17-09-2019, 18:40
|
#247 |
Administrator | Ogień ogrzewał w zimne noce lepiej niż kochanka (a przynajmniej był mniej wymagający), czasami jednak był niebezpieczny i niósł ze sobą śmierć... o czym dość boleśnie przekonał się adwersarz Randulfa.
- Spieprzaj, dziadu - rzucił łucznik, gdy wredny dziadyga obracał się w popiół, równocześnie wrzeszcząc na całe gardło. Ale, nie da się ukryć, nie miał zamiaru skrócić jego męczarni. - Ogień oczyszcza - dodał tytułem pocieszenia, czego tamten raczej nie docenił.
A potem przestał się interesować dziadygą, kierując swą uwagę na starą znajomą... a raczej młodą znajomą znaną mu od dawna.
- Witaj, Alicjo... - powiedział cicho. - I żegnaj... Dziękuję, że tyle razy mi pomogłaś. Odpoczywaj w pokoju.
Cieszył się, że dziewczynka wreszcie uzyska spokój, ale - z drugiej strony - przyzwyczaił się już do tych spotkań. Najwyraźniej należało pozostawić umarłych - umarłym, i zająć się żywymi.
Pomogli mieszkańcom miasteczka, więc pora było zadbać o siebie.
- Świetnie wyglądasz - powiedział, mierząc Morwenę-niedźwiedzicę od stóp do głów. - Fajne ubranko - zażartował, głaszcząc bark niedźwiedzicy.
- Chodź, zobaczymy jak się ma Oswald - zaproponował, po czym ruszyli w stronę centrum miasteczka. |
| |