Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2019, 23:15   #136
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pierwsza bitwa zaczęła się tuż po ceremonii wręczenia beretów. Oficerowie rzucili flaszki między absolwentów kursu i kazali się zabawić, pamiętając że w ciągu doby rozpocznie się ich misja.
Pan Rysiu nie miał zamiaru przepuścić tego wyzwania. A że oficerowie popełnili karygodny błąd matematyczny
to Pan Ryszard musiał odwołać się do zaklęć znanych od ponad dwóch tysięcy lat, aby walka stoczyła się według uczciwych zasad. Dlatego pozostawieni sobie sami sierżanci nagle uzyskali dużo większe zasoby alkoholu niż ktokolwiek z ich przełożonych mógł zakładać. Pan Rysiu miał zamiar dopilnować, aby każdy wypił chociaż po dwa kielichy, a wszelkie tradycje zostały zachowane. Kiedy towarzysze broni zaczynali się poddawać czarownik przygotowywał mieszaniny, które zaraz przywracały wojownikom sił do dalszej walki z wrogiem. Wrogiem wymagającym porządnego lania w mordę

***

Podróż kontenerami była dla Pana Ryszarda niczym powrót do starych dobrych czasów ukrywania się przed służbami porządkowymi. Co prawda fakt, że lecieli na misję, odcięcia od zewnętrza i niewygody były poważne, ale czarodziej wypiwszy kolejny swój specyfik leżał sobie na stercie worków ni to drzemiąc ni to medytując. Ot czasem latasz po małpim gaju, czasem biegasz po górach, czasem chlejesz, a czasem musisz leżeć w śmieciach. Profesjonalizm powstańczych dowódców co prawda nie działał uspokajająco, bo plany robili skomplikowane. Kocięba dawno temu przejeżdżał się średnio kilka razy dziennie na planowaniu, bo jego plany nie dożywały zwykle nawet starcia z rzeczywistością. No trudno, bywa. Może teraz będzie lepiej? Na pewno pomysł z przewożeniem ich w śmieciach jest lepszy od tego co pierwotnie planowano - wszak jak chcesz się zakamuflować to najlepiej zrobić to tam gdzie wszyscy brzydzą się patrzeć.

Po tym epizodzie już bardziej “normalne” wydarzenia miały miejsca.

Gdańsk. Kocięba próbował sobie przypomnieć czy kiedyś zdarzyło mu się być w Gdańsku i doszedł do wniosku że chyba nie. Dlatego złożył wniosek o wyjście na miasto. By poczuć lokalny klimat. By poczuć tutejszy astral i nadmorskie powietrze.

***

Alkomanta doszedł do wniosku, że ludzie boją się ekoterroryzmu nie dlatego, iż zrzeszeni pod jego sztandarem metaludzie mogą uderzyć na każdego, a dlatego, że sytuacja przypomina osiłka i ofiarę, która po kilku latach upokorzeń i zbieraniu manta wyciąga dwururkę, by z przyłożenia wypalić dwoma ładunkami na raz. Oczywiście skala jest trochę inna. Ludzkość przez wiele lat jebała Przyrodę żelaznym kutasem wyposażonym w świdry i piły, a Przyroda w końcu się odwróciła i przypierdala raz za razem z kamiennej piąchy w pysk Metaludzkość.
Taka filozoficzna myśl naszła Ryszarda, kiedy poczuł w nozdrzach smród zanieczyszczonego Bałtyku.

I rozważał tą sprawę, aż do momentu kiedy zostali przerzuceni na wielką naradę. Dwie godziny spaceru po mieście i nawiązaniu kontaktu z tutejszymi żulami o mocnym zabarwieniu marynistycznym pozwoliło mu zdobyć całkiem sporo informacji, które potem zostały potwierdzone podczas wyłuskiwania sytuacji w mieście.
Inną rzeczą było, że Ryszard mógł w końcu zobaczyć chyba wszystkich którzy bezpośrednio przykładają rękę do zbliżającej się operacji. Kościół, Kaprzy, Pomoryanie, Powstańcy, Jakucja i tak dalej i tak dalej. Przed pozostałymi adeptami sztuk magicznych czuł wielki respekt, a przedstawione rewelacji nastawiły go na nowe tory myślenia. Czarci Pył. Efekt zabawy w pozyskiwanie surowców z innych wymiarów i wariantów. I podróże po multiwersum nie były mu obce, wiedział jednak z jakimi ryzykami się wiąże pokonywanie bariery rzeczywistości. Astral mieścił się tuż za cienką zasłoną. Inny wymiar natomiast był obwarowany prawami, które złamać było niesposób, a jeżeli już to tylko przy określonych warunkach.

Jego rozważania nad tajemną istotą rzeczy przerwało jednak nakierowanie wzroku na jednego z głównych dowódców operacji. Podpułkowanik Lubomirski. Ryszard prawie opluł się pociąganym właśnie z małpki zajzajerem, gdy zobaczył wyraz twarzy podpułkownika. Ufając swojej intuicji odczytał z postawy, twarzy, mimiki i aurze w astralu, że Pan Podpułkownik Lubomirski jest zwykłym, żądnym władzy chamkiem i prostakiem!
Alkomanta słyszał o rywalizacji między nim i Zawadą i w tym wspierał bardziej monarchistyczne poglądy Lubomirskiego (wszak głowa może być tylko jedna). Zawada była dla niego niczym małolata, która naczytała się komunistycznych broszurek i postanowiła wprowadzić czerwoną utopię w anarcho-syndykacko-lewicowo-konserwatywno-libertariańsko-wegańskim stylu.

Szanował ją za to że nie bała się dowodzenia i brania za to odpowiedzialności. Jednak Lubomirski wzbudzał swoimi poglądami u niego większą sympatię, aż do tego momentu, kiedy zobaczył tego osobnika na żywo. Pan Ryszard jako swego czasu (przez okrągły rok) potężny władca (na standardy marginesu społecznego) nauczył się przenikliwości, która teraz ostrzegła go przed dowódcą operacji.
Z obrazu podpułkownika dało się wyczytać jego prostacko-chamskie zapędy ukrywane za płaszczykiem szlachectwa związanego z nazwiskiem. Jednak Pan Ryszard nie dał się zwieść. Widział już nieraz takich szczyli co wyżej srali niż dupę miali. Namaszczony. Ambitny. Wierzący w swoją sprawę.

Gówno prawda!
Ryszard potrafił poskładać dwa do dwóch i dostrzegł w Lubomirskim bezczelnego oportunistę. Słyszał o ambicyjkach podpułkownika by wspiąć się na sam szczyt, by zająć miejsce Marszalika. Były to plotki, ale w plotkach często jest ziarenko prawdy. Patrząc jak oficer piął się błyskawicznie po szczeblach dowodzenia można było w to uwierzyć. Wzniosła idea? Może sam w to wierzył, ale pod tym kryła się zwykła prostacka żądza władzy.
Gdzie był Lubomirski kiedy Marszalik zdobywał wpływy i przysługi za granicą? Gdzie był Lubomirski kiedy zbierane były zasoby do odpalenia Powstania?
Dla Kocięby jasne było, że podpułkownik jest zwykłym społecznym pasożytem, który próbuje wdrapać się na szczyt startując z pleców kogoś kto już wiele lat się wspina.
Alkomanta wiedział, że jeżeli taki Lubomirski dopnie swoich politycznych celów to przeistoczy się w kogoś takiego jak ten złamas Prezydent Rybiński. No… może z większą dozą charakteru niż kolaborancki platfus. Od zarania dziejów Polska cierpiała przez ambicyjki takich maluczkich ludzi oraz ich nienasycone pożądanie władzy i zasobów.
A powodzenie ten operacji mogło oznaczać, że kariera Lubomirskiego wyskoczy do góry.
Tym bardziej poczuł do niego obrzydzenie, kiedy w aurze astralu dojrzał, że podpułkownik jest miłośnikiem kolorowych alkoholi, drinków, smakowych wódek i drogich likierów. Oczami wyobraźni widział jak Lubomirski wzdryga się na widok czystej wódki, złocistego piwa lub szlachetnego wina. W podróżowaniu kontenerem na śmieci było więcej godności niż w Lubomirskim. Kocięba postanowił sobie, że jeżeli zdarzy się kiedyś okazja to da oficerowi w pysk, uzupełniając niedobory witaminy W w jego pedalskiej wypacykowanej gębie.

Z wielkim trudem Alkomanta skupił się z powrotem na temacie konferencji starając się zignorować obecność dowódcy dupokracyjno pseudo-monarchistyczno obozu. Może i jego przepalony “magicznymi destylatami” umysł mocno ubarwiał rzeczywistość, ale wiedział już że tej kanalii ręki nie poda, choćby mu medal wręczał.
Myśl ta podsunęła mu iście diaboliczny pomysł na dosranie podpułkownikowi. Po co pięść? Mógł przecież uderzyć w jego wizerunek. Załatwić tak, że pan Lubomirski na jednostce w środku nocy po pijaku na czworaka ganiać będzie i wyć do księżyca.
Z uśmiechem satysfakcji ze swojego pomysłu Rysiu zwrócił uwagę z powrotem do rzeczy ważnych.

To co go cieszyło to to że projekt w ramach którego stworzono Czarci Pył to zwykła imperialistyczna ruska wunderwaffe, a nie kolejna sprawka Lam i ich światowej sieci ćpunów, zboczeńców i pederastów. Niewielkie pocieszenie tak naprawdę.
Ryszard złapał się na tym, że bardzo by chciał dołączyć do szanownego zgromadzenia magów i mędrców, którzy te wszystkie informacje zbierali i koordynowali działania przeciw użytkownikom Czarciego Pyłu. Niestety w wyniku intrygi został sierżantem i teraz musiał wykonywać cudze polecenia. Ech. Ważne że dla szczytnego celu.

Druga odprawa, ta operacyjna, dla podoficerów i tych którzy będą brali bezpośredni udział pozwoliła im się rozeznać w mapie Elbląga i rozłożeniu wrogich sił. Ryszard zastanowił się po czym od razu zgłosił się do załatwienia obrony przeciwlotniczej.
W tym celu miał zamiar działać z Bebokiem, pozostawiając jednak krasnoludowi działanie z drugiej linii.
Sam poprosił o przydział w ataku dwu technicali ( jeden z utyosem i drugi z granatami hef) dwu chujwie (humvee z m2hb )oraz M113 posiadający automatyczny granatnik (i bardziej pełnić rolę wsparcia niż główną siłę natarcia). Wziął też jednego egzorcystę z obstawą (wszak mieli iść koło cmentarza) oraz trzech druidów również z obstawą.
Koncepcja Kocięby była prosta - maksymalne pierdolnięcie z minimalnej odległości.
Kiedy przeciwnik będzie się przygwożdżony ogniem maszyn od ulicy Wschodniej, uderzyć na niego z flanki od strony lasu. Kocięba dostał informacje, że teren tam jest bardzo niewygodny, jednak dlatego potrzebował druidów. Trójka powinna wystarczyć by ich opleść czarami i przeprowadzić niepostrzeżenie pod pozycje wroga. To sprawiało że to podejście było mało prawdopodobne, a więc zaskoczenie będzie duże! A jak przystało na Komandosów... Mieli obalać nagle i zza krzaków.
Zajęcie Góry Chrobrego dawało świetną pozycję dla wszelkich spotterów i obserwatorów i otwierało możliwość natarcia na sąsiednie wzniesienia. Na widok słowa “Winnica” na mapie, aż się oblizał. Wiedział jednak, że muszą się skupić przede wszystkim na przygotowanie pozycji pod główny atak i zapewnienie sobie “mocnych tyłów”. Dlatego Bimbromanta postanowił dzielnicę o kuszącej nazwie zostawić na później, kiedy teren od Bażanciarni po Przy Młynie i wszystko co na wschód zostanie zajęty.
Oczywiście nie miał zamiaru się przy tym opierdalać i gdzie tylko była potrzeba i okazja miał zamiar zjawić się ze swoimi Komandosami by zapodać komuchom solidną dawkę witaminy W!

Ryszarda przeszedł przyjemny dreszcz gdy pomyślał o starym dobrym nagłym obalaniu zza krzaka. Niejedna flaszka została w ten sposób przez niego pokonana...
Teraz nadszedł czas by i komuchy poczuły obalającą moc Alkomanty.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-09-2019 o 10:54.
Stalowy jest offline