuszając kobietę do dalekiego wypadu z tarczą aby zdołała zablokować uderzenie. Tym razem tarcza zabijaki poleciała bardzo szybko w kierunku jej boku, ale wojownik zatrzymał ją przy samym ciele Cassandry. - Nie byłem też dobry, Cassie. Mam jednak nadzieję wypracować sobie granicę, która zadowoli nas oboje. - uśmiechnął się Rudiger po chwili zastanowienia.

- Jeśli mówimy o tej samej osobie, a sądząc po informacjach jakie mi zdradziłeś, to tak jest, wtedy tak; poznałam go. - odpowiedziała wzdychając ciężko i w końcu opuściła ręce. Jeśli tak dalej pójdzie, to jutro nie podniesie nawet łyżki, żeby zeżreć poranną kaszę - Trochę to męczące - przyznała z lekkim uśmiechem i klapnęła zgrabnym tyłkiem na ziemi, a następnie przechylając się do tyłu, padła na plecy, rozkładając ręce na boki. Znów mógł podziwiać jej zgrabne ciało, które z tej pozycji wyglądało równie kusząco, co wtedy gdy stała i napinała wątłe mięśnie. - Też nie byłam dobra. Czasami po prostu los nie daje nam zbyt wielu szans - westchnęła ciężko patrząc w ściemniające się niebo. Miała czerwone policzki i czuła, jak buzuje w niej ciepło wynikające z podjętego wysiłku.

Rudiger pokiwał głową słysząc o swoim przybranym ojcu. Nie sposób było go pomylić z kimś innym. Był to jedyny Wiktor von Huyderman w krainach więc zapewne mówili o tej samej osobie. Schultz chciał wierzyć, że Cass poznała jego opiekuna z dobrej strony. Ciekawiło go tylko w jakich okolicznościach i przy okazji jakiej roboty. Wiktor był pracoholikiem. Większość ludzi poznawał przy okazji pracy.

- Nie musimy się z niczym śpieszyć skarbie. - powiedział do niej Schultz odrzucając tarczę na stół, a później biorąc do rąk swój miecz i włócznię nastolatki. Niemal z miejsca zabijaka zaczął walkę z cieniem tempem, które póki co było poza zasięgiem Cass. Widocznie wojownik chciał się mocniej zmęczyć. Po kilku seriach Rudiger oparł się na włóczni, a miecz położył sobie płazem na ramieniu. - Powiesz mi więcej kiedy będziesz gotowa. - dodał po czym podszedł blisko niej z przyjemnością się jej przyglądając. - Wykonałaś dzisiaj świetną robotę. - powiedział siadając na ziemi obok niej. - Chcesz się porozciągać? - zapytał po chwili zdając sobie sprawę jak dwuznacznie to mogło zabrzmieć. - Znaczy ręce, nogi, plecy… - zaczął tłumaczyć wojownik demonstrując rozciąganie rąk w okolicy stawów łokciowych.

Cassandra zaśmiała się krótko i położyła rękę na jego udzie, poklepując go lekko. To prawda, że brzmienie pytania odebrała jednak w innej formie, niż próbował on jej przekazać.

- Jestem bardzo dobrze rozciągnięta, dziękuję - odpowiedziała zaśmiewając się bardzo subtelnie. Patrzyła na niego bez żadnej chwili przerwy i uśmiechała się. Była gotowa, aby powiedzieć mu więcej, choć chciała swoją historię zacząć od końca, a nie od początku. Miała jednak wrażenie, że to on nie jest gotowy, aby to usłyszeć. Być może rana po Wiktorze była zbyt świeża, nie ciągnęła więc tematu, a nie potrafiła znaleźć innego początku swojej historii, niż to, co ją zakończyło. Mogła jednak napawać się dumą z pochwały i radością, że jest tutaj teraz z nim, a nie w środku gospody, tam gdzie było wystarczająco wielu mężczyzn, którzy mogliby się jej przyglądać.

- A ty jak się czujesz? - zapytała w końcu nie zabierając ręki z jego uda.

- Świetnie. Dziękuję. - powiedział wojownik wstając niechętnie i zaczynając się rozciągać. Cassandra nadęła lekko usta z niezadowoleniem, gdyż tym ruchem strącił jej rękę. Zmrużyła oczy udając gniew, a jej spojrzenie zawisło na czynnościach, które wykonywał. Schultz zaczął od nóg stając w szerokim rozkroku i pochylając się raz do jednej, raz do drugiej nogi. - W jakich okolicznościach poznałaś mojego ojca? - zapytał w pewnym momencie. - Wiem czym się zajmował, bo pracowaliśmy razem. - wojownik spojrzał na dziewczynę po czym ponownie usiadł, tym razem naprzeciw niej. Rudiger zrobił kołyskę ze swoich nóg przyciskając do siebie podeszwy wysokich butów. Spokojnym, powolnym ruchem zabijaka zaczął pogłębiać siad po pewnym czasie dotykając kolanami ziemi. Jego budowa ciała nie wskazywała na to aby Rudiger był aż tak zręczny. Wojownik patrzał na Cassandre spokojnym wzrokiem, a przez jego twarz nie przebiegł nawet cień bólu, który czuła większość ludzi w trakcie rozciągania. Prawda była taka, że prostowniki bioder i ich okolice miał w wyśmienitej kondycji. Praktykował to niemal na każdym treningu.

Ciekawość. Cassandra wiedziała, że spytał właśnie ze względu na ciekawość. Wciąż myślał o swoim opiekunie, nie tylko Cass go interesowała w tej historii. Nie przeszkadzało jej to oczywiście, domyślała się, że prędzej czy później o to zapyta, że ciekawość wygra. W końcu Wiktor był dla niego jedyną bliską osobą, która o niego dbała. Aż do czasu…
Dziewczyna podniosła się do siadu i skrzyżowała nogi. Wyprostowała plecy wyciągając ręce do przodu, aby chwycić dłonie mężczyzny w swój delikatny i czuły uścisk.

- Powiem ci, jeśli chcesz… A przynajmniej spróbuję. Okoliczności… - dziewczyna zamyśliła się na chwilę po czym kontynuowała - To było nocą, pamiętam, że było wtedy zimno - nastolatka ściągnęła brwi skupiając wzrok na splecionych ze sobą dłoniach - Ojciec mnie pobił, bo nie chciałam mu dać tego, czego żądał - przełknęła ciężko ślinę, nie spojrzawszy na twarz Schultza ani razu - Jakoś uciekłam z domu, w podartej halce, było ciemno i tylko nieliczne latarnie dawały światło. Płakałam, byłam w szoku, nie wiedziałam gdzie idę. Nie pamiętam nawet jakie ulice przemierzyłam i jak to się stało, że znalazłam się w opustoszałej uliczce. Strasznie zmarzły mi stopy i ręce, nie miałam na sobie nic, co chociaż zakryłoby ciało, uchroniło przed wiatrem. Jakiś mężczyzna zapytał mnie “Czemu taka ładna dziewczyna spaceruje nocą zupełnie sama?” - twarz Cassandry stężała w powadze i skupieniu. Jej głos choć słaby, nie wskazywał póki co na to, że miałaby się rozpłakać - Pamiętam ten głos i słowa jakby jeszcze wczoraj ktoś mi je powiedział. Początkowo był sam, ale nagle wyszło jeszcze dwóch. Wiesz, w tamtym momencie było mi już wszystko jedno. Miałam skręconą kostkę więc ledwo szłam, mocno podbite oko tak spuchło, że ledwo na nie widziałam, a ręce skostniały mi z zimna i nie czułam palców. Nie umiem ci powiedzieć, co się dokładnie działo, wiem tylko, że to on mnie obronił. Wiktor. Tak, jestem pewna, że to ten sam mężczyzna, o którym mówisz. Okazało się, że przeszłam prawie pół miasta i doszłam do jednej z najpaskudniejszych dzielnic i to jeszcze obok jakiejś speluny. Zajął się mną, dał swój płaszcz i zabrał w takie ładne miejsce, nie pamiętam nazwy. Ludzie tam wyglądali o wiele lepiej, kobiety miały piękne suknie i śmiały się wesoło w towarzystwie mężczyzn, którzy wyglądem nie przypominali już tych pokroju zaśmierdłych pijaków czy kanalarzy. Nakarmił mnie, rozmawiał ze mną… a gdy chciałam mu zapłacić, jedynym sposobem, jakim potrafiłam; odmówił - tutaj dziewczyna zrobiła pauzę, a po chwili zaśmiała się cicho i krótko, chyba tylko dlatego, żeby nie uronić łzy wzruszenia - Zupełnie jak ty - spojrzała na Rudigera, a oczy miała lekko zamglone. Wciąż jednak nie płakała. Zdusiła w sobie żal kontynuując - Ale nie tę pomoc miałam na myśli wcześniej, gdy o nim wspomniałam, bo widzisz… Wiktor pomógł mi zabić mojego ojca - nastolatka opuściła wzrok skupiając się znowu na dłoniach, gładząc palcami rękę Schultza, którą delikatnie ściskała - Wynajął kogoś, nie zrobił tego osobiście. Nie wiem jakim cudem, ale w aktach straży jest wpis o śmierci z przepicia. - zmarszczyła czoło wciąż nie pojmując, jakim cudem sprawił, że oficjalnie jej ojciec nie został zamordowany - Opowiadał mi też później, że jeśli kiedyś chciałabym opuścić Nuln i zapomnieć, to bym podczepiła się pod kogoś. Bym nigdy nie szła sama. Zaproponował mi też ciebie. Mówił, że dobry z ciebie chłopak… Mam wrażenie, że wierzył w to, że nie jesteś z tych złych i próbował znaleźć bodziec, dzięki któremu to zrozumiesz… - oddech dziewczyny przyspieszył, a w chwili ciszy bicie jej serca było słyszalne. Nie potrafiła unieść głowy, aby spojrzeć na niego. Miała po części wrażenie, że jest czemuś winna, nie wiedziała tylko czemu konkretnie. Poczucie winy było jednak czymś, co od zawsze ją gryzło.

Wojownik nie odezwał się słowem. Czule gładził jej dłonie kiedy mu się zwierzała. Mężczyzna wiedział, że nie było jej łatwo przyznać się do zabicia ojca jakim skurwysynem by nie był. Historia idealnie pasowała do wyobrażenia Wiktora w głowie jego przybranego syna. Rudiger chłonął złe i dobre cechy przestępcy, któremu nie udało się na czas wydostać z półświatka Nuln. Chciał natomiast aby nadal młody, pełny werwy Schultz to zrobił i wyrwał się ze społeczności wypełnionej przemocą, gwałtami i brudnym złotem. Huyderman proponował zabijace wyjście z tego otoczenia na długo przed śmiercią jednak Rudiger ani myślał zostawiać ojca. Zniknął dopiero kiedy Wiktor został pochowany, a pozostali żołnierze rodziny nie chcieli brać go za wspólnika. Oni myśleli, że wymyślone powody go odstraszą. On jednak wiedział dlaczego go nie przyjęli. Wiktor chciał aby został porządnym człowiekiem i jego ostatnim życzeniem był wylot Rudigera z organizacji przestępczej, której Schultz poświęcił całą młodość i dla której zrobił więcej niż ktokolwiek inny.

- Tak mi przykro, Cassie. - powiedział wojownik przysuwając się do dziewczyny na ile się dało i rozplatając nogi aby móc je położyć po bokach ud dziewczyny. Mężczyzna pochylił głowę, przytulił ją i pocałował w czubek głowy. - Twój ojciec był złym człowiekiem. - przyznał ze smutkiem w głosie zabijaka. - Może to mnie wychował przestępca, ale jego zło było uczciwsze. Bardziej jawne. - Schultz mówił cicho obejmując Cassandrę czule. - Rozumiem dlaczego to zrobiłaś. Nie ma powodu do wstydu. Tylko on, gdyby żył, mógłby się wstydzić. On i wszyscy, którzy byli świadomi krzywdy, którą ci robił… - wojownik mimowolnie zacisnął szczęki. - To musiał być Wiktor… - uświadomił sobie zabijaka. - Ostatecznie wyruszyliśmy razem, jak sugerował. - westchnął Rudiger palcami prawej dłoni delikatnie unosząc głowę Cassie gładząc ją po podbródku. I to dopiero wtedy, kiedy ponownie musiała na niego spojrzeć, uroniła łzę - Nie płacz, Cassie. Już więcej nie pozwolę cię skrzywdzić. - dodał po chwili czule ją całując.

Odwzajemniła delikatny pocałunek, choć nie było w nim żadnej pasji czy namiętności. Przymknęła na chwilę oczy oddając się czułości i wsparciu oraz po to, aby zatrzymać napływające łzy za powiekami. Nie chciała się teraz rozpłakać, to co powiedziała i tak nie było najgorsze, o czym powiedzieć mogła, a mimo to miała wrażenie, że wojownik wie już wszystko. Że wcale nie musi mu mówić tego, co było wcześniej, jak się czuła gdy ojciec jej dotykał, albo co mówił, aby wywołać w niej wstyd i poczucie winy. Brat w tej opowieści też nie był istotny, choć świadomie zostawił ją z osobą niezrównoważoną i zajął się swoim życiem, jakby również winiąc siostrę za zaistniałą sytuację i ucieczkę ich matki z rodzinnego domu. Nic z tego jednak, według Cassandry, nie było już ważne, a jednak czuła się winna i zobowiązana, aby za wszystko przeprosić i wyznać “swoje” grzechy.
Kiedy po dłuższej chwili otworzyła oczy, aby spojrzeć na ukochanego, łzy ściskane pod powiekami same popłynęły. Ból duszący jej gardło uniemożliwiał mówienie. Dziewczyna zerwała się nagle i rzuciła Rudigerowi na szyję, opierając się kolanami o piaszczystą ziemię. Drżała powstrzymując się, aby nie wybuchnąć głośnym rykiem.

- Ja naprawdę nie chciałam, aby mnie dotykał… To nie była moja wina, nigdy go nie prowokowałam by mi to robił, naprawdę - wydukała z ledwością i objęła go jeszcze mocniej, jakby ze strachu, że właśnie po tym wyznaniu i z jego powodu, mógłby ją odtrącić. Bo gdyby uznał, że to jej wina, na pewno by go obrzydziła.

- Przepraszam… Ja nie chciałam tego…proszę, uwierzy mi. Przepraszam - wyszlochała ledwo łapiąc porządne wdechy. Jej głos był mocno załamany i cichy, całkowicie zlękniony. Tak bardzo się bała, że Schultz mógłby ją teraz odtrącić. Nie mogła dłużej powstrzymać potoku rozpaczy, jaki się z niej wylał.

Schultz objął dziewczynę dając jej wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Kiedy szedł na wspólny trening był przekonany, że miał cięższe dzieciństwo niż ktokolwiek jednak w tamtej chwili zrozumiał, że los przygarniętej przez przestępcę sieroty może być zdecydowanie lepszy niż wychowywanie przez własnego ojca, ze starszym bratem u boku, który… Rudiger nie mógł uwierzyć, że brat zostawił Cassie samą sobie i po ułożeniu sobie żywota nie wiedział, że ojciec ją gwałcił, bił i poniżał. Wojownik byłby wściekły na parszywy los, który ją spotkał, ale w tamtym momencie zdecydowanie bardziej przydatne okazało się wsparcie, które okazał. Złość już nic by nie zmieniła. Jej brat pozostałby skurwielem, a ojciec kościotrupem po ostatnim stadium rozkładu.

Zabijaka nie pojmował jak bardzo trzeba zniszczyć w kimś poczucie własnej wartości aby czuł się winnym za gwałty, którym był poddawany. Mimo iż Rudiger nie należał do przesadnych sadystów dla takiego jak ojciec Cass zrobiłby wyjątek. Gdyby to on otrzymał wyrok na tego skurwiela torturował by go dniami i nocami. Poprosiłby o pomoc rodzinnego medyka. Po tygodniu katuszy, na zmianę zadawania najbardziej dotkliwych ran i leczeniu skurwiela, kiedy największym marzeniem “tatusia” byłaby śmierć… Dopiero wtedy by go zabił. Znając Wiktora zrobił to szybko i niemal bez bólu. Ludzie rodziny nie lubowali rzucać się w oczy torturami i egzekucjami na pokaz. Dla niego jednak Schultz zrobiłby wyjątek.

- Wiem, że nie chciałaś skarbie. - powiedział cicho wojownik tuląc dziewczynę. - To nie twoja wina. On za tym stał od początku do końca. Nie masz za co przepraszać, Cassie. - głos zadrżał mu na ułamek sekundy aby po chwili wrócić na stabilny grunt. Udzieliła mu się chwila, ale stał mocno na ziemi, bo tu nie chodziło o niego. Najważniejsza w tamtej chwili była Cassandra. Rudiger chciałby jej wyznać, że zabijał by tego skurwiela bez końca, ale to by nic nie dało. Musiał być cierpliwym i okazać jej wsparcie co starał się robić najlepiej jak umiał. Rudiger Schultz sprzed kilku tygodni to była ostatnia osoba, do której można było przyjść z własnymi problemami. Tamtego wieczoru jednak nie był już tym samym człowiekiem. Przez nią, a raczej dzięki niej.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline