16-09-2019, 12:50
|
#13 |
| - Szukasz panienki, klecho? - Ochroniarz z brzuchem niebezpiecznie już napinającym skórzany kaftan splunął na ziemię przed karczmą. – Załatwie ci, tanio, zrobi wszystko co bedziesz chciał, a i wiyncej. Nie? Twoja strata. A ruda to poszła tamój. – Wskazał palcem kierunek.
Peter Hochmeister nie wiedział, co bardziej go szokowało. Brak szacunku dla kapłana Sigmara czy to, że kapłani mogli szukać w takim miejscu cielesnych uciech. Ruszyli jednak szybko, za szybko niemalże, i o mały włos przegapili kolejny trop. Szczęśliwie dla nich Liwia usłyszała cichy jęk z bocznego zaułka. Kilkanaście metrów dalej, pod ścianą budynku znaleźli Olafa, a przynajmniej kogoś pasującego do opisu pomocnika antykwariusza. Udało im się dość szybko ocucić nieprzytomnego mężczyznę z potężnym guzem na potylicy. Ten potrzebował jednak kilku minut na zrozumienie kim są i czego od niego chcą. - Tak, śledziłem ją... – Ciągle mówił niewyraźnie, odczuwając jeszcze skutki mocnego uderzenia w głowę. – Nie wiem, chyba nie widziała. Skręciła tu, a potem... Nic nie pamiętam...
Trop urwał się. Ponownie. Nie znaleźli śladów, a żebracy i ulicznicy nie widzieli nikogo przypominającego Katriny. Konrad nie po raz pierwszy pomyślał, że złodziejkę chronią bogowie. Tylko którzy? Wolken przeklął. - Mam tego dość. – Odwrócił się i odszedł, tak po prostu. Znali już jego wahania nastrojów, ale tego się nie spodziewali.
Do Białych Żagli powrócili w ciszy. Cały ich optymizm uleciał gdzieś wraz z kolejną ucieczką Katriny. Falkenberg przez całą drogę myślał o walce, którą stoczyli z kultystami przy jaskiniach. Raz za razem widział ostrze ciężkiego miecza zmierzającego w stronę głowy Liwii. Wiedział, że nie jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa na tej wyprawie. Wiedział, co musi zrobić.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
| |