Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2019, 20:33   #78
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Thumbs up Dziękuję za dialog Nami

Gospoda “Pod Kulawym Psem”
Poranek z Sarenką

Już z samego rana, nim Schultz zdołał otworzyć oczy i zwlec się z łóżka, do jego pokoju wparowała podekscytowana Cassandra. Dziewczyna z finezją rozwarła drzwi na oścież, a potem wzięła rozpęd i z gracją jak i zwinnością kota, wskoczyła mężczyźnie do łóżka, siadając na zaskoczonym wojowniku okrakiem. Jej promienny uśmiech wstał wcześniej niż słońce, które ledwo wychyliło swój łeb ku wschodowi. Młódka podskoczyła siedząc na biodrach mężczyzny. Ubrana była w zwykłą halkę, ale to wciąż lepiej, niż jakby miała paradować nago.

- Dzień dobry - zaćwierkała wesoło, acz nie za głośno, aby nie robić zbędnego rabanu. Nachyliła się szybko jak dziobiący ziarna kurczak, aby ucałować Rudiego w usta i wyprostowała się z powrotem. Podskoczyła jeszcze kilka razy przygniatając go swoim lekkim ciałem.

- Dzień dobry. - odpowiedział wojownik z uśmiechem po czym zaczął rozedrganymi dłońmi szukać na ciele Cassandry łaskotek. - Widzę, że przed wyprawą do podziemi nadal jesteś w dobrym humorze. - powiedział po chwili poszukiwań łapiąc delikatnie dziewczynę i obalając ją na całkiem miękkie łóżko samemu podnosząc się na kolana i w pochylonej pozycji szukając dalej wrażliwych na łaskotki miejsc. Mimo iż taka sytuacja była dla wojownika nowością to Schultz zachowywał się całkiem naturalnie, bez spinania się.

Cassie trzymała obie ręce za plecami, starając się zachować kamienną postawę. Zaciskała na zmianę powieki i szczękę, uśmiechając się przy tym krzywo i robiąc przeróżne grymasy. Powalenie jej na łóżko było jak rzut workiem pełnym piór, a dla Schultza nie było to nawet porównywalne z rozgrzewką przed treningiem. Dziewczyna zaczęła wić się na łóżku jak węgorz i pewnie gdyby nie wczesna pora, roześmiałaby się gromko. Potrafiła jednak się powstrzymać, choć wciąż broniła przewracając się z boku na bok i próbując obronić się przed atakami jedną ręką.

- Przestań! No weź! - choć bardzo starała się nie być głośno, półszept był już bardziej słyszalny niż poranne “dzień dobry”. Jej chude, długie nogi wierzgały w powietrzu, przez co halka już niemal uniosła się aż pod piersi. W końcu dziewczyna wyciągnęła zza pleców zwinięty kaftan, który zakupiła przy okazji nabycia sukienki.

- Poddaję się! Jestem twoja, tylko już skończ nooo! - zarechotała ściskając usta aby nie wydobywać z siebie zbyt wielu dźwięków, a na koniec zdzieliła go w łeb trzymanym w ręku skórzanym elementem pancerza.


Rudiger korzystając z tego, że Konrad wstał tego dnia wcześniej pozwolił sobie na nieco mniej wstrzemięźliwe zachowanie. Kiedy Cass uderzyła go kaftanem mężczyzna zaśmiał się po czym przekulał zręcznie, wstał i znowu złapał Cassandre pod boki po chwili unosząc ją lekko niczym małe dziecko. Jej ciało zbliżył do własnego. Kobieta złapała go za szyję aby nie polecieć plecami do tyłu, a zabijaka złapał ją lewą ręką za nogi splecione za jego plecami. Schultz zrobił kilka kroków po pokoju po czym delikatnie klepnął dziewczynę wolną ręką trzykrotnie w pośladki.

- Kara za atak na śledczego Miasta Białego Wilka. - powiedział z uśmiechem po chwili zbliżając swoją twarz do twarzy Cassie i całując ją krótko. Dziewczyna nawet nie zdążyła zareagować. - Następnym razem podejmiemy bardziej rygorystyczne kroki, zrozumiała pani? - zapytał podchodząc do stolika i sadzając nastolatkę na blacie. - Bardziej radykalne…

Cassandra nie spodziewała się po nim aż takiej reakcji. Zaskoczył ją, ale pozytywnie. O ile wirując po pokoju z nogami splecionymi wokół jego pasa śmiała się i piszczała, tak kiedy posadził ją na blacie i nachylił szepcząc, jej odczucia lekko się zmieniły. Uśmiech wciąż nie schodził z jej młodej buzi, a szczęście i radość widoczne były nawet w zielonej głębi jej oczu. Zamarła na chwile będąc tak blisko niego, czuła słodki rytm własnego serca i narastające w niej ciepło jak i ukłucia podniecenia.

- Więc następnym razem zaryzykuję bardziej, bo jest Pan bardzo kuszącym śledczym - mruknęła kobieco nie odrywając od niego spojrzenia. Naprawdę z dnia na dzień podobał jej się jeszcze bardziej. Przez tę intymną bliskość zapomniała już po co tak naprawdę przyszła.

- Oby się pani opłaciło. - uśmiechnął się wojownik nachylając się nad Cassandrą i sięgając daleko za jej plecy. Po chwili niemal zetknął się z nią ustami jednak po kilku sekundach zaczął się powoli oddalać. W rękach miał jego ubranie ułożone wcześniej na stole daleko za dziewczyną. Wojownik zaczął powoli ubierać spodnie, później koszulkę. - Jak ci się spało, skarbie? - zapytał zabijaka sięgając po swoją ćwiekowaną skórznie.

Kobieta zmrużyła oczy jakby z gniewem, kiedy wykonał ten podstępny ruch. Mimo wszystko ciśnienie nie zdążyło jeszcze w pełni z niej ulecieć. Siedziała i patrzyła, jak się ubiera, sama nie będąc ubraną nawet w połowie. Bielizna to jednak było trochę mało.

- Lepiej niż zazwyczaj - odpowiedziała starając się uspokoić swoje myśli i serce. Siedząc na stoliku zaczęła machać nóżkami. Była zbyt niska, aby sięgnąć nimi swobodnie do podłogi. Chwilę jeszcze nie wiedziała, jak powrócić do codziennych i zwykłych rozmów. Odkąd wyznał jej swoje uczucia, był jedyną osobą, która tak silnie na nią działała. Nieświadomie uśmiechała się lekko pod nosem, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia i swoich myśli.

Wojownik ubierając skórznie, której ćwieki lśniły po niedawnym czyszczeniu, przyglądał się swojej partnerce w lekkim zamyśleniu. Nie mówił nic dając dojść do głosu skórzanym pasom trzymającym jego pancerz na miejscu. Dziewczyna musiała przyznać, że zbroja przyjemnie opinała się na jego muskulaturze, choć i tak wolała go nago. Kiedy ćwiekowana skóra trafiła na swoje miejsce Schultz usiadł obok Cassie na stole po chwili dopasowując do swoich stóp wysokie, skórzane buty. Będąc w pełni ubranym wojownik nagle podskoczył do stołu unosząc nastolatkę i przenosząc ją na łóżko, na którym stojąc Cassie była nieznacznie wyższa od niego. Całkiem bawił ją fakt, że nosi ją sobie jak jakiś podróżny plecak.

- Pomóc się panience ubrać? - zapytał trzymając jej wąską talię i spoglądając na skórzany kaftan, który dziewczyna nabyła niedawno. - Kaftanik jest, bielizna jest, a gdzie karwasze i reszta? - zapytał udając surowe spojrzenie zabijaka.

Cassandra otworzyła szerzej oczy, czując jak materac łóżka ugina się pod jej małymi stópkami.
- Ale ja tylko tego świństwa nie umiem! - rzuciła obronnym tonem napełniając policzki powietrzem, które po chwili wypuściła z głośnym wydechem. - Twoja przyszła żona jest na tyle utalentowana, że ładne rzeczy zakłada samodzielnie, a te brzydsze jakoś gorzej. I tym oto sposobem przybyłam tutaj tylko o z tym - wskazała paluszkiem na leżący kaftan, który został na łóżku po tym, jak Schultz oberwał nim w łeb. - Tego nie wiem jak, dziwne jest jakieś. Reszta to łatwe, karwasze jak biżuteria - uśmiechnęła się ładnie opierając dłonie o jego barki, aby się nie kiwnąć z tego łóżka i nie przygrzmocić w podłogę.

- Moja przyszła żona będzie zatem miała niesamowite szczęście, bo jestem ekspertem od paskudnych i praktycznych rzeczy. - powiedział uśmiechając się Schultz po chwili sięgając po leżący na łóżku kaftan. - Nigdy nie widziałem tak malutkiego rozmiaru… - zdziwił się mężczyzna przykładając element zbroi do swojej klatki piersiowej. - Tylko jak to było… - Rudiger zaczął kręcić kaftanem przykładając go delikatnie raz do jednej ręki, raz do nogi, raz do boku Cassandry. Dziewczynę przeszedł przyjemny dreszcz kiedy rozgrzana skóra dłoni zabijaki przesuwała się po jej delikatnym ciele. - Jesteś pewna, że to co ci sprzedali to kaftan? - zapytał spoglądając na Cassie rozbawiony.

- Mam wrażenie, że bardziej chcesz mnie rozebrać niż ubrać - odpowiedziała przechylając głowę na bok i spoglądając podejrzliwie na mężczyznę. Co prawda jego próby dopasowania pancerza do jej ciała i pytanie ją bawiły, ale nie była pewna czy on na pewno żartuje, czy może jednak do czegoś zmierza.

- Pan sprzedawca był dla mnie bardzo miły i jestem pewna, że to to. Poza tym zaczepiłam jakiegoś mięśniaka i choć mu prawie oczy wyszły na wierzch, to potwierdził i powiedział kupcowi, że jak spróbuje mnie oszukać, to mu rozkwasi ryj - Cassandra dumnie wypięła swoje skromne piersi i zadarła nosek. Emanowała pewnością siebie.

- Skąd podejrzenie, że chciałbym cię pozbawić tej ślicznej halki, skarbie? - zapytał zabijaka przykładając kaftan przyjemną, miękką podszewką do ciała Cassandry. - Już cię ubieram. - wytłumaczył mężczyzna dopasowując pancerz i sprawdzając pasy mocujące. - Jak bym przeginał z żartami to tylko dlatego, że nieco zardzewiałem pod tym względem, Cassie. - Rudiger powoli, ostrożnie ubierał nastolatkę upewniając się, że pancerz będzie dobrze leżał i nie przemieści się w trakcie ewentualnej walki. Schultz odnosił wrażenie, że Erika swobodniej znosiła jego dziwne poczucie humoru. Zrzucał to jednak na różnicę wieku jego i Cass. Przebywanie w wesołym towarzystwie nastolatki było dla niego przyjemne i rozluźniające. Widział w tym same superlatywy, bo czuł się rześko i młodo równocześnie będąc czujnym i gotowym do działania gdyby jednak musiał bronić życia jej lub pozostałych. - I jak się w tym czujesz? Nie jest za ciasny? - zapytał kiedy skończył mocować kaftan.

- Coś ty! Uwielbiam twoje żarty - odpowiedziała niemal błyskawicznie i tylko posłała mu całusa, gdyż wolała się nie ruszać, podczas gdy mężczyzna ją ubierał. Jej uśmiech jednak potwierdzał, że mówi prawdę i tylko prawdę, i że naprawdę jest przeszczęśliwa.

- Dawno tak świetnie nie spędzałam każdej wolnej chwili - przyznała pozwalając, aby obrzydliwy i totalnie niestylowy kaftan spoczął na jej ciele. Rudiger był bardzo delikatny w ubieraniu kobiety. Uniosła ręce aby dać mu swobodny dostęp do skórzanych pasków.

- Zawsze potrafisz mnie rozbawić. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała możliwość i powód, by tyle się śmiać. - dodała a gdy skończył zapinać kaftan na jej ciele, w końcu mogła nachylić się i pocałować go przynajmniej w czoło. - Jest idealnie. Ty jesteś idealny - zarzuciła ręce na jego ramiona uśmiechając się lekko i patrząc na niego czule.

- Cieszę się, Cassie. - powiedział wojownik chwytając ją i przenosząc delikatnie na ziemię. - Ja też jestem przy tobie szczęśliwy. - dodał kładąc swoje ręce na bokach jej talii. - I nie jestem idealny, ale wiem dlaczego tak uważasz… - wytłumaczył jej z lekkim uśmiechem. - Dzieje się tak, bo zawsze idealizujemy ukochane osoby, a ich ewentualne wady nie mają dla nas znaczenia. Wiem, że bywam szorstki w obyciu, czasem rzucam nieładnym słowem i stawiam rozwój ciała chyba trochę za wysoko w priorytetach. - westchnął wojownik. - Ty za to jesteś naprawdę idealna. - powiedział energicznie całując ją w czoło. - Nie zmieniaj się skarbie. Z tych ładniejszych rzeczy nie zapomnij o karwaszach. - dodał z uśmiechem delikatnie klepiąc ją w ubrany kaftanik.

Cass słuchała go z zadumą jakby był jednym z największych uczonych w całym Starym Świecie. Wierzyła, że to co mówi musi być prawdą. Był w końcu bardziej od niej doświadczony i bez wątpienia starszy, a więc więcej też przeżył i doświadczył. Być może nawet kiedyś kogoś kochał tak samo jak teraz ją, to tłumaczyłoby jego słowa i pewność ich wypowiadania. Gdy skończył, ucałowała go czule z ledwością sięgając do jego ust. Musiała stanąć na palcach i wyciągnąć szyję, aby jej się to udało. Pocałunek był jednak krótki, nie wzbudzający podniecenia i nie próbujący skusić na coś więcej.

- Kiedyś chyba się zmienię, tak trochę - uniosła w uśmiechu prawy kącik ust i zmrużyła jedno oko, jakby chciała zaznaczyć, że nie nastąpi to z premedytacją. - Dorosnę, wiesz? Nie jestem chyba aż tak dojrzała jak myślałeś. Erika jest, ja choć nie jestem już dzieckiem, to wciąż mniej przeżyłam. Może powinnam ci wcześniej powiedzieć, że nie pamiętam więcej niż piętnastu zim. - pogładziła dłonią jego skroń, chcąc obserwować zmieniającą się mimikę jego twarzy.

- Nie wyglądasz na więcej, Cassie. - powiedział Rudiger spokojnie i bez paniki na twarzy. - Jesteś nawet zbyt dojrzała jak na swój wiek. - uśmiechnął się wojownik. - Wiedząc ile przeszłaś nie potrafiłbym traktować cię jak dziecko, wiesz? - dodał Schultz delikatnie pochylając głowę. - Myślałaś, że się wystraszę twojego wieku? - zapytał unosząc jedną brew. - Mam świadomość, że dorośniesz. Nie śpiesz się z tym, dobra? - poprosił zabijaka. - Chcę się nacieszyć młódką zanim stanie się stara i nudna, jak ja. - zaśmiał się mężczyzna z trudem odgrywając się od dziewczyny. Cassandra zauważyła, że jego ekwipunek był złożony w kącie pomieszczenia. Tarcza, miecz, stalowa rękawica i plecak. Wszystko było czyste i równo ułożone. Jak na wojownika, który musiał walczyć nie szablonowo i zaskakiwać przeciwnika Schultz był dość pedantyczny.

Cassandra zaśmiała się wesoło, tylko na moment zerknąwszy na ekwipunek swojego “przyszłego męża”. Skoro nie zaprzeczył tym słowom, teraz będzie lubiła tak o nim myśleć. Choć wciąż nie była zainteresowana wszelakimi bitwami i walką, uważała że w sprawnych rękach Schultza było to bardzo pociągające.

- Nigdy nie będę stara i nudna! - zapewniła go z niezwykłą pewnością siebie. Była niezadowolona, że się od niej oderwał, ale czas ich naglił i nie był to dobry moment na samotne pogaduszki o wszystkim i o niczym, a jedyny wspólny spacer, jaki mieli w planach, to spacer po kanałach, wśród ścieków wielkiego miasta. Taki tam romantyzm.

- I ty też nie jesteś - dodała po chwili posyłając mu uśmiech - Ani stary, ani tym bardziej nudny! Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy, jeszcze niedawno niemal nie popłakałam się ze śmiechu - pokiwała głową jakby z uznaniem dla jego kunsztu humorystyki i zabaw. Byłby cudownym ojcem.

Rudiger obrócił się w jej kierunku z uśmiechem i zręcznym ukłonem. Po chwili w pochwie u jego pasa wylądował miecz. Za pas trafiła lśniąca, okuta rękawica, a tarcza wraz z plecakiem znalazły miejsce na plecach. Schultz podszedł do kobiety powoli po drodze upewniając się, że wszystko zabrał. Kiedy znalazł się przy kobiecie złapał ją za rękę gładząc ją delikatnie i czule po knykciach.

- Jak skończymy to śledztwo, a ty nadal będziesz mną zainteresowana spędzimy razem trochę więcej czasu... - powiedział cicho i gardłowo, a jego szorstki zwykle głos brzmiał ciepło i przyjemnie.

- Oczywiście, że będę zainteresowana! - odpowiedziała ze znaną energią i nie szczędząc uczuć, rzuciła się na Rudigera obejmując go za szyję i przytulając się do niego mocno. Choć ubrany nie był już tak wygodny jak wcześniej, to i tak nie puściła uścisku. - Jeśli nie będziesz miał mnie dość i ci się nie znudzę lub nie uznasz mnie za zbytnie dziecko, to nic nas nie rozdzieli - ucałowała go w szyję, jeszcze chwilę tak wisząc w ciepłym uścisku.

- Chyba głupio wyglądam w halce i kaftanie, co? - rzuciła z lekkim śmiechem w głosie, wyobrażając sobie jak wychodzi w takim ubiorze do jakiejś bitwy i biegnie w halce przez bagna i rozlaną wokół juchę.

- Jesteś najpiękniejszą kobietą w halce i kaftanie jaką widziałem w życiu. - uśmiechnął się Rudiger, a ona ukryła roześmianą buzię w zagłębieniu jego szyi. - I nigdy mi się nie znudzisz! Co do dziecka sama mówiłaś, że dorośniesz, a ja słynę z cierpliwości…- zaśmiał się wojownik. - Chodź ubrać te ładniejsze rzeczy. - puścił jej oko zabijaka. - Popilnuję aby nikt nie podglądał.

Cassandra uśmiechnęła się szczerze i odkleiła od niego. Podskoczyła lekko i klasnęła w dłonie z entuzjazmem, a po chwili już trzymała jego rękę i ciągnęła w stronę wyjścia.

- Ja nie mam cierpliwości, tak jakbyś kiedyś się zastanawiał i jeszcze nie zauważył. Płynę z prądem! - pokazała mu czubek języka i w podskokach wyciągnęła z pokoju, który następnie został zamknięty na klucz.

Śniadanie tamtego dnia nie należało do szczególnie długich i przepełnionych dialogiem. Wszyscy zapewne mieli już w głowach wizję przeprawy kanałowej, której kres ciężko było przewidzieć. Schultz bywał już w kanałach jednak nigdy nic w nich nie szukał. W jego przeszłości podziemny rynsztok był niezwykle przydatny w trakcie pozbywania się różnorakich przedmiotów. Od dowodów w jakiejś sabotowanej sprawie, poprzez kończyny uzyskane w trakcie tortur rodziny przestępczej, aż po całe ciała pechowców, którzy owej rodzinie podpadli.

Nie trzeba było być spostrzegawczym niczym Konrad aby zauważyć, że Rudiger wstał w wyśmienitym nastroju. Wojownik, mimo swego twardego podejścia, był tamtego ranka nastawiony niezwykle pozytywnie wyrażając się o sprawie w samych przyjemnych barwach. Na swojej drodze widział jedynie sukces zakończony śmiercią albo pojmaniem winnych śmierci kapłana Skavenów. Dla nikogo z obecnych nie było tajemnicą, że między Schultzem a Cassandrą do czegoś musiało dojść, bo od dnia poprzedniego para była niemal nierozłączna. Ona śmiała się jak nigdy, a on był wyluzowany i spokojny. W towarzystwie wojownik zachowywał pewną wstrzemięźliwość, ale bez krępacji prowadzał się z nastolatką za rękę, od czasu do czasu posyłając jej uśmiech.

Po śniadaniu wojownik musiał chwilę się rozruszać. Tamtego dnia pominął cięższy trening chcąc być maksymalnie sprawnym i wypoczętym gdyby w kanałach doszło do jakiegoś starcia. Z tyłu głowy miał nie tylko cel jakim było namierzenie morderców, ale też konieczność zadbania o bezpieczeństwo wszystkich, a szczególnie Cassandry. Dziewczyna po ich wieczornym treningu, z nowym pancerzem, tarczą i włócznią mogła poczuć się pewniej i to jego zadaniem było aby ktoś z niej tej pewności nie wyrwał razem z jej pełnym uczuć i dobrych intencji sercem.

Rudiger nie wzdrygnął się kiedy Heinrich polecił wszystkim ubrać wysokie kalosze, maskę, długi płaszcz i rękawice. Zabijaka był zdeterminowany odstawić na bok wszelkie niewygody i znaleźć plusy w całej sytuacji. Nie było to takie łatwe, szczególnie czując bliskość tak nieprzyjemnego typa jak Wecker. Kanalarz wyglądał paskudnie, ale mógł się okazać nieocenionym wsparciem logistycznym. Schultz nigdy nie zdecydowałby się zejść w tamtejszy syf bez przewodnika. To mogłaby być pewna śmierć.

Rudiger nie czuł wyrzutów kiedy dawał – zdawało się jeszcze nie do końca trzeźwemu – kanalarzowi obiecane 6 srebrników. Rzezimieszek wiedział, że pracując w takich warunkach facet zdecydowanie wolałby siedzieć tamtego popołudnia w barze i chlać tamtejsze szczyny. Nie dziwił mu się. Szyk pochodu wojownik zdecydował się dopasować do umiejętności zespołu i chociaż nie chciał nikomu rozkazywać – nie daj Myrmidio jeszcze Erika pomyślałaby, że podejmuje kolejną próbę stania się ich nieodznaczonym dowódcą – to ekipa szła w idealnym dla niego ustawieniu. Za plecami Schultz miał Cassie oraz Glaubera z latarnią. W jego umyśle malował się obraz oblizującego się strażnika z radością obłapiającego w myślach jego ukochaną. Zabijaka obracał się dość często do Cassie dając jej namacalne dowody swojej obecności, wsparcia i zadowolenia. Nastolatka wiedziała, że był z niej dumny. Dziewczyna nie dość, że zeszła tutaj z pozostałymi, to jeszcze dzierżyła broń i tarczę biorąc nawet pod uwagę ich użycie.

Wojownik nie obawiał się smrodu kiedy szedł chodnikiem prowadzącym do metalowej drabiny będącej swoistym przejściem do kanałów właściwych. Na dole mężczyzna musiał wygrać walkę ze smrodem, który początkowo przypominał o sobie dość często jednak z czasem organizm przyzwyczajał się do panujących w królestwie Weckera warunków. Schultz nie chciał powtórzyć gestu Gerwazego, który niemal wyrzucił z żołądka wszystko co zjadł na śniadanie. Nie mógł tego zrobić, bo to z pewnością zmusiłoby do tego samego idącą za nim Cassie, a może nawet Konrada czy Erikę idących przed zabijaką.

Poruszając się łukowatym korytarzem wojownik co jakiś czas upewniał się, że wszystko w otoczeniu było jak należy i nie padną zaraz ofiarami zasadzki. Śmieci płynące ściekiem nie interesowały go chociaż wiedział, że tutejszy świat przestępczy – zupełnie jak w Nuln - również lubował się w wyrzucaniu do kanałów wszelkich dowodów zbrodni. Z resztą to nie były jedyne przedmioty, które płynęły z śmierdzącym nurtem. Wojownik nie mógł co jakiś czas nie spojrzeć na nastolatkę, której zachowanie w kanałach go zadziwiało. Ona naprawdę się starała, a Schultz nie był kimś kto by takich starań nie docenił. Rzezimieszek wiedział, że Cass nie było łatwo, ale sił dodawała jej zapewne postawa Eriki, którą nastolatka podziwiała za liczne przywary wojowniczki.

Po trzech długich godzinach Schultz nie miał już tak dobrego humoru jak rano, ale siły nadal go nie opuszczały. Nie narzekałby nawet szukając wskazówek dwa razy dłużej. Taki już był. Normalnie cenił sobie wygodny takie jak ciepła kąpiel, pyszne żarcie i dobry trunek jednak kiedy skupił się na pracy był nieustępliwy i dokładny. Dlatego pożegnanie go przez społeczność przestępczą Miasta Twierdzy nie było zbyt łatwym dla głów rodziny Huyderman. Tunel, który odkryli śledczy budził w zabijace nadzieję na kolejny trop prowadzący do olbrzymich, paskudnych szczurów.

Skaven, który ukazał się oczom podróżników był żywym dowodem na prawdziwość gawęd jakie słyszało się po tawernach. Uzbrojony w krótki miecz posiadacz czerwonych oczu i długich kłów nie był świadom obecności grupy śledczej. Rudiger przyjrzał się niemej komunikacji pozostałych. Konrad, Erika, Heinrich i Gerwazy chcieli strzelić do mutanta aby ten nie zdążył zaalarmować kogokolwiek rogiem sygnałowym wiszącym na szyi potwora. Schultz miał plan aby przejść na przód pochodu i czekać w pochylonej pozycji, która dawała innym wystarczającą widoczność do oddania strzałów. Gdyby grupa miała pecha i Skaven by nie padł to Rudiger mógłby zaszarżować i spróbować ubić potwora mieczem zanim ten zadmie w róg.


Zanim Schultz zajął się wykonaniem swojego planu zatrzymał się chwilę przy Cassie i rzucił jej uspokajające spojrzenie. W kanałach nie był w stanie się uśmiechnąć, a nawet gdyby chciał nastolatka nie zauważyłaby tego przez maskę jaką miał na twarzy. Zabijaka pokazał na siebie i przód pochodu chcąc przekazać kobiecie, że ruszy na wroga gdyby kusze i łuk nie zabiły ofiary na miejscu. Wojownik chciał pokazać Cass, że jest potrzebna. Nie mógł pozwolić aby znowu poczuła się zbędna i wyobcowana. On też nie miał przy sobie broni dystansowej, ale to nie oznaczało, że będzie stał z założonymi rękami. Pokazując na nastolatkę i wylot tunelu, przy którym czekał niezbyt urokliwy kanalarz zabijaka przekazał dziewczynie aby pilnowała tyłów. Zapewne przy eliminacji strażnika nie mogłaby dużo pomóc, bo sam Rudiger wątpił aby musiał cokolwiek robić. Łuk, dwie kusze i magiczny pocisk Gerwazego powinny załatwić sprawę. Dla pewności jednak Schultz przemieścił się do przodu i pochylony czekał do startu gdyby ten był potrzebny. Był najszybszym sprinterem w tej grupie i ten tuzin metrów był w stanie pokonać zanim Skaven połapie się w niecodziennej sytuacji.
 
Lechu jest offline