Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2019, 15:37   #139
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Po otrzymaniu odpowiedzi na swoją propozycję Wiaderny nie protestował. Energicznie zasalutował przestrzeni między Lubomirskim a Zawadą i to był koniec dyskusji. Z jeszcze większą energią kopnął, gdy już wyszli z pokoju zebrań, stojący w korytarzu kubeł na śmieci, który rozbił się na przeciwległej ścianie. Nie tego chciał! Miał wejść na tyły nieprzyjacielskich pozycji i wykonać atak połową sił, o które poprosił, a co do których i tak nie miał przekonania, że będą wystarczające. I jakby tego było mało, w razie niepowodzenia miał tymi skąpymi siłami blokować ruchy wroga. Przynajmniej dostał w ramach zadośćuczynienia parę moździerzy i prześlizgnąć się na pewno będzie łatwiej, ale czy taka siła wystarczy? Niemniej... rozkaz to rozkaz...

* * * * *

Na razie wszystko szło dobrze, ale wciąż byli daleko od miasta. Trzymając się z dala od dróg szli mniej więcej z kierunku Piastowa i Milejewa. Momentami musieli iść odkrytymi polami, ale na wysokości Stobojów weszli w lasy, które zapewniały im osłonę. Wówczas skręcili na południe, przeszli w pobliżu jakiegoś kościoła, czy zakonu, Wiaderny nie przywiązywał wagi do nazwy tego kompleksu, gdy studiował mapę. Ważne było tylko to, że był pusty. Potem przeszli przez Łęczycką i zniknęli w gęstwinach dawnego parku krajobrazowego, który miał pozwolić im na ominięcie wysuniętych pozycji obronnych na przedmieściach Elbląga.

Podzielili oddział na grupy, by łatwiej uniknąć rozpoznania wroga. Na lewym skrzydle szli komandosi sierżanta Dobrzańskiego, potężnie zbudowanego chłopa o imponującej czarnej brodzie. Jego donośny głos potrafił rozstawić po kątach nawet najbardziej niekarnych żołnierzy. Wiaderny dodał mu też jednego z druidów. Nie pamiętał jak facet miał na imię, wolał się nie zbliżyć do pary leśnych klechów. Ale skoro mogli się okazać pomocni trzeba było tolerować ich obecność. Byle nie zanadto bezpośrednią.

W centrum szli leśni dowodzeni przez podobno plutonowego o pseudonimie Lis. "Podobno", bo kto ich tam wie tych partyzantów jakie oni mają w rzeczywistości stopnie? Nawet swoich imion nie chcą zdradzać, czemu mieliby mówić prawdę o innych rzeczach? Ale faktem jest, że jego ludzie go słuchali, więc nie pozostawało nic innego jak tylko zaakceptować fakt jego dowodzenia nad drużyną. Ponieważ była to najmniej narażona na atak pozycja w szyku, leśnym towarzyszyła drużyna moździerzy.

Prawe skrzydło osłaniała drużyna Wiadernego. Ewentualnego ataku można się było spodziewać, w zależności od etapu marszu, od strony drogi 504 i Dąbrowy, od Jeziorek lub wreszcie od Łęczyckiej, dlatego właśnie sierżant uznał, że w tym miejscu być powinien. Na szpicy zaś posuwała się drużyna sierżanta Grabińskiego - wygadanego cwaniaka i znanego kombinatora niestroniącego od alkoholu i hazardu, a krążyły też żarty, że jego nazwisko nie jest przypadkowe. Wiaderny momentalnie go polubił. Bez żalu odstąpił mu też drugiego druida.

Komandos znał się na swojej robocie, o czym dowodzący akcją mógł się przekonać, gdy z gęstwiny lasu wyłonił się jeden z jego ludzi.

- Sierżant Grabiński melduje - wysapał. - Dotarliśmy do linii koszar, ale koszary są zajęte przez czekistów. Sierżant czeka niewykryty na skraju lasu na rozkazy.

Na szczęście nie zaufał informacjom wywiadu i wolał się upewnić co do ich prawdziwości. A ponieważ kontakt radiowy był zakazany do czasu dotarcia do miasta, wysłał gońca z wiadomością. Wiaderny zdawał sobie sprawę, że cały plan się zesrał i przyjdzie im podjąć walkę wcześniej niż myślał. Ale co tam. Z północy już dobiegały ich odgłosy bitwy. Równie dobrze mogą się do niej przyłączyć już teraz.

* * * * *

- Granaty! - padł rozkaz.

Zawleczka, trzy sekundy, rzut. Dwie zielone cytrynki wpadły przez otwarte drzwi do środka. Całą kondygnacją wstrząsnęło, tynk posypał się ze ścian, ale potem nastała cisza, jeśli nie liczyć irytującego piszczenia w uszach. Ostrzał zamarł. Ostrożnie weszli do środka. Prowadził Gołko, po nim szedł Morawski, a trzeci Wiaderny. W pokoju znaleźli tylko poszarpane odłamkami trupy czekistów.

- Góra czysto! - krzyknął sierżant.

To było ostatnie pomieszczenie. Chwilę potem otrzymał meldunki od Dobrzańskiego i Grabińskiego, oni również zabezpieczyli budynki na tyłach jednostki. Cały kompleks był w ich rękach, ale teraz wróg wiedział, że tu są. Należało się zastanowić co robić dalej. Wiaderny miał pozwolenie zmienić plany jeśli uzna, że ich wykonanie jest niemożliwe, ale na razie nie chciał tego uznać. Na zewnątrz było już ciemno, próba dotarcia do miasta i przejścia przez przedmieścia wciąż mogła się powieść.

I właśnie wtedy cały budynek aż się zatrząsł, a z zewnątrz dobiegł ogłuszający huk eksplozji. Nie trzeba było geniusza by się zorientować co się dzieje.

- Ostrzał! Wszyscy do piwnicy, jazda!

* * * * *

Kilkanaście minut później piekło skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Po upływie kolejnych minut Wiaderny zbierał raporty o stratach. Dobrzański stracił jednego człowieka, Lis dwóch. Największym ciosem była jednak strata drużyny moździerzy i prawdopodobnie druidów, choć sierżantowi ciężko było ocenić do czego dokładnie byli zdolni i czy ich talenty mogły być przydatne w mieście. W zamian otrzymali prezent w postaci dziewiętnastu AK-owców z batalionu Bażant. Ich dowódca porucznik Roman był pechowo jedyną ofiarą ostrzału w swoim oddziale. Zgodnie z hierarchią teraz dowodził starszy plutonowy Kotwicz, którego Wiaderny wziął pod swoje rozkazy.

Wiaderny w towarzystwie Grabińskiego, Dobrzańskiego, Lisa i Kotwicza spojrzał na mapę. Mogli dalej próbować zrealizować oryginalny plan, ale skoro stracili element zaskoczenia, atak nieco ponad pięćdziesiątki piechurów bez wsparcia na pozycje strefy czerwonej wydawał się samobójstwem. Mogli jednak wspomóc uderzenie armii na osiedle Przy Młynie. Potem w razie potrzeby mogliby skierować się na południe i zajść jednostkę przy Grottgera od tyłu, albo kontynuować natarcie w głąb miasta, w zależności od rozwoju sytuacji. I taki właśnie plan zaproponował zgromadzonym dowódcom.

Mieli podejść lasami do pobliskiego osiedla domków jednorodzinnych od południa, gdzie powinni już zastać zaprzyjaźnione wojska. Potem przejść na drugą stronę Łęczyckiej i lasami dotrzeć na skraj osiedla Przy Młynie. Mogli zaatakować je od wschodu, albo nawet od północy, w zależności który wariant dowódca tego odcinka uzna za pożądany.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 22-09-2019 o 15:43.
Col Frost jest offline