Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2019, 16:56   #85
Korbas
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość

Nadawszy przekaz z raportem o relokacji, William sprawdził działanie algorytmu maskującego sygnał na pozostałych nadajnikach i zaklął siarczyście. Chwycił swój personalny terminal administracyjny - w skrócie PTA, odblokował go odciskami dwóch palców, zdalnie spiął ze sobą trzy inne nadajniki, automatycznie podłączając się do nich i uruchomił skrypt generujący szum. Na niewiele się to już teraz zda, gdy pojedyncza szyfrowana transmisja wyszła w eter, a generowanie takiej ilości szumu jest porównywalne do zapalenia latarni morskiej w nocy, jednak i tak musiał to zrobić - pojedyncza szyfrowana transmisja była jednoznaczna, szum zaś nadawał jej bardziej niezrozumiałego charakteru.
Teraz jednak naprawdę czasu zaczynało być mało. Część nasłuchujących stacji - a już w szczególności odbiorcy z Imperium - będą mogli chcieć sprawdzić ich pochodzenie.

Rewolwerowiec po kilku minutach w pośpiechu zaczął rozłączać nadajniki i razem z okablowaniem wpakowywać je do jednej ze skrzyń, zabezpieczając wkładkami z plastycznego materiału, zamyśliwszy się nad swoją potencjalnie obecną sytuacją na tej stacji, w sytuacji zauważenia szyfrowanej transmisji przez niepożądane instytucje...

Na domiar wszystkiego, nagle rozległo się metaliczne pukanie do drzwi. William niemal podskoczył, wciąż zamyślony i odrobinę zaniepokojony niezamaskowanym sygnałem. Natychmiast, niemal instynktownie, aktywował magnetyczną rękawice, wystawiając rękę przed siebie, jak gdyby celował w drzwi z których dobiegło pukanie, a ułamek sekundy później DH-17 - niezastąpiony pistolet rewolwerowca - poderwał się z kabury i jak gdyby kierowany samą Mocą, błyskawicznie pofrunął do rękawicy, gotowy do wystrzału, i to jeszcze zanim metaliczny dźwięk trzeciego puknięcia na dobre się rozpłynął.

- Co, do cholery...? - szepnął do siebie, nie mogąc wyjść ze zdumienia, słysząc syntetyczny, robotyczny głos zza drzwi w które celował z pistoletu. Usłyszawszy docinki robota, Will w duchu parsknął śmiechem, uzewnętrzniając to jedynie uśmieszkiem, a napięcie natychmiast odpłynęło z mięśni mężczyzny, rozluźniając go nieco.
Opuścił broń, lecz po chwili przyszła refleksja o potencjalnym podstępie. Kapelusznik zmrużył więc jedynie oczy, nie odpowiadając droidowi, choć propozycja wydawała się co najmniej intrygująca...

RA-7 ponownie przeskanował termowizją pomieszczenie za drzwiami. Wyglądało na to, że humanoid znajdował się tuż za nimi. Uznał, że wiadomość ze wszelkim prawdopodobieństwem dotarła i najwyraźniej jest analizowana. Czekał więc przez chwilę na odpowiedź, która nie nadchodziła.

- Brak ruchu nie oznacza ukrycia funkcji życiowych - rzucił w końcu ze zniecierpliwieniem po czym mruknął ciszej - Mam coś przekazać? Czy zwyczajnie iść sobie? Bo sterczenie na tym opuszczonym przez serwis sprzątający szrocie nie leży w zakresie moich obowiązków...

Badlackowi zrobiło się trochę głupio po usłyszeniu kolejnej uwagi droida, więc drugą ręką sięgnął do panelu sterującego i, ponownie celując w wejście z pistoletu, otworzył drzwi, gotowy do strzału w kogokolwiek za nimi zobaczy.
Po drugiej stronie zobaczył jednak to, czego się spodziewał - robota z obcej fregaty, który w doku zabrał martwe ciało wookiego, obrzucając Williama i dowódców stacji niewybrednymi epitetami. Will pomyślał, że musi być z nim niezła zabawa, jeśli traktuje tak wszystkich i zawsze.

- Masz mi do powiedzenia coś więcej na ten temat? - spytał, rozglądając się czy przy droidzie nie ma nikogo więcej, a następnie opuszczając broń. - Czy szczegółów Ci nie zdradzono, tylko wysłano do mnie jak posłusznego pieska?

RA-7 przekrzywił głowę korzystając z momentu by poddać rewolwerowca i wnętrze pomieszczenia dalszej analizie. Jednak w czarnych owadzich oczach droida odbijał się wyłącznie jego rozmówca.

- Znam wszystkie szczegóły - odparł droid - Jednak z obawy na wpływ jaki forma ich przekazania przeze mnie mogłaby mieć na odpowiedź, mam je przemilczeć na razie. Zainteresowany? Czy wracasz marnować swoje biologiczne życie w tej rupieciarni?

- Arogancki i nieuprzejmy droid protokolarny... - mężczyzna pokręcił głową z rozbawieniem. - Jesteś pewny, że nie latacie tym YV-260 jako obwoźny cyrk? No nie ważne. Mów albo zmykaj stąd szybko, bo na tym piętrze mieszkają tylko złomiarze i majsterkowicze, którzy już z całą pewnością ostrzą sobie na Ciebie zęby.

Droid ponownie kilka razy przekrzywił czarny czerep nim w końcu odpowiedział.

- Szansa na to, że którykolwiek z tych proli ma w gębie coś co można wciąż nazwać sprawnymi zębami oscyluje wokół błędu statystycznego. A nawet gdyby taki był, to emalgamat jakim pokryty jest mój korpus wyklucza uszkodzenia zadane nawet zdrowymi i naostrzonymi zębami. Skoro jednak nalegasz to dobrze. Po śmierci kłaka jest u nas wakat na osobę, która nie musi myśleć, a wystarczy że groźnie wygląda. Na podstawie poczynionej analizy wydarzeń z doku, uznano, że pasujesz idealnie. Na czas napraw, którymi zajmuje się tutejszy gryzoń chcemy więc wynająć Twoje ciało w powyższym celu za opłatą. Od siebie proponowałbym jedną miskę zupy dziennie.

Mężczyzna wysłuchał całego wywodu droida, a gdy tamten zamilkł, wybuchnął gromkim śmiechem, chowając pistolet do kabury.

- Naprawdę zabawne z Ciebie indywiduum! - wykrzyknął, zanosząc się szczerym śmiechem od czasu do czasu. - Niesłychane... Gdzie żeś się uchował z takim charakterkiem? - zadał retoryczne pytanie, mając cichą nadzieję, że droid postanowi się jednak do niego ustosunkować.
Po krótkiej chwili William kontynuował:

- Posłuchaj... przyjemniaczku. - ponownie zaśmiał się na wspomnienie o zaproponowanym wynagrodzeniu. - Chętnie zatrudniłbym się na Waszej łajbie, choćby za wynagrodzenie w postaci codziennych sesji terapeutycznych z zabawnym czarnym droidem protokolarnym, choć podejrzewam, że nie byłbyś tym zachwycony. Chwilowo jednak nie mam czasu siedzieć i groźnie wyglądać akurat przed waszym dziurawym YV-260, ponieważ muszę zmarnować najbliższy moment mojego biologicznego życia w tej rupieciarni. I na tym złomowisku. Ale nie martw się, tak Cię polubiłem, że na pewno przyjdę się pożegnać. - odparł wesoło rewolwerowiec, głową wskazując najpierw przestrzeń za swoimi plecami, potem rękami wskazując całą przestrzeń dookoła, a na końcu wskazując na robota.

- A Ty lepiej zrewiduj swoje obliczenia, ponieważ zapewniam Cię, że tutejsze "prole" mają dłuższe i twardsze zęby niż Ci się wydaje. Szkoda byłoby, gdyby Cię zezłomowano.

Droid rozejrzał się po korytarzu istotnie rekalkulując swoje obliczenia, po czym jego czarne oblicze znów zwróciło się w stronę rewolwerowca.

- Ostrzegałem, że moje przedstawienie oferty może być zafałszowane. Powinieneś wysłuchać jej od SIDa. Oferta pozostaje aktualna do momentu pojawienia się nowych zmiennych.

Co rzekłszy RA-7 odwrócił się i charakterystycznym krokiem ruszył w stronę windy. William natomiast odparł:

- Nie frasuj się, Twoja oferta była tak kusząca, że przez chwilę nawet ją rozważałem.

- Ta stacja jest w bardzo złym stanie technicznym - rzucił jeszcze na głos ni to do siebie ni to do Wiliama za swoimi plecami - Może nie przetrwać najbliższych dni. A w każdym razie jej rezydenci...

Rewolwerowiec już nic nie odpowiedział na tą uwagę droida, zamyślając się nad nią, a wzrokiem odprowadzając robota aż nie zniknął za rogiem korytarza. "I obawiam się, że na prawdę nie przetrwa..." - pomyślał z niepokojem, gdy powróciła myśl o niezamaskowanym sygnale, a rozbawienie i rozluźnienie zostało zastąpione przez te tępe poczucie zagrożenia. Z drugiej jednak strony wizyta droida sprawiła, że jego plan wydawał się teraz nieco prostszy w realizacji. Z tą myślą powrócił do poprzednich czynności.

Zamknął drzwi i podszedł do odbiornika. Przestawił go w tryb zapisu podwójnego na nośnik, po czym przez kilka minut sprawdzał zapis z ostatnich dwóch godzin. Następnie zabrał kapelusz i PTA i wyszedł z pokoju. Za pomocą terminala wgrał nowo wygenerowane kody zabezpieczające drzwi i ruszył obskurnym korytarzem do bardziej zaludnionych zakątków “Wolności”.

Wsiadając do kolejki, kątem oka dostrzegł sylwetkę, lecz zignorował ją, siadając z dala od niej. Nie miał ochoty na pogaduszki, a błąd sprzętu i wysłana niezgodnie z procedurą bezpieczeństwa wiadomość zaszczepiła w nim głęboką nutę niepokoju, która dodatkowo irytowała mężczyznę. Przynajmniej dopóki nie dowie się na czym stoi.

Twi’lek, bo tejże rasy była minięta przez Willa postać, nie dał jednak za wygraną, zaczepiając rewolwerowca. Badlack ignorował wypowiadane przez niego słowa, aż nie padła kwestia, która jawnie ingerowała w jego własne plany co do załogi uszkodzonej fregaty.

Will, będący do tej pory milczącym, spojrzał z rozweseleniem na ćpuna.
- Paru chłopaków to czyli ilu? Widziałeś zbroję tego ważniaka, co poszedł z braćmi? Wydaje mi się, że musicie jeszcze raz zastanowić się nad taktyką, przyjacielu. - serdecznie poklepał Twi'leka po ramieniu, nie zdradzając swojego żywego zainteresowania tą nowiną.

- Dwudziestu, będzie Nas spokojnie dwudziestka. Nawet z taką zbroją...- zamyślił się Nul'Betiv głaskając się po niebieskim czole. - Wiesz, zrobimy tyle ognia, że zostanie z niego martwa papka. Zresztą... - ćpun zbliżył się konfidencjonalnie do ucha Willa. - Nazz planuje zatruć tego ich szefcia. Myślę, że już leży sztywny po dużej dawce neurotoksyny. Zostanie tylko pilot i ten wyszczekany droid... Patrz jak się ułożyło. - wyszczerzył się Nul'Betiv odsłaniając wybrakowane uzębienie. - Wookie martwy, ich szef martwy. Pozostaje teraz tylko zdjąć tego pilota. Pokażemy klasę Badlack. Wchodź do spółki i nie pierdol. Z takim hipernapędem możemy już dymać dziwki na Nar Shaadda.

Gdyby Will nie był wyszkolony w kontrolowaniu mimiki twarzy, natychmiast pojawiłby się na niej wyraz ogromnego zaskoczenia i niepokoju. Natomiast Badlack tylko uśmiechnął się głupkowato na wzmiankę o dymaniu.

- Zaraz, zaraz... Nazz chce zgarnąć okręt dla siebie, a Wy planujecie za jego plecami sprzątnąć mu go sprzed nosa i spierdolić stąd, zostawiając go z trupem tego Łowcy Nagród na rękach, dobrze rozumiem? - roześmiał się rewolwerowiec, a gdy usłyszał potwierdzenie potężnie klepnął rozmówcę w plecy. - Oczywiście, że w to wchodzę! Wiesz od jak dawna miałem ochotę wyrwać się z tego gówna? Odkąd tu wylądowałem! - zaśmiał się jeszcze głośniej.

Nul'Betiv tylko się zaśmiał i pokiwał nad wyraz energicznie głową, podsycany chemią Kopacza. Wyjął paczkę papierosów i zapalił jednego, również oferując fajka Badlackowi. Chwilę po potarciu o łatę indukcyjną w słabo oświetlonym pomarańczowym światłem wagonie rozległ się ciężki zapach tsu'bako.

- Dobrze będzie Cię mieć w drużynie. Zawsze wiedziałem, że jesteś kumaty chłopak. - stwierdził pewny siebie Twi'lek i pokazał swój szybkostrzelny pistolet blasterowy z nieukrywaną dumą. - Chodź za mną Badlack. Jesteśmy umówieni za piętnaście minut koło doku 7.

W tym momencie kolejka zatrzymała się na stacji “Doki”, a Williami jego kompan wysiedli i skierowali się do windy, by zjechać nią ku poziomowi zawierającemu doki od 5 do 8...
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline