Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2019, 12:17   #71
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cztery trupy, z czego jeden tylko, zdaniem Konrada, planowaną był ofiarą, a inni przez przypadek jedynie śmierć znaleźli, w złym miejscu o złym czasie się znalazłszy.
Cztery trupy, cztery tropy. I wszystkie ściśle związane ze skavenami - stworzeniami, w które wcześniej Konrad nie do końca wierzył. No ale żeby uwierzyć, nie trzeba było zobaczyć...
Ale też był przekonany, że prędzej czy później przyjdzie im stanąć oko w oko ze szczuroludźmi. Na dodatek nie tylko stanąć, ale i skrzyżować broń z kimś, kto strzałki zatruwa, a trucizna to oręż paskudny. Paskudny, ale skuteczny nad podziw, bo bełt, gdy trafi, to nie zawsze zabije, a strzałka nasycona trucizną w mig wyśle człeka do Ogrodów Morra.
Pytanie tylko, czy z dmuchawki strzałkami strzelali, czy z kuszy niewielkiej. Wyglądało na dmuchawkę, ale czy na pewno, tego Konrad nie wiedział. Tak jak i nie wiedział, czy sieć gęsta by taką strzałkę powstrzymała. Na przykład taka, co ją pszczelarze co bardziej ostrożni (i rozsądni) ponoć noszą. Ni razu dmuchawki na oczy nie widział, więc nie wiedział, co taka strzałeczka może przebić.
Ten pomysł można by omówić, na przykład z Eriką, bo ta na głupią nie wyglądała i może by wymyśliła coś, co by przed strzałkami chroniło.
No i może warto by się po mieście pokręcić, wśród takich, co się wojaczką w taki czy inny sposób zajmują, czy literki O i F, lub ów symbol, cokolwiek im mówią. Pewien był co prawda, że o jakąś tajną organizację chodzi, co mieczem z wrogami Sigmara walczą, więc mało kto o tym wiedzieć powinien, ale takie wypytywanie mogło sprawić, iż kompani nieboszczyka się zjawią.
Co mogło mieć i dobre, i złe strony, więc warto było nad tym krokiem pomyśleć.
A może też i wśród uczonych warto by popytać... czyli Gerwazego do takiej roboty wkręcić? Archiwiści, bibliotekarze i inni uczeni w piśmie wiele rzeczy dziwnych niekiedy wiedzieli, a z Gerwazym, zapewne, chętniej by się wiedzą podzielili, niż z byle najemnikiem.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-09-2019, 08:17   #72
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Rozpytywanie o tajemnicze litery "O" i "F" oraz symbol skrzyżowanego miecza i młota nie przyniosło żadnych rezultatów. Nie udało się to Cassie na targu a w siedzibie straży i wśród informatorów Heinrich również poniósł klęskę na tym polu. Podobnie było z wysokim mężczyzną o pobliźnionej twarzy - nikt nie był w stanie powiedzieć niczego więcej na jego temat. Wysłany przez Konrada na miasto czarodziej też niczego nie wskórał; w bibliotekach i antykwariatach nikt nie był w stanie rozwinąć skrótu ani rozszyfrować znaczenia symbolu, więc po prostu odpuściliście tę kwestię, skupiając się na ważniejszych sprawach.
Heinrich, powołując się na Vorstera, pobrał z magazynu sześć kompletów "zestawu kanalarza" na który składały się kalosze pod kolano, maska zasłaniająca nos i usta oraz długi płaszcz i solidne skórzane rękawice. Do tego dostał jedną kuszę z kołczanem bełtów i dwie butelki oleju. Od Schutzmanna dowiedział się, że w kanałach co jakiś czas giną strażnicy, ale komendant nie uważał tego za coś nadzwyczajnego, gdyż ta robota była po prostu niebezpieczna i ci ludzie wiedzieli, na co się pisali.

Przed południem, odziani niczym doświadczeni strażnicy kanałów, ruszyliście na spotkanie z Weckerem w Starym Kwartale. Gdy tam dotarliście, mężczyzna już na was czekał przy otwartej kracie ściekowej. Oprócz zwykłego ekwipunku kanalarza, miał przy sobie kuszę, miecz i latarnię na kiju.
- Zapraszam w moje podwoje. - Wskazał na wejście i zarechotał. Śmierdział przetrawionym alkoholem i chyba nie był do końca trzeźwy. - Poczujecie we własnym nosie, jak to jest być kanalarzem. Ja idę przodem, wy trzymacie się za mną, zresztą, inaczej niż gęsiego nie da się tam łazić. Glauber, ty masz latarnię, więc zabezpieczasz tyły. Jak chcecie gadać w kanałach, to szeptem, a najlepiej po prostu dawać sobie znaki łapami. Acha, byłbym zapomniał. - Wecker zdjął rękawicę i wyciągnął otwartą dłoń w kierunku Rudigera, uśmiechając się parszywie.
Schultz odliczył sześć obiecanych szylingów i wręczył kanalarzowi, a ten z rechotem schował pieniądze do kieszeni spodni.
- No, to teraz możemy już iść. Maski na gęby i za mną - rzucił i ruszył przodem, mijając kupkę łajna, z której poprzedniego dnia Cassie zabrała bełt.

Przez dłuższą chwilę szliście murowanym chodnikiem, a gdy zrobiło się ciemno, Wecker i Heinrich rozpalili latarnie, zalewając okolicę łuną przyjemnego, żółtego światła. Niedługo później korytarz kończył się, odkrywając otwór w podłodze i prowadzącą w dół metalową, nieco pordzewiałą drabinę. Zachowując pełną ostrożność zeszliście po niej i pierwsze, co w was uderzyło, to niewiarygodny wręcz odór fekaliów i zanieczyszczeń, który zapierał aż dech w piersi. Maski nieco ten smród blokowały, jednak nie całkowicie. Wecker zdawał się nic sobie z tego nie robić a najgorzej odczuwał to Gerwazy, który musiał powstrzymywać odruchy wymiotne pomimo maski.


Rozejrzeliście się. Ściany łukowatego, nisko sklepionego korytarza błyszczały od wilgoci w świetle lamp, gdy ruszyliście naprzód. Sufit w najwyższym punkcie mógł mieć nie więcej jak dwa metry wysokości. Po obu stronach korytarza biegły wąskie chodniki, którymi - tak, jak mówił Wecker - można było iść jedynie gęsiego. Pomiędzy nimi płynął ściek - zielono-brązowa breja wszelkich nieczystości, nad którą unosił się zielonkawy obłoczek śmierdzącej pary. Im dalej się posuwaliście, tym powietrze było lepkie i duszne, tak, że aż robiło się niedobrze. Odór bijący z dołu był nieprawdopodobnie obrzydliwy. Co jakiś czas trafialiście na paskudne narośla grzyba na ścianach i chodniku, które momentami ciężko było ominąć. W samej brei płynącej po obu stronach wąskiego przejścia chwilami można było dostrzec najdziwniejsze przedmioty - zniszczony skórzany but, kość udową wyraźnie należącą do człowieka płynącą z prądem, skórzany hełm, kawałki jakichś mebli czy pęknięty miecz.

Brnęliście korytarzami już trzecią godzinę, a wszystko zlewało się w jeden paskudny, śmierdzący widok. Zdawaliście sobie sprawę, że gdyby nie kumpel Heinricha, ciężko byłoby wam znaleźć drogę powrotną. Tym bardziej ożywiliście się, gdy waszym oczom ukazała się niedbale wydrążona w ścianie dziura. Przejście miało na oko ponad półtora metra wysokości, a gruz wyrzucono bezpośrednio na chodnik i do płynących ścieków, przez co w pewnym momencie tworzył śmierdzącą sadzawkę najgorszych odchodów.
- To chyba tego szukaliśta, nie? - Wecker wskazał na dziurę, szpecząc. - Ja dalej nie idę, poczekam tu na was. Będę zabezpieczał tyły, że tak powiem, a wy sprawdźcie, dokąd prowadzi ten tunel.

Nie było sensu dyskutować z kanalarzem, zatem przecisnęliście się przez otwór i ruszyliście dalej, wyciosanym dość świeżo tunelem. Chwilę później zauważyliście łunę światła dochodzącą zza załomu, a gdy wyjrzeliście zza niego ostrożnie, ujrzeliście stojącego na końcu korytarza humanoidalnego osobnika opartego o ścianę, na której płonęła pochodnia. Nieznajomy odziany był w skórzany kaftan, miał na głowie dziwny kaptur a w dłoniach dzierżył zakrzywiony, krótki miecz. Mimo panującego półmroku, łatwo było dostrzec długi pysk zakończony wąsami i czarnym nosem, dwa długie zęby, czerwone ślepia oraz owłosione ciało osobnika i jego niewysoką, wątłą posturę. Szczuroczłek pełnił tutaj chyba funkcję strażnika, co zdradzał zawieszony na jego szyi róg sygnałowy. Znajdował się jakieś dziesięć-dwanaście metrów od was i jeszcze nie odkrył waszej obecności.



 
Mroku jest offline  
Stary 09-09-2019, 09:15   #73
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kanały zdecydowanie nie były miejscem na spotkanie i romantyczny spacerek, a Konrad był pewien, że wędrówkę przez kanały zaliczy do grupy najmniej przyjemnych zdarzeń swego życia.
Wyboru jednak nie miał, podobnie jak pozostali - w końcu płacono mu za te wątpliwej jakości przyjemności. Na dodatek był to jedyny trop, jakim dysponowali. No a kanały nie po to budowano, by komuś było mile i przyjemnie, ale by odprowadzać ścieki. I tak mieli szczęście, że nieczystości nie sięgały chodniczka, po którym wędrowali. I że w ogóle był ten chodniczek...

Jak się okazało, niektórym nie wystarczało to, co zbudowano, i ci 'niektórzy', wykopali sobie dodatkowy korytarzyk.
Konrad nie dziwił się Weckerowi, że ten nie chciał iść dalej. Nie za to mu płacono. No i, nie da się ukryć, bez kanalarza mieliby pewne kłopoty ze znalezieniem drogi powrotnej.

Odnaleziony korytarz miał swoje plusy i minusy - był suchy, ale (jak na gust Konrada) zbyt niski. Nawet Cass nie mogła się tu wyprostować, co dobitnie świadczyło o wzroście budowniczych.
No i wnet potwierdziło się, że skaveny wielkoludami nie są.

Konrad uniósł łuk i na migi zaproponował kompanom, by ustrzelić strażnika.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-09-2019, 18:25   #74
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Nie udało im się dowiedzieć niczego nowego na temat tajemniczego symbolu i liter, ale Erika podejrzewała, że prędzej czy później odkryją ich znaczenie. Pewnie prędzej, znając życie. Heinrich zdołał załatwić dla nich ubrania na wycieczkę po kanałach, więc najemniczka bez słowa się przebrała; nawet numer kalosza w miarę się zgadzał. W całej swojej awanturniczej karierze robiła różne rzeczy, ale po kanałach nigdy nie zdarzyło jej się szwendać. Podchodziła do tego faktu spokojnie i z pewną ekscytacją - może trafią w końcu na jakiś ślad, albo i samych szczuroludzi. To mogłoby być ciekawe.

Niezbyt ciekawie prezentował się ziomek Glaubera, który miał ich po kanałach oprowadzać. Nie zrobił na Erice dobrego wrażenia, ale skoro Heinrich twierdził, że to najlepszy typ w tej robocie, to mu wierzyła na słowo. No i skoro ten był najlepszy, to jak wyglądali najgorsi? Wecker zdawał się mocno wczorajszy, ale w sumie mu się nie dziwiła, skoro wykonywał taką paskudną robotę. Każdy by pewnie chlał, gdyby codziennie łaził po śmierdzących kanałach i zarabiał marne pieniądze. Rudiger jeszcze zapłacił tamtemu, a uwadze najemniczki nie umknęło, że relacje rzezimieszka z Cassandrą ostatnio się zacieśniły. I dobrze, choć miała nadzieję, że to nie doprowadzi do jakiegoś osobistego dramatu w przyszłości.

Pomimo maski na twarzy, miała ochotę klnąć na czym świat stoi, gdy zeszli do kanałów. Takiego smrodu nie czuła nawet w czasie najgorszej sraczki i jedynie siłą woli udało jej się utrzymać w ryzach żołądek, który wciąż wołał w jej głowie: "no już, ulżyj sobie, oddaj śniadanko!". Gerwazy miał gorzej, czkając co chwilę, co doprowadzało Erikę do jeszcze większego wkurwu, ale i tak się nie zbełtał, co można było uznać za sukces; w końcu każdy wiedział, że uczeni mieli słabsze żołądki. Siedząc w tych swoich kolegiach, czy innych uniwerkach, pewnie jak narobili ostrego stolca, to wyskakiwali z kibla i podcierali się w biegu, jak najdalej od cuchnącej strefy zrzutu.

Minęło kilka godzin marszu przez śmierdzące kanały, nim odnaleźli dziurę w ścianie. Takie rzeczy normalne nie były, więc Erika raz jeszcze sprawdziła kuszę, którą niosła w dłoniach od momentu, gdy zeszli pod ziemię, a potem ruszyła za Konradem. Nie skomentowała słów Weckera - jak dla niej chłop nie musiał się narażać, bo Schutzmann go do tego nie wyznaczył i oprowadził ich "po swoich włościach" tylko ze względu na znajomość z Heinrichem i pieniądze Rudigera. Miała wrażenie, że jedynie dzięki niemu w tym labiryncie korytarzy znaleźli ten świeżo wykopany tunel; próbując coś zdziałać na własną rękę tylko by się pogubili. Nieco pochylona, najciszej jak mogła, dotrzymywała kroku Weberowi i niedługo później dostrzegli skaveńskiego strażnika.

Szczuroludzia widziała po raz pierwszy w życiu i nie wyglądał tak strasznie, jak opisywały go legendy i różne historie, jednak trzeba było przyznać, że spory szczur na dwóch nogach z dziwnie zakrzywionym mieczem w chuderlawej łapie mógł zrobić wrażenie na bojaźliwym umyśle. Konrad dobył łuku, pokazując na migi, że najlepiej będzie zdjąć przeciwnika z dystansu, na co Erika skinęła mu głową. To samo pokazała bezgłośnie sekretnymi znakami Heinrichowi i Rudigerowi. Nie było sensu ruszać z szarżą przez wąski i niski tunel, skoro skaven ich nie zauważył i mogli zrobić to po cichu. Erika doskonale wiedziała, że na terenie wroga element zaskoczenia zawsze robi różnicę, dlatego trzeba było wyeliminować szczuroludzia z rogiem bez robienia niepotrzebnego szumu.

Gdy Konrad był gotowy do strzału, momentalnie wychyliła się za nim i przymierzając, nacisnęła spust kuszy.
 
Tabasa jest offline  
Stary 09-09-2019, 23:30   #75
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Zwykła latarnia. Najważniejsza i najbardziej niedoceniana część ekwipunku strażnika, zaraz po alarmowym dzwonku. Niejeden raz ratowała zdrowie i życie Heinricha. Włamywacze, złodzieje i inna hołota przerywała swoje niecne sprawki i uciekała, ledwo w uliczce zamajaczyła blada poświata wydobywająca się z latarni. Tak, zło nie lubiło ciemności.
Pospolitym złodziejom nie opłacało się atakować strażnika. Nawet mimo tego że ta szuja Szujsmann lekce sobie ważył życie podległych mu ludzi, inni strażnicy mieli coś coś można nazwać kodeksem honorowym. "Nigdy nie wkopuj drugiego strażnika w gówno" było zasadą najważniejszą. Inną: "Nie wychylaj się". Ale była też zasada mówiąca, że dla zabójców strażnika sprawiedliwość jest szybka i konkretna. Śmierć przy próbie ucieczki, wypadek na schodach, ewentualnie samobójstwo w celi. "Na górze" opłacało się odstraszać przestępców. Ale "na dole" zbyt dużo światła to śmierć. Stanie w oświetlonym miejscu, podczas gdy napastnik czaił się w ciemności podpadało pod próbę samobójczą, a Heinrich samobójcą nie był. Dlatego właśnie strażnik wchodząc w tunele skavenów przykręcił dopływ paliwa do knota zostawiając tylko na tyle światła, by cokolwiek widzieć.
I opłaciło się. To szczuroludź stał w świetle, podczas gdy napastnicy czaili się w ciemności. Heinrich uśmiechnął się wrednie. Tak właśnie powinny wyglądać akcje policyjne. Doskonale przygotowane, bez niepotrzebnego ryzyka. Bycie skavenem było przestępstwem karanym śmiercią, zwłaszcza w Middenheim.
Glauber wyjął kusze i na migi zasugerował zastrzelenie celu. O tym samym pomyślała prawie cała reszta składu. Trzeba było jedynie wystrzelić na komendę, by pociski dosięgły stwora równocześnie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 12-09-2019, 03:22   #76
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Część I: Nami&Lechu


Trening Siły i Umysłu
Cassandra & Rudiger

Cassandra była podniecona tym, że nauczy się czegoś nowego. Bardzo pragnęła się wykazać i udowodnić, że jest wartościową osobą i może znacznie więcej, niż innym się wydaje. Przede wszystkim jednak chciała, żeby Rudiger był z niej dumny. Po podzieleniu się wspólnie zebranymi informacjami z innymi, nastolatka wraz ze swoim ukochanym, mieli własne plany na ten wieczór.

Stanęła w tym samym miejscu co Erika zeszłego popołudnia, na tyłach gospody. Początkowo nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Bez sukienki czuła się prawie naga i choć bycie nago jej nie wadziło, to w tej sytuacji czuła się po prostu niekomfortowo. Spodnie wrzynały jej się w tyłek, przylegając ściśle do jędrnych, młodych pośladków. Podkreślały tym samym jej zgrabne uda i szczupłe łydki, eksponując długość nóg, której być może nikt się nie spodziewał ze względu na niski wzrost kobiety. Wygodna koszula zarzucona na tors również nie należała do tych luźnych, aby nie krępować ruchów podczas próby machania mieczem czy włócznią. Głębokie wcięcie w talii sprawiało, że jej młode, krągłe piersi prezentowały się okazale, dodając szczupłym ramion ponętności. Włosy związała w warkocz, aby nie przeszkadzały jej podczas nauki i ćwiczeń. Kobieta zdecydowanie lepiej czuła się mając na sobie sukienkę, jednak przebrała się specjalnie dla Schultza, aby mógł jej pokazać to, w czym był najlepszy. Aby nie wybuchnął śmiechem widząc, że na trening przyszła ubrana w najlepszą kieckę i trzewiki na obcasie.

Nastolatka podeszła do płótna na którym leżały sztylety, miecz, włócznia i tarcza. Jej kroki były płynne, a kołyszące się przy każdym kroku biodra zwracały na siebie uwagę i zatrzymywały na sobie spojrzenie, kiedy przylegające do ciała spodnie uwydatniły okrągłe pośladki. Cassandra westchnęła schylając się po tarczę i tym samym wypinając tyłek zupełnie nieświadoma jak bardzo ponętnie i kusząco wygląda w tej pozycji. Ciężko było stwierdzić, kiedy zwróci na siebie uwagę chlejących w gospodzie mężczyzn, którzy mogli widzieć ją przez okno wychodzące na podwórze.

- Nie wiem co mam zrobić - oznajmiła unosząc tarczę i oglądając ją z każdej strony. - Hmm - mruknęła w zamyśleniu - W sumie to i tym można komuś przywalić w szczękę, co nie? - spojrzała przez ramię na wojownika, który stał kilka kroków za nią i posłała mu słodki i niewinny uśmiech.

Rudiger pojawił się na placu treningowym w wysokich, skórzanych butach, ćwiekowanych spodniach i z dwoma treningowymi mieczami. Jego klatka piersiowa nie nosiła znamion obrażeń czego nie można było powiedzieć o rękach, na których był dobry tuzin blizn. Muskulatura zabijaki była sucha i dojrzała. Zbita i gęsta. Na brzuchu osadzone były równe, symetryczne kostki, od których odchodziły wyżyłowane skośne mięśnie brzucha. Góra klatki była pełna i nosiła mocne prążkowanie. Jego barki były szerokie i pasujące wymiarami do dobrze wyseparowanych mięśni bicepsów i tricepsów. Pod skórą spodni było widać mocno zbudowane uda oraz szerokie łydki. Plecy w jego przypadku tworzyły idealny stożek, a talia była dużo węższa niż u większości mężczyzn. Taka budowa mogła się podobać.

Jego charakterystyczny uśmiech pojawił się na twarzy kiedy tylko mężczyzna dostrzegł Cassandrę. Idąc w kierunku kobiety wojownik wykonał kilka sprężystych, zręcznych machnięć drewnianymi mieczami. Cassie od razu zauważyła, że Schultz był oburęczny władając bardzo dobrze zarówno prawą jak i lewą ręką. Zabijaka nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej idealnie wyrzeźbione nogi, krągłe pośladki, wąska talia i seksowne biodra sprawiły, że mężczyzna musiał walczyć z chcącym się ukazać wzwodem. Opięta koszula dobrze podkreślająca jej małe, ale jędrne piersi i płaski brzuch nie ułatwiała mu walki z rosnącym w nim pożądaniem. Zabijaka nie chciał uwierzyć, że nie uda mu się stanąć przed nią rozluźnionym. Póki co jednak Schultz radził sobie. Byli na treningu. Musiał się opanować i odłożyć swoje żądze na inną okazję.

- Ślicznie wyglądasz, Cassie. - powiedział podchodząc blisko dziewczyny, która dygnęła ładnie w podzięce. - Masz rację. - dodał pokazując na tarczę. - Można nią atakować i się bronić. Nauczymy ciebie obu, ale docelowo będziesz ją wykorzystywała głównie do parowania. Walczyć będziesz włócznią. - mężczyzna odłożył drewniane miecze na stół i zaczął zapinać pas tarczy na przedramieniu kobiety. - Zobacz. Tarczę mocujemy w ten sposób. Dość mocno aby nie wypadła. Mogłabyś ją trzymać, ale wtedy tracisz pewną jej funkcjonalność. Przekonałem się o tym jak kiedyś przeciwnik uszkodził mi bark a ja zwyczajnie puściłem tarczę. W ten sposób nawet z rozluźnioną dłonią tarcza ci nie wypadnie, bo jest przypięta. - wojownik kończył zapinać pasy mocujące pancerz. Wzrok dziewczyny podążył za tą czynnością, obserwując sprawność jego dłoni oraz delikatność, której podczas treningu właściwie nie oczekiwała - Nie za mocno, Cassie? - zapytał patrząc na dziewczynę.

Młódka podniosła wzrok na niego i pokręciła przecząco głową w odpowiedzi.
- Nie, jest idealnie - odpowiedziała z lekkim i niepewnym uśmiechem - Jak mi z tobą - pomyślała na głos, ale nie wstydziła się tego. Póki co w jej oczach po prostu taki był i nie tylko nie mogła nic na to poradzić, ale i nie chciała. W swoim krótkim acz intensywnym życiu widziała już wielu dobrze zbudowanych i silnych mężczyzn, jednakże według niej Schultz z nich wszystkich wyglądał najlepiej. Westchnęła cicho schodząc spojrzeniem na jego silne ramiona i umięśniony tors. Cieszyła się, że tym razem to ona tutaj stoi, a nie Erika. Tamtego popołudnia zazdrościła jej tego doświadczenia, a teraz sama mogła być tutaj, stać naprzeciw niemu, patrzeć, czuć i słyszeć. Jedyna różnica była taka, że Cassandra nie posiadała wielkich zdolności bojowych. Potrafiła komuś przywalić w twarz, kopnąć w krocze lub uderzyć z główki - choć tego ostatniego chwytu starała się unikać - jednak walka bronią białą była dla niej niemal jak magia.

- Potrafię też robić rzeczy obiema rękami na raz - dodała chcąc się pochwalić, ale po chwili stwierdziła, że mogło zabrzmieć to “nieładnie”. Cassandra ze względu na wykonywany wcześniej zawód miała już swoje skojarzenia i właśnie w tym momencie dotarło do niej, jak mogły zabrzmieć jej słowa. Cóż, sposób w jaki zdobyła pewne zdolności należało przemilczeć, ważne było to, że te istniały - Tak jak ty! Widziałam jak umiejętnie wprawiasz w ruch miecze… To było naprawdę imponujące. Seksowne - dodała aby odciągnąć myśli od skojarzeń i przylgnęła do mężczyzny lekko swoim biodrem, jakby opierając się o niego. Jej śliczna buzia skierowana była ku górze, tam gdzie dostrzegała skupione na niej oczy Schultza. Stojąc obok niego wyglądała jak drobna sarenka, hasająca z entuzjazmem i beztroską wokół wielkiego niedźwiedzia.

- Bardzo dobrze Cassie. - powiedział z uznaniem Rudiger słysząc o oburęczności dziewczyny. - To było seksowne? - zapytał wojownik przyglądając się nastolatce z szerokim uśmiechem. Dziewczyna stanowczo i energicznie potwierdziła kiwnięciem głowy. Widać, że wciąż była bardzo zadowolona.

- Nie myślisz, że będę wyglądała z tym wszystkim śmiesznie? - zapytała całkiem szczerze, choć wciąż miała dobry humor. Nie wyglądało na to, aby ewentualna “śmieszność” jej wyglądu miała sprawić, że zamknęłaby się w sobie - Tobie to pasuje, jesteś taki silny, wysoki, napięty, duży… - wypowiadając ostatnie słowo zagryzła dolną wargę.

- Nie ma nawet krzty polotu przy tym jak apetycznie ty się prezentujesz. - dodał mężczyzna powoli podając kobiecie włócznię. - Moim zdaniem nie będziesz wyglądała śmiesznie, Cass.

Jej spojrzenie zaczęło przeskakiwać z przyglądania się jego oczom na usta, kiedy to chwyciła w rękę włócznie, nie odsuwając się, a wręcz przybliżając jeszcze bardziej. Poczuła szybkie bicie swojego małego serca i gdy zbliżała się już aby pocałować mężczyznę, nagle westchnęła pojękująco i odbiła się od niego biodrami, aby zrobić dwa kroki odstępu. Miała nadzieję, że gdy skupią się na walce, przestanie tak pożądliwie na niego patrzeć. Przez jej kruche ciało przeszedł dreszcz podniecenia, który skierował swoje mrowienie poniżej podbrzusza.

- Nie wiem czy dam radę - jęknęła wstydliwie osłaniając zarumienioną twarz tarczą, jakby to był wachlarz. Zrobiło jej się ciepło i czuła, że na jej policzkach pojawiły się różowe wypieki.

- Mi to mówisz… - powiedział do niej mężczyzna spoglądając na ułamek sekundy w kierunku swojego krocza. - Wybacz, Cassie. - dodał starając się opanować, ale jego nabrzmiałe prącie najwyraźniej miało inne plany, na które zapewne dziewczyna chętnie by przystała, ale nie w tym momencie. Niemożliwym wręcz by było oderwać się od niego, dlatego póki jeszcze nie rzucili się na siebie i nie zaczęli obłapiać, wszystko było do opanowania. Reakcja mężczyzny tak naprawdę była dla niej swoistym komplementem, który nawet sprawił, że choć leciutko obrosła w piórka.

- Dobra… - powiedział facet po czym westchnął ciężko. - Zacznijmy od niecodziennej rozgrzewki. Ja z mieczem i tarczą, a ty z tarczą i włócznią. Postaraj się wykonywać takie ruchy jak ja. Luźne, póki co spokojne. Atak i parowanie. - mężczyzna parował wyimaginowane ciosy stojąc obok Cassie. Dziewczyna zauważyła, że jego tarcza początkowo poruszała się ciągle w okolicy krocza, co wydało jej się podejrzane, ale później zaczął unosić ją też wyżej i niżej. Mieczem wojownik wykonywał same pchnięcia aby Casandra mogła powtórzyć jego ruchy przy wykorzystaniu włóczni.

Nastolatka poczuła się zdeterminowana i taką też przyjęła minę; pełną skupienia i samozaparcia. Bardzo jej imponował tym, że potrafił się skupić nawet w takim momencie, odsuwajac na bok swoje żądzę, a skupiając się w pełni na niej. Doceniała to, że chciał zrobić coś, co jej się w życiu przyda. Być może coś, co sprawi, że pewnego dnia zdoła ocalić własne życie.

- Podobają mi się twoje priorytety - uśmiechnęła się szeroko i zmrużyła lekko oczy. Po tych słowach jednak starała się już robić to samo, co jej trener. Uważała tylko na to, by nie zrobić bronią krzywdy sobie, czy komukolwiek innemu. Zdawała sobie sprawę, że początkowo może być niezdarna, mimo swojego powabu i gracji. Po kilku pchnięciach i wymachach doceniła to, że Schultz przywiązał tarczę do jej przedramienia, gdyż ta już parokrotnie wyleciałaby jej z rąk. Cass musiała przyznać sama przed sobą, że trzymanie włóczni i tarczy równocześnie było niewygodne. Waga przedmiotów nieco jej ciążyła, kiedy jeszcze musiała wprawiać je w ruch. W ostateczności jednak, czynność ta okazała się nie być taka skomplikowana i dziewczyna szybko załapała. Przypominało jej to trochę taniec, tylko bardziej bojowy, mniej artystyczny i z nieco mniejszym polotem. Raz za razem powtarzając te same ruchy musiała przyznać sama przed sobą, że nie była w tym taka zła!

- Rudi? - rzuciła między ciężkimi oddechami, kiedy w końcu jednak postanowiła spocząć na chwilę. Odłożyła włócznię na ziemię i oparła dłonie na kolanach, pochylając się i łapiąc powietrze. Jej długi warkocz, splątanych zgrabnie, kruczoczarnych włosów, zawisł w powietrzu.

- Idzie ci świetnie, skarbie. - powiedział Rudiger z uznaniem w głosie. - Odsapnij chwilę, a zaraz przejdziemy do następnego etapu. Będziesz mnie atakować, a później parować moje ciosy. Aby jednak było bezpiecznie w jedną rękę weźmiemy tarcze, a w drugą te drewniane miecze treningowe. - pokazał na broń ćwiczebną Rudiger. - Staraj się wykonywać więcej pchnięć, jak byś nadal władała włócznią. Jak mnie trafisz nie przejmuj się. Będziemy bezpieczni, bo ta broń jest stworzona do właśnie takiego treningu. - Schultz wziął od Cassie włócznię i podał jej drewniany miecz. - Chciałaś mi o czymś powiedzieć, Cass? - zapytał dając jej jeszcze chwilę na złapanie oddechu.

- Nie chcę robić tego kroku tak szybko - sapnęła mając w myślach swój niedawny stan - Działasz na mnie nawet bardziej niż wcześniej i wiem, że wystarczy jeden moment gdzie będziemy sami, a ja ulegnę. Jestem słaba i… bardzo cię pragnę - uniosła głowę, aby spojrzeć na niego swoimi pełnymi radości, zielonymi oczami. Na jej młodej buzi nie było widać ani grama wstydu czy nieśmiałości - Ale chciałabym, byśmy najpierw nacieszyli się sobą, wiesz… Tak normalnie. Chciałabym poznać to, czego nigdy nie miałam. Wiem, że potrafisz mi to dać. Nikt wcześniej nie dał mi na to nawet szansy, a ty tak wiele rzeczy zdążyłeś już mi podarować zupełnie bezinteresownie, mimo iż niczego ci nie obiecałam. Przywróciłeś wiarę w moim sercu i tylko dzięki tobie jestem teraz szczęśliwa - wyprostowała się z pełnym i szczerym uśmiechem, uprzednio podnosząc miecz, na którym teraz się wsparła, wyginając ciało w ponętny, boczny łuk. Jej oddech się wyrównał i była gotowa do kontynuacji ćwiczeń.

- Ja też nie chce abyśmy się z czymkolwiek spieszyli, Cassie. - powiedział z uśmiechem Schultz. - Chcę aby było to dla ciebie, dla nas, coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. - dodał niespiesznie po sekundzie zastanowienia. - Skłamałbym gdybym powiedział, że mnie nie pociągasz, ale staram się trzymać swoje skumulowane napięcie na wodzy. Teraz, kiedy wiem co czujesz i wiem, że jesteś gotowa podjąć ryzyko i spróbować żyć inaczej pobudzasz mnie jeszcze bardziej niż kiedy spałaś na mnie zupełnie naga… Nie zrozum mnie źle, ale o ile wcześniej widziałem w tobie skrzywdzoną dziewczynę, która do końca mogła nie wiedzieć czego chce tak od pewnego czasu zauważyłem silną, pewną siebie kobietę, którą się stajesz… - wojownik spojrzał na nią nie będąc pewnym czy nastolatka go zrozumie. - Ja też jestem przy tobie szczęśliwy. I zrobię wszystko co w mojej mocy aby ciebie nie zawieść. Nie chcę zepsuć tego co jest między nami dlatego wytrzymam mimo iż kobieta przede mną oczarowała mnie jak zapatrzonego w arcydzieło konesera sztuki. I nie chce ciebie zmieniać. Jesteś dla mnie niesamowita jaka jesteś. - wojownik nie był pewien czy właściwie dobrał słowa. Wbrew pozorom on też momentami dał się ponieść chwili.

Cassandra słuchała go z subtelnym uśmiechem wymalowanym na swej dziewczęcej twarzyczce. Nie było widać, w żadnym momencie jego wyznania, aby młódka choć na chwilę skrzywiła się lub okazała niezadowolenie. Jak widać, naprawdę musiała w niego wierzyć, ponieważ co nie mówił, było dla niej oczywistym, że jest tylko i wyłącznie przekazywane jej z troską i ciepłem. Nie umiała już inaczej odebrać jego słów, a na pewno nie dzisiaj i nie teraz, kiedy zapatrzona nie mogła oderwać wzroku od mężczyzny. Jego siła podniecała ją wystarczająco, fascynowało ją to jak chciał stawać w jej obronie i troszczyć się o jej dobro. Fakt, że nie była dla niego tylko zwykłą ślicznotką, dodatkowo sprawiał, że miała ochotę się z nim kochać. Dostrzegał w niej więcej, bez wątpienia więcej niż ona sama potrafiła.

- Czyli od dziś nie możemy już spać razem - zaśmiała się niezwykle urodziwie i uniosła drewniany, treningowy miecz, robiąc nim wirki w powietrzu jakby się bawiła. Prawda jednak była taka, że ruch ten przypominał niemal idealnie wykonywane przez wojowników ruchy mieczem. Zabijaka z uśmiechem pokiwał głową zgadzając się z jej słowami. Jego zdaniem spanie blisko Cassandry byłoby próbą jego nerwów, której mógłby nie podołać.

- Jest lekki - stwierdziła poprawiając uchwyt rękojeści - Choć trochę się czuję jakbyśmy byli dziećmi bawiącymi się w wojnę - rzuciła mu krótki uśmiech, być może lekko smutny, zamyślając się na chwilę. Bardzo dawno temu faktycznie bawiła się tak z bratem, ale to było jeszcze zanim się wszyscy od niej odwrócili, zwalając na jej młodą główkę winy całego świata. Albo przynajmniej niepowodzenia rodziny. Rudiger w tym czasie przypomniał sobie zabawy z Wiktorem podczas których udawali honorowych szermierzy z odległej Estalii. Dla niego również był to okres beztroski, który niestety nie trwał zbyt długo.

- Opowiesz mi coś o swojej rodzinie? Kim byli? - zagaiła potrząsając głową i wykonując pierwsze pchnięcie mieczem w kierunku brzucha swojego oponenta-trenera. Nie był to wymierzony zgrabnie cios, bardziej jak próba, podczas której nawet zadrżała jej ręka i musiała poprawić chwyt, aby miecz nie wypadł jej z ręki - Długo mieszkałeś w Nuln? Nie kojarzę byśmy się spotkali. - kontynuowała temat, choć w pełni skupiona była na ataku i próbie przyjmowania jego miecza na tarczę.

- Moich prawdziwych rodziców nigdy nie poznałem. - zaczął Rudiger wracając wspomnieniami do swojego dzieciństwa. - Nie wiem nawet czy mam rodzeństwo. - wspomniał z lekko wyczuwalną smutną nutą w głosie. - Jako noworodek trafiłem do sierocińca w Nuln i spędziłem tam pierwsze cztery lata życia. Dzieci było bardzo dużo, kobiet nimi zajmujących się za mało, a ludzi chętnych przygarnąć kogokolwiek jak na lekarstwo… - zabijaka westchnął. - Po czterech latach przygarnął mnie Wiktor von Huyderman, z tych Huydermanów. - Cassandra wiedziała, że rodzina ta była znana w całym Nuln z prowadzenia różnorakich interesów. Mimo iż nikt tego nie powiedział nigdy głośno to w kuluarach mówiło się, że pod przykrywką kilku czystych interesów organizacja była jedną z większych rodzin przestępczych w Imperium. - Mój przybrany ojciec był dobrym człowiekiem, ale zajmował się bardzo mało pochlebnymi rzeczami. Nie przynosił jednak pracy do domu zatem przez bardzo długi okres byłem wychowywany jak dzieciak kupca albo nawet jakiegoś urzędnika. Uczyłem się handlu, jazdy konnej, miałem czas na zabawy. - uśmiechnął się Schultz i nawet na buzi Cass pojawił się lekki uśmiech. - Po pewnym czasie jednak mimo woli przejmowałem cechy Wiktora i wbrew jego naukom zająłem się “interesami” wymienionej rodziny. Były to bandyckie lata, które w moim przypadku trwały bardzo długo. - zabijaka zaatakował trafiając w tarczę kobiety i kiwając z uznaniem głową. Próby walki w czasie rozmowy były dobrym pomysłem, gdyż dziewczyna czuła się lekko rozproszona. Bardzo chciała się skupić na tym, co mówi Rudiger, a jednocześnie pragnęła też, aby był dumny z jej postępów bojowych - Kilka miesięcy temu zginął Wiktor, rodzina się ode mnie odwróciła i stwierdziłem, że wyruszę kierować własnym “interesem” gdzieś z dala od Nuln. Mieszkałem tam całe życie opuszczając je jedynie w nielicznych podróżach z Wiktorem… - wojownik zamyślił się jednak jego miecz i tarcza nadal pracowały nie dając kobiecie chwili wytchnienia. - Myślę, że jakbyśmy się nie spotkali nadal zajmowałbym się tym czym wcześniej i bez pleców Wiktora, bez mojej reputacji w Nuln, bez rodziny Huyderman… Skończyłbym bardzo źle. - zabijaka z uśmiechem spojrzał na Cass. - Mimo iż to ja ciebie chroniłem przez całą podróż to tak naprawdę ty uratowałaś mi życie. Od więziennej celi, stryczka, kamieniowania… - rzezimieszek spojrzał na Cass krótko przed kolejnym atakiem. Choć ona zasłoniła się tarczą, to wciąż na niego patrzyła - Nie spotkaliśmy się, ale słyszałem o tobie kilka razy. Poza tym widziałem ciebie raz w karczmie z ojcem. Był tłok, nie pamiętasz mnie. Ojciec cię wtedy uderzył aż krew we mnie zawrzała… Chciałem zareagować, ale Wiktor mnie powstrzymał. Taki był. Wstrzemięźliwy i nie mieszający się w sprawy innych. To akurat nas różniło. - wojownik chwilę walczył z nastolatką w milczeniu dając jej atakować i samemu parując ciosy. Nie zostając dłużnym zabijaka starał się atakować w momentach, które zaskoczyłyby Cass, minimalizując jej szanse na udane parowanie. Mężczyzna wiedział, że jeżeli miała nauczyć się bronić musiał poddawać ją stresowi zbliżonego do realnego starcia. Cassandra po usłyszeniu o sytuacji w karczmie poczuła lęk. Dziewczyna straciła całkowicie skupienie na treningu, powracając myślami do wszystkich podobnych zdarzeń jak te, którego świadkiem był Rudiger, wszak nie raz ojciec ją uderzył w miejscu pełnym ludzi. W tym momencie, choć pewnie nieświadomie, Schultz zrobił sobie dobre pole do skutecznego ataku. Jedno z jego delikatnych, technicznych cięć minęło jej tarczę w ostatniej chwili trafiając ją w lewy bok. Mężczyzna uśmiechnął się wiedząc, że nie zrobi jej takim atakiem krzywdy, ale może ją nauczyć czegoś nowego. - Mam nadzieję, że i ty opowiesz mi o swojej rodzinie kiedy będziesz gotowa, Cass. Wiem, że twoja przeszłość jest trudna i przywołuje koszmary jednak byłoby mi naprawdę miło… I nie martw się, że znając nawet najgorszą prawdę na twój temat zmienię o tobie zdanie. Nie zrobiłaś nawet ułamka tyle złego co ja, uwierz mi.

- Myślę, że to twoje zdanie - odpowiedziała wyprowadzając cios drewnianym mieczem w celu zmyłki, aby zaatakować go tarczą. Był na tyle umięśniony i silny, że pewnie nawet nie zrobiłaby mu siniaka. - Poza tym zła nie można porównywać. Jedynie powody, dla których się je obudziło - dziewczyna cofnęła się o parę kroków i choć próbowała uśmiechnąć się wesoło, tym razem jej to nie wyszło. Przez chwilę zastanawiała się, co powinna mu powiedzieć, albo przynajmniej co mogła. Na niektóre wyznania nie była po prostu gotowa, zaś na inne był to zły moment. Gorzej jej szło skupianie się na walce, kiedy musiała powracać myślami do minionych lat. Dało się to wyczuć w jej mniej poradnych ruchach niż wcześniej.

- Wiesz… - zaczęła jakby trochę niepewnie, zdążywszy przyjąć jeszcze jeden cios na tarczę - … Ja poznałam Wiktora. Na kilka miesięcy przed jego odejściem. Pomógł mi w czymś - wyznała nie wspominając jeszcze całej historii swojego życia, bo nie uważała, że to dobra chwila na to. Przeszłość była zbyt emocjonalna. - Nie był złym człowiekiem, tak jak i ty nie jesteś.

- Masz rację, ale moje powody dla obudzenia zła nie były zbyt chwalebne, Cass.
- powiedział bez dumy w głosie Rudiger przyjmując atak tarczą na swoją klatkę piersiową. Jego mięśnie spięły się w jednej chwili aby przyjąć impet okutej broni. Dla kobiety było to odczuwalne jak zderzenie z wiszącą na haku tuszą, która zareagowała sprężyście, ale nie cofnęła się nawet o cal. - Naprawdę poznałaś Wiktora? - zapytał zdumiony zabijaka atakując ponownie i zmuszając kobietę do dalekiego wypadu z tarczą aby zdołała zablokować uderzenie. Tym razem tarcza zabijaki poleciała bardzo szybko w kierunku jej boku, ale wojownik zatrzymał ją przy samym ciele Cassandry. - Nie byłem też dobry, Cassie. Mam jednak nadzieję wypracować sobie granicę, która zadowoli nas oboje. - uśmiechnął się Rudiger po chwili zastanowienia.

- Jeśli mówimy o tej samej osobie, a sądząc po informacjach jakie mi zdradziłeś, to tak jest, wtedy tak; poznałam go. - odpowiedziała wzdychając ciężko i w końcu opuściła ręce. Jeśli tak dalej pójdzie, to jutro nie podniesie nawet łyżki, żeby zeżreć poranną kaszę - Trochę to męczące - przyznała z lekkim uśmiechem i klapnęła zgrabnym tyłkiem na ziemi, a następnie przechylając się do tyłu, padła na plecy, rozkładając ręce na boki. Znów mógł podziwiać jej zgrabne ciało, które z tej pozycji wyglądało równie kusząco, co wtedy gdy stała i napinała wątłe mięśnie. - Też nie byłam dobra. Czasami po prostu los nie daje nam zbyt wielu szans - westchnęła ciężko patrząc w ściemniające się niebo. Miała czerwone policzki i czuła, jak buzuje w niej ciepło wynikające z podjętego wysiłku.

Rudiger pokiwał głową słysząc o swoim przybranym ojcu. Nie sposób było go pomylić z kimś innym. Był to jedyny Wiktor von Huyderman w krainach więc zapewne mówili o tej samej osobie. Schultz chciał wierzyć, że Cass poznała jego opiekuna z dobrej strony. Ciekawiło go tylko w jakich okolicznościach i przy okazji jakiej roboty. Wiktor był pracoholikiem. Większość ludzi poznawał przy okazji pracy.

- Nie musimy się z niczym śpieszyć skarbie. - powiedział do niej Schultz odrzucając tarczę na stół, a później biorąc do rąk swój miecz i włócznię nastolatki. Niemal z miejsca zabijaka zaczął walkę z cieniem tempem, które póki co było poza zasięgiem Cass. Widocznie wojownik chciał się mocniej zmęczyć. Po kilku seriach Rudiger oparł się na włóczni, a miecz położył sobie płazem na ramieniu. - Powiesz mi więcej kiedy będziesz gotowa. - dodał po czym podszedł blisko niej z przyjemnością się jej przyglądając. - Wykonałaś dzisiaj świetną robotę. - powiedział siadając na ziemi obok niej. - Chcesz się porozciągać? - zapytał po chwili zdając sobie sprawę jak dwuznacznie to mogło zabrzmieć. - Znaczy ręce, nogi, plecy… - zaczął tłumaczyć wojownik demonstrując rozciąganie rąk w okolicy stawów łokciowych.

Cassandra zaśmiała się krótko i położyła rękę na jego udzie, poklepując go lekko. To prawda, że brzmienie pytania odebrała jednak w innej formie, niż próbował on jej przekazać.

- Jestem bardzo dobrze rozciągnięta, dziękuję - odpowiedziała zaśmiewając się bardzo subtelnie. Patrzyła na niego bez żadnej chwili przerwy i uśmiechała się. Była gotowa, aby powiedzieć mu więcej, choć chciała swoją historię zacząć od końca, a nie od początku. Miała jednak wrażenie, że to on nie jest gotowy, aby to usłyszeć. Być może rana po Wiktorze była zbyt świeża, nie ciągnęła więc tematu, a nie potrafiła znaleźć innego początku swojej historii, niż to, co ją zakończyło. Mogła jednak napawać się dumą z pochwały i radością, że jest tutaj teraz z nim, a nie w środku gospody, tam gdzie było wystarczająco wielu mężczyzn, którzy mogliby się jej przyglądać.

- A ty jak się czujesz? - zapytała w końcu nie zabierając ręki z jego uda.

- Świetnie. Dziękuję. - powiedział wojownik wstając niechętnie i zaczynając się rozciągać. Cassandra nadęła lekko usta z niezadowoleniem, gdyż tym ruchem strącił jej rękę. Zmrużyła oczy udając gniew, a jej spojrzenie zawisło na czynnościach, które wykonywał. Schultz zaczął od nóg stając w szerokim rozkroku i pochylając się raz do jednej, raz do drugiej nogi. - W jakich okolicznościach poznałaś mojego ojca? - zapytał w pewnym momencie. - Wiem czym się zajmował, bo pracowaliśmy razem. - wojownik spojrzał na dziewczynę po czym ponownie usiadł, tym razem naprzeciw niej. Rudiger zrobił kołyskę ze swoich nóg przyciskając do siebie podeszwy wysokich butów. Spokojnym, powolnym ruchem zabijaka zaczął pogłębiać siad po pewnym czasie dotykając kolanami ziemi. Jego budowa ciała nie wskazywała na to aby Rudiger był aż tak zręczny. Wojownik patrzał na Cassandre spokojnym wzrokiem, a przez jego twarz nie przebiegł nawet cień bólu, który czuła większość ludzi w trakcie rozciągania. Prawda była taka, że prostowniki bioder i ich okolice miał w wyśmienitej kondycji. Praktykował to niemal na każdym treningu.

Ciekawość. Cassandra wiedziała, że spytał właśnie ze względu na ciekawość. Wciąż myślał o swoim opiekunie, nie tylko Cass go interesowała w tej historii. Nie przeszkadzało jej to oczywiście, domyślała się, że prędzej czy później o to zapyta, że ciekawość wygra. W końcu Wiktor był dla niego jedyną bliską osobą, która o niego dbała. Aż do czasu…
Dziewczyna podniosła się do siadu i skrzyżowała nogi. Wyprostowała plecy wyciągając ręce do przodu, aby chwycić dłonie mężczyzny w swój delikatny i czuły uścisk.

- Powiem ci, jeśli chcesz… A przynajmniej spróbuję. Okoliczności… - dziewczyna zamyśliła się na chwilę po czym kontynuowała - To było nocą, pamiętam, że było wtedy zimno - nastolatka ściągnęła brwi skupiając wzrok na splecionych ze sobą dłoniach - Ojciec mnie pobił, bo nie chciałam mu dać tego, czego żądał - przełknęła ciężko ślinę, nie spojrzawszy na twarz Schultza ani razu - Jakoś uciekłam z domu, w podartej halce, było ciemno i tylko nieliczne latarnie dawały światło. Płakałam, byłam w szoku, nie wiedziałam gdzie idę. Nie pamiętam nawet jakie ulice przemierzyłam i jak to się stało, że znalazłam się w opustoszałej uliczce. Strasznie zmarzły mi stopy i ręce, nie miałam na sobie nic, co chociaż zakryłoby ciało, uchroniło przed wiatrem. Jakiś mężczyzna zapytał mnie “Czemu taka ładna dziewczyna spaceruje nocą zupełnie sama?” - twarz Cassandry stężała w powadze i skupieniu. Jej głos choć słaby, nie wskazywał póki co na to, że miałaby się rozpłakać - Pamiętam ten głos i słowa jakby jeszcze wczoraj ktoś mi je powiedział. Początkowo był sam, ale nagle wyszło jeszcze dwóch. Wiesz, w tamtym momencie było mi już wszystko jedno. Miałam skręconą kostkę więc ledwo szłam, mocno podbite oko tak spuchło, że ledwo na nie widziałam, a ręce skostniały mi z zimna i nie czułam palców. Nie umiem ci powiedzieć, co się dokładnie działo, wiem tylko, że to on mnie obronił. Wiktor. Tak, jestem pewna, że to ten sam mężczyzna, o którym mówisz. Okazało się, że przeszłam prawie pół miasta i doszłam do jednej z najpaskudniejszych dzielnic i to jeszcze obok jakiejś speluny. Zajął się mną, dał swój płaszcz i zabrał w takie ładne miejsce, nie pamiętam nazwy. Ludzie tam wyglądali o wiele lepiej, kobiety miały piękne suknie i śmiały się wesoło w towarzystwie mężczyzn, którzy wyglądem nie przypominali już tych pokroju zaśmierdłych pijaków czy kanalarzy. Nakarmił mnie, rozmawiał ze mną… a gdy chciałam mu zapłacić, jedynym sposobem, jakim potrafiłam; odmówił - tutaj dziewczyna zrobiła pauzę, a po chwili zaśmiała się cicho i krótko, chyba tylko dlatego, żeby nie uronić łzy wzruszenia - Zupełnie jak ty - spojrzała na Rudigera, a oczy miała lekko zamglone. Wciąż jednak nie płakała. Zdusiła w sobie żal kontynuując - Ale nie tę pomoc miałam na myśli wcześniej, gdy o nim wspomniałam, bo widzisz… Wiktor pomógł mi zabić mojego ojca - nastolatka opuściła wzrok skupiając się znowu na dłoniach, gładząc palcami rękę Schultza, którą delikatnie ściskała - Wynajął kogoś, nie zrobił tego osobiście. Nie wiem jakim cudem, ale w aktach straży jest wpis o śmierci z przepicia. - zmarszczyła czoło wciąż nie pojmując, jakim cudem sprawił, że oficjalnie jej ojciec nie został zamordowany - Opowiadał mi też później, że jeśli kiedyś chciałabym opuścić Nuln i zapomnieć, to bym podczepiła się pod kogoś. Bym nigdy nie szła sama. Zaproponował mi też ciebie. Mówił, że dobry z ciebie chłopak… Mam wrażenie, że wierzył w to, że nie jesteś z tych złych i próbował znaleźć bodziec, dzięki któremu to zrozumiesz… - oddech dziewczyny przyspieszył, a w chwili ciszy bicie jej serca było słyszalne. Nie potrafiła unieść głowy, aby spojrzeć na niego. Miała po części wrażenie, że jest czemuś winna, nie wiedziała tylko czemu konkretnie. Poczucie winy było jednak czymś, co od zawsze ją gryzło.

Wojownik nie odezwał się słowem. Czule gładził jej dłonie kiedy mu się zwierzała. Mężczyzna wiedział, że nie było jej łatwo przyznać się do zabicia ojca jakim skurwysynem by nie był. Historia idealnie pasowała do wyobrażenia Wiktora w głowie jego przybranego syna. Rudiger chłonął złe i dobre cechy przestępcy, któremu nie udało się na czas wydostać z półświatka Nuln. Chciał natomiast aby nadal młody, pełny werwy Schultz to zrobił i wyrwał się ze społeczności wypełnionej przemocą, gwałtami i brudnym złotem. Huyderman proponował zabijace wyjście z tego otoczenia na długo przed śmiercią jednak Rudiger ani myślał zostawiać ojca. Zniknął dopiero kiedy Wiktor został pochowany, a pozostali żołnierze rodziny nie chcieli brać go za wspólnika. Oni myśleli, że wymyślone powody go odstraszą. On jednak wiedział dlaczego go nie przyjęli. Wiktor chciał aby został porządnym człowiekiem i jego ostatnim życzeniem był wylot Rudigera z organizacji przestępczej, której Schultz poświęcił całą młodość i dla której zrobił więcej niż ktokolwiek inny.

- Tak mi przykro, Cassie. - powiedział wojownik przysuwając się do dziewczyny na ile się dało i rozplatając nogi aby móc je położyć po bokach ud dziewczyny. Mężczyzna pochylił głowę, przytulił ją i pocałował w czubek głowy. - Twój ojciec był złym człowiekiem. - przyznał ze smutkiem w głosie zabijaka. - Może to mnie wychował przestępca, ale jego zło było uczciwsze. Bardziej jawne. - Schultz mówił cicho obejmując Cassandrę czule. - Rozumiem dlaczego to zrobiłaś. Nie ma powodu do wstydu. Tylko on, gdyby żył, mógłby się wstydzić. On i wszyscy, którzy byli świadomi krzywdy, którą ci robił… - wojownik mimowolnie zacisnął szczęki. - To musiał być Wiktor… - uświadomił sobie zabijaka. - Ostatecznie wyruszyliśmy razem, jak sugerował. - westchnął Rudiger palcami prawej dłoni delikatnie unosząc głowę Cassie gładząc ją po podbródku. I to dopiero wtedy, kiedy ponownie musiała na niego spojrzeć, uroniła łzę - Nie płacz, Cassie. Już więcej nie pozwolę cię skrzywdzić. - dodał po chwili czule ją całując.

Odwzajemniła delikatny pocałunek, choć nie było w nim żadnej pasji czy namiętności. Przymknęła na chwilę oczy oddając się czułości i wsparciu oraz po to, aby zatrzymać napływające łzy za powiekami. Nie chciała się teraz rozpłakać, to co powiedziała i tak nie było najgorsze, o czym powiedzieć mogła, a mimo to miała wrażenie, że wojownik wie już wszystko. Że wcale nie musi mu mówić tego, co było wcześniej, jak się czuła gdy ojciec jej dotykał, albo co mówił, aby wywołać w niej wstyd i poczucie winy. Brat w tej opowieści też nie był istotny, choć świadomie zostawił ją z osobą niezrównoważoną i zajął się swoim życiem, jakby również winiąc siostrę za zaistniałą sytuację i ucieczkę ich matki z rodzinnego domu. Nic z tego jednak, według Cassandry, nie było już ważne, a jednak czuła się winna i zobowiązana, aby za wszystko przeprosić i wyznać “swoje” grzechy.
Kiedy po dłuższej chwili otworzyła oczy, aby spojrzeć na ukochanego, łzy ściskane pod powiekami same popłynęły. Ból duszący jej gardło uniemożliwiał mówienie. Dziewczyna zerwała się nagle i rzuciła Rudigerowi na szyję, opierając się kolanami o piaszczystą ziemię. Drżała powstrzymując się, aby nie wybuchnąć głośnym rykiem.

- Ja naprawdę nie chciałam, aby mnie dotykał… To nie była moja wina, nigdy go nie prowokowałam by mi to robił, naprawdę - wydukała z ledwością i objęła go jeszcze mocniej, jakby ze strachu, że właśnie po tym wyznaniu i z jego powodu, mógłby ją odtrącić. Bo gdyby uznał, że to jej wina, na pewno by go obrzydziła.

- Przepraszam… Ja nie chciałam tego…proszę, uwierzy mi. Przepraszam - wyszlochała ledwo łapiąc porządne wdechy. Jej głos był mocno załamany i cichy, całkowicie zlękniony. Tak bardzo się bała, że Schultz mógłby ją teraz odtrącić. Nie mogła dłużej powstrzymać potoku rozpaczy, jaki się z niej wylał.

Schultz objął dziewczynę dając jej wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Kiedy szedł na wspólny trening był przekonany, że miał cięższe dzieciństwo niż ktokolwiek jednak w tamtej chwili zrozumiał, że los przygarniętej przez przestępcę sieroty może być zdecydowanie lepszy niż wychowywanie przez własnego ojca, ze starszym bratem u boku, który… Rudiger nie mógł uwierzyć, że brat zostawił Cassie samą sobie i po ułożeniu sobie żywota nie wiedział, że ojciec ją gwałcił, bił i poniżał. Wojownik byłby wściekły na parszywy los, który ją spotkał, ale w tamtym momencie zdecydowanie bardziej przydatne okazało się wsparcie, które okazał. Złość już nic by nie zmieniła. Jej brat pozostałby skurwielem, a ojciec kościotrupem po ostatnim stadium rozkładu.

Zabijaka nie pojmował jak bardzo trzeba zniszczyć w kimś poczucie własnej wartości aby czuł się winnym za gwałty, którym był poddawany. Mimo iż Rudiger nie należał do przesadnych sadystów dla takiego jak ojciec Cass zrobiłby wyjątek. Gdyby to on otrzymał wyrok na tego skurwiela torturował by go dniami i nocami. Poprosiłby o pomoc rodzinnego medyka. Po tygodniu katuszy, na zmianę zadawania najbardziej dotkliwych ran i leczeniu skurwiela, kiedy największym marzeniem “tatusia” byłaby śmierć… Dopiero wtedy by go zabił. Znając Wiktora zrobił to szybko i niemal bez bólu. Ludzie rodziny nie lubowali rzucać się w oczy torturami i egzekucjami na pokaz. Dla niego jednak Schultz zrobiłby wyjątek.

- Wiem, że nie chciałaś skarbie. - powiedział cicho wojownik tuląc dziewczynę. - To nie twoja wina. On za tym stał od początku do końca. Nie masz za co przepraszać, Cassie. - głos zadrżał mu na ułamek sekundy aby po chwili wrócić na stabilny grunt. Udzieliła mu się chwila, ale stał mocno na ziemi, bo tu nie chodziło o niego. Najważniejsza w tamtej chwili była Cassandra. Rudiger chciałby jej wyznać, że zabijał by tego skurwiela bez końca, ale to by nic nie dało. Musiał być cierpliwym i okazać jej wsparcie co starał się robić najlepiej jak umiał. Rudiger Schultz sprzed kilku tygodni to była ostatnia osoba, do której można było przyjść z własnymi problemami. Tamtego wieczoru jednak nie był już tym samym człowiekiem. Przez nią, a raczej dzięki niej.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 12-09-2019, 03:24   #77
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Część II

Zrozumienie i spokój jaki okazał w tej chwili były dla niej bardzo ważne. Nie chciałaby aby przez nią poczuł się źle ani by ogarnął go gniew. To tylko dołożyłoby jej dodatkowego poczucia winy, że znowu coś dzieje się przez nią. Głośny płacz stłumiła wtulając buzię w jego szyję. Wylewała rozpacz tylko dlatego, że bała się jak ją oceni, a nie dlatego że ojciec ją krzywdził. Z nim była już kwita, a przeszłości zmienić się nie dało. Pozostawały tylko emocje i odczucia jakie się w sobie trzymało, przykre myśli którymi chciałoby się zaprzeczyć, ale bez poparcia innych osób było to ciężkie.

Nie chciała jednak długo wylewać łez więc próbowała jak najszybciej się uspokoić. Pomyśleć o tym wszystkim z innej perspektywy, znaleźć coś, o co mogłaby zahaczyć myśli, nie kotłować w nich całokształtu, skupić się. Z trudem brała wdechy, które w tej chwili były bardzo słabe i płytkie. Trwało to jakiś czas nim emocje zaczęły z niej opadać. Pomału drżenie jej ciała ustępowało, tym bardziej gdy słyszała wspierający i łagodny głos Rudigera. Pociągnęła nosem i delikatnie odkleiła się od mężczyzny, aby móc na niego spojrzeć.

- Ale ten twój ojciec to był jednak cwany, co nie? - zaśmiała się przez łzy, przedramieniem ścierając mokre ślady z policzków - Musiał wiedzieć, że zainteresujesz się kobietą w potrzebie i z problemami. - choć starała się uśmiechnąć, jej oczy wciąż były mokre. Nie wzbierały się już jednak w nich nowe łzy. - A może wiedział że ci się podobam, hm? Chwaliłeś mu się napotkaną na targu pięknością? - cmoknęła go krótko w odsłonięty bark i oparła o niego policzek, spoglądając w górę na twarz Schultza. Z każdą chwilą czuła do niego coraz więcej. Z jej oczu jeszcze przez jakiś czas nieświadomie sączyły się łzy.

Rudiger nie popędzał jej w opanowaniu skołatanych nerwów czy też nie zachęcał do dłuższego wypłakiwania się. Cassandra sama wiedziała kiedy poczuje się na siłach. On po prostu był przy niej oferując zdawałoby się tak niewiele. Schultz myślał o jej słowach powoli opanowując początkowo narastającą w nim złość. Nigdy nie czuł takiej obawy czy też nie przejmował się tak bardzo losem drugiej osoby. Nawet zamartwianie się o Wiktora było zupełnie inne, bo był on wielkim, postawnym facetem, którego skrzywdzić było bardzo ciężko. Cassie mogła liczyć na jego całkowite wsparcie chociaż pomoc bliźnim była mu wcześniej obca. Schultz czuł, że przy niej będzie mógł zaznać jeszcze sporo pierwszych razów, których nie doświadczył jako obojętny bandyta.

- On był zupełnie jak ja, Cassie. - powiedział do nastolatki wojownik. - Wiedział, że się tobą zainteresuje, bo sam w moim wieku, z cechami które mam po nim by się tobą zainteresował. - mężczyzna westchnął. - I tu nie chodzi o to, że jesteś oszałamiająco piękna. Wiktor wiedział, że jeżeli mam się zmienić muszę mieć powód, taki jak kobieta w potrzebie, z problemami. - zabijaka delikatnie pogłaskał dziewczynę po długich, miękkich włosach. - Z Wiktorem nigdy nie rozmawialiśmy o miłostkach… - Rudiger spojrzał w oczy kobiety po czym dodał. - Nie wierzę, że znajdzie się w Grodzie facet, któremu byś się nie spodobała, Cassie. Mam nadzieję, że uwierzysz mi kiedy powiem, że to nie twoja śliczna twarz i idealnie uformowane ciało mnie najbardziej urzekły. - wojownik uśmiechnął się.

- Ciężko nie uwierzyć skoro tyle razy mnie od siebie odsuwałeś - choć na twarzy wciąż było widać smutek a dziewczyna pociągała nosem, posłała mu lekki uśmiech. - I nie obchodzi mnie to, że mogę podobać się innym. Nie muszę się nikomu już podobać, tylko tobie - dodała pogłębiając uśmiech i uniosła głowę. Przylgnęła subtelnie ustami do jego ust i musnęła je swoimi ciepłymi od rozpaczy wargami.

- Ściemnia się pomału. - stwierdziła zmieniając temat, aby nie musieć myśleć o przykrej przeszłości - Będziemy jeszcze walczyć? Dasz mi wygrać? - uśmiechnęła się już nieco bardziej, wierzchem dłoni ścierając ostatnie mokre ślady wokół zielonych ocząt.

- To nie tak. - spróbował wytłumaczyć się wojownik. - Odsuwałem się od ciebie dla twojego dobra, Cassie. Z resztą ty to wiesz. - Rudiger uśmiechnął się słysząc o braku potrzeby podobania się innym.

- Możemy jeszcze powalczyć, ale z dawania forów nici. - zaśmiał się Schultz. Zastanawiał się czy aby Erika mówiła Cassie o jej zwycięskim sparingu. Skoro Cass to tak przedstawiła to wyciągnęłaby wniosek, że Rudiger dał się pokonać najemniczce co prawdą niestety nie było. - Na wygrywanie jeszcze przyjdzie czas, kochanie. Póki co muszę cię nauczyć walki o życie. - zabijaka powiedział to poważnym tonem. - Nie chcę cię uzależniać od siebie. Masz sobie poradzić gdyby mnie pewnego dnia zabrakło. - mężczyzna uśmiechnął się powoli wstając i wyciągając rękę aby pomóc wstać nastolatce.

Cassandra przyjęła dłoń i podniosła się na równe nogi. Ciężko jednak było jej przyznać, że nie jest kompletnie w nastroju do ponoszenia porażek, które jedynie by potwierdziły, jak bardzo była i nadal jest beznadziejna. Stała więc tak chwilę niczym niewzruszona góra i patrzyła na mężczyznę jak urocza, bezbronna dziewczynka.

- Nigdy cię nie zabraknie - powiedziała w końcu, trzymając ręce za plecami i kiwając się na piętach - Ponoć złego diabli nie biorą - zażartowała wyszczerzając zęby w złośliwym uśmiechu, mimo iż wciąż czuła lekko napuchnięte od łez powieki. Gdyby nie bliższa relacja między tą dwójką, pewnie nigdy by mu tak nie powiedziała, z obawy, że się pogniewa. Teraz jednak miała wrażenie, że nic takiego się nie stanie.

Rudiger uśmiechnął się po czym wybuchł śmiechem. Wiedział, że Cassie pewnie toczyła w głowie małą bitwę aby zdecydować się na takie słowa. Wojownik wziął ponownie w dłonie tarczę i miecz treningowy. To samo podał nastolatce, która odebrała je od niego marszcząc nos. Pewnie gdyby mogła, rzuciłaby mu jakimś tekstem ze szlabanem na seks, ale i tak przecież nie miał nic takiego z tej relacji póki co. Naprawdę było jej smutno. Nie chciała, ale sama w końcu zaproponowała aby powrócić do treningu. Chciała puścić w niepamięć to, co przed chwilą wywlekła z powrotem z odmętów złych wspomnień.

- Atakuj jakby od tego zależało twoje życie, Cassie. - powiedział Rudiger zimnym głosem. Kontrastował on z lekkim uśmiechem, który posłał dziewczynie. - Po kilku trafieniach będziesz się bronić przed moimi atakami. - wojownik zakręcił szybki młynek mieczem pokazując tym samym, że był gotowy.

Cassandra mruknęła i kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Wzięła kilka głębszych wdechów i ze spokojem wypuściła powietrze, starając się skupić na zadaniu. Przede wszystkim chciała, aby był z niej dumny, jak zawsze. Nikt nigdy nie był w przeszłości, więc bardzo jej na tym zależało.

Przyjęła pozycję unosząc tarczę, aby się przyzwyczajać do jej używalności. Przeskoczyła parę razy z nogi na nogę, lustrując w międzyczasie postawę mężczyzny i szukając w niej słabych punktów, które mogła obrać za łatwy cel. W ostateczności jej spojrzenie spoczęło na jego twarzy, kiedy to posłała mu lekki uśmiech. Po chwili, gdy uznała, że jest już gotowa, wyskoczyła na niego unosząc miecz ku górze chcąc zaatakować bark mężczyzny. Zupełnie w ostatniej chwili, gdy już się zdawało, że Schultz sparuje ten mało finezyjny cios, dziewczyna schyliła się uginając nogi w kolanach i wspierając się na palcach jednej stopy zrobiła obrót, uderzając wojownika tarczą w nogę. Gdy metal zderzył się z jego mięśniami, dziewczyna szybko podniosła się do wyprostu i cofnęła parę kroków.
- Chcę porobić coś fajnego - zamarudziła nie opuszczając gardy i tym samym dając znak, że jeszcze nie skończyła części planu ostatniego treningu.

- Mieliśmy jeszcze z tym poczekać, Cass… - zażartował Rudiger uśmiechając się aby po chwili pokiwać głową z uznaniem i lekko rozmasować trafioną stalą nogę. - Zwykle na treningu wykonuje też sprinty i nieco truchtam. Jak to skończymy możemy pobiegać. - dodał wojownik zastanawiając się co mogłoby być ciekawe. Cassandra jęknęła z niezadowoleniem - Albo możemy też spróbować walki bez broni. Z tym, że musimy uważać podwójnie, bo nie mamy rękawic aby zmiękczyć ewentualne trafienia. Ja będę się tylko bronił, dobra? Tylko bez rzutów, zapasów, dźwigni… - to ostatnie Schultz dodał bojąc się, że w takiej bliskości z seksowną nastolatką dałby się ponieść chwili.

- Ojej, a nie możemy na przykład popatrzeć w gwiazdy? - spytała całkiem jak naiwna nastolatka, która zadurzyła się poraz pierwszy i rodzice zabraniają jej spotykać się z ukochanym nocą. Popatrzyła na niego zza tarczy i ponownie zaatakowała, tym razem jednak bez pasji i polotu, więc dla Rudigera był to cios bardzo łatwy do uniknięcia. Nie spodziewał się jednak tego, że po tym uniku, dziewczyna nie odczeka chwili tak jak zawsze miała w zwyczaju i zaatakuje go ponownie, uderzając drewnianą bronią w ramię. Zatrzymała się w tej pozycji i posłała mu uśmiech.

- Zagadujesz mnie po czym atakujesz… - uśmiechnął się wojownik. - Jeszcze chwila i popatrzymy na gwiazdy. - dodał spoglądając na chwilę w dość mocno zachmurzone niebo. - Nigdy tego nie robiłem. Jeszcze chwila wysiłku. Pokaż na ile cię stać. - ostatnie zdanie było pełne zadziorności. Rudiger szybko zamienił miejscami tarczę z mieczem.

- Zanieś mnie do pokoju to ci pokażę, na ile wysiłku mnie stać - odpowiedziała półżartem rzucając mu prowokujące spojrzenie i lekko zagryzła dolną wargę. Potem wycofała się o kilka kroków i poprawiła uścisk rękojeści w dłoni.

- Konradowi też pokazałaś po wczorajszym transporcie? - zapytał z zadziornym błyskiem w oku Rudiger. Pewnie Cassandra uważała, że był tak zajęty Eriką, że tego nie zauważył. Nic bardziej mylnego. Widział, ale podejrzewał, że do niczego nie dojdzie tak samo jak między nim a najemniczką.

- Pewnie. Nawet nie wiesz ile wysiłku wkładam w samotne zasypianie, kiedy ciebie nie ma obok! - poskarżyła się zadzierając nosa i unosząc brodę. Przyjęła pozycję obronną na znak, że jest gotowa kiwnęła tylko głową.
- Dziwię się, że zauważyłeś. Mało co nie zeżarłeś Eriki spojrzeniem - odgryzła się swoim uroczym, kobiecym głosem, w którym nie dało się wyczuć nawet cienia złośliwości. Cassandra była po prostu przesłodka.

- Taki już jestem. - odpowiedział z uśmiechem Rudiger. - Poświęcam swojemu rozmówcy całą uwagę. Tym bardziej tak dobrej, miłej osobie jak Erika. - dodał wojownik ruszając w kierunku dziewczyny.

- Najwyraźniej nie całą, skoro widziałeś… - wtrąciła Cassandra.

Jego pierwszy atak trafił w tarczę. Był bardzo silny. Cassie zdawało się, że drewniany miecz zaraz pęknie. Pasek tarczy szarpnął przedramieniem dziewczyny, ale był bardzo solidnie zamocowany. Kobieta czuła jak delikatnie ścierpło jej ramię. Miała wrażenie, że stopy przesunęły jej się lekko ku tyłowi.

- Takie albo mocniejsze ataki będzie ci serwował przeciwnik w trakcie walki na śmierć i życie. - powiedział Schultz atakując ponownie w tarczę, ale tym razem własną tarczą. Cassie stała stabilnie, ale mimo to musiała wykonać dwa solidne kroki w tył niemal się przewracając. Wypuściła głośno gwałtownie nabrane powietrze i zacisnęła mocno dłoń w której trzymała tarczę. Wiedziała, że gdyby Schultz chciał mógłby ją obalić, ale zabijaka dobrze szacował granicę, po której przekroczeniu zrobiłoby jej się nieprzyjemnie.

- Jestem z ciebie dumny Cassie. - powiedział Rudiger obniżając tarczę aby móc się dobrze przyjrzeć dziewczynie. Od razu zauważył, jak szeroko się uśmiechnęła - Trafiłaś mnie więcej razy niż zakładałem i sparowałaś więcej moich ciosów niż bym chciał. Świetnie. - zabijaka westchnął spoglądając w niebo. W międzyczasie dziewczyna dygnęła teatralnie - Nadal chcesz popatrzeć na gwiazdy? - zapytał opuszczając miecz i tarczę ku ziemi. Nastolatka podążyła w ślad za opuszczeniem broni i uniosła głowę patrząc w niebo nad ich głowami.
- Chyba trochę pochmurno, co? - zapytała całkiem poważnie, z wyczuwalnym spokojem w głosie.

- O tym samym pomyślałem. - odpowiedział Rudiger podchodząc do stołu i odkładając broń. Cassandra zaczęła odwiązywać tarczę, przywiązaną do jej przedramienia - To co? Kończymy? - zapytał z lekkim ociąganiem. - Zaraz przyślę Konrada aby cię wniósł na górę… - zaśmiał się wojownik, co spotkało się z rzuconym przez Cass w jego kierunku, gniewnym spojrzeniem.

- A co, ciebie już rączki bolą? Zmęczyłeś się? - zapytała z przekąsem i podeszła do stolika odkładając swoje zabawki. Westchnęła potężnie rozmasowując rękę, która teraz bolała, po uderzeniach Schultza.

- Przepraszam za te ostatnie ciosy Cassie. - powiedział Rudiger cicho podchodząc do kobiety i dołączając do masowania jej ramienia. Odwróciła głowę w jego kierunku, spoglądając na zmartwioną twarz Rudigera - Chciałem dać ci pokaz z jaką siłą możesz przyjąć na tarczę. W taki sposób można progresować w końcu nie czując wcześniej obalających nas ciosów. - Schultz spojrzał na Cassie z przeprosinami wymalowanymi na twarzy, a ta po prostu podarowała mu krótkiego całusa. - Co do mnie… - zaczął zabijaka szukając jej wzroku. - Zmęczyłem się tylko trochę, ale bardzo przyjemnie. Przegiąłem z czymś? - zapytał przyglądając się dziewczynie badawczo. Widać było, że zależało mu na niej, ale nie przywykł do cofania się lub chociaż przepraszania.

- No może tylko z tym Konradem - odpowiedziała bez cienia namysłu, zbywając ten poważny ton głosu i zastępując go swoim krótkim śmiechem. Położyła dłoń na policzku mężczyzny, odwracając się do niego przodem i przylegając do niego wilgotnym od potu ciałem. - I może trochę z tym nadstawianiem się, aby pokazać, że nie jestem taka zła - dodała jeszcze unosząc w uśmiechu kącik ust i zbliżając twarz do jego twarzy, szturchnęła nosem podbródek mężczyzny.

- Nie potrafię być dla ciebie taki surowy jak Wiktor dla mnie. - powiedział patrząc na Cass wojownik. - Jesteś dobra. Dużo lepsza niż się spodziewałem. - dodał Rudiger. - Patrząc na ciebie ludzie mogą sądzić, że nie jesteś w stanie nawet pomyśleć o walce. To może być twój olbrzymi atut. - Schultz zrobił zamyśloną minę jakby starając sobie coś przypomnieć. - W rodzinie mieliśmy gościa nazywanego “chudy”. Był szczupły, niewysoki, a jego dłonie delikatne. Nigdy nie podejrzewałem, że mógł kiedyś brać udział w jakiejkolwiek walce. Dwa tygodnie przed odejściem odkryłem, że był to najlepszy skrytobójca całej organizacji. Niepozorny, ze zdolnością do charakteryzacji. Taki “chłopiec do bicia”. Wygląd może być potężną bronią, Cassie. - mężczyzna starał się wyjaśnić kobiecie wysublimowane podejście, do którego byli zdolni ludzie mroczniejszej części miastowej społeczności. Miało to też swoje przełożenie na szeroko pojętą samoobronę. Niedocenienie przeciwnika to bardzo duży i często popełniany błąd.

Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu i mruknęła pojękując.
- Raaany, ale ty jesteś poważny! Przecież nie zeszliśmy jeszcze do tych kanałów - zamarudziła z uśmiechem chwytając go za rękę i unosząc nad swoją głową, zrobiła zgrabny obrót jak w tańcu.
- Nic mi nie będzie, nie przejmuj się. Mam dobrego nauczyciela - puściła mu oczko i wciąż trzymając jego dłoń odsunęła się na długość złączonych ich rąk,, aby móc się obkręcić tak, aby jego ręka oplotła ją w talii, a jej ciało wylądowało bokiem w stosunku do niego.
- Pocałuj mnie - mruknęła cicho unosząc głowę i patrząc ponad siebie na jego twarz.

Rudiger miał pewne obawy co do różnicy wieku jaka dzieliła go i Cassandrę. Byli na różnych etapach w życiu i wojownik miał podstawy uważać, że dla niej już zawsze będzie zbyt poważny, a nawet nudny, a ona dla niego zbyt swawolna i dziecięca. Schultz póki co nie dzielił się swoimi obawami z ukochaną. Chciał spróbować i miał nadzieję, że im się uda. Gdyby ktoś miał z tego układu odejść ze zbolałym sercem to wolałby aby to był on.

- Wedle życzenia. - powiedział z lekkim uśmiechem i przybliżył się do dziewczyny po chwili obejmując jej usta swoimi. Schultz nie spieszył się. Trzymając Cass za biodra powoli ją całował. Pocałunek był delikatny na tyle, że nastolatka mogła go w każdej chwili przerwać odchylając głowę do tyłu. Pasja z jaką dziewczyna odwzajemniła pocałunek zaprzeczał jednak temu, jakoby miała w ogóle zamiar się od niego oderwać. Cassandra rozwarła lekko usta pozwalając aby ich języki się zetknęły. W pewnym momencie wojownik docisnął swoje usta mocniej i zaczął gładzić jej język swoim. Muskała namiętnie jego ciepłe wargi, zaś rękę wplotła w jego ciemne włosy. Ramiona dziewczyny spięły się, kiedy wyciągnęła szyję, aby móc swobodnie kosztować tych słodkich pocałunków. Jej język gładził podniebienie i męskie usta, wdając się również w pożądliwy taniec z jego językiem i pogłębiając pocałunek jeszcze bardziej. Nastolatka poczuła jak w jednej chwili ogarnia ją czyste podniecenie, jak ciepło wędruje przez jej kruche ciało, zatapiając się mrowieniem po węwnętrznej stronie ud i w podbrzuszu. Jęknęła gardłowo, nie mając dość siły woli, aby chociaż zechcieć to przerwać. Jej smukła dłoń pogładziła jego bark, tors i brzuch, sukcesywnie zbliżając się do krocza mężczyzny.

Rudiger był o włos od zatracenia się w przyjemności i złamania słowa danego Cassie podczas treningu. Wojownik wiedział, że gdyby jej delikatna, ponętna dłoń powędrowała niżej - do jego krocza - nie dałby rady oprzeć się pokusie i wziąłby ją na miejscu. Zabijaka nie chciał aby jego pierwszy stosunek z Cass tak wyglądał. Na szybko, po zlaniu się potem, na tyłach karczemnego podwórza. Schultz wyobrażał sobie ich pierwszy raz jako coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Chciał aby Cassie czuła się kochana jak nigdy. Miejsce powinno być bezpieczne i intymne. Rudiger musiał dopilnować aby kobieta czuła się bezpieczna i cieszyła się chwilą, a nie zastanawiała ilu innych z wytrzeszczem i wzwodem ich obserwuje.

Wojownik walczył z rozsadzającym jego lędźwia pożądaniem w pewnym momencie bardzo powoli i delikatnie odsuwając się od Cass. Czuł, że jego przyrodzenie już dawno przestało słuchać poleceń. Spodnie w tamtej okolicy były napięte do granic. Rudiger delikatnie przechylił głowę odklejając z cichym mlaśnięciem usta od ust dziewczyny. Cassandra wiedziała, że to była próba ognia nawet dla tak opanowanego faceta jak on. Z resztą było to widać po jego mimice, mowie ciała i kształcie odznaczającym się z przodu jego spodni.

- Da się pani zaprosić na kolację? - zapytał wojownik patrząc Cass w oczy. - Oferuję smaczny posiłek, wino i taniec.

Początkowo dziewczyna spojrzała na niego z nieodgadnioną i pełną zdziwienia miną. Zatrzepotała rzęsami, przyglądając się mężczyźnie, a na jej policzkach wykwitły urocze rumieńce. Dopiero potem uśmiechnęła się wstydliwie i odwróciła wzrok. Dopiero po czasie zrozumiała ten nagły przeskok i zaproszenie.
- Może bez tych tańców - zmarszczyła nos zerkając na niego nieśmiało zza grzywki.
- Nie chcę by się na nas patrzyli, a zeszłego wieczoru wielu się przyglądało. - odpowiedziała i w końcu sama odsunęła się dając krok w tył i poprawiła rozczochrane włosy, jak i wymiętą koszulkę. - Trochę mi gorąco - wyznała próbując zbyć śmiechem swoje podniecenie i zaczęła wachlować twarz otwartymi dłońmi.

- Jeszcze chwile tak postójmy. - zasugerował wojownik kątem oka zerkając na swoje krocze. - Mi też jest gorąco. - dodał z lekkim uśmiechem. - Bez tańców. - pokiwał głową mężczyzna. - Z chęcią bym z tobą zjadł na osobności, ale wiadomo co od razu postronni pomyślą. Jak się czujesz po treningu? Jutro możesz być lekko obolała, ale to zupełnie normalne. - Schultz czuł jak bardzo powoli podniecenie z niego uchodziło. Urocza, wachlująca się nastolatka w wymiętej koszuli wcale nie przyśpieszała tego procesu.

Na sugestię wojownika, aby jeszcze chwilę tutaj pozostać, Cassandra zaśmiała się szczerze, odchylając przy tym lekko głowę do tyłu. Jej śmiech był szczery i naprawdę urokliwy, przywoływał na twarzy rozczulenie.
- Masz rację, trochę przesadziłam - przyznała opierając się pośladkami o stolik i wciąż próbując ochłonąć. Ledwo powstrzymywała się przed zerkaniem na jego nabrzmiałą męskość, mimo iż była ukryta pod skrawkiem materiału, to i tak to na nią działało.
- Wcale mnie nie obchodzi co inni sobie pomyślą o nas. Ludzi nie zmienisz, oni zawsze wiedzą lepiej - Cass podwinęła materiał koszuli i zaczęła się nim wachlować, odsłaniając przy tym szczupły brzuch i głębokie wcięcie w talii.
- Czuję się świetnie. Dziękuję - spojrzała na niego z wdzięcznością - To był dobrze spędzony czas, tym bardziej jeśli jutro naprawdę mamy zejść z tym Obrzydliwcem do kanałów! - wykrzywiła się nieznacznie i przewróciła oczami.
- Za niego też dziękuję… Że stanąłeś w mojej obronie. To było naprawdę miłe. I podniecające.

- Mi również się bardzo podobało. - powiedział z uśmiechem wojownik uprzedzając jakiekolwiek pytanie Cassandry. - Weckerem się nie przejmuj. Już nie spróbuje cię obrazić. - na samo wspomnienie kanalarza barki mężczyzny się spięły ukazując liczne prążki i kilka dodatkowych żył. - Nie musisz za to dziękować. Nie zrobiłem nic specjalnego. Mogłem mu coś zrobić, ale nie chciałem mieć nieprzyjemności u straży i mieszać ciebie w jakieś jatki. - Schultz uśmiechnął się jak przyłapany na czymś nieodpowiednim. - Zbieramy się powoli do środka? - zapytał z przyjemnością zerkając na seksowny brzuch dziewczyny.

- Już umiem walczyć, teraz możemy razem rozkręcać burdy - rzuciła żartem śmiejąc się pod nosem na swój kobiecy, czarujący sposób. - Ale teraz to chyba powinniśmy się umyć, a na pewno ja. Nie wejdę w tym stroju na salę pełną zaślinionych pijaków… - Cass zmrużyła oczy i spojrzała na Rudigera - No chyba, że chcesz się mną pochwalić to możemy iść tak jak jestem.

- Oczywiście, że się umyjemy Cassie. - powiedział Rudiger z uśmiechem. - Nie chciałbym cię katować wiadomym zapachem. - zaśmiał się. - Z twoją urodą nie mamy szans uniknąć gapiów. - westchnął wojownik udając smutny głos. - Taka młoda, śliczna, seksowna kobieta z melodyjnym głosem… - zabijaka spojrzał na nastolatkę z uśmiechem. - Chodź. Niech mi zazdroszczą.

Cassandra zachichotała szczerze rozbawiona i wyciągnęła rączkę w kierunku mężczyzny, aby ten ją pochwycił w swym męskim uścisku.
- Musimy jeszcze tylko zabrać nasze zabawki - dodała mrużąc oczy i uśmiechając się promiennie. - Może widząc cię z takim wyposażeniem będą zazdrościć tylko po cichu - mrugnęła do niego szmaragdowym oczkiem i wesoło pochwyciła za rękę. Bardzo chciała znów go pocałować, ale była pewna, że będzie tak samo jak poprzednim razem. Tylko z tego powodu zdołała się powstrzymać.



Middenheim, Stary Kwartał
Eksploracja kanałów

Nim ruszyli na spotkanie z “Panem Oblechem”, Cass poprosiła Rudigera o pomoc w założeniu najbrzydszej rzeczy, jaką przyszło jej kupić w tym żywocie; a mianowicie skórzanego kaftana. Ponieważ mężczyzna martwił się o jej życie i zdrowie, Cassandra postanowiła chronić się pancerzem, aby nieco uspokoić ukochanego. Tak bardzo jej na nim zależało, że mogła nawet ubrać ten wstrętny strój, a później jeszcze gorszy ubiór, jaki im przydzielono ze straży. Mimo stroju dziewczyna wciąż kroczyła dumnie z uniesioną głową i zadartym nosem, nie dając po sobie poznać, że ta wyprawa przyprawia ją o mdłości, gdy tylko o niej pomyśli. Była to najgorsza rzecz w życiu, jaką zrobiła, a do której nikt tak naprawdę jej nie zmusił, pośrednio ani bezpośrednio. Nie jęknęła, nie zamarudziła, a gdy spotkali Weckera i jego parszywe łapsko wyciągnięte po monety, miała ochotę mu tam napluć i zatuptać go księżniczkowymi razami na śmierć! Powstrzymała się tylko dlatego, że jeszcze przed snem marząc o Schultzu dotarło do niej, że nie jest już tylko zagubioną dziewczyną, teraz może być spełnioną kobietą! Jednak by nią się stać, musiała zmienić nieco swoje zachowanie, przynajmniej pod publikę. Była więc dumna i milcząca, nie pokazująca słabości, twardo stąpająca po chodniczku wybudowanym na skraju rwącego potoku, śmierdzących ścieków!

Tak też właśnie szła, przemierzając z kocią gracją królestwo szczurów i łajna, a kiedy minęła gówno, z którego wczoraj wyciągnęła bełt, teatralnie mu się ukłoniła. Nie odważyła się jednak otworzyć ust z obawy, że rozległy odór szamba wpadnie do jej ust i będzie go musiała przegryźć, połknąć i jeszcze udawać, że wszystko jest w porządku i nic się nie stało. Tak naprawdę to działo się wiele i tylko dzięki słabej sile woli zdołała się nie popłakać, choć gryzące nozdrza aromaty wyciskały z jej pięknych oczu łzy. Ciężko jej było uwierzyć, że maska którą miała na twarzy, była barierą przeciwko zapachom kanalizacji. Mimo swych wątpliwości, nie odważyła się jednak podjąć ryzyka i przetestować, czy intensywność bez niej będzie taka sama czy zgoła inna. Wiele było można powiedzieć o odwadze Cassandry, o jej determinacji oraz grach pozorów, jednakże nawet silny i brutalny zabijaka, nie był w stanie wyplenić z jej wnętrza odruchu bycia księżniczką.

Cassandra próbowała się skupić, z ledwością powstrzymując wymioty. Wcale nie dziwiła się Gerwazemu, że tak silnie reagował, jej też niewiele brakowało do tego, jednak zdołała udowodnić, jaka z niej twardzielka. Wzrok skoncentrowała na różnych bibelotach dryfujących między wczorajszym a dzisiejszym kałem. Miała dziwne wrażenie, że gdyby do reszty oddała się obserwacji płynących z prądem różności, w końcu zdołałaby nawet dojrzeć czyjś oderżnięty w ramach porachunków łeb, a być może nawet ucięte w torturach ludzkie paliczki. Choć mogłoby się zdawać, że brutalność, krew i rozczłonkowane ciała sprawią, że dziewczyna omdleje, ta była przyzwyczajona do takich sytuacji. W Nuln było to jak codzienność, szczególnie w dzielnicy, którą zamieszkiwała. Poza tym jej klienci to w większości byli brutale i podróżnicy, bardzo rzadko zdarzało jej się, że trafiła na nieśmiałego prawiczka, albo grajka z rozbujałym ego, który myślał, że może mieć każdą, a w ostateczności musiał płacić, aby móc zamoczyć swojego smutnego korniszona. Większość historii jakimi ją raczyli, tyczyła się rozpłatywania, cięcia, mordowania, torturowania i wielu innych okropieństw, które po czasie stały się codziennością; a jeszcze jak klient ją zabrał by mu towarzyszyła w jakichś lochach, bo miał fantazje, to nawet widziała jak ucinają jednemu mężczyźnie nogę piłą. Jego przeraźliwy i zbolały jęk mieszał się z pojękiwaniem posuwanej przez napakowanego Norsmena Cassandry. Może mężczyźni z Norski nie byli zbyt okrzesani, za to naprawdę dobrze płacili.

Ku ogromnemu niezadowoleniu nastolatki, wędrówka kanałami ciągnęła się w nieskończoność. Odór stał się już zapachem domowego ogniska, a płynące ścieki były nudne i nawet pływające w nich duperele straciły zainteresowanie Cassie. Po prostu szła, nie mogąc nawet do nikogo się odezwać, ani zwrócić na siebie uwagi, ani też chwycić Schultza za rękę. Czuła się nieswojo, nie będąc w centrum uwagi i idąc gęsiego, a w dodatku za nią lazł ten głupi strażnik, który wczoraj tak ją obraził! Miała ochotę go ofukać jak
intruza i wroga publicznego numer dwa - bo numer jeden był przewodnikiem. Nie mniej jednak jak dało się zauważyć, najgorsze parszywce pracowały dla tej rzekomo “dobrej” strony, prawo, stróże i takie tam pierdoły, kobieta już dawno przestała wierzyć w sprawiedliwość i może tylko dzięki Wiktorowi, poczuła jego namiastkę.
Wspomnienie nie bolało już tak, jak wtedy nim powiedziała o tym Rudigerowi. Być może potrzebowała w końcu zaakceptować to, co było i powiedzieć o tym komuś, poczuć współczucie, troskę i ciepło, odrzucić lęki i irracjonalne poczucie winy. Pragnęła być “kimś” a zawsze czuła się “nikim”. Teraz miała wrażenie, że dzięki wojownikowi, to pomału się zmienia.

Po dwóch miesiącach, sześćdziesięciu dniach, tysiąc czterysta czterdziestu godzinach i osiemdziesiąt sześć tysięcy czterdziestu minutach - w przeliczeniu Cassandry to były właśnie te trzy godziny - grupa pod wodzą przewodnika “Pana Oblecha” dotarła do okrągłej, długiej i niewiele wyższej od Cassie, wyrwie w ścianie. Tunel wyglądał na wydziobany z zamysłem i planem, jakby komuś był potrzebny i miał służyć, co od razu na myśl dziewczyny przywiodło te opowieści o chodzących szczurach. Nie odzywała się jednak wciąż, zachowując pozory twardej zawodniczki i niewzruszonej podróżniczki ostępów ściekowych. Wszyscy prócz Pana Oblecha ruszyli tunelem, cicho i zgrabnie, aby nie wywołać zbędnego hałasu. Ruch ten okazał się strzałem w dziesiątkę, gdyż na końcu tunelu Cassandra dostrzegła poraz pierwszy w swym życiu wspomnianego wielokrotnie Skavena! Oczy rozwarły jej się z ekscytacji, gdyby mogła to zaczęłaby przebierać nóżkami i szarpać Rudiego za płaszcz. Była jednak “poważną i dojrzałą kobietą”, więc jedyne co zrobiła, to zacisnęła kciuki, aby plan jej przyjaciół się udał i tym razem strzałem w dziesiątkę był grot wbijający się w czaszkę wrogiego gryzonia.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 12-09-2019, 20:33   #78
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Thumbs up Dziękuję za dialog Nami

Gospoda “Pod Kulawym Psem”
Poranek z Sarenką

Już z samego rana, nim Schultz zdołał otworzyć oczy i zwlec się z łóżka, do jego pokoju wparowała podekscytowana Cassandra. Dziewczyna z finezją rozwarła drzwi na oścież, a potem wzięła rozpęd i z gracją jak i zwinnością kota, wskoczyła mężczyźnie do łóżka, siadając na zaskoczonym wojowniku okrakiem. Jej promienny uśmiech wstał wcześniej niż słońce, które ledwo wychyliło swój łeb ku wschodowi. Młódka podskoczyła siedząc na biodrach mężczyzny. Ubrana była w zwykłą halkę, ale to wciąż lepiej, niż jakby miała paradować nago.

- Dzień dobry - zaćwierkała wesoło, acz nie za głośno, aby nie robić zbędnego rabanu. Nachyliła się szybko jak dziobiący ziarna kurczak, aby ucałować Rudiego w usta i wyprostowała się z powrotem. Podskoczyła jeszcze kilka razy przygniatając go swoim lekkim ciałem.

- Dzień dobry. - odpowiedział wojownik z uśmiechem po czym zaczął rozedrganymi dłońmi szukać na ciele Cassandry łaskotek. - Widzę, że przed wyprawą do podziemi nadal jesteś w dobrym humorze. - powiedział po chwili poszukiwań łapiąc delikatnie dziewczynę i obalając ją na całkiem miękkie łóżko samemu podnosząc się na kolana i w pochylonej pozycji szukając dalej wrażliwych na łaskotki miejsc. Mimo iż taka sytuacja była dla wojownika nowością to Schultz zachowywał się całkiem naturalnie, bez spinania się.

Cassie trzymała obie ręce za plecami, starając się zachować kamienną postawę. Zaciskała na zmianę powieki i szczękę, uśmiechając się przy tym krzywo i robiąc przeróżne grymasy. Powalenie jej na łóżko było jak rzut workiem pełnym piór, a dla Schultza nie było to nawet porównywalne z rozgrzewką przed treningiem. Dziewczyna zaczęła wić się na łóżku jak węgorz i pewnie gdyby nie wczesna pora, roześmiałaby się gromko. Potrafiła jednak się powstrzymać, choć wciąż broniła przewracając się z boku na bok i próbując obronić się przed atakami jedną ręką.

- Przestań! No weź! - choć bardzo starała się nie być głośno, półszept był już bardziej słyszalny niż poranne “dzień dobry”. Jej chude, długie nogi wierzgały w powietrzu, przez co halka już niemal uniosła się aż pod piersi. W końcu dziewczyna wyciągnęła zza pleców zwinięty kaftan, który zakupiła przy okazji nabycia sukienki.

- Poddaję się! Jestem twoja, tylko już skończ nooo! - zarechotała ściskając usta aby nie wydobywać z siebie zbyt wielu dźwięków, a na koniec zdzieliła go w łeb trzymanym w ręku skórzanym elementem pancerza.


Rudiger korzystając z tego, że Konrad wstał tego dnia wcześniej pozwolił sobie na nieco mniej wstrzemięźliwe zachowanie. Kiedy Cass uderzyła go kaftanem mężczyzna zaśmiał się po czym przekulał zręcznie, wstał i znowu złapał Cassandre pod boki po chwili unosząc ją lekko niczym małe dziecko. Jej ciało zbliżył do własnego. Kobieta złapała go za szyję aby nie polecieć plecami do tyłu, a zabijaka złapał ją lewą ręką za nogi splecione za jego plecami. Schultz zrobił kilka kroków po pokoju po czym delikatnie klepnął dziewczynę wolną ręką trzykrotnie w pośladki.

- Kara za atak na śledczego Miasta Białego Wilka. - powiedział z uśmiechem po chwili zbliżając swoją twarz do twarzy Cassie i całując ją krótko. Dziewczyna nawet nie zdążyła zareagować. - Następnym razem podejmiemy bardziej rygorystyczne kroki, zrozumiała pani? - zapytał podchodząc do stolika i sadzając nastolatkę na blacie. - Bardziej radykalne…

Cassandra nie spodziewała się po nim aż takiej reakcji. Zaskoczył ją, ale pozytywnie. O ile wirując po pokoju z nogami splecionymi wokół jego pasa śmiała się i piszczała, tak kiedy posadził ją na blacie i nachylił szepcząc, jej odczucia lekko się zmieniły. Uśmiech wciąż nie schodził z jej młodej buzi, a szczęście i radość widoczne były nawet w zielonej głębi jej oczu. Zamarła na chwile będąc tak blisko niego, czuła słodki rytm własnego serca i narastające w niej ciepło jak i ukłucia podniecenia.

- Więc następnym razem zaryzykuję bardziej, bo jest Pan bardzo kuszącym śledczym - mruknęła kobieco nie odrywając od niego spojrzenia. Naprawdę z dnia na dzień podobał jej się jeszcze bardziej. Przez tę intymną bliskość zapomniała już po co tak naprawdę przyszła.

- Oby się pani opłaciło. - uśmiechnął się wojownik nachylając się nad Cassandrą i sięgając daleko za jej plecy. Po chwili niemal zetknął się z nią ustami jednak po kilku sekundach zaczął się powoli oddalać. W rękach miał jego ubranie ułożone wcześniej na stole daleko za dziewczyną. Wojownik zaczął powoli ubierać spodnie, później koszulkę. - Jak ci się spało, skarbie? - zapytał zabijaka sięgając po swoją ćwiekowaną skórznie.

Kobieta zmrużyła oczy jakby z gniewem, kiedy wykonał ten podstępny ruch. Mimo wszystko ciśnienie nie zdążyło jeszcze w pełni z niej ulecieć. Siedziała i patrzyła, jak się ubiera, sama nie będąc ubraną nawet w połowie. Bielizna to jednak było trochę mało.

- Lepiej niż zazwyczaj - odpowiedziała starając się uspokoić swoje myśli i serce. Siedząc na stoliku zaczęła machać nóżkami. Była zbyt niska, aby sięgnąć nimi swobodnie do podłogi. Chwilę jeszcze nie wiedziała, jak powrócić do codziennych i zwykłych rozmów. Odkąd wyznał jej swoje uczucia, był jedyną osobą, która tak silnie na nią działała. Nieświadomie uśmiechała się lekko pod nosem, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia i swoich myśli.

Wojownik ubierając skórznie, której ćwieki lśniły po niedawnym czyszczeniu, przyglądał się swojej partnerce w lekkim zamyśleniu. Nie mówił nic dając dojść do głosu skórzanym pasom trzymającym jego pancerz na miejscu. Dziewczyna musiała przyznać, że zbroja przyjemnie opinała się na jego muskulaturze, choć i tak wolała go nago. Kiedy ćwiekowana skóra trafiła na swoje miejsce Schultz usiadł obok Cassie na stole po chwili dopasowując do swoich stóp wysokie, skórzane buty. Będąc w pełni ubranym wojownik nagle podskoczył do stołu unosząc nastolatkę i przenosząc ją na łóżko, na którym stojąc Cassie była nieznacznie wyższa od niego. Całkiem bawił ją fakt, że nosi ją sobie jak jakiś podróżny plecak.

- Pomóc się panience ubrać? - zapytał trzymając jej wąską talię i spoglądając na skórzany kaftan, który dziewczyna nabyła niedawno. - Kaftanik jest, bielizna jest, a gdzie karwasze i reszta? - zapytał udając surowe spojrzenie zabijaka.

Cassandra otworzyła szerzej oczy, czując jak materac łóżka ugina się pod jej małymi stópkami.
- Ale ja tylko tego świństwa nie umiem! - rzuciła obronnym tonem napełniając policzki powietrzem, które po chwili wypuściła z głośnym wydechem. - Twoja przyszła żona jest na tyle utalentowana, że ładne rzeczy zakłada samodzielnie, a te brzydsze jakoś gorzej. I tym oto sposobem przybyłam tutaj tylko o z tym - wskazała paluszkiem na leżący kaftan, który został na łóżku po tym, jak Schultz oberwał nim w łeb. - Tego nie wiem jak, dziwne jest jakieś. Reszta to łatwe, karwasze jak biżuteria - uśmiechnęła się ładnie opierając dłonie o jego barki, aby się nie kiwnąć z tego łóżka i nie przygrzmocić w podłogę.

- Moja przyszła żona będzie zatem miała niesamowite szczęście, bo jestem ekspertem od paskudnych i praktycznych rzeczy. - powiedział uśmiechając się Schultz po chwili sięgając po leżący na łóżku kaftan. - Nigdy nie widziałem tak malutkiego rozmiaru… - zdziwił się mężczyzna przykładając element zbroi do swojej klatki piersiowej. - Tylko jak to było… - Rudiger zaczął kręcić kaftanem przykładając go delikatnie raz do jednej ręki, raz do nogi, raz do boku Cassandry. Dziewczynę przeszedł przyjemny dreszcz kiedy rozgrzana skóra dłoni zabijaki przesuwała się po jej delikatnym ciele. - Jesteś pewna, że to co ci sprzedali to kaftan? - zapytał spoglądając na Cassie rozbawiony.

- Mam wrażenie, że bardziej chcesz mnie rozebrać niż ubrać - odpowiedziała przechylając głowę na bok i spoglądając podejrzliwie na mężczyznę. Co prawda jego próby dopasowania pancerza do jej ciała i pytanie ją bawiły, ale nie była pewna czy on na pewno żartuje, czy może jednak do czegoś zmierza.

- Pan sprzedawca był dla mnie bardzo miły i jestem pewna, że to to. Poza tym zaczepiłam jakiegoś mięśniaka i choć mu prawie oczy wyszły na wierzch, to potwierdził i powiedział kupcowi, że jak spróbuje mnie oszukać, to mu rozkwasi ryj - Cassandra dumnie wypięła swoje skromne piersi i zadarła nosek. Emanowała pewnością siebie.

- Skąd podejrzenie, że chciałbym cię pozbawić tej ślicznej halki, skarbie? - zapytał zabijaka przykładając kaftan przyjemną, miękką podszewką do ciała Cassandry. - Już cię ubieram. - wytłumaczył mężczyzna dopasowując pancerz i sprawdzając pasy mocujące. - Jak bym przeginał z żartami to tylko dlatego, że nieco zardzewiałem pod tym względem, Cassie. - Rudiger powoli, ostrożnie ubierał nastolatkę upewniając się, że pancerz będzie dobrze leżał i nie przemieści się w trakcie ewentualnej walki. Schultz odnosił wrażenie, że Erika swobodniej znosiła jego dziwne poczucie humoru. Zrzucał to jednak na różnicę wieku jego i Cass. Przebywanie w wesołym towarzystwie nastolatki było dla niego przyjemne i rozluźniające. Widział w tym same superlatywy, bo czuł się rześko i młodo równocześnie będąc czujnym i gotowym do działania gdyby jednak musiał bronić życia jej lub pozostałych. - I jak się w tym czujesz? Nie jest za ciasny? - zapytał kiedy skończył mocować kaftan.

- Coś ty! Uwielbiam twoje żarty - odpowiedziała niemal błyskawicznie i tylko posłała mu całusa, gdyż wolała się nie ruszać, podczas gdy mężczyzna ją ubierał. Jej uśmiech jednak potwierdzał, że mówi prawdę i tylko prawdę, i że naprawdę jest przeszczęśliwa.

- Dawno tak świetnie nie spędzałam każdej wolnej chwili - przyznała pozwalając, aby obrzydliwy i totalnie niestylowy kaftan spoczął na jej ciele. Rudiger był bardzo delikatny w ubieraniu kobiety. Uniosła ręce aby dać mu swobodny dostęp do skórzanych pasków.

- Zawsze potrafisz mnie rozbawić. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała możliwość i powód, by tyle się śmiać. - dodała a gdy skończył zapinać kaftan na jej ciele, w końcu mogła nachylić się i pocałować go przynajmniej w czoło. - Jest idealnie. Ty jesteś idealny - zarzuciła ręce na jego ramiona uśmiechając się lekko i patrząc na niego czule.

- Cieszę się, Cassie. - powiedział wojownik chwytając ją i przenosząc delikatnie na ziemię. - Ja też jestem przy tobie szczęśliwy. - dodał kładąc swoje ręce na bokach jej talii. - I nie jestem idealny, ale wiem dlaczego tak uważasz… - wytłumaczył jej z lekkim uśmiechem. - Dzieje się tak, bo zawsze idealizujemy ukochane osoby, a ich ewentualne wady nie mają dla nas znaczenia. Wiem, że bywam szorstki w obyciu, czasem rzucam nieładnym słowem i stawiam rozwój ciała chyba trochę za wysoko w priorytetach. - westchnął wojownik. - Ty za to jesteś naprawdę idealna. - powiedział energicznie całując ją w czoło. - Nie zmieniaj się skarbie. Z tych ładniejszych rzeczy nie zapomnij o karwaszach. - dodał z uśmiechem delikatnie klepiąc ją w ubrany kaftanik.

Cass słuchała go z zadumą jakby był jednym z największych uczonych w całym Starym Świecie. Wierzyła, że to co mówi musi być prawdą. Był w końcu bardziej od niej doświadczony i bez wątpienia starszy, a więc więcej też przeżył i doświadczył. Być może nawet kiedyś kogoś kochał tak samo jak teraz ją, to tłumaczyłoby jego słowa i pewność ich wypowiadania. Gdy skończył, ucałowała go czule z ledwością sięgając do jego ust. Musiała stanąć na palcach i wyciągnąć szyję, aby jej się to udało. Pocałunek był jednak krótki, nie wzbudzający podniecenia i nie próbujący skusić na coś więcej.

- Kiedyś chyba się zmienię, tak trochę - uniosła w uśmiechu prawy kącik ust i zmrużyła jedno oko, jakby chciała zaznaczyć, że nie nastąpi to z premedytacją. - Dorosnę, wiesz? Nie jestem chyba aż tak dojrzała jak myślałeś. Erika jest, ja choć nie jestem już dzieckiem, to wciąż mniej przeżyłam. Może powinnam ci wcześniej powiedzieć, że nie pamiętam więcej niż piętnastu zim. - pogładziła dłonią jego skroń, chcąc obserwować zmieniającą się mimikę jego twarzy.

- Nie wyglądasz na więcej, Cassie. - powiedział Rudiger spokojnie i bez paniki na twarzy. - Jesteś nawet zbyt dojrzała jak na swój wiek. - uśmiechnął się wojownik. - Wiedząc ile przeszłaś nie potrafiłbym traktować cię jak dziecko, wiesz? - dodał Schultz delikatnie pochylając głowę. - Myślałaś, że się wystraszę twojego wieku? - zapytał unosząc jedną brew. - Mam świadomość, że dorośniesz. Nie śpiesz się z tym, dobra? - poprosił zabijaka. - Chcę się nacieszyć młódką zanim stanie się stara i nudna, jak ja. - zaśmiał się mężczyzna z trudem odgrywając się od dziewczyny. Cassandra zauważyła, że jego ekwipunek był złożony w kącie pomieszczenia. Tarcza, miecz, stalowa rękawica i plecak. Wszystko było czyste i równo ułożone. Jak na wojownika, który musiał walczyć nie szablonowo i zaskakiwać przeciwnika Schultz był dość pedantyczny.

Cassandra zaśmiała się wesoło, tylko na moment zerknąwszy na ekwipunek swojego “przyszłego męża”. Skoro nie zaprzeczył tym słowom, teraz będzie lubiła tak o nim myśleć. Choć wciąż nie była zainteresowana wszelakimi bitwami i walką, uważała że w sprawnych rękach Schultza było to bardzo pociągające.

- Nigdy nie będę stara i nudna! - zapewniła go z niezwykłą pewnością siebie. Była niezadowolona, że się od niej oderwał, ale czas ich naglił i nie był to dobry moment na samotne pogaduszki o wszystkim i o niczym, a jedyny wspólny spacer, jaki mieli w planach, to spacer po kanałach, wśród ścieków wielkiego miasta. Taki tam romantyzm.

- I ty też nie jesteś - dodała po chwili posyłając mu uśmiech - Ani stary, ani tym bardziej nudny! Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy, jeszcze niedawno niemal nie popłakałam się ze śmiechu - pokiwała głową jakby z uznaniem dla jego kunsztu humorystyki i zabaw. Byłby cudownym ojcem.

Rudiger obrócił się w jej kierunku z uśmiechem i zręcznym ukłonem. Po chwili w pochwie u jego pasa wylądował miecz. Za pas trafiła lśniąca, okuta rękawica, a tarcza wraz z plecakiem znalazły miejsce na plecach. Schultz podszedł do kobiety powoli po drodze upewniając się, że wszystko zabrał. Kiedy znalazł się przy kobiecie złapał ją za rękę gładząc ją delikatnie i czule po knykciach.

- Jak skończymy to śledztwo, a ty nadal będziesz mną zainteresowana spędzimy razem trochę więcej czasu... - powiedział cicho i gardłowo, a jego szorstki zwykle głos brzmiał ciepło i przyjemnie.

- Oczywiście, że będę zainteresowana! - odpowiedziała ze znaną energią i nie szczędząc uczuć, rzuciła się na Rudigera obejmując go za szyję i przytulając się do niego mocno. Choć ubrany nie był już tak wygodny jak wcześniej, to i tak nie puściła uścisku. - Jeśli nie będziesz miał mnie dość i ci się nie znudzę lub nie uznasz mnie za zbytnie dziecko, to nic nas nie rozdzieli - ucałowała go w szyję, jeszcze chwilę tak wisząc w ciepłym uścisku.

- Chyba głupio wyglądam w halce i kaftanie, co? - rzuciła z lekkim śmiechem w głosie, wyobrażając sobie jak wychodzi w takim ubiorze do jakiejś bitwy i biegnie w halce przez bagna i rozlaną wokół juchę.

- Jesteś najpiękniejszą kobietą w halce i kaftanie jaką widziałem w życiu. - uśmiechnął się Rudiger, a ona ukryła roześmianą buzię w zagłębieniu jego szyi. - I nigdy mi się nie znudzisz! Co do dziecka sama mówiłaś, że dorośniesz, a ja słynę z cierpliwości…- zaśmiał się wojownik. - Chodź ubrać te ładniejsze rzeczy. - puścił jej oko zabijaka. - Popilnuję aby nikt nie podglądał.

Cassandra uśmiechnęła się szczerze i odkleiła od niego. Podskoczyła lekko i klasnęła w dłonie z entuzjazmem, a po chwili już trzymała jego rękę i ciągnęła w stronę wyjścia.

- Ja nie mam cierpliwości, tak jakbyś kiedyś się zastanawiał i jeszcze nie zauważył. Płynę z prądem! - pokazała mu czubek języka i w podskokach wyciągnęła z pokoju, który następnie został zamknięty na klucz.

Śniadanie tamtego dnia nie należało do szczególnie długich i przepełnionych dialogiem. Wszyscy zapewne mieli już w głowach wizję przeprawy kanałowej, której kres ciężko było przewidzieć. Schultz bywał już w kanałach jednak nigdy nic w nich nie szukał. W jego przeszłości podziemny rynsztok był niezwykle przydatny w trakcie pozbywania się różnorakich przedmiotów. Od dowodów w jakiejś sabotowanej sprawie, poprzez kończyny uzyskane w trakcie tortur rodziny przestępczej, aż po całe ciała pechowców, którzy owej rodzinie podpadli.

Nie trzeba było być spostrzegawczym niczym Konrad aby zauważyć, że Rudiger wstał w wyśmienitym nastroju. Wojownik, mimo swego twardego podejścia, był tamtego ranka nastawiony niezwykle pozytywnie wyrażając się o sprawie w samych przyjemnych barwach. Na swojej drodze widział jedynie sukces zakończony śmiercią albo pojmaniem winnych śmierci kapłana Skavenów. Dla nikogo z obecnych nie było tajemnicą, że między Schultzem a Cassandrą do czegoś musiało dojść, bo od dnia poprzedniego para była niemal nierozłączna. Ona śmiała się jak nigdy, a on był wyluzowany i spokojny. W towarzystwie wojownik zachowywał pewną wstrzemięźliwość, ale bez krępacji prowadzał się z nastolatką za rękę, od czasu do czasu posyłając jej uśmiech.

Po śniadaniu wojownik musiał chwilę się rozruszać. Tamtego dnia pominął cięższy trening chcąc być maksymalnie sprawnym i wypoczętym gdyby w kanałach doszło do jakiegoś starcia. Z tyłu głowy miał nie tylko cel jakim było namierzenie morderców, ale też konieczność zadbania o bezpieczeństwo wszystkich, a szczególnie Cassandry. Dziewczyna po ich wieczornym treningu, z nowym pancerzem, tarczą i włócznią mogła poczuć się pewniej i to jego zadaniem było aby ktoś z niej tej pewności nie wyrwał razem z jej pełnym uczuć i dobrych intencji sercem.

Rudiger nie wzdrygnął się kiedy Heinrich polecił wszystkim ubrać wysokie kalosze, maskę, długi płaszcz i rękawice. Zabijaka był zdeterminowany odstawić na bok wszelkie niewygody i znaleźć plusy w całej sytuacji. Nie było to takie łatwe, szczególnie czując bliskość tak nieprzyjemnego typa jak Wecker. Kanalarz wyglądał paskudnie, ale mógł się okazać nieocenionym wsparciem logistycznym. Schultz nigdy nie zdecydowałby się zejść w tamtejszy syf bez przewodnika. To mogłaby być pewna śmierć.

Rudiger nie czuł wyrzutów kiedy dawał – zdawało się jeszcze nie do końca trzeźwemu – kanalarzowi obiecane 6 srebrników. Rzezimieszek wiedział, że pracując w takich warunkach facet zdecydowanie wolałby siedzieć tamtego popołudnia w barze i chlać tamtejsze szczyny. Nie dziwił mu się. Szyk pochodu wojownik zdecydował się dopasować do umiejętności zespołu i chociaż nie chciał nikomu rozkazywać – nie daj Myrmidio jeszcze Erika pomyślałaby, że podejmuje kolejną próbę stania się ich nieodznaczonym dowódcą – to ekipa szła w idealnym dla niego ustawieniu. Za plecami Schultz miał Cassie oraz Glaubera z latarnią. W jego umyśle malował się obraz oblizującego się strażnika z radością obłapiającego w myślach jego ukochaną. Zabijaka obracał się dość często do Cassie dając jej namacalne dowody swojej obecności, wsparcia i zadowolenia. Nastolatka wiedziała, że był z niej dumny. Dziewczyna nie dość, że zeszła tutaj z pozostałymi, to jeszcze dzierżyła broń i tarczę biorąc nawet pod uwagę ich użycie.

Wojownik nie obawiał się smrodu kiedy szedł chodnikiem prowadzącym do metalowej drabiny będącej swoistym przejściem do kanałów właściwych. Na dole mężczyzna musiał wygrać walkę ze smrodem, który początkowo przypominał o sobie dość często jednak z czasem organizm przyzwyczajał się do panujących w królestwie Weckera warunków. Schultz nie chciał powtórzyć gestu Gerwazego, który niemal wyrzucił z żołądka wszystko co zjadł na śniadanie. Nie mógł tego zrobić, bo to z pewnością zmusiłoby do tego samego idącą za nim Cassie, a może nawet Konrada czy Erikę idących przed zabijaką.

Poruszając się łukowatym korytarzem wojownik co jakiś czas upewniał się, że wszystko w otoczeniu było jak należy i nie padną zaraz ofiarami zasadzki. Śmieci płynące ściekiem nie interesowały go chociaż wiedział, że tutejszy świat przestępczy – zupełnie jak w Nuln - również lubował się w wyrzucaniu do kanałów wszelkich dowodów zbrodni. Z resztą to nie były jedyne przedmioty, które płynęły z śmierdzącym nurtem. Wojownik nie mógł co jakiś czas nie spojrzeć na nastolatkę, której zachowanie w kanałach go zadziwiało. Ona naprawdę się starała, a Schultz nie był kimś kto by takich starań nie docenił. Rzezimieszek wiedział, że Cass nie było łatwo, ale sił dodawała jej zapewne postawa Eriki, którą nastolatka podziwiała za liczne przywary wojowniczki.

Po trzech długich godzinach Schultz nie miał już tak dobrego humoru jak rano, ale siły nadal go nie opuszczały. Nie narzekałby nawet szukając wskazówek dwa razy dłużej. Taki już był. Normalnie cenił sobie wygodny takie jak ciepła kąpiel, pyszne żarcie i dobry trunek jednak kiedy skupił się na pracy był nieustępliwy i dokładny. Dlatego pożegnanie go przez społeczność przestępczą Miasta Twierdzy nie było zbyt łatwym dla głów rodziny Huyderman. Tunel, który odkryli śledczy budził w zabijace nadzieję na kolejny trop prowadzący do olbrzymich, paskudnych szczurów.

Skaven, który ukazał się oczom podróżników był żywym dowodem na prawdziwość gawęd jakie słyszało się po tawernach. Uzbrojony w krótki miecz posiadacz czerwonych oczu i długich kłów nie był świadom obecności grupy śledczej. Rudiger przyjrzał się niemej komunikacji pozostałych. Konrad, Erika, Heinrich i Gerwazy chcieli strzelić do mutanta aby ten nie zdążył zaalarmować kogokolwiek rogiem sygnałowym wiszącym na szyi potwora. Schultz miał plan aby przejść na przód pochodu i czekać w pochylonej pozycji, która dawała innym wystarczającą widoczność do oddania strzałów. Gdyby grupa miała pecha i Skaven by nie padł to Rudiger mógłby zaszarżować i spróbować ubić potwora mieczem zanim ten zadmie w róg.


Zanim Schultz zajął się wykonaniem swojego planu zatrzymał się chwilę przy Cassie i rzucił jej uspokajające spojrzenie. W kanałach nie był w stanie się uśmiechnąć, a nawet gdyby chciał nastolatka nie zauważyłaby tego przez maskę jaką miał na twarzy. Zabijaka pokazał na siebie i przód pochodu chcąc przekazać kobiecie, że ruszy na wroga gdyby kusze i łuk nie zabiły ofiary na miejscu. Wojownik chciał pokazać Cass, że jest potrzebna. Nie mógł pozwolić aby znowu poczuła się zbędna i wyobcowana. On też nie miał przy sobie broni dystansowej, ale to nie oznaczało, że będzie stał z założonymi rękami. Pokazując na nastolatkę i wylot tunelu, przy którym czekał niezbyt urokliwy kanalarz zabijaka przekazał dziewczynie aby pilnowała tyłów. Zapewne przy eliminacji strażnika nie mogłaby dużo pomóc, bo sam Rudiger wątpił aby musiał cokolwiek robić. Łuk, dwie kusze i magiczny pocisk Gerwazego powinny załatwić sprawę. Dla pewności jednak Schultz przemieścił się do przodu i pochylony czekał do startu gdyby ten był potrzebny. Był najszybszym sprinterem w tej grupie i ten tuzin metrów był w stanie pokonać zanim Skaven połapie się w niecodziennej sytuacji.
 
Lechu jest offline  
Stary 13-09-2019, 12:32   #79
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Ledwo Konrad wychynął zza załomu z napiętą cięciwą, to samo zrobili Erika i Heinrich ze swoimi kuszami oraz Gerwazy mruczący pod nosem jakieś mistyczne słowa. Wystrzeliliście niemal w tym samym czasie, a skaven nie miał szans, by zareagować. Strzała Konrada właściwie załatwiła wszystko, gdyż prowadzony samą dłonią Ulryka pocisk trafił szczuroczłeka prosto w paskudny pysk, a dwa bełty wystrzelone przez Erikę i Heinricha dosięgły wątły korpus, odrzucając przeciwnika na ścianę. Dzieła zniszczenia dopełnił magiczny pocisk Gerwazego, tak, że ze skavena nie było co zbierać. Leżał bez ruchu pod ścianą, ze zwieszonym z boku rogiem sygnałowym, którego nie zdążył nawet dobyć.

Ruszyliście więc dalej, nieco wyższym korytarzem, oświetlonym kolejną pochodnią zatkniętą w ścianie. Po kilku minutach takiego marszu minęliście zawaloną część tunelu, którą musieli zająć się wcześniej obrońcy Middenheim i przeszliście dalej, wychodząc w końcu na sporej wielkości grotę, gdzie nie trzeba już było się pochylać. Czając się w półmroku, pośrodku pomieszczenia oświetlonego dwoma pochodniami, dostrzegliście niewielkie, płonące ognisko, wokół którego zebrało się trzech szczuroludzi. Dwóch z nich grało w kości, popiskując przy każdym rzucie, ostatni natomiast trzymał nad ogniem nabitą na patyk ludzką dłoń, którą opalał z każdej strony. Obok każdego z nich leżały zakrzywione miecze.


Trzech kolejnych skavenów leżało na prowizorycznych posłaniach ze słomy i szmat - wyglądało na to, że śpią. Ściany groty pokryte były jakimiś złowieszczymi symbolami; dziwnymi trójkątami i pismem, które nic wam nie mówiło, oraz czymś, co miało przypominać czaszki, ale było namazane tak groteskowo, że ledwo dało się to rozpoznać. Jak na razie żaden ze skavenów nie odkrył waszej obecności, a kryjąc się za jednym z wystających z ziemi kamieni, mieliście do nich jakieś dziesięć stóp. Konrad, który jako jedyny z was widział w ciemnościach, dostrzegł, że za skalnym załomem, niedaleko miejsca, w którym rozpalono ognisko, grota zwężała się, prowadząc prawdopodobnie do kolejnego pomieszczenia. Gerwazy na migi zaczął pokazywać wam, że weźmie na siebie jednego ze skavenów grających w kości.

 
Mroku jest offline  
Stary 13-09-2019, 13:58   #80
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeden sukces nie oznaczał całego ich pasma, ale stanowił całkiem pozytywną zapowiedź całej akcji...

Konrad, przechodząc obok ustrzelonego skavena, zabrał róg, który truposzowi nie był już do niczego potrzebny, i poszedł dalej.
Wnet okazało się, że dyskretne pozbycie się wartownika bardzo się opłaciło, jako że część szczuroludzi oddawało się spokojnej drzemce.

My strzelamy, ty biegniesz do tych, co śpią - pokazał na migi Konrad, to "biegniesz" kierując pod adresem Rudigera, równocześnie pokazując, którego skavena weźmie na cel - tego, który siedział przy ognisku.



_____________
Plany na kolejne etapy:
- drugi strzał
- potem miecz w garść, słowa "tam jest inne wyjście" i bieg w stronę drugiego przejścia
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-09-2019 o 18:44.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172